O grafie Pruszyńskim
Pan graf Pruszyński jakoś jakby mnie nawet nie zaskoczył; może dlatego że czytałem jego teksty, jako że sporo pisze o Białorusi, a moje korzenie też są kresowe, spod Nowogródka.
Zawsze mnie zastanawiało, że on tak jakoś natarczywie wszędzie i wysoko mierzy. Jednak chyba mentalnie wyrodził się on już z manier charakterystycznych dla wyższych sfer i przyjął styl typowy dla współczesnych polityków w Polsce. Oto nie potrafiąc znaleźć rzeczowych argumentów w stosunku do swojego białoruskiego prezydenckiego kontrkandydata Łukaszenki, używał w stosunku do niego przezwisk, więc odnosiłem wrażenie, że całe to jego kandydowanie, jak i wszystko inne traktuje on jako rodzaj zabawy. Nie pamiętam już, czy nie kandydował również w Polsce na prezydenta, czy też i w Kanadzie nie próbował się wkręcić w dużą politykę...
Uprzejmie dał ci wolną rękę w jego sprawie. Nie ukrywam, że jestem ciekaw, jak zdecydujesz, bo sam nie jestem pewien, jak ja bym zdecydował w takiej sytuacji. Chociaż czytelnicy przyzwyczaili się do obecności pana Pruszyńskiego w "Gońcu" to teraz poznali jego sekret, który może go dyskwalifikować w ich oczach. Wiadomo jednak, że Goniec zamieszcza różne teksty, wyrażające czasem całkowicie przeciwne opinie na ten sam temat nawet na tej samej stronie, co uważam za bardzo wartościowe. Bo czy słusznie byłoby karać kogokolwiek za to, że przyznał się do winy...? Ja uznam każdą twoją decyzję.
Listy z obczyzny od pani Wandy
Niedawno, w rubryce listów do redakcji ukazał się list od czytelnika na temat pisania pani Wandy Rat. Był dość krytyczny. Czytelnik cytował list, jaki otrzymał od swoich krewnych Polaków na stałe mieszkających w Niemczech, a którzy byli zbulwersowani jakoby nieprawdziwym obrazem Niemiec w opisie pani Wandy. Owi mieszkańcy Niemiec nie omieszkali wyrazić swojej intelektualnej wyższości narażonej na czytanie takiego pisania. Przyznam, że chociaż ja nie przepadam za kobiecymi dziennikami, jednak czytam wszystkie teksty pani Wandy, bo przypominają mi mój pięcioletni pobyt w Niemczech, który bardzo dobrze wspominam, a który zachęcił mnie do zrozumienia niemieckiego sposobu myślenia, co mi tam bardzo pomagało.
Zarówno list owych czytelników z Niemiec, jak i teksty pani Wandy pokazują, jak bardzo mentalność polska różni się od niemieckiej i jak to się objawia w stosunku m.in. Polaków do Niemców. Większość Polaków, nawet tych co tam są na stałe, ma negatywny stosunek do niemieckiej mentalności, a już na pewno ci Polacy, którzy tam są tylko okresowo. Nie rozumiejąc odmiennej niemieckiej mentalności, zadowalają się sądem, iż jest to mentalność gorsza od naszej, bo inna. Wiadomo, że ktoś kto tam jest jako tymczasowy krótkookresowy gastarbeiter, nie zada sobie trudu zrozumienia niemieckiej mentalności. Dlatego nie wymagam od pani Wandy, aby zaraz zabrała się za studiowanie niemieckości, chociaż myślę, że zrozumienie niemieckiego sposobu myślenia mogłoby ulżyć jej w przetrwaniu w tym obcym środowisku.
Zaś co do stylu pisania, wydaje mi się, że teksty pani Wandy zyskałyby, gdyby pisząc o osobach, którymi się zajmuje, nie nazywała ich określeniem "moja pani" czy "pani" zamiast np. pani Helga czy pani Irmagard. Może tu z czymś przesadzam, ale przypomina mi to, gdy w latach 70. słyszałem, jak lekarze w szpitalu do starszych osób nie zwracali się po nazwisku, tylko per "niech babcia" czy "dziadku". Rozumiem, że teksty pani Wandy są jakby listami do jej dzieci, które pozostawiła w Polsce, może dlatego używa ona takich właśnie określeń pasujących do języka młodzieżowego.
