farolwebad1

A+ A A-
piątek, 23 luty 2018 07:46

Naczelnik Państwa przygotowuje grunt

michalkiewicz        Zagadkowe, uporczywe milczenie nie tylko pana prezydenta Dudy, nie tylko pana premiera Morawieckiego, ale i Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego w sprawie amerykańskiej ustawy nr 1226, a jednocześnie wszczynanie przez pana premiera Morawieckiego kolejnej odsłony wojny polsko-żydowskiej, nasuwa podejrzenia, że jesteśmy świadkami przerażającej i wstrętnej intrygi, której celem jest oddanie Polski pod żydowską okupację przy jednoczesnym wywołaniu wrażenia, że nasi Umiłowani Przywódcy nie tylko starali się, jak mogli, by Polskę przed tym paroksyzmem uchronić, ba – walczyli jak lwy – ale w końcu ulegli przemocy. Rzecz w tym, że pan premier Morawiecki podczas swego pobytu w Niemczech wcale nie musiał wdawać się w głupią i upokarzającą licytację z Żydami i Niemcami, kto był większą ofiarą i większym zbrodniarzem. 

        Na pytanie „ocalałego” filuta, co to powoływał się na matkę, też zresztą „ocalałą”, pan premier mógł odpowiedzieć wymijająco, że w tej sprawie wszystko już zostało z polskiej strony powiedziane i on nie ma już nic do dodania i w ten sposób zamknąć dyskusję – a jeśli filut byłby zbyt natarczywy, mógł go zapewnić, że strona polska spróbuje wyjaśnić tę sprawę, zaczynając od sprawdzenia, czy w ogóle miał matkę, a potem – krok po kroku coraz dalej – pan premier dostarczył Żydom pretekstu do wznowienia klangoru. Oczywiście to tylko preludium, bo w marcu chluśnie na Polskę cały kubeł oszczerstw, wylewanych przez środowiska przemysłu holokaustu. Tworzą je ludzie o mentalności hien, w związku z czym podejrzewam, że ich trzonem mogą być żydowscy emigranci z Polski w drugim już pokoleniu. Rzecz w tym, że po wojnie sześciodniowej w 1967 roku, podczas której ZSRR, za pośrednictwem Izraela, dostał od Amerykanów lanie w swoje arabskie dupsko, komuchy w rodzaju Mieczysława Moczara, który tak naprawdę nazywał się Mikołaj Diomko, na czele PZPR-owskiej frakcji „partyzantów”, będącej kolejną edycją „Chamów”, postanowiły rozprawić się z „Żydami”, z którymi miały na pieńku od roku 1955, kiedy to Chruszczow odkrył, że Stalin nie zamordował wszystkich swoich ofiar własnymi rękami i trzeba było odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie, kto mu w tym pomagał.

W Polsce to pytanie też padło i wtedy obdarzeni szybszym refleksem towarzysze pochodzenia żydowskiego, jednym susem przeszli do obozu liberałów („zgoda, ja mogę być leberał, tylko wy o tem mnie powiedzcie”) i nieubłaganym palcem wskazali na tubylczych gojów – że to oni. Goje – jak to goje – nawet nie zaprzeczali, tylko z oburzeniem przypomnieli, że jeśli mordowali i łamali kości, to przecież na rozkaz swoich ukorzenionych przełożonych!  Wtedy tamci oskarżyli ich o „antysemityzm” i tak pojawiły się w PZPR dwie frakcje” „Żydów” i „Chamów”. Korzystając tedy ze sprzyjającej koniunktury, w roku 1968 „partyzanci”, będący kontynuacją „Chamów”, przystąpili do rozprawy z „Żydami”, to znaczy – z „syjonistami”, wypychając ich „do Syjamu”. Wielu „syjonistów” skwapliwie skorzystało z okazji do wyrwania się z cudnego raju, zwłaszcza że można było wywieźć wszystko, co wcześniej zostało wyrwane „reakcyjnej hydrze” bardzo często razem z paznokciami. Bo wśród „marcowych” emigrantów bardzo wielu miało ręce unurzane do łokci we krwi polskich patriotów. Oczywiście na Zachodzie nie wypadało przechwalać się udziałem w komunistycznym aparacie terroru, więc im bardziej taki jeden z drugim emigrant był ubabrany w niewinnej polskiej krwi, tym gorliwiej prezentował się jako ofiara „polskiego antysemityzmu” i tym głośniejszy podnosił klangor. I tak zostało aż do dnia dzisiejszego, bo potomstwo ubeckich zbrodniarzy też się zorientowało, z której strony chleb jest posmarowany. W tej sytuacji wdawanie się w dyskusje z Żydami mija się z celem, bo – po pierwsze – nie chodzi o żadną „historyczną prawdę”, tylko o interes, który ma tę specyfikę, że wymaga przyprawienia narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców, a po drugie – że Żydzi w dziedzinie ustalania prawdy uważają się za monopolistów i zazdrośnie tego monopolu strzegą, więc z zasady nie dopuszczają  do żadnej dyskusji – a doskonałą ilustracją metody zastosowanej już przy ukamienowaniu św. Szczepana, jest penalizacja tzw. kłamstwa oświęcimskiego, a więc – wersji historii zatwierdzonej do wierzenia przez organizacje przemysłu holokaustu. W tej sytuacji jedyną rozsądną reakcją na żydowski klangor jest puszczanie go mimo uszu, a gdyby oskarżenia Polski i Polaków o spowodowanie holokaustu przekraczały granice tupetu i bezczelności, to najwyżej można by go skwitować stwierdzeniem, że może szkoda, że to nieprawda. Tymczasem pan premier Morawiecki postąpił odwrotnie, co wzbudza podejrzenia, że zależało mu na eskalacji klangoru. Ale pan premier Morawiecki świeci światłem odbitym od Naczelnika Państwa, a to by znaczyło, że na eskalacji klangoru zależy też i jemu. A dlaczego? Ano dlatego, że sprawa oddania Polski pod żydowską okupację mogła zostać postanowiona jeszcze w roku 2015, kiedy to za sprawą Naszego Najważniejszego Sojusznika, PiS objął zewnętrzne znamiona władzy w naszym bantustanie – ale fakt ten do ostatniej chwili powinien pozostać tajemnicą dla polskiej opinii publicznej. To podejrzenie jest dodatkowo wzmocnione przez deklaracje pana ministra Joachima Brudzińskiego, który po opublikowaniu przez stację TVN nagranej prawie rok wcześniej „relacji”, a prawdopodobnie inscenizacji obchodów urodzin Hitlera w jakichś krzakach pod Wodzisławem Śląskim, zapowiedział delegalizację ugrupowań narodowych. Teraz zaś, z jego inicjatywy, utworzony został zespół do zwalczania „faszyzmu” pod egidą Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co do której nie mam żadnych złudzeń, że jest zdolna do wszystkiego, a do zwalczania wszelkiej politycznej konkurencji w szczególności. Ale polityczna konkurencja to tylko pretekst – bo pod takim właśnie pretekstem rząd PiS będzie oczyszczał przedpole dla żydowskiej okupacji Polski. I jeśli nawet doszłoby do zmiany na stanowisku premiera, w ramach której pana Mateusza Morawieckiego zastąpiłby na tym stanowisku nasz najnowszy przyjaciel, pan Jonny Daniels, to nie musiałby już niczego dodawać, ani niczego nowego powoływać. Naczelnik Państwa zaś wytłumaczyłby swoim wyznawcom, że – po pierwsze – został ofiarą przemocy, a po drugie – że lepiej, żeby to on instalował tu żydowską okupację, niż mieliby to robić przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa. Tak właśnie z powodzeniem została podana do wierzenia ratyfikacja traktatu lizbońskiego, więc  dlaczego nie powtórzyć jeszcze raz tego samego? Nie bez kozery powiadają, że głupotę ludzką można porównać tylko do cierpliwości Boskiej.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 23 luty 2018 07:39

Wychodzimy z kąta

kumorszary        Czy to przypadek, czy celowe działanie, a jeżeli tak, to po co? Czemu służy ta polsko-żydowska wojenka? Jeśli jesteśmy zdeklarowanymi zwolennikami teorii spiskowych, to dostrzeżemy wiele niebezpieczeństw, tym bardziej że po polskiej stronie pojawiają się głosy sugerujące, że dla stonowania napięcia powinniśmy uznać Jerozolimę za stolicę Izraela i przenieść tam polską ambasadę, inni – tak, słyszałem takie głosy – twierdzą, że miłość polsko-żydowską skutecznie mógłby przypieczętować układ o wzajemnym bezpieczeństwie... 

