Łukaszenka urodził się 30 sierpnia 1954 roku w malutkiej wsi nad Dnieprem niedaleko Witebska. Dzieciństwo spędził na wsi – do dziś nie wstydzi się swojego związku z wsią, uprawianie roli to jego drugie hobby po sporcie, obecnie w swoich rezydencjach ma poletka z warzywami. Niewiele wiadomo o jego ojcu. Wychowywała go samotnie matka, uboga robotnica w kołchozie. Łukaszenka szybko stał się odpowiedzialny za dom. Był szykanowany przez rówieśników, jako syn ubogiej samotnej matki. W szkole poznał swoją żonę. W 1971 rozpoczął studia historyczne w Mohylewskim Instytucie Pedagogicznym. Podobnie jak Chodorkowski i Tymoszenko, działał w Komsomole. W latach 70. i 80. często zmieniał pracę. W 1979 r. wstąpił do KPZR, nie zrobił jednak kariery w sowieckiej partii komunistycznej – w 1985 r. był tylko sekretarzem komórki KPZR w sowchozie.
Dopiero pierestrojka umożliwiła mu karierę. W 1987 r. został dyrektorem sowchozu, wprowadził abstynencję i dyscyplinę pracy. W pierwszych częściowo demokratycznych wyborach w ZSRS w 1989 r. usiłował zdobyć mandat do Rady Najwyższej ZSRS. Jako niezależny kandydat przegrał minimalnie. Wybory te zmieniły ZSRS, deputowani krytycznie wypowiadali się o realiach życia w Związku Sowieckim.
W 1990 r. Łukaszenka wygrał wybory do Rady Najwyższej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Na forum parlamentu domagał się: niezależności pracy, niezawisłości sądów, walki z korupcją. Był bardzo aktywny, co zapewniało mu rozpoznawalność. Wzbudzał sympatię. Szukał sobie w różnych partiach możliwości dalszej kariery.
Kilka dni po puczu w ZSRS, 25 sierpnia 1991 r., parlament białoruski ogłosił deklarację niepodległości. Białoruś przyjęła nową flagę i godło, stała się państwem demokratycznym i wolnorynkowym, zakazała działalności partii komunistycznej. Wszystkie te zmiany na forum parlamentu Łukaszenka popierał, wbrew 83 proc. mieszkańców Białorusi, którzy chcieli pozostać częścią ZSRS. Na terenie całego Związku Sowieckiego politycy często wywodzący się z partii komunistycznej popierali niepodległość, bo dawała im realną władzę i dostęp do jej profitów, a nie bycie tylko namiestnikami podległymi ZSRS.
Początkiem oszałamiających sukcesów Łukaszenki był dzień, w którym został przewodniczącym parlamentarnej komisji do badania korupcji. Posłowie, którzy poparli kandydaturę Łukaszenki, absolutnie go nie docenili. Dzięki przewodniczeniu komisji Łukaszenka zyskał sławę i poparcie wyborców, a przy okazji pozbył się wielu konkurentów. Owocem pracy w komisji była wygrana w 1994 roku w wyborach prezydenckich – w pierwszej turze Łukaszenka dostał 44,82 proc. głosów, a jego konkurencji 17,33 proc., 12,18 proc., 9,9 proc., w drugiej 80,34 proc. Zwycięstwo Łukaszenki było wyrazem buntu biedoty, która nic nie zyskała na transformacji ustrojowej.
Łukaszenka wygrał wbrew mediom podporządkowanym oligarchom. Jego kandydatura spotkała się z entuzjastycznym poparciem Białorusinów i wsparciem Rosji. Program Łukaszenki był zgodny z oczekiwaniami wyborców – nowy prezydent deklarował restytucję ZSRS, zwalczał nacjonalistów, którzy chcieli mówiącym po rosyjsku Białorusinom narzucić język białoruski, posługiwał się brutalnym językiem zrozumiałym nawet dla najniższych klas społecznych.
