farolwebad1

A+ A A-
piątek, 24 marzec 2017 06:52

Czyżby znowu moralne zwycięstwo?

michalkiewicz        Jeszcze nie ochłonęliśmy po niedawnym moralnym zwycięstwie, a wygląda na to, że szykuje się kolejne. Ale incipiam. 22 marca zebrała się w Brukseli komisja Parlamentu Europejskiego do spraw praworządności, demokracji i spraw wewnętrznych, którą w sprawie stanu praworządności i demokracji w Polsce oświecał sam Frans Timmermans, formalnie poddany Jego Wysokości Króla Niderlandów, ale zatrudniony na etacie owczarka niemieckiego. Pan Timmermans zaprezentował parlamentarzystom przygnębiający wizerunek naszego nieszczęśliwego kraju, co podobno zrobiło wielkie wrażenie na jego słuchaczach, zwłaszcza szczerych demokratach i ultrasach ludowej praworządności. Jednak chociaż wizerunek Polski przedstawiony został w możliwie czarnych barwach, to Frans Timmermans zaprezentował wielką powściągliwość i nie zarekomendował wobec Polski żadnych kroków dyscyplinujących.

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

       Jaka była prawdziwa przyczyna przekazania Ukrainie Krymu w 1954 roku? Skąd nagle pomysł Chruszczowa, by ofiarować Ukraińskiej Republice Socjalistycznej półwysep, z którym Ukraina miała niewiele wspólnego?

        Nie da się odpowiedzieć na to pytania bez znajomości żydowskiej karty historii tych ziem.

***

Jeśli możesz wspomóż nas

        Jeszcze w drugiej połowie XIX wieku Krym i południowa Ukraina były  rzadko zaludnione. Dlatego na początku XX wieku jedną czwartą mieszkańców Krymu stanowili nowi przybysze – rezultat planowej kolonizacji. Rząd carskiej Rosji udzielał pomocy materialnej  i obdarzał przywilejami niektóre grupy etniczne,  kolonistów niemieckich, ale również osadników żydowskich. Nowi osadnicy otrzymywali ulgi podatkowe, nadania znacznych obszarów, pożyczki na preferencyjnych warunkach, jak również zwolnienie z służby wojskowej. Te grupy były później zainteresowane utworzeniem suwerennego bytu na Krymie.

W roku 1920 po usunięciu z półwyspu wojsk Wrangla i przejęciu władzy przez Sowietów, uprzywilejowane grupy kolonistów utraciły wcześniejsze korzyści. Plany założenia suwerennego bytu państwowego wydawały się beznadziejne. W celu zwiększenia wpływów powołano do życia etniczne stowarzyszenia i związki. W 1921 roku powstała niemiecka organizacja „Bundestroy”, a w 1922 żydowska kooperatywa „Samodeiadelnost”.

        Na początku lat 20., w obliczu trudnej sytuacji gospodarczej sowieckiego państwa, wiele zagranicznych organizacji zaczęło oferować pomoc Moskwie. Jednym z warunków było powołanie do życia żydowskiej autonomii. To właśnie wtedy, w  latach 1921–1922, zainteresowała się Krymem żydowska organizacja pomocowa „Joint” z USA.

        W latach 20. i 30. założona w USA „Agro-Joint” działała aktywnie na Półwyspie Krymskim wśród tamtejszych kolonistów żydowskich – w 1922 roku w Symferopolu otworzyła oddział własnego banku mającego wspierać przesiedlenie  Żydów, jak również naukę żydowskiej młodzieży na Krymie. Największe biuro „Agro-Jointu” otwarte zostało w Dżankoj. W tym właśnie okresie na stepach powstało ponad 150 nowych wiosek zamieszkanych głównie przez osoby pochodzenia żydowskiego.

        Działalność ta wkrótce stała się przedmiotem rozmów na szczeblu międzynarodowym. W roku 1923 Rosja sowiecka oraz Stany Zjednoczone rozpoczęły dyskusję na temat nadania narodowej autonomii i przesiedlenia Żydów z Białorusi, Ukrainy i Rosji w rejon Morza Czarnego.

        Wypadki te można dzisiaj odtworzyć na podstawie dokumentów zachowanych w archiwach na Krymie.

        Z Ameryki przybył do Sowietów jeden z liderów „Jointu”, pochodzący z Rosji agronom i działacz społeczny Joseph A. Rozen, i zaapelował do przewodniczącego Centralnego Komitetu Krymu Gawena, by na próbę przeznaczyć wolny obszar na zasiedlenie dla  1000 żydowskich rodzin. W zamian za to „Joint” obiecał daleko idącą pomoc finansową i techniczną, m.in. w postaci nowoczesnych maszyn rolniczych.

        Jednym z głównych zwolenników wdrożenia tej idei był członek sowieckiego rządu, pochodzący z Symferopola Jurij Larin, przyszły teść Nikołaja Iwanowicza Bucharina. Opracował on plan utworzenia na Krymie Republiki Żydowskiej i przesiedlenia 280 tys. Żydów.

        W tym samym czasie Abram Bragin, blisko związany z Marią Uljanową, oraz sam Bucharin, szef żydowskiego koła partii bolszewickiej WKP(b), nadali rozgłos żydowskiemu pawilonowi na wszechsowieckich targach rolnych 1923 roku.

        Pawilon został sfinansowany ze środków tego samego „Jointu”. Warto zauważyć, że podczas swej ostatniej wizyty w Moskwie w październiku 1923 roku, ciężko chory, na wpół sparaliżowany, Lenin został obwieziony właśnie po całym żydowskim pawilonie. Lenin ponoć bardzo interesował się projektem osiedlenia Żydów na Krymie.

        W listopadzie 1923 roku Bragin przygotował projekt dokumentu, który w dziesiątą rocznicę rewolucji październikowej powoływał do życia na terenach północnego Krymu oraz stepach południowej Ukrainy żydowski region autonomiczny. Obejmował on brzeg Morza Czarnego aż do granic Abchazji włącznie z Soczi – łącznie areał o powierzchni 10 mln akrów. Miało tam zostać przesiedlonych pół miliona Żydów.

        Dokument pod postacią memorandum przedstawił na forum Biura Politycznego Lew Kamieniew. Wyjaśnił, że utworzenie państwa żydowskiego będzie miało wymierne korzyści polityczne dla władz sowieckich. W razie sukcesu projektu, autorzy dokumentu gwarantowali napływ dziesiątków milionów dolarów od organizacji żydowskich, amerykańskich oraz międzynarodowych, ponieważ „wywoła to bezprecedensowe zainteresowanie wszystkich dużych wpływowych politycznie i gospodarczo organizacji w Ameryce i w  Europie”.

        Politbiuro kilkakrotnie debatowało nad projektem. Aktywnie wspierali go Trocki, Kamieniew, Zinowiew, Bucharin, Rykow oraz Tsurjupa i Cziczerin.

