farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
niedziela, 05 maj 2013 07:33

Alimentacja współmałżonka

Napisane przez

Curyk M 9264Alimentacja współmałżonka to jedno ze znaczniejszych zobowiązań towarzyszących rozpadowi związku, zarówno małżeńskiego jak i nieformalnego. Towarzyszy temu wiele niejasności, nieporozumień, a nawet mitów.

Na początku swojego istnienia koncept alimentów był zdecydowanie jednokierunkowy i zakorzeniony w filozofii małżeństwa, u źródeł której mąż miał obowiązek utrzymywania swojej żony na poziomie życiowym określonym przez pozycję społeczną danej pary. Jeżeli małżeństwo rozpadło się z winy męża, to jego zobowiązanie finansowe nie wygasało tylko dlatego, że w taki czy inny sposób rozbił swoje małżeństwo i "niewinnej" żonie należała się "pensja na życie".

Biorąc pod uwagę zmiany, jakie nastąpiły od tamtych czasów, taki model alimentacji nie ma miejsca w nowoczesnym świecie, w którym rozwody udzielane są bez orzekania winy, majątek pary dzieli się na pół i większość kobiet pracuje.

Przez krótki czas (mniej więcej od 1987 do 1992 roku) sądy kanadyjskie wierzyły, że osiągnięte zostało pełne równouprawnienie kobiet i alimentacja nie jest już potrzebna albo potrzebna jest w bardzo ograniczonym wymiarze. Obowiązywała filozofia "clean break", która zakładała możliwość szybkiego rozstania pary bez znacznych zobowiązań finansowych. Skutkiem filozofii "clean break" alimentacja współmałżonka (a w zasadzie należałoby otwarcie powiedzieć, że współmałżonki), jeżeli w ogóle miała miejsce, to była krótkotrwała i niewysoka.

Na początku lat dziewięćdziesiątych ustawodawcy i sędziowie zauważyli, że pomimo olbrzymich zmian w sytuacji ekonomicznej kobiet, daleko jeszcze do prawdziwej równości w tym względzie. Statystycznie rzecz biorąc, zarobki kobiet były (i nadal są) niższe niż mężczyzn i kobiety z reguły przejmują na siebie większość obowiązków związanych z opieką nad dziećmi, co ma olbrzymi wpływ na ich życie zawodowe.

Sądy uznały, że alimentacja ma za zadanie kompensowanie tych różnic. Wysokość przyznawanych alimentów znacznie wzrosła, a okres, na który je przyznawano, wydłużył się. W przypadku wieloletnich związków małżeńskich alimentacja trwająca do końca życia nie jest niczym niezwykłym.
Mało tego, w późnych latach dziewięćdziesiątych sądy uznały, że sam fakt, iż jedno z małżonków potrzebuje pomocy finansowej, na przykład ze względu na chorobę, jest wystarczającym powodem do przyznania alimentów.

Obecnie alimentowanie współmałżonka to jedno z bardziej znaczących zobowiązań powstałych po rozpadzie stałych związków, zarówno małżeńskich jak i nieformalnych. Istniejące prawo stanowi, że przy ustalaniu wysokości płaconych alimentów i długości trwania zobowiązania alimentacyjnego, sądy powinny brać pod uwagę następujące czynniki:

1. Czas, przez jaki małżonkowie lub partnerzy zamieszkiwali razem (liczy się również czas wspólnego zamieszkania przed ślubem i czas mieszkania razem w związku nieformalnym);

2. Role, jakie spełniali małżonkowie w czasie trwania związku;

3. Umowy zawarte przez małżonków odnośnie do alimentacji lub wydane decyzje sądowe.

 

Z ustawowego punktu widzenia alimentacja ma na celu:

1. Identyfikację i wyrównanie ekonomicznych konsekwencji związku i jego rozpadu. Jeżeli w związku jedna osoba pełniła funkcje pomocniczą, aby umożliwić drugiej robienie kariery lub rozwijanie biznesu, to osoba ta musi uzyskać kompensatę za swój wysiłek, w postaci udziału w przyszłych zarobkach ekonomicznie silniejszego partnera.

2. Skompensowanie ekonomicznych konsekwencji wypływających z opieki nad dziećmi. Matka, która nie pracowała albo pracowała mniej, aby zająć się dziećmi, ma prawo być za to wynagrodzona.

3. Niesienie ulgi w trudnej sytuacji spowodowanej rozpadem związku. Zakłada się, że jest drastycznie niesprawiedliwe, aby stopy życiowe rozwiedzionych małżonków znacznie się różniły.

4. W miarę możliwości zachęcanie małżonków do osiągnięcia niezależności finansowej. Od "słabszego ekonomicznie" małżonka oczekuje się, że znajdzie zatrudnienie, ale sądy nie mają trudności z uznaniem, że w wielu sytuacjach może się to nigdy nie zdarzyć. Na przykład, jakie są szanse, że żona która nie pracowała przez 35 lat małżeństwa i która rozstała się z mężem w wieku lat 60, znajdzie dobrą pracę?

Dla jasności warto wspomnieć, że ani akty prawne, ani decyzje sądowe nie stwierdzają, że alimenty z definicji płacone są żonie, a nie mężowi. Sytuacje, w których alimenty płaci kobieta mężczyźnie, nie tylko mają miejsce, ale są coraz częstsze.

 

Spousal Support Advisory Guidelines (SSAG)

Przez wiele lat ustalanie wysokości alimentów i tego, jak długo mają być płacone, zależało w dużej mierze od sędziego podejmującego decyzję. Jako wytycznych używano budżetów obu małżonków i założenia, że ich standardy życia po rozpadzie związku nie powinny się bardzo różnić od siebie, powinny w miarę możliwości odzwierciedlać standard życia przed rozstaniem, jednocześnie biorąc pod uwagę, że gdy za ten sam dochód utrzymuje się dwa domy zamiast jednego, to standard obniża. Prawnicy narzekali na problemy z udzielaniem konkretnych rad swoim klientom, wobec czego wiele osób, którym należały się alimenty, nie występowało o nie ze względu na niepewność i niedoinformowanie.

W odpowiedzi na te dylematy, w 2005 roku wprowadzono Spousal Support Advisory Guidelines (SSAG), których celem jest uproszczenie kwestii alimentacji współmałżonka.

Słowo "advisory" ma na celu zaznaczenie, że przestrzeganie SSAG nie jest nakazane prawem. Służą głównie niesieniu pomocy w ustalaniu zakresu wysokości alimentów i czasu ich płacenia. Pomimo swojego niewiążącego charakteru, Guidelines zostały zaakceptowane przez sądy jako obowiązujące i sytuacje, w których się ich nie stosuje, są bardzo nieliczne.

Zadaniem Guidelines jest ustalenie wysokości alimentów i czasu trwania zobowiązania alimentacyjnego. Guidelines oparte są na koncepcji "podziału dochodów" według określonej formuły. Formuła ta jest inna w związkach posiadających dzieci i w związkach nieposiadających dzieci. Jeżeli para ma dzieci, ale są one dorosłe i finansowo niezależne, to traktuje się ją jako parę bez dzieci. Wynikiem formuły nie są konkretne cyfry odzwierciedlające wysokość alimentów, ale "zakres" mówiący, że osoba z niższymi zarobkami powinna otrzymywać alimenty wysokości "od – do" przez okres czasu "od – do".

