Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (71)
Nie spałem prawie całą noc. Nawiedzały mnie różne zjawy. Widziałem niezwykłe rzeczy. Słyszałem głosy żywych i umarłych ludzi... Tej nocy zrozumiałem i przemyślałem wiele spraw, których nie umiem wyrazić słowami, lecz które żyją we mnie, a które nigdy nie nachodzą ludzi śpiących w łóżkach. Tej nocy postanowiłem porzucić na zawsze granicę. Nazajutrz przypadała rocznica śmierci Saszki Weblina. Wschód słońca tego dnia był nieporównanie piękny. Patrzyłem nań z wysokiego wzgórza na drugiej linii.
Następnego dnia poszedłem do miasteczka. Chciałem pożegnać Józefa Trofidę i Janinkę. Lecz nie zastałem ich w domu. Mieszkali tam nieznani mi ludzie. Powiedziano mi, że Józef Trofida sprzedał dom i wraz z siostrą i matką wyjechał do krewnych, mieszkających w pobliżu Iwieńca. Wówczas poszedłem do Mamuta. Nie zastałem go w domu. Pojechał na stację, po odbiór nadesłanych koleją towarów dla sklepiku, który otworzył w miasteczku.
Znalazłem się w pobliżu restauracji Ginty. Z naszego salonu dolatywały dźwięki harmonii, wesołe okrzyki, wybuchy śmiechu. Wstąpiłem tam. Gdy stanąłem pośrodku pokoju z rękami w kieszeniach na rękojeściach rewolwerów, zobaczyłem w nim kilkunastu pijanych powstańców. Niektórych znałem osobiście. Wielu z nich nieraz zatrzymywałem z towarem. Nagle ktoś krzyknął:
– Chłopaki, toż on!... Tamten... Wszystkie twarze obróciły się ku mnie. Antoni urwał marsza. Do salonu wbiegła Ginta, zdumiona i stropiona nagłą ciszą. Zobaczyła mnie i zaczęła się cofać do drzwi.
Pod szczęśliwą gwiazdą - wspomnienia z mojego życia (1)
Szanowni Państwo, rozpoczynamy druk nigdy niepublikowanych wspomnień Stanisława Zaborowskiego herbu Drzymała, Poznaniaka, trzeźwo patrzącego na życie Polaka, nieletniego ochotnika w Powstaniu Wielkopolskim (12. Pułk Strzelców Wielkopolskich) i wojnie bolszewickiej (1. Pułk Ułanów Wielkopolskich), żołnierza września1939 (obrona Warszawy), uczestnika Powstania Warszawskiego.
Ojciec mój, autor wspomnień, urodził się w1903 r. na wsi w zaborze pruskim, w rodzinie szlacheckiej (herbu Grzymała), od paru pokoleń już nie ziemiańskiej. Ojciec jego, czyli mój Dziadek, był rzutkim biznesmenem, który znakomicie prowadził interesy, i to w różnych dziedzinach, od kopalni rudy do handlu i hotelarstwa. Stanisław nie odziedziczył po ojcu zamiłowania czy smykałki do biznesu. Zarażony w gimnazjum miłością do starożytnej kultury Grecji i Rzymu, poszedł na filologię klasyczną w polskim już Poznaniu i, po dyplomie, uczył przez kilka lat łaciny i greki w różnych gimnazjach. Jednak, pod namową Dziadka, uwieńczył swoją edukację dyplomem bardziej praktycznym: magistra świeżo powstałej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Zawierucha nad Sanem, cz.2 (10)
Dowódca UPA na Zakierzoński Kraj Myrosław Onyszkewycz, ps. Orest, Ołeh, Biłyj, Bohdan (ur. 26 stycznia 1911 w Uhnowie koło Sokala, zm. 6 lipca 1950), pułkownik UPA, dowódca VI Okręgu "Sian", działał w strukturach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, członek Krajowego Prowidu i referent do spraw wojskowych. Ukończył 4 klasy gimnazjum i 2 lata szkoły mierniczej. Pracował w zawodzie buchaltera, był oficerem rezerwy. Był członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów od jej powstania w 1929. W 1932 został skazany na 3 lata więzienia za przynależność do OUN. W połowie marca 1945 roku Mirosław Onyszkiewicz mianowany został dowódcą VI Okręgu UPA "Sian". Jako dowódca UPA na terenie Polski, jest odpowiedzialny za rozkazy napadów na oddziały WP, grupy UB i MO, polskie wsie, które palono i mordowano polskich mieszkańców. UPA, w myśl jego rozkazów, dokonywała również akcji sabotażowo-dywersyjnych w terenie przez podpalanie lasów, niszczenie mostów, dróg kolejowych i szos, palenie zbóż znajdujących się w stodołach bądź w stogach. Funkcję pełnił do jesieni 1947 roku. 2 marca 1948 został aresztowany we Wrocławiu. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go 2 czerwca 1950 roku na karę śmierci. Wyrok wykonano 6 lipca.
