Moto-Goniec
Nieobecny Kanadyjczyk - Toyota land cruiser 2017
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiJeśli ktoś nie lubi podróbek i ceni sobie autentyczne samochody terenowe, dodatkowo zaś ma spore konto w banku, nie powinien dwa razy zastanawiać się nad wypróbowaniem toyoty land cruiser.
Dzisiejszy land cruiser co prawda w niczym nie przypomina pojazdów, jakie znamy z filmów o Elzie, lwicy z buszu, ale będziemy nim w stanie pokonywać podobne ostępy.
O ile zespół projektujący pierwowzór stawiał przede wszystkim na niezawodność, łatwy dostęp do wszystkich podzespołów i możliwość naprawy przy pomocy nieskomplikowanych narzędzi, to dzisiejsza toyota land cruiser przypomina raczej czołg na kółkach niż wojskowy łazik, który w latach 50. wszedł do produkcji, aby konkurować ze standardem wyznaczanym w tamtych czasach przez brytyjskiego land rovera.
Dzisiaj land cruiser to przede wszystkim luksus, w przypadku naszych amerykańskich wersji, prawdziwych entuzjastów survivalu może jednak odstręczać brak dieslowego motoru. Na wojnie, jak to na wojnie, diesel to podstawa – łatwiej go dostać i jest mniej palny. Last but not least ośmiocylindrowy benzynowy silnik cruisera i tak pije jak smok i oleju napędowego potrzebowałby mniej niż benzyny.
Mając do zaoferowania tyle wspaniałych rzeczy pod maską, styliści Toyoty zdecydowali się na klasyczny wygląd. Samochód mieści 8 osób, choć trzeci rząd foteli jest dla ludzi raczej mniejszej postury.
Toyota nie zapomniała o niczym i auto wiezie nas tak samo wygodnie górską drogą w Andach, jak po 401 w Toronto. Wyrafinowane zawieszenie – stabilizatory poprzeczne połączone z systemem hydraulicznym, z jednej strony zapewniają doskonałe trzymanie się nawierzchni, z drugiej komfortową jazdę w najtrudniejszym terenie.
381-konny ośmiocylindrowy silnik napędza cztery koła, z blokadą dyferencjału, pozwalając na dynamiczną autostradową jazdę tego trzytonowego kolosa i szus po błotach i bezdrożach, bez różnicy
Oczywiście, jak w każdym współczesnym samochodzie, zwłaszcza takim, za który trzeba wyłożyć ponad 85 tys. USD, mamy do dyspozycji pełną gamę elektronicznych gadżetów.
Jak państwo się domyślają – nie ma sensu ich opisywać, bo praktycznie są takie same we wszystkich modelach. Nie mamy za to wielkiego wyboru, jeśli chodzi o opcje, bo Toyota sprzedaje land cruisera w jednej wersji – możemy sobie wybrać co najwyżej kolor. 8-biegowa skrzynia biegów pozwala ograniczyć spalanie do 13 mpg (18,5 litra benzyny na sto km) w mieście i 18 mpg (14 litrów na 100 km) na trasie.
Solidna rama, wysokie zawieszenie, opcje wspomagające jazdę po wzniesieniach – wszystko to czyni z land cruisera jeden z najbardziej przystosowanych pojazdów do naszych kanadyjskich warunków, zwłaszcza na północy, w Albercie czy w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie nieasfaltowane drogi to normalka, tam taki kolos gwarantuje bezpieczeństwo.
Jest jednak jeden mały problem, land cruisera nie można kupić u dilerów Toyoty w Kanadzie. Koncern od kilku ładnych lat nie oferuje tego modelu w naszym kraju.
Po co więc o nim pisać? Otóż jest wyjście. Land cruisera, jeśli rzeczywiście przyciśnie nas żądza posiadania prywatnego czołgu, możemy sobie sprowadzić z USA na przykład przy pomocy http://www.toyota-land-cruiser.ca/ lub jakiegokolwiek innego importera. Dzięki temu będziemy posiadać samochód prawdziwie wyjątkowy, który nie dość, że da nam przyjemność posiadania czegoś z najwyższej półki, to pozwoli mieć pewność, że jeździmy czymś, z czym żaden sąsiad nie będzie w stanie się zmierzyć – SUV-em w Kanadzie nieobecnym, a jednocześnie czującym się tutaj jak ryba w wodzie. O czym Państwa zapewnia.
Wasz Sobiesław
Wystawa motoryzacyjna w Detroit w cieniu Trumpa
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiCzekając na naszą własną wystawę motoryzacyjną, która już za kilka tygodni otworzy swe podwoje w Convention Centre w Toronto, warto podpatrzyć, co tam warczy na największej motowystawie kontynentu, za miedzą w Detroit, która odbywa się w dniach 8 – 22 stycznia tego roku.
Przede wszystkim zmienił się nastrój w amerykańskim przemyśle motoryzacyjnym, bo od piątku prezydent Trump grozi na prawo i lewo wprowadzeniem taryf importowych, groził już Toyocie, groził Niemcom, na razie jeszcze wprost nie pogroził Kanadyjczykom. Kanadyjski przemysł motoryzacyjny stworzony przez amerykańskie koncerny na mocy sławetnego „autopaktu” z lat 60. (Wielka Trójka zobowiązała się do budowy w Kanadzie przynajmniej tylu aut, ile sprzedaje w tym kraju), przez wiele lat za sprawą niższego kursu dolara stwarzał okazję do ograniczania kosztów produkcji. No w konsekwencji budowano w Kanadzie o wiele więcej samochodów, niż kupowali Kanadyjczycy. To jednak jest dzisiaj jak wspomnienie niegdysiejszego śniegu, bo sytuacja przestała być grą w badmintona przez granicę i na rynku pojawili się poważni gracze z Azji i Niemiec.
Przyznać też trzeba, że amerykańska motoryzacja – obiekt zazdrości całego świata jeszcze w latach 60., po prostu przegrała z lepszym importem i zaczęła gonić w piętkę. Czy Trump poprawi jej sytuację? Zobaczymy, na mój gust trzeba było pozwolić upaść GM, kiedy upadał – zapobiec nieuczciwym praktykom importowym i tym samym wymusić lepszą jakość i innowacje.
Tymczasem grube związkowe koty ramię w ramię z grubymi kotami korporacyjnymi wymusiły na nas wszystkich dolewanie podatkowych pieniędzy do koryta.
W Ameryce wciąż można tworzyć fajne rzeczy, czego przykładem Tesla, ale coraz częściej przedsiębiorca pracuje z zawiązanymi do tyłu rękami. Liczba regulacji dorównuje tej europejskiej, a lobbyści nadal pilnują swego.
