Polska wzorem dla wielkich tego świata
Życie dla wszystkich stoi otworem, ale nie do każdego tym samym
Zacznę nutą wesołą, choć sytuacja jest jak najbardziej poważna. Dobrzy ludzie, czy widzicie i w to wszystko uwierzycie? Tego nikt z futurologów nie przewidywał w naszym dwudziestym już i pierwszym wieku. USA naśladują nas krok po kroku! Drzewiej bywało, że Kościuszko uczył Amerykańców wybijających się na niepodległość, jak organizować artylerię, a Pułaski strategii kawaleryjskich. Pomogli? Oczywiście, bardzo skutecznie organizować z farmerów armię z prawdziwego zdarzenia.
Dziś USA i RP znalazły się dziwnym zbiegiem okoliczności w podobnym położeniu. U nich po dwóch kadencjach lib-demokratów lewicujących Obamy, lud pracujący miast i wsi poszedł nareszcie po rozum do głowy i odsunął od władzy politpoprawnych fantastów. U nas o rok wcześniej podobnie po dwukrotnej kadencji koalicji PO/PSL, tak samo postawiono na skuteczną porządkującą sprawy – prawicę. I tu, i tam wywołuje to histeryczne protesty tych, co znaleźli się „out of the wagon”. Trzeba sypać nowym (jak oni doszli do wszystkiego – to pomyłka!), choć w pełni legalnym władzom, ile się da, piasku w tryby! „Idzie Grześ przez wieś, worek piasku niesie...”. Żeby to tylko piaskiem po oczach! Jest (i być może) znacznie gorzej. Działacz amerykańskich demokratów postrzelał golfujących republikanów. Co się dzieje? Woli ludów – jeśli nie po naszej, jedynie słusznej myśli – już ci niby „superdemokratyczni” politycy nie przestrzegają? Ani nad Wisłą, ani nad Potomakiem?
Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie a Smoleńsk
Dzisiaj, 6 czerwca 2017 roku, na placu Krasińskich w Warszawie przy pomniku Powstania Warszawskiego prezydent USA Donald Trump wygłosił chyba jedno z bardziej propolskich przemówień w historii prezydentów USA. No chyba tylko przemówienie prezydenta Wilsona obiecujące Polsce niepodległość i dostęp do morza było ważniejsze od aktualnego przemówienia Donalda Trumpa.
Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się tak daleko idącego przemówienia, jeśli chodzi o polityczną interpretację historii Polski i deklarację polityczną wobec Rzeczpospolitej i wobec pozostałych krajów grupy Międzymorza oraz po części również wobec Ukrainy.
Novus ordo
Demokratyczna utopia jest tak głęboko ukorzeniona we współczesnej świadomości społecznej, że nikt jej nawet nie usiłuje podważyć. Zyskała religijny status, a wiary w nią wymaga się od każdego.
Utopia ta zakłada między innymi mit współrządzenia – wszyscy wspólnie podejmujemy ważne decyzje o sobie – uzgadniać je mamy poprzez głosowanie w wyborach i referendach.
Tymczasem demokracja nigdy nie dotyczyła wszystkich – zawsze była jedynie metodą uzgadniania stanowiska w wąskich grupach posiadających możliwość działania. Bo też większość normalnych ludzi chce żyć w świecie już urządzonym, w którym wiedzą, czego się od nich wymaga i co mają robić. Taki świat dawał i daje poczucie bezpieczeństwa. Poczucie to wzmacniał dodatkowo stabilny porządek społeczny.
O osobnikach nikczemnych i współwinie za holokaust
W Polsce może brakuje anestezjologów, spawaczy, kierowców ciężarówek, ale na pewno nie brakuje ludzi gotowych do każdej niegodziwości.
Taki na przykład rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który zwykle dowiaduje się z telewizora o tym, co dzieje się w Polsce, i dopiero gdy jakiś dziennikarz przygotuje reportaż o tym, że komuś, na przykład, jakaś państwowa instytucja bezpodstawnie zabrała dziecko, to wówczas podejmuje te swoje pozorowane działania, czyli wysyła jakiś świstek papieru i robiąc zatroskaną minę, udziela wywiadu w telewizji, i który wydaje się nic więcej nie wiedzieć i nie chcieć wiedzieć, powiedział ni z tego, ni z owego, że „musimy pamiętać, że wiele narodów współuczestniczyło w realizowaniu holokaustu. W tym, o czym mówię z ubolewaniem, także naród polski”. I dalej: „Przecież ile było wyroków wydanych przez AK na osoby, które ujawniały kryjówki dla Żydów. Te wyroki śmierci nie wzięły się znikąd”.
POLIN, CZYLI GHOST GROUND
Pisane na kilka godzin przed wystąpieniem Trumpa na placu Krasińskich
Kiedy nadeszło wezwanie, Polska nie zwlekała; nie ociągała się i zaryzykowała tym wszystkim, co osiągnęła, nie chcąc narażać na szwank swojego honoru, więc jej córy oraz synowie odpowiedzieli spontanicznie, ukazując siłę ducha jedności narodowej i samopoświęcenia, dzięki którym Polska – poprzez wiele wysiłków i zgryzot – jest członkiem grupy wielkich narodów Europy. (...) Koniec tego wszystkiego, koniec znoju, zawodu i cierpień zostanie nagrodzony tym, którzy wiernie służyli na rzecz wolności Europy i świata; bowiem wstanie świt, szybciej niż nam się obecnie zdaje. Wstanie świt wtedy, gdy obłąkańcza próba ufundowania pruskiej dominacji opartej na nienawiści rasowej, opartej na czołgach, tajnej policji, wszechobecnym nadzorze i wielu podłych współpracownikach-Quislingach zniknie jak koszmarny sen. I z chwilą, kiedy ujrzymy jutrzenkę wolności i nadziei, nie tylko silne, wreszcie świetnie uzbrojone demokracje, ale również wszystko to, co szlachetne i nieustraszone, w Nowym Świecie, jak i Starym, odda hołd Polsce wstającej z kolan, odda hołd Polakom będącym ponownie wielkim narodem – sir Winston Churchill – bandyta, zbrodniarz wojenny i łotr – w przemówieniu radiowym wygłoszonym w maju 1941 r. do durnych i naiwnych, lubiących takie łatwe, toksyczne brednie Polaczków z okazji ich masońskiego święta Konstytucji 3 Maja.
Wizyta Trumpa w Polin oraz jego wystąpienie na placu Krasińskich zapewne w niczym nas nie zaskoczy. Po pierwsze, wszystkie oczekiwania imperatora są już wypełniane przez władzę warszawską (oni myślą, że to doskonały sposób na uwiarygodnienie swojej pozycji i zdobycie legitymizacji w oczach suzerena amerykańskiego): większe zakupy jankeskiej broni (m.in. patrioty), zwiększanie polskich nakładów na zabezpieczanie interesów polityczno-wojskowych w regionie, przygotowania do głębszego zaangażowania Polski w konflikt na Bliskim Wschodzie (bo przecież nasze wojska są już tam obecne, a niedawna wizyta Dudy w jednostce Grom jest chyba zapowiedzią pełnego wejścia tej jednostki do działań a to w Syrii, a to np. w Mosulu, a to na odcinku katarskim, jeśli zajdzie taka potrzeba, tzn. kiedy Waszyngton wyrazi takie życzenie).
