Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Listy z nr. 41
Forum z nr. 41
W niektórych krajach, a szczególnie w Niemczech, istnieje stereotyp Polaka: lenia, złodzieja, niedorajdy. Podobno wizja napływu polskich hydraulików spowodowała, że Francuzi odrzucili przygotowaną głównie przez ich własnych intelektualistów i polityków konstytucję Unii Europejskiej. Ten "hydraulik" to tylko symbol, bo chodziło o wszelkiej maści polskich rzemieślników, którzy mieliby wyprzeć francuskich leni. A nadto tych kilkuset polskich hydraulików, elektryków, stolarzy, murarzy itd. potrafi wykonywać prace z zakresu kilku specjalności. Tak więc, kiedy wzywano hydraulika, to już nie trzeba było wzywać elektryka, stolarza czy murarza, bo wszystkie te naprawy potrafił wykonać jeden Polak. To się wprost nie mieści w głowie Francuzom, czy obecnie również Niemcom.
Michał był w Polsce ekonomistą. Pracował przez wiele lat w jednej firmie w swoim mieście rodzinnym. Ale przecież był jedynym mężczyzną w domu, a więc do niego należało wykonywanie drobnych napraw. Nadto wybudował sam domek na działce, co udoskonaliło jego umiejętności hydrauliczne, elektryczne, stolarskie, murarskie, dekarskie, ogrodnicze itd. To wszystko miało procentować później, kiedy przyleciał do Kanady.
Kiedy otrzymał zaproszenie od wuja (brata ojca) do odwiedzenia go w Toronto, niezbyt długo się zastanawiał. Po pierwsze, właśnie stracił pracę w firmie, która się skapitalizowała, a później splajtowała. Nadto stosunki z żoną nie układały mu się najlepiej. Już wylatując do Kanady, myślał o dłuższym zatrzymaniu się w tym kraju.
Już na drugi dzień po przylocie do Kanady Michał zaczął pracę u polskiego rzemieślnika, będąc polecony przez wuja. I na tym skończyła się pomoc tego krewnego. Bowiem, kiedy po tygodniu Michał przyniósł pierwszy czek i położył go na stole, wuj zażądał od niego, aby wpłacał zarobione pieniądze na jego konto, gdyż jakoby Michał, nie mając takiego konta, nie mógł realizować czeków. Michał już przez ten pierwszy tydzień zamieszkiwania u wuja wyczuł skąpstwo tego bliskiego krewnego.
Nie dał czeku wujowi, lecz na drugi dzień zrealizował mu go jego kolega z pracy. Tenże kolega też zaproponował Michałowi wspólne zamieszkanie w wynajmowanym przez niego pokoju w suterenie. Michał zgodził się i wyprowadził od wuja, któremu zostawił pewną kwotę za tydzień pobytu u niego. Później spotkał się z wujem jeszcze tylko kilka razy. Na trzynastoletni pobyt w Kanadzie nie były to zbyt częste kontakty.
Michał przyleciał do Kanady kiedy już zniesiona została specjalna szybka ścieżka akceptacji wniosków Polaków o przyznanie im prawa stałego pobytu w Kanadzie. Dokonujące się w Polsce zmiany polityczne spowodowały, że Polacy musieli przedstawiać dowody dające podstawy do przyznania im statusu uciekiniera.
Tuż przed wygaśnięciem ważności półrocznej wizy turystycznej Michał udał się do agenta imigracyjnego (polskiego pochodzenia), który za kilkusetdolarową opłatą wypełnił mu wniosek o nadanie statusu stałego rezydenta Kanady. Później jeszcze dwukrotnie Michał kontaktował się z tym agentem, bo trzeba było coś tam jeszcze uzupełnić, za każdym razem ponosząc dodatkowe opłaty za poradę i czynności tegoż agenta.
Cała procedura trwała cztery lata, do momentu wydania decyzji odmownej. W tym czasie Michał miał zezwolenie na pracę. Pracował więc legalnie po kolei w różnych firmach, w tym czasami w dwóch czy trzech jednocześnie. Bywały krótsze i dłuższe okresy, że pracował siedem dni w tygodniu. Ale były też okresy, że nie miał pracy, szczególnie zimą. Wtedy musiał żyć z wcześniejszych zapasów. Nadto Michał wysyłał żonie pieniądze na utrzymanie ich jedynej córki, która ciągle się uczyła. Tak więc Michał, nie żyjąc w biedzie, jednocześnie nie mógł wyraźnie poprawić swojego bytu.
