Coraz więcej ludzi starszych myśli o zmianie domu na mniejszy, a często o wyniesieniu się z METRO Toronto. Czy to ma sens?
W ubiegłym roku pomogłem wielu rodzinom znaleźć dom poza Metro Toronto. Moim zdaniem, zaczyna to przypominać exodus. Ludzie wynoszą się z drogiego i zatłoczonego Toronto do małych i spokojnych miasteczek. Jak wszyscy wiemy, obecnie ceny domów są bardzo wysokie w Metro Toronto. Ostatnio średnia cena domów przekroczyła milion dolarów. Jest to bardzo niedobra informacja dla tych, którzy muszą kupić dom dla rodziny. Ale jest to bardzo dobra informacja dla tych, którzy już domy mają spłacone. Nagle się okazuje, że posiadają oni ogromne "equity".
Jest oczywiście też faktem, że jeśli osoba starsza mieszka w domu na przykład w okolicy Roncesvalles, to ten dom najczęściej ma ponad sto lat i wymaga mnóstwa napraw, opłat za ogrzewanie, ma zapewne wysokie podatki, które nie jest łatwo opłacić z emerytury. Domy takie również nie bardzo są przystosowane do potrzeb osób starszych, bo zarówno łazienki, jak i schody są poważnym problemem. Można oczywiście taki ogromny dom zamienić na mieszkanie w Metro Toronto lub mniejszy domek w Etobicoke lub Mississaudze. Rozwiąże to problem schodów, ale nie będzie wcale tanim rozwiązaniem, bo ceny za mieszkania i małe domki w całym Toronto są wysokie.
Jaka jest alternatywa? Otóż jest bardzo ciekawa. Domy, które zakupiłem dla moich klientów, były zwykle w rejonie Niagary, Welland oraz Fort Erie (London, Woodstock są też popularne). Rejon ten jest bardzo dobrze położony i ma łatwy dostęp z Toronto. Ma też bardzo dobry, bo ciepły mikroklimat. Ceny domów są tam po prostu nie do przebicia. Dla jednych z klientów kupiłem za 250.000 dol. jedenastoletni bungalow z podwójnym garażem, z wykończonym basementem, na bardzo ładnej działce w bardzo spokojnym osiedlu, 5 minut od jeziora Erie. Innym klientom kupiłem dom w Welland za 308.000 dol. – dom ma tylko 6 lat, jest to bungalow z podwójnym garażem i z wykończonym walk-out basementem.
Jaki jest benefit takiego posunięcia? Bardzo prosty. Korzystając z gorącego torontońskiego rynku, możemy sprzedać nasz dom za bardzo dobre pieniądze. Często jest to 600.000 dol. i więcej. Za połowę kupujemy dom poza miastem za gotówkę, drugą możemy zainwestować na 8-10 proc., czyli mamy dobry stały dochód, pieniądze na życie (które jest tańsze w tych rejonach). 300.000 dol. zainwestowane na 8 proc. w skali roku daje 24.000 dol. dochodu. To plus emerytura wystarczy na spokojne życie. Również podatki od nieruchomości są mniejsze, bo naliczane są od niższej wartości domu. Spłacony dom i stały dochód dają nam poczucie bezpieczeństwa finansowego. Ta wygodna sytuacja powoduje, że coraz więcej emerytów w Toronto zaczyna myśleć podobnie i ten rynek też zaczyna być gorący. Wynikało to z mojej rozmowy z kilkoma lokalnymi agentami. Dlatego nie warto zbyt długo czekać z decyzją, jeśli ktoś myśli o takiej zamianie.
Częstym hamulcem przy zamianie domu na dom jest obawa przed "uprawianiem" ogrodu, dlatego wielu ludzi starszych wybiera zakup "condo apartment", gdzie nie muszą się tym zajmować (ogrodem). Czy są inne alternatywy?
Moim zdaniem, zdecydowanie lepszą alternatywą są małe osiedla domów przeznaczone dla ludzi powyżej 50 roku życia i określane "Adult Lifestyle" – przy czym nie ma to nic wspólnego z filmami dla dorosłych. Takie osiedla powstają zwykle z dala od wielkich miast, bo oczywistym magnesem musi być cena. Nie oznacza, że nie ma takich osiedli w Mississaudze, Brampton czy Acton. Są, i są bardzo popularne, jednym z takich osiedli, o którym później napiszę, jest Blick Woodstock.
