Drodzy Państwo,
Piszę do Was, aby ostrzec innych Polaków przed oszustami, którzy grasują w naszym środowisku.
Dzisiaj około 11.30 rano mężczyzna podający się za mego bratanka z Polski zadzwonił na mój domowy (publicznie dostępny, niezastrzeżony) numer telefonu.
W bardzo przyjazny sposób, nie wchodząc w detale, dowiadywał się, czy rodzina jest zdrowa i czy wszyscy są w porządku. O sobie mówił, że ma się dobrze i w ogóle brzmiał bardzo serdecznie i znajomo. Rozmawialiśmy o różnicy czasu między Polską i tutaj... pogodzie tam i tu... rodzinie, kiedy ja wymieniłam parę imion lokalnych członków naszej rodziny... On podał się za Bartka, mojego siostrzeńca, i zwracał się do mnie per "ciociu".
Prosił o pożyczenie pieniędzy na kupno domu w Hamburgu, który to dom kupił okazyjnie za pół ceny (75.000 euro). Pieniądze ma w banku, ale do poniedziałku nie mogą być wypłacone... więc czy bym mogła mu pożyczyć.
Powiedział, że Ciocia X (tu użył jednego ze zdrobniałych imion, które ja wymieniłam na początku rozmowy) pożyczyła mu pieniądze i brzmiał bardzo przekonująco.
Ja przeprosiłam go za brak zaufania i powiedziałam, że aby sprawdzić, że jest tym, za którego się podaje, zadam mu parę pytań. On zgodził się na to bardzo przyjemnie. Ja spytałam go o imię jego ojca, on podał imię Jan (niezgodne z prawdą), spytałam go o imię babci, i to przez przypadek się zgadzało (Maria), spytałam go o imię dziadka i on wciąż z pewnością siebie strzelił: Wojtek, tonem głosu jak gdyby on wiedział, a ja zapomniałam... Co za tupet!
Więc ja na to: "Kim Ty jesteś?", a on znowu: "No Bartek!"... Aż ja zwątpiłam w siebie i spytałam go, skąd dzwoni, i wtedy on odwiesił słuchawkę.
Myślę, że informacje zdobył z Facebooka i bardzo inteligentnie posługiwał się nimi.
Zadzwoniłam na policję i zgłosiłam "scam", ale policja nawet nie może sprawdzić numeru telefonu, z którego dzwoniono do mnie wówczas... Według prawa, przestępstwo się nie zdarzyło.
Proszę przestrzec Czytelników przed tym inteligentnym przestępcą. Mam nadzieję, że nikt nie padnie jego ofiarą.
Barbara
W obawie przed następnym "identity theft" chciałam zastrzec swoje nazwisko.
Mieszkam w Niagara-on-the-Lake.
Odpowiedź redakcji: Ludzie, nie dajmy się, a o wszystkich tego rodzaju przypadkach zgłaszajmy policji – hieny trzeba tępić.
• • •
Szanowny Panie Kumor,
Chciałbym się ustosunkować do Pańskiego artykułu: "Nafta, panie, wszystko to nafta...".
Otóż jestem zdania, że wszyscy mamy krótką pamięć. Tuż po II wojnie światowej wśród wszystkich krajów, które były ofiarami wojny, były antagonizmy, które mogły doprowadzić do kolejnej wojny. Ludzie z wyobraźnią w Niemczech i Francji postanowili temu zapobiec i tak w sposób ewolucyjny rodziło się coś, co mamy dzisiaj, czyli Europa bez granic. Za to należy się wielki szacunek do osób, które zmieniły mentalność Europejczyków. Niestety, zanim sprawy dojdą do poziomu przeciętnego obywatela, trzeba czasu. Stare przysłowie mówiło, że jak świat światem Niemiec nie będzie Polakowi bratem.