Tak więc chronić trzeba rynek przed nieuczciwą konkurencją – tak ze strony zagranicznych gangsterów gospodarczych, jak też mafii rodzimego chowu. Jest to zadanie praktycznie niewykonalne, ale warto się starać.
Wracając zaś do Detroit, to kilka debiutów pokazało Audi – m.in. audi SQ5 3.0 ze zwiększonym momentem zamachowym, odchudzone, powiększone, o bardziej agresywnym wyglądzie, z 3-litrowym turbodoładowanym motorem, który daje 354 KM mocy;
BMW zaprezentowało hybrydowego usportowionego 530e, najwyraźniej starając się odciągnąć od Tesli ludzi z grubym portfelem i apetytem na nowinki techniczne. BMW pracuje nad tym, by do roku 2010 oferować każdy ze swoich modeli w wersji z napędem elektrycznym. Niestety, w 530e jedyną oferowaną skrzynią biegów jest sześciobiegowy automatik. Niestety też, po włączeniu opcji wyłącznie elektrycznej – zasięg samochodu wynosi dwadzieścia kilka kilometrów...
Innym ciekawym debiutem jest kia stinger. Koreańczyk mierzy wysoko, bo chce konkurować z niemieckimi usportowionymi sedanami – zwłaszcza z BMW – 365 KM mocy i napęd na tylne koła zdecydowanie o tym świadczą. Do wyboru będą dwa silniki – szóstka o wymienionej mocy i czwórka o mocy 255 KM. Będzie można też wybrać opcję z napędem na cztery koła. Projekt pochodzi z europejskiego studia KIA we... Frankfurcie.
Z bardziej ułożonych i spokojnych aut w Detroit pokazano całkowicie przeprojektowaną camry 2018, ale ten samochód zasługuje na nieco więcej uwagi, a zatem do następnego odcinka.
Wasz Sobiesław.
Co by tu wrzucić na pierwszy ogień w 2017 roku?
Może toyotę corollę 2017 – jeden z bardziej niezawodnych samochodów – najpopularniejszy samochód świata i jeden z najbardziej popularnych sedanów w Kanadzie. Miałem kiedyś kolegę, który 12. rok jeździł corollą, lejąc jedynie do niej benzynę i nie robiąc przy niej nic.
Łącznie sprzedano corolli 43 miliony w 150 krajach. Niezawodna – to na pewno – czy jednak najlepsza? A jeśli tak, to dla kogo?
Jedno jest oczywiste – trudno jest ulepszać coś, co się tak dobrze sprzedaje, bo można wiele zepsuć. Na dodatek, corolla dorobiła się wielu gryzących w łydki konkurentów, z których najważniejszy – hyundai elantra, wyprzedza ją w Kanadzie pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy.
Do tego Honda podbiła w ubiegłym roku stawkę, wyposażając civica w pakiet Honda Sensing – zestaw najnowocześniejszych elektronicznych gadżetów wspomagania kierowcy, o czym pisaliśmy w poprzednim numerze w wywiadzie z Sylwestrem Chylińskim z Lakeshore Honda. Był to krok precedensowy, bo w samochodzie z niższej i średniej półki pojawił się pakiet, jaki do tej pory oferowany był w wozach luksusowych. Pakiet ten dostępny jest jednak w wyższych opcjach civików, których cena zaczyna się powyżej 23 tys. dol.
Co na to Toyota? Od 2017 roku każda corolla, od najuboższego modelu CE poczynając, wyposażana będzie w pakiet bezpieczeństwa Toyota Safety Sense P, obejmujący wspomaganie sytuacji przedwypadkowych, w tym wykrywanie przechodniów, wspomaganie omijania przeszkód, a także ostrzeżenie przed opuszczaniem pasa, dynamiczną radarową cruise control i automatyczne światła długie. Czyli łącznie najnowsza technologia warta ok. 2300 dol. upakowana w samochodzie, który będzie jedynie o 300 dol. droższy od modelu 2016. Stanowi to część ogólnej filozofii sprzedaży Toyoty, mającej na celu „demokratyzację bezpieczeństwa jazdy”, czyli wyposażania nawet najtańszych pojazdów w systemy znacząco zwiększające bezpieczeństwo. Eksperci Toyoty tłumaczą, że zamiast pracować nad autonomicznymi samochodami przyszłości, w pierwszej kolejności powinniśmy podnieść bezpieczeństwo tradycyjnych pojazdów, poprawiając skuteczność kierowcy. Bo to błędy kierowcy są odpowiedzialne za 80 proc. wypadków drogowych.
Corolla rocznik 2017 niewiele różni się od poprzedniego, choć wygląda tak jakby jej potraktowano usta botoxem, wywalając na wierzch wargi. Jak można się spodziewać, corolla jest samochodem przyjemnym w prowadzeniu, ale bez szaleństw.
Przekładnia CVT działa bez zarzutu, na desce mamy 6,1-calowy wyświetlacz radia oraz 3,5-calowy wyświetlacz między zegarami w samej konsoli.
Za 16 290 dostaniemy podstawową corollę z sześciobiegową ręczną skrzynią biegów, ale bez klimatyzacji czy kamery biegu wstecznego. Oszczędny, czterocylindrowy silnik pali 8,4 litra po mieście i 6,4 litra na trasie i z 1,8 litra pojemności wyciska 132 KM.
Gwarancja na wszystko – to 3 lata lub 60 tys., a na zespół napędowy jest 5 lat albo 100 tys. Do czasu wyczerpania gwarancji na wszystko mamy też darmowy pakiet pomocy drogowej.
Co jeszcze jest ważne? A to, że corolle na Kanadę budowane są w zakładach w Cambridge (choć produkcja będzie przenoszona niebawem do Meksyku), a samochód jest oferowany w czterech opcjach CE, LE, S i Eco. Wszystkie mają anteny radiowe wtopione w szybę i LED-owe światła dzienne oraz główne. Słowem, nie jest to bolid, nie jest to rakieta; jest to niezawodny, nowoczesny, ponadprzeciętny samochód z segmentu przeciętnych, który służył nam będzie niczym wierny kuc, aż do całkowitego zajeżdżenia – o czym zapewnia
Wasz Sobiesław.
Rozmowa z Sylwestrem Chylińskim z Lakeshore Honda: Honda CR-V 2017 - absolutny hit!
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiNowy rok zaczynamy od wizyty u zaprzyjaźnionego sprzedawcy Hondy Sylwestra Chylińskiego.
- Co byś polecił na nowy rok?
- Myślę, że całkowicie nową - przeprojektowaną Hondę CR-V 2017 - to jest bardzo udany model; moim zdaniem, jeden z lepszych CR-V, jakie kiedykolwiek Honda wypuściła na rynek. Ma dużo nowych rozwiązań, m.in. tzw sensing package, tzn.: Lane Departure Warning System, Road Departure Mitigation Warning System, Collision Mitigation Braking System, Adaptive Cruise Control i wiele innych.