Tak, tutejsi władcy nie pojmują, że nasz kraj będzie używany taktycznie przez Waszyngton na odcinku antyniemieckim, mamieni nasi władcy będą złudną obietnicą, że Polin stać się może mniej więcej tak samo ważnym partnerem jak Niemcy, dzięki instrumentalnemu wykorzystaniu naszego państwa i narodu do chwilowej, nie wiemy, jak długotrwałej, amerykańskiej zagrywki przeciwko Berlinowi, mającej na celu osłabienie pozycji Berlina w Europie i na świecie.
To bardzo niedobra dla nas wiadomość, ponieważ Trump popycha nas jeszcze głębiej w politykę bezalternatywności. Na odcinku wschodnim jesteśmy już od pewnego czasu dokładnie zamknięci. Immunizowani na niepodległe zagrania. Amerykanie rozpoczęli tę rzecz bardzo sprawnie w kwietniu 2010 r., pogłębili zasadniczo w 2014 r., więc teraz – z powodów bardzo ważnej układanki o charakterze strategicznym – po raz kolejny używają swojego polskiego wasala do zamknięcia nam odcinka zachodniego, czyniąc nasz kraj jeszcze bardziej bezwolnym, zdanym tylko na wolę amerykańską, bez możliwości geopolitycznego balansowania.
Osobiście mnie to nie dziwi, warto może tylko o tym wspomnieć, choćby dla kronikarskiej ścisłości. Oczywiście całe przemówienie Trumpa będzie nas bardzo pompować w naszej biednej dumie i wspierać w naszej potrzebie dowartościowania, ale można zakładać, że nie będzie to tylko mowa-pic. Mowa-siano. Nie. Posunięcia amerykańskie będą miały poważne konsekwencje dla losów naszego narodu i państwa. Bardzo niedobre konsekwencje. Oczywiście poza rzuceniem Polski na amerykański odcinek antyniemiecki cała jakaś zabawna idea Międzymorza pod protektoratem jankeskim nie przyjmie ani form trwałych, ani istotnych z punktu widzenia naszych interesów. To tylko jedno z narzędzi negocjacyjnych Waszyngtonu w przepychankach z Berlinem i Moskwą – oraz ze względu na Nowy Jedwabny Szlak – naturalnie z Chinami. Waszyngton właśnie do Pekinu mówi tym gestem, że obejmuje patrymonium nad końcówką Jednego Szlaku i Jednej Drogi… Na żadnym z poziomów nikt nie pyta i nie będzie pytał Warszawy o zdanie, ma ona tylko odpowiednio szybko akomodować względem oczekiwań Waszyngtonu, to wszystko…
Warto mocno podkreślić, że Warszawa może zakładać, że te wszystkie jej posunięcia i gesty wobec USA, odsuną od niej poważne zagrożenie wiszące nad naszymi głowami, a mianowicie roszczeniami żydowskimi. Jednak, jak już wiadomo, dotychczasowe działania Polski nie tylko nie oddaliły tego zagrożenia, ale w głęboko niepokojący sposób potwierdziły ich realność i powagę oraz to, że tu żadnej litości nie będzie i Kaczyński zapewne to pojmuje, że nadejdzie D-day, dzień, kiedy Żydzi za pomoc naszych drogich sojuszników – Waszyngtonu i Londynu – z ujmującym uśmiechem, może przypominającym ten Macierewicza Antoniego, spokojnie do nas rzekną pewnego dnia: „Sprawdzam”.
Bardzom w związku z tym ciekaw, z jakim przekazem przyleciał do nas ze swoim teściem Jared Kushner. W Warszawie oczywiście nie będą miały miejsca żadne backroom deals. Litości. Takie dile zawierane są tylko między partnerami. Dziś Polaczkom zakomunikowane zaledwie będą pewne kierunki oraz wyartykułowane oczekiwania przykryte łatwymi pochwałami…
Ghost Ground
Termin Ghost Ground oznacza dzikie nieużytki, tereny niczyje, zaniedbane, czekające na rekultywację i odnowę. Przemianę. Transformację. Nowych właścicieli. Tak zapewne określane jest w nomenklaturze wielkich nie tyle terytorium Polin, Rzeczpospolitej Przyjaciół, ile cała Europa Środkowowschodnia, cały pas borderline region, choć osobiście preferuję perfekcyjnie trafne określenie na państwa naszego obszaru – LIMITROFY…
Wydarzeniem o wiele ważniejszym, niż żenująca komedia warszawska czy jakiś teatr, tj. szczyt G-20 w Hamburgu, była silna odpowiedź na nie ze Wschodu. Odpowiedź poważna i naprawdę znacząca. Była to mianowicie dwudniowa wizyta Xi w Moskwie 3-4 lipca. Jasne, poza ważnymi decyzjami dotyczącymi infrastruktury o charakterze strategicznym, był to zrytualizowany poniekąd przekaz obu mocarstw skierowany do Waszyngtonu, że potrafią balansować sprawnie wobec posunięć USA i że partnerstwo chińsko-rosyjskie trwa, choć po prawdzie każdy z tych partnerów łypie okiem na Stany Zjednoczone, oczekując z tęsknotą dobrej oferty skierowanej do niego…
Ceremonia odznaczania Xi ważnym orderem rosyjskim (http://www.kremlin.ru/events/president/news/54973) pokazała, kto tak naprawdę jest prawdziwym panem na Kremlu. Jest nim chiński cesarz. To bardzo sprytna zagrywka rosyjska, nic nieumniejszająca ani Rosji, ani Putinowi wbrew pozorom. Szokujące dla mnie słowa Putina zamykające tę uroczystość, słowa skierowane osobiście do Xi, podkreślające jego znaczenie, wkład w relacje rosyjsko-chińskie, mają w istocie charakter trybutarny, bezprecedensowy, Putin bowiem nie tyle wychwala osobę Xi, ile bardzo umacnia i wspiera – i tak już bardzo mocną – jego pozycję w systemie chińskiej władzy. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym. Otóż Putin nie kieruje tego przekazu do Chin ani do Xi. On skierował tę wiadomość do Trumpa. Uzmysławia to nam, jak bardzo Rosja nadal nie jest pewna, jaką ofertę strategiczną otrzyma z USA. Po prawdzie tego samego oczekuje Pekin. Obie strony czekają na poważne oferty. Putin, tak wstrząsająco mówiąc w kremlowskiej sali tronowej do Xi, uzmysłowić chce Ameryce, że to za długo trwa, że jej ociąganie się z rozwinięciem relacji jankesko-rosyjskich skutkuje dalszym balansem ruskim w stronę Środka. Rosjanie pojmują, naturalnie, że nad Potomakiem trwa ferment, walka w elitach, co do obrania kierunków strategicznych, ale Rosjanie równie dobrze mogą to postrzegać jako celowe działanie dezinformujące, celową robotę USA, dzięki której – za pomocą niby chaotycznego, amatorskiego, nieskoordynowanego, niespójnego działania – Amerykanie trzymają i Chiny, i Rosję w stanie gorączkowego zawieszenia, w stanie gorączkowej niepewności i protagoniści Stanów Zjednoczonych zdają się postrzegać już tę sytuację w taki sposób, że ten stan, to nie stan przejściowy, o charakterze taktycznym, ale pełnowymiarowa strategia postępowania, która od adwersarzy USA wymaga zużywania szybciej swoich zasobów, sił, energii, zdecydowanie większego wkładu militarnego, wywiadowczego i analitycznego. TO TAKA STRATEGICZNA ASYMETRYCZNA GRA. Zgrabne. I muszę przyznać, że po raz kolejny Amerykanie udowadniają, podobnie jak zrobili to w Krainie U w 2014, że to oni narzucają tempo i tworzą strategiczne środowisko geopolityczne, do którego warunków nadal muszą dostosowywać się inni gracze, z wysiłkiem próbujący dotrzymać kroku imperium zza stawu.
