farolwebad1

A+ A A-

Czego, kurwa, ich tam dzisiaj uczą? Czterech policjantów w mundurach, z bronią… boi się faceta ze zszywaczem biurowym w dłoni?

– Musimy ich bronić. Musimy być po stronie… wstydu. A weź tych… dzielnych w Albercie. Sytuacja odwrotna, ale nie mniej wstydliwa. Czterech uzbrojonych, młodych, silnych, sprawnych, świeżo wyszkolonych, ma za zadanie aresztować lokalnego schizopieniacza. Zabił ich wszystkich – Tom nadal kiwał bezradnie głową – wystrzelał jak kaczki… i to drewniane kaczki, jak na strzelnicy.

– Zostali bohaterami. Dobrze, że w przemówieniu pogrzebowym nie nazwano ich wzorem do naśladowania. Wszechobecna presja polityczna paraliżuje nas wszystkich czy co to, do cholery, jest, Tom? Może UFO miesza nam w głowach? Co?

Niewysoka, zgrabna kelnerka w tradycyjnym tajskim stroju przyniosła tacę z pachnącymi i kolorowo przyozdobionymi daniami. Podziękowali i poprosili o następną kolejkę.

– Coraz trudniej jest znaleźć ludzi do pracy. Wszyscy chcą zarabiać kasę i mieć dużo wolnego czasu na rozrywkę. Pracują tak jak w sklepie z butami, od godziny do godziny, zgodnie z kontraktem wywalczonym przez związki zawodowe. Larry, my już niedługo pożegnamy się z tym bałaganem, ale przecież ta instytucja musi dalej istnieć. Szesnaście tysięcy funkcjonariuszy, a jak masz na myśli jakieś specjalne zadanie, to ręce opadają. – W tym momencie dyrektor Tom Norman zaczął szybko zbliżać się do nieujawnionego jeszcze celu swojej wizyty. – Potrzebny jest mi młody, zaufany człowiek ze zdolnościami aktorskimi, gotowy do długotrwałego wejścia w sytuację. Żeby sprawę ułatwić, to musi jeszcze mówić po polsku… i to najlepiej bez akcentu.

– Czy to coś nowego, co przywiozłeś w prezencie od FBI?

Opublikowano w Lektura Gońca
piątek, 13 luty 2015 15:41

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (21)

Za dwa dni Kometa wrócił. Skórki sprzedał za 2024 dolary. Po dolarze i 10 centów za skórkę. Odliczyliśmy za drogę Komecie 24 dolary, a resztę, 2000 dolarów, rozdzieliliśmy między siebie. Po 400 dolarów na dolę.

Tylko nasza piątka wiedziała o agrandzie. Inne chłopaki myślały, że nam naprawdę dano popędź. Niektórzy mówili nawet, że to robota podpolnika Makarowa. A Wańka Bolszewik zaklinał się, że widział przy błysku latarki jego rudą brodę i bliznę na lewym policzku. Wszyscy wrócili szczęśliwie do miasteczka. Tylko towaru kupcowi nie zwrócono: "pogubili, porzucali", zresztą – nie tłumaczyli się z tego wcale.

13

Znów spadł śnieg i już się utrzymał. Zima nadeszła surowa, mroźna i śnieżna. Twardo stanęła na granicy i grubą warstwą chłodnego puchu okryła ziemię do długiego snu.

Stanęła biała ścieżka. Złoty sezon się skończył. Chłopaki się bawili, pili, robili burdy, uganiali się za dziewczynami. Wyglądało to tak, jakby każdy starał się co prędzej przehulać zarobione pieniądze.