W przypadku par nieposiadających dzieci formuła jest stosunkowo prosta. Mniej zarabiający małżonek ma prawo do alimentów w wysokości od 1,5 do 2 proc. różnicy między dochodami małżonków, za każdy rok trwania związku. Przy obliczaniu wysokości alimentów bierze się oczywiście pod uwagę podatki płacone przez obie strony.

Na przykład, wyobraźmy sobie państwa A, którzy rozwodzą się po 10 latach trwania związku i nie mają dzieci. Pan A zarabia 100 tysięcy rocznie, a pani A 50. W takiej sytuacji pani A należą się alimenty w wysokości pomiędzy 625 do 833 dolarów miesięcznie. Jako że Guidelines zakładają, że pani A należy się od pół roku do roku alimentacji za każdy rok trwania związku, a więc pani A ma prawo do alimentacji przez 5 do 10 lat.

Zakresy bywają dość szerokie i to, w jakiej dokładnie wysokości powinny być otrzymywane alimenty, zależy od wielu czynników oraz jest przedmiotem dyskusji pomiędzy stronami i ich prawnikami.

Oto kilka innych scenariuszy, w których wyliczyłam zakres alimentacji współmałżonka w sytuacji, gdy para nie ma dzieci.

Pan B zarabia 50 tysięcy rocznie, pani B nie pracuje. Pani B należy się pomiędzy 625 dolarów miesięcznie do 833 (różnica w dochodach jest 50 tysięcy dolarów, tak ja w przypadku państwa A).

Pan C zarabia 80 tysięcy rocznie, pani C zarabia 35 tys. Pani B należy się od 562 do 750 dolarów miesięcznie.

Pan D zarabia 65 tysięcy rocznie, pani D zarabia 40 tys. Pani D należy się od 312 do 417 dolarów miesięcznie.

Pan E zarabia 120 tysięcy dolarów, pani E zarabia 45 tys. Pani E przysługuje od 738 do 1504 dolarów miesięcznie.

Jeżeli para ma dzieci, to kalkulacja staje się dużo bardziej skomplikowana, albowiem uwzględnić musi ona nie tylko podatki, ale również koszty utrzymania dzieci. Oto kilka przykładów.

Wszystkie przykłady zakładają, że po rozstaniu dzieci będą mieszkać z matką, ale Guidelines zawierają także formułę pozwalającą na wyliczenie wysokości alimentów płaconych małżonkowi mniej zarabiającemu przez małżonka lepiej zarabiającego, z którym dzieci mieszkają.

Państwo F. rozstają się po dwudziestoletnim związku. Mają dwoje dzieci w wieku lat 10 i 12. Dzieci mieszkają z panią F. Pan F zarabia 100 tysięcy dolarów rocznie, pani F 35 tys.

Pan F zobowiązany jest do płacenia 1404 dolarów miesięcznie alimentów na dzieci. Ponadto, pan F może się spodziewać, że będzie musiał płacić alimenty pani F w wysokości od 453 do 1504 dolarów miesięcznie.

Pan G zarabia 50 tysięcy rocznie, pani G nie pracuje, mają jedno dziecko: alimenty na dziecko 462, alimenty na panią G od 916 do 1161 dolarów miesięcznie. W tym samym scenariuszu, przy dwójce dzieci alimenty na dzieci 753, na panią G od 518 do 760.

Pan H zarabia 80 tysięcy rocznie, pani H zarabia 35 tys., mają dwoje dzieci: alimenty na dzieci 1159, na panią H od zera do 604 dolarów miesięcznie. W tym samym scenariuszu, przy jednym dziecku alimenty na dziecko 719, na panią H od 328 do 952.

Pan I zarabia 65 tysięcy rocznie, pani I zarabia 40 tys., mają jedno dziecko: alimenty na dziecko 601, na panią I od zera do 273 dolarów. W tym samym scenariuszu, przy dwójce dzieci alimenty na dzieci 972. Nie ma alimentów dla pani I.

Pan J zarabia 120 tysięcy dolarów, pani J zarabia 45 tys., mają dwoje dzieci: alimenty na dzieci 1644, na panią J od 738 do 1504. W tym samym scenariuszu, przy trójce dzieci, alimenty na dzieci 2135, na panią J od 328 do 1169.

 

Jak długo może trwać zobowiązanie alimentacyjne dla współmałżonka?

Jak wspominałam wcześniej, jeżeli rozstaje się para bez dzieci, Guidelines zakładają, że alimenty będą płacone od pół roku do roku za każdy rok trwania związku. Czyli po dwunastoletnim związku, alimenty na współmałżonka będą płacone od 6 do 12 lat.

Jeżeli rozchodzi się para, która ma dzieci, to sądy z reguły przyznają alimenty na czas nieokreślony (indefinite). Nieokreślony niekoniecznie musi znaczyć na zawsze, choć w przypadku długo trwających związków często tak bywa. Z reguły wysokość alimentacji ulega zmianie, gdy zmieniają się okoliczności małżonków. Jeżeli para ma dzieci, Guidelines używają dwóch modeli ustalania czasu trwania obowiązku alimentacyjnego:

W oparciu o czas trwania związku (formuła jest taka sama jak dla par bezdzietnych).

W oparciu o wiek dzieci (dla par rozstających się po krótkich związkach). Ta formuła zakłada, że najwcześniej obowiązek alimentacyjny ustaje, gdy najmłodsze dziecko idzie do szkoły, a najdłużej trwa do czasu skończenia przez najmłodsze dziecko szkoły średniej.

Ponadto obowiązuje tak zwana "reguła 65", która stanowi, że jeżeli suma długości trwania związku i wieku osoby otrzymującej alimenty wynosi lub przewyższa 65 lat, to alimenty przyznawane są na nieokreślony okres, co w praktyce często znaczy na zawsze.

 

Alimenty na współmałżonka i podatki

Generalnie rzecz biorąc, na potrzeby rozliczenia podatkowego, alimenty na współmałżonka odliczane są od dochodu osoby, która je płaci, i doliczane są do dochodu osoby, która je otrzymuje.

Jeżeli pan K zarabia rocznie 100 tysięcy dolarów, a pani K 45 tys. i jeżeli pan K płaci pani K 1000 dolarów miesięcznie alimentów (12 tysięcy rocznie), to pan K zapłaci income tax od 88 tysięcy dolarów, a pani K od 57. Przypominam, że alimenty na dzieci nie są traktowane w taki sam sposób i jeżeli państwo K mają jedno dziecko, to pan K płaci na nie 877 dolarów miesięcznie, których nie odlicza się od jego dochodu.

Zdarza się, że zamiast comiesięcznych alimentów, rozchodzące się pary zawierają porozumienie, które pozwala jednemu z małżonków na zapłacenie jednorazowej sumy, która zwalnia go lub ją z przyszłego obowiązku alimentacyjnego. W takiej sytuacji, sumy tej (zwanej lump sum payment) nie odlicza się od dochodu osoby płacącej alimenty i nie dolicza się do dochodu osoby, która ją otrzymała.

 

Alimentacja współmałżonka i nowe związki

Co się dzieje, gdy osoba otrzymująca alimenty wstępuje w nowy związek małżeński lub nieformalny? Rozpowszechniony mit głosi, że automatycznie traci ona (lub on) prawo do alimentacji. Opinia ta nie jest prawdziwa. W praktyce, utworzenie nowego związku traktuje się jak powstanie nowych okoliczności, które mogą, ale nie muszą, pociągać za sobą zmianę wysokości alimentów. Założyć należy, że jeżeli stopa życiowa w nowym związku nie wzrosła drastycznie, to zmiana przysługującej alimentacji może być niewielka albo żadna.

