To nie jest jeden naród, który się podzielił, tylko to są obcy... - Andrzej Kumor rozmawia z prof. Piotrem Jaroszyńskim
Profesor dr hab. Piotr Jaroszyński jest jednym z najbardziej aktywnych polskich naukowców podtrzymujących świadomość narodową wśród Polonii. Przedstawia Polonii dzieje narodu polskiego, jego wzloty i upadki. Profesor Piotr Jaroszyński jest kierownikiem Katedry Filozofii Kultury i Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Lublinie i wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Jest publicystą Radia Maryja, Telewizji Trwam i „Naszego Dziennika”.
Profesor Jaroszyński należy do towarzystw filozoficznych w Polsce, w USA, we Włoszech i w Szwajcarii. Jest też autorem ponad 40 książek i artykułów naukowych.Wygłosił ponad 200 odczytów dla Polonii i ponad 100 odczytów na uczelniach zagranicznych. Wchodzi w skład komitetu naukowego Powszechnej Encyklopedii Filozofii. Jest redaktorem naczelnym pisma „Człowiek w kulturze”.
Wykłady profesora Piotra Jaroszyńskiego w Kanadzie w dniach 1-10 maja 2017 są częścią programu Roku Jubileuszowego 100-lecia Parafii Świętej Trójcy w Windsor, Ontario.
Andrzej Kumor: Panie Profesorze, świat się zmienia. Zmiany zachodzą szybko w kulturze, w obyczajach... Nie odnosi Pan wrażenia, że utopia nowego wspaniałego świata, którą kiedyś Aldous Huxley opisał w jednej z bardzo popularnych książek, ma już z górki, że jesteśmy w przededniu takiego „szczęśliwego totalitaryzmu”, gdzie ludzie chodzą do szkół, ale praktycznie nic nie wiedzą, gdzie demokracja polega na manipulacji, a stare wartości cywilizacji łacińskiej przestają mieć znaczenie, są relatywizowane itd.?
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński: Czyli o co chciałby Pan zapytać?
– O to, czy Pan nie postrzega w tym projektu ogólnoświatowego, którego jesteśmy uczestnikami?
– Uczestnikami albo ofiarami, bo jak mimowolny, no to ofiara, nie uczestnik, a uczestnictwo oznacza partnerstwo. Koń ciągnie pług, i co, jest uczestnikiem procesu orania.
Ruszyło natarcie
Gdyby żył wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, to musiałby nieco zmodyfikować swoją spiżową sentencję, że walka klasowa zaostrza się w miarę postępów socjalizmu.
Bo w miarę postępów socjalizmu zaostrza się nie tylko walka klasowa, ale również – walka z „populizmem”, która właśnie rozgorzała w Europie. Co prawda walka z „populizmem” jest odmianą walki klasowej, bo chodzi tu o konflikt między demokracją kierowaną a demokracją spontaniczną. Demokracja kierowana z kolei jest bardzo podobna do modelu arystokratycznego (z greckiego aristoi – najlepsi), podczas gdy spontaniczna – do plebejskiego. Inna rzecz, że obecna arystokracja, zarówno ta tornistrowa, jak i biurokratyczna, ma rodowód raczej plebejski, który Julian Tuwim w słynnym wierszu charakteryzował następująco: „I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a srać chodziłeś za chałupę...” – i najlepszy to ma przede wszystkim tupet. Ale neoficka gorliwość bywa największa – co ilustruje słynna anegdotka o Mośku, który z judaizmu dokonał konwersji na katolicyzm. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o Judejczyków, to oni czerpią uroszczenie do narzucania reszcie hołoty, co i jak ma myśleć, z przeświadczenia, iż specjalnie upodobał sobie w nich właśnie Stwórca Wszechświata.
