– I stąd „Majeranki”?
– Tak, od nazwy naszego nazwiska Majer, ale że rankiem powstała nazwa, więc świetnie się złożyło, że powstał „Majeranek”, a z drugiej strony, jest to przecież zioło, które występuje w wiejskich ogródkach, i nam to bardzo spasowało i zostały „Majeranki”.
Obecnie zespół liczy 96 dzieci, jest podzielony na dwie grupy, jedną młodszą, dziecięcą...
– A gdzie działa głównie?
– Przy Stowarzyszeniu Miłośników Kultury Ludowej. Oczywiście to stowarzyszenie powstało na rzecz „Majeranków”, żeby ten zespół miał taki punkt zaczepienia.
– Z jakich okolic są dzieci?
– Dzieci są z Rabki i okolic, Raby Wyżnej, są z Olszówki, są ze Rdzawki, ze Skawy, z Sieniawy, z okolicznych wsi. Z Chabówki głównie, bo centralną naszą parafią jest parafia Brata Alberta właśnie z Chabówki. Przy stowarzyszeniu działa szkółka gry na instrumentach ludowych, prowadzona przez Jakuba Rusieckiego dla dzieci, tych najmłodszych, a potem przez Piotra Majerczuka dla dzieci starszych. Uczymy również tańca, uczymy śpiewu, obrzędów, zwyczajów naszych polskich.
– Dzieci się garną?
– Garną się. Nabór mamy co pięć lat, więc na ten nabór przychodzi dosyć spora liczba dzieci, ale nie robimy żadnych przesłuchań, tylko po prostu kto chce. A potem czas pokazuje, które dzieci rzeczywiście się w tym odnajdują, które nie.
– Czy dużo jest wyjazdów?
– Tak, wyjazdów jest dużo. W zeszłym roku byliśmy w Peru na festiwalu, w Limie i w Andahuayas, dwa lata temu w Ekwadorze, byliśmy również w Meksyku, byliśmy w już w Stanach Zjednoczonych. Akurat tak się złożyło, że byliśmy w Pompano Beach, u księdza, który jest obecnie proboszczem w Oshawie. Tak że dzisiejsze spotkanie miało taki wymiar, można powiedzieć, podwójny. Po spotkaniu po latach ksiądz poznał dzieciaki, które wtedy miały po sześć lat, a dzisiaj to już młodzież, więc to było wzruszające. W Kanadzie jesteśmy już po raz drugi, byliśmy siedem lat temu.
– Zapytam jeszcze, jak Pani oczami wygląda Polonia i my, Polacy tu mieszkający?
– Powiem szczerze, że poza tym, że jest bardzo zimno w Kanadzie – pierwszy smak Kanady to jest ten niesamowity mróz – to domy oczywiście, w których mieszkamy, są pełne ciepła i serca dla nas, tak że czujemy się jak u siebie w domu. Natomiast niesiemy radość ludziom. To czuliśmy w Teksasie i tak samo czujemy tutaj. Wiele przynosimy wzruszeń, wspomnień.
Jurek Czyszczoń: Łez.
Dorota Majerczyk: ...łez, bo kolędy polskie są najpiękniejszymi kolędami na świecie. Mówią właśnie o tęsknocie, a tutaj właśnie, na emigracji, ja miałam kiedyś, bardzo dawno, 25 lat temu, możliwość sama przeżycia, dotknięcia tej emigracji. Byłam w Ottawie, mieszkałam z rodzicami, przyjechałam tutaj na pobyt stały, ale niestety, tęsknota za domem i za moim mężem obecnym była tak wielka, że wróciłam. I dzisiaj przyjeżdżam po latach i dobrze wiem, co to znaczy tęsknić za domem. A to jest emigracja, wielu ludzi zostawia swoich najbliższych w Polsce, czy to rodzice, czy to są dzieci, czy siostry, bracia. I w momencie właśnie takim, jakim jest Boże Narodzenie, to jednak myślami i sercem jesteśmy razem z nimi.
– Jak to się stało, że Pan sprowadza akurat ten zespół, skąd ta znajomość?
Jurek Czyszczoń: Tak się złożyło, że akurat graliśmy kiedyś u pana Jaśkiewicza i kiedy Dorota mi wspomniała, że jadą do Teksasu, to narodziła się taka myśl, że może z panem Jaśkiewiczem, bo to jest coś innego, ale pasujące do siebie. I podałem taką propozycję, że przyjeżdżają „Majeranki”, dziecięcy zespół. Troszeczkę takie pod znakiem zapytania, bo to może nie pasuje do „Sinfonietty”, ale był to gwóźdź programu w tym występie.
Dorota Majerczyk: Tak, bisowaliśmy.
