Moto-Goniec
Wiele razy pisząc o różnych modelach samochodów, pomijałem suchym stwierdzeniem, że „mają elektroniczne gadżety”, urządzenia, które w zasadzie pojawiają się obecnie w każdym, nawet podstawowym modelu, a które mają poprawiać bezpieczeństwo jazdy i w pewnym sensie wyręczyć kierowcę.
Jednym z liderów tego trendu jest Toyota. Koncern ten wprowadził w swoich modelach sprzedawanych w roku 2018 nową, drugą już generację systemu TSS, czyli Toyota Safety Sense. System ten składa się z kilku elementów dostępnych również w modelach bazowych koncernu. Pakiet TSS w Kanadzie dzieli się na następujące: TSS-C, który obejmuje system ostrzegający przed zderzeniem i, jeśli nie ma reakcji, uruchamiający hamulce samochodu; ostrzeżenie przed opuszczeniem pasa jazdy oraz system automatycznego włączania i wyłączania świateł długich. Co ciekawe, włączenie i wyłączanie świateł długich jest ważne dla wszystkich innych systemów bezpieczeństwa, ponieważ wiele z nich opartych jest na kamerach, które w przypadku brudnej przedniej szyby albo złej widoczności przestają dobrze działać. A więc włączanie świateł długich pozwala na lepsze funkcjonowanie wszystkich pozostałych systemów bezpieczeństwa elektronicznego.
Kolejna opcja elektronicznego bezpieczeństwa to TSS-P, który obejmuje system ostrzeżenia przed wypadkami oraz korektę toru jazdy razem z funkcją wykrywania pieszych, jak również alarm przed opuszczeniem pasa jazdy, z dostępną w niektórych modelach asystą systemu sterowania, co oznacza, że samochód sam jedzie nam w środku pasa ruchu. Do tego wspomniany już system automatycznych świateł długich, a także adaptacyjny tempomat, czyli cruise control, używający technologii radarowej albo laserowej, w niektórych modelach obejmujący również jazdę w korku, co pozwala nam praktycznie nie uważać przy jeździe na zatłoczonych drogach; samochód „sam się prowadzi”.
Od połowy 2018 dostępny jest system TSS, który obejmuje właśnie wykrywanie pieszych oraz rowerzystów, i to zarówno w dzień, jak i w nocy. Toyota uważa, że oferowanie tych wszystkich elektronicznych zabezpieczeń, które zwalniają kierowcę z reakcji w sytuacjach nagłych, poprawia bezpieczeństwo jazdy, a także pozwala zmniejszyć zatłoczenie na ulicach – choćby poprzez prosty fakt utrzymywania samochodu w niewielkiej odległości za autem jadącym z przodu i natychmiastowe reagowanie na zmiany jego prędkości. Samochody na autostradzie mogą tworzyć coś na kształt pociągu samochodowego, w którym tworzenie się korków będzie o wiele bardziej ograniczone, niż to ma miejsce w przypadku gdy reagują poszczególni kierowcy.
Oczywiście, można mieć wiele zastrzeżeń do tego rodzaju systemów; na ile są one bezpieczne; na ile ich działanie nie powoduje zmniejszenia uwagi kierowcy w sytuacjach, kiedy systemy przestają działać lub napotykają znaczne ograniczenia możliwości działania, jak chociażby wspomniane już zmniejszenie widoczności.
Innymi ciekawymi kontrowersyjnymi przypadkami są sytuacje nieprzewidziane przez programistów. Wyobraźmy sobie, na przykład, że znajdujemy się w tłumie wrogo nastawionych ludzi, którzy chcą nam zrobić krzywdę. Gdy usiłujemy naszym samochodem wyrwać się z tego zbiegowiska, potrącając napastników, system bezpieczeństwa Toyoty, wbrew naszej woli, nie pozwoli nam tego uczynić i nasz samochód będzie hamował, uniemożliwiając tratowanie ludzi.
Opisałem tutaj systemy Toyoty, ponieważ są one bardzo zaawansowane i dostępne w bardzo podstawowych modelach. Trzeba sobie też zdać sprawę, że cała ta elektronika samochodowa zmierza w stronę automatyzacji jazdy. Z pewnością na początku nie wyeliminuje nas, kierowców, całkowicie, podobnie jak ma to miejsce dzisiaj w przypadku pilotów komercyjnych samolotów – „starty” i „lądowania” będą się odbywały nadal ręcznie z udziałem człowieka. Natomiast „przeloty”, czyli jazda po autostradzie na długich dystansach, zostaną całkowicie zautomatyzowane już w bardzo nieodległej przyszłości. Będzie to dotyczyło nie tylko samochodów osobowych, ale przede wszystkim transportu komercyjnego. Tak więc być może pisanie o samochodach straci już wówczas całkowicie sens,
o czym ze smutkiem powiadamia
Wasz Sobiesław
Honda pilot 2019 - SUV pojemny jak VAN
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiHonda pilot jest samochodem, który parkuje w wielu polskich garażach w Ontario. Dlaczego? Bo jesteśmy ludźmi rozsądnymi, którzy jednak lubią odrobinę luksusu.