Szybko po przejęciu władzy Łukaszenka zadbał o to, by był jedynym ośrodkiem realnej władzy. W swej brutalnej rozprawie z parlamentem zyskał poparcie Białorusinów postrzegających parlamentaryzm przez pryzmat korupcji, demoralizacji i politykierstwa.
Kolejnymi decyzjami nowego prezydenta było zastąpienie symboli narodowych symbolami wzorowanymi na sowieckich, uznanie rosyjskiego za równorzędny język narodowy, rozwój współpracy z Rosją. Media wspierały działania prezydenta, bo konsumenci mediów byli bardzo zadowoleni z polityki Łukaszenki – w referendum zmiany proponowane przez Łukaszenkę wsparło 75 proc. Białorusinów.
Wraz z odchodzeniem Białorusi od modelu ustrojowego znanego z zachodnich demokracji, znikali też opozycjoniści. Nie wzbudzało to społecznych protestów Białorusinów, bo jednocześnie znikali gangsterzy i bezdomni. Stałe poparcie Białorusinów dla Łukaszenki sprawiało, że pomimo startu w wyborach opozycjonistów, władza prezydenta była niezachwiana. Jedyne, czego mógł się obawiać urzędujący prezydent, to tego, że Rosja wystawi przeciw niemu kontrkandydata i zapewni mu rosyjskie wsparcie medialne.
W mediach białoruskich jedynym widocznym białoruskim politykiem jest prezydent. Inni politycy nie istnieją w świadomości Białorusinów. Władze bezwzględnie pacyfikują wszelkie próby kontestacji systemu. Opozycjoniści są oskarżani przez władzę, że ich działalność jest finansowana z Zachodu (głównie z Polski) i ma na celu doprowadzenie do rewolucji na Białorusi. Według autorów książki, na Białorusi pacyfikowana jest wszelka niezależna od władz działalność, od politycznej, przez obywatelską, do religijnej – zdaniem autorów, na Białorusi Kościół katolicki uznawany jest przez władzę za polską agenturę, inwigilowany i w pewnym stopniu szykanowany. Taki stosunek do Kościoła katolickiego nie może dziwić, tam gdzie Kościół katolicki aktywnie działa, tworzy się społeczeństwo obywatelskie, i Łukaszenka dostaje mniej głosów. Według autorów książki "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji", pomimo że białoruskie służby specjalne całkowicie zinfiltrowały opozycję, to Białorusini są już zmęczeni Łukaszenką i byliby zainteresowani innym kandydatem.
Tematem książki Andrzeja Brzezieckiego i Małgorzaty Nocuń są też relacje Białorusi z Rosją. W latach 90. płonne nadzieje Łukaszenki na władzę w zjednoczonej Białorusi i Rosji, przeciwdziałanie uzależnieniu Białorusi od Rosji – Łukaszenka nie wpuszczał przez parę lat na Białoruś kapitału z Rosji i nie zezwalał na to, by Rosja przejęła białoruskie przedsiębiorstwa. Pomimo starań Moskwy relacje gospodarcze Białorusi i Rosji są niezbyt korzystne dla Rosji, Białoruś tanio importuje ropę i gaz z Rosji, eksportuje bez problemu swoje produkty do Rosji i utrudnia import rosyjskich towarów na teren Białorusi. Nie jest też tajemnicą pogarda Putina dla Łukaszenki.
Wbrew powszechnej opinii niezależność Białorusi przejawia się też w tym, że "Unia Europejska jest najważniejszym partnerem gospodarczym dla Białorusi". Białoruś wbrew oczekiwaniom Rosji nie poparła rosyjskiej ingerencji w Abchazji, Osetii Południowej i agresji Rosji na Gruzję. Łukaszenka okazał się być też mistrzem lawirowania między Zachodem i Rosją, składania Zachodowi obietnic bez pokrycia i czerpania korzyści finansowych dla Białorusi od Rosji i Zachodu.