Jak się okazuje, to przysłowie dzisiaj nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Często zawierane małżeństwa polsko-niemieckie pokazują, że te dwa narody mogą być zaprzyjaźnione mimo zagmatwanej historii. Dzięki pracy w Niemczech czy w innych krajach Europy Zachodniej Polacy mogą żyć w lepszych warunkach. Wiadomo, że część nawet tam pozostaje, tym samym obniżając w kraju bezrobocie. Wie Pan, ja też mieszkam w Kanadzie i powiem Panu szczerze, że gdybym miał takie możliwości, jakie mają dzisiaj Polacy, prawdopodobnie nie emigrowałbym za ocean.
Teraz przejdę do naszego świata, tu w Kanadzie. Niestety, jak to mówią, nie jest najlepiej w "Państwie Duńskim". Chcę przypomnieć coś niecoś, co uległo dawno zapomnieniu: NAFTA, którą Pana raczył zatytułować swój artykuł. Otóż życzyłbym sobie, aby Ameryka Północna nauczyła się czegoś od Europy. Pomiędzy Kanadyjczykami i Amerykanami nigdy nie było takich antagonizmów, jakie miały miejsce między Polakami i Niemcami. Niech Pan spróbuje mi odpowiedzieć, dla jakiego skurczybyka pomiędzy Kanadą i USA wprowadza się ŻELAZNĄ KURTYNĘ?
Nie dalej jak w ubiegłym tygodniu w Vancouverze została zastrzelona na granicy pracownica Canadien Border Security przez świrniętego Amerykanina. Gdzie my jesteśmy? Już teraz się mówi, że wkrótce wszyscy pracownicy naszej służby granicznej zostaną wyposażeni w broń. Amerykanie patrolują tę granicę dronami. Ja coś mogę im podpowiedzieć: nauczcie się od Sowietów, zainstalujcie karabiny maszynowe uruchamiane fotokomórką. Może to pomoże odizolować się na dobre tutaj na naszym kontynencie.
Wie Pan, nie chce się dalej pisać. Był Pan ostatnio w USA? Czy miał Pan do czynienia z gestapowcami w mundurach Homeland Security?
Jeżeli nie, to proszę się wybrać w najbliższy weekend i spróbować na przykład zapomnieć, jak się Pan nazywa. Gwarantuję, że jeżeli się do tego Pan zdenerwuje, murowane lądowanie w detention center. A my chcemy krytykować urzędników z UE tylko za to, że ktoś docenił ich dobrą wolę czynienia dobra na tym kontynencie. My, Polacy, powinniśmy szczególnie być uwrażliwieni na to, co się dzieje pomiędzy Kanadą i USA. Jak dotąd nawet artykułu Pan w tej sprawie nie popełnił. A szkoda, bo ktoś w końcu musi przerwać ten nonsens, który trwa już całą kadencję ostatniego prezydenta po sąsiedzku.
Nawet nie wiem, czy jego przeciwnik do tronu prezydenckiego mógłby być choć odrobinę mądrzejszy w tych sprawach. Gdzie te dobre czasy, gdy się jeździło tankować bez paszportu i bez głupich pytań na południe. Gdy się podróżowało ze wschodu Kanady na zachód amerykańskimi drogami, bo bardziej prosto i tańsza benzyna. O tym trzeba nie tylko pisać. To trzeba wykrzyczeć. Trzeba tym, którzy są przygłupami, wytłumaczyć, jak się likwiduje granice i dlaczego się to robi? Oni w pełni zasługują na Nobla, czego nie można powiedzieć o prezydencie z południa.
Pozdrawiam
JK
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, nie o granice chodzi, tylko o Europę ojczyzn i różnych walut, bez politpoprawnego bolszewizmu, a "pokój w Europie" bez armii USA skończyłby się pojeniem sowieckich koni w Atlantyku. Amerykańska "wojna z terroryzmem" to inny temat, wielokrotnie poruszany na naszych łamach.
•••
Działam trochę tu ospale
(lepiej późno niźli wcale)
I tak – pośród spraw bez liku
Pospieszyłem do sklepiku
"Polisz stor" – jak tu mawiają
Bo tam prasę mi sprzedają
Zwłaszcza lubię mego GOŃCA
(zawsze czytam go od końca!)