Honda pilot 2019 – model, który właśnie wszedł do sprzedaży, to trochę odmieniony model 2018. Różnicę widać zwłaszcza z przodu w ułożeniu lamp i nieco zmienionej kratownicy. Pilot to duży SUV z trzema rzędami foteli, bardzo dobrze wyposażony nawet w wersji podstawowej; Honda Sensing (jeszcze do niedawna tylko w wyższych wersjach), nowy wyświetlacz systemu audio, przeprojektowana deska rozdzielcza i pokrętło głośności (dawniej był suwak)...
Podsumowując rzecz w kilku zdaniach: pilot jest napędzany trzyipółlitrowym sześciocylindrowym silnikiem o mocy 280 KM i spala od 10,2 do 11,2 litra na 100 km w jeździe mieszanej, a ceny zaczynają się od 41.090, a kończą na 54.000 dol. za najwyższą „czarną” edycję, dostępną jedynie w Kanadzie. Pilot jest jednym z niewielu modeli w segmencie, który oferuje 8 miejsc dla pasażerów, a to w przypadku gdy zamówimy wersję, gdzie w rzędach drugim i trzecim siedzieć mogą trzy osoby. Co ciekawe, w modelu 2019 Honda wyposażyła tablicę rozdzielczą pilota w pokrętło do regulacji głośności, tak więc można to zrobić „fizycznie”, a nie na ekranie czy przyciskach wmontowanych w kierownicę. We wszystkich modelach wyświetlacz jest 8-calowy i nawigacja Hondy pokazuje się znakomicie. Wspomniana najwyższa, czarna wersja ma błyszczące czarne akcenty, czarne felgi kół, a także czerwone siedzenia z widocznym ściegiem szycia – pełen luksus! W wyższych wersjach mamy też do dyspozycji lepszą skrzynię biegów, 9-biegową, która znacznie poprawia i tak bardzo dobrą płynność przerzucania biegów; biegi możemy również zmieniać ręcznie przy użyciu motylków na kierownicy. Połowa oferowanych wersji – EX, LX oraz EX-L Navi, wyposażona jest w skrzynię sześciobiegową, zaś od wersji touring 7P, 8P i black w 9-biegową.
We wszystkich wersjach przyczepność samochodu jest kontrolowana elektronicznie, wszystkie wersje wyposażone są też w napęd na cztery koła z wektorowaniem przyczepności. Oznacza to, że moc przekazywana jest z kół, które tracą przyczepność, na koła, które ją posiadają. Ma to duże znaczenie również przy jeździe off-roadowej na szutrowych czy błotnistych drogach. Ta trzecia już generacja pilotów wyposażona jest w wiele nowinek elektronicznych. Mamy więc we wszystkich wersjach system Honda Sensing, aktywny cruise control, start silnika na pilota, Collision Mitigation Breaking System, który hamuje, jeżeli elektronika samochodu uważa, że jesteśmy o krok od wypadku, systemy ostrzegające przed opuszczaniem pasa ruchu oraz drogi, pozwalające stabilnie holować przyczepę, automatycznie wyłączający światła długie, a w modelach wyższych mamy również informacje o martwym punkcie. Pilot wyposażony jest w bardzo dobrą kamerę biegu tylnego, zapewniającą obraz o dużej rozdzielczości i pozwalającą na zmianę kąta widzenia.
W środku kierowca ma obok siebie bardzo wiele miejsca i pojemników dużej objętości, między innymi dzięki wyeliminowaniu drążka zmiany biegów. Honda zastąpiła go przyciskami. Tak więc, żeby ruszyć, po prostu wciskamy przycisk D, żeby jechać do tyłu przycisk R i tak dalej. Dla wielu nowych użytkowników jest to rzecz, która wymaga przyzwyczajenia.
Wszystko to sprawia, że mamy auto zdolne do całkiem poważnej jazdy terenowej, a jednocześnie zapewniające bardzo wygodną, cichą jazdę po drodze. Zaś jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to pilot właśnie uznany został za lidera w klasie.
Jak można oczekiwać w samochodach tej klasy,. SUV Hondy ma funkcję cabin control, gdzie kierowca przy użyciu swojego smartfonu może kontrolować system nagłaśniający tudzież klimatyzację tak z przodu, jak i z tyłu. W wersjach wyższych pilot pozwala na stworzenie hotspotu. Niestety, obecna generacja pilotów nie jest już budowana w Kanadzie, w zakładach Aliston, gdzie pilot był produkowany do kwietnia 2007 r. Obecny model pochodzi z montowni w Lincoln w Alabamie w Stanach Zjednoczonych.
Podsumowując to wszystko, można powiedzieć, że pilot jest naprawdę godną uwagi ofertą, również dla tych, którzy rozważają kupno vana. Jest to duży, pojemny SUV, ma możliwość zabrania nawet 8 osób, bardzo ciekawą konfigurację wnętrza, wszystkie gadżety elektroniczne, jakie są na rynku, a do tego jest to auto bardzo bezpieczne, co dla każdej rodziny ma przecież największe znaczenie. Dlatego zapraszam na jazdę próbną, na którą warto się umówić u naszych reklamodawców w salonie Marinos Honda.
Wasz Sobiesław
Ostatnio pisałem o modelach samochodów, dlatego dzisiaj trochę porad praktycznych. Na początek może trochę śmieszna; mieliśmy niedawno dużo opadów... Nie ma to jak myć samochód deszczówką; niektórzy mówią, że deszczówka jest dobra na włosy, ale na karoserię też nie zaszkodzi. Jak to robić? Wystarczy po dużym deszczu wytrzeć mokry samochód do sucha. Jak się komuś chce, może go jeszcze nawoskować. Oszczędzimy sobie w ten sposób co najmniej 4 dolary i trochę się pogimnastykujemy – same dobre rzeczy.