Wszystko to mamy już przerobione
Nasz kochany premier Kanady lubi od czasu do czasu powiedzieć coś szczerze – tak od siebie, z głębi serca, a nie jakieś tam przygotowane przez zawodowych „pisarzy” formułki. Zresztą wydaje się, że nowomowa niedługo osiągnie poziom przewidywalności do tej pory kojarzony jedynie z propagandową „liturgią” komunistów, których język skostniał do tego stopnia, że niewiele nowego dało się w nim powiedzieć.
Nasz premier jest „fajny”, bo wychowany w złotych pieluchach, w naturalny sposób uważa, że mu się należy odrobinę więcej; że jest człowiekiem równiejszym. Być może tak jest, jednak rzeczywistość naszego matriksu nadal jest konstruowana na założeniu, że jesteśmy równi – przynajmniej wobec prawa. Wielka szkoda, że przesiadywanie na kolanach Nixona, Castro czy trzymanie za spódnicę Królowej nie przełożyły się u Justina Trudeau na polityczną kindersztubę – jednak wiedza i ogłada jeszcze nie przekazują się u ludzi poprzez samo fizyczne zbliżenie.
Lubię młodego Trudeau, bo chwilami jest autentyczny jak dziecko w piaskownicy; ot, zdenerwuje się, i w Izbie Gmin chwyci jakiegoś ramola za barchatki, albo też naiwnie wyrazi zdumienie, że przyjmowanie zaproszenia na wakacje od miliarderów nie przystoi szefowi rządu demokratycznego państwa. Piszę o tym, bo nasz ukochany przez różne telewizyjne infobejbs szef rządu bez żadnej żenady opowiedział właśnie, jak to jego tato – stary Pierre Trudeau – wykorzystując wpływy polityczne i znajomości, załatwił dziecku (nieżyjącemu już bratu Justina) wykasowanie zarzutów o posiadanie narkotyków. Młody Trudeau w wykorzystaniu osobistych znajomości dla obejścia prawa nie zauważył niczego niestosownego. Po prostu, „głupie” prawo jest dla zwykłych ziutków, a nie takich fajnych ludzi jak premier Trudeau i jego komanda.
Oczywiście wszyscy wiemy, że tak jest, ale wersja „dla prasy”, będąca podstawą systemu uwiarygodniania władzy elit, nadal głosi, że wszyscy jesteśmy równi – przynajmniej wobec prawa. Jak więc widać na przykładzie – system „demokratyczny” tak samo korumpuje elity jak znany nam z młodości zamordyzm socjalistyczny. Prawo lorda Actona sformułowane ponad sto lat temu, że każda władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie, pozostaje prawdziwe, bez względu na szerokość geograficzną i kolor sztandarów.
Wszystko to każe, niestety, przypuszczać, że młody premier Trudeau jest – eufemistycznie rzecz ujmując – bardzo podatny na wpływy otaczających go kierowników. Jeśli ktoś był zawsze najładniejszy, to zdolny jest wyjść ze skóry, aby go nadal chwalili ci, których mu wdrukowano jako autorytety.
Obawiam się, że podobny stosunek może mieć nowy prezydent Francji wobec otoczenia pani nauczycielki, która jego edukację wzięła we własne ręce już gdy miał 15 lat, wzmacniając behawioralnie silnymi bodźcami seksualnymi do tego stopnia, że zaprowadziła go nie tylko do urzędu stanu cywilnego, ale nawet do podnóżka najwyższego urzędu publicznego w państwie. Pan Macron, podobnie jak nasz Trudeau, mówi rzeczy tak gładko i poprawnie, że aż trudno je przekładać na obce języki.
