A+ A A-

Pracowałem dla kanadyjskiego kontrwywiadu cz. 1

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

csisPublikujemy wspomnienia naszego rodaka z Mississaugi, który jeszcze nie tak dawno współpracował z kanadyjskim kontrwywiadem przeciwko KGB, identyfikując agenturę Bloku Wschodniego w Ontario. Z wiadomych powodów nie możemy zamieścić wszystkich szczegółów tych operacji.

      – Jak to się wszystko zaczęło? Przyjechał Pan do Kanady w 70. latach... Jak do Pana trafił CSIS?

      – Wtedy jeszcze nie było CSIS, tylko wydział RCMP; Canadians Security Intelligence Services, to był koniec lat 70., początek lat 80.

      Trafiłem tu w 70. roku, przyjechałem jako młody, dwudziestodwuletni facet, niedługo po wyjściu z wojska. W 68 wychodzę z Czechosłowacji po inwazji, pracuję. Pracowałem na kolei, chciałem dalej studiować, ale były problemy z przyjęciem na studia, no więc wojsko, a zaraz po wojsku wyjazd.

      – To było możliwe w 70. roku?

      – W 70. roku nie było możliwe. Dzięki pomocy mego ojca, który był dyrektorem banku i miał wpływy, miał kolegów z Kresów.

      – Pana rodzina pochodzi z Kresów?

      – Tak, spod Lwowa. Początek był taki, że w 1966 roku brat mojej matki przyjechał z rodziną z Kanady po 40 latach; zobaczył mnie w ogrodzie, byłem jeszcze uczniem technikum, i mówi: "zabieram cię do Kanady". Tak z niczego.

      Czułem się podekscytowany tym wszystkim. On spełnił obietnicę. Dostałem promesę wizy. Wszystko dopięło się na początku 70. roku. Wyjazd "Batorym", lądowanie 14 sierpnia w Montrealu, przyjazd do Toronto; na drugi dzień czy po dwóch dniach złożyłem podanie o pobyt, no i praca, nauka języka angielskiego.

      – Prosiło się wtedy o azyl?

      – Nie, wszystko to zajęło dokładnie 8 tygodni i już miałem pobyt stały.

      – Tak po prostu powiedział Pan, że chce tu zostać?

      – Tak. Badania lekarskie, dokumenty ze szkoły przywiozłem, dosłano mi, musiałem je przetłumaczyć. Kanada była otwarta w tym czasie na młodych imigrantów. Poszedłem do George Brown College. Pracowałem w Goodyear Tire tu, na Lakeshore.

      Po 2-3 latach był strajk, wtedy już byłem żonaty, kupiłem sobie dom i samochód, w ciągu trzech lat. Pracowałem 7 dni w tygodniu po 12 godzin dziennie, moja żona pracowała też w tym czasie, a byliśmy jeszcze bezdzietni, więc oszczędzało się.

      Pamiętam, za pierwszy nowy samochód zapłaciłem 2800 dol.

      70. lata to są najlepsze lata, jakie mogłyby być tutaj dla młodych ludzi. Za dom zapłaciłem 50 tys., 8 tys. dałem downpayment. W Goodyear pracowałem fizycznie, ładowaliśmy kauczuk na przemiał, do robienia gumy na opony itd.

      Po strajku poszedłem do szkoły, do Centennial College. Tam chodziłem prawie 1,5 roku. W 1975 roku, jak zdałem egzaminy w lecie, w czerwcu, zacząłem szukać pracy, a moim marzeniem było dostać się albo do Canadian Pacific, albo do Canadian National, bo miałem zawód z Polski pomocnika maszynisty.   Pracowałem przed wojskiem najpierw w Brochowie, na towarowych pociągach, a później wujek przeniósł mnie na Dworzec Główny we Wrocławiu, gdzie prowadziłem też pociągi osobowe.

      Było bardzo ciężko dostać się do CN nawet jako pomocnik maszynisty. W tym czasie nabór był zamknięty, nie pamiętam z jakich powodów. Wtedy istniały Canadian Pacific i Canadian National, to były dwie, narodowa czy państwowa i prywatna, firmy. Trafiłem więc tutaj do firmy, która poszukiwała specjalistów, bo moja specjalność to było diesel, skończyłem silniki spalinowe wysokiej pojemności, w Polsce silnik dieslowski lokomotywy był 2200 KM, V16.