My tu w Bolanda, w Polin, w Rzeczpospolitej przyjaciół musimy pamiętać, że dzisiejsze panoptikum z Boratem w roli głównej na placu Krasińskich to część tej strategicznej asymetrycznej gry amerykańskiej stosowanej wobec wszystkich innych – Berlina, Moskwy, Pekinu…
Tuż przed wizytą amerykańskiego Borata, przybył do Warszawy gość, który przyjechał z naprawdę ważnymi rzeczami. On nie opowiadał nam farmazonów, nie opowiadał głupot, nie bawił bon motami, nie czarował, nie sprzedawał żadnych kocobałów. On przyjechał z konkretami. A mianowicie 3 lipca odwiedził Polin przewodniczący Knesetu Yuli Yoel Edelstein.
Spotkał się Dudą (http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,658,prezydent-andrzej-duda-przyjal-przewodniczacego-knesetu.html), jak również z marszałkami Sejmu i Senatu (pośrednicy do przekazania posłania Kaczyńskiemu, choć nie wiemy, czy potajemnie Edelstein nie spotkał się z samym Kaczyńskim, wg mnie – tak).
Postrzegam tę wizytę – o wiele ważniejszą w wymiarze politycznym niż wizyta Trumpa – jako: żydowską kontrolę perymetru, nad którym, w wyniku ewentualnej zgody Waszyngtonu i Moskwy – Żydzi sprawowaliby patrymonialny nadzór polityczno-ekonomiczny, to taka kontrola przed wizytą Borata. Taki rewizorski checking, czy wszystko gra, czy wszystko jest na najlepszej drodze, aby Warszawa poważniej zaczęła publicznie deklarować to, co zostało już prawdopodobnie ustalone i co MUSI się wydarzyć, a mianowicie zwrot mienia żydowskiego w Polin. Nie podniecajmy się za bardzo ani nie załamujmy rąk, to stały wariant gry wobec Polski i ta kwestia nie była mimo wszystko wiodącym tematem rozmów z polskimi politykami w mojej ocenie… Co nim zatem mogło być?
Pan Edelstein to rosyjski Żyd, opresjonowany w więzieniach sowieckich, jeden z tych, co dali nogę z Sowietów przez Warszawę dzięki operacji „Most” w końcu lat 80. (historia jednak ma poczucie humoru: wg mnie, ponownie taki rewers „Mostu” opcjonalnie jest szykowany z Izraela i Europy Zachodniej w naszym kierunku przez Waszyngton i Moskwę…). Reprezentuje państwo posiadające doskonałe stosunki z Rosją, uważające ją za partnera strategicznego, istotnego dla swoich interesów oraz bezpieczeństwa. Nasi żydowscy przyjaciele potrafią balansować i dbać świetnie o swój interes narodowy, szkoda zatem, że nie potrafią tego ich warszawscy podwykonawcy, którzy czujnie odmawiają sobie prawa prowadzenia suwerennej polityki na wielu kierunkach… Otóż pan Edelstein – to taki „Francuski Łącznik” – on biega tu za posłańca. A od kogóż to przewodniczący Knesetu przywiózł posłanie do Kaczyńskiego Jarosława? A mianowicie sądzę, że przekazał nam message od prezydenta Putina, przekazał nam informacje od Rosji, która jest zapewne i zaniepokojona destabilizacją architektury bezpieczeństwa w regionie w wyniku posunięć amerykańskich, i jednocześnie może wyrażać wolę deeskalacji, w związku z tym jest to po części tylko message do nas (ostrzeżenie? innego rodzaju propozycje do rozważenia? inne opcje?), ale przede wszystkim jest to przekaz do Trumpa, który otrzyma za pośrednictwem polskim przed szczytem G-20. Posłaniec żydowski jest tu niezmiernie ważny. Wskazuje to na chęć dogadania się w regionie i na poziomie globalnym tak przez Moskwę, jak i przez Waszyngton, a używana jest tu (tradycyjnie) żydowska przyzwoitka, diler najlepszy, pośrednik żydowski, który jest żywotnie zainteresowany dobrą kooperacją jankesko-ruską. Przepyszne! I Polacy, jak zwykle, nie pojmują, że są tylko ponownie statystami w dużej grze.
Ażeby nie być gołosłownym i podeprzeć swoje hipotezy pewnymi faktami, to tylko przypomnę, że pan Edelstein wrócił właśnie z trzydniowej bardzo ważnej wizyty w Moskwie, gdzie przebywał w dniach 27-29 czerwca br. i gdzie bardzo ciepło i kordialnie został przyjęty przez Rosjan, a spotkał się (z partnerami rozmawiał po rosyjsku) z Ławrowem, Matwijenko – przewodniczącą izby wyższej, tj. Rady Federacji, oraz Wiaczesławem Wołodinem – przewodniczącym Dumy, w której zresztą 28 czerwca wygłosił ważne przemówienie transmitowane na żywo do Izraela!
Żydzi pragną dogadania się Ameryki i Rosji przede wszystkim ze względu na Persję, oni chcą ją utopić rękoma obu imperiów, stąd pan Edelstein wszem wobec mówił, że dobre relacje pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem są kluczowe dla pokoju światowego i oczywiście dla państwa Izrael. Sama zaś Rosja, wg niego, gra istotną rolę w regionie i Izrael musi współpracować z Moskwą, aby rozwiązywać wspólne problem. To dlatego podczas przemówienia w Dumie, Edelstein w chytry sposób posuwał się nawet do cytowania Starego Testamentu: At the conclusion of his speech, Speaker Edelstein asked to convey a blessing in Hebrew from Jerusalem, „the eternal capital of the Jewish People, from which the message of justice and the war against evil has been coming out for nearly 3,000 years.” He then recited the following verse from Psalms: ”Peace be within thy walls, and prosperity within thy palaces. For my brethren and companions` sakes, I will now say: `Peace be within thee.` For the sake of the house of the LORD our God I will seek thy good”.