Otóż "Adult Lifestyle" osiedla zwykle składają się z 2-3-sypialniowych domków o powierzchni około 1100 do 1500 stóp kw., czyli akurat tanich w utrzymaniu oraz łatwych do ogarnięcia. Zwykle są to domy parterowe. Zazwyczaj stawiane są one na własnych działkach, ale działki nie są dzielone płotami. Chodzi tu o to, by mieszkańcy mogli się integrować i łatwo odwiedzać, ale również o to, że teren zielony jest zwykle "uprawiany" przez zatrudnionych ogrodników – tak więc ten podstawowy problem dla ludzi starszych jest rozwiązany. Zwykle taki kompleks ma pewne "maintenance", z którego opłacane jest utrzymanie terenu, często tak zwany "club house", basen ewentualnie ochronę. Niektóre osiedla mają nawet własną pielęgniarkę, która może odwiedzać potrzebujących opieki. Z tym że większość mieszkańców jest zwykle w dobrej formie i dba o siebie. Moim zdaniem, takie osiedla są znakomitym pomysłem i zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż "złota klatka" w budynku wielopiętrowym.
A teraz chciałbym napisać konkretnie o pewnym takim osiedlu, które odwiedziłem w ubiegłym tygodniu wraz z naszymi klientami. Jest ono zlokalizowane w miasteczku TILLSONBURG. Miasto to ma 15.000 mieszkańców, ładny szpital, bardzo ładne centrum z wieloma restauracjami i usługami w pięknych zabytkowych budynkach. Jest ono zlokalizowane blisko Woodstock i London i ma łatwe połączenie z Toronto poprzez Hwy 401 i 403. Jest niezwykle spokojnym i czystym miastem.
W osiedlu tym obejrzeliśmy 5 domków wystawionych na sprzedaż i – UWAGA – ceny od 214.000 do 259.000 dol. za naprawdę ładne i dobrze zaprojektowane bungalow. Bardzo ładne plany z dużymi kuchniami, zwykle 2 pełnymi łazienkami, ładnymi family rooms czy pokojami dziennymi. Każdy dom, który oglądaliśmy, był wart zakupu i moi klienci mieli inny problem, niż mamy obecnie w Toronto. Nadmiar do wyboru! To, co jest niesamowite, że "maintenance" wynosi tylko 350 dol. na rok i pokrywa możliwość korzystania z basenu i "club house". Dlaczego o tym piszę? Otóż jeśli ktoś sprzeda dom w Toronto za 500 tysięcy lub więcej, może kupić dom za gotówkę, a resztę przeznaczyć na podróże czy inwestycje. Jest to zdecydowanie lepsze niż mieszkanie ze "zbyt dużym i zbyt drogim do utrzymania domu w Toronto".
Wspomniałem na początku, że "nadwyżkę" pieniędzy można też zainwestować na 8 do 10 proc. Jakiego typu inwestycje mam na myśli? Osobiście po wielu latach próbowania różnych inwestycji, doszedłem do wniosku, że inwestuję tylko w takie, na których się znam i nad którymi mam kontrolę. Osobiście uważam, że jedną z lepszych inwestycji są nieruchomości (indywidualne domy) oraz pożyczki udzielane pod ich zastaw. Mam tu na myśli tak zwane drugie hipoteki ("second mortgages"). Są one udzielane pod zastaw nieruchomości osobom indywidualnym potrzebującym takiej pożyczki. Pożyczkobiorca ma zwykle minimum 15 proc. na "down payment". Bank jest skłonny pożyczyć do 70-75 proc. wartości kupowanej nieruchomości i brakuje owych 10-15 proc., by zamknąć transakcję. Pożyczki takie są zwykle udzielane na rok lub twa lata – na 6-10 proc., plus "fees". Inwestycja taka jest bardzo bezpieczna, bo zabezpieczeniem jest konkretna nieruchomość. "Mortgage broker" jest osobą, która może znaleźć zainteresowanych pożyczkobiorców i ewentualnie sprawdzić ich kredyt. Zamówiony "apraiser", czyli wyceniacz nieruchomości – może potwierdzić wartość nieruchomości, pod którą pożyczamy pieniądze. Ale tak naprawdę zaufany agent jest tą osobą, która może potwierdzić właściwą inwestycję lub nie. Raz jeszcze wracamy do słowa "zaufanie" – które zwykle wynika z lat doświadczenia oraz często wieloletniej znajomości.
Zachęcam do spotkań w tej sprawie, a zainteresowanych chętnie zabiorę w taką Kanadę, o której marzyliśmy w Polsce.