Opublikowano w Lektura Gońca

ludzie ktorzy nie patrza oklKażdy domek wyposażony jest w łazienkę. Toaletę spłukuje się wodą i można się umyć w ciepłej wodzie nagrzanej piecykiem na propan. Woda bieżąca jest… bieżąca, kiedy wieje wiatr i pompa napędzana wiatrakiem napełnia zbiornik zamontowany na jednej z wyżej wystających skał. Propan jest na wyspie głównym źródłem światła, ciepłej wody i ciepła w kabin2ach bez kominków, nawet małe lodówki są na propan. Co roku, wiosną, Karol zamawia dostawę ośmiu dużych zbiorników propanu i jeden po drugim razem z Joem przeciągają na saniach po zamarzniętym jeziorze. Na północno-wschodniej stronie wyspy Karol zamontował wiatrak-generator prądu o średnicy dwóch metrów, dzięki któremu może korzystać z komputera, obejrzeć czasem film, ładować swój telefon satelitarny i inne urządzenia na baterie. Jedynie główny dom ma oświetlenie elektryczne. Jednym z wynalazków Karola jest system dwóch lodówek stojących obok siebie. Latem używana jest lodówka z lewej strony, ta działa na propan, zimą natomiast lodówka z prawej strony, która małymi drzwiczkami w tylnej ścianie podłączona jest do zimy kanadyjskiej szalejącej na zewnątrz. W zależności od temperatury na zewnątrz drzwiczki należy odpowiednio uchylić lub przymknąć.

Opublikowano w Lektura Gońca
piątek, 06 luty 2015 16:29

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (20)

Nagle posłyszałem, że ktoś jęknął. Potem potknąłem się o siedzącego na ziemi człowieka. Przeskoczyłem przez niego.

– Chłopaki! – posłyszałem głos. – Postrzelili mnie.

Zatrzymałem się i zawołałem na kolegów:

– Stać, chłopaki! Już nas nie gonią! Wszyscy stanęli. Wróciliśmy do rannego. Był to Aligant. Kula przeszyła mu łydkę lewej nogi. Nie mógł iść dalej o własnych siłach. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy wracać, niosąc rannego na zmianę, pod dwóch. Wtedy odezwał się Mamut:

– Ja go sam odniosę do Rakowa... Podołam... Wy smarujcie dalej...

Znów zaczęliśmy naradzać się. Wreszcie stanęło na tym, że Szczur i Mamut wrócą z Aligantem do miasteczka, a my pójdziemy z towarem dalej.

Zrobiliśmy z podartej na strzępy koszuli opatrunek rannemu, a potem Mamut wziął go na barana, na plecy. Szczur poszedł pierwszy, aby badać drogę.

Noski zostawili nam. Lord chciał wziąć jeszcze jedną noskę, ale jemu, jako przewodnikowi, było by zbyt trudno. Więc zrobiliśmy tak: Bolek Kometa, Wańka Bolszewik i ja wzięliśmy po dwie noski.

Opublikowano w Lektura Gońca
piątek, 30 styczeń 2015 23:43

Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 3)

Niedużo… troszkę… zostało… cha, cha, cha!

– Myślę, że jesteś jedynym Indianinem na świecie, który pije grzańca. Pewnie, że się napiję, ale tylko troszkę, bo będę kierował w Revelstoke. Jak wrócę z zakupami, to wypiję drugie troszkę, jeśli coś tam jeszcze zostanie.

Miedzianą chochlą stary Joe przelał pachnący goździkami i miodem czerwony płyn z niewielkiego kociołka wiszącego nad ogniem do blaszanego kubka z dwoma uchami.

– Całkiem niezłe… udało ci się. Domyślam się, że dopisałeś do listy zakupów kilka nowych rzeczy?

– Tylko cztery kartony wina… wiesz, te czterolitrowe, razem szesnaście litrów, no i przyprawy.

– Tylko… – Karol zaśmiał się głośno – szesnaście? Nie masz chyba zamiaru zostać alkoholikiem?

Opublikowano w Lektura Gońca
piątek, 30 styczeń 2015 23:07

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (19)

Nie ma z nami Pietrka Filozofa, który zachorował i pozostał w domu pod opieką zegarmistrza Mużańskiego; nie ma i Słowika, który wyjechał do krewnych w Mołodecznie. Ale mamy jednego nowicjusza. Jest to wysoki, młody chłopiec, w moim wieku, zawsze ładnie ubrany... nawet w drogę.