Wprawdzie wprowadzenie Guidelines w znacznym stopniu uprościło kwestie związane z alimentacją współmałżonka, temat ten jest nadal niezwykle skomplikowany. Ponadto kalkulacje niezbędne do uzyskania zakresu wysokości alimentów w oparciu o dochody małżonków nie są możliwe do wykonania bez odpowiedniego programu komputerowego. Dlatego małżonkowie lub partnerzy negocjujący tę kwestię bez porady prawnej, narażają się na to, że zgodzą się na otrzymywanie alimentów dużo niższych od tych, które im się należą, lub na płacenie alimentów dużo wyższych od tych, które powinni płacić.

Monika J. Curyk
Barrister & Solicitor
289.232.6166
Mississauga, Ontario, Kanada

Treść niniejszego artykułu w żadnym wypadku nie powinna być traktowane jako porada prawna. Celem artykułu jest wyłącznie udzielenie ogólnych informacji.

niedziela, 05 maj 2013 07:18

Na dojazdy

Napisane przez

Pogoda nareszcie nas trochę zaczęła rozpieszczać i robi się głupio w trąbie, gdy zamiast korzystać z pięknego dnia, musimy zatłoczonymi ulicami dopychać się do pracy. 

Nie wszystko jednak stracone, ponieważ nawet najgorszą kluchę można jakoś sensownie doprawić, dlatego dzisiaj porozmawiamy o tym, czym dobrze jest dojeżdżać do biura, zakładu czy klienta. Nasze dojazdy mogą się stać swego rodzaju mikrowakacjami, zaś samochód dawać chwilę jakże potrzebnego wytchnienia.

Przede wszystkim przyjmijmy do wiadomości, że nie żyjemy jeszcze w czasach teleportacji i fakt czasowości przemieszczania się trzeba przyjąć za coś oczywistego i normalnego; rzecz, z którą musimy się pogodzić i sensownie otorbić. Jeśli ten czas będzie miły, to nie będzie nam go tak bardzo szkoda.
Zacznijmy od organizacji – dobra muzyka, książka głośno mówiona czy słuchowisko oraz dobra trasa – popatrzmy sobie na ulice, którymi dojeżdżamy, w Google'u Earth, zastanówmy się, czy nie powinniśmy może nadłożyć drogi i zamiast zapchaną autostradą jechać sobie boczkiem, boczkiem, ale w miłych okolicznościach przyrody.

Na przykład, zamiast QEW do Oakville przejedźmy się po Lakeshore nad jeziorem; wolniej i przyjemniej wśród starych drzew i eleganckich domów. Musimy po prostu odejść nieco od ustalonego schematu, zerknąć, jakie mamy możliwości, i przede wszystkim nie denerwować się – nie ma po co się spieszyć i tak wszyscy zdążymy umrzeć, a więc spoko.

Być może powinniśmy sobie sprawić motocykl, może elektryczny rower, by nasza trasa latem stała się jeszcze bardziej urozmaicona. Jeśli jednak zostaniemy przy samochodach, to oczywiście zalety ma tutaj odkrywany dach. Z drugiej strony, proszę uważać, bo stanie kabrioletem w korku na 401 to średnia przyjemność.

 

mgbsrodek

Mgb

Jeśli auto odkrywane, to może jakiś classic. Pamiętają Państwo "Absolwenta" z Dustinem Hoffmanem? To, co tam grało, być może nie zbyt praktyczne, alfa romeo spider, wymagałby od nas więcej zachodu niż prosty i wciąż do nabycia w dobrym stanie, a bardzo podobny roadster MGB z lat 70. Ma on co prawda ten mankament, że jest dwumiejscowy, ale auto daje dużą przyjemność – tak akustyczną, jak kręcenia kierownicą i operowania pedałami. Oczywiście, nie oczekujmy tutaj automatycznej skrzyni biegów. Krótka peregrynacja w kijiji wyrzuciła mi trzy wozy rocznik 71 do 77 w cenie od 6500 do 10 000 dol. Za 10 tys. dostaniemy auto z odbudowanym silnikiem; za 8,5 tys. – kompletnie odbudowane 5 lat temu.

 

beetle

Oczywiście wśród starych aut można przebierać, jeśli ktoś lubi starą Europę, całkiem niezła propozycja to vw beetle – te składano w Meksyku jeszcze całkiem niedawno. Garbus nie stanowi nawet namiastki porsche, ale dla Volku do jeżdżenia po ontaryjskich drogach, gdzie 100 km/h jest najwyższą dopuszczalną prędkością, są w sam raz. Tu też do nabycia za 10 tys. dol. Garbus to praktyczny, bo 4-miejscowy kabriolet. Zresztą nawet zwykły beetle – powiedzmy – z odsuwanym dachem to miłe auto na lato. Przygodą stanie się każdy dojazd do pracy.

Tak więc jeśli tylko mamy po drodze "do roboty" kawałki nadające się na spacerową jazdę – jak choćby Mississauga Rd. – to naprawdę za niewielkie pieniądze możemy mieć sporo przyjemności, i to nie tylko przy dojazdach do pracy.

Taki MGB to samochód zdolny zaspokoić niejednego smakosza, z napędem na tylną oś i od czasu do czasu nawet sześciocylindrowym silnikiem.
Ot taka mała torpeda, łatwo się zabić, a zatem zmusza nas do myślenia o sprawach ostatecznych.

Tyle fanaberii, teraz na poważnie – samochody rocznik 2013 uznane za najlepsze na dojazdy – z różnych powodów i bez oglądania się na grubość portfela. Oczywiście, dojazd dojazdowi nierówny i inne są potrzeby, gdy wskakujemy na 15 minut i jesteśmy na miejscu, a inne gdy liczy się spalanie, bo mamy do pokonania w obie strony 200 km. Oczywiście wszelkie porównania nie mają tu sensu, no bo trudno o wspólną kategorię, na czele listy może być na przykład toyota prius robiąca na jednym baku 1100 km czy golf gti – nie dość, że oszczędny, to jeszcze komfortowy i przyjazny kierowcy.

Jeśli pieniądze nie grają roli, poradzić można audi A6 – superkomfortowe obszerne i dopracowane technicznie pod każdym względem, cudowne w prowadzeniu; jeśli jeszcze znajdziemy osoby chętne do dzielenia się kosztami za wspólne dojazdy – czegóż więcej chcieć od życia?

Mówiliśmy starych kabrioletach, a z nowych z pewnością dużo przyjemności da nam mazda miata mx-5, samochód praktyczny, niezbyt drogi i niezbyt kosztowny w eksploatacji.

Jeśli na dodatek postanowimy ją nieco wypróbować przez weekend, to okaże się, że jest to perfekcyjnie wyważony wózek, z dynamicznym silnikiem i dobrą skrzynią biegów.

Z pewnością też na naszej liście powinny się znaleźć łatwe do parkowania i wciskania się "gokarty" w rodzaju fiata 500 zwłaszcza abarth, za którego niestety będziemy musieli nieco przepłacić, czy mini – doskonałe prowadzenie, a do tego oszczędne silniki sprawiają, że nie będzie się nam chciało z nich wychodzić nawet przed domem po powrocie.

Pozostając przy wózkach wielkomiejskich, pozwolę sobie pominąć smarta – dlaczego, o tym innym razem – a zaproponować całkiem nieźle wyglądającego sciona iQ, który w jeździe mieszanej miejsko-wiejskiej narazi nas na opłacenie zaledwie 6,36 litra na sto kilometrów. Co ciekawe, w środku auto nie sprawia wrażenia ciasnego.

