O Jezu, żyjący w Maryi, przyjdź i żyj w sługach Twoich: duchem świętości swojej, pełnią swej mocy, cnót swoich prawdą, doskonałością dróg swoich, udziałem tajemnic swoich. Nad wszelką mocą przeciwną zapanuj Duchem Twoim, ku chwale Ojca. Amen
Osla to mała wioska w południowo-zachodniej Polsce, która ma udokumentowane ponad 750 lat wiary katolickiej. Na końcu tej wioski stoi stary młyn, w którym niedawno zamieszkał Pan Jezus. Powstał tu Rekolekcyjny Dom Chleba, który jest otwarty dla wszystkich szukających Boga, pragnących wyciszenia oraz zasmakowania w domowej atmosferze tego miejsca. Serdecznie zapraszamy do nas osoby indywidualne (duchowne i świeckie), a także wspólnoty pragnące przeżyć dni skupienia czy rekolekcje. Dysponujemy mniej więcej trzydziestoma miejscami noclegowymi. Za pobyt w Domu Chleba przyjmujemy dobrowolną ofiarę. Bliższe informacje i zgłoszenia na www.osla-domchleba.pl
Osła 112 59-706 Gromadka
tel. (75) 611-60-51
tel. kom. 663-284-115 (ojciec Marek Skiba OMI)
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.osla-domchleba.pl
konto Stowarzyszenia: 24 1090 1939 0000 0001 1697 1293
GONIEC: Skąd taki pomysł, żeby otwierać wspólnotę "Dom Chleba". Jak Ojciec uznał, że to powinien robić?
Ojciec Marek Skiba: Przede wszystkim cieszymy się tym, że tak stwierdził Kościół, bo to jest dla mnie najważniejsze. Temat posłuszeństwa, który jest chyba najważniejszym ślubem w Kościele, jest cały czas jak gdyby przetrawiany przeze mnie.
W tej chwili mamy taką sytuację, że biskup legnicki Stefan Cichy poprosił mojego prowincjała przed dwoma laty, żeby taka działalność, dla młodzieży przede wszystkim, ale także dla różnych grup, ruchów, wspólnot w Kościele, miała miejsce właśnie w kościele diecezji legnickiej i powołał stowarzyszenie Towarzystwa Maryi Niepokalanej. Tak że mamy te wszystkie REGON-y, NIP-y, to wszystko otrzymaliśmy już od państwa, jesteśmy "osadzeni".
Myślę, że to się rodziło w sercu Pana Boga, że to było od zawsze, tylko myśmy to rozpoznawali. Kiedy na początku byłem kapłanem i jeździłem w góry z młodzieżą raz do roku, wtedy zrodziła się myśli modlitwy za kapłanów, bo dużo się na kapłanów narzekało i na młodzież.
Więc młodzież zaczęła się modlić za kapłanów, pracując nad sobą, to są takie obietnice, zobowiązania. Po kilku latach zrodziła się myśl, żeby zrobić takie miejsce, gdzie moglibyśmy się spotykać, bo zauważyłem, że jeżeli przez jeden tydzień tyle dzieje się w duszach, i poprzez sporadyczny kontakt potem z niektórymi – bo byłem na różnych parafiach – tak duży wzrost duchowy jest, to co by Bóg mógł zrobić, gdyby to było cały czas takie miejsce, takie rekolekcje z możliwością powrotu notorycznego.
I zaczęliśmy się o to modlić, byłoby nawet takie wspólnoty apostolstwa świeckich zatwierdzone w diecezji siedleckiej przez biskupa Jana Wiktora Nowaka.
Jednak moi przełożeni tak ostrożnie na to patrzyli, było dużo inicjatyw, mówili nie dasz rady sam, może się do kogoś przyłącz, więc po latach dałem dwie propozycje, przyłączyli mnie do ojca Rysia Sierańskiego, gdzie pracowałem na ulicy, szukając właśnie takich ludzi, którzy pogubili się, przez narkotyki i inne sprawy. Ale ja w sercu miałem dom rekolekcyjny, nie ośrodek jako taki, bo to jest taka wspólnota Dobrego Pasterza, o której teraz mówię, w Katowicach, która ma za cel jakby pośredniczyć, wyłapywać tych ludzi czy resocjalizację prowadzić. Prowadzą też taki dom i po prostu udostępniać im go, żeby umożliwiać leczenie, ewentualnie żeby potem mieli gdzie wrócić.