Pewna odmiana nastąpiła, kiedy uzyskał stałą pracę w torontońskim oddziale IKEA. Jego kanadyjskie doświadczenie, wzmacniające te umiejętności rzemieślnicze, które miał przed przylotem tutaj, zostały docenione przez jego zwierzchników. Bo Michał wprawdzie został zatrudniony jako instalator piecyków elektrycznych, ale często wiązało się to z wykonaniem dodatkowych prac adaptacyjnych w pomieszczeniach, gdzie miały one być zainstalowane.
Szczęśliwie się złożyło, że pracę tę uzyskał jeszcze przed wygaśnięciem zezwolenia na pracę w Kanadzie. W dokumentach firmy więc wszystko grało. Później, w czasie dziewięcioletniego stażu w tej firmie, który prawie się pokrywał z okresem nielegalnego pobytu Michała w Kanadzie, nikt go już o żadne dodatkowe dokumenty czy zezwolenia nie pytał. W ostatnich latach pracy szefem Michała był Polak, który wcale nie traktował go ulgowo przez fakt, że pochodzili z tego samego kraju. Był wymagający, ale jednocześnie doceniał to, że miał w swojej ekipie taką "złotą rączkę". Bo prawie nie mówiący na początku po angielsku Michał, był wysyłany do najtrudniejszych instalacji i po wykonaniu przez niego tych prac, nigdy nie było skarg ze strony klientów.
Po ośmiu latach pobytu Michała w Kanadzie przybyła tu również jego córka. Ale jej sytuacja była od początku jasna. Otrzymała natychmiast prawo stałego pobytu, ponieważ wyszła za mąż za obywatela Kanady, którym był Polak z pochodzenia, który przybył tutaj jako malutkie dziecko. Tak więc Michał z ośmioletnim stażem w Kanadzie musiał unikać wpadki, aby nie być wydalonym, a jego córka rozpoczęła natychmiast karierę. Po opanowaniu języka znalazła dobrą pracę i wraz z mężem używała życia. Nie śpieszyli się z decyzją o potomstwie. Zbyt byli zajęci sobą i karierą.
Michał nie zmienił mieszkania. Przyzwyczaił się do miejsca i ludzi. Wprawdzie córka raz wspomniała o możliwości zamieszkania ojca z nią i jej mężem, ale zrobiła to chyba tylko dla pozorów, bez przekonania. Michał to rozumiał i nie miał pretensji do córki, tym bardziej że przez osiem lat była wychowywana tylko przez jej matkę.
Michał uważał, że po tak długiej rozłące z żoną ich związek rozpadł się. Żyli w separacji. Żadne z nich nie wystąpiło o rozwód, bo nie było to im potrzebne. Michał nie był "babiarzem". Przez okres trzynastu lat pobytu w Kanadzie żył w związkach konkubenckich dwukrotnie. Oba te związki trwały po około roku każdy.
Jako samotny mężczyzna, spędzał weekendy (jeśli nie pracował) w sposób typowy dla podobnych jemu "singli" – dość ostro popijając. Ale w odróżnieniu od wielu degeneratów, Michał pił za swoje i zwykle w lokalach. Melin się brzydził. Kontrolował się nadto, tak że nie wpadł w alkoholizm. Pomagał mu w tym fakt częstej pracy "na okrągło".
Któregoś dnia jechał samochodem, który był zarejestrowany na jego córkę, przez dzielnicę w Toronto nie cieszącą się dobrą sławą. Zamieszkana głównie przez Murzynów z Jamajki, sprawiała problemy stróżom prawa, którzy patrolowali ulice intensywniej niż w innych rejonach miasta. W pewnym momencie wyprzedził Michała samochód policyjny z włączonymi światłami alarmowymi. Początkowo nie zorientował się, o co chodzi. Ale samochód policyjny blokował mu jazdę i policjant ręką wskazał mu, aby zjechał na pobocze. Była to rutynowa kontrola. Policjanci sprawdzili prawo jazdy Michała, skonfrontowali jego dane z danymi o nim w komputerze i już wiedzieli, że jest poszukiwany od lat przez urząd imigracyjny. Został zabrany na komendę policji, a stamtąd przewieziony przez dwóch oficerów imigracyjnych do pobliskiego aresztu imigracyjnego.