Mówiliśmy o golfie GTI, ale dla oszczędnych jeszcze lepszy byłby diesel tdi golf lub jetta, samochody, które biorąc pod uwagę wartość odsprzedażną, są naprawdę tanie i ekonomiczne w użyciu. Mamy więc do koloru do wyboru, ale proszę pamiętać – nie o markę tu chodzi, lecz o to by idąc do dilera wybierali Państwo coś, co się podoba, w czym dobrze się czujemy, co nas oblecze jak poszewka kołdrę.

I nie przeglądajmy się tym samochodem w oczach sąsiada - tu chodzi o nas i o nasze kilka lat w nim spędzone. Ma być przyjemny, i leżeć nam w rę-ku. A to jak może wyglądać około 9.00 rano 6-kilometrowa trasa "opłotkami" do pracy w Mississaudze, proszę sobie obejrzeć na youtube.

O czym zapewnia Wasz Sobiesław

Skrzypek-PaliwodaW dzisiejszym artykule omówię problematykę odpowiedzialności spadkobierców za długi spadkowe spadkodawcy. Śmierć dłużnika otwiera drogę do dochodzenia niespłaconych wierzytelności od jego spadkobierców. Po pokonaniu kilku formalności, wierzyciel może dzięki temu nawet zwiększyć swoje szanse na spłatę zadłużenia.

Zobowiązania co do zasady nie gasną wraz ze śmiercią dłużnika. Za ich spłatę odpowiadają spadkobiercy. Jeśli spadku nie przejmie nikt z rodziny lub powołanych testamentem – ostatecznie zrobi to właściwa gmina lub Skarb Państwa. Zawsze jest więc do kogo się zwrócić o spłatę długu. Szczegółowe zasady odpowiedzialności spadkobierców zależą jednak od etapu postępowania spadkowego i sposobu przyjęcia spadku. Wierzyciel powinien ustalić, od kogo, do jakiej wysokości i z jakiego majątku może egzekwować długi zmarłego.

 

Z czego można prowadzić egzekucję

Do chwili przyjęcia spadku, spadkobierca ponosi odpowiedzialność za długi spadkowe tylko ze spadku. Jego majątek osobisty jest więc bezpieczny. Na złożenie oświadczenia o przyjęciu lub odrzuceniu spadku ma sześć miesięcy od dnia, w którym dowiedział się o śmierci spadkodawcy; wyjątkowo – od momentu, w którym dowiedział się o odnalezieniu testamentu lub o odrzuceniu spadku przez osobę, które skutkuje jego dojściem do dziedziczenia. W tym okresie wierzyciel może windykować należność, ale ewentualna egzekucja ogranicza się do przedmiotów wchodzących w skład spadku. Po upływie 6 miesięcy (o ile wcześniej spadkobierca nie złożył oświadczenia), wierzyciel może już sięgać do całego majątku spadkobiercy. Nie musi więc ograniczać się z egzekucją do przedmiotów wchodzących w skład spadku. Te mogą być trudno zbywalne lub mało warte. Prawem wierzyciela jest sięgnięcie do wszystkich składników majątku spadkodawcy, także tych, które nie wchodziły do spadku (np. rachunków bankowych spadkobiercy).

 

Do jakiej wysokości można oczekiwać zaspokojenia

Nie zawsze spadkobierca odpowiada za długi w pełnej wysokości. Spadek można przyjąć wprost, z dobrodziejstwem inwentarza, lub go odrzucić. W tym ostatnim przypadku, osoba odrzucająca spadek w ogóle nie odpowiada za długi (ale spadek przechodzi na kolejnych potencjalnych spadkobierców, a w ostateczności – na właściwą gminę lub Skarb Państwa).

W razie prostego przyjęcia spadku, spadkobierca ponosi odpowiedzialność za długi spadkowe bez ograniczenia. Nawet jeśli spadek nie przedstawia żadnej wartości, spadkobierca musi spłacić wszystkie długi w pełnej wysokości.

W razie przyjęcia spadku z dobrodziejstwem inwentarza, spadkobierca odpowiada za długi spadkowe tylko do wartości ustalonego w inwentarzu stanu czynnego spadku. W takim wypadku, przed przystąpieniem do egzekucji spisuje się inwentarz spadkowy. Z reguły robi to komornik z polecenia sądu. Od spadkobiercy można ściągnąć tylko tyle, ile warte są aktywa spadkowe. Teoretycznie spadkobierca w najgorszym wypadku wychodzi więc na przysłowiowe "zero". Teoretycznie, bo wierzyciel – choć do określonej w spisie inwentarza kwoty – może się zaspokoić także z majątku spadkobiercy, który nie pochodzi ze spadku. Musi się jednak pogodzić z tym, że niezaspokojonej w ten sposób części wierzytelności nikt mu już nie zwróci.

W przypadku niezłożenia przez spadkobiercę w terminie sześciu miesięcy żadnego oświadczenia jest on uznawany za przyjmującego spadek wprost. Jednakże gdy spadkobiercą jest osoba niemająca pełnej zdolności do czynności prawnych (np. niepełnoletnia) albo osoba, co do której istnieje podstawa do jej całkowitego ubezwłasnowolnienia, albo osoba prawna – brak oświadczenia spadkobiercy w terminie jest jednoznaczny z przyjęciem spadku z dobrodziejstwem inwentarza. Jeśli którykolwiek ze spadkobierców przyjął spadek z dobrodziejstwem inwentarza, pozostali milczący są także uznawani za przyjmujących spadek z ograniczeniem odpowiedzialności za długi spadkowe. Z mocy ustawy, w braku innych spadkobierców, z dobrodziejstwem inwentarza przyjmują też spadek gmina albo Skarb Państwa.

 

Odpowiadają wszyscy spadkobiercy

Często do dziedziczenia dochodzi więcej niż jedna osoba (np. małżonek i dzieci zmarłego). Zwiększa to szansę na skuteczną egzekucję. Do chwili działu spadku wszyscy ponoszą bowiem solidarną odpowiedzialność za długi spadkowe. Na tym etapie nie ma więc znaczenia, w jakim ułamku który z nich dziedziczy. Wierzyciel może wybrać, czy dochodzić całej spłaty od jednego ze spadkobierców, kilku lub wszystkich naraz. Każdy jest zobowiązany spłacić cały dług. Jeżeli jeden ze spadkobierców spełni świadczenie, może oczekiwać rozliczenia z pozostałymi, ale to już nie interesuje wierzyciela. Od chwili działu spadku, spadkobiercy ponoszą odpowiedzialność za długi spadkowe w stosunku do wielkości udziałów. Od tego momentu trzeba więc podzielić dochodzoną należność pomiędzy wszystkich spadkobierców – stosownie do ułamku, w którym każdy z nich nabył spadek.

Krąg spadkobierców, sposób przyjęcia przez nich spadku, jak w końcu to, w jakim ułamku spadek nabyli, wynika z postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku (ew. z aktu poświadczenia dziedziczenia). Prawem wierzyciela jest uzyskanie odpisów tych dokumentów lub zainicjowanie postępowania prowadzącego do stwierdzenia nabycia spadku.

Podsumowując, należy pamiętać, iż otrzymanie spadku nie zawsze wiąże się z samymi przysporzeniami. Jak najszybciej po śmierci spadkodawcy powinniśmy się zainteresować majątkiem spadkowym i po uzyskaniu informacji o istnieniu jakiegokolwiek zadłużenia przekalkulować, czy spadek nam się w ogóle opłaca.