"Polisz sosidż" zagryzałem
I felietony czytałem
Aż tu widzę - patrzę wprost
Wielka bieda na Front Ost
Oczywistym się wydaje
- Grafowi rubli nie staje!
Litwa, Ruś biała, czerwona
Nie może być opuszczona Gruzja
- warta felietona!
Bo tam przecież moi mili
Urodził się Dżugaszwili
(czy inny Jaksrato Kwili)
I choć to jest nie do wiary
Rząd się tam przewrócił stary
Czeka Grafa tam przygoda
Potem o tem nam zapoda!
Jan Ostoja
Odpowiedź redakcji: Banknot zaczeka.
•••
Przesilenie
Posługiwanie się młodzieżą przez Tuska i PO było posunięciem skutecznym na krótko, teraz wchodzimy w fazę przesilenia, moment gdy z pieluch się wyrasta, przychodzi czas na samodzielne myślenie. Wszyscy wokoło wmawiają mi, że jestem pełnoletni, a po stanie zdrowia i uczuciu kwitnącym jak u zauroczonej pensjonarki, sądzę, że mają rację. Mimo że pedagogiem nigdy nie byłem, to swoje zdanie nawet w temacie młodzieży mieć potrafię i właśnie dlatego myślę, że Tusk przeciągnął linę, nawet ci osławieni młodzi, wykształceni z wielkich miast spostrzegli postronki, którymi byli sterowani, że różne Paradowskie i Żakowskie przeganiali ich w pożądanym kierunku jak stado głupiutkich owieczek, dlatego właśnie widzę szansę, że ta sytuacja dobiega końca, coś się skończyło, część "młodych" odejdzie na emeryturę, bo już się nawalczyli, a reszta zmieni zapatrywania, spostrzegli swoją głupotę i może jak Kukiz potrafią przyznać się do błędu i zajmą się polityką trochę bardziej poważnie.
Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami mimo zakazów publikacji na jej temat, daje o sobie czasami znać, jest nowy sukces, jak zwykle wszyscy odpowiedzialni są niewinni, starają się winę zwalić na pioneczka, sprzątaczkę jakąś czy coś podobnego. Na tym polega dzisiejsza wersja prawa i honoru, nie ma możliwości, by ktoś się przyznał, podał do dymisji, strzelił sobie w łeb, co to to nie, panują inne zwyczaje, liczy się tylko koryto.
Wszyscy inni są winni, nie tylko w tym przypadku, rząd kary za nic nie ponosi, bo jak byśmy wyglądali z rządem sprawującym władzę zza krat... ale przy odrobinie szczęścia można mieć nadzieję, że w związku ze spodziewanym spuszczaniem wody, oprócz przywódców spłukaniu ulegną ich pomocnicy w rodzaju Rozenka, Arabskiego, Kopacz, Kalisza i sitwy bzykającej w okolicach żyrandola pod opieką arystokraty i nie będą mieli szansy nawet na śmietniku historii. Po kilku latach rządów Po z koalicjantem straciliśmy bardzo wiele, nawet armii już nie ma, ale teraz, gdy na gwałt trzeba bronić swojej skóry, znowu zaczynają prześcigać się w obietnicach, rakietowa obrona, 20 śmigłowców bojowych, w tym momencie już 60 lub 70, a właściwie dlaczego nie 500, toby jeszcze lepiej brzmiało, a w wysłuchiwaniu obiecanek ludzie są już wprawieni, z tym że wiedzą, że to tylko gadanie i nic sobie z tego nie robią, a szkoda, bo kłamstwo musi być rozliczane. Bardzo często bywają osoby, które samodzielnie potrafią sobie bardzo wiele wmówić, wypali taki egzemplarz paczkę fajek, wypije kilka butli jakiegoś nektaru i staje się nałogiem, gdy uda się coś podwędzić, to staje się kleptomanem, kłamstwa stają się drugą naturą. Bardzo mi to przypomina osoby przybywające do Kanady, które po trzech miesiącach zapominały polskiego i dokonywały ekwilibrystycznych cudów, by porozumiewać się po angielsku... Zdanie o nich mam podobne jak o tych nałogach... wmówić sobie można wszystko. Porównanie może i nie na miejscu, ale mnie śmieszy podobnie, nawet nie wiem, który przypadek mocniej.