Pisanie o samochodach w dzisiejszych czasach jest dosyć trudne, dlatego że większość z nich składa się z podobnych części produkowanych przez tych samych gigantycznych poddostawców. Do tego coraz więcej koncernów używa jednakowych platform dla różnych modeli. A jeśli uwzględnimy jeszcze oczywisty fakt mód wzornictwa przemysłowego (projektanci też pracują globalnie), który skutkuje mniej więcej podobnym wyglądem samochodów większości producentów, zrozumiemy trudność całej sprawy.
Ale dzisiaj chciałbym napisać o czym innym, mianowicie o samym podejściu do całego zagadnienia kupowania samochodu. W naszych tutejszych warunkach rodzina zazwyczaj ma dwa auta. Jak je kupić rozsądnie? Jak eksploatować najmniejszym kosztem?
Myślę, że najważniejszą sprawą jest potraktowanie naszych potrzeb transportowych całościowo, a samochody rozpatrywać razem. Chodzi o to, byśmy mieli jeden mniejszy do jeżdżenia lokalnego, a drugi większy do przewożenia dużych rzeczy i rodzinnych wyjazdów za miasto. Gdyby do tego problemu podejść w najbardziej racjonalny sposób, myślę, że najrozsądniej byłoby kupić dwu – trzyletniego vana i przerobić go na propan z zamiarem trzymania przez co najmniej 10 – 15 lat, a do jazdy miejskiej kupić elektrycznego bolta, również zamiarem trzymania przez 10 – 15 lat. Myślę, że taka opcja to najtańsze rozwiązanie, gdy chodzi o zabezpieczenie pełnej palety potrzeb transportowych. Oczywiście dodge caravan czy inny rodzinny van to nie jest nic „seksownego”, ale pomimo narzekań na skrzynię biegów, to najwięcej samochodu za najmniejszą cenę; jeżeli lubimy jeździć na ryby za miasto czy na cottage, nie ma nic lepszego, a jeszcze jeśli przestawimy go na propan, to jego koszt eksploatacji obniży się o połowę.
Elektryczny bolt nie dość, że zapewni nam bardzo tanią jazdę na prąd, to jeszcze pozwoli na korzystanie z wydzielonych pasów na autostradach, co wydatnie skróci czas naszej komunikacji do i z pracy. Zalet wymienionych modeli nie będę tutaj ponownie przytaczał, pisałem już o caravanie, pisałem i o bolcie, więc proszę sobie odszukać te rzeczy, a najlepiej zapytać po prostu w salonie. Z tym że, jak powiedziałem, caravana kupowałbym raczej z drugiej ręki, a bolta od dealera.
Na koniec zaś rada na długie wyjazdy; letnie zmęczenie za kierownicą to naprawdę poważna przyczyna groźnych wypadków, tak zwanych wypadków poplażowych, kiedy to po opalaniu się albo po całym dniu na wodzie wsiadamy za kierownicę i usiłujemy wracać do domu. Jeśli jeszcze na tej wodzie wypiliśmy sobie jedno albo dwa piwka, problem może być zasadniczy.
Moja rada jest oczywista; nie forsujmy się, to, że wrócimy godzinę czy dwie później, nie ma żadnego znaczenia w porównaniu z wypadkiem i problemami, jakie nam zrobi. Druga rzecz to cukier. Kofeina pomaga jedynie na krótko, natomiast poważny zastrzyk cukru w żyłę naprawdę ożywia, a więc nie żałujmy sobie – duże lody, milkshake i wszystkie inne słodkości. To daje bezpośrednio energię w krew.
A zatem, szerokiej drogi, zwłaszcza że przed nami niedługo ostatni długi weekend lata.
Wasz Sobiesław
Clarity - cicha jazda bez skrzyni biegów
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiBardzo często zdarza się tak, że zaciekawi mnie samochód, za którym jadę. W przypadku hondy clarity była to... niezbyt piękna „tylna część ciała”, na której z pewnym zdziwieniem zauważyłem znak Hondy.
Honda clarity to nowy – można zaryzykować stwierdzenie, że flagowy model hybrydowy koncernu sprzedawany w Ameryce Północnej.
W skrócie mówiąc, auto ma obszerne wnętrze, pełną gamę gadżetów elektronicznych (jak adaptacyjny tempomat czy utrzymywanie się w pasie ruchu). Wszystkie wersje mają też dwie strefy klimatyzowania, z duktami do tylnych siedzeń, a także ośmiocalowy wyświetlacz i ośmiogłośnikowy system nagłaśniający. Miłym pozytywnie zaskakującym akcentem są kieszenie na smartfony w oparciach foteli przednich – widać, że ktoś pomyślał; ktoś, kto wie, co dzisiaj robią w samochodzie dzieci na tylnym siedzeniu.