        W toku dyskusji akcent przesunął się wyłącznie na obszar Krymu, jako że na Ukrainie wciąż żywa była pamięć pogromów Żydów podczas wojny domowej i istniało niebezpieczeństwo powtórki tych tragicznych zdarzeń.

        W styczniu 1924 roku mówiło się już o autonomicznym rządzie żydowskim sfederalizowanym z Rosją sowiecką, przygotowano projekt utworzenia w północnej części półwyspu Żydowskiej Autonomicznej Republiki Socjalistycznej. Żydowska Agencja Telegraficzna 20 lutego 1924 roku poinformowała o tym w swym komunikacie. W sierpniu 1924 roku Prezydium ZSRS postanowiło utworzyć komitet ds. przesiedlenia robotników żydowskich KOMZET oraz Komitet Publiczny ds. osiedlenia na roli robotników żydowskich OZET. Mówiono o przesiedleniu ok. 600 tys. osób. W maju 1926 przedstawiono dziesięcioletni plan przesiedlenia 100 tys. rodzin. W czerwcu tego samego roku zatwierdzono przesiedlenie 18 tys. rodzin w okresie trzech lat. Zgodnie z decyzją KC WKPO(b) z lipca 1928 roku, głównymi obszarami osiedlania stały się Krymska Socjalistyczna Autonomiczna Republika Sowiecka oraz Birobidżan. W tym celu na Krymie przeznaczono ponad 131 tys. ha gruntów.

        Nie obyło się bez oporu ze strony miejscowych władz oraz tatarskich wieśniaków. Po stronie krymskiego projektu stanęli wówczas sowieccy „pisarze i ludzie sztuki”, apelując do Zachodu o wsparcie finansowe. Do państw Europy Zachodniej oraz Ameryki wysłano szereg delegacji sowieckich z zamiarem rozbudzenia poparcia dla utworzenia Krymskiej Republiki Żydowskiej. Podczas spotkania w Berlinie z przedstawicielami europejskich elit finansowych i politycznych Cziczerin – komisarz ludowy ds. zagranicznych, zapewniał, że rząd sowiecki podchodzi „bardzo poważnie” do projektu krymskiego i nie ma „najmniejszego problemu“ z wcieleniem go w życie.

        W reakcji na to liderzy Światowej Organizacji Syjonistycznej postanowili poddać „projekt krymski” pod obrady Żydowskiego Kongresu Ameryki w Filadelfii. 200 najbogatszych ludzi Ameryki zwróciło się tam do uczestników o finansowe wsparcie tej inicjatywy. Ustalenia te z zadowoleniem przyjęli przyszli prezydenci Hoover i Roosevelt, a żona Roosevelta, Eleanor, osobiście zaangażowała się w prace. W przededniu Kongresu w imieniu sowieckiego rządu Piotr Smidowicz zapewnił, że w zamian za pomoc finansową nastąpi „kolonizacja Krymu przez Żydów”.

        Kongres postanowił wesprzeć projekt krymski kwotą ówczesnych 15 mln dolarów. Niektórzy prominentni członkowie Kongresu byli jednak temu przeciwni, ostrzegając przed grą bolszewików mającą na celu pozyskanie zagranicznych funduszy. Szalę przeważyło stanowisko L. Marshalla, który pozytywnie scharakteryzował sytuację w ZSRS i całą inicjatywę.

        Tak więc, mimo braku oficjalnych stosunków dyplomatycznych między USA a ZSRS, Kongres Żydowski postanowił rozpocząć inwestowanie w osadnictwo żydowskie na Krymie za pośrednictwem „Jointu”. Jednocześnie środowisko żydowskie w USA podjęło się mediacji w celu nawiązania stosunków dyplomatycznych między obu krajami. Starania te wywarły wrażenie na Roosevelcie, który krótko po wyborze na prezydenta ustanowił stosunki dyplomatyczne z Moskwą.

        Projekt napotykał jednak opory na samym Krymie, zwłaszcza po opublikowaniu  przez „Czerwony Krym” głównych punktów wygłoszonego w jidysz przemówienia przedstawiciela Wydziału Narodowości KC I.M. Raszkego, który postulował osiedlenie 3 mln Żydów  z całego ZSRS. Zaalarmowało to tamtejszą ludność tatarską i niemiecką. Ostatecznie opory te stłumiono zwykłymi metodami, a północną część półwyspu uznano za „tereny o dużym znaczeniu państwowym”.

        Zdecydowane działania Moskwy skłoniły Amerykanów do przejścia od indywidualnych inwestycji do wielkoskalowych i długoterminowych projektów. W lutym 1929 roku rząd ZSRS podpisał z „Jointem” umowę na pożyczkę wysokości 900 tys. dol. rocznie przez okres 10 lat na 5 proc. Spłata miała rozpocząć się w 1945 roku i zakończyć w 1954 (kiedy to Nikita Chruszczow przekazał Krym Ukrainie).

        Na pełną kwotę pożyczki rząd sowiecki wyemitował obligacje, które następnie „Joint” rozprowadził poprzez subskrypcję – najbogatsze amerykańskie rodziny: Rockefellerowie, Marshallowie, Warburgowie, stały się udziałowcami w krymskim projekcie. Przesiedlenie Żydów zbiegło się z wysiedleniem miejscowych chłopów. Państwowy Zarząd Polityczny przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej wysiedlił ok. 30 tys. chłopów z Krymu, w większości Tatarów.

        Protestował przeciwko temu na konferencji partyjnej w Dżankoje Mehmet Ismail Kubajew, przewodniczący komitetu Krymskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, zarzucając Moskwie „politykę imperialnego szowinizmu i zubożenia mas ludowych półwyspu”. Przemówienie zostało uznane za kontrrewolucyjne, a Kubajew pożegnał się nie tylko ze stanowiskiem. Dochodziło wciąż do konfliktów.

        Po ustanowieniu stosunków dyplomatycznych z Ameryką prezydenta Roosevelta żydowska kolonizacja Krymu zaczęła słabnąć. Zamiast utworzenia Żydowskiej Republiki Krymu, powstały dwa żydowskie okręgi, gdzie obowiązywał jidysz jako język urzędowy.

        Moskwa utworzyła poza tym, w maju 1934 roku, Żydowski Region Autonomiczny w Kraju Chabarowskim.

        Decyzją Politbiura w maju 1938 roku zamknięto sowieckie oddziały „Jointu”. Do tego czasu na żydowskie kolonie na Krymie przekazano z Ameryki 30 mln dolarów.

        Sprawa na tym jednak się nie skończyła.

        Podczas wojny niemiecko-sowieckiej, jedną z najważniejszych spraw stała się propaganda oraz polityczne wsparcie wysiłku wojennego ZSRS. Wraz z utworzeniem Antyfaszystowskiego Komitetu Naukowców, Antyfaszystowskich Komitetów kobiet czy młodzieży, utworzony też został Żydowski Komitet Antyfaszystowski (JAC). Na jego czele stanął dyrektor artystyczny teatru żydowskiego GOSET, Solomon Michajłowicz Michoels, zaś wiceprzewodniczącym został poeta Izaak Fefer.  

