A+ A A-

Nieruchomości

czwartek, 17 marzec 2016 23:13

Gdzie zainwestować?

Napisane przez

maciekczaplinski    Kilka tygodni temu namawiałeś Polonię (szczególnie w wieku przedemerytalnym) na zamianę drogich domów w Metro Toronto na domy znacznie tańsze poza miastem oraz zainwestowanie nadwyżki finansowej w drugie pożyczki hipoteczne albo "rental properties". Ten temat wzbudził sporo zainteresowania. Czy mógłbyś jeszcze raz do niego wrócić?

    To prawda, że w ostatnich 10 latach nieruchomości poszły w górę bardzo znacznie, często ponad 100 proc. Nagle się okazuje, że mamy bardzo zamożną Polonię, która czasami nawet sobie nie uświadamia, że jest aż tak zasobna. To miło właściwie, że tak jest – bo wielu z nas przyjechało do tego kraju wiele lat temu, często z pożyczonymi kilkuset dolarami, a dziś, proszę popatrzeć, jak dobrze nam się powodzi. Prawdą też jest, że często dla ludzi w pewnym wieku dom, w którym mieszkają, jest jedyną i największą inwestycją, jakiej dokonali. Na szczęście okazało się, że "real estate" – oparło się wszelkim burzom ekonomicznym i było słuszną inwestycją.

    Ci bardziej świadomi Polacy – zaczynają sobie zdawać sprawę, że w pewnym momencie, szczególnie kiedy dzieci już poszły na swoje, nie bardzo ma sens utrzymywanie drogiego i dużego domu. Warto rozważyć  skorzystanie ze zgromadzonego "equity" i pomyśleć trochę o sobie. Jak to zrobić? Jest wiele sposobów i podam kilka przykładów.

    Nie jest tajemnicą, że wiele domów w Toronto czy w Mississaudze zaczyna być coraz bardziej zbliżonych to 1 miliona dol. wartości. Wiadomo, że w związku z tym rosną podatki oraz inne koszty utrzymania. Jeśli taki dom jest spłacony w całości lub w większości, warto pomyśleć o sprzedaży drogiego domu w Metro Toronto, a kupieniu tańszego domu poza miastem. W ubiegłym roku kupiłem wiele bungalow w cenach od 225.000 do 350.000 dol. z podwójnym garażem, relatywnie nowych, w takich rejonach, jak Fort Erie, Woodstock czy Welland. Spokojne małe miasteczka, przypominające "prawdziwą" Kanadę. Klienci są bardzo zadowoleni, z tym że nadmiar gotówki nagle potrafi zrobić się problemem.

    Włożenie na przykład 500.000 dol. nadwyżki do banku na 1 proc. daje tylko 5000 dol. rocznie. To żadna zachęta. Co wybrać? Giełda jest ryzykowna. Kto dziś pamięta Nortel? Kiedyś potentat finansowy – dziś chyba bezwartościowy plik papierów. Złoto? Jaki jest tak naprawdę pożytek z tego metalu? Przecież nie daje nam ono miesięcznych wypłat? Dlatego moim zdaniem, istnieją dwie inwestycje, które mogę z czystym sumieniem polecić.  

    Pierwsza to "rental property". Druga to "second mortgages".

    Jeśli na przykład zakupimy "semi detached" w Mississaudze za 500.000 dol. (suma z przykładu wcześniej) za gotówkę, to taki bliźniak można przystosować do wynajmowania dwu rodzinom i powinien dawać on około 2500 dol. dochodu miesięcznie, czyli 30.000 dol. w roku (znacznie lepiej niż bank). Po odliczeniu podatku od nieruchomości pozostanie nam około 25.000 netto. Jest to 5-proc. "cap" na zainwestowanych pieniądzach. Jest to też 2000 dol. miesięcznie dodatku do naszej emerytury. Całkiem nieźle. Ponadto domy rosły średnio o 5-10 proc. rocznie w ostatnich latach. Czyli nasza inwestycja w skali roku przynosi nam od 10 do 15 proc. i jest kompletnie zabezpieczona aktem własności naszego domu. Czy są lepsze alternatywy?

    Bardziej "obrotnym" inwestorom mogę zasugerować jeszcze inne rozwiązanie. Kupno domów w miastach uniwersyteckich. Jak Guelph, St. Catharinas czy Hamilton. Ostatnio często bywam w Guelph i rachunek ekonomiczny wygląda tak. Cana zakupu około 380.000 dol. – dochód z 5-pokojowego "student house" – około 2500 dol., czyli 30.000 rocznie. Po odliczeniu "property tax" i "utilities" pozostaje około 22.000 dol. na rok. Prawie te same pieniądze co w pierwszym przykładzie, ale na mniejszej inwestycji. Dla wielu inwestorów będzie możliwe zakupienie dwóch takich domów po sprzedaży własnego domu w Toronto i to jest już bardzo opłacalne.

    Należy też pamiętać, że jeśli ktoś nie ma ochoty kupować osobnego domu  "na rent", to warto pomyśleć przynajmniej o domu z dodatkowym "rental unit". Taki dochód pokryje nasze wydatki związane z mieszkaniem we własnym domu.

    Drugi rodzaj inwestycji, czyli "second mortgages".

    Osobiście uważam, że jedną z lepszych inwestycji są pożyczki udzielane pod  zastaw domów. Mam tu na myśli tak zwane drugie hipoteki ("second mortgages"). Są one udzielane pod zastaw nieruchomości osobom indywidualnym potrzebującym takiej pożyczki. Pożyczkobiorca ma zwykle minimum 15 proc. na "down payment". Bank jest skłonny pożyczyć do 70-75 proc. wartości kupowanej nieruchomości i brakuje owych 10-15 proc., by zamknąć transakcję. Pożyczki takie są zwykle udzielane na rok lub dwa lata – na 6-10 proc., plus "fees". Inwestycja taka jest bardzo bezpieczna, bo zabezpieczeniem jest konkretna nieruchomość. "Mortgage broker" jest osobą, która może znaleźć zainteresowanych pożyczkobiorców i ewentualnie sprawdzić ich kredyt. Zamówiony "appraiser", czyli wyceniacz nieruchomości – może potwierdzić wartość nieruchomości, pod którą pożyczamy pieniądze. To jest bardzo ważne, by zabezpieczeniem była konkretna i wartościowa nieruchomość. Tutaj warto zasięgnąć opinii doświadczonego agenta.

    Zmieńmy temat. Kiedyś opowiadałeś o jakimś ciekawym osiedlu domków dla ludzi po 50-tce. To też zainteresowało sporo osób. Przypomnij ten temat.

    "Adult Lifstyle" – takie osiedla powstają zwykle z dala od wielkich miast, bo oczywistym magnesem musi być cena. Nie oznacza to, że nie ma takich osiedli w Mississaudze, Brampton czy Acton. Są i są bardzo popularne, ale jedno osiedle, o którym później napiszę, jest blisko Woodstock.

    Otóż osiedla określane jako "Adult Lifstyle" zwykle składają się z 2-3-sypialniowych domków o powierzchni około 1100 do 1500 stóp kw., czyli są tanie w utrzymaniu oraz łatwe do ogarnięcia. Zwykle są to domy parterowe. Zwykle też stawiane są one na własnych działkach, ale te nie są dzielone płotami. Chodzi tu o to, by mieszkańcy mogli się integrować i łatwo odwiedzać, ale również o to, że teren zielony jest zwykle "uprawiany" przez zatrudnionych ogrodników – tak więc ten podstawowy problem dla ludzi starszych jest rozwiązany. Zwykle taki kompleks ma pewne "maintenance", z którego opłacane jest utrzymanie terenu, często tak zwany "Club House", basen ewentualnie ochrona. Niektóre osiedla mają nawet własną pielęgniarkę, która może odwiedzać potrzebujących opieki. Z tym że większość mieszkańców jest zwykle w dobrej formie i dba o siebie. Moim zdaniem, takie osiedla są znakomitym pomysłem i zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż "złota klatka" w budynku wielopiętrowym.

    A teraz chciałbym napisać konkretnie o pewnym takim osiedlu, które odwiedziłem w ubiegłym tygodniu wraz z naszymi klientami. Jest ono zlokalizowane w miasteczku TILLSONBURG. Miasto to ma 15.000 mieszkańców, ładny szpital, bardzo ładne centrum z wieloma restauracjami i punktami usługowymi w pięknych zabytkowych budynkach. Jest ono zlokalizowane blisko Woodstock i London i ma łatwe połączenie z Toronto poprzez Hwy 401 i 403. Jest niezwykle spokojnym i czystym miastem.

    Na osiedlu tym obejrzeliśmy 5 domków wystawionych na sprzedaż i – UWAGA! – ceny od 214.000 do 259.000 dol. za naprawdę ładne i dobrze zaprojektowane bungalow. Bardzo ładne plany z dużymi kuchniami, zwykle 2 pełnymi łazienkami, ładne "family rooms" czy pokoje dzienne. Każdy dom, który oglądaliśmy, był wart zakupu i moi klienci mieli inny problem, niż mamy obecnie w Toronto. Nadmiar do wyboru! To, co jest niesamowite, to że "maintenance" wynosi tylko 350 dol. na rok i pokrywa możliwość korzystania z basenu i "Club House".  Dlaczego o tym piszę? Otóż jeśli ktoś sprzeda dom w Toronto za 500K lub więcej, może kupić dom za gotówkę, a resztę przeznaczyć na podróże czy inwestycje.

    Jest to zdecydowanie lepsze niż mieszkanie w zbyt dużym i zbyt drogim do utrzymania domu w Toronto.

czwartek, 10 marzec 2016 23:54

Wycena nieruchomości (11/2016)

Napisane przez

maciekczaplinski    Mamy obecnie bardzo aktywny rynek nieruchomości. Słyszy się, że ceny rosną z miesiąca na miesiąc. Jak wobec tego można prawidłowo ustalić cenę, za jaką dom będzie wystawiony, jeśli planujemy sprzedaż?