Zauważyłem wtedy, że bardzo ważne jest, co zrobić z tymi ludźmi po powrocie, bo oni nie mają rodziny, kolegów , bo wyrośli w innych środowiskach. Towarzyszyć tym ludziom. Wielu wraca do tego swojego bagienka, ale przyjdzie potem na spowiedź. My stanowimy jego rodzinę, jego odskocznię.
A potem tak się stało, kiedy już ta nadzieja, tak można powiedzieć, gasła w sercu – ja cały czas chciałem, żeby powstał ten dom rekolekcyjny – pojechaliśmy z przyjaciółmi zrobić rekolekcje do Polonii w Hamburgu, rekolekcje w duchowości św. Eugeniusza, ale z prowadzeniem indywidualnym, z ćwiczeniami św. Ignacego i dla wspólnoty "Źródło Życia" w Polskiej Misji Katolickiej.
Tam to odżyło, ludzie się sami zaczęli pytać. A kiedy to odżyło, to powiedziałem, że Bóg na pewno tego chce, bo jeszcze w innych ludziach. Ja tego nie przeciskałem, nie forsowałem. Zaczęliśmy iść w tym kierunku, znaleźliśmy dom w 2002 roku przy takiej luźnej wspólnocie, bez żadnych większych więzi, kupiliśmy dom, stary młyn rozsypujący się, 200-letni, w wiosce, która ma 800 lat katolicyzmu.
To jest taka historia, że kilka miesięcy wcześniej piorun trzasnął w wieżę, a tam był krzyż oparty na kuli, a w tej kuli były dokumenty pisane gotykiem niemieckim i dowiedzieliśmy się, że tam w 1245 roku, ten dokument jest w Lyonie, to jest bulla papieża Innocentego III, że właśnie słano dary z parafii do archidiecezji wrocławskiej, czyli na początku XIII w. już była zorganizowana parafia. Tam w ogóle jest wiele ciekawych miejsc, np. Wały Śląskie, niektórzy uważają, że to jest początek państwa polskiego, Wały Chrobrego, Góra Polska, tam jest do czego wracać, co pokazać młodzieży.
A więc był ten dom 200-letni, całkowita ruina, i kupiliśmy go na 10 lat i ludzie, którzy się zdeklarowali, żeby opłacać ten dom, to byli tacy luźni, "jak będziemy mogli, to pomożemy księdzu, jak nie to nie". Oni się zmieniali, przyszli nowi, więc przez dziesięć lat – ja się tym już prawie w ogóle nie zajmowałem – dom został spłacony ratami, a nawet wyremontowany.
Biskupi, którzy byli u nas osiem razy w ciągu dwóch lat, powiedzieli na początku tak: ogrom pracy, wasza wytrwałość, modlitwa, świadectwo przede wszystkim, przekonują nas o tym, że to jest Boże, więc powołujemy. I wobec takiej dosyć biernej postawy moich przełożonych, biskup poprosił prowincjała, on się zgodził i jestem na razie tak ad experimentum trzy lata. No ale dzieła są przepiękne...
– Jakie dzieła?
– Początek był taki, że od razu prosiłem Boga o wspólnotę życia, a tak się stało, że rodzice chłopaka, który był po narkotykach wyrzucony z resocjalizacji, z trzech ośrodków, ze szkoły i z domu, polecili mu, żeby poszedł się wyspowiadać, akurat z moją posługą.
Jakoś tak pomyślałem, że może to być człowiek, którego Bóg daje do wspólnoty, bo on nie miał gdzie iść. I zamieszkaliśmy razem, od początku, on był jedenaście miesięcy, w tym czasie zdał osiem egzaminów, żeby go do szkoły przyjęli, zdał maturę, zdał egzamin miesięczny, prawo jazdy, prowadził ze mną klub dla młodych. Wrócił do siebie i podjął studia. Potem mu się noga trochę powinęła, ale żyje, chodzi po ziemi.
Druga osoba, która – wydaje mi się – była taką odpowiedzią Boga na to, co my tam robimy, taka Gosia, która pochodziła z rodziny z takimi problemami ogólnymi, także alkoholowymi.