Z polityką jest identycznie, wybrany bez sensu stara się zasłużyć na miano politycznego zwierzaka, co z czasem prowadzi do politycznego bandytyzmu, udziału w jakichś srulonach, mafiach, układach sterowanych przez oficerów prowadzących, ale wyborcy wmówili sobie głupotę, pozwolili sobie wmówić, że od polityki są inni, właściwi, sterowani, posłuszni, tacy z "charakterem". Taka postawa i wybory bez sensu może tłumaczą ostatnie wydarzenia, głosowanie tych właśnie politycznych głupków dotyczące opłat koncesyjnych za nadawanie, mające odebrać szanse na nadawanie TV Trwam i RM, widocznie doszli do wniosku, że koncesję jednak przyznać będzie trzeba, ale można wroga zniszczyć finansowo, kto wydał takie dyspozycje i kto miał prawo?
Dzisiejsi politycy potrafili sobie wmówić, że są bardzo mądrzy, przy korycie potrafią się utrzymać, a to już sukces, nic poza tym się nie liczy. Lubię słuchać, rozmawiać zresztą też i wydaje mi się, że potrafię rozróżnić, gdy ktoś mówi po swojemu, operuje tekstami i tradycjami wyniesionymi z domu, ale gdy ta sama osoba już za chwilę podpiera się poglądami nabytymi, taką zasłyszaną propagandą, z miejsca traci na wiarygodności, jeśli nie potrafi odróżnić prawdy od propagandy, to widać, że z myśleniem ma problemy, tworzy absurdy, nawet nie zdaje sobie sprawy, że jedno zaprzecza drugiemu, że wrodzona inteligencja wcale nie zgadza się z nabytą głupotą.
W wakacje ogłaszałem w "Gońcu" chęć odstąpienia, sprzedaży kilku wydawnictw prof. Feliksa Konecznego, zresztą nie było to moje pierwsze ogłoszenie dotyczące książek, ale wygląda, że czytelnictwo mamy zorganizowane nienagannie, żadnych potrzeb nie mamy, telefon uparcie milczał.
W Italii zdecydowano o publicznym udostępnieniu zapisów czarnej skrzynki ze statku zatopionego u wybrzeży... Tam można, a u nas ukrywa się dowody i blokuje śledztwo, ale w ten sposób ślicznie się różnimy. Z takim standardami wykształconymi przez lata zaborów i komunę, jesteśmy Europejczykami, a szkoda, że nie Polakami w Europie. Afer jakby coraz więcej, nawet prokurator generalny mocno zamieszany, o czym pisze gazeta "Polska Codziennie".
Janusz Sierzputowski
Cambridge
PS Będą oczywiście głosy, że Seremeta wybrał śp. Lech Kaczyński, ale warto pamiętać, jaki miał wybór, było tylko dwóch możliwych kandydatów... (???).
Odpowiedź redakcji: Nabyta głupota jest czasem nie do wykorzenienia.
Szanowna Redakcjo!
W nawiązaniu do mojej telefonicznej wiadomości, podaję link do artykułu we włoskiej gazecie:
http://www.repubblica.it/salute/2012/10/18/news/cassazione_riconosce_danno_da_abuso_di_cellulare-44780091/?ref=HRLV-2
Pan Marcolini (50 l.) domagał się od 2009 roku renty inwalidzkiej od Inail, odpowiednika kanadyjskiego WSIB. Operowano u niego raka na nerwach w okolicach głowy. Operacja się udała, ale Marcolini cierpi na nieustanny ból, który nie pozwala mu pracować. Przez 11 lat codziennie w pracy rozmawiał przez telefon komórkowy lub bezprzewodowy po około 5 – 6 godzin dziennie.
Sąd przyznał rację panu Marcoliniemu. Jest to pierwszy taki wyrok na świecie.
Z szacunkiem
Krzysztof Ziajkiewicz
Odpowiedź redakcji: No proszę!