    Rzeczywiście jest to spory problem nie tylko dla właścicieli domów, którzy planują go sprzedać, ale również dla agentów real estate, którzy ubiegają się o to, by zostać wybranymi "reprezentantami", którym powierzy się sprzedaż. W takiej sytuacji często się zdarza, że agenci, by "wygrać" "listing", mówią to, co właściciel chce usłyszeć, by dostać kontrakt na sprzedaż. Czyli często oferują zawyżoną cenę, a naiwny właściciel, często bez doświadczenia, łapie się na zawyżoną "obiecaną" cenę, jakby to były pieniądze w banku. Wielu agentów stosuje tę technikę i niestety jeszcze wielu więcej właścicieli domów się na to łapie. Jeszcze raz potwierdza się prawda, że dobra "przynęta" jest ważna. Na szczęście jest też wielu agentów, którzy są w stanie rzetelnie wycenić wartość domu, bazując na wynikach ostatnich sprzedaży w systemie MLS, swoim doświadczeniu oraz na trendach rynkowych.

    System MLS (Multiple Listing System) – gromadzi informacje na temat aktywnych i sprzedanych nieruchomości i te dane sięgają często 20 lub więcej lat wstecz. Porównanie podobnych dostępnych do sprzedaży oraz sprzedanych domów w danej okolicy pozwala na wyrobienie sobie opinii o wartości danej nieruchomości.

    Jeśli prawie każdy wystawiony dom sprzedaje się w kilka dni za często wyższą cenę, to wiemy, że mamy bardzo aktywny rynek i zachwiana jest podaż i popyt. Taki rynek mamy obecnie i określane jest to jako "sellers market" . Na takim rynku, sugerując cenę sprzedaży, agent może nawet radzić jej zawyżenie ponad normę, bo zawsze jest wielu chętnych gotowych do zapłacenia więcej, by tylko "zdobyć" wymarzony dom.

    Jeśli z kolei większość wystawionych na sprzedaż domów "stoi" na rynku i często sprzedający musi stosować zachęty w postaci obniżania ceny – to wówczas agent w swojej wycenie musi być bardzo realistyczny, a czasami nawet pesymistyczny. Taki rynek, kiedy jest nadmiar podaży w stosunku do kupujących, nazywany jest "buyers market". Na takim rynku, by sprzedać dom, należy często zainwestować dobre pieniądze w jego przygotowanie do sprzedaży. Mówimy tu o remontach, umeblowaniu ("staging") czy zachętach finansowych.

    Wróćmy do obecnie panującej sytuacji, czyli "sellers market". Dla agentów, którzy dostają do sprzedaży nieruchomości w tym okresie, jest to wspaniały czas. Domy sprzedają się zwykle szybko i za dobrą cenę. Ich klienci są zadowoleni i "leci kabarecik". Niestety, dla agentów pracujących z kupującymi ("buyers agents") – czasy są trudne. Po dniach czy tygodniach poszukiwań, nawet jeśli znajdziemy dla naszych "kupujących" wymarzony dom, to wcale nie oznacza, że go kupimy. Często się zdarza, że oferty są przyjmowane w z góry wyznaczony dzień i wówczas może być kilku czy kilkunastu chętnych. Wówczas szanse na "zakup" znacznie maleją. Ja osobiście w lutym byłem cztery razy w takiej sytuacji, kiedy konkurowałem z innymi agentami, na szczęście trzy razy nam się udało. Jako ciekawostkę dodam, że około dwóch lat temu miałem jedną z 96 ofert na dom wystawiony w okolicy Younge i Lawrence za 699.000 dol., który sprzedał się milion powyżej "asking".

    Jak wspomniałem wcześniej, często obecnie agenci stosują zasadę wstrzymywania ofert. Jak to pracuje? Dom jest na przykład wystawiony na sprzedaż w poniedziałek, ale na "listingu" jest informacja, że oferty będą akceptowane tydzień później. W tym czasie odbywają się pokazy, często robiony jest "open house" dla agentów i zwykle w weekend dla wszystkich zainteresowanych. Jest też czas na reklamy w prasie. Czyli dom ma szansę być "wyeksponowany" na rynku. W dodatku wielu agentów obecnie "specjalnie" zaniża ceny, by sprowokować jeszcze większe zainteresowanie. Powoduje to, że często nawet niespecjalnie atrakcyjne potrafią sprzedać się znacznie powyżej ceny tylko dlatego, że zdesperowani kupujący przy obecnie niskich opłatach za pożyczki, są skłonni przepłacić tylko po to, by wreszcie kupić "jakiś" dom!  Niekoniecznie ten wymarzony.

    Potwierdza się jeszcze raz określenie, które leży u podstaw definicji "market value". Dom jest tyle wart, ile ktoś jest skłonny za niego zapłacić.
    To, jak wyceniają domy agenci – przypomina trochę wolną amerykankę. Natomiast banki oraz instytucje finansowe używają specjalnych profesjonalnych "wyceniaczy", czyli "appraisers".

    Zacznijmy od tego, że rzeczywiście, by być oficjalnie uznanym za zawodowego "appraisera", należy ukończyć specjalne kursy. Są one oferowane przez wiele szkół (collage'ów) i również wielu agentów real estate oprócz sprzedaży domów, robiąc dodatkowe kursy, wybiera taką karierę. Istnieje wiele firm, które specjalizują się w wycenach, i trzeba powiedzieć, że w dzisiejszych czasach są one bardzo zajęte.  Zastosowanie "appraisals" jest bardzo szerokie. Głównie jest ono wykorzystywane przy załatwianiu finansowania nieruchomości ("mortgages"), przefinansowywaniu pożyczek, załatwianiu linii kredytowych pod zastaw nieruchomości. Ale również w przypadku sprzedaży bankowych, spraw spadkowych, rozwodów i spraw sądowych – profesjonalna wycena jest często nieodzowna. Banki zasadniczo nie zgodzą się na udzielenie pożyczki, jeśli nie otrzymają wyceny potwierdzającej wartość nieruchomości. Opinia "zawodowego wyceniacza"  jest uznawana przez wiele instytucji i dlatego jeśli ktoś potrzebuje wyceny, która może być uznawana w sądzie czy w podobnych sytuacjach, zdecydowanie powinien zatrudnić profesjonalnego "appraisera". Niestety, są z tym związane spore koszy, które mogą wynosić od kilkuset do kilku tysięcy dolarów. Dlatego wiele osób, które potrzebują wyceny do spraw mniej krytycznych, zadowala się wyceną dokonywaną przez agentów real estate w formie opinii o wartości nieruchomości.

    Jeśli chodzi o sposoby, jak się wycenia nieruchomości, to nie wchodząc w nadmierne szczegóły, warto wiedzieć o kilku sposobach. Po pierwsze, ważne jest, co wyceniamy. Jeśli jest to dom, bliźniak czy condominium, to wyceny zwykle dokonuje się, sięgając do ostatnich sprzedaży podobnych nieruchomości. Zwykle wybiera się 3 do 6 nieruchomości sprzedanych w danym rejonie, podobnych wielkością oraz sprzedanych w niedalekiej przeszłości. Takie dane historyczne są dostępne poprzez system MLS, który jest – jak już wielokrotnie wspominałem –  znakomitym źródłem informacji. "Appraiser" przygotowuje specjalny raport, który szczegółowo opisuje poszczególne nieruchomości i analizuje wszystkie różnice. Jeśli domy się różnią szczegółami wykończenia czy ich jakością, to oczywiście proponowana wartość jest dostosowywana do realiów.

    Sprawa się komplikuje, kiedy nieruchomość, którą wyceniamy, jest nietypowa i nie możemy znaleźć nic, z czym możemy ją porównać. Jeśli jest to na przykład nietypowy dom wybudowany na zamówienie, co wówczas? W takiej sytuacji czasami stosuje się wycenę bazującą na kosztach terenu plus kosztach budowy – z tym że jest to raczej unikany przez większość fachowców sposób.

    Zupełnie inaczej podchodzi się do wyceny nieruchomości, które są lub mogą mieć wartość komercyjną. Na przykład na ulicy Hurontario w Mississaudze ciągle istnieją małe domki, w których są małe biznesiki oferujące usługi. Czy wartość takiej nieruchomości to jest biznes, czy wartość samego budynku? Czy być może jest to wartość tego, co będzie można w tym miejscu w przyszłości wybudować? To jest tak zwany koncept "higher and best value". W tym przypadku wiadomo, że wartością jest ziemia, na której pewnie wcześniej czy później pojawi się wieżowiec lub inny budynek o wysokim zagęszczeniu lokatorów na stopę terenu.

    Koncept, o którym wspomniałem, jest bardzo istotny i zawsze warto sobie zadać pytanie w przypadku nieruchomości nietypowych, czy wartość to tylko mury, czy może przyszły potencjał. Pamiętam, jak około 15 lat temu małe domki wolno stojące na ulicy Sheppard w North Yorku na działkach 40x120 stóp były na sprzedaż po 350-400 tys. dol. i nikt ich nie chciał kupić. Dziś cały ten rejon zamienił się w "commercial", bo jest tuż koło stacji metra. Domki te sprzedają się obecnie jak świeże bułeczki po ponad 1,2 mln.

piątek, 04 marzec 2016 13:52

Czy warto przygotować dom do sprzedaży?

Napisane przez

maciekczaplinski    Na obecnie niezwykle gorącym rynku NAWET domy niespecjalnie przygotowane sprzedają się jak świeże bułeczki, jak długo cena jest odpowiednia do rynku. Czy wobec tego warto w ogóle "tracić czas" na przygotowania?

    To, co się dzieje obecnie, jeśli chodzi o podaż i popyt, zaprzecza wszelkim zasadom i często zdrowemu rozsądkowi. Prawdą jest, że obecnie trudno "wybrzydzać", jeśli się chce kupić dom. Jest to wyraźnie rynek FAWORYZUJĄCY sprzedających. Gdzie te czasy, kiedy można było zobaczyć 10-20 domów i wrócić do tego, który nam się podobał. Dziś – często zanim zobaczymy wszystkie 10 domów – nie ma już czasu na zastanawianie się. Ale rynek jest zmienny i warto wiedzieć, co pomaga sprzedać dom w każdych warunkach.