        Ten drugi postulat  to  poważna sprawa, bo oznaczałby zaangażowanie militarne Polski w ewentualny konflikt Izraela z Iranem czy Syrią. Nie wiem, czy przyjaźń polsko-żydowska (niczym niegdyś polsko-radziecka) jest nadrzędnym polskim interesem, a wchodzenie pod skrzydła izraelskiej kwoki rozwiązałoby wszystkie polskie problemy... 

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 16 luty 2018 08:14

#WelcomeToCanada

Wyrok w sprawie o zastrzelenie na farmie w Saskatchewanie 22-letniego Indianina Coltena Boushie wywołał lawinę  oburzenia i dał okazję do przedsięwzięć, które osłabiają i tak nadwerężony system kanadyjskiego prawa dźgając go szpikulcem politycznej poprawności.

        Oczywiście, nie mnie rozstrzygać czy właściciel farmy, który zastrzelił Indianina jest niewinny. Zrobił to sąd w postaci ławy przysięgłych, a wyrok można normalną drogą zaskarżyć. Okoliczności wydarzenia w skrócie są takie że grupa Indian która wcześniej piła alkohol wtargnęła na farmę Geralda Stanleya, gdzie w rezultacie utarczki farmer pociągnął za spust, jak twierdzi bez intencji zabicia młodego człowieka. Obrona dowodziła, że jego Tokarew wystrzelił z opóźnieniem.  Wiadomo też że zeznania świadków oskarżenia były niespójne i zmieniane w trakcie procesu. Tymczasem sprawca został uznany za winnego przez media i polityków, a wyrok spotkał się ze negatywnym komentarzem samego premiera Kanady. Czyż nie jest to rażące naruszenie rozdziału władzy sądowniczej od egzekucyjnej, czy że to próba wywarcia nacisków na sąd. W końcu przecież sprawa nie jest zamknięta, możliwa jest apelacja. Jakże tak od razu mówić że wyrok jest niesprawiedliwy bez zapoznania się z materiałem dowodowym i dokumentami sądu? Czy zawsze w sytuacji kiedy sprawcą jest biały a ofiarą uzbrojony Indianin, biały jest winny? Bo przecież nie bez znaczenia jest fakt że Indianin miał przy sobie naładowany karabinek 0.22 z kulą wprowadzoną do komory. Ale, jak powiedziałem, nie nam sądzić - od tego byli ławnicy. Ci uznali, że mężczyzna, który zastrzelił Indianina nie ponosi odpowiedzialności. 

 Wygląda więc na to, że wyrok jest nie do przyjęcia, nie ze względu na fakty, tylko dlatego że ofiara to młody, miło wyglądający człowiek, a sprawca to niezbyt miły biały farmer. Oczywiście Indianie nie omieszkali dodać, że całe zajście miało miejsce na „ukradzionej ziemi”. 

        Dało to wszystko impuls do wielkiej debaty o potrzebie „lepszego dostosowania prawa do zróżnicowanego kanadyjskiego społeczeństwa”. Argumentuje się tutaj, że Indian powinni sądzić Indianie, czarnych czarni, a lesbijki powinny być sądzony przez homoseksualistów. Ławy przysięgłych miałyby odzwierciedlać społeczny mix - tak, jak gdyby sprawiedliwość, moralność umiejętność rozdzielania dobra od zła zależały od tego, jaki kto ma kolor skóry i z kim chodzi do łóżka. Podważanie uniwersalności prawa to podważanie całego instytucjonalnego systemu dotychczasowego państwa. Za moment będziemy mieli naciski, aby muzułmanów sądzili muzułmanie, ludzi z Azji Azjaci - kombinacji jest bez liku. 

        Nasz przepiękny premier federalny spotkał się natychmiast z rodziną zabitego Indianina (dlaczego akurat teraz, a nie, kiedy zdarzenie miało miejsce?) i obiecał głębokie zmiany w prawie dotyczącym Indian. Do końca jednak nie wiadomo na czym one miałyby polegać, ponieważ politycznie poprawny język premiera federalnego nie daje tutaj żadnych konkretnych wskazówek. Zupełnie jak na partyjnych zebraniach w krajach komunistycznych, z jego wypowiedzi wnosić można jedynie, „że będzie lepiej”.  

        Wspomniane podejście etniczno-kulturowe godzi w samą zasadę państwa kanadyjskiego i przyczynia się do segregacji. Paradoksalnie przyznaje się w ten sposób rację tym, którzy uważają że multikulti jest do bani i tak naprawdę na sprawiedliwość możemy liczyć tylko we własnej grupie etnicznej czy religijnej. Tak oto politycznie poprawne wariactwo gryzie się we własny ogon. Poczucie sprawiedliwości zależeć ma nie od uniwersalnego systemu wartości, lecz  - po marksowsku - od środowiska - byt kształtuje świadomość

        W te informacje wpisuje się wynik niedawnego sondażu wśród policjantów, z którego wynika że boją się interweniować. Nie chcą mieć kłopotów, a w świecie najeżonym kamerami smartfonów zwykła interwencja może być przedstawiona

jako nieuzasadniona, rasistowska etc. Po co się narażać, kiedy można spokojnie brać pieniądze?! Po co szlajać się potem po sądach i świecić twarzyczką na pierwszych stronach? 

        A policjanci stają się zwierzyną łowną. Tak, tak wiem, że jest to skryte bractwo,  gdzie jeden kryje drugiego,  że są wśród nich złe rzeczy, ale na Boga, nie podkładajmy policji nogi, gdy ściga złodziei. Bo co nam potem zostanie? Przecież w tym kraju nawet sami bronić się nie możemy... 

        A aberracje są takie, że jakiegoś tam przemytnika z dwoma kilogramami kokainy uniewinnia się tylko dlatego że przeszukano go wtedy gdy się nie spodziewał. Ktoś nabrał podejrzeń, skontrolowano człowiekowi bagaże a następnie sąd uznał, że naruszone zostało prawo do ochrony przed nieuzasadnionym przeszukaniem... Przemytnika puszczono wolno i cieszyć się wypada, że nie oddali mu zatrzymanej kokainy, no bo skoro nie było przestępstwa...

        To są wszystko rzeczy śmieszne, dopóki nie dotykają nas bezpośrednio, dopóki my albo nasza rodzina nie ponosimy konsekwencji tych kretynizmów, na przykład leżąc na korytarzy w zatłoczonym szpitalu...