Szukała szczęścia w Niemczech, wróciła do Polski, nie wiedziała, co zrobić. A była jej koleżanka na takich rekolekcjach trzymiesięcznych, taka siostra zakonna też takie rekolekcje odprawiała, kapłani przyjeżdżają, klerycy, powołaniowe rekolekcje, młodzieżowe, duża różnorodność jest u nas, każdy weekend praktycznie. No i właśnie ta dziewczyna przyjechała, żeby tak trochę ochłonąć, i została.
Po sześciu miesiącach zakupiła samochód, wcześniej dostała mieszkanie, ma pracę i jest samodzielna.
Więc to jest taki cud.
Ja tylko tyle się dowiedziałem, że sam nie jestem gotowy, żeby przyjąć takich ludzi, że muszę mieć wspólnotę. Modlę się o wspólnotę życia i ta wspólnota powoli się tworzy. Tymczasem jest wspólnota czasowa, bo przyjeżdża na przykład wolontariusz, taka Iza z Oławy przyjechała na trzy miesiące, wzięła sobie urlop bezpłatny, popróbować, czy dałaby radę. Aż mi żal było, bo po niecałym miesiącu to powiązała sobie nogi bandażami, bo tyle pracy tam jest. To jest praca wciąż fizyczna, sprawy prawne dzięki Bogu poszły, to cudownie, ale wciąż są remonty.
Teraz marzymy o takiej Chacie Chlebowej. To się już realizuje. Miejsce, które by zastępowało miejsce do tańczenia dla młodzieży, do muzyki, też do Eucharystii, takie wielofunkcyjne.
Tymczasem jest Młynfest tygodniowy, w ciągu roku mamy takie wydarzenie dla młodzieży, ściągamy z gminy takie podesty, to trzeba składać cały dzień, potem rozkładać, namioty wojskowe.
A ta Chata Chlebowa będzie zastępowała to wszystko. I właśnie ta Chata Chlebowa przyśniła się biskupowi, któregoś razu był u nas. Nie mówiłem mu o tej chacie, a my rozmawialiśmy już od miesięcy. I pokazał miejsce i powiedział, taka trochę w szkle, trochę w drewnie, tak jak my o tym marzymy. Że tu gościmy, modlimy się, bawimy. I właśnie teraz to się realizuje, w tym momencie.
Co tam się jeszcze robi?
Przede wszystkim przychodzą rodziny i są takie Eucharystie rodzinne o uzdrowienie, o uzdrowienie ze zranień, wspomnień, marzeń, rodziny się jednają, spowiadają się po latach.
Jest to też miejsce, gdzie ludzie przychodzą na dłuższą indywidualną spowiedź. Do proboszcza nie pójdzie, bo już wiele lat nie chodzi do swojego kościoła, co powiedzą, jak teraz zacznie chodzić. Ktoś inny nie wie, czy da mu czas, czy zrozumie. U nas jest czas, jest możliwość, żeby przyjść, umówić się, nawet nie ma problemu, żeby nie umawiając się, też przyjść.
– Ktoś słyszał, dowie się, przeczyta, czy może przyjechać?
– Tak. Trzeba zobaczyć stronę internetową www.osla-domchleba.pl i tam mamy cały program. Są różne formy rekolekcji, mamy rekolekcje takie, jaka przyjeżdża grupa.
Na przykład mamy rekolekcje z tzw. postem Daniela, czyli same warzywka na parze, z rehabilitacją ruchową, z takimi przechadzkami i z formą ćwiczeń ignacjańskich.
To jest na razie czterodniowe, być może wydłużymy to do dziesięciu dni, tak jak to pięknie opisane jest w Piśmie Świętym w Księdze Daniela. Mamy rekolekcje naszego towarzystwa, czyli w duchowości tego, co jest naszą istotą. Mówimy "miłość i służba", bo święty Eugeniusz powiedział, odchodząc z tej ziemi, coś takiego, że miłujcie się wzajemnie, zachowujcie miłość, miłość, miłość, a na zewnątrz gorliwość o zbawienie dusz.