      Studiowaliśmy tutaj systemy hydrauliczne, pneumatyczne, pompy wtryskowe, no i silniki dieslowskie. To była tutaj cała nasza nauka oprócz języka angielskiego i matematyki.

      W 75 roku zostałem przyjęty do firmy, która zajmowała się sprzedażą sprzętu rolniczego. Związek Sowiecki miał bardzo marny eksport do krajów zachodnich. Rosjanie sondowali tutaj rynek przez sprzedaż; była prywatna firma, która nazywała się chyba Lakefield.

      Pierwsze sto traktorów sprzedano pod koniec lat 60. Zdecydowali, że powstanie firma, która zajmuje się eksportem, sprzedażą sprzętu rolniczego na terenie Kanady i Stanów Zjednoczonych. Była to jedna z pierwszych firm, które w ogóle powstały, i była kontrolowana przez firmę TractorExport. Te firmy tutaj nabyły ziemię. Rosjanie nigdy nie wynajmowali u kogoś, oni zawsze kupowali ziemię.

      Tak więc to była kanadyjska firma i ta kanadyjska firma mnie przyjęła do pracy jako mechanika.

      – Pan się tam sam zgłosił?

      – Tak. Znalazłem ogłoszenie, że poszukują mechanika ze znajomością jęz. rosyjskiego. Wszystkie dokumenty, wszystkie sprawy techniczne były w języku rosyjskim.

      Zostałem przyjęty do pracy, to był chyba lipiec, pamiętam, że było gorąco. 75 rok. I ta firma po roku, w 1976, została kupiona przez drugą firmę, która powstała w tym samym budynku, ale już była kontrolowana całkowicie przez Sowietów.

      Ta pierwsza była kanadyjska tylko od marketingu, od sprzedaży, byli salesmani, mechaników dużo nie było. W 76 roku, pod koniec, zaczął się napływ personelu sowieckiego. Przedstawili nam nowych dyrektorów, którzy byli już rosyjskojęzyczni, i był generalny dyrektor, finansowy dyrektor, zastępca generalnego dyrektora ds. technicznych, ds. części, to było 5 głównych osób.

      Firma już była kontrolowana przez przedstawicielstwo handlowe Związku Sowieckiego przy ambasadzie w Ottawie. Moim pierwszym przełożonym był odpowiedzialny za produkcję, nazywał się Charitow. Facet płynnie znający jęz. angielski, był odpowiedzialny za produkcję.Rosjanie zaczęli przyspieszać napływ sprzętu, tutaj do Toronto przypływały statki. Zaczął się później pomału rozbudowywać oddział w Milwaukee w Wisconsin. Komunikowałem się trochę, no i ten Charitow, jak już był napływ, zaproponował mi stanowisko supervisora, widział moje zdolności, powiedzmy, mechaników było więcej. Ciągniki trzeba było pomalować, bo okazało się, że ta fabryczna farba była złej jakości. Ale cena była rewelacyjna - 4-5 tys. dol., a kanadyjski ciągnik kosztował wtedy 15 czy 20 tys. Oczywiście też mniej paliły.

      – Czyli co, lepsza była technologia sowiecka?

      – To była niemiecka technologia z lat wojny.

      – I ona i tak była lepsza od tej amerykańskiej?

      – Tak. Tzn. pewne usprawnienia były, ale podstawowe silniki z tych dwóch fabryk, które żeśmy brali, to były na zasadzie Deutza.

      – Czyli Pan zaczyna robić karierę w sowieckim przedstawicielstwie tutaj. Poznaje pan Rosjan, a oni chcą też z Panem utrzymywać kontakty...

      – Im więcej ich przyjeżdżało, tym większe były wymagania, bo znałem rosyjski, a to była jedyna droga porozumienia z personelem z fabryk, który w ogóle nie znał angielskiego. Zostałem supervisorem czy foremanem, jak to nazywali. W końcu zostałem kierownikiem całych warsztatów przygotowawczych. Miałem 25-30 ludzi, biznes się rozkręcał. Sowieci brali udział w wystawach rolniczych itd. To lata 70. Byłem też wzywany na narady robocze.

