Zakład pogrzebowy szukał polskiego księdza do odprawienia mszy pogrzebowej. Dzwonili do kościoła Świętego Kazimierza, dzwonili jeszcze do paru innych polskich parafii/kościołów, w tym do aż kościoła w Chicago. Nie znaleźli wolnego księdza, który mówiłby po polsku. W końcu zrezygnowani zadzwonili do kościoła Our Lady of Sorrows, w którym i tak miała być msza i w którym akurat tego dnia pomagał ksiądz Stanisław.
W czasie mszy o swoim tacie opowiedziała Aleksandra, córka Bogdana Łabęckiego. Powiedziała między innymi, że jej tato był synem kapitana kawalerii, że był "classy" i że starał się w swoim zachowaniu utrzymywać tradycje "nobility".
Kiedy słuchałem słów córki Bogdana Łabęckiego, stanęły mi obrazy pewnych zdarzeń, których byłem świadkiem. Otóż kiedyś w mojej obecności pewna osoba zrobiła Bogdanowi przykrość. Bogdan nie zareagował. Spuścił tylko nieco głowę i nic nie powiedział. Przyglądałem się mu z boku.
Jakiś czas wcześniej rozmawialiśmy na temat imprez artystycznych. Bogdan powiedział mi, że ludzie przychodzą na takie imprezy między innymi, by spotkać się ze swymi znajomymi. Znajomi nawzajem zwołują się na takie imprezy. Ważne jest, żeby ludzie czuli się dobrze. Bogdan czasem przebierał się w różne stroje, zakładał różne czapki na takie imprezy, często przychodził pierwszy i... animował, czyli rozmawiał, wypełniał czas do rozpoczęcia imprezy, zabawiał. Ale czy tylko zabawiał? ON przyjmował rolę artysty, tego głównego bohatera koncertu, i jednocześnie inną rolę, osoby animującej zabawę. Zrozumiałem po czasie, co robi. Kiedyś, gdy pomagałem za sceną, w czasie przerwy powiedziałem głównemu artyście: słuchaj, wyjdź do ludzi, pytają się o ciebie, chcą rozmawiać. On odpowiedział: ależ ja się muszę skupić. Nie mogę teraz wyjść, bo się zdekoncentruję. To wpłynie na występ.
W jakimś stopniu Bogdan przyjmował ten ciężar rozmów na siebie. Kiedyś na bankiecie doktor Russ widziałem takie zdarzenie. Była zima. Ludzie zaczęli się schodzić do Casa Lomy, a wolontariuszy mających przyjmować płaszcze i kurtki w szatni jeszcze nie było. Więc Bogdan, wówczas już osoba blisko lat osiemdziesięciu, nie czekając na wolontariuszy, stanął za kontuarem i sam zaczął przyjmować ubrania.
Na imprezach kanadyjskich rolę osób, które wprowadzają przychodzących, przyjmują opłacane osoby, tak zwane hostessy. Są to najczęściej młode kobiety, rzadziej mężczyźni.
Na polskich imprezach takich osób często nie ma, bo bilety są inaczej skalkulowane. Bogdan to rozumiał i rozumiał też, że ktoś musi zabawiać, przyjmować gości, a jednocześnie zastępować głównego artystę, który właśnie musi przygotować się psychicznie do koncertu. Ale ktoś musi zabawiać i jednocześnie mówić mądrze, tak jakby był tym artystą, dla którego ludzie przyszli.
Córka Bogdana Łabęckiego użyła słów "tradition of nobility". Tradition of nobility? Czy chodzi o tradycję szlachty, czy też o tradycję szlachetności?
Kiedy wracam myślami do Bogdana, to w jego przypadku chodziło mu o utrzymanie tradycji nie szlachectwa, chociaż Bogdan ze szlachty pochodził, ale tradycję szlachetności. Dziś wystarczy się dobrze ubrać, wsiąść do dobrego samochodu i już można udawać szlachcica. Ze szlachetnością i trzymaniem fasonu nie jest już tak łatwo. Ktoś tylko wybitny może przyjąć rolę animatora imprez artystycznych.
Po mszy pogrzebowej nastąpił pochówek na cmentarzu Park Lawn w Toronto.
Janusz Niemczyk