        Celem komitetu było promowanie prosowieckich nastrojów w społeczności światowej oraz ustanowienie kontaktów z międzynarodowymi organizacjami żydowskimi, a także zwiększenie zagranicznej pomocy dla ZSRS. W 1943 Stalin na wniosek Berii wysłał Michoelsa i Fefera w podróż po Ameryce i Wielkiej Brytanii. Oficjalnie odbywała się ona na zaproszenie Alberta Einsteina, celem misji było wzbudzenie sympatii do Sowietów wśród amerykańskiego żydostwa i wpłynięcie na opinię publiczną, by wywierała naciski na utworzenie tzw. drugiego frontu w Europie.

Itzik Feffer Albert Einstein and Solomon Mikhoels

        Mimo że Michoels i Fefer działali jako przedstawiciele sowieckiego rządu, to jednak powszechnie widziano w nich wysłanników rosyjskich Żydów. Sowiecka delegacja trzy miesiące bawiła w USA, dwa miesiące w Kanadzie, dwa tygodnie w Meksyku i trzy tygodnie w Anglii. Michoels spotkał się z Albertem Einsteinem, przewodniczącym komisji administracyjnej Światowego Kongresu Żydowskiego N. Goldmanem, który był też liderem loży masońskiej „Synów Przymierza”, a także milionerem Dawidem Rosenbergiem, pisarzami i artystami, m.in. z Markiem Chagallem, Charlie Chaplinem, wielu prominentnymi bankierami, finansistami i związkowcami.  

        W Wielkiej Brytanii w honorowym komitecie powitalnym Michoelsa znalazła się żona Churchilla. Łącznie w spotkaniach z żydowskimi emisariuszami Stalina uczestniczyło pół miliona osób, a na Fundację Armii Czerwonej zebrano 32 mln dol.

        Podczas wielu spotkań dyskutowana była sprawa „projektu krymskiego”. Określano go nawet mianem Krymskiej Kalifornii – ze względu na klimat Krymu i zbiory winogron.

        Dawid Rosenberg przyznał w jednym z  wywiadów: „Krym interesuje nas nie tylko jako Żydów, ale również jako Amerykanów, ponieważ Krym to Morze Czarne, Bałkany i Turcja”. Delegacji przypomniano o zbliżającym się terminie spłaty pożyczki, ale zapewniono, że sytuacja mogłaby się zmienić z chwilą wznowienia krymskiego projektu i utworzenia tam państwa żydowskiego. Padła wówczas oferta pomocy na astronomiczną kwotę 10 mld dol. Zainteresowanie wyraziły władze USA, uznając, w perspektywie długofalowej, że projekt miałby pozytywne znaczenie geopolityczne.

        Po powrocie do Moskwy Michoels przedstawił projekt w liście Mołotowowi. Mołotow miał odesłać pismo do szafy, ale idea nie zginęła – w czerwcu 1944 roku Eric Johnston, prezes amerykańskiej izby handlowej oraz Motion Picture Association of America, wraz z amerykańskim ambasadorem Averellem Harrimanem spotkali się ze Stalinem i Mołotowem. Amerykanie zaproponowali zainwestowanie 10 mld dol. w gospodarkę Krymu i utworzenie republiki, gdzie Żydzi z całego świata mogliby się osiedlić.

        Michoelsa wymieniano jako ewentualnego przywódcę.

        Stalin nalegał, by inwestycje objęły nie tylko Krym, ale wszystkie rejony zniszczone wojną, a na przywódcę republiki zaproponował Kaganowicza.

        Projekt żył swoim życiem aż do czerwca 1945 roku, kiedy to prezydium Rady Najwyższej ZSRS przyjęło dekret o przekształceniu Krymskiej Autonomicznej Republiki Socjalistycznej w Krymski Rejon Federacyjnej Republiki Rosyjskiej. W listopadzie 1945, kiedy Harriman usiłował poprzez Mołotowa skontaktować się ze Stalinem w sprawie pomocy gospodarczej ten był już nieosiągalny – ZSRS zaczął już wówczas aktywnie wspierać utworzenie Izraela w Palestynie Brytyjskiej, w nadziei na socjalistyczne państwo w najbardziej strategicznym obszarze świata. W 1946 roku Stalin rozkazał udzielić Żydom walczącym z Arabami i Brytyjczykami wszechstronnej pomocy wojskowej. Przez Bułgarię i Pragę do Palestyny popłynęły i poleciały tony karabinów, dział i moździerzy. Ostatecznie w maju 1948 roku powstało państwo Izrael – jako pierwszy uznał je dyplomatycznie ZSRS...

        Sprawa Krymskiej Kalifornii nie wygasła jednak nawet wtedy. 3 września 1948 Golda Meier przyjechała do Moskwy jako pierwsza ambasador Izraela. W ciągu dwóch tygodni zorganizowała w Moskwie dwa wiece, które zgromadziły po 50 tys. osób każdy. Żydzi jechali na nie nawet z Syberii. Domagano się pełnego wywiązania się Ameryki z danych obietnic i oddania Krymu. To wywołało zaniepokojenie władz sowieckich.

        Ostatecznie Stalin zdecydował, by pozbyć się z Krymu „piątej kolumny”. Latem 1953 roku 17 statków wywiozło Żydów z Krymu do obozów na Nową Ziemię w ramach operacji „Kuropatka”. Stalin planował również deportację Żydów z większych miast sowieckich, zwłaszcza z Moskwy – minister Jekaterina Furcewa miała już przygotowane listy. Wówczas to w tajemniczych okolicznościach Generalissimus zmarł, a o przyczynienie się do śmierci posądzono żydowskich lekarzy.

        Jeszcze 3 stycznia 1953 roku gazeta „Prawda” podała informację o wykryciu „spisku lekarzy”, planujących zamordowanie przywódców sowieckiej partii i państwa; tzw. spisek lekarzy kremlowskich, bo część z nich pracowała w Klinice Kremlowskiej. Komunikat z 3 stycznia 1953 roku oskarżał kilkunastu lekarzy z tytułami profesorskimi („Morderców w białych kitlach”), wśród których większość stanowili Żydzi, o celowe doprowadzenie do śmierci, poprzez zastosowanie niewłaściwych metod leczenia, wysokich dygnitarzy partyjnych: Żdanowa i Szczerbakowa oraz o usiłowanie zabójstwa wysokich oficerów Armii Sowieckiej.

        Lekarze byli też oskarżani o planowanie zamordowania czołowych przywódców partii i państwa. Miała to zlecić właśnie żydowska organizacja „Joint”. Zarzucano lekarzom także szpiegostwo na rzecz państw imperialistycznych.