Co ciekawe, w Kalifornii można clarity kupić w wersji... wodorowej na ogniwa paliwowe. Słowem przyszłość. Tutaj, w Kanadzie, za nieco ponad 40 tys. dol. otrzymamy do ręki duży sedan na 5 osób. Nowy ontaryjski rząd anulował program dofinansowania samochodów elektrycznych, a zatem przy okazji tego zakupu nie możemy spodziewać się rządowego czeku na 14 tys. dol. Nie ma też już dofinansowania instalacji stacji ładowania w domach prywatnych. Naładowanie do pełna clarity ze zwykłego gniazdka zabierze nam 12 godzin, co może nie jest najgorzej, jeśli używamy auta jedynie do dojazdów do pracy, ale w przypadku przerwy w podróży zupełnie nie do przyjęcia. Dla 240-woltowej stacji ładowania czas ten skraca się do 2,5 h.
Clarity to tzw. hybryda plug-in, czyli, możemy ją doładować prądem z zewnątrz, a nie generowanym przez wewnętrzny silnik spalinowy pojazdu. Honda clarity jeździ też wyłącznie na prądzie – to znaczy silnik spalinowy (czterocylindrowy, o poj. 1,5 l) nie jest podpięty do napędu, a zasila prądnicę. W zależności od trybu jazdy (mamy do dyspozycji 3 – normalny, sportowy i oszczędnościowy) ładowanie elektryczne starcza na ok. 80 km, po czym jedzie się już na benzynie.
Samochód jest bardzo cichy w środku. Posiada nawet alarmy dźwiękowe ostrzegające przed zostawieniem go z włączonym silnikiem (bo go prawie w ogóle nie słychać). Motor elektryczny daje 181 koni mechanicznych (łączna moc elektro-spalinowa wynosi 212 KM) i to on napędza koła przednie, będąc jednocześnie przekładnią, tradycyjnej przekładni auto nie posiada i napęd obrotowy silnika elektrycznego idzie bezpośrednio na koła. Nie jest to więc nawet bezbiegowa przekładnia CVT, lecz proste zespolenie silnika i kół. Posiadana moc, sprawia, że auto prowadzi się bezpiecznie i pewnie. Nawet w przypadku najbardziej „mułowatego” trybu mamy bowiem zawsze do dyspozycji pełnię mocy uzyskiwaną po gwałtownym wciśnięciu pedału gazu „do dechy”.
Clarity możemy dostać w dwóch wersjach; wyższa touring to 43.900 dol. – cztery tysiące drożej od podstawowej.
Clarity z pewnością daje przedsmak przyszłości, to swego rodzaju platforma rozwojowa dla koncernu. Za głównego konkurenta wozu uznać można volta.
Rynek elektryczny powoli powiększa się, o czym świadczy choćby to, jak często widuję na torontońskich ulicach tesle. Zniesienie zachęt i upustów rządowych nieco spowolni ten wzrost, ale go nie zahamuje.
Na koniec zaś po raz kolejny wyrażę zdziwienie, że żaden z producentów hybryd czy aut wyłącznie elektrycznych, jak nissan leaf, nie oferuje dokładanych baterii – znacząco zwiększających zasięg. Do każdego telefonu komórkowego czy tabletu możemy podłączyć przez USB zewnętrzną baterię, dlaczego takiej zewnętrznej baterii nie można dokupić do samochodu? Trudno zrozumieć.
Inną śmieszną rzeczą jest to, że nawet w tak futurystycznych autach jak clarity mamy gniazda na zapalniczki elektryczne do papierosów zamiast wejść USB – a to przecież przez micro USB dzisiaj ładuje się wszystkie gadżety. I większość z nas musi dokupować adapter.
To takie tylko małe podpowiedzi.
Wasz Sobiesław
Impreza 2018 - auto w sam raz. Napęd 4x4 w samochodzie już od 20 tys. dol.
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiSubaru to firma kultowa; silniki typu bokser, obniżające środek ciężkości, a co za tym zwiększające przyczepność oraz standardowy, zawsze aktywny napęd na 4 koła sprawiły że jest to marka wyjątkowa.
Liczne grono zwolenników ma również sztandarowy, bardzo dobrze sprzedający się model - impreza.
Impreza na rok 2018 różni się niewiele od modelu 2017, który wówczas był pierwszym budowanym na nowej, globalnej platformie, poprawiającej bezpieczeństwo w czasie wypadku i charakterystykę jazdy.
Impreza jest dostępna w wersjach sedan oraz pięciodrzwiowy hatchback. Auto napędza silnik czterocylindrowy, dwulitrowy współpracując albo z pięciobiegową ręczną skrzynią biegów albo (to już jest opcja) przekładnią CVT Lineartronic, czyli przekładnią bezbiegową, choć z „motylkami” przy kierownicy pozwalającymi symulować manualny tryb siedmiobiegowy.
Standardowe wyposażenie to również elektroniczne wspomaganie przyczepności i oczywiście symetryczny, działające cały czas napęd na 4 koła. Wszystkie modele mają standardowo klimatyzację, cruise control, ledowe światła tylne oraz nowy system infotainment, który pozwala na podłączenie Apple Car Play i Android Auto - czyli pełną synchronizację z telefonem komórkowym.
Samochód ma 152 konie mocy i 135 stopo funtów momentu zamachowego. Subaru podaje, że zużycie paliwa w mieście wynosi 10 litrów na sto, a na highwayu 7,5 l, najtańsza wersja zaczyna się już od 20 000 dol. w przypadku sedana i 20852 dol. w przypadku hatchback.