        W ubiegłym roku przez „zieloną” granicę lądową ze Stanami Zjednoczonymi przeszło do Kanady 40 000 tak zwanych uchodźców, czyli ludzi, którzy taksówkami podjeżdżają do granicy, po to by prosić o azyl w tym kraju. Porozumienia podpisane między USA, a Kanadą przez rząd Stephena Harpera uniemożliwia składanie podania o azyl osobom, które przybywają z USA, zakłada, że jest to kraj bezpieczny i praworządny i to właśnie w tym kraju należy prosić o ochronę. Dokument jest jednak tak sformułowany, że dotyczy jedynie legalnych przejść granicznych, pominięto „zieloną” granicę! I to właśnie przez pola, lasy i doły pchają się do nas tysiące „azylantów” z USA. Bo jest po co! Po złożeniu podania mają prawo do opieki medycznej  łącznie z dentystą, darmowymi lekami, okulistą. W USA opieka medyczna darmowa nie jest, warto więc dać dyla przez granicę, by w ramach doraźnego federalnego programu opieki zdrowotnej otrzymać na przykład terapię mowy dla dziecka czy aparat słuchowy. 

        Nie dziwmy się więc gdy do zielonej granicy naszych uchodźców podwozi się samochodami. Przecież nasz piękny premier już rok temu twittował:  To those fleeing persecution, terror & war, Canadians will welcome you, regardless of your faith. Diversity is our strength #WelcomeToCanada.

        Na razie skorzystało 40 tysięcy; dlaczego tak mało?

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 16 luty 2018 07:34

Wystarczy zacząć pisać jak było...

LESZEK--ZEBROWSKI        W obecnej dyskusji, jaka toczy się wokół stosunków polsko-żydowskich, gdzie w tle są żądania, już nie 65 mld dol., ale 300 mld dol., czyli łącznie biliona złotych polskich. Jest to kwota nie do wyobrażenia dla olbrzymiej większości Polaków. Nie mamy z takimi wielkościami do czynienia, to są wielokrotności polskiego budżetu -  w tle tej sprawy cały czas wraca sprawa Jedwabnego. To jest symbol tego, czego nie zrobiliśmy do tej pory i taki naturalny odruch żeby się bronić, ponieważ Jedwabne jest tym atutem strony żydowskiej; zobaczcie to nie tylko Niemcy, ale także Polacy... I Polacy byli gorsi; Niemcy to była instytucja to było państwo, to byli naziści właściwie, a nie Niemcy, natomiast Polacy byli antysemitami z dobrej woli. 

        W związku z tym podnoszone są głosy, żeby tę sprawę wreszcie zakończyć.  Normalnością jest dzisiaj to, że śledztwo, które zostało wówczas wszczęte, gdzie równolegle rozpoczęła się ekshumacja, zostało natychmiast przerwane, wyciszone, nie pozwolono tego kontynuować. 

Opublikowano w Teksty

        „Chamy i Żydy” to esej niezwykle ważny dla historii PRL-u nie tylko, być może nawet dla całego okresu powojennych relacji polsko żydowskich. Napisany przez Witolda Jedlickiego, polskiego Żyda, uczestnika Klubu Krzywego Koła, który na początku lat sześćdziesiątych wyemigrował do Izraela, gdzie angażował się w obronę praw Palestyńczyków, a opublikowany w paryskiej „Kulturze”. Autor nakreślił ramy walki frakcyjnej jaka miała miejsce w szeregach komunistycznej elity w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, a która obejmowała, z jednej strony środowisko żydowskich dziennikarzy, intelektualistów, działaczy partyjnych nazywanych „Puławianami” od kamienic przy ulicy Puławskiej zasiedlonych przez komunistów po wojnie, gdzie wielu z nich mieszkało oraz Natolińczykami nazywanymi tak od rządowego pałacyku w tej właśnie miejscowości. Ci ostatni mieli przeważnie plebejskie korzenie i zazwyczaj byli związani z partyzantką w czasie II wojny światowej. Stąd owa nazwa Chamy i Żydy. Notabene nazwa, która nie ma w sobie nic antysemickiego, po prostu przywódcy owych środowisk tak właśnie wzajemnie się określali. Niedawno zaś w procesie Grzegorza Wysoka publicysty z Lublina sąd usiłował mu przepisać to określenie jako antysemickie, co pokazuje to że nawet wśród ludzi wykształconych w dzisiejszej Polsce znajomość tamtych realiów jest bardzo mglista. Dlatego zamieszczamy poniżej fragment eseju Witolda Jedlickiego. Jest on generalnie krytyczny wobec tak zwanych puławian zarzucając im, że podnosząc oskarżenia o antysemityzm usiłują ukryć swoje stalinowskie zbrodnie.  Jedlicki uważał, że do takiej operacji, ukrycia się za oskarżeniami o antysemityzm zbrodniarze stalinowscy wykorzystali intelektualistów z Klubu Krzywego Koła, zrzeszającego m.in. Władysława Bartoszewskiego, Jerzego Brauna, Włodzimierza Brusa, Pawła Hertza, Jerzego Jedlickiego, Witolda Jedlickiego, Leszka Kołakowskiego, Stefana Kisielewskiego, Jacka Kuronia, Jadwigę Staniszkis, Adama Michnika czy Jana Olszewskiego i Jerzego Urbana.

***

        Kto należał do tej grupy i kim byli ludzie, na których obecnie stawiał Chruszczow? Ludzie, którzy faktycznie rządzili Polską w czasach Stalina, to przede wszystkim Bolesław Bierut, Roman Zambrowski, Jakub Berman, Hilary Minc i Franciszek Mazur. Ta piątka miała oczywiście całą armię dependentów, którzy zapewniali jej większość, gdzie tylko było potrzeba. Po śmierci Bieruta na czoło grupy wysuwa się wyraźnie Zambrowski. Natomiast Mazur, który zaczyna zerkać na stronę przeciwną, próbując, zresztą bezskutecznie coś z łaski Kremla dla siebie wyżebrać, zostaje przez grupę wyraźnie odsunięty. W sztabie grupy znajdują się w tym czasie m.in.: Jerzy Albrecht, Antoni Alster, Tadeusz Daniszewski, Ostap Dłuski, Maria Federowa, Romana Granas, Piotr Jaroszewicz, Helena Jaworska, Leon Kasman. Julian Kole, Wincenty Kraśko, Władysław Matwin, Jerzy Morawski, Marian Naszkowski, Mateusz Oks, Józef Olszewski, Jerzy Putrament, Mieczysław Rakowski, Adam Schaff, Artur Starewicz, Jerzy Sztacheiski, Roman Werfel i Janusz Zarzycki. Niewątpliwie zbliżona do tej grupy jest większość byłych PPS-owców w K.C., konkretnie Józef Cyrankiewicz, nieżyjący już dziś Tadeusz Dietrich, Henryk Jabłoński, Oskar Lange, Lucjan Motyka, Adam Rapacki, Marian Rybicki i może przede wszystkim Andrzej Werblan. W swoim czasie poważną rolę odgrywali, dziś już całkowicie odsunięci sekretarze komitetów wojewódzkich największych miast: Stefan Staszewski i Stanisław Kuziński z Warszawy, Michalina Tatarkówna-Majkowska z Łodzi oraz Jan Kowarz z Wrocławia. 