I przekładając to na dzisiejszy czas, widzę, że ta miłość to jest wspólnota, że chodzi o przebaczenie. Stworzyć przede wszystkim dla tych, którzy najbardziej potrzebują, czyli dla ubogich, dla młodzieży, bo to najbardziej kategoria ubogich dla mnie, i kapłani, to jest druga kategoria.
– Kategoria ubogich to młodzież i kapłani?
– Tak. Dla mnie to kategoria najbardziej ubogich.
– Dlaczego?
– Dlatego że młodzież, diabeł bardzo dobrze o tym wie, jest przyszłością każdego narodu, a także Kościoła.
Oni są najbardziej okłamywani, szczególnie przez środki społecznego przekazu. Nie wiem, jak to jest tutaj, ale w Polsce to tak działa. A więc chodzi o to, żeby ich nauczyć myśleć, żeby dać im doświadczenie Ducha Świętego, uświadomić im prawdy wiary, żeby pokochali Kościół.
Po zakończeniu seminarium miałem takie dwa doświadczenia, dwa przemyślenia. Zrozumiałem, że moje serce tak wierzyło i się rozradowałem, tylko nie byłem tego świadomy.
Rozradowałem się, że jestem w Kościele katolickim. Ale do tego potrzeba formacji, uświadomienia sobie, przyjęcia doktryny za swoją.
I po drugie, zrozumiałem, że mało wiem i muszę się dużo uczyć. I my chcemy to zaszczepić w młodych.
Rozraduj się, że jesteś katolikiem, że jesteś dzieckiem Boga, ale zacznij nad sobą pracować.
Mamy taką propozycję formacji właśnie, przez Pismo Święte, sakramenty, wspólnotę, ewangelizację. To jest taka nasza formacja wypracowana, trzeba przyjechać na rekolekcje, najlepiej na Młynfest. To się nazywa Młynfest, dlatego że nawiązuje do młyna starego, to był kiedyś młyn mąki, chleba, teraz młyn słowa, młyn Eucharystii, Dom Chleba, Betlejem, to jest aramejski Dom Chleba.
Jeżeli chodzi o kapłanów, to kapłani są sercem Kościoła.
Diabeł dobrze wie, że jeżeli uderzy w kapłanów, to nie będzie Eucharystii, spowiedzi, a my nie jesteśmy z innej gliny, tylko z tego świata, chociaż mamy być od innego świata. Modlimy się za młodzież i za kapłanów i Bóg odpowiada, bo nam przysyła i młodzież, i kapłanów.
W ostatnim czasie zadzwonił, będąc tutaj, w Kanadzie, grekokatolik, taki dosyć znajomy, i mówi: księże, czy nie mógłbym u ciebie zamieszkać na jakiś czas, stworzyć wspólnotę z tobą, odprawiać Eucharystię w naszym obrządku, mamy jedność liturgiczną z grekokatolikami. Wiem, że ma trudności, problemy, biskup nakazał mu zostawić na razie parafię i pójść. I właśnie to jest to, to jest dokładnie przykład taki, że Bóg przysyła nam i młodzież, i kapłanów.
Kapłani są skarbem dla Kościoła, młodzież też, ale są najbardziej uderzani, i dlatego w moim odczuciu są najbardziej ubodzy.
– Jak jest to jest z pieniędzmi?
– Cud.
Nasi księgowi, których wymodliliśmy. Ci państwo księgowi otwierali dopiero swój biznes, mówiąc językiem kanadyjskim, a myśmy też u początku byli i szukałem takich ludzi, bo po prostu już nie mogłem podołać tym wszystkim papierom. A to potężna firma się zaczęła robić ten nasz Dom Chleba. Oni przyjechali, uporządkowali nam wszystko i mówią: proszę księdza, to jest cud ekonomiczny. Gdyby ksiądz był premierem jakiegoś kraju, to wszyscy by żyli jak pączki w maśle, bo wy macie ciągle wydatki ogromne, a aż trudno uwierzyć, że tyle ludzie wam ofiarują. I pracą, bo nie za wszystko się płaci, dają na przykład darmowo kamienie czy jakiś transport, czy dach nam zrobili, czy szambo. Ja nawet o to nie prosiłem. Zobaczyli, że szambo jest nieekologiczne, to mówią: my księdzu zrobimy. I zrobili, 10 tys. metrów sześciennych szambo.
My się za nich modlimy.