Na koniec chcę podkreślić to, co jest szczególnie cenne w jej listach. Otóż opisują one społeczną katastrofę, do jakiej doprowadziła w Polsce tzw. transformacja, której skutkiem, a może i celem była likwidacja polskiej gospodarki narodowej, przez co ludzie w desperacji muszą uciekać się do takich decyzji, że żyją miesiącami poza swoim miejscem, aby zarobić na utrzymanie swojej rodziny. Dlatego rozumiem i podziwiam panią Wandę za w sumie pogodny opis niewesołej przecież rzeczywistości, w jakiej musi żyć i pracować na swoją rodzinę. Życzymy jej dużo zdrowia.
Bart Piątkowski
Odpowiedź redakcji: Tak, Panią Wandę wszyscy podziwiamy za dzielność. O Aleksandrze Pruszyńskim już pisałem.
•••
Szanowny Panie Kumor,
Artykuły Pana i Pańskich kolegów czytam z przyjemnością zarówno dla ich treści, jak i formy. Czyni mnie to szczęściarzem, ale i cudakiem w oczach tych, którzy psioczą w listach do redakcji, że "Goniec" jest niskolotny lub wręcz nudny, albo też stronniczy lub wręcz antyżydowski.
Nie jest moim zamiarem wkładać kij w mrowisko i odsyłać owych światłych czytelników do podręczników historii Polski lub choćby gramatyki języka polskiego. Wprost przeciwnie; uważam, że po uiszczeniu $1.50 za kopię "Gońca" mają oni pełne prawo ganić to, co tam przeczytali. Chciałbym jedynie uczciwie doradzić im, aby przestali "zadręczać" się literaturą Pana tygodnika i przerzucili się na "Gazetę Wyborczą" lub polską telewizję. Tam cierpliwie i po polsku tłumaczy się ostatnim niedowiarkom (i.e., tym którzy nie złapali ulotek z helikopterą), jak nad Wisłą jest dobrze i jak może być jeszcze lepiej, jeśli wreszcie przestaniemy obwiniać o wszystko Tuska i Komorowskiego. Śmiem twierdzić, że takiej uczty intelektualnej i akrobatyki słowa, jaką tam się prezentuje, "Goniec" nigdy nie zapewni swoim czytelnikom, nawet gdyby podwoił cenę swojego wydania i za to, Panie Andrzeju, należą im się szczere przeprosiny. Chyba że zatrudni Pan sztukmistrzów z Warszawy.
A skoro jesteśmy już przy poradach: Panie Andrzeju, większość czytelników z pewnością nie ma nic przeciwko "zadręczaniu" się Pana tygodnikiem, więc niech Pan się za bardzo nie przejmuje listami jaśnie oświeconych. W końcu ktoś musi pisać prawdę. Nawet wtedy gdy ich to boli.
Jacek Mazur
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, każda rada i uwaga jest cenna. Zaś jak mówi klasyk, tylko prawda jest ciekawa.
•••
Dzień dobry,
Czytam właśnie najnowszy numer "Gońca" i w dziale sportowym jest napisane "Legia Pany". Dlatego dzwonię, że "Pany" to jest termin, którego używają w Krakowie, nie w Warszawie.
(Spisane z automatycznej sekretarki)
Odpowiedź redakcji: No tak.
•••
Zapraszamy do Domu Seniora im. M. Kopernika w Toronto
Szukasz zadowolenia z życia, nawiązania nowych znajomości, przyjemnego spędzenia czasu, nauczenia się nowych, ciekawych rzeczy? Odwiedź Dom Seniora im. M. Kopernika w Toronto!
W 2012 roku Dom nasz otrzymał specjalną nagrodę, jako najlepszy w Ontario. Czemu to zawdzięczamy? Administracja, pracownicy i wolontariusze współpracują wspaniale i z oddaniem, a co najważniejsze z uśmiechem! W ten sposób wytwarzają przyjemną "domową" atmosferę, która udziela się mieszkańcom. A ton i kierunek nadaje nasza wspaniała Dyrektor pani Tracy Kamino. Ja przeprowadziłam się tutaj dwa lata temu, po upadku i chorobie męża w szpitalu. Mąż jest obecnie mieszkańcem L.T.C, ja mam niezależne mieszkanie. Pierwszy rok był bardzo ciężki dla mnie. Ale właśnie dzięki tej serdecznej atmosferze, dzięki pomocy wielu osób (a szczególnie jednej z administracji), po roku "zaczęłam się uśmiechać". I za to składam tą drogą wszystkim serdeczne "Bóg zapłać".