Grupa przeciwna składa się przeważnie z młodszych stażem członków K.C., zbuntowanych przeciwko piątce i gorliwych w zaprowadzaniu w Polsce nowego kursu, wymarzonego przez Moskwę. Na czoło grupy wybija się Zenon Nowak. Na nieco niższym szczeblu jest kilku energicznych, ale wyjątkowo brutalnych i wyjątkowo nie doświadczonych działaczy jak Stanisław Brodziński, Wiktor Kłosiewicz, Władysław Kruczek, Stanisław Łapot, Kazimierz Mijal, Bolesław Rumiński, Jan Trusz i Kazimierz Witaszewski. Poparcie Moskwy zapewnia tej grupie automatycznie posłuszną solidarność ze strony niedotkniętej ekskomuniką Chruszczowa części Politbiura: stąd w tym czasie z grupą tą sympatyzują tacy starsi działacze jak Aleksander Zawadzki, Konstanty Rokossowski, Franciszek Jóźwiak, Hilary Chełchowski i Stefan Matuszewski. Wszystkich ich razem nazywano później “Natolińczykami”. Natomiast na określenie pierwszej grupy w żargonie partyjnym utarła się nazwa “Grupa Puławska”. Nazwa ta nigdy jednak nie spopularyzowała się tak dalece jak poprzednia i o ile przeciętny Polak potrafiłby z łatwością odpowiedzieć na pytanie, co to jest “Natolin”, rzadko kiedy umiałby wyjaśnić, co to są “Puławy”. Ale menadżerzy tych grup nazywają się wzajemnie od dawna inaczej. Dla Puławian Natolińczycy to “chamy”, a dla Natolińczyków Puławianie to “żydy”. Obie nazwy świadczą chlubnie o ideologicznym wyrobieniu i głębi socjalistycznych przekonań jednych i drugich

       Po interwencji Chruszczowa na VI Plenum sprawa wydaje się więc jasna. “Żydy” muszą odejść i ustąpić miejsca “Chamom”. Wszelki opór wydaje się w tej sytuacji beznadziejny. 

        Ale komuniści tak łatwo z władzy nie rezygnują. Puławianie w sytuacji zdawałoby się beznadziejnej, do walki przystępują, rozgrywają ją z godnym podziwu mistrzostwem i kończą absolutnym zwycięstwem. 

        Ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za koszmarny terror policyjny, nieludzki ucisk, wymordowanie setek najlepszych i najwartościowszych ludzi i zniszczenie kultury polskiej, decydują się teraz wyzyskać jako swój podstawowy atut w walce z przeciwnikami... opinię publiczną. 

Okazja sama się nadarza. Jest nią ów nieszczęsny referat Chruszczowa. Impreza zostaje wyreżyserowana w ten sposób, że nawet kilkuletnie dzieci wpuszcza się na zebrania, na których dowiadują się one szczegółów tortur, wymuszania zeznań, ludobójstwa itp. Na zebraniach tych pojawia się kilku, stale tych samych, stosunkowo mniej skompromitowanych członków grupy: Jerzy Morawski, Władysław Matwin, Leon Kasman, Stefan Staszewski. Jak chłopcy na posyłki krążą oni od fabryki do fabryki i od instytucji do instytucji i wszędzie pokazują, jak ich serce boli. Nie ważne jest zresztą co mówią i jak się zachowują; ważne jest, że w tłum idzie wieść: “Istnieje w kierownictwie partyjnym grupa «Młodych Sekretarzy». To są uczciwi komuniści, którzy szczerze dążą do demokratyzacji. Trzeba im pomóc”. Opinię publiczną trudno było zmusić, żeby identyfikowała się z Bermanem, Mincem i Zambrowskim. Rzecz aranżowano więc tak, żeby się zaczęła identyfikować z Morawskim i Matwinem. 

        Grupa ma wciąż w swoim ręku cenzurę, prasę i posłusznych pisarzy. Cenzura i redakcje dostają jak najbardziej liberalne wytyczne i w prasie zaczynają się pojawiać jeden po drugim odważne, reformatorskie, konsekwentnie demokratyczne artykuły, polemiki i felietony Jerzego Putramenta, Adama Schaffa, Stefana Arskiego, Zbigniewa Mitznera, Edmunda Osmańczyka, Henryka Korotyńskiego i wielu innych. Opinia publiczna zaczyna widzieć, że może liczyć na intelektualistów partyjnych. Nawet jeżeli w przeszłości błądzili, to dziś, gdy zrozumieli swoje błędy, odważnie i bez wahań piszą prawdę. 

(...)

        Rozbudzona opinia domaga się przede wszystkim dwóch rzeczy: reform i ukarania winnych. Z pierwszym nie ma kłopotu: Puławianie są teraz najdemokratyczniejsi i najliberalniejsi w świecie. Ale co robić z drugim problemem? Podjęta zostaje decyzja bolesna. Najbardziej znienawidzony i skompromitowany Jakub Berman zostaje poświęcony na ołtarzu sprawy. Dodaje mu się do towarzystwa trzech oficerów Bezpieczeństwa, niezręcznie w ten sposób sugerując, że gdyby ci trzej oficerowie nie nabroili, wszystko byłoby O.K. Opinia jest wyraźnie niezaspokojona. Wobec tego jeszcze paru figurantów (Dworakowski, Świątkowski) idzie w odstawkę. To wszystko jednak mało. 

        Grupa zaczyna rozumieć, że problem odpowiedzialności osobistej musi być rozegrany inaczej, środkami bardziej subtelnymi. Przy pomocy inspiracji, perswazji, aluzji i przede wszystkim plotki, wędrującej kanałami prywatnymi, nieoficjalnymi. W fabrykach, biurach, redakcjach, kawiarniach pojawiają się uczciwi, pełni dobrej woli członkowie partii, którzy zawsze mają czas, wysłuchują skarg, długo i cierpliwie tłumaczą, informują, sugerują. Zniknęli władczy, fanatyczni, nieprzystępni, niedopuszczający do dyskusji biurokraci. Widać, że członkowie Partii to tacy sami ludzie, jak wszyscy inni; widać, że oni też byli ofiarami stalinizmu. Wśród tych sympatycznych członków Partii jest sporo kobiet. Inteligentne, dobrze poinformowane, nie zachowujące żadnego dystansu, gotowe z każdym być na “ty” z łatwością potrafią przekonać swoich rozmówców o słuszności wspólnej sprawy! 

        Parę wspomnień osobistych. Koleżanka z pracy, członek rodziny jednego z najwyższych dostojników partyjnych, informuje mnie i parę innych osób, że “Zambrowski to bardzo porządny człowiek. On naprawdę szczerze i uczciwie zmienił przekonania. Za to Zawadzki to straszna świnia”. Żona dyrektora departamentu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w większym gronie w kawiarni długo tłumaczy, że domaganie się odpowiedzialności osobistej za wyczyny w okresie stalinowskim, to tylko woda na młyn Natolińczyków, bo oni tym hasłem demagogicznie szermują po to, żeby rozpętać hecę antysemicką. Oficer Dywizji Kościuszkowskiej, łączniczka Zambrowskiego opowiada mi długo w nocy o tym, jak na froncie wschodnim przewoziła od Zambrowskiego do Alfreda Lampego i z powrotem jakieś konspiracyjne materiały i jak w trzy dni potem Lampe już nie żył, jej zdaniem niewątpliwie zamordowany. 

        Podaję te trzy przykłady jako coś typowego. Uwaga tych doradców i doradczyń była całkowicie pochłonięta sprawami personalnymi, a nad wszystkim dominowała intencja tworzenia alibi dla szefa i jego kompanów oraz przerzucenia odpowiedzialności na innych. 

        W lipcu 1956 r. spadają na Puławian trzy ciosy. Wizytujący Polskę w czasie święta 22 lipca Bułganin w oficjalnym przemówieniu atakuje w gwałtowny sposób całą polską prasę. Niemal jednocześnie w czasie odbywającego się w tym samym miesiącu VII Plenum K.C. P.Z.P.R. Natolińczycy występują z dwiema groźnymi inicjatywami. Wiktor Kłosiewicz domaga się wprowadzenia do K.C. Gomułki, a Zenon Nowak wygłasza dłuższy, naszpikowany danymi statystycznymi referat, ilustrujący jaki odsetek stanowisk w różnych resortach zajmują Żydzi. 