Godne polecenia – relacje z wizyty Edelsteina w Moskwie:
Speaker Edelstein greeted warmly in Moscow as he begins official visit; tells Russian Federation Council Chairwoman Matviyenko `we must continue to develop our relations and discuss our differences of opinion in a serious and honest manner” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13488
Speaker Edelstein delivers historic address to Russian Federation Council; says „in the same language which I was imprisoned for teaching, I bless you with the ancient Jewish blessing: Shalom Aleichem!” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13489
29.06 spotkanie z Ławrowem: Knesset Speaker Edelstein to Russian FM Lavrov: ”Good relations between Moscow and Washington crucial for world peace” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13493
29.06 spotkanie z Wiaczesławem Wołodinem – przewodniczącym Dumy.
https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13494
Speaker Edelstein told his host that the purpose of his visit is to „strengthen the relations between our nations, and I am also glad for the opportunity to meet you. The relations between our countries are on the right track, and even when we don`t see eye to eye, the dialogue, particularly if it is conducted in Russian, will help us understand each other and advance processes”.
Trump ze względu na stosunki wewnątrzamerykańskie oraz ze względu na legitymizację swojej władzy – która poniekąd trwa in statu nascendi – nie chce zbliżenia bezpośredniego z Moskwą, ale potrzebuje pasa transmisyjnego, kryszy żydowskiej, a Żydzi ochoczo mu ją dają. Niech każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, sam sobie to wszystko ułoży, wszystkie puzzle, i odpowie sobie samemu na pytanie, dokąd to wszystko zmierza…
A to, jak działa Waszyngton wobec graczy zbyt wolnych od jego wpływu, widać choćby po niedawnym ostrzelaniu tureckiego statku przez grecki okręt (jankeski podwykonawca, zwracam). Tam w grę wchodzi naturalnie rozgrywka wokół Kataru. Jego losy omawiane będą w Kairze dziś. Tam w regionie widać także płynność relacji i sojuszy, kiedy Katar jest wspierany i przez Turcję, i przez Persję, a grozi mu wywrócenie w wyniku działania agentury jankeskiej – Izraela, Saudów, Egiptu (ci mocno zblatowani z Moskwą), ZEA i Kuwejtu – czyli akcja-pokłosie po wizycie Trumpa w maju w Rijadzie. Rozwałka Kataru to taka część zamiast całości, bo prawdziwym celem jest Persja...
***
A poza tym uważam, że Jeruzalem musi by wyzwolona.
Grodno, 6 lipca 2017 r.
Ktoś na nas eksperymentuje
Przeżyliśmy w Toronto kolejną paradę homoseksualistów. Jak zawsze, było „wesoło”, czyli przy okazji mówienia o „równości”, „miłości” i prawach mniejszości rzucano nam na oczy wyuzdaną seksualność. Oczywiście, można tego nie oglądać, można wyjechać z miasta, niektórzy jednak mieszkają w centrum i trudno im to omijać.
Jak co roku, były przypadki obnażania się, eksponowania genitaliów, symulowania seksu, i to wszystko na oczach zwykłych przechodniów, w tym również dzieci.
Główna kanadyjska agencja informacyjna posunęła się nawet do stwierdzenia, że może to być dobre dla najmłodszych, ponieważ... pobudza do dyskusji na temat seksualności. Nie wiem, jak trzyletnie dziecko, oglądając majtającego penisem homoseksualistę, ma być „pobudzone do dyskusji”. Według wszystkiego, co wiemy o psychologii dziecka, jest to rodzaj molestowania seksualnego. I nagle w naszym społeczeństwie, które szczyci się, że chroni prawa wszystkich, nawet tych najmniejszych, wzruszamy na takie molestowania ramionami; słyszymy rzeczy, które są oczywistymi bzdurami, i wszyscy przechodzimy obok nich obojętnie.
Okrucieństwa faszystowskiego reżymu
Podnoszący w Polsce głowę faszystowski reżym bije wszelkie rekordy okrucieństwa. W porównaniu z nimi bledną nawet okrucieństwa popełniane przez fanatyków w Państwie Islamskim, bo cóż ci fanatycy robią? Obcinają swoim wrogom głowy, co może wygląda na okrutny spektakl, ale nie da się ukryć, że ma charakter jednorazowy – na co zwrócił już dawno uwagę Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc: „Darmo – co człek raz stracił, tego nie odzyszcze”, zatem raz odciętej głowy nie da się obciąć po raz kolejny.
Tymczasem faszystowski reżym w Polsce swoje ofiary szatkuje po kawałku, co jest gorsze od śmierci, niczym obowiązek słuchania kompozycji „Nergala”, czyli pana Adama Darskiego, uważanego za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie, sławne również w świecie ze słynącego z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego.
Nic więc dziwnego, że już w początkach marca organizacje broniące na świecie praw człowieka wystosowały apel do Jana Klaudiusza Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, żeby zrobiła ona z Polską porządek, jako że poziom ochrony praw człowieka w naszym nieszczęśliwym kraju urąga wszelkim standardom. Panu Janowi Klaudiuszowi Junckerowi nie trzeba będzie dwa razy tego powtarzać, więc tylko patrzeć, jak rozpocznie się w Polsce kolejna kombinacja operacyjna – oczywiście dopiero wtedy, gdy się wyjaśni, jakie właściwie będą następstwa wizyty w Warszawie prezydenta USA Donalda Trumpa. Bo wizyta ta, związana z uczestnictwem amerykańskiego prezydenta w Forum Państw Trójmorza, może doprowadzić do reaktywacji heksagonale – ale uzupełnionego i poprawionego, to znaczy – ze Stanami Zjednoczonymi jako protektorem – co mogłoby doprowadzić do trwałego osłabienia niemieckiej hegemonii w Europie Środkowej. Wtedy też można by przeprowadzić wspomnianą kombinację operacyjną, ale mogłoby to okazać się znacznie trudniejsze niż nawet w grudniu ubiegłego roku, więc nie wiadomo, czy Niemcy by się na to zdecydowały, zwłaszcza gdyby stare kiejkuty zdezerterowały ze służby w niemieckiej BND i zaciągnęły się do razwiedki amerykańskiej. Inna sprawa, że stare kiejkuty mogą czuć się zaniepokojone perspektywą utraty „zdobyczy”, które tak pracowicie sobie nakradły, poczynając od drugiej połowy lat 80., aż do dnia dzisiejszego. Nie mówię już o spółkach nomenklaturowych, ani nawet Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, na który pod koniec lat 80. Polska wyłożyła 1700 mln dolarów.
Długi wykupiono, ale tylko za 60 mln dolarów, a 1640 mln gdzieś się rozeszło – oczywiście nie bez śladu, bo powstało przecież wiele starych rodzin, których potomstwo opowiada się za modelem demokracji kierowanej, w którym obywatele-suwerenowie wprawdzie głosują, ale zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni, to znaczy – gronem ubeckich dynastii, wokół których w obronie demokracji kicają autorytety moralne, a nawet pan mecenas Roman Giertych.