W razie braku znajomości polskich przepisów polecam zwrócenie się do polskiego adwokata, który zawsze udzieli fachowej pomocy w tych ważnych życiowo sprawach.


Monika Skrzypek-Paliwoda
Adwokat
prowadząca w Polsce sprawy z zakresu prawa spadkowego

Kancelaria Adwokacka w Polsce
SEMPER LEX Prawo i Podatki
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.semperlex.pl
tel. 660-464-896

niedziela, 05 maj 2013 07:08

Oferty

Napisane przez

maciekczaplinskiJeśli pojawi się oferta na nasz dom, jak przebiega proces negocjacji? Co jest ważne i na co zwrócić uwagę?

Oferta kupna i sprzedaży oraz sam proces negocjacji jest bardzo obszernym tematem. Dziś podam tylko kilka podstawowych informacji.

Pisemna oferta kupna jest zwykle inicjowana przez agenta reprezentującego kupujących. Przygotowywana jest na standardowych formularzach opracowanych przez Real Estate Board. Formularze te opracowane są przez prawników i w poszczególnych punktach zawarte są typowe paragrafy chroniące obie strony. Modyfikowane są tylko te elementy oferty, które w formie pisemnej określają warunki, na jakich potencjalny klient gotowy jest kupić wystawioną do sprzedaży nieruchomość.

Wstępna oferta zawiera takie detale, jak proponowana cena, proponowany depozyt, warunki, jeśli oferta jest ofertą warunkową, dzień przejęcia nieruchomości oraz tak zwane "inclusions" – czyli określa, jakie sprzęty gospodarstwa domowego zawarte będą w cenie.

Depozyt, który towarzyszy ofercie, wynosi zwykle 3-5 proc. ceny wywoławczej. Jeśli oferta zostanie zaakceptowana, to depozyt przekazywany jest firmie reprezentującej właścicieli i umieszczany jest na specjalnym koncie – Trust Account.

Oferta jest ważna tylko przez określony czas. Może to być tydzień, mogą to być dosłownie godziny. Jeśli nie zostanie ona rozpatrzona w tym czasie, to traci swoją ważność.

Właściciel domu, który otrzymuje ofertę, może w określonym ofertą czasie: zaakceptować ją bez zmian, dokonać zmian i zaproponować kupującym swoje warunki, nazywane jest to "counter offer", lub jeśli oferta nie jest do zaakceptowania, pozwolić jej wygasnąć.

Jeśli oferta złożona przez kupujących rokuje nadzieję na szczęśliwe zakończenie, zwykle następują zmiany i oferta wraca do kupujących. Nazywa się to "sign-back" lub "counter-offer".

Zwykle oferta krąży pomiędzy dwoma stronami przez jakiś czas. Za każdym razem strona robiąca zmiany zwykle przedłuża czas na akceptację oferty.
Negocjacje zwykle trwają, dopóki jedna ze stron nie zaakceptuje wszystkich warunków w składanej jej ofercie. Nie ma limitu co do liczby "counter-offers", ale zwykle wystarczają 2-4 tury negocjacji, by uzyskać kontrakt akceptowany przez obie strony.

W procesie negocjacji biorą udział dwie strony – kupujący i sprzedający nieruchomość. Strona, która w końcowym efekcie akceptuje warunki drugiej strony – podpisuje na ofercie "confirmation of acceptance".

Wszelkie zmiany w ofercie po tym stadium – mogą być dokonywane tylko poprzez inny dokument zwany "amendment to agreement".

Zaakceptowana oferta trafia do prawnika, który od tego momentu reprezentuje swoich klientów aż do zakończenia transakcji.

Należy pamiętać, że wszystkie negocjacje i uzgodnienia muszą być na piśmie.


Opowiadałeś, jak przebiega proces negocjacji przy jednej ofercie. Co się dzieje, jeśli jest więcej ofert niż jedna na ten sam dom?

Sytuacja, w której mamy kilka ofert na jeden dom, nazywana jest "multiple offer situation". Z perspektywy sprzedających dom jest to wymarzona okoliczność. Kilku chętnych na ten sam dom to niemalże gwarancja sprzedaży domu szybko i często ponad wystawioną cenę. Najczęściej wystarczy przeanalizować wraz z agentem wszystkie oferty i wybrać najlepszą.

Z perspektywy kupujących jest to dużo bardziej skomplikowana i denerwująca sytuacja i chciałbym poświęcić jej trochę uwagi.

Jeśli znajdą Państwo dom i okaże się, że jest na niego kilka ofert, należy zdawać sobie sprawę, że zwykle cena sprzedaży będzie wyższa niż w przypadku pojedynczej oferty. Dlatego należy zadać sobie pytanie, jak bardzo nam zależy na kupowanym domu?

Jeśli jest to przeciętny dom jakich wiele, to można albo zrezygnować ze składania oferty, albo złożyć ofertę zgodną z Państwa osobistym odczuciem wartości.

Natomiast jeśli dom, na który chcą Państwo składać ofertę, jest tym jedynym i wymarzonym domem spełniającym wszystkie (lub prawie wszystkie) oczekiwania, to sytuacja się zmienia. Warto wówczas zastanowić się, jak grać by wygrać?

Należy pamiętać, że w przypadku kilku ofert zwykle wygrywają te, które mają najmniej warunków oraz oferują najwyższą cenę. Przed prezentacją oferty wiemy, ile ogólnie ich będzie. Jeśli mamy do czynienia z jedną konkurencyjną ofertą, strategia może wyglądać inaczej niż w przypadku pięciu konkurencyjnych ofert.

Oferty bezwarunkowe, oferujące datę przejęcia oczekiwaną przez sprzedających oraz oferujące dobrą cenę, mają największe szansę akceptacji.
Oferty warunkowe na załatwienie pożyczki lub inspekcję domu – zwykle nie mają wielu szans na akceptację.

Żaden z agentów przynoszących ofertę nie wie, jaką cenę i jakie warunki oferuje konkurencja. Jedynie właściciele sprzedawanego domu i ich agent mają pełny przegląd sytuacji. Dla kupujących oznacza to dość duży stres oraz odrobinę hazardu. Każdy tysiąc dolarów dodany do oferowanej ceny zwiększa szansę. Jeśli walczą Państwo o wymarzony i unikatowy dom, warto czasami zapłacić trochę więcej. Wszak dodatkowe na przykład 5000 – stanowi tylko około 22 dol. w miesięcznych spłatach.

Oczywiście należy do końca zachować zdrowy rozsądek. Czasami nie warto poddawać się emocjom. Agent real estate znający rynek powinien być tutaj bardzo ważnym doradcą.

Finałowa cena w przypadku kilku ofert może przekroczyć cenę wywoławczą. W różnych rejonach miasta i w różnych kategoriach cenowych ta nadwyżka może wyglądać inaczej. W Mississaudze w przypadku domów do 400.000 dol. – rzadko przekracza 10.000 dol. Natomiast w okolicy na przykład Bloor/Prince Edward zdarzają się przebitki nawet o 30-50 tysięcy dol. Wszystko wynika z podaży i popytu. Wszystkie te rejony, w których domy bywają kupowane na spekulację poprzez kontraktorów i gdzie buduje się domy na zamówienie – zwykle osiągają wyższe ceny.