        Przemówienie Bułganina było oczywiście pomyślane jako ostrzeżenie grupy przed dalszym rozrabianiem opinii. Groźba poskutkowała: kleszcze cenzury, nieco już ściśnięte po wypadkach poznańskich, po przemówieniu Bułganina zostają mocno zaciśnięte i konfiskaty sypią się jedna za drugą. Na propozycję w sprawie Gomułki grupa odpowiada sprzeciwem: bądź co bądź to Zambrowski podpisywał nakaz aresztowania byłego sekretarza generalnego K.C. Na plenum sprzeciw ten w imieniu grupy wyraża Stefan Staszewski, a panie mówią po kawiarniach, że “nie należy dawać posłuchu pretensjom, które mają już dziś charakter historyczny”. Obie te reakcje nie były szczególnie mądre i w obu wypadkach przyszło wkrótce do zmiany decyzji. Natomiast reakcja na przemówienie Nowaka i w ogóle cała sprawa żydowska została rozegrana z niebywałym mistrzostwem. 

(...)

        W kształtowaniu opinii publicznej Puławianom udaje się dokonać jeszcze jednej niebywale zręcznej wolty. Udaje im się mianowicie wykorzystać sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności osobistej za wyczyny z okresu stalinowskiego. Kto tę sprawę podnosi, zostaje natychmiast okrzyczany jako antysemita. (...)

        (Chodziło o to by) odwrócić tym samym uwagę od ciemnej przeszłości i jednocześnie rzucić podejrzenie, że wszystko razem było rozgrywką na tle rasowym. (...)

        Miałem w Warszawie znajomą, zwyczajną aferzystkę i złodziejkę, Żydówkę, która oskarżała o antysemityzm wszystkich, którzy wysuwali pod jej adresem pretensje finansowe. Dobra szkoła grupy Puławskiej odnosiła rezultaty.

        Doszło do tego, że ludzie naprawdę zaczęli wierzyć, że tylko antysemici żądają odpowiedzialności za zbrodnie stalinizmu i że po to, aby do antysemityzmu nie dopuścić, należy z żądań tych zrezygnować. Ten kto żądał ukarania ubeka-nieżyda, też był okrzykiwany antysemitą. Wielokrotnie powtarzany absurd był w końcu brany na serio. 

        Do akcji zmobilizowano prasę. Zaapelowano do różnych ludzi cieszących się autorytetem, którzy zaczęli publikować artykuły na temat antysemityzmu. Najlepiej spełnił jednak swoje zadanie bodajże Jerzy Broszkiewicz, który podkreślił, że antysemityzm “dawno już przekroczył progi komitetów partyjnych”. O takie wskazywanie palcem przecież chodziło. Zainspirowano też na wielką skalę prasę zachodnią. Inspirowanie prasy zachodniej przez grupę Puławską zdarzało się już zresztą i dawniej; było to jednak raczej inspirowanie indywidualnych korespondentów czy poszczególnych artykułów. Tu po raz pierwszy zrobiono to na znacznie większą skalę. Charakterystyczny był podział ról pomiędzy prasą krajową i zagraniczną. O ile prasa krajowa biła przede wszystkim na alarm, że antysemityzm jest hańbą dla narodu polskiego, klasy robotniczej, partii komunistycznej itp., o tyle prasa zachodnia akcentowała przede wszystkim moskiewskie pochodzenie zarazy. Natomiast zarówno prasa krajowa jak i zachodnia zgodnie oceniały, że antysemityzm jest w Polsce czymś bardzo potocznym i występuje notorycznie. 

        Chcę być dobrze rozumiany. W najmniejszym stopniu nie jest moją intencją bądź lekceważenie antysemityzmu, bądź tym bardziej jego usprawiedliwianie. Chcę tylko jasno powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, że w ocenie nastrojów antysemickich w Polsce w tym czasie znacznie przesadzono i to celowo przesadzono. (...)

        Ale chciałbym wyraźnie powiedzieć jeszcze coś innego. To mianowicie, że ani Natolińczycy ani w ogóle antysemici nie mają bynajmniej monopolu działania na szkodę ludności żydowskiej w Polsce. O ile nastroje antysemickie w Polsce w r. 1956 były już bardzo słabe, o tyle Puławianie swoją praktyką oskarżania o antysemityzm każdego, kto miał do nich o cokolwiek pretensję zrobili wszystko, żeby nastroje te wzmocnić. Sytuację pogarszała jeszcze ta okoliczność, że w środowisku Puławian było mnóstwo pospolitych afer kryminalnych na wielką skalę (sprawa Lucjana Pennera, sprawa Józefa Krakowskiego, różne sprawy handlu zagranicznego i przede wszystkim porwanie Bohdana Piaseckiego), które w ogólnej atmosferze walki z antysemityzmem sprawcom uchodziły na ogół na sucho. 

Opublikowano w Teksty
piątek, 16 luty 2018 07:24

W oczekiwaniu na „wiosnę naszą”

michalkiewicz       Wojna żydowska, która znienacka wybuchła potężnym klangorem i z szybkością płomienia objęła pół świata, zakończyła się nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co to za różdżka i jaki czarodziej jej użył – tego nie wypada nawet dociekać, bo zatrącałoby to o teorie spiskowe, które, jak wiadomo, potępione są przez wszystkich mądrych, roztropnych i przyzwoitych, co to rozpoznają się po specyficznym zapachu. Ale chociaż teorie spiskowe są potępiane, to niepodobna nie zauważyć, że wojna żydowska zakończyła się nagle, jakby nożem uciął, chociaż żadna z przyczyn, które ją wywołały, przecież nie ustała. W amerykańskim Kongresie leży przecież projekt ustawy zarejestrowany w Izbie Reprezentantów pod numerem 1226, przeciwko któremu usiłuje lobbować Polonia Amerykańska. Klangor o wybuchu polskiego antysemityzmu, niewątpliwie był stronie żydowskiej potrzebny do neutralizowania tego polskiego lobbingu i po to został wywołany.

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

ostojan        W życiu zgubne są często emocje, a w polityce bezmyślne realizowanie jedynie słusznej ideologii. Przykładami można sypać z rękawa. Niezbyt odległa historia pokazuje, iż wielu potężnych władców o szerokich niekwestionowanych dyktatorskich uprawnieniach podejmując pochopne decyzje potykało się o własne nogi tracąc wszystko, czasem i życie 

 

        Dobrze pamiętam lata powojennej biedy. W roku 1956 poznańscy robotnicy z fabryki „Cegielskiego” (już wtedy imienia Stalina) uwierzyli że partia mająca w nazwie „robotnicza” posłuchaj ich głosu. Nazwa nieadekwatna, bo rządy sprawowała z nadania Moskwy grupa polskich komunistów i różnych oportunistów oraz Żydów. (ci zawsze są oportunistami i wiedzą gdzie konfitury). Za twarz trzymani byliśmy przez Służbę Bezpieczeństwa, od góry obsadzoną przez Żydów z Rosji, i tych których Polacy ukryli i uratowali. Paradoksem jest, że ci ostatni byli właśnie najgorsi, odreagowywali traumę okupacji. 

Opublikowano w Teksty
piątek, 09 luty 2018 07:54

Nasz człowiek stanu

        Powoli klaruje się linia frontu obecnego ataku żydowskiego na Polskę. Oczywiście chodzi o pieniądze, bo o cóż innego? Od kilku ładnych tygodni na tapecie jest amerykańska ustawa, a raczej rezolucja, która jeśli zostanie podpisana przez prezydenta zobowiąże rząd USA - naszego strategicznego bezalternatywnego sojusznika i  punkt podparcia dźwigni polskiego bezpieczeństwa, do popierania roszczeń żydowskich w Polsce w tym do tzw mienia bezspadkowego, czyli majątku po obywatelach polskich narodowości żydowskiej, który przeszedł na własność państwa polskiego gdyż nie ma spadkobierców. 

        Żydzi rezygnują z jakichkolwiek uzasadnień prawnych, tłumaczą po prostu, że majątek ten należy  się na zasadzie plemiennej. Idzie to mniej więcej tak:

        1. Żydzi (nieważne, że obywatele polscy) mieli w Polsce własność. 