      – To wszystko po rosyjsku?

      – Po rosyjsku, jedynie marketing, to już był personel kanadyjski.

      – Ile traktorów się sprzedawało?

      – Były czasy, że statki przywoziły do 500-1000 sztuk. W tej chwili trudno powiedzieć. Myśmy mieli 17 modeli traktorów.

      – Kiedy się Pan zorientował, że Rosjanie mogą coś jeszcze od Pana chcieć?

      – Były takie momenty. Zaczęliśmy aktywnie brać udział w wystawach; przy tych wystawach moim zadaniem było zawieźć sprzęt, trucki przygotować, traktory załadować, wyczyścić, wymalować, ustawić.

      Przychodzili tam sprzedawcy amerykańscy czy kanadyjscy. Zaczęło się od tego, że niektórzy z tych doradców, którzy przyjeżdżali z ZSRS, szczególnie na czas wystaw, zbierali informacje. Chodziło o technologie. Czasami im trudno było dogadać się po angielsku albo byli z akcentem nie takim, a ja byłem na wystawach częstym gościem, więc z nimi chodziłem jako tłumacz. I tak to się zbierało te informacje.

      Mieli oddzielne biuro do tego, zbierali katalogi, dane techniczne różnych wyrobów, jakie są fabryki i co robią. Ten zakres ciągle się poszerzał. No a ja już byłem zaufanym. To wszystko się pogłębiało. Chciałem im pomóc. Chociaż wtedy czasami wydawało mi się, że z tą informacją wychodzili poza... Interesowali się elektroniką, chcieli robić zdjęcia w kabinach, chcieli robić rozpracowanie nowych dashboard na tych wystawach. Nikt tam prawdopodobnie nie bronił, bo każdy mógł na wystawę wejść, usiąść sobie za kierownicą, nie było w tym nic zdrożnego i to nie była żadna tajemnica.

      – Pan nie podejrzewał, że to może mieć coś wspólnego ze szpiegostwem?

      – W którymś momencie doszło to do mnie, ale wtedy jeszcze nie.

      – W którym momencie Pan się zorientował?

      – To był może rok, 77, 78, po dobrych 3 latach. Był wtedy taki czas, że się na ryby jeździło, łódka nie była droga. Oni wędek nie mieli, musiałem postarać się o wędki. Nie wiem, czy to przy wódce, bo wtedy trochę żeśmy sobie popijali, Oleg poprosił, żeby zdobyć jakieś informacje. Oczywiście pomogłem w tym. Musiałem dzwonić, szukać takiej informacji, która nie była bezpośrednio związana z tym, co robiliśmy. I to tak to się zaczęło, potem coraz więcej, coraz więcej. On był jednym z tych, co odpowiadali za zdobywanie nowych technologii, Oleg, był finansowy dyrektor, dwóch zastępców od spraw technicznych i od zapasowych części. Oni też mieli swoje zapotrzebowania.

      – Czyli miał Pan absolutne zaufanie swoich szefów?

      – Absolutne. Dostawałem pieniądze, za które kupowałem części. Montowaliśmy siedzenia, bo rosyjskie siedzenia to była cerata, jak ktoś siedział na nich 5 godzin, to już sprężyna w tyłek wchodziła. Więc później kupowaliśmy niemieckie, z kontrolą, powietrzne. Później kabiny trzeba było wymieniać, cały czas rynek wymagał lepszych.

      – Oni nie mogli tego w Sowietach zrobić?

      – Nie, nie mieli technologii.

      – Kiedy nastąpił ten przełom, że zgłosiło się do Pana RCMP?

      – To było w 78 roku, pamiętam, bo sprzedałem swój dom w High Parku i kupiłem drugi. Któregoś dnia zapukało do mnie dwóch cywilów. To było wieczorem. Chcieli ze mną rozmawiać. Ja się pytam, kto oni są, a oni, że są ze służb, że reprezentują, nie pamiętam, jak to określił, i czy ja jestem łaskawy z nimi parę minut porozmawiać. Zaprosiłem ich do domu, facet wyciągnął teczkę padło nazwisko czy taki a taki tam pracuje – Tak zgadza się. – A co pan tam robi? – A czy to jakieś przesłuchanie – pytam? – No nie...