    Każdy dom powinien być przygotowany do sprzedaży, z tym że oczywiście przygotowania będą w dużej mierze zależały od tego, co sprzedajemy i dlaczego. Jeśli ktoś sprzedaje mieszkanie w budynku apartamentowym lub zespole townhouse'ów – to nie ma wielkiego wpływu na ogólny wygląd zespołu. W tej sytuacji koncentracja będzie głównie na wnętrzu i bezpośredniej okolicy sprzedawanego "unitu".

    Jeśli ktoś sprzedaje dom jako "land value", czyli dom do zburzenia lub kapitalnego remontu – nie będzie inwestował w poprawę wnętrz, by podnieść wartość domu. Tu pomocne mogą być informacje na temat potencjalnej wartości lokalizacji – czyli co można wybudować i za ile się sprzedają "custom homes" w tej okolicy.

    Natomiast jeśli ktoś sprzedaje dom wolno stojący czy połówkę i chce uzyskać najlepszą cenę, naprawdę powinien zadbać o to, by pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne.

    Znane jest powiedzenie "pierwsze wrażenie jest najważniejsze!". Większość kupujących podejmuje decyzję, czy lubi oglądany dom, czy nie, w ciągu pierwszych 5-10 minut po wejściu do niego. Jeśli od początku dom nie robi dobrego wrażenia, to często jest on wymazywany z pamięci i przestaje być obiektem zainteresowania. Jeśli na odwrót – dom wywoła dobre wrażenie – to zostaje długo na liście potencjalnych domów do kupna i wszystkie następne domy są z nim porównywane. Niekoniecznie rzeczy, o których piszę, wymagają dużych inwestycji finansowych.

    Pierwszy zauważalny element domu dla oglądających to – ogród i otoczenie domu. Skoszona trawa latem czy przycięte krzewy; uprzątnięty śnieg zimą, posprzątane liście jesienią dają pierwsze korzystne wrażenie. Odwrotnie – zaniedbany dom z tonami śmieci wokół niego czy zaśmiecony garaż – nie wywołają miłego pierwszego wrażenia.

    Frontowa elewacja jest ogromnie ważna. Powinna być w dobrym stanie technicznym. Wybite okna, oberwane rury spustowe, sypiąca się farba, stare odrapane drzwi garażowe – muszą być naprawione. Stary dach sugerujący konieczność wymiany – jest jednym z bardziej odstraszających elementów.
    Strefa wejściowa. Wszelka zbędna odzież oraz obuwie muszą być schowane. Warto przygotować specjalną matę na buty poszukiwaczy domów. Podłoga powinna być czysta i niebudząca obrzydzenia u kupujących – często chodząc po domach, zastanawiam się, czy naprawdę zdjąć buty – gdyż podłoga jest brudna – to robi bardzo złe wrażenie.

    Dom powinien być właściwie oświetlony do pokazów – możliwie jak najwięcej światła, kupujący nie powinni tracić czasu na szukanie wyłączników. Obficie oświetlony dom robi zawsze lepsze wrażenie. Jeśli w domu jest kominek – szczególnie zimą powinien być on włączony. Zimą – ciepły dom bardziej przyciąga niż zimny; latem odwrotnie – dom bez właściwej klimatyzacji – zniechęca do oglądania.

    Muzyka potrafi wprowadzić miły nastrój do oglądania domu.  Jeśli już jest, to musi być dyskretna i bardzo stonowana. Heavy rock – nie każdemu odpowiada!

    Zapach potrafi bardzo zniechęcać. Kilka kropli olejku waniliowego na podgrzany palnik kuchenki może uczynić cuda!

    Kuchnia. Element najbardziej sprzedający dom – warto tu zainwestować. Musi być uprzątnięta i atrakcyjna. Brzydka, brudna kuchnia najszybciej zniechęca panie do zakupu domu. Białe kuchnie są obecnie coraz mniej modne. Kuchnie w dziwnych kolorach też nie są zachęcające – na przykład drewno malowane na niebiesko czy zielono – zwykle źle się sprzedają.

    Łazienki. Drugi najważniejszy statystycznie element domu. Warto inwestować w ich dobry wygląd.

    Piwnica ("basement") – dla większości klientów istotne rozróżnienie jest, czy jest to basement "wykończony", czy nie! Tak zwany wykończony "basement" z ogromną liczbą drobnych i często bez sensu podzielonych pomieszczeń – nie jest tym, co większość klientów poszukuje. Kupujący wolą "open concept". Natomiast gdy sprzedajemy dom z niewykończonym "basementem" – to warto zadbać, by był w nim porządek!

    Kolory. Ciemne kolory, takie jak ciemna zieleń czy granat, zniechęcają do zakupu. Jasne kolory, szczególnie w ciepłych odcieniach, są bardzo pożądane. Dom pomalowany całkowicie na biało jest popularny w naszej kulturze, ale dla wielu innych kupujących nie jest kolorem – kojarzy się z podkładem pod malowanie. Dory "paint job" jest często najlepszą inwestycją przy sprzedaży. Świeżo pomalowany dom – daje wrażenie świeżości i to zachęca do akcji.

    Podłogi. Najbardziej pożądane są ponownie podłogi z prawdziwego drewna. Podłogi z dębu, klonu lub wiśni są drogie, ale naprawdę zachęcają do zakupu. Natomiast coraz bardziej popularne podłogi z laminatu – szczególnie te tanie i wyglądające jak plastyk – są, moim zdaniem, stratą pieniędzy. Większość klientów ich nie lubi i wolałaby dobry dywan niż zimny i śliski plastyk.

    Umeblowanie – jest bardzo istotne. Zatłoczony meblami mały dom wydaje się jeszcze mniejszy, niż jest w rzeczywistości. Często radzimy naszym klientom, by – jeśli jest to możliwe i potrzebne – wynająć na czas sprzedaży "storage" i wywieźć nadmiar mebli i innych sprzętów, by wprowadzić więcej oddechu!

    Oznaczenie domu oraz łatwość dostępu wieczorem są następnym elementem. Numer domu powinien być widoczny, a wieczorem podświetlony; w Kanadzie domy na ogół są bardzo źle oznakowane – jest to ogólny problem. Poszukiwanie właściwego domu wieczorem często powoduje, że klienci rezygnują z jego oglądania.           

    Dzwonek do drzwi powinien działać. Wieczorem dom, a szczególnie strefa wejściowa do domu, muszą być oświetlone.

czwartek, 25 luty 2016 22:26

Adult Lifestyle

Napisane przez

maciekczaplinski    Coraz więcej ludzi starszych myśli o zmianie domu na mniejszy, a często o wyniesieniu się z METRO Toronto. Czy to ma sens?

    W ubiegłym roku pomogłem wielu rodzinom znaleźć dom poza Metro Toronto. Moim zdaniem, zaczyna to przypominać exodus. Ludzie wynoszą się z drogiego i zatłoczonego Toronto do małych i spokojnych miasteczek. Jak wszyscy wiemy, obecnie ceny domów są bardzo wysokie w Metro Toronto. Ostatnio średnia cena domów przekroczyła milion dolarów. Jest to bardzo niedobra informacja dla tych, którzy muszą kupić dom dla rodziny. Ale jest to bardzo dobra informacja dla tych, którzy już domy mają spłacone. Nagle się okazuje, że posiadają oni ogromne "equity".

    Jest oczywiście też faktem, że jeśli osoba starsza mieszka w domu na przykład w okolicy Roncesvalles, to ten dom najczęściej ma ponad sto lat i wymaga mnóstwa napraw, opłat za ogrzewanie, ma zapewne wysokie podatki, które nie jest łatwo opłacić z emerytury. Domy takie również nie bardzo są przystosowane do potrzeb osób starszych, bo zarówno łazienki, jak i schody są poważnym problemem. Można oczywiście taki ogromny dom zamienić na mieszkanie w Metro Toronto lub mniejszy domek w Etobicoke lub Mississaudze. Rozwiąże to problem schodów, ale nie będzie wcale tanim rozwiązaniem, bo ceny za mieszkania i małe domki w całym Toronto są wysokie.

    Jaka jest alternatywa? Otóż jest bardzo ciekawa. Domy, które zakupiłem dla moich klientów, były zwykle w rejonie Niagary, Welland oraz Fort Erie (London, Woodstock są też popularne). Rejon ten jest bardzo dobrze położony i ma łatwy dostęp z Toronto. Ma też bardzo dobry, bo ciepły mikroklimat. Ceny domów są tam po prostu nie do przebicia. Dla jednych z klientów kupiłem za 250.000 dol. jedenastoletni bungalow z podwójnym garażem, z wykończonym basementem, na bardzo ładnej działce w bardzo spokojnym osiedlu, 5 minut od jeziora Erie. Innym klientom kupiłem dom w Welland za 308.000 dol. – dom ma tylko 6 lat, jest to bungalow z podwójnym garażem i z wykończonym walk-out basementem.

    Jaki jest benefit takiego posunięcia? Bardzo prosty. Korzystając z gorącego torontońskiego rynku, możemy sprzedać nasz dom za bardzo dobre pieniądze. Często jest to 600.000 dol. i więcej. Za połowę kupujemy dom poza miastem za gotówkę, drugą możemy zainwestować na 8-10 proc., czyli mamy dobry stały dochód, pieniądze na życie (które jest tańsze w tych rejonach). 300.000 dol. zainwestowane na 8 proc. w skali roku daje 24.000 dol. dochodu. To plus emerytura wystarczy na spokojne życie.  Również podatki od nieruchomości są mniejsze, bo naliczane są od niższej wartości domu. Spłacony dom i stały dochód dają nam poczucie bezpieczeństwa finansowego. Ta wygodna sytuacja powoduje, że coraz więcej emerytów w Toronto zaczyna myśleć podobnie i ten rynek też zaczyna być gorący. Wynikało to z mojej rozmowy z kilkoma lokalnymi agentami. Dlatego nie warto zbyt długo czekać z decyzją, jeśli ktoś myśli o takiej zamianie.