        2. Żydów wymordowano (przy olbrzymim współudziale Polaków - co podkreślać ma obecna kampania agitacyjna przeciwko polskiej ustawie o IPN). 

        3. Zatem ta własność należy się teraz innym Żydom - również, a może nawet przede wszystkim - tym spoza Polski. 

 Jest to absolutna nowość jeśli chodzi o prawo międzynarodowe i w ogóle stosunek prawa do własności. Stosując tę samą zasadę do innych oznaczałoby to, że majątek po Polaku w Niemczech, gdyby umarł bez spadkobierców miałby przechodzić na własność - powiedzmy - polskich organizacji w RP.

        Rozumowanie to napotyka również na kwestie podstawowe - rasowe - określenia tego, kto był (jest) Żydem. Czy będziemy do tego stosować dzisiaj hitlerowskie przedwojenne ustawy norymberskie?

        A jeśli fabryka należała w połowie do Żyda, a w połowie do Niemca, to czy obydwie połowy należą się Żydom, a może Polakom lub Niemcom? A jeśli małżeństwo było mieszane to jak to podzielić?; a jeśli ktoś przyznawał się do polskości, był całkowicie zasymilowany i chrzcił dzieci, ale mama była Żydówką, to ile jego majątku należy się dzisiaj amerykańskim organizacjom żydowskim?

         Oczywiście to są tylko niuanse, ponieważ „jeśli jest moc”, to prawo nie ma żadnego znaczenia, obowiązuje prawo kastetu, obowiązuje zasada wymuszenia. Na tym polega działanie mafijne; dawaj 30 proc., bo jak nie, to się spalisz. Dzisiaj taki szantaż odbywa się wobec Polski.

        Jest też inna przyczyna. Nie jest tajemnicą że państwo Izrael nie ma wielkiej głębi strategicznej. To kraj mały i  trudny do obrony. Żydzi kilkakrotnie już stawali na głowie, aby go uratować. Tereny wschodniej Europy; Ukrainy, Polski; wszystko co na wschód od Berlina a na zachód od Doniecka to przecież odwieczny żydowski Lebensraum. One właśnie mogą dać tę głębokość w przypadku zagrożenia izraelskiego terytorium, a w obecnej sytuacji mogą zostać przekształcone w żydowskie terytorium zależne. Tym bardziej że właśnie Żydzi od lat byli tam obecni i wiedzą, jak pociągać za sznurki. 

        Dzisiaj to nie ustawa o IPN jest głównym celem strategii Izraela i Żydów (paradoksalnie wzorowana na podobnej izraelskiej), a ustawa reprywatyzacyjna;  atak na ustawę o IPN ma jedynie przygotować grunt; ma pokazać jakim strasznym antysemickim, rasistowskim, szowinistycznym narodem są Polacy i uzasadnić ich wydojenie mocą ustawy reprywatyzacyjnej.

        Weźmy taką Warszawę ileż to było placów, ile kamienic, ile fabryk należących do Polaków narodowości żydowskiej; one wszystkie przeszły na własność państwa polskiego. Co prawda, Polacy odbudowali to wszystko po wojnie, nale przecież jak ktoś mi za darmo z grzeczności odbuduje dom po pożarze to nie znaczy że staje się jego właścicielem... Dzisiaj Warszawa rośnie, Polska też,  jest więc po co się schylić. Pierwszy krok to ustalenie tego co było żydowskie. Znając kolegów Żydów, myślę, że to zadanie mają już odrobione. Polskie prawo do tej pory oddawało w naturze, jeśli ktoś miał dokumenty poświadczające prawo do spadku; na tym tle zrodziły się olbrzymie oszustwa, którymi zajmuje się dzisiaj komisja rządowa. Nowa ustawa reprywatyzacyjna cofa zwrot w naturze i ogranicza wypłatę odszkodowania do 20 proc. wartości.  To właśnie oprotestowuje Izrael. Zastanawiam się przy okazji z iloma państwami Kneset konsultuje swoje ustawy...

        Roszczenia żydowskie do mienia „bezspadkowego” popiera dzisiaj żydowskie państwo a wszystko na to wskazuje że będzie popierać oficjalnie strategiczny sojusznik Polski Stany Zjednoczone. Tak więc nie o politykę historyczną w zasadzie tutaj idzie, lecz o usprawiedliwienie bezprawnego mafijnego wymuszenia. 

        Dzieje się to wszystko na naszych oczach i wyraźnie widać, gdzie przebiegają linie barykad wewnątrz Polski. Mamy w kraju rozpoznaną piątą kolumnę. 

        Żyjemy w czasach przełomowych. Jeśli dojdzie do realizacji tego planu, to Polska zmieni swój charakter i  stanie się konglomeratem ukraińsko-żydowsko-polskim. O ile jednak do tej pory, od ponad 1000 lat, wiodącą siłą byli w nim Polacy, ich kultura i religia, o tyle obecnie już tak nie będzie. Nastąpi  zmiana, która praktycznie zepchnie Polaków do drugiej kategorii. Będzie to ostateczne sfinalizowanie klęski wrześniowej; ostateczny skutek i koniec II wojny światowej na terenach polskich. Paradoksalnie dochodzi do tego w stulecie odzyskania niepodległości po rozbiorach w 1918 r. 

*** 

        Tymczasem na naszym kanadyjskim podwórku nasz mąż stanu premier Justin Trudeau przeszedł sam siebie doszlusowując do tak znanych językoznawców, jak batiuszka Stalin. Pomijam już fakt zmiany hymnu Kanady (nawiasem mówiąc, nie wiedziałem, że coś takiego jak hymn można zmienić ot tak, nie pytając o zdanie Kanadyjczyków), dzięki Trudeau wiemy już jak mówić. Zawstydzając innych liderów postępu Trudeau wykasował ze słowników ludzkość (mankind) zastępując ją słowem peoplekind.

        Orwell się śmieje, a dzięki naszemu „mężowi„ - pardon - człowiekowi stanu, nowomowa staje się łatwiejsza. 

        Justin Trudeau jest przez to obiektem żarcików  od Australii po Afrykę, ale wszystkim prześmiewcą uśmiech zastygnie na ustach, bo przecież nasz człowiek stanu nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

         Byłoby to wszystko naprawdę komiczne gdyby nie było tragiczne. Kanada to jednak wciąż coś więcej niż królestwo Piotrusia Pana. Dlatego być może czas na głębszą refleksję?

Andrzej Kumor 

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 09 luty 2018 07:24

Dookoła mnie upiory!

michalkiewicz         Cesarz Napoleon III podczas swego pobytu na froncie wojny fransusko-pruskiej strasznie cierpiał na pęcherz. Podczas takiego ataku bólu zsiadł z konia, oparł się o płot i nasłuchiwał huku armat. Otoczyła go grupka chłopów, którzy przyglądali mu się z zainteresowaniem i szacunkiem. Kiedy cesarz jako tako przyszedł do siebie, zapytał chłopów, jak nazywają się farmy dookoła. - Ta za nami to „Moskwa”, tamta – to „Lipsk”, a ta najdalsza nazywa się „Obłęd” - odpowiedzieli chłopi. - Dookoła mnie upiory – pomyślał Napoleon III. 

        W identycznej, a w każdym razie – bardzo podobne sytuacji znalazła się Polska. Co najmniej od tygodnia mamy jazgotliwą „wojnę żydowską” rozpętaną przez izraelską ambasadoressę w Warszawie, która wykiwała swoich rozmówców z Ministerstwa Sprawiedliwości, nie wysuwając żadnych zastrzeżeń podczas „konsultacji”, jakie nasi Zasrancen z nią prowadzili, a podnosząc klangor dopiero po uchwaleniu nowelizacji ustawy o IPN. 