- Kiedy zatem autopilot, coś na kształt, jak ma Tesla, bo przecież gdyby to wszystko połączyć razem…
- Powiem ci, że gdy mieszkałem w Niemczech 30 lat temu, widziałem w tamtejszej telewizji program o pierwszych próbach budowania „pociągów” ze sznura samochodów, które włączały się, były prowadzone i wyłączały się z tego „składu” automatycznie. To było oparte na tych samych sensorach i radarach, które mamy teraz. One „widzą” samochody, które są przed tobą, które jadą z boku itd. Myślę, że wcześniej czy później to wejdzie do użytku powszechnego.
- To pozwala upakować więcej aut na drodze.
- Zgadza się, wyeliminuje też trochę wypadków.
- Ale czy Ty z tym jeździsz? Lubisz jeździć takim samochodem?
- Nie, ja nie. Chyba jestem trochę za stary na te nowości, a poza tym myślę, że te wszystkie systemy powodują usypianie naszej czujności i niestety są trochę irytujące. Jestem jednak przekonany, że mogą mieć znaczący wpływ na poprawę bezpieczeństwa na drodze. Mam je wszystkie w swoim samochodzie, najnowszej Hondzie Accord. Systemy te są identyczne we wszystkich hondach, zaczynając od sławnej Hondy Civic, a kończąc na Pilocie i pick-upie Ridgeline. Na przykład adaptacyjny cruise control, który pozwala utrzymywać stały dystans od samochodu poprzedzającego nas - w trzech różnych odległościach. W momencie gdy samochód poprzedzający zwalnia lub przyspiesza, możemy się zdać zupełnie na elektronikę, dbając jedynie o kierownicę - nasz samochód będzie zachowywał ciągle bezpieczny dystans do poprzednika aż do zupełnego zatrzymania się.
- Ale te rzeczy są jako opcje mniej więcej we wszystkich samochodach...
- Wiesz, z czego to wynika? Amerykanie wymuszają to swoim rankingiem bezpieczeństwa, tzw. safety rating. Teraz nie tylko liczy się wytrzymałość samej karoserii czy całego samochodu, nie tylko test wypadkowy (crash test) czy np. liczba poduszek powietrznych, ale również wszystkie te elektroniczne systemy, które pozwalają wyeliminować błędy kierowcy lub zmniejszyć ryzyko ich zaistnienia.
Oprócz tego mamy tam tzw. Blind Spot Indicators albo Blind Spot Lane Watching System - to są dodatkowe kamery pod lusterkiem. Widzimy obraz szerokości prawie 90 stopni; wszystko co się dzieje na sąsiednim pasie.
- Mówimy do tej pory o rzeczach, które można spotkać w wielu samochodach, ale powiedz, jaki jest silnik, jaka skrzynia biegów w tym CR-V?
- Tu nastąpiła duża zmiana. Honda idzie w kierunku małych silników, montuje silnik 1,5-litrowy z pojedynczym turbo z intercoolerem. Prawdopodobnie ten silnik będzie masowo używany w hondach przez wiele najbliższych lat.
- Honda słynie z niezawodności. Czy taki silnik też będzie podobnie wytrzymały?
- Bardzo dobre pytanie, nie jesteś pierwszy, który się pyta o niezawodność. Jest dużo pytań o serwisowanie turbiny, a co za tym idzie i całego silnika. Jak wiesz, silniki niemieckie, francuskie, niektóre amerykańskie z turbodoładowaniem wymagają poważnego serwisu przy około 140 - 160 tys. kilometrów - zależy od silnika.
- Zawsze też taki silnik pracuje w wyższej temperaturze.
- W silnikach z turbodoładowaniem słabym ogniwem często bywały łożyska lub systemy chłodzenia. Gdy silnik ten był nam prezentowany 1,5 roku temu - bo wtedy wszedł do Civica po raz pierwszy - Honda powiedziała nam oficjalnie, że ta turboładowarka wraz z intercoolerem wytrzyma tyle, ile cały silnik przy zupełnie normalnym poziomie serwisowania samochodu. Oni to gwarantują. To jest nowa technologia, z intercoolerem, nowy system łożyskowania turbo, i jeśli sam silnik wytrzyma 300 czy 400 tysięcy, to nie powinno być żadnych problemów z turbo. Ja w to wierzę. Mnie też to intrygowało, ta mała pojemność 1,5 litra.
- Duży fiat miał silnik o takiej pojemności.
-Tak, to prawda, ale to było w latach 70. i 80., czyli dosyć dawno. Myślę sobie, przecież CR-V to jest niemalże dwutonowy samochód. Zacząłem trochę szukać, rozmawiać z inżynierem od silników.
- Kiedy to turbo się włącza?
- Jest na stałe włączone, dzięki czemu moment obrotowy (torque) ma szerszy zakres. Przy starych silnikach 2,4 litra maksymalna moc i moment obrotowy występowały przy ponad 4 tys. obrotów; tutaj zakres jest o wiele szerszy (od 2 tys. do 5 tys.), co daje znakomitą elastyczność silnika. Czyli przy dwóch tysiącach obrotów (rpm) mamy już maksimum przyspieszenia itd.
- Czy takim samochodem można coś ciągnąć?
- Półtora tysiąca funtów, czyli jakieś 700 kg.
- Skuter śnieżny albo seadoo, ewentualnie małą przyczepkę?
- Można spokojnie. Poza tym, moim zdaniem, ten rating jest bardzo konserwatywny, nie wiem, czy pamiętasz, jakie myśmy maluchami ciągali przyczepy. Te normy są tutaj zbyt ostro ustawione, gdy chodzi o ciągnięcie. Oficjalnie CR-V ma 1500 funtów; mamy samochody, jak Pilot czy Ridgeline, które mają 5 tys. funtów. Ale to 1,5 litra z turbo ma wciąż taką możliwość jak poprzednio z większym silnikiem; możemy nim holować 1500 funtów.
Powiem ci - zacząłem te wszystkie silniki studiować - okazuje się, że znane nam z TV bolidy Formuły I używają silników o pojemności 1600 ccm również z pojedynczym turbo - oczywiście tam są zastosowane inne metale, inna technologia, zużywają ok. 100 kg paliwa na godzinę itd., ale idea - jeśli chodzi o konstrukcję - jest taka sama. Jestem przekonany, że Honda z tego silnika może wyciągnąć prawdopodobnie i 300 KM. Kosztowałoby to więcej, inne byłoby zużycie paliwa, inny tuning. Inne musiałoby być chłodzenie, ale możliwości takiego silnika przy dzisiejszym poziomie technologii są spore - zapewniam!