        Sprawa lekarzy nie była pierwszą akcją wymierzoną w społeczność żydowską w Związku Sowieckim. Już w 1948 roku rozpoczęła się walka z “kosmopolityzmem” w kulturze. Jej celem byli krytycy sztuki i artyści pochodzenia żydowskiego. W tym samym roku rozwiązany został Żydowski Komitet Antyfaszystowski, a jego członków oskarżono o próbę oderwania Krymu od ZSRS   i współpracę w tym celu ze Stanami Zjednoczonymi. Stalin polecił skrytobójczo zamordować w 1948 roku szefa ŻKA – aktora Salomona Michoelsa. W procesie żydowskich działaczy komitetu w 1952 r. zapadły wyroki śmierci.

        Chruszczow w tzw. tajnym referacie wygłoszonym na XX zjeździe KPZR w 1956 roku mówił, że Stalin, nawiązując do toczącego się śledztwa przeciw lekarzom, powiedział swoim najbliższym współpracownikom: „Jesteście jak ślepe kocięta. Co się stanie, gdy mnie zabraknie? Kraj zginie, bo nie potraficie rozpoznać wroga”.

        Śmierć Stalina (5 marca 1953 r.) przerwała śledztwo w sprawie lekarzy i przygotowania do ich procesu.

        W 1955 roku Chruszczow  przekazał Krym Ukraińskiej SSR, która w myśl prawa międzynarodowego miała status niezależnego państwa i była członkiem założycielem Organizacji Narodów Zjednoczonych i członkiem większości organizacji wyspecjalizowanych ONZ (Ukrainę przyjęto wraz z Białoruską SRR i ZSRS do ONZ jako pełnoprawnego członka. Uzasadniano to faktem, iż skoro formalnie brytyjskie dominia – Kanada i Australia, także były członkami tej organizacji, nie ma przeszkód, by także niektóre z republik ZSRS weszły w skład ONZ.)

        W związku z decyzją Chruszczowa Rosyjska SFSR (czyli Związek Sowiecki) przestała ponosić legalną odpowiedzialność za obligacje podpisane w latach 20. przez rosyjski rząd.

        Amerykanie nigdy już nie zobaczyli pieniędzy, a Władimir Putin, który w 1954 roku miał dwa lata, 60 lat później dokończył całą operację...

        Tymczasem żydowska organizacja „Joint” po 1991 roku wznowiła aktywnie działalność na Ukrainie, w tym na Krymie…

***

Oto garść relacji żydowskich na ten temat.

KRYM – POTENCJALNA OJCZYZNA DLA ŻYDÓW

        „W drodze do Sewastopola, niedaleko od Symferopola” – tak zaczyna się najprawdopodobniej najbardziej popularna piosenka w jidysz z czasów Związku Sowieckiego, „Hej, Dżankoje!”. Jest ona wyrazem domniemanego triumfu z okazji zwycięstwa kolektywizacji rolnictwa w latach 1920–30, która w niezwykły sposób zamieniła żydowskich kupców w rolników. Działo się to właśnie w kołchozie niedaleko miasta Dżankoj.

        „Kto powiedział, że Żydzi mają tylko handlować?” – pyta ostatnia zwrotka.         – „Spójrzcie tylko na Dżan”.

        Żydzi mieszkali na Krymie od starożytności i dzielili się na dwie społeczności: krymczaków, którzy wyznawali judaizm rabiniczny, i karaitów, którzy odrzucili ustną tradycję Tory. Zaraz po zdobyciu regionu przez carycę Katarzynę II (zwaną też „Wielką”) od Imperium Osmańskiego w 1783 r., otworzyła tam osiedle żydowskie, mając nadzieję, że Żydzi stworzą zaporę wobec Turków. W Cesarstwie Rosyjskim obowiązywał zakaz osiedlania się Żydów, zwany „pasem osiedlania”. Poza nim znajdowało się d. Królestwo Polskie i Litwa. W Cesarstwie Żydzi mogli mieszkać wyłącznie na indywidualne zezwolenie wydawane na wysokim szczeblu, dlatego wieść o możliwości szerokiego osiedlania się „wewnątrz” była bardzo atrakcyjna, zwłaszcza dla żydowskich kupców, którzy w swobodny sposób mogli handlować z Imperium, a potrzeby tegoż były w zasadzie nieograniczone. Mimo tego, że wkrótce zabroniono Żydom mieszkać w głównych miastach, półwysep kusił otwartą przestrzenią i wolnością dla szukających nowych możliwości Żydów, w tym tych, którzy nie bali się chwycić za szpadel.

        Dziesiątki tysięcy głównie młodych Żydów osiedliło się w tej części „nowej Rosji” w ciągu kolejnego wieku. Krym stał się tak identyfikowalny z żydowską historią Rosji, że żydowscy aktywiści z Petersburga wskazywali na dziedzictwo krymskich Żydów jako argument za emancypacją Żydów w całym imperium. Mówili „przecież Żydzi mieszkali tam dłużej niż Rosjanie”. Karaimski historyk Awram Frikowicz (XIX w.) próbował nawet dowodzić, że karaici mieszkali na Krymie przed czasami Jezusa, i na tę okoliczność sfabrykował kilka nagrobków.

        Żydzi mieszkający na Krymie, byli też głęboko zaangażowani w krytyczne zagadnienie swoich czasów: syjonizm, i do późnych dekad XIX w. teren ten stał się polem treningowym dla przyszłych żydowskich pionierów, którzy uczyli się agronomii przed wyjazdem do Ziemi Izraela. Josef Trumpeldor, który oddał swoje życie, broniąc osiedla „Tel Hai” w północnej Galilei, z ostatnimi słowami na ustach „dobrze jest umierać za nasz kraj”, wcześniej trenował potencjalnych migrantów właśnie na Krymie. I na Krymie jedno z osiedli nazwano później „Tel Hai” na jego cześć.

        12 sierpnia 1952 r., który stał się znany jako „Noc zamordowanych poetów”, 13 podsądnych, w tym Fefera i innych znanych pisarzy w jidysz: Dawida Bergelsona, Dawida Hofsztajna, Lejba Kwitko, Pereca Markisza, aktora Benjamina Zuskina, zabito w moskiewskim więzieniu na Łubiance.

        W latach 2002–2010 wiele razy podróżowałem po małych miasteczkach Ukrainy, jako członek zespołu zbierającego ustne świadectwa w języku jidysz od starszych Żydów. Kilku, z którymi rozmawialiśmy, spędziło młodość w nominalnie autonomicznym okręgu żydowskim na Krymie. Wszyscy znali słowa piosenki „W drodze do Sewastopola…” – pisze  Jeffrey Veidlinger, autor  „In the Shadow of the Shtetl: Small-Town Jewish Life in Soviet Ukraine”. – Wielu, z którymi rozmawialiśmy, pamiętało traktory i sprzęt rolniczy, które „Joint” przysyłał do żydowskich osiedli.

        Zorech Kurliandczik, z którym wywiad przeprowadziliśmy w 2003 r., opowiedział nam o kołchozie, w którym mieszkał przez trzy lata we wczesnych latach 1930. „Pierwszy kombajn był w żydowskim kołchozie”, chwalił się, „Tatarzy przychodzili się przyglądać”.