Ponieważ Justin Trudeau wie, że aby być chwalonym, musi być w awangardzie postępu, wie też, że musi bardziej dbać o socjalistyczną moralność niż jakieś tam zasady wymyślone przez kostycznych Brytyjczyków. Wyraża to m.in. w popieraniu „prawa kobiet do zdrowia reprodukcyjnego”, czytaj do aborcji, a ludzi starych do „godnej śmierci” – czytaj zabijania ciężko chorych. To poparcie dla eliminowania ludzi niechcianych lub zbędnych, a drogich w utrzymaniu, jakoś tak dobrze się składa z postulatami „kontroli populacji” zgłaszanymi przez zatroskanych o przeludnienie globalistów. Tych samych co to z poważnymi minami potrafią debatować nad katastrofalnymi dla pogłowia pingwinów skutkami metanowego pierdzenia krów hodowlanych. W tych kontekstach przystrzyganie ludzkiego stada jest rzeczą niezbędną „dla zachowania równowagi naszej planety”. Wszystkie te modne nauki wchodzą jak gwóźdź w masło w głowy ludzi, którzy nie mieli cierpliwości przedzierać się przez podręczniki chemii, fizyki czy matematyki, od których woleli kursy dramatu.
Wolność można stracić za jednym zamachem – to zwykle rodzi opór – można ją sobie też dać odebrać kawałek po kawałku. Totalitaryzm wprowadzany systematycznie na przestrzeni kilku pokoleń jest projektem dość łatwym do wykonania. Tu, w Kanadzie, jesteśmy tego niemymi świadkami. Oto kolejny kroczek:
Właśnie pozbawiono dostępu do programów dofinansowania pracy wakacyjnej młodzieży organizacje non-profit o profilu pro-life. Ot, drobna rzecz, rząd federalny oferuje programy dofinansowania pracy młodych ludzi, mogą z tego korzystać właściciele małych firm i organizacji pożytku publicznego. Mogą, ale nie ci, którym nie podoba się linia polityczna naszej partii. No bo kto to widział, by wspomagać wrogów ludu?
Jakże ważna jest to lekcja. I pomyśleć, że my, ludzie z komunizmu, – wszystko to mamy już przerobione…
Andrzej Kumor
Idą ciekawe czasy
Po raz pierwszy od wyborów w 2015 roku Platforma Obywatelska uzyskała w sondażach wynik lepszy od Prawa i Sprawiedliwości. Rządząca partia cieszy się poparciem 29 procent respondentów, podczas gdy Platforma Obywatelska – 31 procent.
Składa się na to zapewne szereg zagadkowych przyczyn, ale wśród nich może być również zatapianie ministra Antoniego Macierewicza, w którym prezes Jarosław Kaczyński znalazł się po tej samej stronie co soldateska i S(r)alon. Dlaczego soldateska chętnie utopiłaby złowrogiego ministra Macierewicza w łyżce wody – nietrudno zgadnąć. Jednym powodem jest kuracja przeczyszczająca, którą złowrogi minister Macierewicz zaaplikował naszej niezwyciężonej armii, w następstwie czego odeszło z niej co najmniej 30 najbitniejszych generałów. Ale to jeszcze nic w porównaniu z odstąpieniem od kontraktu na zakup francuskich śmigłowców „Caracal”, za które Polska miała zapłacić cenę dwukrotnie wyższą od tej, którą płacili inni nabywcy. Nasuwa to podejrzenia, że ta nadwyżka została rozdzielona między rozmaite osobistości w nagrodę za doprowadzenie do kontraktu. Ale w sytuacji, gdy do kontraktu nie doszło, należałoby te pieniądze zwrócić. Jakże jednak zwracać, kiedy prawdopodobnie zostały już wydane? Na razie Francuzi siedzą cicho, bo stanęli do kolejnego przetargu, ale gdyby i ten przegrali, to któż powstrzyma ich przed wywołaniem skandalu?
Plan spotkań Stanisława Michalkiewicza W Mississaudze Toronto i Guelph znajdą Państwo tutaj.
Skrzypi
PiS skrzypi. To widać, słychać i czuć. Łapy się partii rozjeżdżają. Raz po raz wychodzi na zewnątrz jakaś rodzinna awantura. A to ktoś usiłuje utopić wysportowanego i kochającego wodę ministra Macierewicza, a to znów propagandowe rozgłośnie nie chcą nadawać na tej samej fali… Tak to już jest w partiach władzy, że trudno zachować rewolucyjną dynamikę wśród gabinetów, sekretarek, służbowych samochodów i decyzji o miliardowych kontraktach.