Jako zwolennik standardowych skrzyń biegów radziłbym Subaru imprezę kupować właśnie z taką skrzynią, bo przyjemność prowadzenia samochodu dobrze trzymającego się drogi z ręczną zmianą biegów i dozowaniem gazu nie da się porównać z automatem, tym bardziej, że impreza nadmiaru mocy nie posiada. Sprzęgło to jest jednak sprzęgło i można się nim posługiwać z dużą wprawą, co w przypadku silnika o mocy 152 KM umożliwia dynamiczną jazdę. Jak już wspomniałem jest to drugi rocznik przeprojektowanej imprezy z 2017 roku dłuższej, szerszej i niżej zawieszonej od poprzedniczki.
Subaru impreza to auto budowane w Stanach Zjednoczonych la Fayette w Indianie. A zatem dostajemy samochód, który jest ekonomiczny, nie pali dużo, nie ma olbrzymiego silnika o niewiadomo jakiej mocy, ale i tak pozwala na przyjemną dynamiczną jazdę z czułą pięciobiegową ręczną skrzynią biegów.
To w zestawieniu z napędem na 4 koła, bardzo dobrymi normami bezpieczeństwa, wspaniałym systemem infotainment naprawdę czyni z tego auta bardzo poważnego konkurenta w klasie subcompact.
Jedynym życzeniem mogłoby być dodanie szóstego biegu w skrzyni ręcznej. Konkurencja, jak Mazda 3, Honda Civic Coupe czy Chevrolet Cruz hatchback sprzedawana jest bowiem z 6-biegowymi skrzyniami ręcznymi. Oczywiście, konkurencja nie ma napędu na 4 koła...
Zapomniałem dodać, że wszystkie wersje imprezy mają standardową kamerę biegu wstecznego i całkiem spore wnętrze.
Tak więc, na kanadyjskie zimy, nasze zaśnieżone drogi, jest to naprawdę świetne auto w świetnej cenie; doskonale trzyma się drogi. Na naszym rynku jest to też najtańszy samochód z napędem na 4 koła. Sprzedawany w 4 wersjach, (zarówno jako sedan, jak i hatchback) najtańszej Convenience, następnie Touring, Sports i Sport-tech. W najwyższej dostaniemy podgrzewaną kierownicę, tapicerkę ze skóry, szyberdach, a także 18-calowe koła z aluminiowymi felgami i wiele elektronicznych udogodnień. (Między innymi system Eye Sight, który pomaga nam utrzymać auto w pasie ruchu, czy też robi to nawet za nas).
O czym donosi
Wasz Sobiesław
Rower zabija, ale warto nim jeździć
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiMamy pełnię lata i na ulicach wyroiły się rowery. Piszę tak z przekąsem dlatego że jazda wielu rowerzystów, zwłaszcza w Toronto, przypomina właśnie „rojowisko”, a nie uporządkowany ruch uliczny. Rowerzyści bardzo często lekceważą przepisy, raz wcielając się w pieszych i domagając przywilejów wynikających z tego, a innym razem jadąc po ulicy na równych zasadach z z samochodami.
Piszę o tym też dlatego, że rowerzyści to jedna z największych grup śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. Jazda rowerem po ulicy jest niebezpieczna i trzeba sobie z tego zdawać sprawę.
Wielu rowerzystów ma bardzo niewielkie oświetlenie albo nie ma go wcale, (mimo że w Canadian Tire można kupić naprawdę dobre zestawy światełek) Inną rzeczą znacznie poprawiającą bezpieczeństwo rowerzysty jest klakson. Nie mówię, żeby od razu wyposażyć rower w syrenę morską, no ale coś głośnego jest konieczne. Przez to bezpieczniejsi są też ludzie wokół rowerzysty.
Posiadanie sygnału, zdolnego spenetrować wnętrze kabiny samochodu byłoby idealne.
Jadąc na rowerze pedałujemy szybko przez skrzyżowania, nie wjeżdżajmy na żółtym świetle, zachowujmy się w sposób przewidywalny, nie róbmy slalomu między samochodami.
Natomiast jadąc samochodem w mieście, naprawdę uważajmy na rowery, bo mogą pojawić się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach i okolicznościach. Zmorą rowerzystów jest otwieranie drzwi aut; ktoś zatrzymuje się natychmiast otwiera drzwi wprost w przejeżdżającego rowerzystę. Zanim otworzymy drzwi popatrzmy dookoła, popatrzmy za siebie.
Generalnie, nie ma co filozofować, chodzi o to, żebyśmy używając samo-chodu czy roweru, używali również naszego rozumu i zachowywali się racjonalnie. Ważne jest też, żeby mieć kontakt wzrokowy z kierowcami, zwłaszcza w sytuacjach niepewnych. Rowerzyści szerokim powinni unikać ciężarówek, o najechanie na rowerzystę przez ciężarówkę z naczepą, która zachodzi przy skręcie jest bardzo łatwo. Naprawdę powinniśmy zdawać sobie sprawę, że czasem kierowca po prostu nie widzi rowerzysty, którego kilkudziesięciotonowy kolos może rozgnieść na miazgę.
No i na koniec uwaga: jadąc na rowerze możemy dostać taki sam mandat drogowy, który będzie się liczył ten sam sposób, jak nasz mandat „samochodowy”, dla naszego ubezpieczenia motoryzacyjnego jeśli przejedziemy czerwone światło na rowerze będzie to miało takie znaczenie, jak byśmy przejechali czerwone światło samochodem.