- W takim razie przejdźmy do skrzyni biegów.
- CVT, Continuously Variable Transmission; mam to w swoim samochodzie od czterech lat i jestem zupełnie przekonany, że ten stosunkowo nowy typ przekładni automatycznej będzie dominował w masowo produkowanych pojazdach. System ten charakteryzuje minimalnie mniejsza zrywność, na początku są to milisekundy opóźnienia, ale przy codziennym użytkowaniu nie ma to najmniejszego znaczenia.
Powiem tak, w myśl starej maksymy, że zły pieniądz wypiera dobry pieniądz, również w przemyśle samochodowym następuje swego rodzaju uniformizacja rozwiązań technicznych i rozwiązania tańsze w produkcji wypierają te droższe i bardziej skomplikowane. Ekonomia wymusza wszystko. Pomysł CVT - czyli praktycznie dwóch kół pasowych połączonych metalowym paskiem napędowym i sterowanym układem hydraulicznym, został wymyślony już dość dawno przez Niemców, jeszcze przed wojną, to było używane do maszyn skrawających i obróbki metalu. Jako pierwsi przenieśli to do napędu samochodów Nissan i Audi jakiś czas temu. Jest to rozwiązanie, moim zdaniem, o wiele bardziej niezawodne niż tradycyjne „automaty” i powinno gwarantować przebiegi do pół miliona km i większe. Najważniejsze dla przeciętnego użytkownika jest to, że zużycie paliwa spada - bez przesady - od 10 do 15 procent. Przekładnia CVT jest tańsza w produkcji, tańsze jest serwisowanie. Jest tańsza pod każdym względem, dlatego uważam, że to będzie wprowadzane we wszystkich samochodach masowo produkowanych. Samochody zorientowane na jazdę sportową - silniki V6, V8 i niemieckie samochody, które ciągle na niższych zakresach mają wyższy moment obrotowy, nie będą przechodziły na CVT, bo ta przekładnia nie pozwala na tak znaczne przyspieszenia, ma po prostu inne przełożenia. Nissan wprowadził to od dawna, teraz jest Honda i wchodzą w to kolejni producenci.
- Ile trzeba wydać na CR-V?
- Niestety, ceny poszły troszkę w górę, ten najtańszy model podrożał tylko o 400 dolarów, czyli ok. $26,700; natomiast najdroższy model - za sprawą pakietu „sensing” - podrożał o 1000 dolarów, czyli od 37 do ok. 38 tysięcy przed podatkami.
- Wciąż więc jest to samochód w „górnej strefie stanów średnich”?
- Zdecydowanie tak, z tym że korzyść dodatkowa polega na wysokiej wartości odsprzedaży i niezawodności. Spada więc tzw. koszt posiadania, natomiast wyższy jest koszt początkowy. CR-V na Kanadę produkowany jest w ontaryjskim Alliston i są to tylko samochody 5-osobowe i tylko z 1,5-litrowym silnikiem z turbodoładowaniem, choć w USA nadal dostępne są modele CR-V z silnikiem 2,4 litra, wersja Lx.
W tym najdroższym modelu jest też dach panoramiczny. Samochód jest bardzo luksusowo wyposażony, wszystko naprawdę jest bardzo estetycznie wykończone.
Mamy podgrzewaną kierownicę, podwójną klimatyzację, tzw. carplay - czyli można podłączyć smartfona i wszystkie aplikacje są automatycznie na wyświetlaczu. Fenomenalnie działa touchscreen i nawigacja, która jest zapożyczona od Garmina. Klienci Hondy narzekali na dotychczasowy GPS, a Garmin to standard - rozpoznaje głos, można pytać po francusku, po angielsku, odpowie, gdzie jest najbliższa stacja benzynowa czy chińska restauracja - wszystko w zasięgu ręki; zapytasz, a on ci da instrukcje.
Poza tym mamy w CR-V takie drobiazgi, jak bezkorkowy wlew paliwa. Nie trzeba niczego odkręcać, ręka nie śmierdzi benzyną, otwiera się klapę wlewu i leje benzynę. Samo się zamyka. Jest kilka takich małych ciekawostek, tzw. proximity key entry i push button start, programowalne siedzenia ustawiające się oddzielnie do każdej pary kluczyków. A przecież ciągle mówimy tu o środkowym segmencie - mały SUV.
- Ile trzeba za to wszystko zapłacić?
- Ten przed nami z tym wszystkim kosztuje 38 tys. plus podatki, czyli ze wszystkim jakieś 45 tysięcy. Ale za te pieniądze dostajemy bardzo dużo.
Wczoraj miałem przyjemność rozmawiania z polskimi klientami, którzy porównywali to nasze CR-V z Audi Q5. Stwierdzili jednoznacznie, że za ok. 20.000 dolarów mniej Honda oferuje o wiele bogatsze wyposażenie za w sumie podobnej wielkości pojazd.
- To powiedz na koniec, jaki będzie 2017 rok?
- Spodziewam się dobrego roku, ponieważ tak się składa, że Honda w tym roku oferuje wiele nowych modeli. Mamy cztery nowe Civiki; 2-drzwiowy, 4-drzwiowy, brytyjski pięciodrzwiowy hatchback i, o czym już pisałeś, spodziewamy się Civica „R - type” - też będzie z Anglii i będzie miał ponad 300-konny silnik. Niezmiennym zainteresowaniem cieszą się także ciągle Honda Odyssey - najlepszy na kontynencie amerykańskim minivan, oraz zupełnie nowa Honda Pilot.
- „R- type” - czyli młodzież szkolna będzie wniebowzięta?
- Wiesz , „R-type” wchodzi już w wyższe zakresy cenowe, ale będzie gwarantował niesamowite sportowe osiągi przy ciągle niższym koszcie niż porównywalne samochody oferowane przez konkurencję.
Wracając do pytania, spodziewam się dobrego roku, gdyż Honda ma wśród Kanadyjczyków ugruntowaną, bardzo dobrą opinię i mimo że przeciętnie są to auta odrobinę droższe, to jednak całkowity koszt utrzymania (koszt zakupu plus koszty serwisowe) samochodu jest niższy niż u większości konkurentów.
Oprócz nowych Civików mamy całkowicie przeprojektowany CR-V, o którym rozmawialiśmy, i tym modelem jest bardzo duże zainteresowanie. Chcialbym także dodać, że mamy również zupełnie nowegoRidgeline’a, który po 2-3-letniej przerwie znowu wraca na rynek - to niszowy produkt, ale bardzo ekonomiczny, uzupełnia całą ofertę.
W przyszłym roku mniej więcej o tej porze spodziewamy się nowego Accorda - zupełnie przeprojektowany model. To też bardzo znana i niezawodna wizytówka Hondy.