Wolontariuszki zrzeszone w Pomocniczym Kole Pań (Ladies Auxiliary), działające już od ponad 30 lat, to wspaniała grupa ludzi; część ich spotyka się raz w tygodniu, robiąc piękne rzeczy na bazar, wspólnie jedzą obiad i czas im upływa w bardzo miłej atmosferze. Nawiązują się nowe przyjaźnie.
Druga grupa prowadzi naszą bardzo dobrze zaopatrzoną bibliotekę. Trzecia prowadzi sklepik, który będąc wielką pomocą dla mieszkańców, jednocześnie przynosi spory dochód, ponieważ prowadzony jest wyłącznie przez wolontariuszy. Istnieje specjalna grupa odwiedzania chorych, która prowadzi z nimi rozmowy, czyta ciekawe opowiadania, a w razie potrzeby pomaga w karmieniu.
W ciągu roku organizowane są przeróżne imprezy: okolicznościowe akademie, koncerty, urodzinowe herbatki, referaty, wyjazdy do parku, do sklepów, na doroczny piknik. Podczas wszystkich tych uroczystości bardzo potrzebni są wolontariusze.
A więc jak Państwo widzą, rozpiętość zajęć jest bardzo rozległa i każdy może znaleźć swoją "specjalność". Niektórzy mieszkańcy, zwłaszcza w części Long Term Care, czują się bardzo osamotnieni, bo nie mają już krewnych albo krewni są bardzo daleko. Uśmiech na twarzy osoby, której ofiarujesz jakąkolwiek pomoc – jest najwspanialszą zapłatą! Badania naukowe wykazały, że im dłużej pracujemy z ludźmi potrzebującymi naszej pomocy, tym dłuższe i szczęśliwsze staje się nasze życie.
Zapraszamy!
Krystyna Burska
Mieszkaniec Domu Kopernika
Odpowiedź redakcji: Świetny dom, tylko nie na każdą kieszeń.
•••
Panie Kumor,
Kiedy wasz Ligęza zmienił nazwisko? W 2005 roku na łamach "Gońca" ukazały się artykuły na temat islamu łudząco podobne w treści do opublikowanego w ostatnim wydaniu "Gońca", ale opatrzone podpisem Andrzej Fromm.
A co do Owsiaka, którego tak "kochacie", polecam tekst
http://natemat.pl/63397,jerzy-owsiak-na-premiera-wiekszosc-polakow-widzi-w-szefie-wosp-najwieksza-nadzieje-dla-polskiej-polityki
Ten pierwszy wymaga specjalnej uwagi. Zatem do usłyszenia.
Jerzy Sędziak
Odpowiedź redakcji: Pan to ma pamięć (i archiwum)! Nie wiem kiedy.
•••
Dotyczy tekstu A. Kumora "szansa może spaść jak grom z nieba".
W wypowiedziach autora nie pierwszy raz czytam, że w polskiej polityce trzeba uznać interes, w rezultacie jako metodę działania musimy przyjąć kalkulację, tzn. ocenianie wszystkich przyszłych posunięć i wyborów z punktu widzenia ich opłacalności – na podobieństwo inwestycji. Kalkulacja zaś prowadzi konsekwentnie do wyrzucenia z polityki imponderabiliów: rzeczy, których znaczenia nie da się kupiecko obrachować, zbyt ważnych, by miały wymierną wartość. Zostają wyłącznie małe cele i materialne korzyści. Szkołę interesu i kalkulacji można inaczej określić jako liberalizm w pojmowaniu spraw politycznych.
Na przeciwległym biegunie sytuuje się szkoła czynu, przeświadczona o zasadniczym znaczeniu imponderabiliów dla działania i nacechowana głębokim antyliberalizmem w myśleniu.
Raivis
Odpowiedź redakcji: Jeśli dla Pana cel w postaci silnej praworządnej i dostatniej Polski to za mało, to coś mi nie gra. Mój argument jest jedynie taki, że taka Polska nam wszystkim się opłaca. Jeśli Pan uznaje, że jest to podejście "kupieckie", to mi z Panem nie po drodze.