Początkowo Michał był przekonany, że to już kres jego pobytu w Kanadzie, że i tak udało mu się długo tutaj pobyć. Czas było wracać do Polski. Ale po zebraniu informacji zaczął dzwonić do córki, a ta do oficera imigracyjnego w areszcie. I doszło do ugody.
Oficer imigracyjny zgodził się wypuścić Michała na wolność po wpłaceniu kaucji w kwocie pięciu tysięcy dolarów. Wpłaty dokonała w tym samym dniu córka Michała. Warunkiem wypuszczenia na wolność było meldowanie się co dwa tygodnie w biurze imigracyjnym i zakaz pracy w Kanadzie.
Na odchodnym oficer imigracyjny poinformował nadto Michała, że jako ojciec jedynego dziecka, które przebywa na stałe w Kanadzie, ma możliwość ubiegania się o pobyt stały. Musi z takim wnioskiem wystąpić do władz imigracyjnych jego córka.
Michał aż nie dowierzał. Tyle lat ukrywania się, niepewności, a tu takie proste rozwiązanie życiowych problemów. Bo Michał, 53-letni mężczyzna, miał świadomość, że kariery to on już w Polsce nie zrobi, a nawet miał obawy, czy uzyska jakąkolwiek pracę.
Tutaj, w Kanadzie, już miał wyrobioną markę, znał standardy, wiedział, jak się obracać. Miał jeszcze kilka problemów do pokonania, ale opuszczał areszt z nadzieją, że uzyska status stałego rezydenta Kanady.
Aleksander Łoś
Toronto
Ludzie przestają się bać
Napisane przez Artur Górski/Andrzej KumorZ posłem Arturem Górskim o sytuacji w Polsce i współpracy z Polonią rozmawia Andrzej Kumor.
Goniec – Panie Pośle, jesteśmy świadkami wielkich marszów w obronie wolności słowa i Telewizji Trwam – ostatnio w Warszawie protestowało ponad 200 tys. osób. Polacy coraz bardziej zdają sobie sprawę z tego, że w Polsce źle się dzieje, czy Pana zdaniem jest szansa na "odwojowanie" Polski; na to by z Polski uczynić normalny, prężny kraj, który stanie się niezależnym ośrodkiem politycznym w tym miejscu Europy, a nie – jak Pan to powiedział niedawno podczas bankietu – miejscem rywalizacji między "mniejszym" a "większym" pałacem, by realizować w Polsce różne obce interesy?
Poseł Artur Górski – Rzeczywiście mamy wiele symptomów pokazujących, że Polacy się budzą, że wreszcie zaczynają dostrzegać, iż przez ostatnie lata byli okłamywani przez ten rząd, zwodzeni różnymi obietnicami bez pokrycia. Pokazują to choćby komentarze w Internecie, które w ciągu ostatnich miesięcy zmieniły się nie do poznania – kiedyś obrońcy Prawa i Sprawiedliwości byli nieliczni, przeważnie zastraszeni, piszący anonimowo, dzisiaj widać wyraźnie, że większość internautów w sposób otwarty, czasem wręcz brutalny, krytykuje obecną rzeczywistość i władzę, która nami rządzi. Ludzie przestają się bać. Przestają się lękać, gdy mogą wyrazić swoje poglądy, zarówno przez manifestowanie ich na ulicach, jak i poprzez opowiedzenie się w badaniach ulicznych, kogo popierają, a kogo nie. Widzą, że stawką jest ich wolność lub ostateczne zniewolenie. Jeden z ostatnich sondaży wywołał panikę po "tamtej stronie" sceny politycznej. Przewaga PiS nad PO wynosi już 6 proc. Od kilku tygodni to jest tendencja stała. Kiedyś ta bańka mydlana propagandy i oszustwa musiała pęknąć. Krasomówcze sztuczki premiera Tuska przestały działać.