Żyjemy z pracy rąk własnych. To się utrzymuje z darów Boga przez ludzi, bo nie mamy dotacji ani od oblatów, ani z kurii, ani z Kościoła, ani z Unii, znikąd.
Funkcjonujemy na zasadzie Opatrzności Bożej.
Jak mój przełożony zadzwonił po jakimś czasie, czy mam co jeść, to powiedziałem, że nie tylko mam co jeść, ale wyremontowaliśmy dom już prawie. On był zadowolony, mam nadzieję, że był szczęśliwy.
To trudno wytłumaczyć, ale ja dużo cudów widziałem, ale od tych dwóch lat jak jestem, po tych dwudziestu paru latach, kiedy wyszedłem ze zgromadzenia, bo takie miałem powołanie dekretem zamieszkać poza zgromadzenie, tworzyć taką wspólnotę, to widzę cuda Opatrzności Bożej.
Nigdy nie byłem głodny i codziennie mam ludzi. Na palcach dwóch rąk mogę policzyć, kiedy miałem Mszę św. którą w ciągu tych dwóch lat sam przeżywałem. Ciągle przychodzą ludzie, żeby się ze mną modlić, czasem pojedynczy człowiek, czasem kilka osób, grupy.
– Jak okoliczni ludzie przyjmują waszą wspólnotę?
– To jest też długa droga, bo w mentalności ludzi funkcjonuje, że jest parafia, że jest ewentualnie zakon, to jeszcze można zrozumieć, ale co to jest dom rekolekcyjny, gdzie mieszka zakonnik, gdzie tworzy wspólnotę ze świeckimi ludźmi?
To była długa droga. Pierwsza myśl, kiedy chciałem przyjść od tych uzależnionych z Katowic, to jak się dowiedzieli, to były opory, jakieś AIDS nam tu sprowadzi, nie wiadomo, to będzie niebezpieczne.
Oni musieli przejść długą drogę, Bóg się musiał długo napracować. Tak jak powiedziałem, zrobiliśmy misje ewangelizacyjne z dwudziestoma osobami, na tydzień urlop wzięły.
Pantomimy, scenki, plakaty, grupy dzielenia, zabawy z dziećmi, formacja młodzieży, nauki stanowe dla dorosłych. Oni byli zdumieni, w ogóle czy to jest Kościół katolicki, ta różnorodność. Potem były renowacje misji, więc oni zobaczyli, że ci ludzie, którzy ze mną pracują, to są bardzo porządni, funkcjonujący w różnych parafiach, na wysokich stanowiskach i prości – to nie ma znaczenia dla nas, ale przyjechał jakiś aktor, Darek Kowalski, który gra Tracza, z którym się przyjaźnimy, jacyś piosenkarze.
Więc oni zobaczyli, że my jesteśmy lubiani, że za nami stoją piękni ludzie. To trochę ociepliło, ale najbardziej pomogło, że sami przyszli. Na początku nie przychodzili, bo nie wiadomo, co to jest. Teraz część się ośmiela, przeżywamy comiesięczne czuwania. Na przykład utworzyła się z tej małej parafijki, to jest wioska, dużo młodzieży nie ma, ale przy nas powstała przy czuwaniach comiesięcznych grupa teatralna. Wystawili już swoje spektakle na deskach w gminie, w powiecie, biskup przyjechał.
Sami piszą scenariusze, ja im tylko mówię hasło, trochę tam przy nich jestem, żeby jakichś herezji nie było. Sami tworzą, to się rodzi spontanicznie. Wiem, jak trudno z młodzieżą pracować. Początkowo mówili, że nie wiadomo, może jakaś sekta, teraz znowu mówią tak: oni są wszyscy święci, my tam nie pasujemy. My nie możemy tam iść, bo tam są tak dobrzy ludzie.
A więc diabeł wciąż przeszkadza. Niemniej jednak Pan Bóg to umiejętnie, powolutku prowadzi.
Kościół jest długomyślny, ja też się oburzałem na to, że tak długo pewne sprawy trwają, ale Pan Bóg wie lepiej. Naokoło nas mieszkają ludzie i jakby policzyć, to jest ponad dwadzieścioro dzieci, a wioska liczy nie więcej niż trzydzieścioro. Ale akurat naokoło nas mieszkają te dzieci. One przychodzą, podlewają kwiatki z nami, one się modlą.