Warto wspomnieć i o szwajcarskim Sezamie, w którym Skarby Labiryntu zostały pracowicie uciułane z walorów kradzionych z Peweksu przez co najmniej 18 lat (przykładowy transfer z jednego tylko dnia opiewał na 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów – i tak przez 18 lat!). Kiedy rewelacje na ten temat ukazały się w tygodniku „Wprost”, ówczesny prezydent Kwaśniewski zagroził, że jeszcze jedno słowo, a zarządzi „lustrację totalną”. Na takie dictum Jacek Kuroń i Karol Modzelewski wysłali mu list z propozycją zakopania wojennego topora, byle tylko premier Józef Oleksy podał się do dymisji – co wkrótce nastąpiło.
Przypominam o tym wszystkim nie tylko dlatego, że nad tamtymi aferami zaciągnięto szczelną zasłonę, której nie śmie uchylić ani niezależna prokuratura, ani wścibskie Centralne Biuro Antykorupcyjne, ani nikt inny – co dowodzi, że nawet okrucieństwo faszystowskiego reżymu ma swoje granice, których nikt nie ośmiela się przekroczyć – ale również dlatego, że poddany męczeństwu przed sejmową komisją badającą aferę Amber Gold pan Maciej Plichta, zwany „Maciejem P.”, na pytanie o pieniądze, czyli 850 mln złotych, które zostały wyprowadzone ze spółki w nieznanym kierunku – i dopiero potem niezależna prokuratura wszczęła tak zwane „energiczne kroki” – odparł, że nie ma Polakom nic do zwrócenia. I ja mu wyjątkowo wierzę, bo według mojej ulubionej teorii spiskowej, odcięty od stryczka pan „Maciej P.” był tylko parawanem, za którym lody w Amber Gold kręciły stare kiejkuty i to one schowały szmal w „miejscach niemożliwych do wykrycia” – jak kiedyś pan red. Bronisław Wildstein ustalił miejsce, w którym Saddam Husajn ukrył swoją broń masowej zagłady. Jakże tedy „Maciej P.” może oddać „Polakom” pieniądze, skoro ich nie ma, skoro był tylko parawanem? W przeciwnym razie, to znaczy – gdyby nie był parawanem starych kiejkutów, to czyż znane w świecie z niezawisłości sądy w Gdańsku przymykałyby oczy na jego nieprawości? Czy niezależna prokuratura patrzyłaby na jego wybryki przez palce? Czy służyłby u niego sam premierowicz Michał Tusk? Czy dygnitarze Platformy Obywatelskiej z województwa pomorskiego ciągnęliby po lotnisku samolot OLT niczym ruscy burłacy barki na Wołdze? A jakże! Jeśli zaś przyjmiemy, że przedsięwzięcie było zorganizowane przez starych kiejkutów, to wszystko staje się jasne i zrozumiałe – podobnie jak w przypadku męczeństwa pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą zaczynają pogrążać zeznania świadków powołanych przed komisję badającą aferę wokół tak zwanej reprywatyzacji w Warszawie i innych miastach. Ta afera również byłaby niemożliwa bez parasola ochronnego, jaki nad złodziejami rozpostarły stare kiejkuty – oczywiście nie bezinteresownie – bo mafia nigdy nie działa bezinteresownie.
Tymczasem faszystowski reżym, chociaż nie zna miary w okrucieństwie i zadawaniu męczeństwa swoim ofiarom, jak dotąd tylko krąży wokół starych kiejkutów, nękając podstawione przez nich płotki w rodzaju „Marcina P.”, a nawet grubsze karpie w rodzaju Donalda Tuska czy pani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Czy przed uderzeniem bezpośrednim powstrzymują go ustalenia w Magdalence, że „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”, czy też okoliczność, że po 18 czerwca 2015 roku, kiedy to w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa „Most” z udziałem przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii z naszego nieszczęśliwego kraju oraz ważnych ubeków z Izraela, którzy nastręczyli Amerykanom wciągnięcie starych kiejkutów na listę „naszych sukinsynów”, co zapewniło im immunitet respektowany – jak dotąd – również przez faszystowski reżym, który – gdyby wiedzę o nim czerpać z żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, albo ze stacji telewizyjnych, które podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkuty – jest w swoim okrucieństwie jeszcze gorszy od funkcjonariuszy Państwa Islamskiego, chociaż – o ile mi wiadomo – tamci nie tolerują przypadków odmowy zeznań ani odmowy stawienia się przed komisją, tylko od razu obcinają opornym głowy, podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju męczennicy reżymu korzystają z warunków znacznie bardziej komfortowych.
Stanisław Michalkiewicz
Od szczęścia nie ma ucieczki
No i zrobiło się wielkie aj-waj – w naszym świecie tysiąca ócz wszystko, jak wiadomo, jest nagrywane, nagrał więc ktoś w Mississaudze matkę chłopca w przychodni, gdy domagała się „białego lekarza”, który „nie ma żółtych zębów”.
Z tymi zębami to tak po prawdzie nie wiem, o co chodzi, sam mam żółte i od lat tłumaczę mojej Pani Dentystce, którą do wybielania ręka swędzi, że to jest w moim przypadku normalne, bo przecież to Murzyni mają zęby białe... Czemu mam więc poprawiać po Panu Bogu?
Filmik, jak to w dzisiejszym świecie bywa, zaczął żyć własnym youtubowym (i nie tylko) życiem, „rozsławiając” Mississaugę po całym świecie. Pani zresztą wizerunkowo pasuje jak ulał do stereotypowego obrazu „rasistki” – deczko roztyta blondyna obdarzona głosem o wysokich częstotliwościach, holująca za sobą latorośle w sportowym dżerseju i bejsbolówce. Po prostu, nie da się lepiej.
Incydent dał początek wielu internetowym pyskówkom, no bo z lekarzami każdy miał do czynienia, w naszym tutejszym przypadku białymi, żółtymi, szarymi – wszystkimi, jacy są pod słońcem – jako że jesteśmy zewsząd, to i lekarzy mamy zewsząd.
Czy domaganie się – w nerwach – „białego” lekarza to rasizm? – Może, ale nie musi.
Moje osobiste, rodzinne przypadki z lekarzami są „zdywersyfikowane”, jak całe GTA; mój lekarz „domowy” jest Arabem z Bliskiego Wschodu, pediatra mojego dziecka – super człowiek – jest Hindusem, kardiolog dziecka – jak to mówią Chorwaci, absolutnie perwaja liga – i to nie tylko kanadyjska, ale światowa – jest białym mężczyzną ze Szwajcarii; operację dziecku robił również – absolutny top fachu – biały Niemiec; żonie operację sknociła w Trillium biała kobieta, a poprawiał po niej zespół białych, a dziecku kiedyś wyraźnie dopiero co wysmażona lekarka rodem z Bangladeszu nie rozpoznała na pogotowiu zapalenia płuc, cały czas pytając, „co powiedział lekarz pediatra?”. Jak widać, moje rasowe doświadczenia z tutejszą służbą zdrowia nie układają w jednorodny schemat. Jest i tak, i tak.
Natomiast to, co jest niepokojące, to że lekarzy mieliśmy brak, i kolejne rządy prowincyjne obiecywały coraz bardziej „udrożnić” i przyspieszać proces nostryfikacji dyplomów, jest to tym bardziej niepokojące w przypadku dyplomów z takich krajów, jak Indie, gdzie dokumenty różnych szkół (podobnie jak swego czasu na Ukrainie) można kupić na targu.