– Ale czy Prawo i Sprawiedliwość jest w stanie rządzić? Do tej pory wszystkie rządy polskie były koalicyjne, również z uwagi na ordynację wyborczą, która obowiązuje, i system polityczny, który utrwala "klasę polityczną" praktycznie przez jedno pokolenie. Czy Pana zdaniem, możemy mieć zaufanie do kogokolwiek, kto mówi piękne słowa, pokazuje program polityczny, zapowiada, że będzie robił to i to, ale później rzeczywistość skrzeczy i okazuje się po wygranych wyborach, że partia, która wygrała, nie jest w stanie rządzić sama i realizować program; powstają koalicje i mamy tę samą przepychankę polityczną i znowu nie ma przywództwa kraju?
– Diagnoza generalnie trafna, ale przykład Węgier pokazuje, że można mieć rząd większościowy spójny programowo. Socjaliści, którzy rządzili przed Fideszem, doprowadzili kraj do totalnej ruiny. Długo ukrywali tę sytuację, ale gdy się wydało, że okłamywali społeczeństwo, ponieśli druzgocącą klęskę wyborczą. W tej chwili w Polsce mamy podobną sytuację; jeżeli nie widać ruiny, do której ten rząd doprowadził nasz kraj, to dlatego, że utrzymywane są pozory i mamy kreatywną księgowość budżetową. Tymczasem jeżeli chodzi tylko o zadłużenie Polski, to według metodologii unijnej mamy już ponad 900 mld zł długu, a zatem dawno przekroczono próg ostrożnościowy 55 proc. PKB. Bezrobocie na koniec roku osiągnie 14 proc.; wiadomo także, że coraz więcej firm likwiduje lub zawiesza swoją działalność, praktycznie rozszerza się tylko sieć sklepów monopolowych w Polsce.
Obawiamy się, że za chwilę polityka tego rządu sięgnie dna, od którego tylko będzie się można odbić i Prawo i Sprawiedliwość będzie tą siłą polityczną, która rzeczywiście odwojuje Polskę i zwróci ją Polakom, prawowitym właścicielom, choć nie będzie to proces łatwy i krótkotrwały.
Trzeba jeszcze dodać, że nasz system wyborczy jest tak skonstruowany, że promuje partie zwycięskie. Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość uzyska poparcie 45 procent Polaków, będzie miało powyżej 51 procent posłów w parlamencie, co pozwoli nam wziąć w ręce władzę i odpowiedzialność za państwo, najpierw zatrzymać jego degradację, a następnie, punkt po punkcie, krok po kroku, mozolnie je odbudowywać. Pewnych rzeczy nie da się już naprawić, odwrócić, wiadomo np., że ten rząd bardzo przyspieszył wyprzedaż majątku narodowego i trudno będzie te procesy cofnąć, ale to, co dzisiaj możemy zrobić, to sprzeciwić się sprzedaży grup Orlen i Lotos Rosjanom. Wiemy, że jeszcze za kadencji tych rządów Rosjanie chcą kupić te czołowe przedsiębiorstwa paliwowe, które częściowo gwarantują energetyczne bezpieczeństwo Polski. Jeśli Rosja nimi zawładnie, będzie trzymała Polskę w garści, a właściwie w paliwowym uścisku. Ponieważ nie ma w Polsce rzeczywistej dywersyfikacji źródeł dostaw paliw i jesteśmy energetycznie zależni od Rosji, ta przez cały czas może nam stawiać warunki i dyktować ceny.
– Mówił Pan o "dwóch pałacach", które rządzą Polską, większym – prezydenckim, dbającym o interesy rosyjskie w Polsce, i mniejszym – Kancelarii Premiera, który stoi – wraz z MSZ – na straży interesów niemieckich w Polsce. Nie zapominajmy jednak, że jest też inne silne lobby – lobby żydowskie, o którym wiele osób boi się mówić, tymczasem każdy niezależny rząd polski powinien jasno określić swój stosunek wobec interesów żydowskich w Polsce – które są rozległe, występują czasem pod flagą interesów amerykańskich, czasem pod flagą interesów izraelskich. Polska ściśle współpracuje w dziedzinie obronności z Izraelem. Czy nie sądzi Pan, że w obecnej sytuacji, kształtując program polityczny, kształtując politykę bezpieczeństwa, powinno się wymieniać nie tylko naszych bezpośrednich sąsiadów, ale również relacje do państwa Izrael i interesów żydowskich w Polsce, a zwłaszcza do roszczeń żydowskich, które niedawno zostały "pobłogosławione" przez państwo Izraeal – otrzymały od tego państwa placet?