- A też nie bez znaczenia jest to, że Honda montowana jest tutaj, w Ontario, w zakładach w Alliston, i napędza naszą lokalną gospodarkę.
- Miejmy nadzieję, że prezydent Trump nie zrewiduje tych wszystkich porozumień handlowych, bo to może trochę w nas uderzyć, my tutaj, w Kanadzie, produkujemy bardzo dużo, na przykład wszystkie Hondy Civic w USA są z Kanady.
- Dziękuję bardzo, trzymamy więc kciuki za rok 2017, a wszystkim Państwu polecamy usługi Sylwestra Chylińskiego - czytelnika „Gońca” od pierwszego numeru.
Wasz Sobiesław
„Co to będzie, co to będzie, pytają mnie wszędzie?” – że zacznę od słów poety, bo o czym tu mówić u progu nowego roku, jak nie o prognozach i wróżbach?
Samochody, jak zawsze podkreślam, to część systemu, trudno więc je traktować autonomicznie. A jak będzie ewoluował system? Sądząc po tym, co widzimy w wojsku, podstawą jest komunikacja międzyobiektowa. W armii chodzi o to, że poszczególne elementy systemów broni – np. haubice, wyrzutnie rakiet, o dronach powietrznych i morskich nie wspominając, tworzą siatkę informacyjną, podając, sobie nawzajem i do centrum dane potrzebne do skutecznego działania od tych o pogodzie do tych o położeniu celu i jego aktywności.
To samo mają robić współczesne samochody „rozmawiając” nie tylko z sygnalizacją świetlną i informując o swym położeniu, prędkości i liczbie, ale też jedne z drugimi, przez co samochód „dowie się”, że auto jadące z przodu zaczęło hamować, zanim nasz mózg spostrzeże czerwone światło stopu. Samochody mogą też informować centrum o marszrutach zaplanowanych w nawigacjach, po to by efektywnie wykorzystywać dostępne połączenia drogowe i być kierowanym na najmniej obciążone trasy. To wszystko jest możliwe już dzisiaj i powoli zaczyna być wbudowywane w system komunikacyjny.
Nie są to dobre informacje, bo nasze cztery kółka przestają być „nasze”, a stają się mniej lub bardziej anonimowym narzędziem kontroli. O ile droga do prawdziwie autonomicznych pojazdów, które wozić nas będą na każde skinienie, jest na razie dość daleka, to poszczególne elementy autonomizacji jazdy są już wmontowywane w prawie każdy produkowany obecnie pojazd – autonomiczne parkowanie, cruise control pozwalający na utrzymanie stałej odległości od samochodu z przodu, automatyczne hamowanie awaryjne. Czy nam się to podoba czy nie, w nowych autach mamy coraz większe wyświetlacze, coraz więcej czynności zautomatyzowanych lub uruchamianych głosem czy gestem i coraz więcej informacji przekazywanych zwrotnie do producenta lub dilera.
Technologie IT umieszczane w autach pozwalają również na zmianę struktury opłat – dzisiaj część zysku producenta może pochodzić z upgrejdów samochodowego oprogramowania. Na razie słynie z tego tesla, ale możliwe, że ten wariant przyjmie się w innych markach. Będziemy mogli sobie zaordynować bardziej lub mniej dynamiczne ustawianie pracy skrzyni biegów, silnika, a następnie w trakcie posiadania auta otrzymywać kilka upgrejdów poprawiających np. zużycie paliwa czy bezpieczeństwo. W każdym razie, przyszłość to technologia intuicyjna wyczuwająca nasze życzenia, oparta na gestach lub komendach głosowych – nikt nie ma ochoty godzinami studiować instrukcji przed odpaleniem silnika. Najnowsza technologia ma być przezroczysta.
Elektryka jako paliwo wchodzić będzie powoli, na razie nic masowo nie zastąpi silnika benzynowego – poza tym samochody elektryczne zmuszałyby do transformacji systemu podatkowego, tak aby w jakiś sposób zastąpić wpływy uzyskiwane przez państwo ze sprzedaży paliw płynnych.
A materiały? Więcej aluminiopodobnych lekkich stopów, więcej lekkich wytrzymałych tworzyw sztucznych – słowem odchudzanie.
Pod względem wyglądu czeka nas dalsza unifikacja i upodobnianie, crossovery będą podobne do siebie, hatchbacki prawie takie same... etc. –To jest konieczność wynikająca z unifikacji produkcji i żyłowania kosztów. Auto to dzisiaj klocki lego, składane na kilka wariantów.
A na co można się cieszyć? Może na teslę 3 (ale raczej pod koniec roku), może na, nowego i przeprojektowanego wranglera...
O tym wszystkim pisać będziemy już jednak w przyszłym roku i miejmy nadzieję, że rosnące stopy procentowe nie przygniotą rynku.
A zatem, zdrowia i pieniędzy życzy na Nowy Rok
Wasz Sobiesław.
Zacznę od publicystyki, bo coraz częściej chodzą wokół samochodów złe prądy. Historia kołem się toczy, wracamy więc do punktu wyjścia, kiedy to u zarania motoryzacji ograniczano prędkość ówczesnych automobili przepisami prawa, po to by nie płoszyły koni i ludzi. 5 lipca 1865 roku wprowadzono w Wielkiej Brytanii pierwsze na świecie ograniczenie prędkości do 4 mil/h (6,4 km/h) na terenie wsi i 2 mil/h (3,2 km/h) w miastach. Jest to bardzo sensowne, dlatego że przy takich prędkościach trudno o to, by samochód pieszego rozjechał, co najwyżej trochę mu potowarzyszy w wędrówce.
Możliwe, że do tego właśnie zmierzają torontońscy radni, którzy ubolewają nad znaczną liczbą ofiar śmiertelnych wypadków potrącenia pieszych czy rowerzystów. Na razie mowa jest o zmniejszeniu limitów prędkości o 10 km/h... Tymczasem gros odpowiedzialności za tragedie tkwi po stronie pieszych i rowerzystów. Ci pierwsi łażą jak chcą ze słuchawkami na uszach w stanie kompletnego odrealnienia, ci drudzy jeżdżą raz w ruchu kołowym ulicznym, to znów każą się traktować jako urowerowieni piesi, korzystając z nadarzających się okazji skrócenia czy przyspieszenia drogi. Zamiast jednych i drugich łapać i karać, wiesza się psy na kierowcach, gdy dojdzie do wypadku. Tu ponownie namawiam do instalowania kamer samochodowych – właśnie na okoliczność jak jeden z drugim wyjdzie nam na maskę.
