farolwebad1

A+ A A-

Lektura Gońca (591)

piątek, 07 kwiecień 2017 14:44

Wspomnienia z mojego życia (58)

Napisane przez

BycsNowa Huta miała w każdej dziedzinie priorytet, była najważniejszym zagadnieniem w kraju, wszystko stało przed nią otworem. W ciągu jednego dnia mój szef administracyjny wyposażył wszystkie komórki w potrzebny sprzęt biurowy, meble, stoły kreślarskie, biurka itp. Kolega Moskwa ściągnął z Kielc głównego księgowego. Kraków był przeładowany wysoko kwalifikowanymi ludźmi różnych specjalności, dla których w Krakowie nie było odpowiednich miejsc pracy. Toteż, gdy się dowiedzieli, że powstaje nowa instytucja, drzwi się nie zamykały, mogłem wybierać i przebierać jak w ulęgałkach. Po kilku dniach mogłem stwierdzić, iż cały aparat zdaje egzamin i funkcjonuje bez zarzutu. Byli to bowiem pracownicy z dłuższym stażem w poważnych zakładach, kilku nawet z tytułem doktora. Nie trzeba ich było uczyć.

17 września przyjechał dyrektor Kulski, zaprosił mnie na popołudniową kawę do Wierzynka. Jako mój zwierzchnik, interesował się moimi zagadnieniami. Zdałem mu obszerną relację, z której wynikało, że właściwie wszystkie problemy organizacyjne zostały rozwiązane i dyrektor Moskwa znalazł zastępcę do spraw technicznych – naczelnego inżyniera, przedwojennego przedsiębiorcę budowlanego. Jeśli chodzi o dział administracyjno-finansowy, nie powinno być kłopotów. Kulski tylko na to czekał i natychmiast zapytał, czy mógłbym już teraz wrócić do Warszawy. Ja też na to czekałem. Odpowiedziałem, że już przed miesiącem była taka możliwość. Oczywiście musi ktoś fachowy na moje miejsce przyjść, ponieważ ci wybitni inżynierowie jednak nie są w stanie zajmować się tymi sprawami, nawet gdyby się na nich znali. Kwestia znalezienia na moje miejsce kandydata nie jest żadnym zagadnieniem – jeszcze dziś można zna- leźć kilku kandydatów z dobrymi kwalifikacjami.

piątek, 07 kwiecień 2017 13:50

Pamiątki Soplicy (52)

Napisane przez

pamiatki-soplicyWszystko idzie ad Caesaris exemplum. Za Sasów byliśmy pijaki, tchórze i ciemni, teraz jesteśmy trzeźwi, mężni i światli. Onegdaj my, starzy, w szkole nowogródzkiej przekonać się mogliśmy, że dziś dzieci więcej mają nauki niż za naszych czasów wysokie urzędniki.

To młodzieży się podobało, ale starzy trochę czoła namarszczyli; jeno że król, spostrzegłszy się, wnet temu dał inny obrót:

– Byliśmy tak szczęśliwi – rzekł –obejmując rządy powierzone nam od Boga, iż znaleźliśmy wielu starych, którzy uskutecznili nasze zamiary względem rozpowszechnienia nauk między młodzieżą. Bo bez pomocy tych weteranów, o których, widno, iż żartując, tak lekko wspomniałeś, mości księże pisarzu litewski, na nic by się nie przydały starania nasze.

A tymi słowy król mocno uradował całą naszą publiczność.

piątek, 31 marzec 2017 15:56

Wspomnienia z mojego życia (57)

Napisane przez

Bycs        Za dwoma stawami był duży uprawny ogród, oddzielony od szosy bardzo wysokim i gęstym żywopłotem z ałyczy.

        Ten opis Gościejewa podaję dla starszej czwórki swoich dzieci, przywróci im na pewno na pamięć te beztrosko przeżyte w tym otoczeniu chyba najpiękniejsze lata w ich życiu.