    Częstym hamulcem przy zamianie domu na dom jest obawa przed "uprawianiem" ogrodu, dlatego wielu ludzi starszych wybiera zakup "condo apartment", gdzie nie muszą się tym zajmować (ogrodem). Czy są inne alternatywy?

    Moim zdaniem, zdecydowanie lepszą alternatywą są małe osiedla domów przeznaczone dla ludzi powyżej 50 roku życia i określane "Adult Lifestyle" – przy czym nie ma to nic wspólnego z filmami dla dorosłych. Takie osiedla powstają zwykle z dala od wielkich miast, bo oczywistym magnesem musi być cena. Nie oznacza, że nie ma takich osiedli w Mississaudze, Brampton czy Acton. Są, i są bardzo popularne, jednym z takich osiedli, o którym później napiszę, jest Blick Woodstock.

    Otóż "Adult Lifestyle" osiedla zwykle składają się z 2-3-sypialniowych domków o powierzchni około 1100 do 1500 stóp kw., czyli akurat tanich w utrzymaniu oraz łatwych do ogarnięcia. Zwykle są to domy parterowe. Zazwyczaj stawiane są one na własnych działkach, ale działki nie są dzielone płotami. Chodzi tu o to, by mieszkańcy mogli się integrować i łatwo odwiedzać, ale również o to, że teren zielony jest zwykle "uprawiany" przez zatrudnionych ogrodników – tak więc ten podstawowy problem dla ludzi starszych jest rozwiązany. Zwykle taki kompleks ma pewne "maintenance", z którego opłacane jest utrzymanie terenu, często tak zwany "club house", basen ewentualnie ochronę. Niektóre osiedla mają nawet własną pielęgniarkę, która może odwiedzać potrzebujących opieki. Z tym że większość mieszkańców jest zwykle w dobrej formie i dba o siebie. Moim zdaniem, takie osiedla są znakomitym pomysłem i zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż "złota klatka" w budynku wielopiętrowym.

    A teraz chciałbym napisać konkretnie o pewnym takim osiedlu, które odwiedziłem w ubiegłym tygodniu wraz z naszymi klientami. Jest ono zlokalizowane w miasteczku TILLSONBURG. Miasto to ma 15.000 mieszkańców, ładny szpital, bardzo ładne centrum z wieloma restauracjami i usługami w pięknych zabytkowych budynkach. Jest ono zlokalizowane blisko Woodstock i London i ma łatwe połączenie z Toronto poprzez Hwy 401 i 403. Jest niezwykle spokojnym i czystym miastem.

    W osiedlu tym obejrzeliśmy 5 domków wystawionych na sprzedaż i – UWAGA – ceny od 214.000 do 259.000 dol. za naprawdę ładne i dobrze zaprojektowane bungalow. Bardzo ładne plany z dużymi kuchniami, zwykle 2 pełnymi łazienkami, ładnymi family rooms czy pokojami dziennymi. Każdy dom, który oglądaliśmy, był wart zakupu i moi klienci mieli inny problem, niż mamy obecnie w Toronto. Nadmiar do wyboru! To, co jest niesamowite, że "maintenance" wynosi tylko 350 dol. na rok i pokrywa możliwość korzystania z basenu i "club house". Dlaczego o tym piszę? Otóż jeśli ktoś sprzeda dom w Toronto za 500 tysięcy lub więcej, może kupić dom za gotówkę, a resztę przeznaczyć na podróże czy inwestycje. Jest to zdecydowanie lepsze niż mieszkanie ze "zbyt dużym i zbyt drogim do utrzymania domu w Toronto".   

    Wspomniałem na początku, że "nadwyżkę" pieniędzy można też zainwestować na 8 do 10 proc. Jakiego typu inwestycje mam na myśli? Osobiście po wielu latach próbowania różnych inwestycji, doszedłem do wniosku, że inwestuję tylko w takie, na których się znam i nad którymi mam kontrolę. Osobiście uważam, że jedną z lepszych inwestycji są nieruchomości (indywidualne domy) oraz pożyczki udzielane pod ich zastaw. Mam tu na myśli tak zwane drugie hipoteki ("second mortgages"). Są one udzielane pod zastaw nieruchomości osobom indywidualnym potrzebującym takiej pożyczki. Pożyczkobiorca ma zwykle minimum 15 proc. na "down payment". Bank jest skłonny pożyczyć do 70-75 proc. wartości kupowanej nieruchomości i brakuje owych 10-15 proc., by zamknąć transakcję. Pożyczki takie są zwykle udzielane na rok lub twa lata – na  6-10 proc., plus "fees". Inwestycja taka jest bardzo bezpieczna, bo zabezpieczeniem jest konkretna nieruchomość. "Mortgage broker" jest osobą, która może znaleźć zainteresowanych pożyczkobiorców i ewentualnie sprawdzić ich kredyt. Zamówiony "apraiser", czyli wyceniacz nieruchomości – może potwierdzić wartość nieruchomości, pod którą pożyczamy pieniądze. Ale tak naprawdę zaufany agent jest tą osobą, która może potwierdzić właściwą inwestycję lub nie. Raz jeszcze wracamy do słowa "zaufanie" – które zwykle wynika z lat doświadczenia oraz często wieloletniej znajomości.

    Zachęcam do spotkań w tej sprawie, a zainteresowanych chętnie zabiorę w taką Kanadę, o której marzyliśmy w Polsce.

czwartek, 18 luty 2016 22:58

Podział działki

Napisane przez

maciekczaplinski    Wiadomo, że jednym z czynników, który znacznie wpływa na cenę budowy, jest koszt ziemi. Wobec tego taniej jest kupić jedną działkę, podzielić ją na dwie i wybudować na niej dwa domy. Oczywiście, gdyby to było takie łatwe, to każdy by to robił. Na szczęście podziały nie są takie łatwe, bo inaczej mieszkalibyśmy na jeszcze mniejszych działkach niż obecnie, w jeszcze mniejszych domach. Z drugiej strony, jest to obecnie coraz silniejszy trend i nawet nacisk na zagęszczanie struktury miejskiej. Budowa nowych osiedli poza miastem wymaga ogromnych nakładów na infrastrukturę. Podział działek, tam gdzie jest to możliwe, w mieście tworzy nowe jednostki mieszkalne korzystające z już istniejącej infrastruktury, jednocześnie wprowadzające do kasy miasta nowe środki finansowe za podatek miejski.

    Miejskie tereny są zwykle objęte bardzo klarownymi i jednoznacznymi przepisami urbanistycznymi ("zoning-bylaw"), które dokładnie określają, czy dana działka może być przeznaczona pod zabudowę, czy nie. A jeśli tak, to czy jest przewidziana pod zabudowę mieszkaniową, czy na przykład pod instytucjonalną albo przemysłową. W przepisach ("zoning-bylaw") określane są dokładne wymagania co do minimalnej wielkości działki, jej szerokości, długości itd. Przepisy te określają również, co na takiej działce może być wybudowane. Mam tu na myśli gabaryty budynku, jego wysokość, odległość od sąsiadów itd. Te wymagania mogą być różne dla poszczególnych rejonów miasta, dlatego za każdym razem należy je sprawdzać. Można to obecnie robić przez Internet lub bezpośrednio w "planning department" odpowiedniego miasta. Myśląc o podziale działki na przykład na połowę, należy sprawdzić, jakie są minimalne wymagania, i wówczas będziemy wiedzieć, jakimi parametrami dysponujemy i czy mamy szansę na sukces, czy nie.

    Jeśli widzimy, że mamy szansę na podział, to należy przygotować odpowiednie rysunki, pokazujące proponowane działki oraz co na nich zamierzamy zbudować i wystąpić formalnie o taką decyzję. Niestety, nie jest to coś, co można łatwo robić samemu. Do podziału niezbędne jest zatrudnienie fachowców. Potrzebny jest "land surveyor" oraz projektant (architekt) lub "planer". Te osoby mogą  przygotować rysunki, które miasto może rozpatrzyć na specjalnej sesji "committee of adjustment".

    Niestety, nie jest to też za darmo. Koszt "land surveyor" – zależy od wielkości zlecenia, ale honorarium za typowy podział na pół zwykle wynosi około 2000-3000 dol., honorarium dla architekta, opłaty dla miasta za rozpatrzenie przez "committee of adjustment" od 3000 do 5000 dol. od działki. Oprócz tego należy zapłacić tak zwane "development charges", które są kosztowne i w różnych miastach mogą być różne. Na ogół sięgają 30.000-50.000 dol. od każdej nowo utworzonej działki. Jeśli proponowany podział działki spełnia wszystkie punkty określone w wymaganiach urbanistycznych, to zwykle nie będzie problemu z podziałem. Natomiast jeśli nie spełnia wszystkich wymagań, to jest jeszcze szansa wystąpienia o tak zwany "minor variance" również poprzez "committee of adjustment". Niestety, za dodatkową opłatą. Szansa na sukces wynosi często 50/50.

    Wspomniałem wcześniej o "committee of adjustment". Co to jest?  W idealnym świecie wszystko powinno być tak robione, jak narzucają przepisy. Ale wiemy, że nie jest to możliwe. Odnosi się to też do budowy lub renowacji starych domów. Otóż w obrębie każdego miasta istnieje specjalna komisja, która skupia polityków ("city councellors"), którzy mają reprezentować interes miasta i jego mieszkańców, rozpatrując wszelkie podania o odstępstwa od obowiązujących przepisów urbanistycznych. Taka grupa "mędrców" bazuje swoje opinie na przygotowywanych przez fachowców z miasta raportach. Są to raporty urbanistów, transportowców, ludzi od drzew itd. Oczywiście członkowie tej komisji są w niej latami i doskonale wyczuwają, co może być zatwierdzone, a co nie powinno być. Ponieważ jest to publiczny proces, każdy sąsiad w promieniu 100 metrów dostaje listowną informację, co jego sąsiad planuje, i ma prawo przyjść i wyrazić swoją opinię i ewentualną opozycję do planowanych zmian. Takie argumenty, jak zasłanianie widoku czy słońca, nie są brane pod uwagę. I zwykle pojedynczy "oponent" ma małą szansę na powodzenie. Natomiast zdarzają się sytuacje, że jakieś proponowane zmiany (na przykład podział działki na pół) wywołują zorganizowany protest sąsiadów i wówczas panowie z komisji, będąc między innymi wybieralnymi politykami, przychylają się do decyzji "tłumu" i odmawiają zaakceptowania podania, pomimo że nawet parę minut wcześniej zaakceptowali bardzo podobne podanie, wobec którego nie było opozycji.

