GONIEC: - A jak Państwo się poznaliście?
- Chodziłam do szkoły z internatem dla panien Notre Dame Academy. Mama mojej koleżanki z pokoju była Polką, zaprosili mnie na weekend, zorganizowano przyjęcie. Nie mówiłam po angielsku, Marek uczył się wówczas hiszpańskiego...
Goniec: - Panie Mecenasie, czy dzisiaj, pod koniec kariery zawodowej, nie ma Pan ochoty na politykę? Przecież działał Pan w organizacjach polonijnych; był Pan przewodniczącym Kongresu Polonii Kanadyjskiej i Polonii Wolnego Świata, nie ma Pan ambicji politycznych?
Mec. Marek Malicki: - Miałem takie ambicje wiele lat temu. Miałem nawet możliwości, żeby wejść w politykę prowincyjną lub federalną, niestety w życiu często jest tak, że na jednej szali tej wagi jest polityka, a na drugiej rodzina; tak że wybrałem, żeby być z rodziną.
Emerytura mi nie grozi - gdy teraz powiększamy kancelarię i przyjmujemy prawników, pracy jest bardzo dużo. Jestem też zaangażowany w różnych innych organizacjach i instytucjach. Poza tym polityka jest inna dzisiaj niż kiedyś.
- Gorsza?
- Kiedyś dana osoba miała większe możliwości wpływać na politykę rządu. Obecnie w Kanadzie mamy bardziej system prezydencki.
- Premier o wszystkim decyduje?
- Premier i jego najbliższe otoczenie - nawet nie gabinet, tylko doradcy, i to było widać już od dwóch - trzech premierów przed obecnym.
- Poseł nie ma wiele do powiedzenia?
- Nie ma. To jest bardzo zaszczytna funkcja, może na wszystkich przyjęciach być uważany za ważną osobę, ale ma znikomo mało wpływu. Człowiek ma więcej wpływu w życiu codziennym. Dlatego zaangażowałem się w zarządzie Ontario Bar Association. To jest stowarzyszenie adwokatów w Ontario i jestem tam jednym z dyrektorów; reprezentuję cały okręg Mississaugi, Brampton i dalej. W ten sposób, w tej instytucji można bardziej wpłynąć na to, co dzieje się w społeczeństwie; nawet w kontekście Polonii, człowiek ma to podejście ukształtowane przez życie społeczne i podchodzi się do spraw ogólnoprawniczych w Kanadzie zupełnie inaczej. Tak więc raczej ukierunkowuje się na to, gdzie można mieć trochę wpływu.
- Pan mówi bardzo dobrze po polsku, a urodził się w Wielkiej Brytanii.
- Polski to był mój pierwszy język, po angielsku nie mówiłem słowa do momentu jak miałem 6 lat. Rodzice mnie wychowywali po polsku - bo wiadomo, że każde dziecko szybko się nauczy języka kraju, w którym przebywa. I co mi pomogło - bardzo szybko udzielałem się w harcerstwie, gdzie byłem drużynowym przez wiele, wiele lat, szybko zaangażowałem się w pracę społeczną - to mi pomogło.
- Wszyscy jakby boimy się prawa - co Pan sądzi o systemie prawnym w Ontario, jest Pan członkiem władz Palestry? Mówi się, że aby iść do prawnika, trzeba być albo bardzo bogatym, albo bardzo biednym. Jak to jest z tym dostępem do porady prawnej?
- To jest poważny problem; gdy się jest bardzo biednym, ma się dostęp do Legal Aid, albo trzeba mieć zasoby. Klasa średnia bardzo wiele spraw załatwia sama. Ostatecznie przychodzą do nas, bo - na przykład - kupią biznes bez odpowiedniego zabezpieczenia, starają się ułożyć jakieś własne umowy matrymonialne... To wszystko stwarza problemy. I pozostaje pytanie, jak do tego podejść? Adwokaci prowadzący kancelarie mają bardzo wysokie koszta tzw. overhead. Z drugiej strony, są sposoby którymi staramy się z tym poradzić. Po pierwsze, adwokaci, szczególnie ci na Bay Street, proszeni są o poświęcenie części czasu na pro bono - na pracę darmową, gdzie pomaga się ludziom, którzy inaczej pozbawieni byliby pomocy. To zaczyna przynosić rezultaty. Law Society, instytucja, która reguluje te sprawy prawne , uprawnia też paralegals, osoby, które nie są pełnymi adwokatami, ale mogą niektóre rzeczy w ograniczony sposób załatwiać i pomagać. W najniższym sądzie Small Claims Court można rozwiązywać roszczenia do wysokości 25 tysięcy dol., tam ludzie sami mogą się reprezentować. Jestem też sędzią takiego sądu i obserwuję, jak osoby, które są przygotowane, potrafią prowadzić własne sprawy.
Ogólnie jednak problem ten nie ma jeszcze rozwiązania; czyli jak mieć dostęp do prawa i nie dać się zrujnować - na to nie ma jeszcze odpowiedzi.
- Ma Pan wiele do czynienia z polskim środowiskiem, istnieje taka obiegowa opinia, że jesteśmy pieniaczami, czy to prawda?
- Niekoniecznie, pewne precedensy były stworzone kilka lat temu. Czasami ludzie błędnie idą do sądu i uważają, że pokażą drugiej stronie. Nikt na czymś takim jeszcze nie wygrał. To się tak wydarzyło w naszej społeczności Wydaje mi się, że nie zawsze tak było Jesteśmy na tyle mądrzy że potrafimy sami rozwiązywać własne sprawy.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Kumor