To tyle, przyjemnej jazdy na rowerze życzy Wasz Sobiesław (samochód może czasem odpocząć).
Kwintesencja Ameryki. Pojemny i niedrogi
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiDodge journey 2018 to auto dla młodej rodziny, która potrafi liczyć; z wersją sześciocylindrową przyjemny w prowadzeniu.
Dzisiaj wracamy do prezentowania nowych modeli i na tapetę idzie pojazd, którym trudno jest zaszpanować czy wyróżnić się w tłumie, za to z pewnością jest bardzo praktyczny i niedrogi.
Dodge journey 2018 to mały SUV produkowany od kilku ładnych lat w bardzo mało zmienianych wersjach.
Model 2018 w skrócie można przedstawić następująco:
Wersja podstawowa napędzana jest przez czterocylindrowy silnik 2,4 l, co większość użytkowników uzna za niewystarczające, dlatego bardziej popularnym silnikiem jest 3,6-litrowa szóstka, tradycyjny silnik Chryslera o mocy 283 KM. Wielu nabywców decyduje się też na napęd na 4 koła, choć ja nie widzę większego sensu.
W wersji podstawowej samochód ma napęd na przednie koła. Z mniejszym silnikiem możemy wziąć na hol do 450 kg, czyli niezbyt dużo, ale już silnik sześciocylindrowy pozwala na 1134 kg; czyli łódka swobodnie się tu mieści.
W sumie journey to bardzo praktyczna alternatywa dla minivanów produkowanych przez Chryslera. Samochód ten pomimo swojej „szarości” jest nadal bardzo popularny.
Mamy w nim 3. rząd foteli, a więc podróżować może do 7 osób, choć w tym 3. rzędzie raczej osoby mikrej postury. Journey zaczyna się u dilera już od 23.000 dol., czyli jak na SUV-a bardzo mało. W roczniku 2018 jest przekładnia sześciobiegowa automatyczna. Zużycie paliwa nie jest rewelacyjne, ale też nie przeraża; w mieście to podchodzi pod 13 l, a na autostradzie jest nieco ponad 9 l. Zbiornik starcza mniej więcej na 700 km.
Wielu kierowców chwali sobie duży wyświetlacz środkowy i dobry system infotainment. Samochód wyposażony jest w kontrolę trakcji, stabilizację, zapobieganie roll-over i ma 7 poduszek powietrznych. Koła 17-calowe, felgi aluminiowe. Jedną z największy zalet jest pojemność tego auta; po złożeniu siedzeń włożymy do środka pół słonia.
Chrysler daje standardowo gwarancję 60.000 km lub 3 lata na wszystko, a następnie przenoszenie napędu 5 lat lub 100.000 km. Jak już powiedziałem, większość pewnie będzie wolała wziąć journeya z szóstką; silnik Pentastar jest naprawdę bardzo udany, cichy i wyważony. Z tym silnikiem w wersji SXT dostaniemy również automatyczne światła przednie i lepsze zawieszenie
Jeśli chodzi o jakość wykonania, samochód produkowany jest w Meksyku i opinie są przeciętne. Jest to auto o typowo amerykańskich zaletach; bardzo wygodne, obszerne i (z szóstką) niepozbawione mocy, w sam raz dla rodziny z małymi dziećmi na dorobku. Samochód ma również elektroniczną kontrolę stabilizacji oraz przeciwdziałanie huśtaniu naczepy w przypadku holowania. Ponieważ auto produkowane jest od bardzo dawna, można utargować sporą kwotę.
We wczesnych modelach użytkownicy skarżyli się na tanie plastikowe panele wnętrza, ale model 2018 zaskakuje szytą tapicerkę z elementami skórzanymi i skóropodobnymi.
Słowem, zanim zrezygnowani, przytłoczeni dziećmi zdecydujemy się na minivana, przejedźmy się SUV-em journey, który na pewno, jeśli chodzi o wrażenia kierowcy, da nam i więcej adrenaliny, a prawdopodobnie będzie dla nas tak samo praktyczny.
Jeśli chodzi o cenę, trudno znaleźć cokolwiek bardziej konkurencyjnego; nawet wśród propozycji Hyundaia czy KIA,
o czym donosi Wasz Sobiesław
Samochodu nam nie naprawią, ale w wielu wypadkach pomogą, cudów nie można oczekiwać.
Przechodząc przez Canadian Tire, trudno nie zauważyć całej „ściany” z różnego rodzaju dodatkami do oleju i paliwa, które mają czyścić silnik, przewody paliwowe, łatać dziury w chłodnicy; odnawiać, przywracać moc, poprawiać osiągi, regenerować. Jest tego bardzo dużo i mają one konkurować z profesjonalnymi naprawami w zakładach samochodowych.
Czy takie chemiczne naprawianie coś daje? Czy warto wydać 10 – 15 czy więcej dolarów na kupno buteleczki, której zawartość wlejemy do baku albo dodamy do zbiornika z olejem samochodowym?
Należy być ostrożnym; producenci wielu tych specyfików informują na etykietach, że działają cuda, jednak wlanie dodatku do baku nie spowoduje, że nasz silnik o przebiegu 300 tys. nagle będzie pracował jak ten o przebiegu 50 tys.
