Anonimowo - Wydaje się, że wiele przepisów wydawanych przez miasto w Toronto czy w Mississaudze jest głupich, pozbawionych sensu, dlaczego, Pani zdaniem, tak się dzieje?
- Nie wiem, ja tutaj nie mieszkam, mieszkam w USA.
- A czy tam nie spotyka się Pani z czymś podobnym? - Myślę, że wszędzie jest tak samo, urzędnicy wydają przepisy, żeby pokazać, że coś robią.
- Ale dlaczego ludzie to tolerują?
- Nie mają czasu - sądzę, że i tak tego nie zmienią.
Anonimowo - Nie wydaje się Panu, że przepisy, które są tutaj ustanawiane w Mississaudze, w Toronto, bardzo często są bez sensu? - Nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ jestem w Kanadzie dwa dni.
Zdzisław Nowak - Czy przepisy, z którymi się tutaj spotykamy, nie wydają się Panu często bez sensu?
- To w każdym państwie tak jest.
- Sądzi Pan, że to powszechne zjawisko?
- Oczywiście.
- Dlaczego tak się dzieje, dlaczego urzędnicy tego rodzaju rzeczy robią?
- Coś muszą robić, żeby pokazać, że coś robią. - Ale my wszyscy z tym żyjemy później, stajemy na głowie...
- A kto tym się martwi? Pan ma problem, a nie oni. Oni mają swoich znajomych, a znajomi swoich i jakoś sobie to załatwiają, a pan ma problem.
- Ale niby jest demokracja, a jak tak, to wszyscy...
- Ale tu nie ma demokracji, tu jest technokracja. Takie rzeczy nie istnieją, bo demokracja to są rządy ludu, oddolne; a my mamy odgórne - oni każą nam wybierać kogoś, kogo już naznaczyli. Jeżeli pan wybiera człowieka namaszczonego przez partię, to jaką Pan ma demokrację?
- Czyli takie rzeczy jak z torbami plastykowymi w Toronto, gdzie nagle zakazano tych toreb w sklepach, Pana zdaniem, będą się zdarzać cały czas? Czy też, że elektrownię zaplanują w jednym miejscu, a potem wybudują w innym i na to przemieszczenie idzie 40 mln dol. naszych pieniędzy.
- Wie Pan ktoś musi wydać te pieniądze na coś. W dzisiejszej dobie można to inaczej rozwiązać można na każdym domu stworzyć elektrownie słoneczne i ma Pana to rozwiązane, ale nie ma rynku pracy. Ciągle jest coś za coś.
- Pana zdaniem, to się wszystko bierze z potrzeby zarządzania ludźmi?
- Przede wszystkim. Wszyscy chcą kimś rządzić. Niech pan weźmie rodzinę, mąż, żona, ktoś musi dominować, nie ma takiej sytuacji, żeby była równość - nigdy tego nie będzie.
- Czyli, Pana zdaniem, te głupie przepisy to jest koszt technokracji?
- Tak. I one cały czas takie będą.
Jerzy - Czy Panu się nie wydaje, że bardzo dużo przepisów, decyzji podejmowanych przez urzędników czy to w mieście, czy w prowincji, że one są bez sensu?
- Na przykład?
- Na przykład jest w Toronto kwestia toreb plastykowych - zakazali ich używania, i to ma wejść od 1 stycznia.
- Nawet za opłatą?
- Całkowicie. W związku z tym producenci pozywają miasto do sądu. Kolejna sprawa, miała tu być elektrownia w centrum miasta, ludzie protestowali przenieśli ją pod Sarnię, co kosztowało 40 mln dolarów. Dlaczego tak się dzieje?
- No chyba złych ludzi wybieramy.
- No właśnie, czy my tego nie pilnujemy?
- Z tego chyba tak wynika. Nasze społeczeństwo jest zbyt słabe. Nie chodzimy nawet na wybory.
Witold - Czy nie wydaje się Panu, że bardzo często przepisy stanowione tutaj w mieście są głupie i bez sensu - mamy przykład, od nowego roku, zakaz użycia toreb plastykowych w Toronto. Takich spraw można wskazać więcej. Dlaczego się tak dzieje?
- Nie wiem, takie planowanie jest...
- A nie jest tak, że my za mało się tym interesujemy?
- Może za mało się interesuje odpowiednia jakaś komórka, która powinna to kontrolować.
- Czy nie my wszyscy powinniśmy się interesować?
- No dobrze, ale co my wszyscy możemy zrobić, do kogo się zwrócić?
- No przynajmniej wybierać kogoś odpowiedniego, interesować się, chodzić na wybory.
- Ja chodzę na wybory. Zawsze głosuję. To widać, jak w telewizji nadają te dyskusje z McCallion - mówię o Mississaudze. No to jest dobre, bo wtedy dociera to do głowy.
- Czyli środki przekazu powinny bardziej nagłaśniać te rzeczy?
- Tak.