A zatem, kiedy trafimy na lekarza, który np. mało tłumaczy, albo jest wprost niemiły, często gdzieś tam z tyłu głowy rodzi się niepokój, że być może jest on po prostu NIEDOKSZTAŁCONY.
W naszym coraz bardziej rozbełtanym społeczeństwie, podobnie jak niegdyś w socjalizmie, mamy całe instytucje działające na zasadzie „punktów za pochodzenie”, mamy rasizm w działaniu. No bo jeśli traktujemy ulgowo Murzyna, tylko dlatego że jest czarny – to jak to nazwać?! To zaś podkopuje zawodowe standardy, wpuszczając do systemu lekarzy, którzy muszą uczyć się na ludziach. I pół biedy, gdy są zdolni.
Tak to jest, gdy polityka, pod postacią politycznej poprawności, wtrąca się nie tam gdzie trzeba. A specjalistów od wtrącania się mamy całe chmary i co chwila ktoś krzyczy, że tym czy tamtym trzeba „ułatwić”, żeby było po równo i sprawiedliwie. Dotyczy to wszystkich dziedzin zawodowych, i nawet jeśli polityczna poprawność nie jest skodyfikowana w postaci instytucjonalnych ulg, to dzisiaj aż strach się bać donosów do Trybunału Praw Człowieka i dla świętego spokoju przepuszcza się na oko tych co trzeba. I to jest problem!
Niestety, próżno o tym czytać w mediach głównego nurtu – my tu w „Gońcu”, jako ostatni Mohikanie i tak skazani na wymarcie – jeszcze o tym piszemy, ale w głównym nurcie obowiązuje już Łysenko i o genetyce nie pogadasz, że sparafrazuję stalinowskie obyczaje.
W ramach walki z rasizmem doszliśmy i do tego, że na największym kanadyjskim uniwersytecie organizuje się rasistowską uroczystość rozdania dyplomów dla Murzynów, podobno po to, aby mogli świętować pokonanie rasistowskich barier.
Wzbudza to u mnie dużą wesołość i szczerze przyznam, że im jestem starszy, tym lepiej się bawię, bo nie tak dawno takie numery nawet komediantom do głowy nie przychodziły, a tu proszę, komedię nam grają całkiem darmo.
Jak tak dalej pójdzie, to proszę się nie dziwić, że ludzie wszystkich ras i wyznań uciekać będą spod noża lekarzom, którzy dyplom mają za pochodzenie. Taki jest właśnie skutek tzw. akcji afirmatywnej; kiedy zamiast brać się z problemami za bary, szyjemy cesarzowi niewidzialne szaty.
A na koniec cytat z Jesse Jacksona, ku pamięci w ramach walki z rasizmem: There is nothing more painful to me at this stage in my life than to walk down the street and hear footsteps and start thinking about robbery. Then look around and see somebody white and feel relieved....
Drodzy kanadyjscy soc-inżynierowie – jesteście otumanieni własną ideologią, kneblujecie usta wrzaskiem i policją. Chcecie leczyć złamanie ręki środkami przeciwbólowymi, a tymczasem wkrada się gangrena.
Biała kobieta w nerwach chciała do swego dziecka białego lekarza mówiącego po angielsku. No to się nam kurcze blade porobiło; założę się, że niedługo będziemy mieli dla takich kursy deradykalizacyjne połączone z pomocą farmakologiczną. Już w Sowietach zamykali dysydentów w psychuszkach. Bo tylko ludziom nienormalnym może się nie podobać – w Kraju Rad – najlepszym państwie pod słońcem! Historia kołem się toczy.
Po prostu, Drogi Czytelniku, od szczęścia nie ma ucieczki.
Andrzej Kumor
Powiew czegoś innego – spotkanie z szefem NDP Andreą Horwath
Ponad rok temu odbyło się zorganizowane przez Kanadyjską Radę Mediów Etnicznych spotkanie z szefem ontaryjskiej Partii Nowych Demokratów (NDP), panią Andreą Horwath. To było dosyć ciekawe spotkanie. Miało ono miejsce zaraz po spotkaniu z federalnym ministrem do spraw imigracji Johnem McCallumem. Wówczas pani Horwath jako centrum swojej wypowiedzi postawiła walkę z rasizmem, homofobią i antysemityzmem.
Jako przykład problemów rasistowskich podała swoją rozmowę z dwoma studentkami niebiałymi, które skarżyły się jej, że na uniwersytecie są prześladowane przez wykładowców uniwersyteckich, że mają niskie oceny, a były w szkole średniej dobrymi studentkami. Nie miały wcześniej problemów z nauką, a teraz nie mogą dostać dobrych stopni. Po tej wprowadzającej do dyskusji wypowiedzi, z ponad 80 osób obecnych na sali ponad połowa wyszła.
Tu trzeba wyjaśnić, że olbrzymią większość członków Rady Mediów Etnicznych stanowią osoby niebiałe. Co ciekawe, praktycznie wszyscy biali członkowie pozostali na sali. Dlaczego tamci inni wyszli? Być może uznali, że po spotkaniu z ministrem do spraw imigracji pani Horwath nie ma nic ciekawego do powiedzenia? Być może uznali, że sprawy rasizmu w Ontario w stosunku do tego, co ci dziennikarze widzieli w krajach swojego pochodzenia, są nie tak straszne, jak przedstawia to pani Horwath? Według mnie jednak, pani Horwath nie odrobiła pracy domowej. Nie dopytywała się więcej, jak to jest z tym, że nagle absolwenci szkół średnich nie mogą sobie dać rady na pierwszym roku uniwersytetu.
Ja osobiście skłaniam się ku twierdzeniu, że dzieje się tak, ponieważ nauczyciele w Kanadzie nie chcą mieć kłopotów, wobec tego unikają konfrontacji. Najprościej przedstawiłbym to unikanie konfrontacji w taki sposób, że tam gdzie komuś należałaby się dwója, tam stawiają trójkę, tam gdzie powinna być trójka, tam dają czwórkę, tam gdzie powinna być czwórka, tam dają piątkę. Trudny sprawdzian dla uczniów kończących szkoły średnie w Kanadzie przychodzi na uniwersytecie. Program uniwersytetów podlega pewnym normom ogólnoświatowym. Uprzywilejowująca sytuacja, w której nauczyciel jest niejako w obowiązku nauczyć ucznia, już na uniwersytecie się kończy. Tutaj uczeń musi się uczyć. Musi dopasować się do norm i minimum narzuconych przez uniwersytet. Na uniwersytecie dochodzi więc do zderzenia przyzwyczajeń i oczekiwań ucznia wyniesionych ze szkoły podstawowej i średniej i oczekiwań i wymagań uniwersytetu wobec tegoż ucznia.