Maciek Czapliński

Mississauga

niedziela, 05 maj 2013 00:41

Sępniki i kamieniołomy

Napisane przez

IMG 7332

Gdy jedzie się autostradą 401 w Milton na zachód, naprzeciwko parku Kelso, jeziorka o tej samej nazwie i ośrodka narciarskiego, które są po lewej stronie autostrady, w klifie Wyniesienia Niagarskiego po prawej widoczna jest duża wyrwa, z której sterczy dziwna metalowa pionowa konstrukcja z poziomym elementem. Mijaliśmy to psujące widok dziwo wiele razy, nie dawało nam spokoju, wreszcie sięgnęliśmy po mapy i postanowiliśmy rzecz zbadać.

Z map wynikało, że dziwo musi być jakąś konstrukcją na terenie kamieniołomów, które rozłożone są po obu stronach drogi nr 6, a wyrwa to wykuta w skale droga dojazdowa do nich. To było tylko pół odpowiedzi na pytanie, co widać z autostrady.

Wokół kamieniołomów, brzegiem klifu Wyniesienia Niagarskiego poprowadzono szlak nazwany Hilton Falls Trail, i dzięki niemu mieliśmy nadzieję przekonać się osobiście, co za tajemnica się tam kryje.

Wejście na szlak znajduje się po wschodniej stronie drogi nr 6, naprzeciwko irlandzkiego pubu i restauracji. Niestety, na całej drodze wzdłuż kamieniołomu są zakazy parkowania, więc jako ludzie praworządni, pojechaliśmy około kilometra dalej na parking po zachodniej stronie drogi i na piechotę poszliśmy z powrotem do wejścia. Takich skrupułów nie miała rosyjskojęzyczna grupa wycieczkowiczów, zaparkowali przy wjeździe do kamieniołomu, nie martwiąc się ewentualnym mandatem. Trasa początkowo jest oznaczona na biało jako Bruce Trail, ścieżka wije się wzdłuż brzegu klifu wśród głębokich, parometrowych rozpadlin, widać stąd Milton, Mississaugę, a w słoneczny dzień i Toronto. Las o tej porze roku już naprawdę wiosenny, wszędzie barwne plamy białych kęp sangwinarii kanadyjskich, różowych przylaszczek, pojedynczych żółtych psichzębów z liśćmi jak konwalie, tyle że nakrapianymi na brązowo, i lilii jeszcze zamkniętych w pąkach.

Po lewej stronie pierwsza oznaczona na niebiesko odnoga Bruce Trail. Warto nią pójść, to tylko 150 metrów z jednym przejściem drabiną. Prowadzi na łąkę na skarpie, skąd jest rozległy widok na część wypatrzonych na mapie kamieniołomów, postawiono tu stół piknikowy i tablice informacyjne, obszernie wyjaśniające, co się w tym miejscu dzieje teraz, a co się ma dziać w przyszłości.

Od lat 60. XIX w. działają tu kamieniołomy, Milton Quarry, gdzie do głębokości 30 metrów wydobywa się i przerabia dolomitową skałę.

Od lat 80. XIX w. część kamieniołomów widoczną z tego miejsca stopniowo poddawano rekultywacji. Zalano wodą, tworząc 35 hektarów mokradeł, na 55 hektarach jezioro z dwiema wyspami, a jednocześnie mogące w przyszłości służyć jako zbiornik retencyjny zabezpieczający przed wylewami licznych tu strumieni i rzeczek, brzegi zalesiono przy wydatnej pomocy skautów 75 tys. drzew, utworzono korytarz w stromych brzegach wyrytej dziury umożliwiający wędrówkę zwierzętom. W oddali ledwie widoczna jeszcze działająca część wyrobiska. Całe kamieniołomy po zaprzestaniu funkcjonowania podobno mają być oddane w zarząd Halton Conservation i gminy i służyć rekreacji dla okolicznych mieszkańców, takie są przynajmniej plany, jak będzie, zobaczymy.

Na szlak wracamy tą samą drogą, jeszcze godzina maszerowania i ścieżka dochodzi do konstrukcji widocznej z autostrady, poziomy element okazuje się metalowym mostem, który zbudowało w 1991 r. wspólnie Bruce Trail Association i inne organizacje, ponad wyrwą w klifie, umożliwiając w ten sposób ciągłość trasy. Pod spodem droga, a przed oczami pojawia się księżycowy krajobraz. Pokryta białym pyłem przestrzeń, sięgająca prawie po horyzont, wielka niecka wydziobana w skale, wieża z taśmociągami – owo dziwo tajemnicze, kopce przemielonej skały, koparki, maszyny, obraz zrujnowanej przyrody, budzący jakąś potworną grozę. Piszemy prawie po horyzont, bo daleko, daleko w oddali widać fragment jeziora w zrekultywowanej części wyrobiska. Wszystko to można zobaczyć z platformy widokowej z ławeczką, a w dni powszednie obserwować technikę wybierania i przerobu skały. My uciekamy stąd jak najszybciej, na dziki szlak, gdzie wiekowe białe cedry wrastają w skałę, wyginają się w fantastyczne kształty, jakimś niezbadanym sposobem utrzymując się w stromych ścianach klifu, gdzie słychać śpiew budujących gniazda ptaków i gdzie prawie spod nóg uciekają odpoczywające na krawędzi skał stada sępników różowogłowych (ang. Turkey volture). Nazwa sępnik brzmi niepozornie, a przecież sępniki, z rodziny kondorowatych, mają rozpiętość skrzydeł sięgającą prawie dwóch metrów. Zwykle widać je z dołu, na klifie można je oglądać z góry, jak krążą wokół gniazd zbudowanych na półkach skalnych. W locie wyglądają imponująco, z bliska trochę mniej, na pięknym korpusie odrażająca łysa, zupełnie pozbawiona piór różowa głowa, według naszej stworzonej na poczekaniu teorii dlatego łysa, żeby się pióra nie upaprały padliną, którą się żywią i której pierwsze zapachy rozkładu wyczuwają doskonałym węchem. Sępniki to takie sanitarne pogotowie dla okolicy.

Szlak wkracza stopniowo w dębowy las, aż dziw, że wyrosły tu drzewa tak duże na ubogiej, pozbawionej ziemi skale, mostkami przekracza liczne strumienie, dochodzi do rozstaju. Biało oznaczona Bruce Trail idzie dalej wzdłuż klifu, a niebieska Hilton Falls Trail skręca w lewo i okrąża kamieniołomy, na szczęście już do nich nie dochodząc. Po drodze jest kilka innych niebieskich odnóg głównego szlaku, trzeba zawsze skręcać w lewo w tablice z oznaczeniem Hilton Falls Trail. Trasa nie jest łatwa, cały czas skały, po deszczu mogą być bardzo śliskie, strumienie, jeden parometrowy nie miał mostka, musieliśmy go forsować, przeskakując po kamieniach, mija bagniska, dolinki, skalne urwiska, malownicze niewielkie jeziorko utworzone przez zaporę, obramowane białymi parometrowymi skałami porośniętymi cedrami i świerkami, dochodzi do nieczynnego już obozu skautów i wychodzi na drogę nr 6, żeby po kilkudziesięciu metrach znów wejść do lasu i wyjść ponownie na szosę przy rzece. Stąd około kilometra czy dwóch asfaltówką do parkingu. To w sumie 15 kilometrów, 4-5 godzin drogi, na niektórych tablicach podana jest odległość 20 kilometrów, bo Hilton Falls Trail (nie mylić ze szlakiem w położonym tuż obok Hilton Falls Conservation Area) obejmuje też parokilometrowy odcinek wokół wyrobiska po zachodniej stronie "szóstki". Jeśli ktoś chce tylko obejrzeć fragment klifu i kamieniołomy, to w tę i z powrotem zajmie to dwie godziny.