      Jak już rozmowa się zrobiła rozluźniona, pytają, czy mógłbym im pomóc. Oni mnie nie namawiali, to była rozmowa luźna i w którymś momencie jeden z nich wyjął 3-4 fotografie . Oni pytają, czy ci ludzie pracują w tej firmie, że to są Rosjanie, bo oni by chcieli sprawdzić.

      – Proponowali pieniądze?

      – Nie, tylko pytali, czy rozpoznaję tych ludzi i czy oni właściwie pracują w tej firmie. Ja potwierdziłem, że ten jest Oleg, ten jest Sasza, ten jest Alex.

      – To byli Pana szefowie?

      – Szefowie. Na razie było czterech. W tamtym czasie Rosjan może było 6 czy 7.

      Zanotowali nazwiska i zapytali, czy mogą za jakiś czas przyjść znowu, bo ciągle przyjeżdżają technicy z różnych fabryk, z Mińska, z Władimira, z Lipiecka, z Ukrainy, z Charkowa, z Dniepropietrowska, z Leningradu, tych fabryk jest tam masę, więc każda fabryka wysyłała swoich. Najpierw po jednym, później więcej, to zależało od sytuacji. A problemy były różne, szczególnie nagminne z przeciekami, wibracje tych silników, to nie było takie dopracowane jak dzisiaj, więc tych zażaleń było masę.

      Nie odpowiedziałem ani tak, ani nie, tylko że się zastanowię. To była taka pierwsza wizyta. To trwało może pół godziny, nie więcej.

      Takie spotkanie niezobowiązujące. Minęło parę miesięcy, nic się nie działo. Już nawet zapomniałem, że coś takiego było, no i po trzech miesiącach telefon do domu, czy można się umówić na spotkanie, ale już nie w domu.

      Powiedziałem, że nie chcę, żeby przychodzili do domu, czy coś takiego, żeby zaproponował spotkanie w restauracji. Później spotykaliśmy się w hotelach, wszystkie hotele w Toronto chyba znam. Za każdym razem w innym.

      – W pokojach hotelowych?

      – Tak.

      – Pan dostawał numer pokoju i oni tam byli?

      – Tak. Umówiony przychodziłem, albo miałem już kartę, pokój był zarezerwowany na dzień, na noc, na dwie. Był barek z alkoholami, telewizja. Atmosfera robocza.

      – Czym się głównie interesowali?

      – Na drugim spotkaniu było to samo; identyfikacja ludzi. Tych, którzy tu przyjeżdżają, czy są naprawdę doradcami technicznymi i czy są wykwalifikowani.

      – Ilu z nich miało podwójne zadanie?

      – Byli tacy i tacy.

      – Pół na pół?

      – Niekoniecznie.

      – Ten notatnik to są Pana notatki?

      – Tak. Niektóre były moje. Notatki musiałem robić cały czas, no bo tyle informacji. Cokolwiek ja notowałem, to było ich własnością. To były ustalone zasady gry.

      – Czyli kontaktowano się z Panem telefonicznie, Pan wyjeżdżał do hotelu, a tam ile czasu Pan spędzał?

      – Zależy, jaki materiał żeśmy opracowywali, nieraz to było godzinę, a nieraz całą noc lub pół nocy.

      – Żona nie podejrzewała Pana o jakiś skok w bok?

      – Żonie z początku wydawało się, wiedziała mniej więcej.

      – Nawet najbliższa rodzina nie wiedziała, że Pan współpracuje z kontrwywiadem?

      – Nie. To musiało być tak dokładnie zakonspirowane.

      – Zaczęli Panu płacić?

      – To po jakimś czasie dopiero. Jeżeli rosła odpowiedzialność i liczba zleceń. Nigdy nie dopominałem się o to.

      – Oni dyktowali cenę?

      – Były takie momenty, jeżeli wiadomość, która była sprawdzana, jeżeli byli zadowoleni, i ich przełożeni, to oni wszyscy dostali. Różnie było.