Nazywają go (zapewne z tego powodu) Aligant. To jego pierwsza droga. Towaru pilnuje Lowa. Towar mamy tani: ołówki, puder, mydła toaletowe, grzebienie i batyst. Bergier nie ryzykował na pierwszy raz drogiego towaru. Noski są lekkie: po 25 funtów każda. Razem z maszynistą Lordem i odprowadzającym Lowką, było nas dziesięciu. Zebraliśmy się w stodole przy ulicy Zagumiennej, na brzegu miasteczka. Tam były zamelinowane noski.
Z nadejściem nocy wyszliśmy ze stodoły i skierowaliśmy się na północ. Bolek Lord prowadził nas po nowej drodze, po której kiedyś długo chodził z partią Bułygi, słynnego przemytnika, maszynisty i przewodnika, zabitego przez bolszewików na wiosnę 1922 roku, gdy przeprowadzał "figurki" z Sowietów do Polski.

Opublikowano w Lektura Gońca
sobota, 24 styczeń 2015 14:03

Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 2)

Oboje pracujemy w sektorze rządowym, nasze etaty podparte są olbrzymimi związkami zawodowymi. Ojciec ciągle powtarzał: "W Polsce należy pracować w firmach zagranicznych, a w Kanadzie w rządowych. Dobrze się zahaczysz i masz spokojną głowę do emerytury". Jest w tym "mądrość praktyczna" i zgodnie z tą mądrością zostałem oficerem policji śledczej, a nie aktorem. Zawsze bardzo fascynowała mnie gra aktorska, scena, życie chociaż przez chwilę życiem innego człowieka. W szkole średniej całe wieczory spędzałem w szkolnym klubie teatralnym. Byłem bardzo zaangażowany i dzięki równie zaangażowanej pani profesor Julii Fostner nasz klub był chlubą szkoły. Grałem wiele różnych ról. Na moje szczęście pani Fostner była zwolenniczką teatru nowoczesnego, tak że nie spędzałem zbyt dużo czasu nad Szekspirem. Odkryłem, że aktorstwo polega na chwilowym zawieszeniu własnej osobowości, na uwierzeniu, że teraz, przez godzinę, jestem kimś innym. Wbrew powszechnemu mniemaniu uważam, że aktor nie udaje. Jeżeli udaje, to jest kiepskim aktorem. Marząc, czytałem z zapartym tchem życiorysy wielkich gwiazd. Fascynacja i chyba prawdziwe zdolności zderzyły się w ostateczności z "mądrością praktyczną". Tysiące absolwentów różnych szkół aktorskich w Kanadzie żebrze o role w reklamach, pozuje do komercyjnych zdjęć. Kariera aktorska podobno opiera się bardziej na tym, kogo znasz, niż na tym, jak grasz swoją rolę. Natomiast jeśli przebrniesz przez taki raj na ziemi skrzyżowany z pralnią mózgu jak szkoła policyjna, to tylko jeden na stu nie będzie pracował w swoim nowym zawodzie.

Opublikowano w Lektura Gońca
sobota, 24 styczeń 2015 00:09

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (18)

– To ty tak grasz z chłopakami!!

Uderzył Alfreda butelką i szkło prysło w drobne kawałki. Alfred zakrył twarz rękami, bo Kruczek zamierzył się odłamkiem szyjki od flaszki. Bracia Alińczuki rzucili się naprzód. Jeden z nich chwycił Kruczka z tłu za szyję. Wtem Szczur błysnął nożem i krzyknął:

– Precz, szkopy!!

Nagle Żywica znalazł się wśród nich i kilkoma ruchami ramion odrzucił wszystkich na strony.

– "Pomalu"!... "Pomalu"! – wyrzekł spokojnie.

Saszka wstał od stołu i powiedział: – No, dość tego!... Zaraz zobaczymy... Alfred, chodź tu!

Alińczuk zbliżył się do stołu. Wycierał chustką krew z czoła.

– Styrki cynkowane? – zapytał go Saszka.

– Ja nie wiem... Ja kupiłem styrki... – Styrki kupił, a pocynkował sam! – rzucił Szczur z boku.