Dojazd: od zjazdu na Hwy 25 z Hwy 401 z Toronto w stronę London. Kierujemy się na północ Hwy 25 do skrzyżowania z 5 Side Rd. – Campbellville Rd., skręcamy w lewo na zachód, po 3,5 km skręcamy w prawo na północ w 6th Line Nassagaweya, parking będzie po lewej stronie drogi, około 3 km od skrzyżowania.

Tekst i zdjęcia
Joanna Wasilewska
Andrzej Jasiński
Mississauga

niedziela, 05 maj 2013 00:34

Listy z nr. 18/2013

"Naród, to struktura rodziny i struktura religii", pięknie słowem namalował Zbigniew Herbert. Każdy z nas mógłby dołożyć swoją, poszerzoną o swoje pryncypia, definicję Narodu. Na pewno są wśród nich takie określenia, jak wierność historii, suwerenność, własny język i kultura, gotowość do każdej ofiary w obronie tegoż narodu, obronie wiary, troska o kolejne, młode pokolenia, o ich zdrowy moralnie i intelektualnie, rozwój... długa lista. Powinna być wśród tych określeń również, tak bardzo podle wykorzystana i karygodnie nadużyta, solidarność. Niestety, chyba "ich" z "nimi". I tak jest do dziś. "Oni" się świetnie mają. Już od wielu lat, nasz naród stał się koniem,…
(…) Rzekłeś mi, że Ją kochasz, bo jedyna Ona! (…) Rzekłeś, że Ona dzisiaj jeszcze zniewolona, rzekłeś, że odbudujesz Jej wielkość, blask, tęczę! (…) Wczoraj tak mi mówiłeś. Dzisiaj nad Nią szlochasz… (…) cuchnie kłamstwem, nierządem - skamląca, naga, jak ta suka wieśniacza, co pod płotem błaga!... A ty rzekłeś, że nawet… taką Polskę kochasz! 30.09.2004 r.Lusia Ogińska •••Moja przeszłość, Panie, dla miłosierdzia Twojego. Moja teraźniejszość, dla Twojej miłości. Moja przyszłość, dla Twojej opatrzności. św. ojciec Pio Polska przestaje być sobą. Widać to wszędzie. Wystarczy wybrać się do centrum handlowego, wyjść na ulicę, a nawet wejść do... kościoła. Słychać to…
niedziela, 05 maj 2013 00:26

Nietuzinkowa Żydówka

Napisane przez

Ta około 25-letnia kobieta mogłaby uchodzić, z uwagi na kolor skóry, za Murzynkę. Ale miała naturalnie proste włosy, co kontrastowało z kręconymi włosami innych Murzynek. Mogłaby uchodzić za ciemną Tamilkę ze Sri Lanki lub z południa Indii. Zaskoczyła jednak kucharzy w areszcie imigracyjnym, kiedy zażądała podawania jej jedzenia koszernego. Sprawa zaczęła się powoli wyjaśniać, kim jest ta czarnoskóra piękność.

Mówiła trochę po angielsku. Ale twierdziła, że jej pierwszym językiem jest hebrajski. Z dokumentów wynikało, że przybyła z Izraela. Była więc Falaszką. Plemię to zamieszkiwało przez tysiące lat tereny dzisiejszej Etiopii. Nie wyjaśniona jest do końca historia wyznawania przez to plemię religii mojżeszowej, w wersji prawie identycznej do tej, jaką wyznają żydzi. Plemię to, liczące około trzydziestu tysięcy osób, żyło w izolacji od innych, zamieszkujących te regiony północno-wschodniej Afryki. Byliby tam żyli dotąd, gdyby nie problemy wewnętrzne i interwencja z zewnątrz.

niedziela, 05 maj 2013 00:04

Szkoda zimy

Napisane przez

boruckidoglowkiPrzez cały kwiecień czytałem na Fejsbuku (moje główne medium komunikowania się ze światem zewnętrznym) komentarze znajomych z południa Kanady (Ottawa, Toronto etc.) i z Polski mówiące o zmęczeniu zimą – wyjątkowo długą w tym roku. Tu, gdzie jestem, nikt nawet nie myślał, by coś takiego powiedzieć (no może z wyjątkiem przybyłych z południa nauczycieli).

Zima to życie. Siarczysty mróz skuwający jezioro grubą lodową powłoką jest mile widzianym gościem, którego zbyt szybkiego odejścia nikt sobie nie życzy. Bez porządnej zimy nie ma mowy o zimowej drodze, a co za tym idzie o przywiezieniu materiałów i paliwa potrzebnego wspólnocie na kolejny rok. Bez lodu umożliwiającego szybką podróż przez zamarznięte mokradła, jeziora i strumyki nie ma mowy o polowaniu na migrujące karibu ani o łowieniu ryb spod lodu.
Tak jak na południu ludzie spoglądali na prognozy pogody, wyczekując wieści o rychłym końcu zimy, tak my na północy wpatrywaliśmy się w niebo z nadzieją, że zima jeszcze potrwa kilka tygodni. Może trudno w to uwierzyć, ale tegoroczna zima przyniosła mojej wspólnocie (jak i innym w okolicy) rozczarowanie – nie było wystarczająco zimno, a przynajmniej nie odpowiednio wcześnie i odpowiednio długo. Sezon drogi zimowej rozpoczął się dopiero pod koniec marca i trwał zaledwie parę tygodni. Na dodatek lód nie był wystarczająco gruby, by pozwolić na budowę drogi, która utrzymałaby duże ciężarówki, czyli takie, które przewożą paliwo. Skoro nie można go dowieźć drogą lądową, wspólnota będzie musiała dowozić je samolotami. Będzie to kosztować około pięciu razy więcej.

To stawia pod znakiem zapytania i moją przyszłość w tym rezerwacie. Przyparta do muru rada plemienia będzie ciąć wydatki na szkołę – gdzie to tylko będzie możliwe. Póki co sytuacja jest dobra, ale kto może przewidzieć, co stanie się za kilka miesięcy, czy też w przyszłym roku szkolnym? Miejscowi nauczyciele opowiedzieli mi historię sprzed lat, gdy to rezerwat był w tarapatach finansowych i przez ponad dwa miesiące żaden z nauczycieli nie dostał wypłaty. Miejscowi jakoś przetrwali, przyjezdni nie wrócili na następny rok. Swoją drogą dobrze by wiedzieć, czy w przyszłym roku będę miał pracę, czy też nie – uczenie w rezerwacie nie przewiduje takiego luksusu i póki co nikt z nas nie wie, na czym stoi. W związku z tym zacząłem rozglądać się za inną pracą – tak na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że tu zostanę, więc nie przykładam się zbytnio do rozsyłania podań o pracę. Więcej czasu ostatnio poświęciłem jeżdżeniu skuterem śnieżnym, łowieniu ryb i polowaniu na gęsi niż czemukolwiek innemu.

Tak mi minął kwiecień, a tymczasem nagle przyszła wiosna i więcej z niej szkody niż pożytku póki co. Śniegu na północy było mnóstwo, a że zima trzymała dosyć długo, to gwałtowne roztopy przyniosły falę powodzi. Attawapiskat i Kashechewan ucierpiały najwięcej (media pewnie będą o tym niedługo trąbić), ale i pobliskie rezerwaty mają problemy. W naszym rezerwacie również popękało parę rur, w tym jedna dostarczająca wodę do kompleksu mieszkalnego nauczycieli – czwórka nauczycieli jest bez bieżącej wody od kilku dni. Problemy zaczęły się w zeszły piątek, ale był weekend, więc nikt się zbytnio nie przejął – ekipa naprawcza zjawiła się dopiero w poniedziałek i zaczęła coś grzebać w ziemi, a dziś (wtorek) robotnicy doszli do wniosku, że chyba jednak nic nie poradzą. Póki co nauczycieli wywieziono na drugi koniec rezerwatu do miejscowego "motelu". Miejscowi fachowcy przypominają mi stare polskie komedie Barei.