- Jeżeli chodzi o roszczenia żydowskie, ma Pan zapewne na myśli roszczenia wynikające z dekretów Bieruta i z całej polityki zagrabiania majątku po wojnie przez komunistów.
- Elity żydowskie w Stanach Zjednoczonych znacznie szerzej formułują te roszczenia.
- Ludzie boją się roszczeń żydowskich i realizowane z pominięciem przepisów prawa, za "gotówkę", mogą budzić poważny niepokój. Ale jeśli roszczenia żydowskie spowodują uchwalenie uniwersalnej ustawy reprywatyzacyjnej – bo nie wyobrażam sobie, by taka ustawa dotyczyła wyłącznie mienia postżydowskiego – to, paradoksalnie, dzięki tym roszczeniom zostanie przeprowadzona powszechna reprywatyzacja, czyli zlikwidujemy jedną z pozostałości komuny. Bowiem w Polsce nie przeprowadzono ustawowo reprywatyzacji, choć PO zapowiadała to w swoim programie wyborczym już przed 5 laty. W każdym razie własność, która została zagrabiona czy w czasie wojny, czy w PRL-u, powinna być oddana prawowitym właścicielom niezależnie od ich narodowości i pochodzenia.
Natomiast jest inny poważny problem. Na całym świecie, tak jest i w Polsce, Żydzi mają duży wpływ na media, a w tych mediach realizują nie interes Polski, tylko interes międzynarodowy, rozciągający się od Brukseli po Waszyngton. Tutaj trzeba stworzyć alternatywę, aby zbudować silne polskie media, które będą skutecznie popierać interes Polski i skutecznie konkurować z mediami, za którymi stoi międzynarodowy kapitał i obce wpływy. Nie będzie to łatwe zadanie, bo nasz potencjał i nasze możliwości są znacznie mniejsze, ale po to musimy stworzyć silne polskie media, by stały na straży naszego interesu narodowo-państwowego, co jest szczególnie istotne teraz, wobec projektów jeszcze głębszej integracji Unii Europejskiej, co nie wydaje się być zbieżne z polskim interesem.
– Wspomnieliśmy o systemie wyborczym. Pojawiła się ostatnio ponownie inicjatywa związana z wprowadzeniem w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych – wprowadzenia w Polsce tego systemu politycznego, który obowiązuje w krajach anglosaskich, między innymi tutaj w Kanadzie. Czy, Pana zdaniem, to jest dobry pomysł, żeby wyborcy wybierali określoną osobę na posła, żeby kampania odbywała się bardziej na poziomie lokalnym niż centralnym?
- System większościowy, który obowiązuje w Polsce od ostatnich wyborów do Senatu, pokazuje, że Polacy nie są przygotowani do tego systemu. Nie można wprowadzać wyborów większościowych, jeżeli nie ma normalnej rywalizacji kandydatów w mediach; jeżeli media "głównego ścieku", jak to mówi Ewa Stankiewicz, popierają tylko kandydatów lewicowo-liberalnych. Do wyborów większościowych niezbędna jest rzeczywista konkurencja w mediach oparta na zdrowych zasadach.
- No, ale na poziomie okręgów nie trzeba prowadzić kampanii w mediach, można chodzić od drzwi do drzwi.