      – Gotówką?

      – Tylko gotówka.

      – Duże pieniądze?

      – Różne. Nie mogę powiedzieć.

      – Pan nie mógł tych pieniędzy pokazać?

      – Szukałem metod, żeby upłynnić jakoś gotówkę. To był najmniejszy problem.

      – A strach, bał się Pan?

      – Były momenty, szczególnie jak byłem w Rosji, na wyjazdach służbowych, bo ja jeździłem jako tłumacz z wycieczkami. Organizowaliśmy wycieczki w nagrodę dla dilerów.

      – Czy i czego się Pan bał, wyjeżdżając, czy RCMP zapewniało jakiś rodzaj ochrony, gdyby KGP Panem się interesowało?

      – Tutaj nie. Miałem pełne zaufanie ludzi, dla których pracowałem, robiłem im wiele prywatnych przysług. Miałem dyrektora Moskalenkę, który był generalnym dyrektorem, niekoniecznie pracował dla KGB, ale jego zastępca już mógł. On dostawał zastępcę, nie miał kontroli, kto przyjeżdżał, czy ds. technicznych, czy finansowy dyrektor, nawet przyjechał jeden z awiacji, Avio Export, chodziło o sprawy samolotowe. To były ogromne centrale, pracowała w nich ogromna liczba ludzi. Tych firm stworzono 14 w zachodniej Europie, myśmy pracowali później ze Szwedami, w Anglii, Francji, Nowej Zelandii, w Stanach itd., to krytyczny moment był, jak wam wspomniałem o tym dyrektorze finansowym ze Stanów, który uciekł z pieniędzmi do CIA. Ale po tej wizycie, był z początku moment...

      Ja się więcej obawiałem o nasze pobyty w Moskwie, w Mińsku czy w różnych miastach. Wiem, że byłem śledzony, ale może nie z tego powodu. Handlowaliśmy rublami. Jeżeli w tym czasie oficjalna wymiana była za 1 rubla 80 centów amerykańskich. To był śmiech. A więc na wolnym rynku sprzedawałem swoim dilerom. To byli młodzi ludzie, chcieli zabawić się w restauracji, szampanskoje wypić, pieniądze się wydawało. Chcieli kupić złoto, no więc trzeba było tysięcy rubli.

      Miałem kontakty, wiedziałem, że wśród kelnerów są agenci. W Rosji był system, że babka klozetowa, babka, która prowadzi windę, na każdym korytarzu była dyżurna, która patrzyła, kto wchodzi i kto wychodzi, nie wolno było kobiet szmuglować do pokojów, trzeba było zapłacić i przekupić. Moim zadaniem było przekupić tego lokaja, babkę od płaszczy, tę babkę od windy i dyżurną na każdym piętrze i jeszcze inne różne kombinacje. Oni też nie wiedzieli, co kupować. Pamiętam, byliśmy w tym GUM – Gławnyj Uniwersalnyj Magazin, to przecież kolos jest i codziennie pół miliona ludzi. Pamiętam, że oni nie mogli znieść, jak wracali z poobijanymi żebrami, bo trzeba było łokciami do tej lady dojść.To coś okropnego było w Moskwie. Więc wiedzieli, że są w innym świecie.

      – Mówi Pan o tych ludziach stąd, o dilerach?

      – Tak, o Kanadyjczykach, Amerykanach.

      – ...którzy jechali tam, żeby się zapoznać na miejscu?

      – To była nagroda. Jeśli sprzedał powyżej 50 traktorów, mógł wysłać jednego człowieka na taką wycieczkę, szkolenie do fabryki. Z początku był Mińsk, potem zaczęliśmy tury do innych fabryk, Leningradu, Władmirca, Lipiecka, Charkowa. Tam tych fabryk pełno było.

      – Czy Pan sądzi, że KGB usiłowało werbować wśród tych ludzi?

      – Nie sądzę. To znaczy wszyscy byli obserwowani i raczej byli obserwowani z tego punktu widzenia, żeby nie wyłamać się. Wszystko było kontrolowane, nie można było swobodnie się poruszać.