        W tym raju przyszło nam osiąść po trudach wojennych i okupacji. Czy można było sobie wymarzyć piękniejsze miejsce? A moja kochana Norcia długie lata mi wymawiała, że był to stracony czas dla dzieci. Ja przeciwnie, uważam ten okres za najpiękniejszy w ich życiu i najszczęśliwszy pod każdym względem. Kiedy inne dzieci nadal głodowały, one miały nadmiar wszystkiego, łącznie z czystym powietrzem, nie zapragnęły niczego. Sądzę, że właśnie dlatego nie chorują, a ja nie jestem nerwowy.

piątek, 31 marzec 2017 15:59

SPALENI SKRZYDŁEM ANTYCHRYSTA (7)

Napisane przez

AntczakWojciech        Porucznik „Kwiatek” wezwany nagle do Pułkownika sprawdził w kieszonkowym lusterku starannie przylizane włosy, poprawił jeszcze krawat i wyciągnął nieco mankiety białej koszuli ze srebrnymi spinkami, po czym ruszył w stronę gabinetu swego przełożonego. Uchyliwszy drzwi obite dermą, delikatnie zapukał we framugę.

        – Proszę, wejdźcie poruczniku... Kwiatek. Dobrze mówię?

        – Kwiatycki, obywatelu pułkowniku – poprawił go.

        – No jasne! Kwiatycki, Kwiatycki... Nieważne... Proszę, siadajcie poruczniku. Czy wiecie, po co was wezwałem?

        – Domyślam się, że w sprawie, którą aktualnie prowadzę...

        – To także, ale przede wszystkim, chciałem wam pogratulować podjęcia bardzo ważnej decyzji... życiowej, niejako.

        – ?

        – Widzę po waszej minie, że nie bardzo rozumiecie, co mam na myśli.

        – Ależ oczywiście, że wiem! Towarzysz pułkownik ma z pewnością na myśli zaręczyny!

        – Jakie zaręczyny?

piątek, 31 marzec 2017 15:09

Pamiątki Soplicy (51)

Napisane przez

pamiatki-soplicyTłumy szlachty przez cały ranek przybywały dla powtórnego powitania najjaśniejszego pana, a przed południem samym urzędnicy nasi przybyli z Nieświeża z doniesieniem, że lada chwila król przyjedzie. Jakoż niedługo czekaliśmy na karetę dworską, z której wysiadł król, książę wojewoda wileński, JW. wojewoda nowogródzki i ksiądz Naruszewicz, pisarz wielki litewski, a za nimi rozmaite karety, z których wysiadały: infuły, mitry, ordery, krzesła i tak dalej. Gospodarz, przyjmując u ganku wysiadającego króla, padł mu do nóg, dziękując za zaszczyt przyniesiony jego domowi; i my wszyscy klękli. Jak ojciec przez dzieci, tak król przez wiernych poddanych powitany został – i mocno go rozrzewniła czołobitność nasza. Nie obawa to była, ale miłość, a tego słodkiego uczucia tylko dobrzy, ojcowscy króle doświadczyć mogą. Pani chorążyna podała rękę królowi i zaprowadziła go do obszernej sali bawialnej, która w okamgnieniu się napełniła. Król, kilka chwil zabawiwszy, trochę z obywatelami rozmawiał, chwaląc uprawę roli w Nowogródzkiem, iż nawet na Rusi piękniejszego zboża nie widział, ale wkrótce kazał się zaprowadzić do komnaty jemu przeznaczonej.

piątek, 24 marzec 2017 07:50

SPALENI SKRZYDŁEM ANTYCHRYSTA (6)

Napisane przez

AntczakWojciech– Owszem, dziś, po latach można by tak powiedzieć, ale wtedy, po czterech latach okupacji, przygotowań, szkolenia nas na okoliczność ataku, jak tylko pozwolą na to warunki, ponadto Niemcy wydawali się być tacy słabi, niemal przegrani wobec nadciągającej sowieckiej ofensywy, więc chyba te okoliczności przemawiałyby za podjęciem takiej, a nie innej decyzji.

        – To nie żaden argument, zwłaszcza z wojskowego punktu widzenia, panie poruczniku. Mniemam, że nie zna pan prawdy, no może nie całej, bo któż jest w stanie poznać ją całą... Ale śmiem twierdzić, że nie są znane panu pewne fakty.

        – Być może, ale mimo to, będę bronił swojego stanowiska, że Powstanie tak całkiem nie poszło na marne, że jednak ten zryw miał swój sens, wtedy i teraz, choćby dlatego, że walczyliśmy o naszą godność w oczach... świata.

