Po pierwsze dlatego, że nie wiadomo, jak długo książka pozostanie legalna. Po drugie dlatego, że zawiera ona wiele ciekawych informacji w jednym miejscu. Należy ją kupić pomimo kilku wad. Pierwszej takiej, że na tle wydawnictw np. IPN, jest to praca niechlujna. Informacje dotyczące poszczególnych osób porozrzucane są niepotrzebnie w kilku miejscach. Po drugie strona edytorska nie ułatwia lektury – poszatkowane informacje jednostajnie zalewają czytelnika.
Po trzecie, jest w niej niedużo fotokopii dokumentów – co oczywiście można naprawić, wydając tom II "Resortowe dzieci. Media - dokumenty".
Po czwarte, autorzy niedostatecznie ukazują pozycje opisywanych osób – np. nie wiadomo, jak wygląda struktura dowodzenia opisywanych mediów i jakie miejsce w tej strukturze zajmują opisywane osoby.
Po piąte, zabrakło informacji o resortowych dzieciach i klikach, obecnych w mediach antysalonowych – a jest to ciekawy temat, bo można odnieść wrażenie, że siły wrogie Polsce w mediach stosują taktykę złego i dobrego policjanta.
Po szóste, z licznych przykładów nie jest wyciągnięty wniosek o nadreprezentacji Żydów na salonach władzy.
Do zalet "Resortowych dzieci. Mediów" należy to, że na przykładzie mediów autorzy doskonale ukazali, jak uczciwi i pracowici Polacy są w III RP skazani na klęskę. Reguły gry są takie, że Polak może żyć tylko złudzeniami, od razu jest skazany na klęskę. Postkomunistyczna klika stworzyła ustrój, który monopolizuje dla przedstawicieli kliki wszelkie dochodowe posady. Autorzy "Resortowych dzieci. Media" tę patologię ukazują na przykładzie setek życiorysów.
Drugą ważną kwestią ukazaną w "Resortowych dzieciach" jest to, że klika pasożytująca jest całkowicie wyalienowana kulturowo, etnicznie, religijnie, etycznie, z tubylczej ludności Polski.
Klika pasożytująca żywi przeświadczenie, że należy do rasy panów, a powołaniem Polaków jest bycie gwałconymi niewolnikami. To, że ludzie mediów wywodzą się ze środowisk patologicznej komunistycznej ekstremy wykorzenionej z polskości.
Trzecią ważną konstatacją autorów jest to, że ustrój III RP nie jest wypadkową procesów społecznych, tylko owocem przemyślanego i pracowicie wdrożonego planu pasożytniczej kliki.
Książka Kani, Targalskiego i Marosza zawiera ogromną ilość informacji o ludziach powszechnie znanych i tych, których rozpoznają analitycy mediów.
Ilość zawartych informacji w publikacji jest tak ogromna, że nie da się ich streścić. W "Resortowych dzieciach" doskonale ukazane są korzenie rodzinne, powiązania towarzyskie i drogi karier poszczególnych oficerów czerwonej propagandy.
Na początku książki opisane jest środowisko piszących w "Gazecie Wyborczej" i ich rodziców – działaczy sowieckich KPP, KPZU, KPZB. Czytelnicy poznają korzenie Michnika, Rapaczyńskiej, Łuczywo, Geberta, Bikont, Krzemienia, Skalskiego, Wujca, Blumsteina, Smolara i innych. Autorzy opisują zakres współpracy późniejszych dziennikarzy "Wyborczej" z SB, i współczesne powiązania polityczne dziennikarzy. Zaangażowanie "Wyborczej" w kreowanie pozytywnego wizerunku komunistycznych zbrodniarzy.
W rozdziale trzecim opisany został tygodnik "Polityka" i jego publicyści, w tym i Kałużyński, Passent, Rakowski, Kapuściński, Toeplitz, Żakowski, Paradowska, i inni.
Rozdział czwarty przybliżył czytelnikom historię uwłaszczenia mediów w III RP przez komunistyczną dyktaturę, sprytnie zweryfikowaną w ramach pierwszego etapu transformacji – stanu wojennego. Proces ten miał miejsce za rządów Mazowieckiego.
W rozdziale piątym opisana została historia telewizji Polsat. W szóstym rozdziale Programu Trzeciego Polskiego Radia i dziennikarzy, którzy rozpoczęli swoją karierę w stanie wojennym. Autorzy "Resortowych dzieci. Media" opisali Olejnik, Miecugowa, Marka Niedźwiedzkiego.
W rozdziale siódmym opisane zostały z postacie z TVP – Owsiak, Resich-Modlińska, Wołoszański, Kraśko, żona jego ojca Terentiew i jego kuzynka Richardson. A także Lis, jego żona i wiele innych osób.
Ósmy rozdział "Resortowych dzieci" dotyczy TVN. Jej założycieli i dziennikarzy – Pochanke, Kolendy-Zaleskiej, Mellera, Sowy i wielu innych.