      Ja przynajmniej nie zauważyłem. Ci chłopacy byli tak zabiegani, i problem był z komunikacją, bo nikt nie znał języka rosyjskiego. Ta grupa przyjechała i mieli być zadowoleni, podszkoleni itd.

      Przypomniał mi się teraz taki moment, jak w Moskwie była olimpiada w 80. roku, a tu przyjeżdżały statki i przed 80., chyba rok wcześniej, nie wiem, jak to się stało, że Rosjanie odpuścili tym wszystkim ludziom, którzy pracowali, że mogli sobie sprowadzić samochody.

      Ja, jak statki przypływały, to ja odbierałem, z przedstawicielem firmy, chodziło o odnotowanie wszystkich uszkodzeń. Bo traktory były w lukach i wyciągano je, były poobijane, szyby pobite, kabiny pogięte, błotniki. Masakra była. Problem był taki, że jak przeładowali, musieli te traktory ładować na głównym decku, to myśmy mieli problem z solą, bo jak z całej serii 100 traktorów zostało na wierzchu, to jak sól morska zadziałała, to te sto było zardzewiałych kompletnie, sprzęgła, wszystko to trzeba było rozbierać na części, bo się nie dało tej soli oczyścić, bo sól weszła w sprzęt, w przewody elektryczne.

      Miałem przepustkę do portu. Dostawałem zadanie od moich szefów, żeby jakiegoś np. chevroleta dwuletniego czy pięcioletniego kupić, zależy dla kogo to było. Krótko po olimpiadzie to wstrzymali. Miałem zawsze dodatkową pracę. Wchodziłem na statek, za mną wchodziła policja, celnicy, ja z dokumentami. Była odprawa.

      A więc przed olimpiadą w Moskwie nasza firma zakontraktowała faceta, który robił kolorowe broszury; kanadyjską firmę z Toronto, nie pamiętam nazwy, do zrobienia kolorowych broszur na olimpiadę, a potem ogłoszono bojkot tej olimpiady. Facet się napracował, tysiące broszur zostało wysłanych do Ottawy, a Rosjanie mu nie zapłacili.

      – Dlaczego?

      – Bo w ostatniej chwili dołożyli zmiany i zaczęła się dysputa.

      Ja o tym nie miałem pojęcia, olimpiada przeszła. Cztery lata po olimpiadzie przypływa statek, "Stanisławski", ma około 500 traktorów. Jestem na tym statku, kapitan zawsze mnie zapraszał do kabiny, zawsze miał przygotowaną wódeczkę, słone ryby. I w momencie, gdy wchodzę na statek, za mną wchodzi policja i go zajmuje. To było w gazetach opisane. Przynoszą nakaz sądowy. Oni już byli gotowi, ładowali mały towar, i mieli wyjść w morze. No i panika. Nie mogą się ruszyć, kapitan w panice. Wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych, szybko zjechałem na dół, nikt nie mógł statku opuścić, ale ja byłem Kanadyjczykiem. Schodzę ze statku, szybko jadę do firmy, melduję mojemu szefowi. Ten szybko do Ottawy, statek stoi i wszystko zaczyna się rozwalać.

      Ten facet znalazł tu prawo z XIX wieku i sobie zażyczył 40 tys. dol., bo tyle byli mu winni. Ten z Ottawy nie, my musimy zapłacić, firma. Ale problem jest, bo facet chce, by banknoty były jednodolarowe. Teraz szukaj 40 tys. dol. w jednodolarowych banknotach...

      – Dlaczego tak chciał?

      – Chciał Ruskim pokazać. To im chyba krew zagotowało. Zebrali pieniądze, zażądał, żeby na statek dostarczyć, tam kamery już były, całe widowisko dla mediów. Przekazali mu 40 tys. w dolarówkach, a on wycofał nakaz, a jeden dzień kosztów portowych to sto tysięcy, no może nie sto, ale okropne pieniądze. Koszty postoju itd.

Tutaj jest odcinek 2

 

Rozmawiali:

Andrzej Kumor i Jerzy Rosa

"Goniec"

Ostatnio zmieniany niedziela, 03 czerwiec 2012 13:26
Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.