- To jest mit, że w wyborach większościowych głosuje się na kandydata, a nie na partię. Wybory te pokazują – także w krajach anglosaskich – że pomimo wystawienia jednego kandydata, a może właśnie dlatego, że jest jeden kandydat – wyborcy i tak kierują się przede wszystkim sympatiami partyjnymi i tylko kandydaci głównych partii zdobywają mandaty. Powiem tak. Wyborcy często nie interesują się polityką, programami i kandydatami, i jeśli jest jeden kandydat, nawet mieszkający w tym okręgu, to często go nie znają, a jeśli znają, to mogą nie lubić, nie szanować, zarazem popierając samą partię. I wówczas, w takiej sytuacji, mają poważny kłopot z wyborem. Gdy na liście, jak w Warszawie, jest 38 kandydatów, to wyborca zawsze może znaleźć kogoś, kogo zna, z kim się identyfikuje i na kogo zechce zagłosować niezależnie od tego, które miejsce kandydat zajmuje na liście. Mnie siedem lat temu wyborcy "wyłuskali" z 20. miejsca na liście…
Jest jeszcze jeden argument pokazujący słabość tego rozwiązania. Były przypadki – w Warszawie po praskiej stronie i w jednym z okręgów na Mazowszu, że główne partie zmawiały się przeciwko jednej, byle tylko ona nie zdobyła mandatu. Ta zmowa polegała na tym, że w Warszawie w jedynym okręgu, gdzie kandydat PiS-u do Senatu mógł zdobyć mandat, mam tu na myśli marszałka Zbigniewa Romaszewskiego, PO zrezygnowała z wystawiania swojego kandydata i poparła kandydata postkomunistycznego. I nasz kandydat poległ z kretesem.
– Czy PiS nie może robić tego samego?
– Naprawdę chciałby Pan, byśmy spiskowali z lewicą postkomunistyczną i wchodzili z nią w jakieś układziki? Ponieważ nasza partia jest w pewnym sensie antysystemowa, bo sprzeciwia się interesom, układom i powiązaniom polityczno-gospodarczym oplatającym PO, SLD i PSL, teoretycznie partie te mogłyby się zmówić i wzajemnie popierając w różnych miejscach, niemal całkowicie wyeliminować PiS z Senatu. Właśnie za sprawą wyborów większościowych. Dziwi się Pan? To jest ta nasza niedojrzała, uwikłana demokracja. Dlatego tylko w wyborach proporcjonalnych do Sejmu mamy szansę mieć szeroką reprezentację, podczas gdy w wyborach większościowych zmowa "bandy trojga" mogłaby wyeliminować w znacznej mierze PiS z życia publicznego.
- Pozostańmy przy ordynacji. Przyznam się Panu szczerze, że nie głosuję w wyborach parlamentarnych poza granicami Polski, ponieważ ordynacja jest tak skonstruowana, że większość Polaków za granicą głosuje w zasadzie w jednym okręgu w Warszawie. Czy, Pana zdaniem, to nie powinno być zmienione?
– Naród jest jeden, wszyscy Polacy, niezależnie od tego, czy mieszkają w kraju, czy w odległym zakątku świata, powinni mieć takie same prawa polityczne. Polaków poza granicami mieszkają miliony i ci ludzie powinni mieć możliwość posiadania własnej politycznej reprezentacji, bardziej realnego oddziaływania na polskie ustawodawstwo, które w jakimś wymiarze także dotyczy Polonii.
- Co można zrobić, jak zreformować ordynację?
– Przede wszystkim jeśli posiada się czynne prawo wyborcze trzeba głosować, niezależnie od tego gdzie się mieszka na świecie. Jeżeli jest się Polakiem, trzeba współdecydować o polskich sprawach, brać za nie współodpowiedzialność, być tym "jednodniowym królem". Myślenie, że jeżeli się mieszka gdzieś na świecie, to polskie sprawy mnie nie interesują, bo nie dotyczą, jest bardzo błędne. Prosta sprawa, można wybrać taką partię, która będzie ułatwiała kwestie związane z paszportami, bo będzie jej zależało na zbliżeniu Polonii do kraju, a można wybrać taką, która będzie negatywnie nastawiona do Polonii, a jej dyplomatyczni przedstawiciele będą mnożyli trudności przed polonijnym petentem.
Prawo i Sprawiedliwość traktuje Polonię po partnersku, chcemy zbliżyć Polonię do spraw kraju, dostrzegając w niej wielki potencjał. W programie PiS dla Polonii zapisaliśmy, że chcemy doprowadzić do tego, aby w przyszłości Polonia miała prawo do zgłaszania i wybierania własnych przedstawicieli do Senatu. Nie głosowałaby na kandydatów wystawionych w Warszawie, jak to ma obecnie miejsce, ale mogłaby zgłaszać własnych kandydatów; ci kandydaci będą ze sobą rywalizowali o kilka mandatów – 5-7. Przy czym pragnę zauważyć, gdyby został utrzymany system wyborów większościowych do Senatu, to Polonia kanadyjska nie miałaby szans na wybór swojego kandydata wobec liczebności Polonii amerykańskiej. Dlatego uważam, że okręg obejmujący Amerykę Północną powinien być dwumandatowy. Wówczas Polonia kanadyjska, działając aktywnie i zgodnie, miałaby szanse wybrać swojego przedstawiciela do polskiego Senatu.