Oprac. Goniec na podst.

KRYM – POTENCJALNA OJCZYZNA DLA ŻYDÓW – forum Żydów Polskich
http://www.fzp.net.pl
How Stalin played the Americans with the „Crimean California” project
http://www.fort-russ.com
Siergiej Gorbaczow  „Ostrov Krym”
oraz Wikipedia

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 17 marzec 2017 15:54

Ośrodki dywersji ideologicznej atakują


skuls        Skoro wolność słowa znika z uniwersytetów, to znaczy, że totalitaryzm puka do drzwi. Tak po prostu i bez przesady. Człowiek od zarania wieków ma pokusę, by z poglądami, z którymi się nie zgadza, dyskutować maczugą.

        Na początku bicie pałą po głowie sprowadza się do mieszania oponentów z błotem i odsądzania od czci i wiary.

        Szyje im się różne wory – w zależności od obowiązującej mody – antysemitów, szowinistów, Żydów, marksistów, zacofanych, moherów – pomysłowości nie brakuje – wrzuca się do nich i topi w morzu plwocin.

 To jest etap przejściowy, bo jeśli topieni tak ludzie nie nikną nam z oczu, jakoś wypływają i nadal się odszczekują, pojawia się konieczność Endlösung; ostatecznego rozwiązania – w końcu ktoś krzyczy „do pieca heretyków”! Jest to etap fizycznej likwidacji oraz reedukacji przy pomocy morzenia głodem i pracy od świtu do nocy. Przerabialiśmy to w kilku wersjach całkiem niedawno. A tacy specjaliści, jak Pol Pot i Ieng Sary, wyuczyli się tego nawet na francuskich uniwersytetach. Terror to nie jest wymysł  jakichś prymitywnych brutali, lecz z reguły ludzi oczytanych, którym po odrzuceniu Pana Boga wydaje się, że wszystkie rozumy posiedli i muszą zaplanować świat na nowo –  zwykle są to więc niedokształceni intelektualiści o morderczych inklinacjach. Kambodża to tylko jedna z licznych piaskownic, które przekopywali łopatką.

 Proszę się zresztą samemu zastanowić, czy kiedyś nie mieliśmy ochoty udusić bliskiej osoby, kiedy wygadywała nam jakieś głupoty, a  co gorsza miała przy tym rację? A czy od czasu do czasu nie mamy ochoty zdzielić jakiegoś idioty dla otrzeźwienia, gdy plecie trzy po trzy? No właśnie! Tendencja do uciszania wbudowana jest w grzeszną naturę człowieka, w jego tendencję do posprzątania i uporządkowania świata według prostych schematów. Każdego łatwo napompować pychą. Aby to dostrzec, wystarczy zrobić kilka eksperymentów na okolicznych ludziach.

        Dzisiaj tłumaczy się nam, że mamy superdemokrację, a praw człowieka, które nam gwarantuje, trudno wprost zliczyć; w ogóle jesteśmy świadkami cudowności, jakich ludzkość nie znała. Jednocześnie coraz bardziej czuć w powietrzu ten diabelski czad – część ludzi uważa, że posiadła wszystkie rozumy i wie, jak jest i co będzie. Po prostu sądzą, że już w garści mają kamień filozoficzny i zaraz wszystko ozłocą, muszą tylko jeszcze usunąć ostatnie przeszkody:

        – wytępić szkodników, którzy nie rozumieją, a być może nie potrafią zrozumieć;

        – tych wszystkich, do których „prawda” nie dociera; którzy żyjąc w „zabobonach”, nie kumają logiki postępu, malkontentów, którzy nie wierzą w „fakty” globalnego ocieplenia, tępaków, którzy krzywdzą lesbijki, transseksualistów, i kogo tam jeszcze polityczna poprawność urodzi, wychwalając zalety rodziny i tradycyjnego małżeństwa;

        – tych wszystkich, którzy nie rozumieją historycznej konieczności postępu i naszej odpowiedzialności za Gaję-planetę, że populację trzeba przystrzygać, a ludzi zaganiać do łatwych w zarządzaniu zagród metropolii;

        – tych wszystkich, którzy odrzucają piramidę nowego porządku wieków i usiłują starszym i mądrzejszym z wyższych pięter robić wymówki, czy też buntować niższe piętra;

        – tych, którzy w imię wyssanych z palca idei bronią życia nienarodzonych czy schorowanych starców, a przecież trzeba zrobić miejsce następnym i dać ziemi oddychać.

        To tak w skrócie. Oczywiście można cytować dalej.

        Jesteśmy dzisiaj na etapie, kiedy kierownicy tolerują jeszcze odszczepieńców – troglodytów starej cywilizacji – działają raczej przez wychowanie, usiłując odbić od sztancy pokolenia nowych plastusiów, tresując od przedszkola nowymi programami edukacyjnymi, na etapie kiedy administracyjny walec nęka tylko heretyków odrzucających jedynie słuszną „wiedzę”...

        Ale to etap przejściowy, bo przecież „w miarę postępów w budowie socjalizmu walka klasowa zaostrza się”. W miarę jak struktury nowego porządku zaczną pożerać stare instytucje, ludzie ostatkiem sił będą wierzgać. Stąd i konieczność ostatecznego  rozwiązania. Jaskółki zaczynają już krążyć wokół nas. Na razie dzięki totalnej inwigilacji jesteśmy jak na talerzu. Niedługo wszystkie odruchy oporu skojarzone zostaną z wrażą propagandą ośrodków dywersji ideologicznej. Już dzisiaj mówi się, że to socimperialiści radzieccy (pardon, co ja mówię), straszny Putin, prowadzi z nami wojnę przy pomocy „nieuczciwej propagandy”, czadzi ludziom w głowach i namawia do buntu przeciwko młodej republice rad... Co ja piszę... Zupełnie mi się poprzestawiało...

        Nawet w państwie takim jak Polska, która przecież nie jest lokomotywą w eszelonie postępu, ani nawet nie została podpięta tuż za lokomotywą, nowy komsomolski narybek uniwersytecki blokuje wystąpienia opowiadającej się za życiem kobiety urodzonej w rezultacie gwałtu – a zatem pociąg ku nowemu mknie w ekspresowym tempie. Nic tak przecież nie uprzyjemnia uniwersyteckiego życia, niż dobra debata na argumenty, kiedy to widać, jak myśl się rodzi i wygina. Niestety, studenci mejnstrimowych  polskich uniwersytetów są już tylko poubieranymi w długie skórzane płaszcze intelektualnymi rzeźnikami czerezwyczajki, biednymi ślepymi dzieciakami, które własny rozum wypróżniły na ołtarzu systemu.

        Wygląda więc na to, że po kościołach zaczynają pustoszeć uniwersytety. Czymżeż są uczelnie, kiedy myśli w nich nie ma?

