Przyleciałam tu w lipcu 2010 roku, czyli już 2,5 roku temu.
– Skąd w ogóle wziął się pomysł, żeby tu przylecieć?
– Tak naprawdę to przywiodła mnie tu ciekawość. Chciałam zobaczyć, jak wygląda życie w Kanadzie, a ponieważ od trzech lat mieszkała tu już moja młodsza siostra, a jeszcze dłużej nasz kuzyn z rodziną, to pomyślałam, że to dobra okazja do tego, aby ich odwiedzić i przy okazji doświadczyć chociaż przez krótki czas kanadyjskiego życia za Oceanem.
Pierwotnie plan zakładał, że będę tu tylko przez okres wakacji, pozwiedzam okolice, nauczę się języka, spędzę czas z rodziną, może pójdę do jakiejś dorywczej pracy, żeby trochę dorobić. A wyszło tak, że jestem tu już ponad dwa lata (śmiech).
– Co w takim razie sprawiło, że Twój pobyt się wydłużył?
– Hmmm... Fajnie było! (śmiech) Było zupełnie inaczej niż w Polsce, powiedziałabym – łatwiej. Mimo że na samym początku, już po decyzji, że zostaję, nie było łatwo, bo musiałam zacząć myśleć o znalezieniu stałej pracy oraz o tym, gdzie zamieszkam, jednak trudności te nie trwały długo i po pewnym czasie znalazłam pracę, która pozwalała mi się spokojnie utrzymać.
– Jakie były Twoje pierwsze myśli po wylądowaniu na lotnisku w Toronto, pamiętasz je?
– Tak. Pomyślałam sobie "co ja tutaj robię?" i przede wszystkim "jak ja sobie tu poradzę?".
– Mimo że wiedziałaś , że masz tu siostrę, wujka i kuzyna?
– Tak, mimo to martwiłam się, jak ja się tu odnajdę. Po wakacjach zdecydowałam, że zostanę jednak na rok. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale po upływie tego czasu już nie chciałam wracać do Polski. Więc zostałam.
– Czy znałaś język angielski na tyle dobrze, że nie obawiałaś się, że możesz nie znaleźć pracy bez jego dobrej znajomości?
– Angielski znałam na poziomie podstawowym. Jednak po pierwszych dniach spędzonych w Mississauga stwierdziłam, że nie znam angielskiego prawie wcale! Jest ogromna różnica między językiem jakiego uczą nas w polskich szkołach a tym prawdziwym, użytkowym, którym ludzie posługują się w Kanadzie na co dzień.
Do tego dochodzą jeszcze najróżniejsze akcenty w tej multikulturowej mieszance, które czasami skutecznie zniekształcają dźwięk słowa. Więc na początku komunikowanie się było dla mnie problemem. Ale poszłam do szkoły na zajęcia z angielskiego, które bardzo mi pomogły, usystematyzowały moją wiedzę i dodały pewności siebie.
– Co takiego jest w Kanadzie, czego nie ma w Polsce, i co jest w Polsce, a brakuje tego Kanadzie?
– Przede wszystkim nie ma tu mojej najbliższej rodziny – nie licząc siostry. Najbardziej odczuwam ten brak bliskich mi osób, kiedy nadchodzą święta. Bo jest to czas, w którym rodzina powinna spędzać razem, w komplecie. W Polsce też na pewno nie ma pracy, która dawałaby satysfakcjonujące zarobki, jest po prostu ciężko się utrzymać. Tutejsze realia ekonomiczne sprawiają, że pracując nawet za najniższą stawkę, jesteś w stanie spokojnie opłacić czynsz, na przykład za wynajmowany pokój, kupić wyżywienie, bilet miesięczny na autobus i mieć jeszcze na drobne przyjemności. W Polsce, szczególnie w większym mieście, byłoby to niemożliwe do zrealizowania. Wystarczy spojrzeć na ceny wynajmu mieszkań – są one nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do przeciętnych zarobków młodych ludzi po studiach.
– Jakie rzeczy były dla Ciebie zaskoczeniem po przylocie i pierwszych tygodniach pobytu?
– Muszę przyznać, że zaskoczeniem był dla mnie przede wszystkim sposób wychowywania dzieci, zupełnie inny od tego, który znałam z Polski. Tutaj obowiązuje tak zwane "wychowanie bezstresowe" polegające głównie na tym, że dzieci robią, co chcą, i dostają wszystko, na co mają ochotę, co nie zawsze jest według mnie dobre. Druga kwestia, która mnie zaskoczyła, to zaufanie Kanadyjczyków. W naszej ojczyźnie nie do pomyślenia jest, żeby nie zamykać domu na klucz, gdy się z niego wychodzi. Tutaj natomiast jest to notoryczne i normalne. Co więcej, bezpieczne, bo po powrocie z pracy zastajesz swój dobytek w takim stanie, w jakim go opuszczałeś. Ponadto bardzo podoba mi się otwartość i tolerancja na odmienność. Tutaj jeśli wyglądasz inaczej, masz kolorowe włosy, kolczyki i tatuaże w różnych miejscach, nikogo to nie dziwi. W Polsce natychmiast zostałabyś wytknięta palcami i obgadana.
– Powiedziałaś, że do Kanady leciałaś z myślą, że spędzisz tu miłe wakacyjne trzy miesiące, a potem wrócisz do ojczyzny. Czyli tak naprawdę miałaś być tylko turystką, zostałaś emigrantką. Jak odnajdujesz się w tej sytuacji?
– Ja od samego początku czułam się w Kanadzie dobrze. Wydaje mi się, że chyba lepiej odnajduję się teraz tutaj, niż odnajdywałam się w Polsce. Nie wiem, czy gdybym teraz wróciła do Polski, to potrafiłabym tam znaleźć swoje miesjce. Podejrzewam, że byłoby mi ciężko, zdążyłam się już tutaj zakorzenić. Kanada to teraz mój dom.
– W tym zakorzenieniu pomaga Ci chyba Twój chłopak, prawda?
– (śmiech) No tak, zdecydowanie!
– Jak się poznaliście?
– Marka poznałam po 1,5 roku mojego pobytu w Kanadzie. Poznaliśmy się w sumie przez mojego wujka, no i jakoś tak już zostało. Ta historia jest dość przewrotna, bo na początku spotykaliśmy się bardzo rzadko i raczej niechętnie, co może brzmieć trochę dziwnie, ale naprawdę tak było. W sumie to Marek mnie ignorował! W okresie, gdy się poznaliśmy, miał bardzo dużo pracy i nie miał czasu na randki, a ja odbierałam to jako brak zainteresowania z jego strony. Potem jednak sprawy potoczyły się dla nas obojga bardzo pomyślnie i do tej pory jesteśmy razem.
– W Kanadzie, a szczególnie w Mississaudze jest bardzo liczna Polonia. Co sądzisz o naszych rodakach, którzy tu mieszkają, prowadzą interesy, wychowują dzieci?
– (cisza) Bez komentarza.
– Jak wyobrażacie sobie wspólną przyszłość?
– W najbliższych miesiącach planujemy kupić mieszkanie w Mississaudze i w nim wspólnie zamieszkać. Co będzie potem, to zobaczymy. Chcemy założyć rodzinę, mieć dzieci. To są teraz dla nas najważniejsze sprawy.
- Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Janiak