        – Świata?! Mówi pan „świata”, a wie pan, poruczniku, że świat ma te wszystkie heroiczne czyny głęboko... gdzieś! Świat, proszę pana, jest w sumie obojętny, a mam tu na myśli, tak zwaną opinię światową, z którą, tak naprawdę żaden zbrodniarz się nie liczy. Weźmy chociażby poprzednią wojnę, pierwszą światową, wojnę, chyba nie mniej straszną od ostatniej... Ileż to było wtedy zapewnień, deklaracji wszelkiej maści wielkich, światowych autorytetów, że już nigdy więcej nic podobnego się nie powtórzy... I co? W dwadzieścia lat później... Szkoda gadać!

piątek, 24 marzec 2017 07:45

Wspomnienia z mojego życia (56)

Napisane przez

Bycs24 stycznia wyruszyłem w kierunku Warszawy. Mróz szczypał w twarz, skrzypiał pod butami, do tego wiał mroźny boczny wiatr. Uratował mnie kaptur futrzany, który wraz z futerkiem dla Maryleczki miałem w plecaku. Żona, wyjeżdżając nagle z Krakowa, zostawiła niewykończone u krawca – teraz je odebrałem.

        Drogą w kierunku Warszawy płynął potok pieszych powracających na gruzy Warszawy. O poruszaniu się szybciej, niż dyktował tłum, mowy nie było. Dla mnie, szybkobiegacza, wlec się w tempie nadawanym przez słabszych piechurów było nerwowo nie do wytrzymania. Przeprawiłem się przez zwały śniegu i zacząłem maszerować dziarskim krokiem polami wzdłuż drogi. Z pól śnieg był zwiany.

        Pierwszy przystanek był w Słomnikach. Tu mój kuzyn, Kazio Paszkowski, wysiedlony z Poznania, osiadł jako ginekolog. Przed niecałą godziną urodził mu się trzeci z rzędu syn. Trafiłem na moment, gdy z oficerem sowieckim, który był przy porodzie, opijali szczęśliwy poród. Przysiadłem się do nich, by się posilić, wypić na każdą nogę, by się lepiej i weselej maszerowało, i w drogę. Zbyt blisko to było Krakowa, aby ulec Kaziowi i przenocować u nich. Założyłem bowiem w swoim planie, że codziennie będę robił 35-40 km. Piechurem byłem dobrym, nogi mnie nigdy nie bolały, zmęczenia nie czułem. W dodatku w przeddzień wyjścia z Krakowa otrzymałem w prezencie od kierowniczki magazynu wujostwa Howilów buty z cholewami, które w pospiechu zostawił gestapowiec zajmujący pokój w mieszkaniu wujostwa. Nie wiem, jak bym bez nich dobrnął do Żyrardowa.

piątek, 24 marzec 2017 07:31

Pamiątki Soplicy (50)

Napisane przez

pamiatki-soplicyKról, otoczony czołem województwa i tłumem szlachty, wjechał konno do Nowogródka i przed farnym kościołem stanął, chcąc najpierw uczcić Pana nad pany. Kiedy zsiadł z konia, pan chorąży Rdułtowski podał mu swoje ramię, a pan Stanisław Orzeszko, koniuszy nowogródzki, trzymał jedną ręką frędzle, a drugą strzemię. U drzwi kościoła na czele duchowieństwa JW. ksiądz Kuncewicz, kanonik wileński a oficjał nowogródzki, orderu królewskiego kawaler, powitał go mową. Po czym król, ciągle klęcząc, słuchał tajemnic Pańskich, w czasie których wymieniony szanowny kapłan przyniósł mu mszał i klęcząc podał mu św. Ewangelię do ucałowania. Po mszy św. urzędnicy województwa oddzielili się od szlachty i skupili się w grono. JW. Gedeon Jeleński, kasztelan nowogródzki, zabrał głos, którym oświadczył w imieniu tychże urzędników radość publiczną z powodu dnia tak świetnego, w którym łaska Najwyższego użyczyła ich województwu nacieszyć się obliczem pana i ojca całego narodu. Książę Radziwiłł, wojewoda wileński, lubo i był zaproszony do grona urzędników, stał między nami, oświadczywszy, iż nie mając urzędu w tym województwie, jest prostym szlachcicem. Gdy skończył mówić JW. kasztelan, od nas witał króla jegomości pan Paweł Odyniec. Po tych mowach i królewskich odpowiedziach – bo król na każdą mowę odpowiadał dziwnie pięknie, a głosem tak miłym, że jakby wdzięczną muzyką wszystkich serca wabił ku sobie – dopiero duchowieństwo, urzędnicy, szlachta, ba, i prostaczkowie nawet. zaczęliśmy śpiewać Te Deum laudamus. Po odśpiewanym hymnie poszliśmy wszyscy za królem do szkoły wojewódzkiej. Ksiądz Krysztof Haraburda, rektor, przyjął króla łacińską mową, na którą król odpowiedział tymże językiem, ale tak płynnie, jakby rodowitym, czym do reszty nas zawojował. Potem od każdej szkoły uczeń wystąpił przed króla z mową. Od poetyki w języku francuskim perorował pan Julian Niemcewicz, podkomorzyc brzeski. Widać było, że król był uderzony wymową tego kawalera; jakoż mnie upewniali świadomi przytomni, że ta mowa miała być bardzo piękną.