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 17 marzec 2017 15:50

Opozycyjne ekspozycje

ostojanW Polsce nie istnieje opozycja! Funkcjonuje generująca nienawiść grupa, którą w drodze demokratycznych wyborów pozbawiono władzy.
„Wnikliwy”

To motto chyba dobre, skrótowo definiuje sytuację, jaka panuje od dwóch lat w naszym kraju.

Pajace opozycyjni z uwagi na bezwstydny cynizm, są w rzeczy samej rzeczywiście totalni. Wicepajace, ci z niedostatkiem szarych komórek, jak stado baranów za nimi podążają. Oj, ostrzygli by was, gdyby nadarzyła im się kiedyś taka okazja! Nie rozumiecie tego, małe rozumki? Wasze szczęście – głupim szczęście sprzyja – że takiej okazji oni mieć szybko nie będą. W dziurawej beczce nie można morza przepłynąć, choćby lewacka część UE (kurczy się już) dopasowywała kołki, ćwieki i gałganki – tu wpisać odpowiednie nazwiska gałganków – na uszczelnienie tych dziur. Beczka śmiechu, łajba tonie. To wzbudza ambiwalentne uczucia, bo niestety cynicy udowodnili nie raz, że pływać dobrze umieją. Są zaś wątpliwości co do pożytecznych idiotów. Czy ich bałwany nie zaleją, jak zalewają przysłowiowe lemingi, gdy im natura rozsądek odbiera. Czyżby wiedziała, co robi? Nadprodukcja głupoty?

Opublikowano w Teksty
piątek, 17 marzec 2017 15:08

Globalizacja jako forma kolonializmu

czekajewski        Niektórzy uważają, że przyszłość ludzkości należy do całego świata rządzonego przez jeden globalny rząd, argumentując, że takie rozwiązanie jest możliwe z uwagi na rozwój globalnej komunikacji, komputeryzację świata i łatwość przemieszczania się ludzi z jednego kontynentu na drugi. To są mrzonki, które mogą się spełnić, albo nie, w ciągu następnego wieku lub dwóch.

Argumentem przeciwnym globalnej integracji jest wrodzona, atawistyczna cecha ludzi – dążenie do dominacji jednych nad drugimi. Tendencja do globalizacji sięga czasów zamierzchłych, czyli  Imperium Rzymskiego, i kilku imperiów czasów średniowiecznych i nowoczesnych. Jedne z nich trwały dłużej, a inne krócej. Ostatnio imperialne ambicje przejęli niektórzy „mędrcy” amerykańscy, szczególnie po bankructwie Imperium Sowieckiego, deklarując, że wiek XXI będzie należeć do Imperium Amerykańskiego. Z uwagi na rzymską nazwę „Pax Romana” (pokój rzymski), globaliści zaczęli nazywać pokój amerykański „Pax Americana”.  Nazywają się oni nowymi (neo)konserwatystami, którzy zostali zarażeni w młodości teorią Trockiego, wierząc, że cały glob będzie kontrolowany z centrali w myśl zasad marksizmu-leninizmu.

Opublikowano w Teksty
piątek, 10 marzec 2017 14:45

Akcje i reakcje

ostojan„Silna Ameryka z dobrą i trzeźwo myślącą administracją to optymistyczna wizja przyszłości Polski.”

Mathew Tyrmand z USA

        Rok – już 2017 – rozpoczął się dla nas tu nie najgorzej, i to nie tylko pod względem aury. So far so good. Bo ta zima nie była dotychczas tak łaskawa dla prowincji atlantyckich, a i Polsce dała się we znaki zbyt mocnymi podmuchami powietrza, zrywającymi dachy i przewracającymi drzewa, te jeszcze niewycięte! Dowiadywaliśmy się też, że w niektórych miastach tygodniami nawet najlżejszy zefirek się nie budził, żeby rozpędzić zalegający smog. Była więc okazja rzucenia się na węgiel, nasze czarne złoto, stare piece i sprowadzane od bogatszego sąsiada zdezelowane, stare samochody, które nam „po niemiecku” trują atmosferę.

        Czy można „ślepe” działania natury porównywać z tym, co się dzieje z nowym 2017 rokiem w polskiej polityce? Jak mówi przysłowie – wszystko można lecz z ostrożna! Częściowo i tylko przykładowo.

Opublikowano w Teksty
piątek, 10 marzec 2017 14:31

Vault 7

        Wychodzi na to, że ujawnianie amerykańskich sekretów staje się narodowym sportem. Opublikowana przez WikiLeaks zawartość „sejfu 7” pochodzić ma od kogoś z wewnątrz akwarium. Tak to jest, kiedy w dzisiejszych czasach zaawansowanych technologii trzeba korzystać z usług młodzieży, różnych Wunderkindów, czy nawet podwykonawców w rodzaju Snowdena, zaś ci wyrośli w uniwersyteckiej atmosferze mają zupełnie spaczone pojęcie co do imperialnego charakteru własnego państwa i wydają się wierzyć w jakieś idealistyczne głupoty.

        Na dodatek, wielu z nich werbowanych jest w środowiskach hakerów, gdzie anarchizm to dominujący sposób noszenia się. Nikt tym ludziom fizycznie nie wytłumaczył, czym grozi nietrzymanie języka w paszczy.

   I dzięki jakiemuś rozczarowanemu dziecięciu mamy oto wgląd w hakerskie zabawy najbardziej rozbudowanej wywiadowni świata. Dla CIA to pewnie dobrze się stało, bo każdy przeciek prowadzi do uszczelnienia. Przyznać jednak trzeba, że możliwość dokonywania zamachów poprzez hakowanie komputera samochodowego to ciekawa dyscyplina...

        Czy dla nas wynika z tego coś nowego? Nie bardzo. Ludzie obeznani, od dawna mówili, żeby zaklejać plasterkiem oczka w komputerach, a o rzeczach ważnych rozmawiać wyłącznie podczas spacerów po lesie. Jeszcze w czasach magdalenkowych w PRL-u Czesiek do Lecha rzucał – no to spacerek i biegli w krzaki. Dzisiaj wiemy, że podsłuchiwać nas może każda elektronika, od inteligentnej lodówki po samochody. Notabene urządzenia te są bajecznie słabo zabezpieczone – zwłaszcza domowego użytku, jak włączone do sieci klimatyzatory, piece, lodówki. Bajecznie łatwo zhakować można także routery wi-fi. Dawniej z telefonów komórkowych można było wyjąć baterię, dzisiaj nie ma tej możliwości. Każdy z nas posiada więc przy sobie kamerę, mikrofon oraz GPS, które uruchomić może  nie tylko złowroga CIA, ale także dowolny prywatny detektyw. Co więcej, urządzenia te rejestrują i zapamiętują, gdzie były i skąd się łączyły, i same na nas donoszą. Jakby tego było mało, nasi rodzimi bezpieczniacy, oczywiście w ramach wojny z terroryzmem, idą na bezczelnego i mogą nakazać przy przekraczaniu granicy ujawnienie haseł nie tylko tych pozwalających na dostęp do naszego laptopa czy tabletu, ale również tych do mediów społecznościowych czy „chmur”.