    Od decyzji COA istnieje możliwość odwołania się do ciała nadrzędnego, które nazywa się Ontario Municipal Board. Takie odwołanie należy złożyć w ciągu 20 dni od wydania decyzji przez COA. Jeśli tego nie zrobimy, decyzja COA nabiera mocy prawnej. O ile podanie o zmianę decyzji poprzez COA jest w miarę szybkim procesem, bo trwa od 2 do 3 miesięcy, to odwołanie do OMB nie podlega żadnym kryteriom czasowym. Osobiście jestem w trakcie odwoływania się do OMB. Złożyłem odwołanie w październiku, a przesłuchanie zostało wyznaczone na lipiec. Opozycja sąsiadów chce to nawet jeszcze bardziej opóźnić. Na szczęście w OMB nie ma już polityków wydających często decyzję "pod publiczkę". Pracują  tam sędziowie, którzy rozpatrują sprawę na podstawie faktów i podobnych przypadków. Dlatego na tym etapie niezbędne jest zatrudnienie prawników specjalizujących się  w przepisach urbanistycznych oraz "planerów", którzy mogą przygotować specjalne statystyki i fakty dla OMB pozwalające przechylić szalę na korzyść wnioskującego.

    Podsumowując, we wszystkich przypadkach, o których dziś piszę, planując zakup nieruchomości z myślą o przyszłym podziale, warto konsultować decyzje z ludźmi, którzy mają doświadczenie w tych sprawach. Oczywiście – chętnie pomagam.

    Na zakończenie jeszcze dodam, że istnieje kilka polskich firm, które mogą pomóc w podziałach czy przygotować "land survey". Dwie z nich warte polecenia to: Avanti Surveyors (Chris Beresniewicz – 416-231-1174) oraz Cuningham LTD (Jarek Legat – 905-845-3497).

czwartek, 11 luty 2016 23:10

Jak wykorzystać "equity" w domu

Napisane przez

maciekczaplinski    Słyszy się o różnych pomysłach inwestycyjnych bazujących na "equity", czyli wartości spłaconego domu. Co mógłbyś na ten temat powiedzieć?

    Jest to bardzo, bardzo ważny temat. Dziś chciałbym powiedzieć o inwestycjach w następną nieruchomość, w której wykorzystujemy nasz kapitał z pierwszego domu.

    Większość ludzi, kiedy kupuje nieruchomość, pożycza pieniądze z banku. Kiedy po jakimś czasie nastąpi taki moment, że dom jest spłacony, typowe zachowanie jest takie, że mieszkamy w takim domu i cieszymy się naszą "wolnością" od pożyczki hipotecznej. I nie ma w tym nic złego, ale czy możemy zrobić coś, co nam przyniesie bez dużego wysiłku jakiś dochód teraz i w przyszłości?

    Część ludzi inwestuje zgromadzone "equity" na giełdzie, część ludzi kupuje cottage'e, czasami pożycza pieniądze na procent. To są jedne z dostępnych opcji. Ale dziś chciałbym zasugerować coś, co moim zdaniem ma minimum ryzyka i jednocześnie jest to inwestycja, nad którą mamy pełną kontrolę.

    Ale zacznijmy od wyjaśnienia pojęcia "equity". Na tak zwany chłopski rozum – jeśli mamy dom, który jest wart 700.000 dol. (typowa obecnie cena za domy w Mississaudze) i jest on całkowicie spłacony, to mimo że możemy nie mieć innych oszczędności, to nasza gotówka, którą w razie konieczności będziemy mogli dysponować, jest równa w przybliżeniu wartości domu. To jest właśnie "equity".

    Według obecnych przepisów, banki mogą pożyczyć właścicielom domów bez potrzeby sprzedaży domu, a tylko pod jego zastaw, aż do 65 proc. jego wartości w formie linii kredytowej. Możemy nawet zadłużyć dom do 80 proc. wartości, ale te ostatnie 15 proc. będzie w formie pożyczki hipotecznej. Jest to możliwe, oczywiście pod warunkiem, że mamy "dobry kredyt" i dochód, który możemy wykazać w ilości pozwalającej na obsługę zadłużenia. Czyli w tym przypadku, jeśli założymy wartość domu jako 700.000 dol., to 65 proc. wartości wyniesie 455.000 dol., które możemy zaciągnąć jako pożyczkę w formie "secured line of credit".  "Mortgage" zwykle będzie pożyczką na niższy procent, ale też mającą mniejszą elastyczność spłat, natomiast linia kredytowa będzie zwykle na tak zwany "prime rate" i będzie praktycznie taka jak "mortgage" otwarty, czyli taki który można spłacić w każdej chwili bez kary.

    Otóż jeśli wyciągniemy 455.000 dol. z domu, w którym mieszkamy, to możemy zainwestować te pieniądze w następną nieruchomość. Część ludzi kupuje nowe condo, licząc na przyrost wartości od zakupu do sprzedaży zaraz po przejęciu. Z tym że taka inwestycja trwa od zadatku do sprzedaży około trzech lat.

    Ja osobiście radziłbym kupno tak zwanego bliźniaka, w którym już są albo mogą być zrobione dwa apartamenty do wynajmowania. Najlepsze typy domów do tego celu to domy parterowe ("bungalow") lub "back split".

    Dochód z takiego domu przy obecnych cenach zwykle wynosi około 1400-1500 dol. miesięcznie za górny apartament i około 900-1000 dol. za dolny apartament plus lokatorzy zwykle płacą za "utilities". Czyli możemy założyć, że dochód wyniesie około 2400 – 2500 dol. miesięcznie.

    Wydatki kształtują się następująco. Spłata pożyczki od 455.000 przy amortyzacji 25-letniej oraz 2,8-proc. oprocentowaniu wynosi 2106 dol. na miesiąc. Ubezpieczenie nieruchomości około 50 dol./miesiąc, podatek od nieruchomości około 330/miesiąc. W praktyce dom powinien się całkowicie spłacać. Warto również pamiętać, że z sumy, która wpływa na "mortgage", prawie połowa to jest "principal", a połowa to oprocentowanie. Oznacza to, że praktycznie kupno drugiego domu nie zmienia naszych obciążeń finansowych i nie tylko to, że dom się sam utrzymuje, ale jednocześnie co roku nasze zaciągnięte zadłużenie pod zastaw naszego własnego domu spłacane jest o 12.000 dol.  

    Czy wiedzą Państwo, ile przyniosłoby wam umieszczenie 455.000 dol. na procent w banku? Mniej niż 2000 dol. na rok. Warto również pamiętać, że w ostatnich 10 latach domy wzrastały średnio minimalnie o 5 proc., czyli był to dodatkowy profit około 22.000 dol. rocznie!!!

    Czy można coś takiego powiedzieć o gotówce w banku? Wręcz przeciwnie – inflacja zwykle zabija cały profit, w przeciwieństwie do domów – które w naturalny sposób drożeją wraz z inflacją.

    Słyszy się ostatnio uwagi, że domy są bardzo drogie (co jest prawdą) i że na pewno lada moment ceny spadną. Oczywiście, że taki moment może nastąpić, ale jeśli traktujemy inwestycję w nieruchomości długoterminowo, a nie jako spekulację, to nie mamy powodów do obaw. Nawet jeśli nastąpi korekta cen, to po pewnym czasie i tak pójdą one w górę i przewyższą cenę, którą zapłaciliśmy. Historycznie, nigdy nie było inaczej (oprócz ekstremalnych sytuacji).

    Posiadanie tak zwanej "rental property" ma jeszcze wiele innych zalet. Dochód z wynajmu możemy uwzględniać w podatkach, ale wówczas możemy odpisywać remonty, oprocentowanie, podatki itd. To jest naszym wydatkiem na utrzymanie. Często remonty, które robimy w głównym domu, można też podzielić na wynajmowany dom.

    Inwestycja w nieruchomości ma też ogromną zaletę bezpieczeństwa. W przeciwieństwie do giełdy czy innych ryzykownych inwestycji, mamy pełne zabezpieczenie zainwestowanego kapitału oraz pełną swobodę tego, kiedy możemy czy musimy się z takiej inwestycji wycofać. Moim zdaniem, jest to lepsze niż oferowane "syndicate mortgage".

    A z drugiej strony, po co się wycofywać, jeśli taki dom nam się spłaci, bo będzie przynosił nam około 2400 dol. miesięcznie stałego dochodu w chwili, kiedy będziemy chcieli trochę zwolnić tempo naszego życia? Jeśli na przykład dopłacalibyśmy do każdej spłaty 500 dol. z własnej kieszeni, to dom będzie spłacony po 20 latach.

    Jako anegdotę mogę powiedzieć, że jeden z naszych klientów, który zaczął 20 lat temu od jednego takiego domu, dziś ma ich pięć spłaconych i praktycznie będąc w wieku 55 lat, ma pełną niezależność finansową.

