•••
Msza św. celebrowana w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego. (Mszał z 1962 roku)
Uroczysta Msza św. Trydencka ku czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
odprawiona zostanie w Rzymsko Katolickiej parafii św Józefa przy 5440 Durie Road, Streetsville,
08 grudnia 2014 o godz. 7 wieczorem.
http://www.stjosephsstreetsville.com/
•••
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
już na dobre przekroczyliśmy próg listopada, a miałem zamiar napisać ten list przed dniem Wszystkich Świętych. Zabrakło mi jednak i czasu, i sił!
Teraz, mając na uwadze, by nie zapomnieć później, nadmienię, iż w opublikowanym przez Pana liście z 17 września wkradł się dość istotny błąd faktograficzny, który zniekształca obraz prawdy historycznej, bo w zdaniu "Stąd przez cesarzem Francuzów stanął istotny problem...", gdyż (miast "cesarzem") wydrukowano "carem Francuzów", a to już nie to co być powinno!
Wrócę jednak do 1 listopada, bo to i dzień Wszystkich Świętych, i kolejna rocznica mych urodzin.
Dawniej, gdy starsi ludzie w czas rozmowy mówili "jak ten czas szybko mi zleciał", wydawało mi się, że tak po prostu zgrywają się, a to istotnie tak jest, co na dobre dziś sam odczuwam i aż wierzyć mi się nie chce, że takie lata mam za sobą, że w środowisku tym tu zaliczany jestem do jednych z najstarszych mieszkańców Cieszanowa. Nieliczni już z mych rówieśników i rówieśniczek, z którymi w 1939 r. rozpoczynałem naukę w klasie I, ostali się przy życiu. Smutne, ale prawdziwe, i ten fakt wymownie uzmysławiam sobie w dniu Wszystkich Świętych. Lubiłem to święto i lubię je do dziś, ale w różnych okresach życia inaczej je przeżywałem. W tym roku była ładna pogoda, a zapalone znicze spokojnie paliły się. Stając w miejscach "wiecznego spoczynku" osób mi bliskich i znajomych, przywołuję na pamięć czas, gdy byli wśród nas.
Zatrzymywałem się przy grobach osób mi znanych, którym coś zawdzięczałem, którzy wycisnęli jakieś piętno w mym życiu, ale zatrzymywałem się też przy grobach osób, które żyły znacznie wcześniej. Ogarniałem pamięcią m.in. uczestników walk niepodległościowych 1831 i 1863 r., którzy spoczywają na tutejszym cmentarzu.
Zapalając światło przy okazałym nagrobku, który przykrywa prochy kuzyna mego ojca, por. Franciszka Michała Gajerskiego, jak też szwagra jego, których w 1918 r. zamordowali Ukraińcy w niezbyt odległym od Cieszanowa Niemirowie, myślałem jak zawsze o tym, jak szybko świeca jego życia zgasła.
Jeszcze przed I wojną światową ukończył studia prawnicze we Lwowie i pracował tam jako sędzia, nim powołany został do wojska austriackiego, a kiedy rozpadła się monarchia austro-węgierska, to w Jarosławiu zgłosił się, jak inni, do odradzającego się Wojska Polskiego.
Przybywszy do Cieszanowa, został wraz ze szwagrem swym aresztowany, gdy na tych tu terenach zaczęli Ukraińcy tworzyć struktury organizacyjne Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.
Po zakończeniu walk polsko-ukraińskich o Galicję Wschodnią, gdy teren ten wszedł w skład odrodzonej Polski, ciała ich zostały ekshumowane i uroczyście pochowane na tutejszym cmentarzu, a za pieniądze brata śp. Franciszka Michała Gajerskiego, który jeszcze przed I wojną światową wyemigrował do Kanady, na grobie ich postawiony został okazały pomnik, który wymownie upamiętnił ich śmierć.
Stąd to już na początku okupacji niemieckiej został on przez Ukraińców obalony, ale nie uległ jednak zniszczeniu i po przejściu frontu w 1944 r. został on podniesiony i jest wymownym dowodem, jak trudna była droga odrodzenia II Rzeczypospolitej. Po walkach wrześniowych 1939 r. doszły nowe groby i tak aż do 1945 r. przybywało ich, bo spokoju tu nie było po przejściu frontu. Ten czas pamiętam już dobrze! Pamiętam czas zgonu mych Rodziców, kuzynów i kuzynek oraz innych osób, w tym nauczycieli i księży, i ich też wymieniam corocznie w składanych w kościele tzw. wypominkach.
W tym roku nie było w czasie Mszy św. odprawianej na cmentarzu ks. bp. Mariana Buczka, który corocznie przyjeżdżał tu na grób swego ojca w dniu Wszystkich Świętych. Nie przyjechał też rówieśnik mój Romek Pałczyński, którego stryj mjr Wiktor Pałczyński w 1940 r. zamordowany został w Katyniu, i nie przyjechał Zygmunt Szajowski nie tylko z uwagi na swój wiek, ale ze względu na to, że trzeba już mu było zapalić światła na grobie małżonki swej, z którą szczęśliwie przeżył długie lata życia; i tak z roku na rok ubywa mi kogoś, z kim się nie widziałem w dniu Wszystkich Świętych.
Smutne to refleksje nasuwają mi się i nimi dzielę się tu i z Panem, ale żywię nadzieję, iż ze zrozumieniem potraktuje je Pan, a dla przeciwwagi wspomnę, iż dziś przypada kolejna rocznica rozpoczęcia przez bolszewików w Piotrogrodzie krwawej rewolucji, w następstwie której i naród polski poniósł ogromne straty nie tylko demograficzne, ale w następstwie niemiecko-sowieckiej zmowy, w 1939 r. ponownie utracił swą niepodległość i dopiero w 1989 r. zajaśniała nam nadzieja pomyślniejszych dni. Czas jednak pokazał, że stało się nie tak, jak wówczas myśleliśmy, i do dziś m.in. na ziemi polskiej pozostały relikty hańby po sowieckiej okupacji, które trudno pousuwać.