Czy tak jest naprawdę – trudno powiedzieć – taki jednak wizerunek przeziera, a wizerunek to w „demokracji” rzecz najważniejsza. Większości ludzi nie interesuje, jak jest naprawdę, reagują tylko na to, jak, co wygląda.
Oczywiście, świat realny nie jest idealny, jednak niezależnie od tego, jaki jest, o następnych wyborach (może nawet wcześniejszych) zadecyduje wizerunek.
Ponieważ sytuacja gospodarcza jest względnie dobra i nikt nie głoduje – a wręcz przeciwnie – przeciwnicy PiS-u muszą robić politykę na czym innym – oczywiście można wywołać wrażenie kryzysu, ale to wymaga posiadania przynajmniej quasi-monopolu propagandowego, a dziś PiS ma TVP.
Można natomiast pojechać politycznie po łatwej do wydobycia u podszytych prowincjonalizmem Polaków potrzebie „modernizacji”. W tym celu trzeba skojarzyć PiS z zacofaniem, anty-Europą, z hamulcem na drodze do nowoczesności. Tej upostaciowanej w myśl propagandy globalizmu czerpiącej garściami z poprzedniego bolszewickiego internacjonalizmu – ludzie wszystkich ras (muszą być młodzi i ładni) żyjący harmonijnie w nowoczesnym świecie szklanych domów, dobrze zorganizowanych przestrzeni urbanistycznych; wszyscy bardzo uprzejmi i mili, bezkonfliktowi i inkluzywni (koniecznie jakaś miła parka chłopców w tle). W Polsce do tego dochodzi znoszenie barier czy zagwarantowanie równości kobiet polegającej na „dostępie do zdrowia reprodukcyjnego” – na potrzeby ograniczenia liczby ludności świata, aborcja skojarzona została ze świetlaną przyszłością. Słowem, Misie Drogie, postęp, postęp i jeszcze raz postęp w zurbanizowanych przyjaznych przestrzeniach naszych „gotham cities”… Przesadzam. Tylko trochę – proszę pooglądać pijarowe reklamówki takiego miasta jak Los Angeles.
Do tego konieczne jest wykreowanie nowych autorytetów – lidera/liderów – w Polsce podjęto kilka prób, jednak materiał okazał się bardzo słaby, no bo z dr. Petru trudno ulepić męża stanu, o panu z kucykiem nie wspomnę. Pozostał więc wypróbowany w roli nowoczesnego ojca narodu Donald Tusk („panowie, policzmy głosy”). Już dzisiaj robi się gościowi fajny wizerunek takiego żuczka jak my wszyscy – w fejsbuku puszczają mu fotki, jak w Brukseli dźwiga siaty z zakupami, samodzielnie wkłada siedzonko z dzieciątkiem do auta, a ostatnio zafundowano mu podróż pociągiem do kraju (a la Paderewski) (tak jakby biletu na Ryanair czy autobus nie można było kupić). Tanie chwyty niestety działają. Ludzie mają pamięć telewizyjną i raczej nie kojarzą newsów starszych niż dwa miesiące, można więc niewielkim kosztem dowolnie fabrykować przeszłość. Któż dzisiaj spamięta, jak premier Tusk latał pustą tutką na weekendy do Gdańska… To było dawno i nieprawda, liczy się tu i teraz, a dzisiaj Donald Tusk jest równy chłop, i nowoczesny Polak, i w sam raz nadający się do odbicia Polski z rąk kaczego faszyzmu.
Nawiasem mówiąc, niektórzy pijarowcy dokonują ciekawego zabiegu – wykorzystując pas transmisyjny oficjalnej propagandy PiS-u, która demonizuje Rosję – otóż kojarzy się Kaczyńskiego z Putinem – Kaczyński ma być marionetką Putina, bo Putin lubi twarde rządy i chce wyrwać Polskę z UE. Taka „narracja” każe przypuszczać, że internacjonalistyczni spece mają Polaków za zupełnych debili. No, ale może gdzieś tam ich wywiadownie to pobadały i tak im wyszło... Kto wie? W każdym razie potwierdza się jedynie oczywistą oczywistość, że fakty i logika w polityce nie mają żadnego znaczenia, liczy się „przekaz”.