        System ma więc nas wszystkich na patelni, konstruując w rzeczywistym czasie powszechną ogólnoświatową świadomość operacyjną. Rozmowy głosowe są natychmiast przekształcane na zapisy tekstowe, poszczególne słowa porównywane z bazami danych etc.

        W dzisiejszym świecie nie jest jednak problemem dostęp do informacji, lecz jej przetwarzanie. Tu system jest zdany na software – to oprogramowanie decyduje, kogo i jak podsłuchiwać i co robić dalej z tą informacją. Niedługo oprogramowanie będzie decydowało kogo zabić – wbrew deklaracjom trwają bowiem prace nad autonomicznymi programami pozwalającymi odróżnić swój/wróg i podjąć decyzję o wyeliminowaniu „wroga”. Podobno komputer myli się rzadziej niż człowiek i nie ma zawahań przy pociąganiu za spust. Taka jest rzeczywistość. Wojny prawdopodobnie rozgrywać się będą niedługo wyłącznie w cyberprzestrzeni. W państwach jak nasze byle chiński dzieciak może sparaliżować pół kraju. Nie jesteśmy zmobilizowani – a patrząc na powszechne bezhołowie i lekceważenie reguł bezpieczeństwa, można nas tu kroić jak masło.  

        Uzbrojone oprogramowanie może być również implantowane w kodach wewnętrznych sprzedawanych urządzeń – ponoć Chińczycy są w te klocki świetni.

        Zhakowane są też wszelkie programy, które „gwarantują” bezpieczeństwo telekomunikacji. Z papierów CIA wynika na przykład, że popularna w ukraińskim wojsku aplikacja  WhatsApp mimo różnych „gwarancji bezpieczeństwa” pozwala na wgląd w komunikację. To samo dotyczy appsów Signal, Telegram, Wiebo, Confide czy Cloackman. Różne enkrypcje i kodowania są tak robione, aby naszym misiom od bezpieczeństwa dawać łatwe i szybkie klucze do otwierania. No bo przecież nie możemy dopuścić do sytuacji, aby byle mafia plotkowała nam pod nosem przez jakieś superenigmy.             

           Koniec, nie ma prywatności – skończyło się! Tamten świat został nam wyrwany niczym dywanik spod nóg. Jeśli w jakikolwiek sposób korzystamy z systemu, nie ma się gdzie schować. Zaś jeśli nie korzystamy, to… wzbudzamy podejrzenia… I tak źle, i tak niedobrze.

        A tu ciekawostka: Israeli soldiers scour social media to stop violence. Targeted searches, sophisticated algorithms help ferret out potential attackers.

        Co więcej, firmy takie jak założony przez pana Alika Karpia Palantir (za pieniądze CIA) dostarczają świetnej analizy na wszystkich poziomach informacyjnej abrabotki. Projekt Gotham, projekt Metropolis – superzabawa – integrate, analyze, manage all data. Pozostający na usługach deep state, urodzony w 67 roku pan Karp, choć nie dba o popularność, to jednak gra w lidze p. Cukierberga.

        Tu wracamy do początku – starzy czekiści są w te klocki słabi i muszą ufać młodzieży, a młodzież czasem ma jakieś urojenia.

        Podobne lub lepsze zdolności operacyjne i analityczne budują służby wszystkich innych ośrodków – przede wszystkim Chin. Polecam tekst NYT z 3 marca China’s Intelligent Weaponry Gets Smarter.

        Pewne jest więc to, że nadchodząca wojna naszych światów będzie taka, jakiej świat jeszcze nie widział.

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 03 marzec 2017 16:10

Żołnierze wyklęci – szara prawda


tomek        Jeśli nie chcemy  poprzestawać na rocznicowych akademiach i pięknych słowach, warto po prostu zastanowić się nad ich historią. Kim byli ci, którzy po utworzeniu bolszewickiej Polski kontynuowali walkę z Sowietami i ich polskimi namiestnikami?

        Warto postawić pytania, w jakich okolicznościach ta walka miała sens, a w jakich powinna była być zakończona; a zatem z czego brać przykład, a z czego nie.

        Na koniec zaś powinniśmy odpowiedzieć na pytanie, czy ludzie, którzy w PRL nie odżegnywali się od użycia przemocy, również zaliczają się do TYCH żołnierzy? Czy bracia Kowalczykowie, którzy w proteście przeciwko udziałowi LWP w inwazji na Czechosłowację w 1971 roku wysadzili w powietrze aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, to żołnierze wyklęci/niezłomni? A czy pochodzący z Grodziska Mazowieckiego siedemnastoletni  Robert Chechłacz i 18-letni Tomasz Łupanow, członkowie organizacji pod nazwą Siły Zbrojne Polski Podziemnej,  której celem była walka o niepodległość z bronią w ręku, a którzy 18 lutego 1982 roku w Warszawie zastrzelili w tramwaju podczas rozbrajania 32-letniego sierżanta Zdzisława Karosa, to byli żołnierze wyklęci/niezłomni? A jeśli nie, to dlaczego?

        Ja nie rozstrzygam, po prostu pytam.

Podobnie pytam, czy naszym walczącym z komunizmem  żołnierzem wyklętym/niezłomnym na wychodźstwie jest pochodzący z południa Polski emigrant solidarnościowy Janusz Waluś, który zastrzelił funka  kompartii Republiki Południowej Afryki i szefa zbrojnego ramienia Afrykańskiego Kongresu Narodowego Umkhonto we Sizwe Chrisa Haniego, de facto torując drogę do przejęcia władzy przez Nelsona Mandelę i zakończenia apartheidu? A czy żołnierzem wyklętym/niezłomnym był Lech Zondek walczący z kałasznikowem w ręku u boku mudżahedinów w Afganistanie z regularną armią sowiecką? Był czy nie?

        Wszyscy oni – podobnie jak większość polskich powojennych żołnierzy wyklętych/niezłomnych – walczyli w oparciu o własną ocenę sytuacji, sami wydawali sobie rozkazy.

        W powojennej Polsce okupowanej przez Sowietów i zarządzanej przez ich polskojęzyczne służby, żołnierze wyklęci/niezłomni podzielali trzy postawy:

        Pierwsza to przeczekanie do momentu spodziewanego rychłego wybuchu nowego konfliktu światowego. Łudzili się tym nie tylko Polacy „krajowi”, ale również ci „zagraniczni”, ćwicząc się w Brygadowym Kole Młodych „Pogoń” pod dowództwem płk. Zygmunta Czarneckiego. Tu, w Toronto, miałem honor rozmawiać z kilkoma „kursantami” „Pogoni”... Ciekawa i mało znana karta historii polskiego wychodźstwa.

