Mississauga, 11.11.2013
Panie Redaktorze:
Wieczorem 2.04.2005, w dniu śmierci JPII, oglądałem o godz. 21 na CNN "Larry King Live". Kilkugodzinna różnica czasu z Europą sprawiła, że było to już kilka godzin po śmierci Papieża i tematem dyskusji był JPII. L. King zaprosił islamskiego duchownego, rabina i katolicką zakonnicę. Chyba tak było, że na początku wypowiadali się mężczyźni – mówiąc bardzo serdecznie o Zmarłym. Gdy głos zabrała katolicka zakonnica – po wyrażeniu żalu z powodu śmierci – zaczęła zgłaszać serię żalów i zarzutów w stosunku do Zmarłego: szło jej o to, że nie doceniał roli kobiet w Kościele, nic w tej sprawie nie zrobił itd. Wtedy głos zabrał rabin i zripostował jej wypowiedź mniej więcej w ten sposób: "..chciałbym zwrócić uwagę na to, że w naszej ogólnoludzkiej tradycji jest zasada, że o zmarłych W DNIACH ŻAŁOBY (od śmierci do pogrzebu) mówimy tylko dobrze; i to NIE JEST CZAS na zgłaszanie żalów i pretensji...".
Utkwiło mi to w pamięci. Myślę, że takie spojrzenie na rzymską zasadę "o zmarłych tylko dobrze lub wcale "rozwiązuje Pana problem.
Serdecznie pozdrawiam.
E. Gil
Od redakcji: Bardzo dziękuję za ciekawe pouczenie – AK.
•••
Drogi Panie Andrzeju!
Piszę do Pana w sprawie fragmentu ostatnich "Wiadomości Kanadyjskich" (poniżej) świeżo opublikowanych na witrynie Gońca i myślę, że zainteresuje Pana prawdziwa historia z tym związana. Otóż, nie dalej niż w zeszłym tygodniu mieliśmy w pracy nieformalną rozmowę z jednym z menedżerów, który przyłączył się do (water cooler) dyskusji na temat próbowania szczęścia we własnym biznesie. Nie pamiętam dokładnie, jak się zaczęła, ale wszedł i wtrącił się, mówiąc, że osobiście zna jedynie dwa przypadki sukcesu w dojściu do dużych pieniędzy. Jeden z jego kumpli z ławy szkolnej udał się na wakacjach do Jukonu, by pracować na śmietniku za dobrą wówczas stawkę (20 dol.) godzinową – były to lata 80. Poznał tam dziadka, który miał helikopter i związany z nim biznes. Przyłączył się do niego i zżył się z nim, robiąc kursy mechanika helikopterowego. Po pewnym czasie dziadek umarł i razem z innym pracownikiem odkupili od babci-wdowy helikopter i jej udziały w firmie – i tak to się zaczęło – teraz ma największą (wg rozmówcy – menedżera) firmę wynajmu helikopterów na kontynencie amerykańskim – morałem tej historii było, że trzeba zaczynać tam, gdzie jest mało konkurencji i łatwiejszy dostęp do klientów.
Druga historia ma związek z poniższym tekstem z Gońca. Otóż drugi opisany człowiek, któremu się powiodło – znajomy ze szkoły średniej w Halifaksie, był z Libanu. Podczas wakacji pojechał tam z rodziną i wrócił przez USA obkręcony taśmą "duct tape" jak "Michelin Man". Dosłownie nie mógł się zginać ani ruszać. Na dodatek był owłosiony jak goryl, więc pozbycie się taśmy wymagało niemałych cierpień. Pod spodem miał mnóstwo kokainy. Spieniężył to wszystko, ale z zainwestowaniem gotówki poczekał aż do skończenia studiów. Został po czasie deweloperem i w końcu stał się najpotężniejszym na wschodzie Kanady. Tak więc jego prawdziwe korzenie to z dealera na developera. Menedżer ten opowiadał, że są to jedyne przykłady sukcesu w biznesie, które zna z pierwszej ręki – a tylko jeden z nich jest pozytywny. Mówił, że gdybyśmy wiedzieli o jakimś sposobie na biznes, to chętny jest się przyłączyć, bo nie boi się ryzyka. Dziś przeczytałem w witrynie Gońca tekst cytowany poniżej i dzielę się z Panem prawdą stojącą za tą historią.
Już od czasów starożytnych, najwyżej cenioną i pożądaną aktywnością myślicieli było odkrywanie i kontemplowanie prawdy w gronie oddanych przyjaciół, więc z radością kontynuuję tę szlachetną tradycję, dzieląc się (poufnie) tym, co usłyszałem.
Tadek Brudziński
Od redakcji: Szanowny Panie Tadeuszu, rzeczywiście historie te może nie są pouczające, ale za to bardzo kształcące. Powiem, że bywa i tak, bo bywa różnie. Kocham awanturników – nawet jeśli czasem ich przedsięwzięcia ogarnia donkichoteria – jednym się udaje, innym nie.