Problem można rozwiązać, rozdzielając ruch rowerowy od samochodowego, puszczając go po chodnikach, problem można też rozwiązać, nagłaśniając przypadki bezsensownych śmierci pieszych spowodowanych przez brak uwagi i chodzenie w słuchawkach. Znajomy darwinista twierdzi co prawda, że jest to współczesna forma selekcji naturalnej, ja jednak nie szedłbym tak daleko, a jeśli już jesteśmy przy darwinizmie, to jednym z przykazań drogowych jest przestrzeganie przepisów i w sposób jednakowy powinniśmy karać tych, co nie przestrzegają prawa z powodu chamstwa i brawury, jak tych, którzy ich nie przestrzegają z grzeczności. Słowem, jak masz pierwszeństwo, to jedź! A nie baw się w dżentelmena, przepuszczając staruszki. Od tego jest kodeks drogowy, określający, kto powinien jechać pierwszy, by nie dochodziło do niebezpiecznych sytuacji. Na drodze najgorsza jest bowiem niepewność I BRAK REGUŁ, a ci, którzy zastępują reguły uprzejmością, łamią prawo.
Proszę sobie wyobrazić, że policja na Wyspie Księcia Edwarda ostrzegła niedawno kierowców, aby przestali być dla siebie tak mili. W minionym tygodniu doszło do co najmniej dwóch wypadków na ruchliwej arterii Charlottetown, ponieważ uprzejmy kierowca zatrzymał się, aby wpuścić kogoś z podporządkowanej drogi. Szef tamtejszej policji Paul Smith ostrzega, że bycie „dobrym Samarytaninem” może mieć opłakane konsekwencje. Uprzejmość na drodze stwarza problemy dla wszystkich, dlatego – po prostu – powinniśmy jeździć według przepisów, bo od tego są!
Zacząłem od złych prądów; można się zastanawiać, dlaczego rządząca lewica nie lubi kierowców.
Odpowiedzi nie trzeba długo szukać, lewicowcy to w większości wypadków ludzie, którzy zawsze żyli na państwowym i nie musieli – eufemistycznie mówiąc – uwijać się w życiu. Większość z nas nie jeździ po centrach miast dla przyjemności i nie przekracza dozwolonej prędkości w sensownych granicach dla dziwnej satysfakcji. Zmusza nas do tego życie, zabieganie, praca na kilka etatów czy usiłowanie godzenia opieki nad potomstwem z karierą. Każdy by chciał spokojnie na rowerku od 9 do 5 z przerwą na lunch, z pełnymi benefitami, emeryturą i tygodniami chorobowego do dyspozycji. Niestety, większość z nas tyra. I do tego tyrania auto jest niezbędnie potrzebne, a opodatkowanie poruszania się nim tak pod pozorem mandatów za prędkość, jak opłat za autostrady jest po prostu opodatkowaniem pracy.
Wasz Sobiesław
Idą święta, więc na początek prezent pod choinkę. Rzadko coś tam reklamuję, ale tym razem postanowiłem się przełamać. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu znalazł się w sytuacji, gdy mu się rozładował akumulator, bo zapomniał czegoś tam wyłączyć albo zwlekał z kupieniem nowego do momentu, aż ten nie wziął i nie padł. Dobrze, jeśli wozimy ze sobą przewody; dobrze, jeśli złapiemy kogoś, kto nam da boost. Czasem jednak jest to spory kłopot.
Tymczasem na kanadyjskim amazonie za jedyne czterdzieści kilka dolarów kupić sobie możemy jumpstarter Ankera. Niewielkie urządzenie, które mieści się w schowku na rękawiczki, pozwala na odpalenie nawet 3-litrowego motoru benzynowego i 2,5-litrowego diesla. I to nie raz, a do 15 razy, dając prąd o natężeniu 400 amperów. Wewnętrzna bateria o pojemności 10000 mAh ładuje się w ciągu 3 godzin do pełna. Do tego, urządzenie ma wbudowaną latarkę i kontakty USB, z których bez problemu naładujemy komórkę czy laptopa.
W każdym razie warto mieć pod ręką coś, co daje gwarancję, że nie zostaniemy na lodzie. Jest to ważne zwłaszcza tutaj, u nas w Kanadzie, gdzie od czasu do czasu na jakichś rybach lub w drodze na cottage możemy być zdani tylko na siebie, wówczas taki naładowany odpalacz naprawdę może dużo pomóc, o uratowaniu życia nie wspomnę.
***
Przy okazji, gdy zaś mówimy o bezpieczeństwie, warto przypomnieć: – z badań amerykańskiego CAA, czyli AAA, wynika, że niedospani kierowcy są tak samo niebezpieczni jak ci pijani. Spanie mniej niż 7 godzin dziennie prawie podwaja ryzyko wypadku drogowego, ci zaś, którzy spali mniej niż cztery godziny, są 11,5 RAZY bardziej narażeni na wypadek niż wyspani kierowcy.
Ponadto, co pewnie nie dziwi, niewyspanych kierowców jest na drogach o wiele więcej niż pijanych; jedna trzecia ankietowanych przyznała, że w okresie badanego miesiąca przynajmniej raz zamykały im się oczy podczas prowadzenia.
Co robić? Oczywiście poza tym, aby się wysypiać?
Po pierwsze, jeździć bardzo ostrożnie – o ile już jedziemy, bo jechać musimy – trzeba zdawać sobie sprawę, że nie jesteśmy królem szos, mamy ograniczone reakcje, jedziemy więc bardzo przepisowo i ostrożnie. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy np. mieliśmy jakieś zdarzenia losowe (pogrzeb), mamy małe dzieci, musimy wstawać w nocy do starego człowieka albo dziecka – nawet jeśli zaliczyliśmy godzinowo trochę snu, to poprzez jego poszatkowanie nie jesteśmy wypoczęci.
Po drugie, starajmy się przespać. – 15-20-minutowa drzemka działa cuda. Jeśli jesteśmy w dłuższej podróży, zatrzymujmy się co 160 km „na sikanie”.
Po trzecie, przy pierwszej nadarzającej się okazji trzeba się odespać. Jak ognia unikamy godzin nadrannych, kiedy zazwyczaj mamy głęboką fazę snu.
Jak rozpoznać, że musimy się zatrzymać? Pierwszy sygnał: brak uwagi, dekoncentracja, odpływanie myślą; drugi, gdy nam głowa opada. Przy pierwszym sygnale szukamy parkingu i idziemy spać. Zasada jest taka, że drugiego sygnału może już nie być, dlatego niezależnie od tego, co mamy na głowie i jak bardzo się spieszymy, kiedy wstaniemy po drzemce, świat nadal będzie się kręcił, kiedy zaś pojedziemy bez drzemki, może się dla nas i być może kilku innych osób przestać kręcić.