        Druga to odwet za terror sowiecki i prześladowanie polskiej ludności – to miało sens, choć niektórzy mówią, że terror przez to był jeszcze większy. Ogólnie jednak, przyznać trzeba, że były rejony, gdzie sowieciarze bali się w ogóle zapuszczać, w innych (jak na Podhalu) nocą nie wychylali nosa poza ufortyfikowane komisariaty.

        Trzecia to przetrwanie. Ludzie ścigani w mieście, ukrywali się w lasach, usiłując przy pierwszej okazji wydostać się z Polski przez zieloną granicę.

        Powojenna walka zbrojna była trudna, bo bardzo szybko wygasło poparcie społeczne dla tych działań. Ludność, zmęczona latami okupacji, chciała spokoju i nie miała apetytu na strzelaniny. Sowiecki pokój dla większości był jednak spokojem, możliwością nauki, odbudowy jako takiej normalności, komunistyczna polityka wywołała też olbrzymią migrację ze wsi do miasta i otworzyła możliwości pracy dla wszystkich. W tych nowych okolicznościach grunt pod opór wojskowy coraz bardziej się osuwał. Nie bez znaczenia była też rozbudowa agentury komunistycznej praktycznie we wszystkich środowiskach. Terror zaś zrobił resztę; opór zbrojny po prowokacjach V komendy WiN-u stracił jakąkolwiek rację bytu.

        Walczy się jedynie wtedy, kiedy ma to choćby najmniejszy sens powodzenia – kiedy jest nadzieja na zwycięstwo. Żołnierz to nie jest straceniec. Dzisiaj pamiętając o żołnierzach wyklętych/niezłomnych,  trzeba ten wniosek na każdym kroku podkreślać!

        To, że musimy pamiętać, jest rzeczą oczywistą. Dlatego ważne jest, aby spisać losy wszystkich żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego. To powinien być masowy projekt. Bardzo często byli to ludzie, którzy latami żyli obok nas, ale nie opowiadali nikomu, nie chwalili się swymi czynami. – Z oczywistych powodów. Jak mówił w  wywiadzie ze mną Tadeusz Kopański, aresztowany w 1949 roku i skazany na 10 lat  więzienia z artykułu 86. Kodeksu karnego Wojska Polskiego, to jest: „siłą militarną obalenie ustroju Polski Ludowej i sojuszy”, oraz artykułu cztery przez jeden: broń – papiery nie ginęły! Wspominał: po wyjściu, dwa – trzy razy w roku, przed pierwszym maja, wpadali i musiałem iść na dzień, na dwa. Na komisariat albo na Siemiradzkiego na powiatówkę. Każdy dzielnicowy, który się zmieniał na posterunku, musiał mnie przekazać. Przychodził, pytał, kto zameldowany, ilu ludzi tu mieszka. (...) Ostatni raz mi porobili zdjęcia, przesłuchali, palcówkę zdjęli w 1969 na Zamojskiego. A jak byłem na przysiędze syna, w Zamościu, to przyszedł taki chorąży i powiedział, że „wszystko o mnie wiedzą”...

        Wyklęci przez lata żyli w cieniu, dzisiaj z tego cienia muszą być wydobyci. Ale nie po to by robić z nich malowanych komiksowych supermanów, lecz byśmy na ich tragedii nauczyli się rozróżniać, co ważne dla narodu, i doceniać, ile warta jest polska krew.

        Również po to, by zastanowić się, dlaczego w Polsce mimo wspaniałej tradycji walki terrorystycznej podczas II wojny światowej, w PRL-u nie było nowoczesnego terroryzmu – takiego jak zastosowany przez Żydów, Palestyńczyków, Basków czy IRA?

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 03 marzec 2017 15:58

Sprawa sukcesów prawicy wyjaśniona

ostojan        Jak cię widzą, tak cię piszą.

        Upadła nisko (pod każdym względem) dawna koalicja, obecnie opozycja, wraz z przyczepkami „przywiesiła” nad demokratycznymi rządami PiS-u szyld „FASZYŚCI”.

        Prawdę mówiąc, już wcześniej, jeszcze za swoich dumnych rządów, PO/PSL wszelkie spontaniczne, patriotyczne obchody ważnych rocznic historycznych – organizowane pod sztandarami i hasłami prawicy – wzbudzały protesty przestrzegające przed odradzaniem się ducha, oczywiście faszystowskiego! Osoby niezbyt oblatane w historii, żeby nie rzec tępawe, organizowały „antify”, (antyfaszyzmowe) kontrapochody. Faszyzm nie przejdzie! Jednocześnie Jarosława Kaczyńskiego przedstawiano jako nowe wcielenie Hitlera. Ślepe zacietrzewienie i głupota pozwalały mylić nazizm – nacional socjalizm niemiecki – z powstałą w latach 20. ub. wieku organizacją zdemobilizowanych bezrobotnych po wojnie żołnierzy włoskich. Oni umożliwili socjaliście Mussoliniemu zdobycie sto lat temu władzy w Italii. Oprawa wizerunkowa, czarne koszule, pochodnie, marsze z wyciągniętą w rzymskim pozdrowieniu prawą ręką – to był teatr dla mas w pogrążonej w kryzysie ekonomicznym Italii. Konkurencja dla komunistów też, bo bolszewicy także tam się próbowali wkręcić.

Opublikowano w Teksty
piątek, 03 marzec 2017 00:32

„Realiści” w boju z globalizmem

BB-autor        W administracji prezydenta Donalda Trumpa, w każdej niemal sztandarowej dziedzinie, od reformy służby zdrowia, po ochronę środowiska, ścierają się ze sobą przeróżne wizje i stojące za nimi grupy. W obszarze polityki wyklarowały się dwa główne nurty. Jeden reprezentowany przez sojusz Trump – Bannon – Tillerson, drugi przez tandem Mike Pence – Nikki Haley i luźniej z nim związanego Jamesa Mattisa. Mattis bowiem nie jest klasycznym politykiem, ale wojskowym. Można by go więc uznać za osobny nurt. Obydwa reprezentują odmienne podejście względem Unii Europejskiej, NATO oraz Rosji.

        Zwracam uwagę na ten aspekt, bo niezmiennie intryguje mnie sposób, w jaki opisuje się politykę zagraniczną – jak to się mówi u nas w uproszczeniu – „Ameryki”, a obecnie również „administracji Trumpa”. Najwięksi analitycy w USA, o ile są tacy, zgodnie potwierdzają, że takiej kampanii wyborczej w USA, jak ta ostatnia, dotąd nie było. Zgadzają się, i ci z prawa, i ci z lewa, że nie było dotąd tak „ekscentrycznego” prezydenta. Komentatorzy i politycy zarzekają się, że jeszcze z początkiem 2016 r. nie brali nawet pod uwagę, że Trump może wygrać wybory. Nie ma w USA odważnego, który powiedziałby: „A ja przewidziałem!”. Brakuje śmiałków, gotowych zaryzykować swą reputację i przewidywać, jaką trajektorię obierze m.in. polityka zagraniczna Trumpa lub, precyzując, wypadkowa wielu polityk całej administracji.

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.