Po wprowadzeniu zrobionym przez Andreę Horwath rozgorzała gorąca dyskusja. Właściwie wszyscy kierowali swoje pytania i wypowiedzi w taki sposób, by zwrócić uwagę pani Horwath na to, że sprawy rasizmu wcale nie są sprawami najważniejszymi dla osób mieszkających w Ontario. Z tego spotkania pamiętam również to, że bardzo mało osób, które pozostały na spotkaniu, podeszło do niej, by zrobić sobie z nią pamiątkowe zdjęcie. Robienie sobie zdjęcia z zaproszonym politykiem jest tradycją takich spotkań.
Wówczas, rok temu, na zakończenie tamtego spotkania, widziałem zaskoczenie na twarzy pani Horwath.
Od tamtego czasu minął ponad rok i w poniedziałek, 12 czerwca, w ratuszu miasta Toronto odbyło się ponownie spotkanie z Andreą Horwath, szefem NDP. Tym razem pani Horwath w swoim zagajeniu nie mówiła o problemach rasizmu. Mówiła natomiast o problemach finansowych prowincji Ontario. Mówiła o tym, że liberałowie, który rządzą od 14 lat w prowincji Ontario, doprowadzili do tego, że Ontario ponosiło straty finansowe. Tak było w przypadku projektu budowy elektrowni gazowej, tak było w przypadku budowy tak zwanych elektrowni wiatrowych, elektrowni słonecznych. Z programów tych liberałowie wycofali się, ale w międzyczasie mieszkańcy Ontario ponieśli koszty tych nieudanych projektów.
Dalej pani Horwath mówiła o sprawach studentów i projekcie NDP polegającym na likwidacji oprocentowania pożyczek studenckich. Krytykowała sprzedaż przedsiębiorstwa zajmującego się przesyłem energii elektrycznej, czyli Hydro One, mówiła o sprawie szpitali w Ontario. Krytykowała to, że szpitale w Ontario są wykorzystywane w ponad 100 proc. ich możliwości. Powiedziała, że z analiz wynika, że szpitale powinny być tak planowane, żeby były wykorzystywane w 85 proc. ich możliwości. W tej chwili okres oczekiwania na przyjęcie w poczekalni w wielu szpitalach jest stanowczo zbyt długi i tu podawała przykłady.
W sprawie przedsiębiorstwa przesyłu energii Hydro One powiedziała, że w tej chwili udziały prywatnych inwestorów we własności Hydro One są w granicach 60 proc.
NDP proponuje odkupienie udziałów prywatnych inwestorów w Hydro One za dywidendy wypłacane przez to przedsiębiorstwo. Stwierdziła, że sprzedaż Hydro One za niską cenę 5 miliardów dolarów przyniosła duże straty Ontaryjczykom, ponieważ utracili oni kontrolę nad przesyłem własnej energii elektrycznej, nie mówiąc już o tym, że jest nadwyżka produkcji energii elektrycznej w Ontario.
Andrea Horwath skrytykowała duży dług prowincji Ontario. W tej chwili Ontario wypłaca corocznie około 40 miliardów dolarów odsetek. Ale według analiz, ten koszt może bardzo szybko wzrosnąć do 95 miliardów dolarów.
Na tym zakończyła się część wstępna i nastąpiły pytania. Dziennikarz „Gońca” powiedział, że z tego, co słyszał, to sprzedaż Hydro One była tak ustawiona, że inwestorzy ze wschodniego wybrzeża USA kupili udziały w Hydro One, ale w zamian wykupili część długu prowincji Ontario i w ten sposób przez jakiś czas zapewniają niskie oprocentowanie długu prowincji Ontario. Więc jeśli miałoby miejsce odkupienie przez rząd prowincji Ontario udziałów w Hydro One, to wówczas jest prawdopodobne, że dług ontaryjski musiałby być odnawiany na wyższy procent. Więc mamy tu do czynienia z tak zwanym paragrafem 22. Jak prowincja Ontario odkupi udziały w Hydro One, to w konsekwencji dług ontaryjski byłby odnawiany na wyższy procent. Jeśli się tego nie zrobi, to koszt energii sprzedawanej Ontaryjczykom będzie rósł.
Druga sprawa, do której odniósł się dziennikarz „Gońca”, to kwestia umowy handlowej między Kanadą i Stanami Zjednoczonymi (NAFTA). Otóż po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa podatku na importowane przez Stany Zjednoczone z Kanady drewno budowlane, podatku w wysokości 15 proc., następnego dnia wartość dolara kanadyjskiego spadła o prawie 2 centy. Naokoło słyszy się głosy osób pytających się o to, czy NAFTA (układ o wolnym handlu z USA) jeszcze obowiązuje? Pytanie jest takie, że według mnie, społeczność, mieszkańcy prowincji Ontario, nie zdają sobie sprawy z tego, że zmieniły się warunki polityczne, w jakich żyjemy, że warunki są niesprzyjające, że trzeba inaczej się rządzić, że nie można już tak bezkrytycznie przyjmować wszystkich obietnic wyborczych liberałów, ale czy elity polityczne, czy pani koledzy politycy rozumieją to, że zmieniły się warunki polityczne i gospodarcze?
Andrea Horwath: Jeśli chodzi o wykupienie z powrotem udziałów w Hydro One, to tutaj nie mamy jakiegoś dokładnego planu. Nie wiemy, po jakiej cenie wykupywalibyśmy te akcje. Nie wiem też, jakie są warunki, jaka była umowa dotycząca sprzedaży prywatnym inwestorom Hydro One.
Jeśli chodzi o drugie pytanie, o sprawę umowy o wolnym handlu między Kanadą i USA, to Amerykanie nie tylko złamali układ o wolnym handlu w przypadku podatku na drewno budowlane, Amerykanie wycofali się jeszcze z paru innych klauzul tej umowy.
Moi koledzy politycy mówią do mnie: popatrz, Kathleen Wynne (premier Ontario) jeździ do USA i tam rozmawia z gubernatorami poszczególnych stanów USA na tematy gospodarcze. Jak ona się stara! Ale ja im odpowiadam: To jest przecież jej praca! Ona za to jest odpowiedzialna za to, by na te tematy z Amerykanami rozmawiać!
Po tej odpowiedzi pani Andrei Horwath pytanie zadała dziennikarka ze społeczności afrykańskiej: Co liberałowie z tego mają, że oddali Hydro One prywatnym inwestorom? Przecież jeśli spojrzymy na te 5 miliardów dolarów, to jest to raczej nieduża kwota, za którą Hydro One zostało sprzedane.
Andrea Horwath: Tak, 5 miliardów dolarów to nie jest duża kwota z tytułu sprzedaży Hydro One. Myślę, że liberałowie utrzymali się przy władzy i że utrzymali wpływy. Zmieniły się zasady składania donacji na cele polityczne i dwaj politycy, minister finansów Charles Sousa i minister do spraw energii (Glenn Thibeault, przyp. autora) otrzymali dużo donacji po 10.000 dol. od dających donacje. Dużo z tych donacji dali prywatni inwestorzy, którzy kupili udziały w Hydro One.
Pod koniec spotkania pojawiły się dwie kwestie. Ktoś ze społeczności dziennikarzy, zdaje się z Ameryki Południowej, zadał pytanie o to, jakie plany ma NDP wobec dużej liczby biednych dzieci, które mieszkają w Toronto? Pani Andrea Horwath powiedziała, że NDP uważnie przygląda się temu problemowi, rosnącej liczby biednych dzieci w Toronto, i że NDP docenia wagę tego problemu.