Kawa, kofeina, to tylko działa chwilowo, trzeba po prostu dać się zresetować wewnętrznej chemii organizmu, i nic tego lepiej nie zrobi niż drzemka. Na własny użytek odkryłem kiedyś spanie w bagażniku – to znaczy złożyłem w osobówce tylne siedzenia, rozwinąłem kocyk i na skos byłem w stanie rozłożyć nogi do końca bagażnika – spanie na płasko jest o wiele lepsze niż w fotelu, ale każde kimanie jest dobre. Nie lekceważmy tego, bo tu chodzi o życie.
Na co uczula Wasz Sobiesław.
Verano 2017 - luksus w przystępnej cenie
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiKtóż nie lubi być pieszczony?! Wiele osób preferuje właśnie taki rodzaj jazdy, miękko, wygodnie, luksusowo, z uczuciem płynięcia nad jezdnią. Dawniej takie właśnie wrażenie dawał niemal każdy amerykański krążownik szos, co prawda „pływanie” na zakrętach często źle się kończyło, ale taki był właśnie charakter „amerykanów” – dużo mocy na tylne koła i salonowe resorowanie.
Dzisiaj odeszliśmy od tego daleko, są jednak wciąż na rynku samochody, w których ceni się wygodę ponad wszystko inne. W klasie sedan, z ręką na sercu polecić można buicka verano – samochód osobowy, który może do najzrywniejszych nie należy – zapewnia nam jednak kojące poczucie luksusu, i to za całkiem przystępną cenę 25 tys. CAD.
Wnętrze robi bardzo dobre, eleganckie wrażenie, ergonomiczne wygodne fotele, potrójnie uszczelniane drzwi eliminujące hałas, laminowane szyby boczne, akustyczne przesłony, uszczelnienia, pianki i maty – wszystko to sprawia, że verano jest w środku NAPRAWDę cichy. Buick mocno się napracował, by odgłosy drogi, wiatru i pracy silnika pozostały poza kabiną pasażerską. Nawet jeśli będziemy verano doprowadzać do wysokich obrotów i dynamicznej jazdy – w środku nikt nie będzie musiał podnosić głosu w rozmowie. Jeśli chodzi o wyciszenie wnętrza, spokojnie można porównywać verano z luksusowym segmentem rynku. Wnętrze jest bardzo przestronne. Nawet najwięksi rozmiarami ludzie nie powinni narzekać, nie będą się o nic obijać. Pojemny jest również bagażnik, a tylne siedzenia składają się na płasko, pozwalając na przewożenie dłuższych przedmiotów.
Ponadto już w wersji podstawowej w verano będziemy mieli podwójną strefę klimatyzacji/ogrzewania, kontrolowanie sprzętu na kierownicy, wtyk USB CD player i 17-calowe koła. Jednak w tej bazowej wersji nie znajdziemy Bluetooth, kamery biegu wstecznego (niebawem obowiązkowej we wszystkich nowo produkowanych samochodach) czy systemu dotykowego IntelliLink. Te rzeczy plus podgrzewane przednie fotele, podgrzewana kierownica, nawigacja, skórzana tapicerka czy głośniki Bose – to elementy wyższych wersji. Do tego dochodzi cała gama gadżetów elektronicznego wspomagania kierowcy, jak monitorowanie blind-spotów, ostrzeżenie przed czołowym zderzeniem, samoparkowanie i ostrzeżenie przed opuszczaniem pasa ruchu.
Tyle, jeśli chodzi o kabinę, bo jeśli chodzi o samochód, to pod maską mamy jedynie 180 KM produkowanych przez rzędową 2,4-litrową czwórkę, która pozwala się nam rozpędzać od 0 do 80 mil na godz. w umiarkowanym czasie 8,6 sekundy. Sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów nie pozwala na dąsy – dzięki niej auto nie wydaje się leniwe i poprawnie reaguje na ruchy pedału gazu. Jak można się domyślać, zużycie paliwa nie należy do najmocniejszych stron verano – w jeździe miejskiej musimy się liczyć z 11,5 litra – czyli raczej standard. Buick wchodzi w zakręty – jak to buick – z wyraźnym wychylaniem pudła, no, ale nikt tutaj nie projektował tego samochodu z myślą o sportowej jeździe. Hamulce również uznać można za standard w klasie tudzież bezpieczeństwo, zapewniane przez standardowe 10 poduszek powietrznych.
Podobno GM ma przestać produkować verano, co oznaczałoby dodatkowe upusty dla kupujących i znacznie zwiększało atrakcyjność tego auta – ponoć dzisiaj królują crossovery i na nich koncern chce się koncentrować. Czy słusznie?
To rzecz gustu. Ja zalecam wypracowanie własnego i nieuleganie samochodowym modom, tłoczonym nam w głowy przez motokorporacje. Buick verano z pewnością może się podobać, dając poczucie prawdziwego luksusu za naprawdę niewielkie pieniądze,
o czym szczerze zapewnia
Wasz Sobiesław
Wszyscy nas tu straszą, że idzie mroźna zima, że będzie wreszcie po kanadyjsku, czyli śnieżnie i mroźno, po raz kolejny więc przypomnę, żeby przy pierwszej lepszej okazji oswoić się ze ślizganiem na jakimś placyku, przypomnę też, żeby zawsze odśnieżać cały samochód – po to, by widzieć i nikomu śniegiem z naszego auta nie sypać, a także żeby wozić coś ciepłego do ubrania i opaski lub łańcuchy na koła. Aha, i jeszcze jedno, gdyby nas zasypało w zaspie, to trzeba wyłączyć traction control, bo inaczej nic z naszego wygramolania się nie będzie.
To tak w skrócie, niedawno zaś w wheels.ca znalazłem zestawienie najlepszych opon zimowych...
Powiem tak, w normalnych warunkach opony wielosezonowe całkowicie wystarczają, zwłaszcza jeśli mieszkamy w mieście, gdzie ulice są często odśnieżane. Jeśli wiemy, jak jeździć, mamy sporo bieżnika na całorocznych oponach, no to nic nam nie będzie. Oczywiście, opony zimowe są lepsze na zimę, bo robione ze specjalnej gumy, która nie twardnieje tak łatwo w niskich temperaturach, przez co mają większą przyczepność, ale nie przesadzajmy...
Aby być uczciwym, powiem, że owszem, jeżdżę na zimowych, ale tak się akurat złożyło. Jeśli lubimy jeździć dynamicznie i musimy jeździć w każdych warunkach, bo np. pracujemy samochodem, opony zimowe to konieczność, jeśli w trudnych warunkach stać nas na to, aby nie wyjeżdżać, no to możemy się zastanawiać.
Kiedy stare opony zimowe wymienić na nowe? Jeśli do opony włożymy quartera nosem karibu do dołu i będziemy widzieć nos, to opona jest do wymiany – to tak na oko. Nie zapominajmy też o przekładaniu opon przód – tył dla równego zdzierania się – chyba że ktoś ma inne na przodzie i inne na tyle.