    Jest jeszcze inny aspekt takiej inwestycji. Otóż mieszkając w naszym pierwszym domu, który jest naszą "prime residence", po pewnym czasie na pewno pomyślimy o zmianie dużego domu na mniejszy. Wówczas można sprzedać ten pierwszy dom, a przenieść się do domu znacznie mniejszego, nawet pozostawiając lokatorów z dolnego poziomu. Nagle może się okazać, że nie tylko mamy sporo gotówki, ale jednocześnie ktoś, mieszkając w basemencie, płaci nam za wszelkie świadczenia, a w chwili kiedy zamarzy nam się spędzenie zimy na Florydzie – dopilnuje naszego domu tak przy okazji. Ten ruch również pozwoli nam w ogromnym stopniu zminimalizować podatki, które moglibyśmy zapłacić, gdybyśmy sprzedawali "rental property", bo nagle drugi dom staje się naszą "prime residence", co otwiera wiele opcji podatkowych.

    Wszystkich zainteresowanych zapraszam do dzwonienia po porady lub pomoc w przeprowadzeniu tego pomysłu. My naprawdę mamy czas dla klientów i doceniamy wasz biznes.

Tel. 905-278-0007

czwartek, 04 luty 2016 22:44

Co negatywnie wpływa na sprzedaż domu?

Napisane przez

maciekczaplinski    Kilka razy pisałem, co dobrze wpływa na cenę domu. Dziś pytanie odwrotne. Co wpływa źle na cenę domu?

    Od dłuższego już czasu obserwujemy szalony rynek nieruchomości. Nawet "najstarsi górale" nie pamiętają takiego gorącego okresu w real estate. Praktycznie cokolwiek trafia na rynek,  sprzedaje się za cenę często bijącą poprzednie rekordy. Podaż i popyt są zachwiane, pieniądze są "tanie", jest wielu motywowanych kupców i dlatego domy się sprzedają jak świeże bułeczki. Dodatkowe 10.000 dol. płacone ponad cenę wyjściową w przeliczeniu na mortgage to tylko ekstra 43 dol. miesięcznie, więc wielu kupujących jest skłonnych pójść na to, by wreszcie kupić dom po wielomiesięcznych poszukiwaniach. Niekoniecznie jest to wymarzony dom. Chcą oni często po prostu kupić cokolwiek, bo są już zmęczeni tym procesem.

    Pojawia się wobec tego pytanie, czy warto w ogóle przygotowywać dom do sprzedaży, skoro i tak wszystko się sprzedaje? I odpowiedź jak zawsze brzmi – to zależy! Jeśli ktoś ma do sprzedaży dom, którego główną wartością jest lokalizacja i stan techniczny nie ma znaczenia, to oczywiście nie ma sensu nic robić. To samo dotyczy nieruchomości w najniższych kategoriach cenowych. W tej chwili w Mississaudze zasadniczo nie ma domu wolno stojącego poniżej pół miliona dolarów (gdzie te czasy, kiedy można było kupić za pół miliona ładny dom w Lorne Park?). Fakt jest taki, że gdy pojawia się dom w takiej cenie na w miarę ładnej działce, to nie ma znaczenia, czy ma on zrobione łazienki, kuchnię czy okna. I tak się sprzeda! Czy oznacza to, że nie warto nic robić i tak się wszystko sprzeda? NIE! W wielu przypadkach, kiedy myślimy o sprzedaży domu, warto zadać sobie trud  przygotowania go do tego, by uzyskać jeszcze lepszy wynik i sprzedać nieruchomość szybko i za maksymalną cenę.

    Myślę, że czas na kilka przykładów rzeczy, które wpływają negatywnie na pierwsze wrażenie kupujących. Nad niektórymi sprawami możemy mieć kontrolę, nad innymi nie. Ale te, nad którymi mamy kontrolę, warto wziąć pod uwagę.

    Zacznijmy od lokalizacji:

    • Domy wychodzące na bardzo ruchliwe drogi lub autostrady są zwykle nie bardzo chodliwe.
    • Domy wychodzące na linie wysokiego napięcia – podobnie.
    • Domy wychodzące na wysypiska śmieci, wysokie budynki, budynki przemysłowe czy szkoły zwykle sprzedają się znacznie dłużej.
    • Domy wychodzące na cmentarze. Pomimo "spokojnych" sąsiadów zwykle nie są chętnie kupowane.

    Błędy funkcjonalne:

    • Mała strefa wejściowa, w której nie ma szaf czy miejsca do pozostawienia nawet butów.
    • Ciasna i ciemna kuchnia, która nie ma szans, by być kuchnią "rodzinną".
    • Mały living room – brak miejsca nawet na kanapę i telewizor.
    • Za mała liczba łazienek.
    • Brak połączenia z ogrodem.
    • Brak szaf – dziś każdy ma więcej ubrań niż 20 lat temu.

    Problemy usprawnień. Niekonsekwentne renowacje:

    • Na przykład nowa kuchnia, ale stare płytki podłogowe.
    • Dom po remoncie – ale stare okna.
    • Stary dach, piec, CAC.
    • Nowe podłogi, ale stare olistwowanie (trims).

    Problemy środowiskowe:

    • Domy, w których uprawiano marihuanę.
    • Domy z 60-amperową instalacją elektryczną.
    • Domy z ogrzewaniem elektrycznym.
    • Domy z ogrzewaniem olejowym, szczególnie ze zbiornikami zakopanymi w ziemi.
    • Domy z UFFI, Vermiculate insulation czy azbestem.
    • Zły zapach – to naprawdę zniechęca!

    Problemy techniczne:

    • Wilgotny basement.
    • Stary piec i CAC.
    • Stare okna i dach.
    • Stary driveway.

    To są tylko niektóre problemy i lista może być znacznie dłuższa.

    Innym bardzo negatywnym elementem wpływającym na cenę jest "zła" kuchnia. Kuchnia ma bardzo duży wpływ na cenę. Być może największy. Kuchnia to nie jest tylko miejsce do gotowania, ale jest to "serce domu" i dobra kuchnia jest miejscem spotkań rodziny i jest też sercem wszystkich imprez towarzyskich. Oprócz gotowania ma tu miejsce nauka, dyskusje, rozrywka, a czasami nawet dużo więcej, o czym nie będę tu mówił.

    Kilka tygodni temu pokazywałem dom w Oakville wystawiony za prawie 3 miliony dolarów. Przy tej cenie każdy by oczekiwał superrozwiązań i powinien być to dom marzeń. I co? I niestety ktoś "dał ciała". Po pierwsze, przy ogromnych przestrzeniach projektant zastosował na parterze sufity 9-stopowe. To jest dobre na subdivision, ale w domu na zamówienie jest to stanowczo za mało. Natomiast prawdziwy popis był z kuchnią. Ogromna! Miała wszystko, co można było sobie wymarzyć? I gdzie był problem? Bardzo prozaiczny! Kuchnia została umieszczona w centrum domu (jak serce w człowieku), ale miała zero okien i kompletny brak połączenia z ogrodem. Moi klienci wpadli w zachwyt do momentu, kiedy wyłączyłem światła. Nagle okazało się, że piękna, ogromna i fajna kuchnia zmieniła się w środku dnia w ponurą "norę".

    Czy to był problem? Oczywiście! Dom stoi na rynku i nikt nie chce go kupić.

    Jaki jest morał tej bajki? Są dwa:

    • Kuchnia wcale nie była mała i ciasna, ale była ciemna!
    • Ten bardzo drogi i "atrakcyjny" dom zaprojektował sam właściciel! Bez przygotowania czy doświadczenia ktoś zabawił się na swój własny koszt! Kto bogatemu zabroni...?

piątek, 29 styczeń 2016 14:08

Czy wykończony basement podnosi wartość domu?

Napisane przez

maciekczaplinski    W dzisiejszych czasach, kiedy ceny domów są dla większości z nas bardzo wysokie w stosunku do naszych zarobków, wynajmowanie części domu może być sprawą konieczności lub jedynym rozwiązaniem, które pozwoli kupić własny dach nad głową. Wielu moich klientów korzystało z takiej opcji i jak dotychczas nie słyszałem o zbyt wielu złych przypadkach.

    Wielu z nas stać na zapłacenie 1600 dol. miesięcznie za utrzymanie domu. Niestety, jest to zbyt mała suma – przy obecnych cenach nieruchomości – by myśleć o własnym domu, jeśli dysponujemy minimalnym 5-procentowym "downpayment". Natomiast gdy kupią Państwo dom, w którym znajduje się apartament do wynajęcia, może to zmienić diametralnie sytuację. Taki apartament można zwykle wynająć za około 800-1400 dol. miesięcznie. Przy obecnym braku tanich apartamentów – wynajęcie zwykle nie sprawia żadnych kłopotów. Owe dodatkowe 800-1400 dol. pozwoli obsłużyć – przy obecnych oprocentowaniach – pożyczkę hipoteczną na dodatkowe około prawie 200-350 tysięcy ("variable mortgage"). Przy takiej pomocy i własnych wydatkach na poziomie 1600 dol. miesięcznie, mogą Państwo obsłużyć utrzymanie domu w cenie nawet do 600.000 dol. To oczywiście całkowicie zmienia sytuację. W cenie około 600.000 tys. jest ciągle duży wybór nieruchomości do kupienia. Czasami będą to domy wolno stojące, czasami będą to domy bliźniacze. Na pewno będą to znacznie lepsze domy niż te, które mogliby Państwo kupić bez dodatkowej pomocy ze strony lokatorów. Ważne jest jednak, by apartament był "legalny", by dochodu z niego można było użyć do kwalifikacji.

    Jest jeszcze jeden aspekt, który warto brać po uwagę, tworząc nowy "basement apartment" do wynajmowania. Dotyczy on emerytów. Proszę sobie wyobrazić, że mamy dom, który jest całkowicie spłacony. Fajnie, że nie mamy "mortgage'u" do spłacania, ale... podatki od nieruchomości od przeciętnego domu wyniosą około 4000-6000 dol. rocznie (około 500 dol. na miesiąc). Ponadto świadczenia, czyli ogrzewanie, prąd, woda, ubezpieczenie, telefon itd., na pewno wyniosą dodatkowe 500 dol. Czyli minimum 1000 dol. wychodzi z naszej kieszeni. To jest cała pełna emerytura! Czy będzie nas stać na mieszkanie we własnym domu? I tu odpowiedzią może być opcja wynajmowanie części domu! Warto o tym pamiętać.