– Pozostańmy przy naszych sprawach polonijnych. Chciałem zapytać, czy można do Pana zwracać się o interwencję w sprawach trudnych? Jest wiele takich kłopotów, które wynikają ze zmiany przepisów, zmiany ustaw. Spotkałem się z taką sprawą, gdzie ktoś, kto był obywatelem polskim, przyjechał tutaj, posiadając paszport polski, tego paszportu bardzo długo nie przedłużał i okazuje się, że teraz każe mu się przeprowadzać procedurę potwierdzenia obywatelstwa. Tego rodzaju przykładów jest dużo. Mamy tutaj problemy ze służbą konsularną. I druga rzecz, coraz częściej wydaje się, że konsulat rozgrywa Polonię, to znaczy prowadzi tutaj swoją politykę, a zazwyczaj jest to polityka rządzącego układu politycznego; wspiera się te organizacje polonijne czy formy życia polonijnego, które odpowiadają aktualnemu interesowi politycznemu.
- Poruszył Pan dwie oddzielne sprawy, zacząłbym od tej drugiej. Od jakiegoś czasu obserwujemy, że rząd powraca do starej praktyki peerelowskiej budowania "Polonii ambasadzkiej". Ma temu służyć m.in. przeniesienie pieniędzy na Polonię z Senatu do MSZ-etu, które rękami konsulów rozdaje te pieniądze. To dyplomaci mają rozstrzygać, kto jest godzien, by otrzymać wsparcie rządu. Mamy już takie sygnały zarówno ze Wschodu, jak i Zachodu, że tym organizacjom, tym mediom polonijnym, które były krytyczne wobec władzy PO czy krytykowały politykę MSZ-etu, odmówiono wsparcia finansowego. Nie ma wątpliwości, że MSZ będzie "kupował" przychylność liderów Polonii dla obecnej władzy, a jeśli okaże się to niemożliwe w konkretnym kraju, przystąpi do tworzenia nowych lub popierania konkurencyjnych ośrodków. Typowa polityka agenturalna, zmierzająca do rozbijania i dezintegracji środowisk polonijnych. Ta polityka bardzo nas niepokoi, uważamy, że Polonia powinna być traktowana po partnersku, o co zresztą na Światowym Kongresie Polonii apelowała prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej p. Teresa Berezowska, która słusznie zauważyła, że obecny rząd nie traktuje po partnersku organizacji polonijnych.
Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to uważamy, że należy maksymalnie zbliżać Polonię do Polski; jesteśmy jednym narodem, niezależnie od tego, gdzie kto mieszka, i trzeba stworzyć optymalne warunki, by nie tylko więzy kulturowe, duchowe istniały między Polonią a Polską, ale także więzy bardziej formalne. Nie może być tak, że są ograniczenia w dostępie do konsulatu; że zmniejsza się liczbę konsulatów. Nie może być tak, że są poważne utrudnienia w procedurach aktualizowania dokumentów. I nie może być tak, jak to ma miejsce dzisiaj, że z chwilą, gdy paszport traci ważność, to de facto traci się polskie obywatelstwo; traci się prawa obywatelskie, jak choćby prawo do głosowania. Niewątpliwie, jeżeli Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, to będziemy prowadzili politykę otwarcia na Polonię; będziemy Polonię zapraszać do bardziej aktywnego udziału w życiu politycznym w Polsce i na pewno będziemy stwarzać ułatwienia, aby ci Polacy, którzy chcą mieć paszporty, którzy będą chcieli głosować, żeby faktycznie mieli to ułatwione. Chcemy uprościć procedury i wprowadzić ułatwienia. Już obecnie pracujemy nad tym w Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Chcemy m.in. znowelizować kodeks wyborczy, aby usunąć te wszystkie mankamenty, na które zwraca uwagę także PKW, a które spowodowały, że było wiele nieważnych głosów oddanych korespondencyjnie.