Później, na zakończenie już, przewodniczący stowarzyszenia dziennikarzy etnicznych, pan Thomas Saras, podziękował pani Andrei Horwath za spotkanie i podziękował jej za to, że za sprawą Nowych Demokratów liberałowie zapowiedzieli wprowadzenie w Ontario minimalnej stawki płacy w wysokości 15 dolarów za godzinę.
Jakie są moje ogólne wrażenia ze spotkania z Andreą Horwath?
Przede wszystkim każdy polityk składa obietnice wyborcom. Tak jest, ponieważ naturalnym celem polityka jest utrzymanie się przy władzy. Chodzi o to, na ile te obietnice są realistyczne. Pani Andrea Horwath przyszła tym razem o wiele lepiej przygotowana do spotkania niż na poprzednie, które miało miejsce ponad rok temu. Być może wymusiły to na niej zmienione okoliczności ekonomiczne Ontario? Nie można już składać wyborcom obietnic bez pokrycia, bo możliwości zaciągania pożyczek przez prowincję Ontario się skończyły. W momencie gdyby procenty poszły w górę, to koszty obsługi długu gwałtownie by skoczyły, co z kolei spowodowałoby uniemożliwienie (zapłaty) obsługi szeregu programów socjalnych itp. Mieliśmy więc na tym spotkaniu do czynienia z trochę inną osobą niż przed rokiem.
Inna moja obserwacja z tego spotkania jest taka, że na opinie mieszkańców Ontario wpływa to, skąd pochodzą, z jakich krajów. Polacy, szczególnie ci którzy przyjechali w fali emigracji posolidarnościowej, stanowią wyjątek wśród tych, którzy zjechali się do Ontario, a szczególnie tych, którzy przyjechali do Toronto. My, osoby pochodzenia polskiego, jesteśmy niewielką grupą, która ma poglądy konserwatywne tak w sferze kulturowej, jak i na płaszczyźnie ekonomicznej. Na przykład wśród moich kolegów ze Stowarzyszenia Inżynierów spotkałem wiele osób, które były sceptycznie nastawione do sprawy montowania elektrowni wiatrowych i słonecznych w Ontario. Nie ten klimat, nie to nasłonecznienie, brak wiatrów itd. Mieliśmy rację. Jak wiemy, liberałowie gwałtownie w ubiegłym roku wycofali się ze wszystkich tych kosztownych i nieekonomicznych projektów. Ale odbiły się one na kosztach energii, kosztach płaconych przez Ontaryjczyków.
Gdybym mógł pokusić się o ogólną opinię, to nasze środowisko polonijne od dawna patrzyło sceptycznie na wydawanie pieniędzy na tego typu projekty, jak elektrownie wiatrowe, czy też budowa elektrowni, a później rezygnacja z jej budowy. No, ale politycy kupowali sobie za takie plany głosy wyborców.
Inną sprawą też jest to, że do Toronto zjeżdżają się ludzie z różnych krajów, którzy mają często zupełnie inny pogląd na małżeństwo, na rolę ojca w rodzinie, na to do czego służy państwo. Jest wiele grup społecznych o bardzo niskim zrozumieniu swoich obowiązków wobec państwa i na odwrót, wobec rodziny. To wszystko przekłada się na taki pogląd, „że państwo powinno dać”, i na pewna gettowość w sposobie patrzenia na politykę. Tutaj przykładem mogą być środowiska muzułmańskie, które przeważająco głosują na liberałów pomimo bardzo konserwatywnych religijnych poglądów. Czyli, żeby nam było dobrze, a inni jak sobie zrobią, to ich sprawa. My w naszych społecznościach się zabezpieczymy i przetrwamy. I echo tego typu poglądów, wypowiadanych w różnym kontekście, słyszy się na wszelkiego rodzaju spotkaniach z politykami.
Przez to, że ludzie o takich poglądach zmienili strukturę społeczną Toronto, liberałowie mogli zdobyć czas na wprowadzenie swojej rewolucji kulturalnej w różnych jej odmianach, na zalegalizowaniu eutanazji kończąc. Zdobyli na to wystarczająco dużo czasu, by wprowadzić w życie wszystkie potrzebne ku temu zapisy w prawie, i na to, żeby te zapisy się ugruntowały jako elementy kultury i zdobyły akceptację społeczną. Nie chcę być złym prorokiem, ale teraz śmiało mogą oni oddać władzę komukolwiek, bo przepisy rewolucji kulturalnej już weszły do konstytucji, już weszły do kodeksów i prawa niższego rzędu, już weszły do obyczajów. Problem w tym, że liczba tych, którzy pracują, albo inaczej, tych, którzy chcą pracować, gwałtownie się zmniejszyła.
Usłyszane na tym spotkaniu pod adresem liberałów słowa krytyki za rozrzutność są długo spóźnione. Z drugiej strony, również słowa te nie trafiają na podatny grunt. Jest olbrzymia grupa mieszkańców prowincji Ontario, ale szczególnie w GTA, którzy po prostu nie wiedzą lepiej, wiedzą tylko, że państwo ma dać. Na to wszystko na dodatek nakłada się również olbrzymie zadłużenie przeciętnego Kanadyjczyka.
Janusz Niemczyk
Gabinet osobliwości
„Krzywa statystyczna wskazuje, że najwięcej jest ludzi normalnych, przeciętnych. Opada w dwie strony. Po lewej są nawiedzone oszołomy, a po prawej wybitni wybrańcy losu.”
Od dawna toczą się spory historyków o rolę jednostki w polityce. „Wieszcz-oszołom” rewolucji bolszewickiej Majakowski pisał: „Jednostka zerem, jednostka bzdurą, sama nie ruszy pięciotonowej kłody choćby i wielką była figurą...”. Wiemy, mądrzejsi o pokolenia, jak bardzo się w tym wierszowanym ustępie mylił. Sam zorientował się za późno i popełnił samobójstwo. A kacapską kłodą mocno potrząsnął pewien Gruzin. Należało im się!
Nasze teksty
Maria Władysława Nowicka (1924-2019)
Maria Władysława Nowicka, urodzona we Warszawie 8-go września 1924r, zmarła spokojnie we śnie o 11:11 rano 6-go kwietnia br. w Mississauga, Ontario. Żona śp. kap. Mariana Nowickiego, matka Ani w Kanadzie, Zbyszka w Nowej Zelandii, Isi w Australii, ciocia Ewy w Kanadzie, B... Czytaj więcej
I co nowego na wiosennym rynku?
Niewiele. Ciągle to samo. W Izraelu nasz ‘ulubieniec’ Benjamin Netanjahu został ponownie premierem. Co to dla nas znaczy? Nic nowego. Zagrożenie izraelsko-amerykańskie postępuje swoim trybem. Właściwie już nie zagrożenie, ale realizacja dawno ustalonych planów. Podsumujmy więc w wielkim skrócie: &n... Czytaj więcej
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…