Jurek Czyszczoń: Tak, bisowali. A wywodzę się stamtąd i ta kultura jest mi bardzo bliska.
– Skąd konkretnie?
Dorota Majerczyk: Może ja powiem, bo jemu może być niezręcznie. To jest nasza rodzina. Rabka.
Jurek wychował się w rodzinie z tradycjami, przecież przez długi czas był kierownikiem zespołu regionalnego „Skalni”, studenckiego, w Krakowie, gdzie nasi Podhalanie studiują i tam tańczą, mają zespół. Wiele, wiele lat przetańczył, prześpiewał, prowadził zespół jako instruktor.
Jurek Czyszczoń: Prowadziłem tu zespół „Harnasie” przez jakiś czas.
Dorota Majerczyk: Tak. I wydaje mi się, że miał to we krwi, bo nawet jak jeszcze był w zespole, to przychodził do nas. To jest naszej mamy brat, czyli mój bliski wujek, który – jak pamiętam jako dziecko – zawsze śpiewał, zawsze przychodził, nawet gęśl trzymał w ręce i coś przygrywał. I cieszył się tym bardzo, cieszył się w rodzinie tym muzykowaniem, tym śpiewem. I przecież był świetnym tancerzem. Więc to zostaje, gdziekolwiek by był na jakiejkowiek emigracji, czy w Australii, czy na końcu świata, to zostaje we krwi. I każdy występ przeżywa osobna, tyle razy słyszałeś już te pastorałki, kolędy, a ciągle przeżywa na nowo.
Jurek Czyszczoń: Oczy się szklą, kiedy się słyszy, za każdym razem, kiedy te dzieci śpiewają.
Dorota Majerczyk: Jest wspaniałe, że dzieciom można pokazać świat, ale te dzieci można pokazać światu, więc to jest ten cały sens.
– Nie mają kompleksów, jakie miały poprzednie pokolenia.
– Nie mają. Poza tym opowiadają po przyjeździe do Polski, gdzie były, co zobaczyły, a zobaczyły przecież dużo, i atrakcji, i miejscowości, Toronto, i na wieży były, i w akwarium. I naprawdę ludzie starają się nas ugościć.
Jurek Czyszczoń: Dzięki sponsorom, którzy pomogli nam, bo to 23-osobowa grupa – i przemieszczać, i gdziekolwiek się wchodzi, to są setki dolarów, ale mieliśmy przyjaciół, którzy nam pomogli, i chciałbym przy okazji podziękować im bardzo serdecznie. Nie mówiąc o rodzinach, które przyjęły do siebie te dzieci i stworzyły im warunki naprawdę domowe i co tylko można było. Byliśmy na lodowisku, byliśmy w kręgielni, byliśmy na wieży CN Tower, nad Niagarą, żeby pokazać. Budzi się w człowieku ta chęć dania i pokazania, jest to piękne.
Dorota Majerczyk: Począwszy od pierwszych koncertów, w parafii św. Teresy przecież, i w Brampton, i na tym koncercie właśnie z orkiestrą, i w St. Catharines dało się odczuć gościnę Polaków i naprawdę wiele, wiele radości i wzruszeń. Bardzo się z tego cieszymy, że mogliśmy w jakiś sposób przywieźć radość naszym rodakom tutaj, za oceanem.
– To wspaniale. Jesteśmy jednym narodem ponad granicami, to trzeba podkreślać w Polsce, żeby to ludzie wiedzieli, i tutaj.
Jurek Czyszczoń: W tych czasach teraz, żeby tego nie zgubić, żeby to kontynuować. A jak się widzi małe dzieci, które to grają, i mają jeszcze z tego radość, to znaczy, że one będą z tym szły w swoim życiu.
– Czyli jest nadzieja?
Dorota Majerczyk: Tak, wychować po prostu na dobrych, wartościowych ludzi, którzy szanują swoje korzenie, swoją tradycję, bo wtedy, jeśli one będą szanowały swoje, będą szanowały również tradycje, kulturę innych. I to jest też ważne w dzisiejszym świecie, żeby one miały szacunek.
Jurek Czyszczoń: Bo nam się chce przedstawić inne wartości w tym naszym świecie, które przy takim wychowaniu będą miały mniej ważną rolę. I to jest ważne.
– Jestem pod wielkim wrażeniem i muzyki, i dzieci, i tego, co Pani i Pan mówią. Wielkie gratulacje i dziękuję bardzo. Miejmy nadzieję, że to nie jest ostatni raz.
Dorota Majerczyk: Mamy taką nadzieję, jak wujek odpocznie tak z dziesięć lat... może uda się coś połączyć.
Jurek Czyszczoń: Może wcześniej jednak...
– Dziękujemy bardzo.