Zachód gorszy nie tylko sceptycyzm Łukaszenki wobec demokracji, ale i jego homofobia. Łukaszenka odpowiedział na krytykę ze strony polityka sodomity z Zachodu stwierdzeniem, że "lepiej być dyktatorem niż pedałem". Z pogardą Łukaszenki spotykają się nie tylko sodomici, ale i metroseksualni osobnicy. Prezydent Białorusi denerwuje też Zachód, krytykując USA za atak na Irak i Libię, wspierając Miloszevicia, mając dobre stosunki z Koreą Północną, Wenezuelą, Iranem i Kubą, korzystając ze wsparcia Wenezueli, Chin i Iranu. Białoruś krytykowana jest też za handel białoruską i rosyjską bronią z Iranem, komunistyczną Koreą i Syrią.
Łukaszenka w swych wypowiedziach wielokrotnie wykazywał hipokryzję Stanów Zjednoczonych, które akceptują brak demokracji w Arabii Saudyjskiej i krytykują Białoruś za brak demokracji.
Prezydent Białorusi naśladuje w swej kreacji pierwszych sekretarzy KPZR, tak jak oni trzyma poza salonami związane z nim kobiety. Łukaszenka nie ujawnia kulisów swego prywatnego życia. Dwóch dorosłych synów ma z żoną. Najmłodszego syna z przedostatnią partnerką. Żona Łukaszenki pozostała skromną kobietą, odizolowaną od znajomych i dziennikarzy. Jeden z najstarszych synów Łukaszenki, Wiktar, jest członkiem Rady Bezpieczeństwa i kontroluje resorty siłowe, ma też według autorów książki robić "dochodowe interesy w branży budowlanej". Córka Wiktara jest znaną dziecięcą aktorką w Rosji i na Białorusi. Drugi ze starszych synów, Dymitr, jest szefem prezydenckiego klubu sportowego, członkiem białoruskiego komitetu olimpijskiego i odpowiada za finansowanie sportu. Matka matki najmłodszego syna, Koli, została ministrem zdrowia. Łukaszenka dopiero po czterech latach powiadomił publicznie o najmłodszym synu. Dziś Kola mieszka z ojcem, uczy się w domu.
•••
Ponownie na ekranach polskich kin – "La strada"
Ponownie na ekranach polskich kin zagościła "La strada" – włoski film fabularny z 1954 r. w reżyserii Federico Felliniego. Jeden z tych filmów, które powinien zobaczyć każdy, kto aspiruje do miana człowieka kulturalnego, nawet jeżeli nie ma na to zbytniej ochoty. Film trudny, więc łatwiejszy do percepcji w sali kinowej niż przed telewizorem.
Dodatkowo do wizyty w kinie powinno zachęcić to, że klasyki filmowej nie można zobaczyć ani w ogólnodostępnych kanałach telewizyjnych, ani zakupić na płytach DVD w cenach adekwatnych dla spauperyzowanej polskiej inteligencji.
Bohaterami filmu jest zaburzona psychicznie brzydka niczym karczoch Gelsomina grana przez Giuliettę Masinę (żonę reżysera) i prymityw Zampano grany przez Anthonego Quinna. Gelsomina zostaje sprzedana przez matkę wędrownemu cyrkowcowi Zampano. Nie jest to pierwsza taka transakcja. Zampano kupił wcześniej siostrę Gelsomina (siostra zmarła, więc miał popyt na nową pomocnicę).
Dwuosobowa trupa cyrkowa wędruje przez ubogą powojenną włoską prowincję, dając swoje tandetne przedstawienia. Zampano, korzystając z gościnności zakonnic, kradnie wota z ich ołtarza. W Rzymie bohaterzy filmu przyłączają się do większej trupy teatralnej. Niestety zostają z niej wyrzuceni, po tym jak Zampano wdaje się sprowokować złośliwemu klaunowi. Konflikt kończy się tragicznie, gdy Zampano po jakimś czasie spotyka klauna i w kolejnej bójce powoduje jego śmierć. Wszystko to doprowadza Gelsomina do utraty zmysłów.
Jan Bodakowski