 Pretekstem jest ukryta intencja „negowania holokaustu”, przed którą izraelski Kneset próbuje zabezpieczyć się podobną ustawą. Najgorsze są nieproszone rady, ale skoro tak, to wydaje mi się bardziej celowe byłoby wydanie ustawy zabraniającej powtarzania holokaustu, ponieważ powiadają, że historia lubi się powtarzać. 

        Oczywiście intencja negowania holokaustu, zwłaszcza w wykonaniu „polskich nazistów” to tylko pretekst, bo tak naprawdę klangor został przez stronę żydowską podniesiony z dwóch powodów. 

        Po pierwsze – żeby wywołać reakcję opinii publicznej w Polsce, którą żydowskie media w USA i w ogóle – na świecie – prezentują jako wybuch organicznego polskiego antysemityzmu  i w ten sposób zneutralizować wysiłki Polonii Amerykańskiej, która desperacko próbuje zapobiec uchwaleniu przez Kongres ustawy opatrzonej w Izbie Reprezentantów numerem 1226. 

        Po drugie – by dzięki zaprezentowaniu światu odrażającego wizerunku Polaków, jako narodu morderców, ułatwić sobie wyszlamowanie Polski już nie na 65 miliardów dolarów, tylko na ponad 300 miliardów. 

        Na taka sumę oszacowała te roszczenia nowojorska Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego w piśmie przesłanym do Ministerstwa Sprawiedliwości w związku z projektem ustawy „reprywatyzacyjnej”. Jak widać, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc na wszelki wypadek zmobilizowani zostali wszyscy folksdojcze, szabesgoje i pożyteczni idioci. 

        Odezwał się nie tylko Wielce Czcigodny Marcin Święcicki, mówiąc: „mordowaliśmy, ale nie zakładaliśmy obozów”. Ta liczba mnoga wskazuje, że nie tylko on mordował, ale i inne osoby, kto wie, czy przypadkiem nie starszy pan Święcicki, zażywający po wojnie reputacji zawodowego katolika? 

        Trochę ostrożniej wypowiada się Włodzimierz Cimoszewicz, w swoim czasie zarejestrowany przez SB pod pseudonimem „Carex”. Powiada mianowicie, że w holokauście brali udział „Polacy”, co być może zawiera ukrytą deklarację niewinności, jako że porządna, ubecka familia Cimoszewiczów należała raczej do polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, więc tylko posługiwała się językiem polskim, z historycznym polskim narodem nie mając wiele wspólnego. 

        Pod pałac prezydencki przyprowadził swoją trzódkę oskarżycieli narodu polskiego również Konstanty Gebert, a o głębokości mobilizacji świadczy reakcja dwóch wybitnych przedstawicieli Episkopatu Polski. Jego Ekscelencja Stanisław Gądecki, promotor „dni judaizmu” w polskim Kościele,  przypomniał katolickim masom, że antysemityzm „jest grzechem”, zaś Jego Ekscelencja Wojciech Polak, „prymas Polski”, przestrzegł przed „bezmyślnym zrywaniem dialogu z Izraelem”. 

        Ciekawe, czy grzechem jest również antypolonizm – ale chyba nie, bo przecież Żydów, którzy mają własną szybką ścieżkę  zbawienia, katolickie grzechy nie obowiązują, więc mogą z czystym sumieniem szkalować Polskę i Polaków, którym nawet w takich warunkach nie wolno „zrywać dialogu”, zwłaszcza „bezmyślnie”. 

        A czy w ogóle można inaczej zerwać dialog z Izraelem? Z teologicznego punktu widzenia wydaje się, że chyba nie można!  Miejmy nadzieję, że Prymas Wyszyński, słysząc te zbawienne napomnienia i pouczenia, nie przewraca się z irytacji w grobie, ale tak czy owak widać, że kryzys przywództwa jest głębszy, niż można było przypuszczać. Jeśli tedy projekty strony żydowskiej zostaną pomyślnie zrealizowane, to obawiam się, iż żydowska okupacja Polski może być znacznie cięższa od sowieckiej już choćby dlatego, że podczas okupacji sowieckiej Polacy znajdowali wprawdzie niewielką i infiltrowaną przez „księży patriotów”, niemniej jednak znajdowali jakąś przestrzeń wolności w Kościele. Jeśli postawy prezentowane przez JE abpa Gądeckiego i JE Wojciecha Polaka się upowszechnią, to na żadną przestrzeń wolności nigdzie liczyć już nie będzie można, bo każda grupa zawodowa, na swoim odcinku frontu ideologicznego, będzie odgrywała wyznaczoną rolę, dysponując tylko pewną swobodą wyboru odpowiedniego uzasadnienia, zwanego inaczej „bajerem”.

   Jest to prawdopodobne tym bardziej, że amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson, po podpisaniu znowelizowanej ustawy o IPN przez prezydenta Dudę oświadczył, że jest „rozczarowany”, a wcześniej Departament Stanu, pięknymi ustami rzeczniczki poszedł nawet dalej oświadczając, że ta ustawa może narazić na szwank „strategiczne interesy Polski”. 

        O czym w takim razie rozmawiał z Rexem Tillersonem prezydent Duda i Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, skoro na konferencji prasowej po tym spotkaniu przyznał, że o ustawie numer 1226 w ogóle nie rozmawiał? Skoro nieposłuszeństwo wobec Izraela w tak drobnej, bądź co bądź sprawie, może zagrozić strategicznym interesom Polski”, to czy naprawdę możemy liczyć na Stany Zjednoczone i NATO w sytuacji, gdy pojawi się prawdziwe niebezpieczeństwo?  

        Zresztą – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – Żydzi mogliby nas obrabować nawet gdybyśmy do NATO nie należeli, a kto wie, czy wtedy nie byłoby to nawet dla nich trudniejsze?

   A tu jeszcze okazało się, że w Niemczech sfinalizowane zostały właśnie rozmowy koalicyjne. Nasza Złota Pani dogadała się z wybitnym przywódcą socjalistycznym  Martinem Schulzem, więc tylko patrzeć, jak nowy rząd z nową energią zabierze się za Polskę, podkręcając niemieckich owczarków do większej aktywności. 

        Odczuł to na własnej skórze Ryszard Czarnecki, którego na żądanie Róży grafini Thun und Handehoch, czy jakoś tak – bo nie mam pamięci do tych arystokratycznych przydomków – został pozbawiony stanowiska wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, z którym – jak przypuszczam – musiały być związane niemałe alimenty. 

        Ryszard Czarnecki porównał grafinię do polskich szmalcowników, co było o tyle nieadekwatne, że szmalcownicy nie udzielali żadnych wywiadów niemieckim mediom dla Niemców, ani nawet niemieckim mediom dla Polaków.  Takich wywiadów mogli udzielać przynajmniej folksdojcze, stojący na zdecydowanie wyższym szczeblu społecznej hierarchii w Generalnej Guberni, niż szmalcownicy. Nie jest tedy wykluczone, że grafinia  właśnie dlatego poczuła się dotknięta taką degradacją, co spotkało się z pełnym zrozumieniem ponad 400 Umiłowanych Przywódców, najwyraźniej podobnie odczuwających „wspólnotę losów”.