– Gdzieś kupił styrki? – pytał Saszka.

Oczy Alfreda latały po stronach.

Opublikowano w Lektura Gońca


Janusz Beynar mieszka tu u nas, w Ontario. Jest człowiekiem, który myśli, bacznie obserwuje to, co się dzieje, i ma odwagę pisać o tym, jak jest. Beynar ze swadą, w wartkiej akcji porusza temat dyktatu radykalnego homoseksualizmu, pedofilskich mafii rozciągających macki na instytucje państwa, sięgających najwyższych poziomów władzy, a także biznesu aborcyjnego, pod pozorem troski o prawa kobiet wymuszającego przyzwolenie na przemysł zabijania dzieci nienarodzonych.

Janusz Beynar swoją książką "Ludzie, którzy nie patrzą w oczy", książką, która rozgrywa się wśród nas, w Ontario i w Kolumbii Brytyjskiej, przystawia nam lusterko do twarzy. Książkę można kupić w polskich księgarniach na terenie GTA. Zapraszamy do lektury!

***

"Każde dziecko należy do rodziny człowieczej" – to słowa wspaniałej piosenki napisanej i skomponowanej przez Chucka Mangione do filmu "Dzieci Sancheza".
Książkę tę dedykuję mojej córce Mai i Kasprowi mojemu synowi, a także wszystkim miłośnikom powyższego utworu.
Autor

Nie jest to dobry moment w krótkiej historii mojego życia. Od kilku tygodni pływam w ciepłej, lepkiej, depresyjnej melancholii. Jak się czuję? Czuję się jak alpinista, który w połowie ściany stracił linę. Rzeczywistość bywa upierdliwie niesprawiedliwa. Nie jest to dobry czas. Moja wrodzona, optymistyczna energia życiowa wycieka przez coraz gęstszą pajęczynę pęknięć w duszy i świadomości. Jestem zmęczony. Żeby nie czuć zmęczenia, postanowiłem być aktywny, ale dalej nie robię nic, a zmęczony śpię coraz dłużej i coraz częściej brakuje mi czasu na podstawowe czynności. Nie tak dawno temu, kiedy jeszcze się modliłem, pomyślałbym, że to mój anioł stróż gdzieś zapił albo wyjechał na dłuższy urlop. Czas przepływa pomiędzy godzinami, myśli rwą się w chaotyczne strzępy. Nic nie czytam. Nie oglądam telewizji. Mimo wszystko nie jest prawdą, że nic nie robię. Robię to, co należy w mojej sytuacji robić. Czekam. Nie jestem w tym za dobry. Brakuje mi cierpliwości. Zawsze wybierałem pójście pieszo, kiedy trzeba było długo czekać na autobus. Jestem trzydziestojednoletnim zodiakalnym Baranem z niewyczerpaną energią życiową. Chciałbym już zacząć działać, ruszyć w świat. W moim zawodzie wykonujemy jednak rozkazy. Dziewięć tygodni temu padł rozkaz: "czekać". Czekam.

Opublikowano w Lektura Gońca
piątek, 16 styczeń 2015 17:17

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (17)

Ujrzawszy nas odskoczyli od siebie i pośpiesznie znikli w ciemności. Usłyszałem cichy śmiech Feli. Bardzo cichy – żebym ja go nie słyszał. Miałem chęć poświecić jej latarką w twarz, lecz nie śmiałem tego zrobić. Jej śmiech wywarł na mnie dziwne wrażenie... Zrobiło mi się gorąco, a kolana jakby omdlały. Wtem poczułem dotknięcie jej ręki i posłyszałem nienaturalny, nerwowy szept:

– Idź tam... do komory... Weź wiadro i latarnię... Idź...

– Oni tam... – urwałem.

Ona parsknęła śmiechem.

– Głupi jesteś!... Idź!...

Komora była już pusta. Znalazłem w niej duże, cynkowe wiadro i latarnię. Wziąłem je i wyszedłem na podwórko. – Już?

Opublikowano w Lektura Gońca
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.