Dowódca SB OUN Petro Fedoriw, ps. Dalnycz (ur. 20 listopada 1910 w Krywem, zm. 11 kwietnia 1950 w Warszawie). Ukończył gimnazjum w Brzeżanach, następnie prawo na Uniwersytecie Lwowskim. Wstąpił do OUN jeszcze w gimnazjum. Od 1940 roku zajmował wysokie stanowisko w referenturze Służby Bezpeky. Od maja 1945 był szefem SB w Zakierzońskim Kraju. 16 września 1947 roku obezwładniony w bunkrze granatami z gazem i schwytany. Więziony 3 lata w więzieniu mokotowskim w Warszawie, 20 stycznia 1950 skazany na karę śmierci. Stracony w Warszawie.
Z Polski rodem (3). W służbie sułtanów. Konstanty Borzęcki - Mustafa Dżelaleddin Pasz
Latem 1876 roku, jednocześnie z Bośni – od północy, i z Albanii – od południa, ruszyły wojska tureckie ku dzikiemu i nieprzystępnemu masywowi górskiemu Prokletije. Celem wyprawy była Czarnogóra, która od XV stulecia, czyli od początku tureckiej ekspansji na Bałkanach, nie tylko dzielnie broniła swej niezależności, ale i coraz odważniej nękała Turków w okolicznych krajach, łupiąc ich transporty oraz grabiąc będące pod turecką jurysdykcją grody.
W drugiej połowie XIX stulecia tureckie imperium nie było wprawdzie już tak potężne, jak jeszcze na początku tegoż wieku, ale przecież panowało na terenach od Oceanu Indyjskiego po Dunaj. Choć panowało już z coraz większym trudem, bo spora część Grecji i północna Serbia cieszyły się już pewną niezależnością, a bunty podejmowano to na Krecie, to w Hercegowinie, to w Bułgarii, to w południowej Serbii, to na ziemiach, na których miała wkrótce powstać Rumunia. No i pozostawała ciągle krajem wolnym Czarnogóra.
Tak tę górzystą i posępną krainę, leżącą na wschód od słonecznych wybrzeży Adriatyku, nazwali kolonizujący Dalmację przybysze z Italii – i tak już zostało, choć przez pewien czas krainę te nazywaną Zetą, a jeszcze wcześniej – Dukliją. Wprawdzie w XV stuleciu Turcy zawładnęli również częścią Czarnogóry, ale większość niedostępnej krainy zachowała swoją niezależność. U stóp legendarnego Lovcenu, w dolinie otoczonej ze wszystkich stron urwistymi skałami, powstała nawet nowa stolica Czarnogóry – Cetynia. Początek miastu dał prawosławny klasztor – którego przełożeni sprawowali odtąd (aż do połowy XIX wieku) również godność władców Czarnogóry, oraz warowna twierdza Tablja – zdobiona zdobytymi na Turkach trofeami. Dość powiedzieć, że na przykład płot wokół twierdzy wykonano ze zdobycznych strzelb.
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (70)
Lekko dotknąłem gałęzi lufą parabellum. W krzakach tych była ukryta zasadzka. Czuwali dobrze, bo chociaż nie słyszeli mych cichych kroków, jednak lekkie dotknięcie krzaka obudziło ich czujność. Omal nie w twarz buchnął mi strzał. Kilka razy wystrzeliłem przed siebie, na oślep, z parabellum i uskoczyłem w bok.
Zagrzmiały strzały, lecz nie odpowiadałem na nic. Gdybym chciał, mógłbym zajść ich z tyłu i rzucić granat lub zasypać kulami z rewolwerów, ale po co? Innego razu szedłem traktem ku granicy. Piasek zagłuszał moje kroki. Nagle posłyszałem szmer tuż przed sobą. Kucnąłem. Za parę sekund otarły się o mnie, z obu stron, poły płaszczów. Krasnoarmiejcy wyminęli mnie, nie podejrzewając, że siedzę przykucnięty pomiędzy nimi. Poszli dalej. To mnie ubawiło. Kilka razy chodziłem wieczorami do miasteczka. Nie poznawany wałęsałem się po ulicach. Odwiedzałem Mamuta i w milczeniu piłem z nim wódkę. Dałem mu pudełko, w którym były pieniądze Grabarza (dostałem je z naszego "banku"). Było tam około 1000 dolarów i przeszło 6000 rubli w złocie. Zaszyliśmy pudełko w płótno.