Jakie zatem opony kupić, by wiedzieć, że mamy coś, co na rynku jest najlepsze? Oto propozycja dla samochodów osobowych i vanów (dla SUV-ów jest nieco inna).
1. Michelin X-Ice Xi3
Te opony osiągały najlepsze rezultaty w testach przeprowadzanych przez Canadian Tire. Flex-Ice – składnik opatentowany przez Michelina, zachowuje nieprawdopodobną elastyczność w niskich temperaturach. Michelin jest pionierem rozwoju opon zimowych i jego opony mają też dobre inne charakterystyki, jak komfort czy zdzieranie.
2. Barum Polaris 3
Tańsza od michelinów, trwała, o niskich oporach toczenia, gwarantuje niższe zużycie paliwa, doskonałe właściwości hamowania.
3. Glislaved Nord Frost 100
Superopona na śnieg – fabryczna opona zimowa Volvo, a więc marki ze śnieżnej Szwecji. Made in Sweden gwarantuje bardzo dobrą charakterystykę przyczepności w każdych warunkach i komfortową, cichą jazdę.
4. Bridgestone Blizzak WS80
Doskonała stabilizacja podczas jazdy, dobra charakterystyka pracy opony w każdych warunkach zalecana do codziennych dojazdów w zróżnicowanych warunkach, na suchej, mokrej, lodowej czy śnieżnej nawierzchni. Zalecana opona zimowa Bridgestone.
5. Pirelli Ice Zero FR
Doskonała na autostrady, cicha, oferuje doskonałą kontrolę również przy większych prędkościach.
No to mniej więcej jest z czego wybrać, o czym informuje
Wasz Sobiesław
Pisałem już jakiś czas temu o pożyczaniu samochodu w Europie, tym razem będzie praktyka.
Po pierwsze, zastanówmy się, czy my rzeczywiście potrzebujemy mieć samochód. W wielu polskich miastach działa sprawna komunikacja miejska, w tym ekspresy. Gdy zaś potrzebujemy dojechać do czegoś mniejszego, to praktycznie wszędzie możemy to zrobić busem.
Jeśli jednak uznamy, że auto jest nam niezbędne, to wówczas pozostaje do ustalenia kilka priorytetów, typu na jak długo i jakiej pojemności.
W moim przypadku zdecydowałem się na coś absolutnie najmniejszego i był to fiat panda. Ceny rzeczywiście są przystępne, zwłaszcza jeśli robimy rezerwację zza oceanu. Niekoniecznie też musimy odbierać samochód na lotnisku, w wielu wypadkach możemy go mieć tam, gdzie chcemy.
Sprawy formalne – to konieczność posiadania międzynarodowego prawa jazdy (tak, tak, proszę nie zapomnieć, bo wyrabia się u nas na miejscu, w Kanadzie), a także kwestia rozszerzonego ubezpieczenia. Tu proszę zobaczyć, czy czasem jakaś posiadana karta kredytowa nie daje nam tej możliwości. Warto zadzwonić i upewnić się, abyśmy wiedzieli dokładnie, co mamy w razie nieszczęśliwego zdarzenia robić.
Kolejna historia to zaopatrzenie się w GPS. W moim przypadku był to kanadyjski smartfone z wyłączoną funkcją „data” i aplikacją HERE We Go. Sprawdzało się to znakomicie. Na dodatek, aplikacja ta pozwala na zładowanie mapy Polski na kartę SD telefonu i prócz głosowej nawigacji samochodowej oferuje nawigację per pedes, czyli komunikacją miejską – mówi, jakimi tramwajami i autobusami dojechać. Z Toronto wziąłem więc sobie zasilanie telefonu kablem z zapalniczki oraz uchwyt na szybę i cała Polska stanęła przede mną otworem. Jedna uwaga, trzeba uważać na ograniczenia prędkości, ponieważ nie wszystkie są wprogramowane w HERE i zdarzało się, że GPS sądził, iż jest 50 km/h, a było 70 km/h lub odwrotnie. To jednak drobiazg.
Moja panda – co było niejakim zaskoczeniem – okazała się być samochodem 7-letnim z wysokim przebiegiem. Mimo to była czysta i zadbana. Mankamenty? No cóż, jest to typowy mały europejski samochód miejski, przy którym, aby normalnie dynamicznie jeździć, trzeba namachać się biegami – panda od 0 do 100 km/h rozpędza się w... 20 sekund. Nie są to osiągi pozwalające na bezpieczne wyprzedzanie w wielu sytuacjach. Ale jeśli damy sobie na uspokojenie i pogodzimy, że na polskiej autostradzie trudno będzie nam tym wozem przekroczyć maksymalną prędkość, to wszystko będzie OK. W klasie najtańszych samochodów taka jest bowiem reguła. Poza tym, do takiej pandy wejdą cztery osoby i trochę bagażu – nie ma co narzekać.
Inna rzecz, uważajmy na fotoradary oraz przejrzyjmy choć raz polskie przepisy, aby wiedzieć, jak zachować się na wszechobecnych rondach oraz czy na czerwonym świetle można skręcać w prawo.
Oczywiście, piszę tutaj o samochodzie z ręczną skrzynią biegów. Zakładam, że my, ludzie starej daty, to potrafimy, a naprawdę warto zachęcić juniora czy żonę, by umiejętność zmiany biegów posiedli w stopniu co najmniej dostatecznym. Ameryka przestaje być pępkiem świata, a „zwykłe” „standardy” to norma na wszystkich innych kontynentach. Jakoś tak się składa, że wypożyczalni samochodów namnożyło się nam w Polsce jak grzybów po deszczu i konkurencja jest spora. Proszę zresztą zobaczyć reklamy na stronach „Gońca”. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Oczywiście, odbierając auto, trzeba zrobić obchód, wskazując na wszystkie problematyczne elementy, jak otarcia czy odpryski. Całkiem niezłym rozwiązaniem jest sfilmowanie całego obchodu na komórkę, po to by nikt nam nie wmawiał później dziecka w brzuch. Standardowo też oddając auto, tankujemy do pełna, bo w przeciwnym razie doliczą nam za tankowanie nie tylko cenę samej benzyny.
Podsumowując, wypożyczenie auta nie jest drogie, ale warto się zastanowić, czy potrzebny nam taki zawrót tylnego siedzenia, tym bardziej że jednak polskie jeżdżenie jest nieco inne od naszego, co dodatkowo powoduje stres. Jeśli więc chcemy odwiedzać kraj na luzie, a przy tym od czasu do czasu raczyć się wspaniałymi wiktuałami podlanymi równie wspaniałymi polskimi trunkami, to po co nam ten czterokołowy ból głowy.
O czym szczerze powiadamia
Wasz Sobiesław