Szły ulicą, przeklinały, kiedy jesteśmy razem, już się nauczyły, że nie trzeba przeklinać. One często w domu słyszą różne rzeczy.
Pan Bóg postawił ten dom w sytuacji, kiedy tam naprawdę może oddziaływać tak bezpośrednio. Trzeba popatrzeć na całą historię, to było miejsce błogosławieństwa, bo od tak dawna, 800 lat katolicyzmu, i tam zawsze była przynajmniej jedna rodzina katolicka, ale tam był obóz koncentracyjny filii Gross-Rosen, tam zamordowano księdza, tam zamordowano siostry zakonne, to jest miejsce łaski i przekleństwa. I dlatego być może Pan Bóg powołał taki dom, żeby adorować cały czas Pana Jezusa, żeby tam każdy mógł mieć przystęp.
– To jest adoracja Pana Jezusa?
– Tak, mamy Najświętszy Sakrament, to jest erygowana kaplica, wezwanie Jana Pawła, pierwsza w diecezji, może na świecie, nie wiem. Jeszcze w maju było aprobowanie stowarzyszenia, a 21 czerwca erygowanie kaplicy, więc prawdopodobnie jedna z pierwszych na świecie pod jego wezwaniem, i cieszymy się jego wstawiennictwem.
Mamy relikwię krwi od księdza kardynała Dziwisza. Jest dużo świętych, odkrywam w ogóle Opatrzność przez świętych. Biskup pytał się mnie, jakie wezwanie kaplicy, mówię św. Eugeniusz i Maria de Mattias, bo ona jest patronką Bolesławca, a dużo nam pomogła. Mam namacalne dowody, że ona nam pomogła i nie chciałem się narazić jednej i drugiej, a Eugeniusz to mój założyciel, to wiadomo. A biskup mówi nie, nie może być dwóch, musi być jeden, bo kiedy odpust. No i wtedy mówię, no żeby ich pogodzić, a biskup miał relikwie Jana Pawła II, to ja mówię może Jan Paweł, bo on kochał młodzież, my też go kochamy. No to niech będzie Jan Paweł. I w taki sposób Jan Paweł zechciał być patronem w naszej kaplicy.
– Jak można wesprzeć, jak można pomóc?
– Tak jak powiedziałem, zapraszam na rekolekcje.
Teraz zrodziła się taka inicjatywa, bo tutaj spotykamy się każdego dnia z innymi ludźmi. Mamy teraz spotkanie na Davenport następne dwie niedziele, ale spotykamy się zasadniczo właśnie z ludźmi, po rodzinach. I zrodziła się myśl pielgrzymki do Medjugore na przełomie kwietnia i maja przyszłego roku, tak że proszę dzwonić do pani Bożeny – 905-848-6530, gdzie można się doinformować. A my mamy takie konto, które założyli nam z dopiskiem "Dom Chleba Osla" w Kongresie Polonii Kanadyjskiej będzie można robić sobie odpis.
– Czyli przez Fundację Charytatywną Kongresu Polonii Kanadyjskiej.
– Już od pięćdziesięciu dolarów można otrzymać pokwitowanie do rozliczenia.
– Życzę Ojcu zdrowia i wszelkich łask. Dziękuję bardzo za wywiad.
– Też chciałbym podziękować na koniec wszystkim przyjaciołom i dobrodziejom w Polsce, ale tutaj jest niezwykłe, niesamowite. Trzy lata temu byłem na rekolekcjach i spotkaliśmy się, utrzymaliśmy kontakt, ci ludzie wiedzieli o tym Domu Chleba i pomyśleli, żeby pomóc. Zrobili bankiet i właśnie Pani Lucynka z przyjaciółmi zorganizowali piękny bankiet, ponad dwieście osób bez żadnych reklam, bez publicznej informacji. Więc darowali od siebie zimne dania, ufundowali piękne nagrody, był piękny koncert dziewczynki, Julii, coś pięknego. Ja mogę tylko powiedzieć, że to jest ten sam Duch, który nam towarzyszy szczególnie od dwóch lat, ale wcześniej też był z nami.
Rozmawiał Andrzej Kumor