•••
Gambit Wielopolskiego – cyberpunkowa fantastyka nie tylko dla rusofilskich monarchistów
W serii alternatywnych historii Polski, nakładem Narodowego Centrum Kultury, ukazała się powieść Adama Przechrzty "Gambit Wielopolskiego".
Historia, która powinna spodobać się wszystkim rusofilskim monarchistom. Powieść, za którą autor stanie przed plutonem egzekucyjnym, gdy spięte i pozbawione humoru środowisko rusofobiczne przejmie władzę.
W alternatywnej historii Polski Wielopolski, skrytobójczo mordując uczestników konspiracji narodowej, nie dopuszcza do powstania styczniowego. Dzięki takiemu śmiałemu posunięciu Polacy odnoszą na przestrzeni XIX i XX wieku sukces w Imperium Rosyjskim. Mają nieproporcjonalnie duży udział we władzy i bogactwie imperialnej Rosji.
Dzięki śmiałym reformom cara w XIX, w XXI wieku Rosja jest bogatym, bogobojnym, nowoczesnym imperium, które uniknęło tragedii komunizmu. Imperium opiera się na szlachetności i odwadze elit, w tym na bohaterstwie żołnierzy armii carskiej.
Bohaterem powieści jest Andrzej Czachowski, śmiały oficer armii rosyjskiej. Czachowski, za młodu polski terrorysta mordujący Rosjan, stał się lojalnym obrońcą caratu po poznaniu, dzięki rosyjskim superkomputerom, naszej alternatywnej wersji historii, w której powstanie styczniowe wybuchło i historia potoczyła się tragicznym torem znanym z naszych dziejów.
Czachowski w trakcie swoich spektakularnych działań udaremnia kolejny polski spisek, uświadamia polskim spiskowcom konieczność lojalności wobec Rosji, walczy na pograniczu rosyjskim z sabotażystami komunistycznych Chin i staje wobec ogromnego spisku, który zmieni losy Rosji i Polaków.
Autor "Gambitu Wielopolskiego" ma niewątpliwy talent prozatorski. Od kart powieści nie można się oderwać. Elementy historii Polski zgrabnie łączą się klasycznymi cyberpunkowymi pomysłami science fiction – nowoczesnymi technologiami wzmacniającymi funkcje ludzkiego organizmu, bezpośrednim połączeniem mózgu z Internetem, wykorzystaniem nowoczesnych technologii.
Nie da się jednak ukryć, że rusofilskie klimaty mogą zaszokować polskiego czytelnika. Warto jednak przełamać rusofobiczne uprzedzenia, by cieszyć się przyjemnością z zajmującej lektury i być zaskoczonym bardzo pozytywnym dla Polski i Polaków zakończeniem.
•••
Kibice, motocykliści, narodowcy oddali hołd 107 Polakom zamordowanym przez Niemców 27.12.1939 w Wawrze.
W nocy z 26 na 27 grudnia ulicami warszawskiego Wawra przeszedł marsz pamięci zorganizowany przez wawerskich kibiców Legii i motocyklistów z Rajdu Katyńskiego. Marszowi przewodził proboszcz parafii w Aninie i kapelan Rajdu ksiądz Marek Doszko. W marszu wzięli udział również liczni mieszkańcy Wawra, aktywiści Grochowa Patriotycznego i Patriotycznego Wawra oraz nacjonaliści.
Marsz przeszedł z miejsca, w którym Niemcy gromadzili niewinnych Polaków, w miejsce, gdzie Polacy zostali przez niemieckich oprawców rozstrzelani.
Jedynym minusem obchodów była organizacja uroczystości między godziną 23.00 a 0.30, na przedmieściach Warszawy, gdzie jeździ jeden autobus nocny co godzina, a od jego trasy przejazdu do okolicznych osiedli trzeba maszerować po kilkadziesiąt minut. Wczesny zachód słońca w drugi dzień świąt umożliwia marsze z pirotechniką już o 17.00 i normalny powrót do domu miejską komunikacją, a nie na piechotę.
Nocą z 26 na 27 grudnia 1939 Niemcy zamordowali 107 mieszkańców podwarszawskiego wówczas Wawra i Anina – mężczyzn w wieku od 15 do 60 lat.
Był to odwet za zabicie dwóch niemieckich żandarmów przez dwóch kryminalistów. Egzekucję dokonaną za pomocą karabinów maszynowych przeżyło 7 postrzelonych Polaków. Niemcy dokonali zbrodni, pomimo że mieszkańcy Wawra wsparli ujęcie kryminalistów. Terror niemieckiego okupanta był szokiem dla mieszkańców Warszawy pamiętających okupację niemiecką podczas I wojny światowej. Wyrazem wstrząsu, jakim była zbrodnia, było przyjęcie nazwy Wawer przez harcerzy dokonujących akcji małego sabotażu.
Jan Bodakowski