Cieszy jednak fakt, iż z kręgów nie tylko starszego pokolenia, ale i młodego pokolenia naszego Narodu wypływają głosy, aby nareszcie "Polska była Polską". Najbliższy już czas pokaże, bo już 10 i 11 listopada, jakie tkwią w nas siły.
Na koniec uznałem jeszcze za celowe, aby odnotować tu ukazanie się trzech godnych szerszej uwagi publikacji:
1. Marek A. Koprowski, Na gruzach Marchlewszczyzny. Skazani za polskość, Biały Dunajec – Ostróg 2014,
2. Zygmunt Kubrak, Generał Stanisław Dąbek (1892–1939), Rzeszów 2014,
3. Józef Półćwiartek, Dzienne zapisy ze stanu wojennego w Polsce (13 XII 1981 – 22 VII 1983). Fragmenty obszernego pamiętnika z lat 1958–2012 profesora Uniwersytetu Rzeszowskiego, Przemyśl 2014.
Stanisław Fr. Gajerski
Cieszanów, 7 listopada 2
Agnieszka Domka
Jankowice, dn. 25.11.2014 r.
Dzień dobry,
Nazywam się Agnieszka Domka i jestem członkiem katolickiej Wspólnoty Chleb Życia, której celem jest życie z ubogimi. Naszą przełożoną jest siostra Małgorzata Chmielewska. Chcemy pomagać w wyrównywaniu szans tym, którzy urodzili się gorzej, dlatego założyliśmy fundację. Oprócz tego, że w miarę naszych możliwości dajemy przysłowiowe "ryby" – wspieramy materialnie ubogie rodziny, staramy się dać im możliwość skorzystania także z "wędki".
Nasza fundacja wspiera stypendiami około 500 uczniów i studentów z okolicznych wsi i miasteczek, umożliwiając im tym samym kontynuację nauki. Prowadzimy także przetwórnię owocowo-warzywną i szwalnię. Obie te manufaktury zapewniają utrzymanie kilkunastu rodzinom.
Pochodzę z Warszawy i większość mojego życia spędziłam w stolicy, dlatego wiem, jak wielkie znaczenie ma to, kim jesteśmy, gdzie się urodziliśmy. W Świętokrzyskiem, gdzie obecnie mieszkam, to nie jest rzecz oczywista, że w domu jest łazienka, ubikacja, dostęp do bieżącej wody. I nie tyczy się to tylko tzw. marginesu społecznego, który naturalnie istnieje. Tak żyje tutaj jeszcze wielu ludzi nieporadnych lub po prostu tylko trochę gorzej wykształconych. W ciągu moich trzech lat mieszkania tutaj, wielokrotnie zajmowaliśmy się pomocą rzeczową w gospodarstwach domowych, budową łazienek czy instalacji prądu elektrycznego. Obecnie mąż, który działa w fundacji, ale z zawodu jest elektrykiem, zakłada prąd kobiecie, której trzy lata temu eksmąż prąd odciął. Córka tej kobiety od trzech lat uczy się przy świeczkach! Lodówka to wiadro spuszczane do studni! Kilkakrotnie ratowaliśmy rodziny przed rozdzieleniem. Z powodu złych warunków mieszkalnych u wielodzietnych ubogich rodzin służby socjalne rozpoczynały procedury odbierania dzieci i umieszczania ich w rodzinie zastępczej. My dobudowaliśmy kawałek domu, umeblowaliśmy, daliśmy trochę nadziei i wiary. To wystarczyło, by dzieci zostały. Wielu z nich stale towarzyszymy, co jest dla nich, ale również dla nas, bardzo ważne.
Żyjąc pośród takiej biedy, jak możemy, staramy się jej zaradzić. Dlatego powstały nasze manufaktury: Spiżarnia Prababuni, czyli przetwórnia owocowo-warzywna, gdzie powstają pyszne dżemy, soki, sosy, oraz Manufaktura Art, czyli szwalnia. Postanowiliśmy postawić na piękno w swej prostocie – przetwarzamy według starych receptur owoce i warzywa, szyjemy rzeczy z naturalnych materiałów, głównie lnu i bawełny, odwołujemy się do estetyki minionych lat. Prowadzimy program "Chcemy pracy, nie jałmużny", dzięki któremu kilkanaście rodzin ma stałą pensję. Jednak sami nie możemy wiele, codzienna pomoc odbywa się tylko dzięki wsparciu ludzi i instytucji wykazujących się wrażliwością na potrzeby drugiego człowieka. Być może Państwo mogliby w jakiś sposób wesprzeć nasze działania, czy to poprzez zamieszczenie informacji o tym, co robimy, czy przez umieszczenie reklamy naszego sklepu w Państwa gazecie. W naszej ofercie są m.in. piękne bawełniane i lniane obrusy i bieżniki, które doskonale nadają się na świąteczny stół. Jest też wiele innych ciekawych produktów idealnych na prezent.
Wiemy, że Polacy w Kanadzie to ludzie ciężkiej pracy. My chcemy dawać pracę tym, którzy sami jej nie znajdą, oraz umożliwić lepszy start ich dzieciom, dlatego możliwość zaprezentowania naszej pracy Państwa czytelnikom, byłaby dla nas ogromnym wsparciem.
Z wyrazami szacunku
Agnieszka Domka
Strona internetowa: www.chlebzycia.org
Sklep internetowy:
www.skarbyprababuni.pl
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.