Napisałem na paczce adres matki Grabarza i kazałem Mamutowi wysłać ją nazajutrz paczką wartościową. Zrobił to. Pewnego wieczora wstąpiłem do Joska Gęsiarza. Zjadłem z nim kolację i wypiłem pejsachówki. Mówiliśmy o różnych rzeczach. W pewnym momencie Gęsiarz powiedział:
– Po co ty to robisz?
Z Polski rodem (2). Chińczyk ze Lwowa – Michał Piotr Boym
Chińczyk ze Lwowa – Michał Piotr Boym
W 1653 roku ukazała się w Amsterdamie książka (po łacinie), której tytuł w przekładzie brzmiał: "Relacja z podróży do Chin". Zawierała ona opis wielu zdarzeń w tym ciągle tajemniczym dla Europejczyków kraju, ujawniając na przykład, w jaki sposób Mateo Ricci, włoski jezuita, matematyk i astronom, który dotarł do Chin w końcu XVI stulecia, został głównym astronomem na cesarskim dworze dynastii Ming w Pekinie, mając od tej pory realny wpływ na chińską politykę. Książka ukazała się najprawdopodobniej bez wiedzy i zgody autora, także jezuity, przyczyniając się zapewne w dużym stopniu do jego faktycznego uwięzienia w klasztorze w Loreto.
"Relacja" stała się jednak europejskim bestsellerem (wydano ją potem kolejno po włosku, francusku i niemiecku), gdyż przynosiła rzetelny opis stanu w Chinach takich nauk, jak matematyka, filozofia i medycyna. Polski przekład tego dzieła ukazał się dopiero przeszło sto lat później, choć autorem "Relacji" był człowiek, który – choć pisał po łacinie – po swoim nazwisku zawsze stawiał słowo: Polonus (czyli: Polak).
Zawierucha nad Sanem, cz.2 (9)
14 kwietnia 1949 roku czternastu żołnierzy NKWD wyruszyło na poszukiwanie upowców w rejonie Perehińsko. Do Dzembronii dojechali kolejką wąskotorową, po czym rozpoczęli przeszukiwanie lasu. Po pewnym czasie natrafili na znajdującą się w lesie ziemiankę. Natychmiast ją otoczyli. O wysokim poziomie umiejętności zwiadowczych żołnierzy MGB świadczy fakt, iż nie zostali zauważeni przez wartownika, który dobrze zamaskowany ujawnił się dopiero po rozpoczęciu walki. NKWD udało się zlikwidować kilku upowców. Wśród nich rozpoznano dowódcę UPA Zachód, Wasyla Sydora "Szełesta".
W lutym 1950 roku NKWD w obwodzie rówieńskim udało się zlikwidować krajowego referenta SB "Knopkę", działającego od 1944 roku. Jego poszukiwania, prowadzone w 1949 roku przez 1. Batalion 445. Pułku, nie przyniosły rezultatów. W końcu stycznia 1950 roku NKWD otrzymało informację, iż upowiec "Pawło" od czasu do czasu odwiedza żonę we wsi Drozdów. Wokół wioski zorganizowano sieć zasadzek. 7 lutego o godz. 22.00 "Pawło" natknął się na jedną z nich i ranny dostał się w ręce NKWD. Niezwłocznie go przesłuchano. Czy to chcąc ratować życie, czy nie wytrzymawszy śledztwa (być może jedno i drugie) "Pawło" zeznał, że "Knopka" znajduje się w domu trzech sióstr w chutorze Szubkiw, półtora kilometra od Tuczna.
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (69)
Pewnego razu zrobiliśmy – jak zwykle – zasadzkę w dwóch punktach: ja na ścieżce, prowadzącej przez środek lasu, a Szczur na lewym jego skrzydle. Przypuszczaliśmy, że Stonoga będzie wracać po jednej z tych dróg.
Była godzina druga w nocy. Miejsca naszych zasadzek leżały w sporej odległości od granicy. Uważnie patrzyłem na znajdujący się przede mną teren, bojąc się przeoczyć powracającego zza granicy Żyda. Gdy mi się zdawało, że dostrzegam jakieś poruszenie, powstawałem z miejsca i szczegółowo przeglądałem okolicę. Przekonywałem się, że to złudzenie i znów siadałem na ściętym pniu sosny.