    Każda inwestycja w dom powinna podnosić jego wartość. Wykańczanie "basementów" nie jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o opłacalność.  Jak często wspominałem, na pierwszym miejscu są kuchnie, na drugim łazienki. "Basement" jest na 4. lub 5. miejscu w opłacalności. Często mamy lub kupujemy dom z niewykończonym "basementem". Jeśli go wykończymy, to jest to najłatwiejszy sposób uzyskania sporej dodatkowej przestrzeni mieszkalnej, którą możemy wykorzystać na potrzeb naszej rodziny albo na potrzeby inwestycyjne.  Mam tu na myśli dodatkowy apartament, który może nam przynieść dochód i pomóc w spłatach pożyczki hipotecznej.  To, co jest bardzo istotne, to że do niedawna większość dodatkowych apartamentów w domu była nielegalna. Wręcz były one tępione i w Mississaudze – jak tylko sąsiad zrobił donos – apartament był "zamykany". Od niedawna – dzięki przepisom narzuconym przez rząd prowincyjny na poszczególne regiony i miasta – możliwość posiadania dodatkowego apartamentu praktycznie w każdym budynku stała się prawem. Oczywiście każdy nowo tworzony apartament musi spełniać różne wymagania – od wielkości, dostępu czy bezpieczeństwa, ale jeśli postanowimy go stworzyć, praktycznie nikt nie może nam tego zabronić. Oczywiście, proces nie jest zupełnie łatwy i bezbolesny, ale jest możliwy. Plusem jest to, że jeśli taki "unit" (mieszkanie) zalegalizujemy i otrzymamy zgodę – to możemy dochód z niego uwzględniać w podaniu o "mortgage". Możemy również zupełnie legalnie odpisywać wszelkie wydatki związane ze stworzeniem "unitu" od podatków, jak i również dochody z niego.  Czyli "mortgage", "utilities", renowacje itd. Moim zdaniem, dobrze zaprojektowany apartament oraz zalegalizowany – znacznie podnosi wartość domu.

    Niezależnie od tego, czy wykańczamy "basement" na własne potrzeby, czy na potrzeby wynajmowania, jest kilka zasad, o których musimy pamiętać.

    • Projekt – często jest to pierwszy błąd, który popełniamy. Nie mając pojęcia o projektowaniu, robimy plany sami, niewiele wiedząc o funkcji i wymaganiach ergonomii. Projekty powstają na budowie bez właściwych wymiarów i są często bardzo przypadkowe. Oszczędność kilkuset czy kilku tysięcy dolarów za projekt powoduje, że wydajemy dziesiątki tysięcy, by często mieć końcowy produkt, z którego nie jesteśmy zadowoleni.

    • Obecnie proste kuchnie, które wyglądają lekko i stanowią integralną część "basementu" – są modne.

    • Łazienki – jak już wydajemy pieniądze, to przynajmniej łazienka z prysznicem. Widziałem często łazienki na drugim biegunie przesady – ogromne z wanną wielkości małego basenu. Zwykle stoją puste i nie są używane.

    • Bary – często prosty blat albo właściwie zaprojektowana mała kuchnia spełnią funkcję baru.

    • Nagłośnienie – obecnie szczególnie w mniejszych domach piwnica spełnia rolę miejsca spotkań rodzinnych, dlatego "home theatre" przeżywa renesans. Warto pomyśleć o miejscu na duży  ekran lub projektor. Nagłośnienie jest coraz częściej bezprzewodowe.

    • Planując "basement", zdecydowanie warto pamiętać o zaprojektowaniu niezależnego wejścia, warto też powiększyć okna, które są w piwnicy, i jest wiele sposobów, by to zrobić. Jeśli mamy dwie możliwości ucieczki z piwnicy – pomaga nam to w przypadku, kiedy planujemy wynajęcie.

    • Ważne jest, by planując "basement", uwzględnić sprawy akustyki i bezpieczeństwa, dlatego warto zainwestować w izolację akustyczną, która wygłusza strop pomiędzy poziomami; sufit i ściany powinny mieć odporność ogniową jedną godzinę. To zwykle można uzyskać poprzez 5/8 "drywall".

    • Warto pomyśleć o połączeniu alarmu dymu, który jest w piwnicy, z tym, który jest na pierwszym poziomie, tak by w wypadku pożaru na jednym poziomie, drugi został ostrzeżony.

    • Drzwi pomiędzy piwnicą a resztą domu – jeśli myślimy o wynajmowaniu – muszą być odporne na działanie ognia przez minimum godzinę.
    
    Warto również wiedzieć, że nie każdy styl domu nadaje się do stworzenia dodatkowego apartamentu. Idealnym domem do przeróbek są "backsplits", szczególnie "backsplits" 4- i 5-poziomowe. Bardzo łatwy do przeróbek jest tak zwany "raised bungalow". Niektóre "sidesplits" są również dobre. Najwięcej kłopotów jest ze stworzeniem apartamentów w nowych domach – które w większości są dwupiętrowe. Są one bardzo głęboko posadowione, najczęściej nie mają osobnego wejścia do piwnicy oraz są zlokalizowane tak blisko siebie, że nie zawsze jest szansa stworzenia osobnego wejścia.

piątek, 22 styczeń 2016 15:24

Home Buyers' Plan (04/2016)

Napisane przez

maciekczaplinskiMyślę, że warto przypomnieć o specjalnym programie dla kupujących po raz pierwszy, pozwalającym wykorzystać środki zgromadzone na RRSP na down payment.

    Istnieje specjalny program, który pozwala wykorzystać pieniądze z RRSP na zakup nieruchomości. Maksymalna suma, którą możemy wyjać na zakup pierwszego domu, to 25.000 dol. na osobę. Oznacza to, że jeśli dwie osoby kwalifikują się na to, by być zaliczone jako "first time buyers", to mogą wyjąć z RRSP aż 50.000 dol. (oczywiście jeśli mają taką sumę).

    Wycofane pieniądze mogą być użyte nie tylko na "down payment", ale również na koszty zamknięcia transakcji czy na pierwsze remonty domowe. Wycofane z planu RRSP pieniądze wpływają na Państwa konto i nikt nie sprawdza, jak zostały wykorzystane, jak długo zadeklarowane zostało to do Revenue Canada.

    Z programu tego mogą skorzystać tylko kupujący nieruchomość po raz pierwszy, czyli tzw. first-time home buyers. Kupujący po raz pierwszy musi być legalnym mieszkańcem Kanady. W chwili korzystania z tego programu kupujący nie mógł być posiadaczem nieruchomości w Kanadzie w ciągu ostatnich pięciu lat kalendarzowych. Jeśli jeden ze współmałżonków był właścicielem nieruchomości w ciągu ostatnich pięciu lat, nie będzie mógł on skorzystać z tego programu.

    Obowiązują pewne warunki, jakie trzeba spełnić, by móc skorzystać z tego planu, tzn. by móc wycofać pieniądze z RRSP bez kary:

    1. Potrzebny jest pisemny kontrakt na zakup nieruchomości – nowej lub używanej.

    2. Kupowany dom musi być traktowany jako "principal residence", czyli dom, w którym będą Państwo mieszkali – może to być dom wolno stojący, bliźniak, townhouse, condo, freehold.  Nie kwalifikują się na ten cel duplexy, triplexy itd.

    3. Wycofywane z planu RRSP fundusze muszą być zdeponowane w systemie przez minimum 90 dni.

    4. Pożyczone z RRSP środki muszą być spłacone w ciągu 15 lat, oznacza to, że co roku muszą wpłacić państwo 1/15 pożyczonej sumy z powrotem na fundusz RRSP. Jeśli nie wpłacą Państwo tej sumy na plan, to w konkretnym roku 1/15 sumy zostanie doliczona do podatków jako zarobek.

    Dlaczego wspominam o tym planie? Trwa okres RRSP. Wielu słuchaczy ma pieniądze przeznaczone na "down payment" przy zakupie domu, ale niewykorzystane limity na zakup RRSP. Jest to znakomita okazja, by szybko i łatwo pomnożyć Państwa pieniądze. Jeśli na przykład wpłacą Państwo 20.000 dol. na RRSP, wykorzystując zaległe limity, mogą się Państwo spodziewać ponad 5000 dol. zwrotu podatkowego. Które to środki można na przykład przeznaczyć na "closing cost".

    Jest jeszcze jeden ważny powód, dlaczego warto przypomnieć o tym programie, umożliwiającym wykorzystanie RRSP na "down payment".

    Jest bardzo ważne, by ci wszyscy, którzy kwalifikują się jako kupujący po raz pierwszy i myślą o zakupie, ale nie mają pieniędzy na "down payment", skorzystali z tego sposobu, by mieć "down payment".

    Jak zapewne słuchacze pamiętają, jakiś czas temu istniała możliwość zakupu nieruchomości bez "down payment". Obecnie wymagany jest minimalny 5-proc. "down payment" przy zakupie. Skąd go wziąć, jeśli nie mamy oszczędności? Otóż z pomocą może przyjść właśnie plan, o którym dziś rozmawiamy.

    Jak zawsze wspominałem, by móc skorzystać z pewnych benefitów finansowania, należy mieć dobry kredyt personalny. Jeśli go mamy, w okresie RRSP (zwykle do końca lutego), wiele banków jest gotowych pożyczyć swoim klientom pieniądze na zainwestowanie w plan RRSP. Jest to zwykle oferowane na bardzo korzystnych warunkach – czyli dość niskie oprocentowanie oraz okres spłaty rozłożony w czasie.  

    I ta właśnie sytuacja może być warta wykorzystania. Wystarczy  wystąpić o pożyczkę na RRSP, zdeponować pożyczone środki na planie na minimum 90 dni. Po tym okresie możemy wyjąć środki i wykorzystać je na "down payment". Jak wspomniałem w pierwszej części, z planu RRSP możemy wyjąć do 25.000 dol. na osobę, czyli para może wyjąć do 50.000 dol. Taka suma na "down payment" jest wystarczająca w zdecydowanej liczbie przypadków.  