Ponadto współczesne paliwa również zawierają dodatki, które mają powodować podobne efekt, pomagać usunąć osady węglowe z systemu paliwowego. Dodatki mogą mieć znaczenie np. przy używaniu na co dzień benzyn gorszej jakości – przeczyszczą wtryski, ich działanie jest praktycznie takie samo jak dodatków, które są już w lepszych benzynach. Nie ufajmy jednak przesadnym reklamom i jeśli mamy starszy samochód, spróbujmy czegoś „zwykłego”.
Oczywiście, jeśli używamy dobrej benzyny, jak shell V-power, która zawiera już tego rodzaju komponenty, i nadal mamy kłopoty, to prawdopodobnie prostym dolaniem buteleczki do paliwa sprawy nie rozwiążemy. Nie bądźmy też zdziwieni, gdy efekt będzie mizerny i tymczasowy. Raczej działają środki czyszczące niż uszczelniające (te mogą nam sprawić kolejne kłopoty), czy też lubrykujące, gdzie w większości przypadków mamy jednak do czynienia z mechanicznym zużyciem i koniecznością wymiany części. Dolewając płynu do chłodnicy, nie naprawimy padającej pompy wodnej i nie wymienimy uszczelek czy rozerwanego przewodu. Czytajmy też uważnie to, co jest napisane na etykiecie, dlatego że często te dodatki po prostu nie są do naszego samochodu, np. ze względu na typ silnika.
Można to wszystko podsumować tym co zawsze: bądźmy rozsądni i nie oczekujmy rzeczy niemożliwych, przeczyszczenie systemu paliwowego owszem, pomaga, ale nie naprawimy skrzyni biegów, dodając do niej lubrykantu w buteleczce za 10 dol.
Jest jednak wiele rzeczy, które możemy poprawić w ten sposób; na przykład wielu użytkowników BMW, w przypadku gdy wskaźnik poziomu paliwa zaczyna szwankować i pokazuje zbyt dużo, co jest – przyznać trzeba – bardzo mylące, zaleca dodanie płynu czyszczącego elementy systemu paliwowego, który spowoduje oczyszczenie czujnika. Jednym z najbardziej popularnych jest Techron firmy Chevron.
O czym informuje Wasz Sobiesław
Dzisiaj jeszcze dokończę temat nabijania klimatyzacji samochodowej.
Jeśli chcemy to zrobić samodzielnie, prawdopodobnie będziemy musieli nieco pokombinować.
Dlaczego? Na przeszkodzie prostego dopełnienia stają nam bowiem kanadyjskie przepisy federalne.
Na początek, powtórzę, że nawet jeżeli nasza klimatyzacja chłodzi, ale wydaje, na przykład, dziwne dźwięki, jakby siedziały w niej jakieś duchy – albo nam się wydaje, że nie działa tak, jak należy, powinniśmy ją dobić.
Mała ilość gazu chłodzącego powoduje szybkie zużywanie się kompresora, który nie jest należycie smarowany. Oczywiście, jeżeli nasz samochód jest nowy, to powinniśmy z tym jechać do dilera, jeżeli nasz samochód jest „nowszy”, to możemy pokusić się iść z tym do zakładu, który najpierw sprawdzi szczelność całego układu, potem nam ten układ naprawi, a następnie dopełni go chłodzącym płynem – freonem R134a.
Większość nowych samochodów ma właśnie ten gaz w systemie chłodzenia i tym właśnie gazem powinniśmy go dopełniać. Problem pojawia się wówczas, jeśli chcemy to zrobić samodzielnie. Bo choć R134a został wprowadzony, by zastąpić 12a, który miał rzekomo prowadzić świat do dziury ozonowej, to wkrótce okazało się, że jest to gaz o właściwościach gazu cieplarnianego, i to jeszcze większych niż straszne CO2, więc jego stosowanie zamieni nam planetę w pustynię – Al Gore coś wie na ten temat.
Dlatego też Kanada postanowiła ograniczyć stosowanie tej substancji wyłącznie do grona ludzi zaufanych, którzy mają stosowną licencję. W detalu nie można kupić pojemników z R134a o pojemności mniejszej niż 10 kg tego specyfiku.
Zatem to, co dostaniemy w Canadian Tire, nie nadaje się do naszego samochodu, który potrzebuje R134a (proszę sprawdzić odnośnie do własnego modelu). Co więc robić, skoro cała operacja dobijania klimatyzacji jest całkiem prosta? Wystarczy w aucie zlokalizować zawory niskiego ciśnienia systemu klimatyzacyjnego, zdjąć zabezpieczający kapturek, nałożyć odpowiedni przewód ciśnieniowy, nacisnąć przycisk w butli i patrząc na manometr, cieszyć się, jak płynie gaz skroplony. Zabiera to około 10 min, w tym czasie trzeba włączyć klimatyzację na full, na najwyższe możliwe obroty – czyli najniższą temperaturę i najwyższe ustawienie wentylatora.
No, ale skąd wziąć taką czarodziejską butlę, skoro w Canadian Tire nie sprzedają?
Różne przepisy obowiązują w różnych krajach. Na przykład, w Kanadzie nie możemy nosić przy sobie broni palnej, a w wielu stanach Stanów Zjednoczonych – jak najbardziej. Jeśli komuś nie przeszkadza sam fakt, że R134 podgrzewa planetę, a dla ułatwienia decyzji dodam, że jest on szeroko stosowany również w Kanadzie do nabijania ciśnieniem aerozoli, a także takich urządzeń, jak klaksony morskie, czy nawet zwykłe pufery dla astmatyków – idzie tego w powietrze co niemiara. Trudno więc zrozumieć, dlaczego zwykły obywatel nie może używać tego ustrojstwa, by sobie nabić AC w aucie...