A przekaz będzie wyglądał tak – PiS, stawiając się Brukseli, kwestionuje europejską solidarność, by mieć pretekst i wyprowadzić Polskę z Unii, bo tylko w następstwie polexitu Kaczyński będzie miał wolną rękę i kult jednostki. Jest to bardzo zgrabna polityka niemiecka w Polsce, mająca na celu torpedowanie suwerennych polskich decyzji wewnątrz Unii.
Po odpowiednim przygotowaniu propagandowym scenariusz mógłby wyglądać tak, że Bruksela stawia Warszawie twardy warunek na przykład przyjęcia tzw. uchodźców (wypuszczono już balon próbny, że gdy nie będzie takiej zgody to oporne kraje zostaną „wykluczone” z UE) i wówczas pojawia się w Polsce „silny, odpowiedzialny” głos, że „nasze miejsce jest w Europie”; że stracimy miliardy dotacji i dlatego konieczny jest nowy rozumiejący rząd – na białym koniu takiej propagandy mogłaby wówczas wrócić do Warszawy główna polska pacynka Berlina, p. Donald Tusk.
Kombinacje operacyjne to jest jedna z przyjemniejszych zabaw dużych misiów, no bo przecież dzięki temu jest to, co jest.
Wracając zaś do PiS-u. Jest kupa problemów. Po pierwsze gospodarka. PiS uszczelnia system podatkowy, wylewając dziecko z kąpielą, i zamiast zostać partią drobnych sklepikarzy – czyli stworzyć sobie silną bazę polityczną wśród rozgarniętych i niebojących się działania Polaków – nadal komplikuje przepisy, wdając się w jakieś tchórzofretki. Wolność gospodarcza to przede wszystkim to, że każdy chłop i każdy właściciel sklepu czy zakładu może sobie handlować bez oglądania się na jakiegokolwiek urzędnika. PiS tego nie rozumie, kierowany przez etatystów, którym zawsze państwo płaciło pensje.
Moda na polski patriotyzm – jak każda moda, będzie wygasać i powracać – ważne jednak, aby na stałe skojarzyć patriotyzm z nowoczesnością; modernizację i postęp z zasadami obrony własnego rynku przed nieuczciwą konkurencją międzynarodowych korporacyjnych gangsterów, którzy mechanizmy obrabiania krajów „wschodzących” mają w małym palcu. „Żołnierze wyklęci” wkrótce się przejedzą, a dynamika propagandy „patriotycznej” nie może słabnąć i nie może być uwieszona na jednym temacie. Tymczasem dzisiaj w propagandzie PiS-u czuć zmęczenie, bo profesjonalizmu zawsze brakowało. W dzisiejszych czasach powszechnego zaniku krytycznego myślenia i ekspansji głupoty świat sprowadza się do pijaru. W tym świecie bez zmrużenia powiek śnieg sprzedaje się Eskimosom.
Polityczny darwinizm żeruje na słabych i chorych. Jeśli PiS nie zdoła szybko wylizać ran, jeśli nie nada swej „rewolucji” „nowej dynamiki” i nie zinstytucjonalizuje jej ponad osobą Prezesa – niedługo pozostaną wspomnienia.
Andrzej Kumor
Konserwatyzm limitowany
Jak okiem sięgnąć, planeta Ziemia w ostatnich latach odnotowała gwałtowny zwrot do swojego stanu początkowego, opisanego w Księdze Rodzaju, czyli bezładu. Zaledwie kilka dni zajęło ongiś Stwórcy, by ten chaos uporządkować, ale człowiek, z powodów bliżej nieokreślonych i domagających się teologicznego uzasadnienia, od wieków mozoli się nad tym, by ten proces odwrócić.