piątek, 17 marzec 2017 15:54

SPALENI SKRZYDŁEM ANTYCHRYSTA (5)

Napisane przez

AntczakWojciech– Ach, to pan! Proszę, niech pan wejdzie... Dziękuję, panie Władysławie, wszystko w porządku.

        – Jestem „Virtus”. Przychodzę z rozkazu... – zawahał się znowu, wciąż nie wiedząc, czy rozmawia z właściwą osobą.

        – Och, przepraszam, nie przedstawiłam się panu. Jestem Maryla ...ska – powiedziała specjalnie niewyraźnie, wymieniając tylko końcówkę swojego nazwiska. – Jestem żoną „Wielunia”.

        – Muszę się pilnie widzieć z pani mężem.

        – Tak, oczywiście, ale męża nie ma jeszcze w domu... Proszę, niech się pan rozgości, proszę dalej... – mówiła, sprawiając wrażenie zaskoczonej i skonsternowanej.

        – Czy mąż w ogóle mówił pani, po co chcę się z nim widzieć?

        – Tak, ogólnie, ale do niego ostatnio przychodzi sporo osób, że już sama nie wiem...

        – Czy mąż nie zostawił dla mnie żadnej wiadomości?

        – Powiedział mi tylko na odchodne, że ktoś z Wilna ma przyjechać i gdyby...

        – Gdyby, co?

        – Żeby ten ktoś poczekał, ale ja naprawdę nie wiem, kiedy on wróci... Rozumie pan, ja...

        – Czy pani mąż nie zostawił dla mnie jakichś dokumentów, czy choćby adresu, gdzie mógłbym się z nim spotkać, kompletnie nic?

        – Widzi pan, mąż nie wtajemnicza mnie w swoje sprawy... Ale, on powinien zaraz być. Proszę do pokoju. Niech pan siada – powiedziała, odsuwając krzesło od stołu nakrytego koronkowym obrusem.

piątek, 17 marzec 2017 15:48

Wspomnienia z mojego życia (55)

Napisane przez

BycsByło już ciemno, gdy pociąg wjeżdżał na dworzec w Poznaniu. Tramwaj zawiózł mnie na pl. Wolności (Adolf Hitler Platz), skąd już pieszo w al. Marcinkowskiego pod wskazany numer.

        Wyściskaliśmy się z Kunzem, w prezencie podarowałem mu piękne przedwojenne półbuty, które mi do obozu przysłał mój kuzyn Hieronim Wilgocki z Ołoboka – niestety za małe. Kunze mieszkał u swego kolegi i przyjaciela z Ilmenau, który tu, w Poznaniu, pełnił podobną funkcję, jak Kunze w Warszawie. Zjedliśmy razem przydziałową kolację, dużo skromniejszą niż na moich imieninach w Eilenburgu, pogadaliśmy o sytuacji na frontach – smutny dla nich, a radosny dla mnie temat, i Kunze zawiózł mnie na ul. Grunwaldzką do tzw. Miasteczka Wystawowego. Był to zespół kilkudziesięciu baraków drewnianych, zbudowanych przed tzw. Pewuką – Powszechną Wystawą Krajową w 1929 roku – z przeznaczeniem na hotele dla zwiedzających. Niemcy nazwali je „Ausstelungsdorf” – wieś wystawowa.

        Nim wyruszyliśmy, Kunze zadzwonił do Leista i zameldował mu moje przybycie. Następnie podał mi słuchawkę. Zameldowałem się po wojskowemu i wyraziłem podziękowanie za sprowadzenie mnie do siebie. „Fuer Morgen lade ich Sie zu Mittagessen. Kunze wird Sie bringen” – na jutro zapraszam pana na obiad. Kunze pana przyprowadzi. Próbowałem się od tego wymówić brakiem odpowiedniego ubrania, ale Leist nie chciał o tym słyszeć.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.