To znaczy, nie może tu, w Kanadzie, bo już na przykład w stanie Nowy Jork, czyli w pobliskim Buffalo, może. Postanowiłem więc, że całej operacji dobijania mojej klimatyzacji dokonam na gościnnej ziemi amerykańskiej, nie łamiąc tym samym żadnego prawa kanadyjskiego.
Walmart Supercenter w Buffalo przy ulicy Military Rd. znajduje się 10 min jazdy od przejścia granicznego na moście Lewiston, zaledwie 117 km od Mississaugi. Ponadto w samym Walmarcie można się nieźle obkupić. Jest tam też cały dział motoryzacyjny, gdzie bez problemu kupimy nie tylko wspomniany freon R134a, ale tak jak to było w moim przypadku, również freon z dodatkami smarującymi i uszczelniającymi, co pozwoli domowym sposobem poprawić funkcjonowanie klimatyzacji.
Dojazd zabrał mi 1,15 godziny, a cała operacja przeprowadzona na parkingu przed Walmartem 10 min. Po godzinie byłem z powrotem na przejściu granicznym, gdzie wyjaśniłem w prostych słowach celnikom, po co i dlaczego wjechałem do USA.
W końcu wciąż jest tak, że co nie jest zabronione, jest dozwolone. O czym z pewnym przekąsem informuje Wasz Sobiesław
Jazda latem to prawdziwa przyjemność nie zapominajmy jednak o tym, że Pan Bóg dał nam rozum.
Fala upałów daje się we znaki nie tylko ludziom, ale również samochodom. Rozgrzane blachy, rozgrzane wnętrze, rozgrzane gumy i plastyki – wszystko to powoduje, że w czasie wysokich temperatur powinniśmy zwrócić większą uwagę na nasze auto, i to nie tylko na klimatyzację.
Po pierwsze, naprawdę warto zaopatrzyć się w jasne, odbijające światło kurtyny, które można położyć pod przednią i tylną szybą; to wydatnie obniży temperaturę wnętrza kabiny podczas parkowania. Są bardzo przydatne, kiedy musimy zostawić samochód na długi czas na parkingu. Oczywiście, możemy też poszukać różnych gadżetów, takich jak wentylatorki napędzane na baterie słoneczne, które podczas parkowania schłodzą nieco wnętrze, wypychając gorące, nagrzane powietrze na zewnątrz. Dobrą radą jest też skręcenie kierownicy, tak abyśmy później nie musieli się parzyć, trzymając ją w najbardziej nagrzanym miejscu.
Zakładam, że wszyscy jesteśmy przygotowani na lato, to znaczy sprawdziliśmy ciśnienie w oponach, płyny i stan klimatyzacji; kiedy czujemy, że pracuje gorzej, możemy na własną rękę postarać się ją dobić, często daje to dobre rezultaty, a na dodatek możemy kupić również uszczelniacz, który pozwoli zalepić niewielkie wycieki, nawilżając uszczelki.
Silnik, nawet w wysokich temperaturach, nie powinien się przegrzewać; jeżeli się przegrzewa, to znaczy, że system chłodzący nie pracuje, jak powinien.
Zastanówmy się, kiedy ostatni raz zrobiliśmy mu flush, i sprawdźmy poziom. Gdy widzimy, że temperatura rośnie i bliska jest krytycznej, trzeba zjechać na pobocze, poczekać przynajmniej 0,5 h, aż samochód trochę się ochłodzi. Nie wyłączać silnika, za to wyłączyć klimatyzację, ustawić ogrzewanie kabiny na maksimum, włączyć najszybszy bieg dmuchawy wnętrza i otworzyć drzwi. Ważne jest też sprawdzenie termostatu, czy wentylator chłodnicy włącza się, gdy trzeba, bo to bardzo ważne w wysokich temperaturach przy jeździe w korkach.
Wyjazdy latem powodują większe ryzyko przebicia opony i dlatego zawsze przed dłuższą podróżą powinniśmy sprawdzić ciśnienie w kole zapasowym, tak aby nie okazało się później, że mieliśmy koło, ale i tak nie pojedziemy.
Generalnie rzecz biorąc, mimo upału posługujmy się zdrowym rozsądkiem i uważajmy na siebie. Właśnie latem łatwo jest przeszarżować; łatwo o poplażowe zmęczenie i senność, które są tak samo niebezpieczne jak jazda po pijanemu. Nie zapominajmy też o okularach słonecznych (w dowolnej Dollaramie są po dolarze) i zapasie wody w samochodzie.
I jeszcze jedno – jeśli nam życie miłe, nie prowadźmy na bosaka i nie pozwalajmy nawet najbardziej miłym pasażerom – zwłaszcza tym z pięknymi nogami – wykładać stóp na deskę. To wygląda bardzo cool, ale z chwilą wybuchu poduszki powietrznej – nawet przy niezbyt groźnym zderzeniu, te nogi będą do niczego, bo połamią się w kilku miejscach.
O czym przestrzega, życząc udanych wakacji, Wasz Sobiesław