Na przykład niedawno nasza szkoła dostała jakieś dofinansowanie w ramach rządowej inicjatywy "First Nations Student Success Program". Niby fajnie, ale jednak nie. Fajnie, że coś się w branży dzieje i że taki program został stworzony. Wystarczy jednak krytyczne spojrzenie na to, w jaki sposób finansowane jest indiańskie szkolnictwo, by stwierdzić, że program ten jedynie łata dziury – których w ogóle powinno być, ale o tym już niejednokrotnie pisałem.

Dodatkowe pieniądze zostały przeznaczone na zakup czterech interaktywnych tablic "Smartboard". Wygląda toto jak duża biała tablica, podpina się to do komputera i niczym na ekranie komputera można przesuwać ikonki, oglądać filmy, uruchamiać programy, "rysować" po niej specjalnym elektronicznym mazakiem itd. Kosztuje takie ustrojstwo kilka tysięcy dolarów, a i za transport trzeba było pewnie zapłacić nielicho. Dostaliśmy więc cztery takie tablice... i nic. Stały sobie one przez kilka tygodni w pokoju konferencyjnym, bo nasi szkolni fachowcy... nie mogli znaleźć wiertarki. Pożyczyli komuś, ten im nie oddał i jakoś tak zeszło parę tygodni. A tymczasem sprzęt wart tysiące dolarów zbierał kurz. Teraz tablice są już zainstalowane, ale krzywo. Cóż, widać nie można mieć wszystkiego.

Jednym z wielkich plusów naszej szkoły jest pokaźna i dobrze wyposażona kuchnia. Ma niby służyć uczniom szkoły średniej, którzy mają tam zgłębiać tajniki sztuki kulinarnej, ale w praktyce jest miejscem spotkań miejscowych babć, co owocuje masą "tradycyjnego" jedzenia. Niestety niewiele z tego korzystam, bo jakoś nie mogę się przekonać do gotowanych rybich głów, czy też podpłomyka z ikrą...

Aleksander Borucki

sobota, 04 maj 2013 23:56

Nasza minisonda z nr. 18/2013

Napisane przez

sonda18-1Krzysztof - Dzisiaj mamy ostatni dzień do zapłacenia podatków, dlatego chciałem zapytać, czy te podatki nie są zbyt skomplikowane; mamy tyle różnych, czy nie lepiej, gdyby był jednakowy procent o dochodu? - Podejrzewam, że to byłoby wygodniejsze dla każdego, te podatki próbują chyba po to komplikować, żeby ludzi bardziej ogłupić, takie jest moje zdanie. - Nikt z nas nie wie dokładnie, ile tego jest? - To jest taka prawda, bo nieraz jest to tak ukrywane, że o niektórych podatkach nawet nie wiemy. Coraz bardziej jesteśmy opodatkowani. - Czy stopa podatkowa powinna zależeć od dochodu? - Podejrzewam że tak, ludzie, którzy więcej zarabiają, powinni więcej płacić. - Ale oni więcej z tych podatków nie korzystają. - No tak, ale ciężko zabrać jest biednemu tyle samo co bogatemu, to byłoby niesprawiedliwe; powinien być jakiś przedział, tak mi się wydaje. - Ale podatki powinny być prostsze? - Tak, no bo to tylko ludziom komplikuje życie, ale jest robione prawdopodobnie po to, żeby najwięcej ludzi ogłupić, w głowach namieszać, żeby każdy się godził i płacił. Takie jest moje zdanie.

 

sonda18-2Zofia - Czy podatki nie powinny być prostsze. - Powinny być bardziej proste. - Nie wiadomo dokładnie, ile za co trzeba płacić i zawsze ma ten niedosyt, że być może powinien był mniej zapłacić.- W ogóle podatki powinny być niższe. - Czy powinien być jednakowy procent czy kroczący? - No może jak ktoś więcej zarabia, to troszeczkę więcej popracuje i troszeczkę nadgodzin ma, to już w ogóle. - A czy nie jest tak, że za te podatki coraz mniej otrzymujemy w zamian? - No niestety, jest coraz gorzej, bardzo przykre ale prawdziwe. A dlaczego tak jest? - A ja tego nie wiem.


sonda18-3Grzesiek - Dzisiaj mamy ostatni dzień do zapłacenia podatków, czy Pana zdaniem podatki są zbyt skomplikowane, że człowiek nie wie, co mu się należy, i musi do kogoś z tym chodzić, a jednakowy procent od zarobków byłby lepszy? - Nie wiem. - A Pan płaci podatki sam, czy Panu potrącają? - Potrącają. - Nie sądzi Pan, że za dużo; że są za wysokie; czy raczej da się żyć? - Da się wyżyć. - A czy procent podatku powinien być większy dla tych co najwięcej zarabiają czy taki sam dla wszystkich? - Taki sam dla wszystkich. - Jak ktoś zarobi milion, to też zapłaci 15 procent , jak ten co zarobi 30 tys.? Tak powinno być? - Oczywiście! No pewnie.Więcej zarabia, lepszą ma głowę, płaci większe pieniądze, to jest normalne.


Janina - Czy podatki są proste czy skomplikowane? - Proste. - Sama Pani rozlicza? - Nie sama, mam księgową, która mi to robi. - Nie sądzi Pani, że podatek powinien być liniowy; jednakowy procent od dochodu? - Może powinno być mniej. - Generalnie jest Pani zadowolona z opodatkowania? - Jestem zadowolona, że pani, która robi mi income tax dla mnie, dla męża, nie mamy z nią żadnych problemów, rozliczamy się na bieżąco i nie uważam, by było w tym coś złego. Podatki musimy płacić! - A czy otrzymujemy z powrotem, to co płacimy w podatkach, te obiecane usługi? - W zasadzie nie zastanawiałam się wiele nad tym, ale na przykład pomagamy dla edukacji. To jest ważne. - Ale nie czuje się Pani nadmiernie obciążona? - Nie, naprawdę nie czuję się obciążona.


sonda18-4Witold - Dzisiaj mamy ostatni dzień do zapłacenia podatku za rok 2012, czy ten system nie jest zbyt skomplikowany? Nie lepszy byłby jednakowy procent? - Myślę, że kanadyjski system nie jest zły i polski system jest bardziej skomplikowany. Płacimy podatki, ale widać, że coś robią, ulice budują, coś się dzieje. - Nie powinno być tak, że jednakowy procent dla wszystkich niezależnie od dochodu? - Nie powinno być tak, bogaci powinni płacić więcej. Jeszcze więcej najbogatsi powinni płacić. - To jest bardziej sprawiedliwe, jak ktoś zarobi, powiedzmy 2 miliony, żeby połowę zapłacić podatku? - Może połowę nie... ale 30 proc.


Krzysztof - Dzisiaj ostatni dzień płacenia podatków, czy ten system nie jest zbyt skomplikowany? - A trudno to powiedzieć. - Nie przeszkadzają te podatki? - Wszystkim przeszkadzają? - Nie są za wysokie? - No jak by nie patrzył, są, nie podoba mi się na przykład HST, połączenie tego - to dla mnie bezsensowne.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.