    By wykupić 25.000 dol. w RRSP, nie zawsze mamy tyle limitów za jeden rok, ale dla przypomnienia, niewykorzystane limity z poprzednich lat kumulują się i warto je wykorzystać.

    Warto na marginesie wspomnieć, jakie jeszcze inne programy "pomocy" istnieją dla kupujących po raz pierwszy.

    Otóż wszyscy, którzy się kwalifikują, mogą otrzymać do 2000 dolarów redukcji w przypadku opłat związanych z Land Transfer Tax płaconych prowincji. A ci, co mieszkają w obrębie GTA, mają do 3725 dol. zwolnienia z miejskiego LTT.

    A na zakończenie przypomnę, że wszyscy kupujący z Domator Team, mają szansę skorzystania z jeszcze jednego specjalnego i ekskluzywnego programu.

    Otóż wszyscy, którzy kupują nieruchomości przy pomocy Domator Team, nie tylko mają szansę wygrania Mercedesa B250, ale również otrzymują specjalny bonus do maksymalnej wysokości 1500 dol. na zakupy w znanym salonie meblowym "Smart Furniture".

czwartek, 14 styczeń 2016 21:54

Kostaryka

Napisane przez

maciekczaplinski    To nasze pierwsze spotkanie w Nowym Roku. Wspominałeś, że wybierasz się do Kostaryki w czasie naszej ostatniej audycji. Po opaleniźnie widać, że miałeś pogodę. Czy mógłbyś coś powiedzieć na temat real estate w tym kraju oraz na temat budowania domów?

    W ostatnim czasie miałem szansę odwiedzić Kostarykę. Chciałbym podzielić się z czytelnikami kilkoma spostrzeżeniami na temat architektury, budownictwa oraz real estate.

    Architektura jest ze zrozumiałych względów zupełnie inna niż w Kanadzie. Można powiedzieć, że domy tubylców tak naprawdę nie mają nic wspólnego z architekturą. Po prostu chodzi o dach nad głową. Za to domy ludzi, którzy przyjeżdżają na stałe do Kostaryki, potrafią być bardzo ciekawe. Na charakter domów ma ogromny wpływ klimat i przyroda. Kostaryka jest krajem o bardzo zróżnicowanym klimacie. W większości jest to klimat tropikalny i bardzo gorący, dlatego domy są tak budowane, by chronić przed słońcem i często obfitymi deszczami. Typowe są ogromne werandy, otwory okienne bez szyb, ale za to z siatkami, by chronić przed owadami. Wiatraki pod sufitami oraz z oczywistych powodów brak ogrzewania. Bardzo pożądanym dodatkiem jest klimatyzacja, ale ze względu na koszty energii nie wszyscy ją mają. Raczej projektuje się domy tak, by miały one naturalny przewiew. Ten naturalny przewiew jest ogromnie istotny z jeszcze jednego powodu. Jeśli dom nie miałby naturalnego wietrzenia, to bardzo szybko opanowałyby go grzyby i pleśń. W tym klimacie zawsze walczy się z tym lub z insektami, które postanowiły sobie wybrać nasz dom na siedzibę. Mówię tu o termitach, mrówkach czy skorpionach.  Domy tubylców najczęściej budowane są z lekkiej konstrukcji drewnianej, bo nauczeni doświadczeniem, obawiają się oni trzęsień ziemi. Domy przyjezdnych są typowo większe od domów tubylców i często budowane są ze zbrojonych bloczków, też ze względu na trzęsienia. Nie spotkałem się z żadnym domem, który miałby piwnicę.

    Domy tubylców budowane są często blisko drogi, w pobliżu wybrzeża, dla łatwości dostępu. Domy "przyjezdnych" są zazwyczaj budowane wyżej w górach, często dla lepszych widoków, ale również dlatego, że im wyżej, tym chłodniej. Z tym się wiąże fakt, że drogi dojazdowe są często bardzo strome i trudno przejezdne. By dojechać do domu, należy mieć samochód z napędem na cztery koła. Działki są wycinane w zboczach gór i często wiąże się z tym spory dodatkowy koszt, bo należy te tereny umacniać, by się nie obsuwały w czasie ulewnych deszczy.

    Budowa domów jest niezwykle prosta. Prosty fundament do 2 stóp poniżej terenu, ściany z bloczków. Dachy z drewna. Wszystko bardzo lekkie. Podłogi na ogół ceramiczne. Wszystko dostosowane do klimatu i warunków naturalnych.

    Przeciętny dom można wybudować za około 100.000 dol. plus działka od 50.000 do 200.000 dol. w zależności od lokalizacji oraz drogi dojazdowej. Ogromną zaletą Kostaryki są niskie podatki od nieruchomości oraz na ogół bardzo dobra woda pitna. Ujęcia wody znajdują się często w górach.

    Ogromnym minusem jest brak adresów. O ile w miastach są ulice i numery domów, to poza miastem adres jest często typowo opisowy. Tak jak w "Czterech pancernych", "wedle trzech buczków". Odwiedziłem tam sporo mieszkających na stałe Polaków i często musiałem kierować się liczbą mostków na drodze czy śmietnikiem, czy jakimś innym charakterystycznym elementem. To fajnie, jak się jedzie na obiad, ale nie bardzo wiem, jak ambulanse w wypadku nagłym sobie radzi.

    A teraz trochę o real estate. W przeciwieństwie do Kanady i wielu krajów rozwiniętych, real estate nie ma zorganizowanej formy w Kostaryce. Nie ma nadrzędnej instytucji, która nadzoruje, jak postępują agenci (tak jak RECO w Ontario), nie ma centralnego banku danych, czyli systemu MLS. Nie ma regionalnych "real estate boards". Nie ma specjalnych wymogów czy kursów, które należy zaliczyć, by zostać agentem. Są dwudniowe kursy, ale też nie są obowiązkowe. Czyli jest to forma "wolnej kostarykanki" – każdy robi to, jak mu się podoba. Na szczęście wielu agentów, którzy przenieśli się na stałe z Kanady czy USA lub  innych krajów, stosuje pewne zasady wyniesione z krajów rodzimych i oferuje dość dobry serwis. Każda firma promuje wyłącznie swoje własne listingi poprzez stronę internetową firmy oraz poprzez ogłoszenia w prasie. Agenci oczywiście sprawdzają, co oferują inne firmy, i czasami kooperują ze sobą.

    Sprzedający mają do wyboru dwa rodzaje listingów. Pierwszy to tak zwany "open" – oznacza to, że informują oni kilka firm o chęci sprzedaży nieruchomości i jeśli któraś z firm przyprowadzi kupca, to wówczas zapłacą oni wynagrodzenie, które w takim przypadku zwyczajowo wynosi około 6 proc. Drugi rodzaj listingu nazywany jest "exclusive". Jest on podpisywany z jedną firmą, która wówczas wprowadza ten listing na własną stronę oraz reklamuje nieruchomość w prasie. Plusem tego rozwiązania jest fakt, że mamy trochę lepszą ekspozycję na rynku. "Commission" przy tego typu listingu wynosi zwykle 8 proc. Listingi w Kostaryce są podpisywane na 6-12 miesięcy, bo nie jest to aż tak aktywny listing jak w Kanadzie. Nie ma tu też "lock box", czyli agenci pokazujący dom muszą uzgodnić z właścicielami lub ich agentem wszelkie pokazy. Jak wspomniałem, drogi i adresy w Kostaryce są bardzo trudne do znalezienia, dlatego organizacja pokazów, znalezienie domu czy dojazd nastręczają wiele trudności.

    Ceny są jak wszędzie bardzo różne. Można kupić niezły dom już od 100 tys. dol., a prawdziwy pałac za 500 tys. – niestety dla nas, obecnie ceny są w dolarach amerykańskich, czyli dla nas nagle wzrosły one o 30 proc.

    W Kostaryce bardzo ważną rolę przy zakupie spełnia prawnik. W Kanadzie mamy "Land Registery System", w którym każda zarejestrowana nieruchomość ma sprawdzoną historię i możemy mieć pewność, że nie będzie po zapłaceniu pieniędzy żadnych problemów. W Kostaryce działa podobny system, jaki był w Kanadzie w przeszłości, nazywany "Registry System". Podobnie jak w przeszłości w Kanadzie – prawnik w Kostaryce musi iść wstecz 40 lat, by sprawdzić wszystkie poprzednie transakcje i czy wszyscy zostali zapłaceni i wyrejestrowani z tytułu własności. Zrozumiałe jest, że jest to kosztowne, czasochłonne i często niedokładne. Dlatego należy uzbroić się w cierpliwość.

    Spotkałem w czasie pobytu wielu Polaków mieszkających czasowo lub na stałe w tym kraju. Na ogół wszyscy są zadowoleni i zrelaksowani, pomimo że podstawowe artykuły potrzebne do życia, jak benzyna, samochody, alkohol czy wszystkie importowane artykuły spożywcze kosztują tyle co w Kanadzie. Natomiast ze względu na bardzo gorący klimat, je się tam znacznie mniej, pije się dobrą wodę, mało się jeździ, podatki są niskie, chodzi się w jednej koszulce i szortach (Winners by tam zbankrutował). Tak więc koszt życia jest znacznie niższy i jest ono bardzo spokojne. Jest to bezpieczny kraj, chociaż tubylcy mają lepkie ręce i idąc na plażę, nie warto zostawiać cennych rzeczy w samochodzie.

    Dla wszystkich zainteresowanych tym krajem polecam kontakt z Małgosią Wielądek z naszego teamu, która ma tam swój dom i chętnie udzieli informacji czy pomoże w znalezieniu domu w okolicy Jacko (wymawia się Hako). Z kolei w okolicy bliżej Panamy poznałem polskiego agenta, który mieszka tam na stałe i prowadzi wraz ze swoją partnerką biuro pośrednictwa. Jest to pan Zbyszek Bodziak – zainteresowani kontaktem mogą do mnie dzwonić.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.