W pewnej chwili posłyszałem hałas. Pobiegłem tam brzegiem lasu. Zbliżyłem się do miejsca zasadzki Szczura. Zobaczyłem, że rewiduje jakiegoś chłopa, który hałaśliwie prosił, aby Szczur go puścił i dawał mu 10 rubli w złocie. Chłop niósł w worku kilkanaście kilogramów owczej wełny i mówił, że idzie do krewnych, mieszkających w pobliżu Wołmy.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Gdy Szczur puścił chłopa, powiedziałem koledze, że, według mego mniemania, Berek Stonoga nigdy nie wraca z Sowietów sam, a zawsze idzie w towarzystwie chłopa i baby, którzy idą pierwsi, w odległości kilkudziesięciu kroków od siebie, a za nimi, z dala, postępuje Berek. Przypomniałem mu babę, którą zatrzymaliśmy przed kilku dniami w pobliżu stodoły Karabanowicza. Szczur, nic nie mówiąc, pobiegł drogą, którą przeszedł poprzednio chłop. Wrócił za kwadrans czasu i powiedział:
– Masz rację: z tyłu szła boso baba, a jeszcze dalej ktoś w butach. Na pewno Stonoga. Wykiwali nas.
Zawierucha nad Sanem, cz.2 (8)
Pomysłowość funkcjonariuszy służb specjalnych sowieckiej Ukrainy nawet wśród partyzantów wywoływała swoisty podziw. W jednym z listów pisanych do Polski czytamy: "Powracając do spraw naszej walki, nie można nie wspomnieć o agenturze NKWD. Naprawdę, kto się z nią nie zetknął, temu nawet ciężko wyobrazić sobie o niej cokolwiek. Mówię Ci, że niektóre protokoły SB to najwyższego gatunku powieści sensacyjne dla (...) zachodnioeuropejskiej publiczności".
Specgrupy udające UPA niewątpliwie siały w środowisku podziemia atmosferę niepewności i niedowierzania. Upowcy, zmuszeni do ciągłej czujności, dawali się nabrać na sowieckie prowokacje. Informacje o istnieniu grup pozorowanych negatywnie wpływały na poparcie udzielane podziemiu przez miejscową ludność. Nawet sympatyzujący z ideami nacjonalistycznymi chłopi zwyczajnie bali się pomagać upowcom, których nie znali osobiście.
W końcu lat czterdziestych coraz bardziej zaczęły jednak dawać o sobie znać uboczne skutki działalności specgrup. Działając poza bezpośrednią kontrolą sowieckich funkcjonariuszy, oddziały specjalne nierzadko dopuszczały się czynów bandyckich, wyrażających się przede wszystkim w brutalnych rabunkach miejscowej ludności. W lutym 1949 roku prokurator wojsk MWD Okręgu Ukraińskiego płk Koszarskij skierował do Chruszczowa notatkę o wypadkach naruszenia socjalistycznej praworządności przez członków specgrup. Zarzucał im dokonywanie rabunków i stosowanie przemocy wobec miejscowej ludności, niewynikającej z konieczności operacyjnej. Samowole te, jego zdaniem, podrywały autorytet władzy sowieckiej, utrudniając likwidację podziemia. Innym zjawiskiem, występującym w działaniach operacyjnych, były ucieczki zwerbowanych partyzantów z powrotem do lasu. I to także tych, którzy przyczynili się do wykrycia lub likwidacji swoich kolegów.
Cesarz Madagaskaru - Maurycy August Beniowski. Z Polski rodem (1)
Rozpoczynamy druk nigdzie wcześniej niepublikowanej książki Kazimierza Kozuba, kreślącej postaci Polaków, którzy odcisnęli swoje piętno na dziejach świata. O Autorze: były poseł na Sejm i działacz Stronnictwa Ludowego. Ur. 6 lutego 1936 r., zmarł 3 czerwca 2014.
Wstęp
Urodzili się na polskich ziemiach, choć los sprawił, że po śmierci nie w ojczystej pochowano ich krainie. Czasem nawet nie wiadomo, czy mieli swoje mogiły...
Jednych gnało w świat zwyczajne pragnienie przygody i poznania. Innych – a ci stanowili większość – zmusił do tego zły los albo szlachetne powołanie i pragnienie służenia innym nawet za cenę swego życia.
Z reguły zdobyli w świecie szacunek i uznanie, czasem nawet zaszczyty. Weszli do dziejów wielu narodów, które uczciły ich pamięć nie tylko nazwami ulic i placów, ale i budową pomników czy nadaniem ich imion wyspom, górskim szczytom.
Bohaterowie niniejszych opowieści są obecni także z reguły w polskiej historii i w polskiej pamięci – choć pamięć to coraz bardziej wyblakła i coraz mniej powszechna.
Książka przypomina 38 tułaczy także po śmierci – ludzi z Polski rodem, których prochy spoczęły na wieki gdzieś w dalekich krajach. Z konieczności czyni to skrótowo. I raczej bez przesadnej powagi. Zwyczajnie – nie stroniąc od anegdot, a nawet plotek.
Postaci zaprezentowane zostały w kolejności alfabetycznej nazwisk. Uwzględniono przy tym tylko bohaterów żyjących do wybuchu drugiej wojny światowej, bo polska tułaczka wywołana tą wojną oraz jej następstwa, to już temat na zupełnie inną opowieść.