Zwolennicy tego, co uznano w świecie za postęp, dopuszczają się coraz większego demontażu porządku państwowego, społecznego, kulturowego i religijnego. Ostatnio osiągają oni znaczne sukcesy techniczne i działanie w tym kierunku bardzo przyspiesza. Zapobiec temu chce garstka pooświeceniowych niedobitków, którzy pragną zachować świat taki, jaki jest, niekiedy pozwalają sobie nawet na górne marzenia o powrocie do świata takiego, jaki był. Zdarza się, że osoby takie klasyfikują swoje poglądy jako np. prawicowe albo konserwatywne, ale często, polegając wyłącznie na wrodzonej intuicji, pozostają przy bardziej ogólnym pojęciu zdroworozsądkowości.
Operacja „Wisła” zakończyła ludobójstwo Polaków
To jest nazwa dokumentu wysłanego do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z żądaniem anulowania uchwały w sprawie operacji „Wisła”. Dokument wystosowało i podpisało Forum Myśli Polskiej z Panem Stanisławem Srokowskim na czele.
Z powodu rocznicy akcji „Wisła” urządzane jest multum konferencji, tak w Polsce, jak i na Ukrainie. Po twarzach ludzkich można poznać, kto co myśli i kto jakie ma zdanie na ten temat. Przede wszystkim widać zakłamanie. Ogólne. Jak na słowo „banderowiec” oblicza czerwienieją ze złości, jak na argument prawdy – skóra u niektórych staje się purpurowa. A to była akcja po to, aby pozbyć się banderowskiego zaplecza, prowadzona m.in. wcale nie przez polski rząd. Bo jaki on był polski w 1947 roku?
Popłuczyny po Wielkim Tygodniu
Jak zwykle po świątecznej nirwanie przychodzi bolesny powrót do rzeczywistości. I tak jest tym razem, z tą różnicą, że dały znać o sobie skutki myślenia pozytywnego, do którego jesteśmy ze wszystkich stron intensywnie zachęcani.
Na czym polega myślenie pozytywne – o tym można by rozprawiać i długo, i krótko. Najkrócej można powiedzieć, że myślenie pozytywne wyrasta z przekonania, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Witamy cię, piękna wiosno!
Pory roku i historia lubią się powtarzać.
Nareszcie zima minęła. To już druga nie najgorsza. Ale zawsze długo było szaroburo, rano ciemno, wczesny wieczór – to już za nami i zaliczamy następną wiosnę. Zwykle kończę pisanie żartem. Tym razem zacznę nim.
Atrakcyjna dziewczyna pyta zadbanego mężczyznę w mocno średnim wieku: Ile to już szanowny pan wiosen sobie zaliczył? Już 83, moje dziecko. Niemożliwe, nigdy bym panu nie dała! I nie trzeba, nie trzeba.
Szokujące opracowanie Ośrodka Studiów Wschodnich ws. akcji „Wisła”
Jest to, jak mawiał satyryk Jan Tadeusz Stanisławski (rodem z Wołynia), „mniemanologia stosowana”. Rzeczy wymyślone za biurkiem, skażone poprawnością polityczną, a co najgorsze, krzywdzące polskich obywateli.
Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie, kierowany od roku z nominacji premiera RP przez Adama Eberhardta, rozesłał do władz państwowych (w tym też do wojewodów) swoje opracowanie pt. „Siedemdziesiąta rocznica akcji ‘Wisła’ – zarys problemu dla Polski”.
Z wieloma tezami tego opracowaniami można się zgodzić, zwłaszcza z oceną działalności Związku Ukraińców w Polsce, w tym Bohdana Huka, publicysty ukraińskojęzycznego „Naszego Słowa” (wydawanego dzięki hojnej dotacji MSW), oraz Mirona Sycza, byłego posła PO (wcześniej działacza PZPR i UW), piastującego obecnie urząd wicemarszałka województwa warmińsko-mazurskiego.