   Jakby tego było za mało, to jeszcze na Polskę obruszyli się Ukraińcy, upatrując w nowelizacji ustawy o IPN intencji zakazania banderowcom obwiniania Polaków o zbrodnie na niewinnych Ukraińcach. Pewien generał poszedł nawet krok dalej i powiedział, że jeśli Polacy będą czepiać się banderyzmu, to półtora miliona Ukraińców w Polsce „chwyci za kije”. Jestem pewien, że z obfitości serca usta mówią i ten generał zna plany urządzenia w Polsce „wołynki” na wypadek konieczności wytworzenia pretekstu do zastosowania procedur wynikających z ustawy numer 1066, przewidującej udział obcych wojsk w pacyfikowaniu rozruchów na obszarze krajów członkowskich UE. Gdyby Niemcy chciały nas w ten sposób zdyscyplinować, to mogłyby pławić się w pierwotnej niewinności, a organizatorów i wykonawców „wołynki” nikt nie ośmieliłby się nawet skrytykować, jako że Izrael nie tylko sprzyja premierowi Hrojsmanowi i prezydentowi Poroszence, ale chyba nawet wiąże z nimi jakieś nadzieje. 

        Inaczej być nie może, skoro nawet subtelna pani Anna Applebaum, żona Księcia Małżonka zwanego inaczej „Paziem”, udzieliła Ukraińcom dyspensy  na nacjonalizm, będący istotnym składnikiem ich tożsamości. W tej sytuacji sprzeciwianie się banderowcom też może okazać się „grzechem”, podobnie jak „bezmyślne zrywanie dialogu”.

Stanisław Michalkiewicz  

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 02 luty 2018 07:47

No to mamy jasność…

kumorszary        Mówią, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Obecny atak izraelskiego rządu na Polskę, atak który bardzo dokładnie przedstawia żydowskie stanowisko w sprawie naszej wspólnej historii, pozwala również nam skrystalizować polskie stanowisko i dodaje ważności polskiej polityce historycznej.

        Fala oburzenia, jaka przeszła przez Polskę bardzo dokładnie rozdziela te dwie narracje, a przede wszystkim pokazuje stosunek Żydów do własnej historii; stosunek, który nie liczy się z faktami. I nie musi się liczyć ponieważ dla nich ważna jest “wspólna pamięć”; ważna jest opowieść; ważna jest hagada. Mówił o tym wielokrotnie ksiądz Chrostowski przypominając swoje doświadczenia z Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego. 

 Tak więc być może dzięki nagłośnieniu tej skandalicznej ingerencji Izraela, jaka miała miejsce w związku z ustawą zakazującą szkalowania Polski więcej naszych rodaków zorientuje się, jak rzeczywiście wygląda sytuacja i z czym mamy do czynienia.

        Podejmowane przez nas próby walki z polonofobią prostowanie przekłamań w środkach masowego przekazu tak powszechnych na całym świecie, to nie jest walka z ignorancją, lecz ze złą wolą; to walka z cudzą zafałszowaną polityką historyczną.

        Co ciekawe, Żydzi przy pomocy takiej właśnie identycznej ustawy jaką uchwalił Polski sejm chcieli kiedyś pozwać świętej pamięci Prymasa Glempa, któremu podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych usiłowano doręczyć pozew za rzekome obrażanie narodu żydowskiego.

        Jednym słowem nie należy oczekiwać że ktoś za nas będzie walczył o to, co nam się należy. A należy się prawda o naszej historii.

        Na powszechne w Izraelu nielubienie Polski i Polaków wiele się składa i pewnie psycholodzy społeczni mieliby tutaj wiele do powiedzenia. Stanisław Michalkiewicz kiedyś stwierdził że Żydzi nas nie lubią bo byliśmy świadkami ich pognębienia przez Niemców, a nikt nie lubi tych którzy patrzyli jak go upokarzano. 

        Może tak, nie wiem; mamy mnóstwo zaszłości; przez setki lat żyliśmy obok siebie i  jak to między społecznościami bywa było dobrze i było źle, generalnie pretensje do Żydów za ich koniunkturalizm wobec zaborców i najeźdźców Polski miało wiele pokoleń Polaków. Wszystkie te rzeczy są opisane ale niezbyt znane, dlatego może jest właśnie dobry czas byśmy wreszcie zaczęli opowiadać naszą polską historię, również tę lokalną, byśmy zebrali relacje ludzi, to wszystko jest ważne dla nas, a prawda jest ważna. 

        W dialogu, z  definicji,  potrzebne są dwie strony i nie może być tak że kucamy przed cudzym monologiem. Nie wiem dlaczego rząd polski, który tyle razy wcześniej pokornie milczał akurat postawił się w tej sprawie, może przebrała się miarka...

        Dzisiaj izraelskie odruchy w rodzaju wprowadzenia obowiązkowych kursów w szkołach o współudziale Polaków w Holokauście niewiele zmieniają w samym państwie żydowskim a za to otwierają polskiemu społeczeństwu oczy na smutną prawdę o żydowskiej narracji. 

        My, tutaj, mieszkając poza granicami kraju lepiej zdawaliśmy sobie sprawę, jak bardzo rozpowszechniana jest ta szkalująca Polskę narracja, Polacy w Polsce dziwnie woleli nie zauważać „Malowanego Ptaka”, „Maus” i podobnych „dzieł”, chcieli wierzyć, że to jednak nie jest główny nurt...

        Wiele pretensji w środowisku żydowskim to pretensje Żydów amerykańskich, którzy sami mają na sumieniu że swoim braciom nie pomogli w potrzebie. Ich postawa w czasie II wojny światowej pozostawia wiele do życzenia bo lobby żydowskie mogło w Stanach Zjednoczonych zrobić o wiele więcej dla ratowania europejskich Żydów. Jakoś wtedy zabrakło zdecydowanej woli. To nie Żydzi z USA, że polski rząd i polscy emisariusze usiłowali przekonywać władze amerykańskie, informując o hekatombie polskich obywateli żydowskiego pochodzenia. Czyżby więc dzisiejsze szukanie winowajców wśród Polaków było próbą  przemycia własnego zbiorowego sumienia? 

Smutne jest też to że ogólny brak wiedzy historycznej nakłada się na wspomnianą narrację o Holokauście; po prostu ludzie generalnie mało wiedzą o wydarzeniach II wojny światowej, o historii Europy i dlatego tak łatwo jest im włożyć w głowy zmitologizowany przekaz.

        Zaś Polacy w Polsce często nie mają tej wiedzy i tego doświadczenia które mamy tutaj mieszkając w wielokulturowych społecznościach. 

        Brońmy więc Polski,  jest nas sporo, mamy konta twitterowe, fejsbukowe, pracujemy w różnych środowiskach i dlatego warto, aby o tym po prostu głośno mówić, przekonywać znajomych, współpracowników, kolegów; ludzi z którymi spotykamy się na piwo. Oni wszyscy muszą wiedzieć że jesteśmy dumni z Polski; oni muszą wiedzieć że ktoś chce nam dorobić gębę. Jesteśmy to winni poprzednim pokoleniom, jesteśmy to winni tym Polakom których podczas II wojny światowej skąpano we krwi, którzy umierali z podniesionym czołem gdy Zachodnia Europa glancowała hitlerowcom oficerki i zgrabnie rozkładała nogi przed III Rzeszą.

***

        W Kanadzie mamy tymczasem polowanie na molestowanie;  okazuje się że co rusz, że jakiś polityk, jakiś czas temu niewłaściwie się zachowywał. Cóż, takie mamy społeczeństwa, jakie dzieci chowanie, ci politycy wychowali się w kulturze seksualnego permisywizmu powszechnej seksualizacji  środków masowego przekazu. Nie tylko mężczyźni są tutaj winni. Umówmy się że feministyczna idea, jakoby to chamscy faceci  wykorzystujący swoją pozycję do poklepywania po pupach byli jedynym winowajcą jest tylko częścią prawdy. Inną częścią jest właśnie kulturowe podłoże które w latach sześćdziesiątych uległo przenicowaniu. Więc może dobrze się stało że trochę moralniej  będzie Ottawie po godzinach. Może agresywne panie będą się musiały pogodzić z faktem, że panowie mówią „nie”, a „nie” znaczy „nie”.  Takich czasów dożyliśmy.

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.