Czekam na wszelkie uwagi od Czytelników "Gońca" o problemach przy udziale w wyborach czy w relacjach formalnych z konsulatami. Jako członek Komisji Łączności z Polakami za Granicą i Polsko-Kanadyjskiej Grupy Parlamentarnej, jestem do dyspozycji Polonii kanadyjskiej w sprawach, gdzie będzie potrzebna interwencja poselska do MSZ-etu. Mój e-mail to Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Zależy mi bardzo, aby mój kontakt z kanadyjską Polonią nie zakończył się na tej wizycie, ale aby ta wizyta dała impuls do bliższego kontaktu i bardziej owocnej współpracy.
– Na pewno tak będzie. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Bez selekcjonowania na lepszych i gorszych...
Napisał Andrzej Kumor
Z nowym konsulem generalnym w Toronto, Grzegorzem Morawskim, m.in. o paszportach i finansowaniu Polonii rozmawia Andrzej Kumor.
Goniec: Panie Konsulu, jest Pan już drugi raz w Toronto, był Pan wcześniej w Chicago. I w jednym, i w drugim mieście żyje wielka społeczność polska. Jak Pan postrzega współpracę z Polonią? Jak by Pan ocenił te dwa środowiska polskie – nas, Polaków mieszkających w Toronto i w Chicago?
Konsul Grzegorz Morawski: Jak pan wspomniał, jest to mój drugi pobyt w Kanadzie na placówce konsularnej.
W latach 1998–2003 byłem konsulem ds. wizowo-obywatelskich. Wyjechałem stąd 9 lat temu i w latach 2005–2010 byłem w konsulacie w Chicago, gdzie pełniłem również funkcję zarówno kierownika wydziału paszportowo-wizowo-obywatelskiego, jak również przez dwa i pół roku funkcję zastępcy kierownika urzędu konsularnego.
W Chicago placówka jest większa, więcej osób tam pracuje i jest tam etatowy zastępca konsula generalnego. Tutaj takiej funkcji nie mamy – w momencie, kiedy muszę opuścić urząd, wyznaczam jednego z pracowników, który tę funkcję pełni. Pytał pan o porównanie środowisk polskich...
– Pytałem, bo czytając stenogramy Pana przesłuchania przed komisją sejmową, podkreślano umiejętność współpracy z Polonią.
– Jestem tutaj dopiero drugi tydzień i poznaję wszystko na nowo. Miasto się zmieniło, sytuacja Polonii też się zmieniła. Wydaje mi się, że tutejsze środowisko polonijne jest zorganizowane, czego przykładem są chociażby ostatnie wybory parlamentarne, gdzie dwóch posłów polskiego pochodzenia uzyskało mandaty w parlamencie federalnym. Stany Zjednoczone tym się nie mogą pochwalić, tamto środowisko jest bardziej rozbite, działania jednoczące Polonię nie zawsze się udają.
– Pomimo tego że jest to środowisko liczebniejsze od naszego?
– Mówi się o tym, że Chicago jest drugim pod względem wielkości miastem Polski. Przez wiele, wiele lat było największym miastem polskim, obecnie trochę większa jest Warszawa, oblicza się, że to jest ponad milion osób. Toronto, z tego co wiem, oceniane jest na 400 tys. Polaków i osób polskiego pochodzenia, osób przyznających się do więzi z Polską, do korzeni polskich. Jest to wciąż bardzo duże środowisko i jeśli mówimy o kontaktach petentów czy w Chicago, czy w Toronto, to odnoszę wrażenie, że poruszamy się w obrębie błędu statystycznego, bo przy milionowej Polonii wydawanie 10 tys. paszportów rocznie to jest procent. Wystarczy, by przyszło 2 proc., to już mamy 20 tys.; gdyby przyszło 10 proc., konsulat byłby niewydolny.
To samo ma miejsce tu, w Toronto. Zarówno jedna, jak i druga placówka bardzo dobrze radzą sobie z czynnościami konsularnymi. Placówka w Toronto była bardzo obciążona, gdy był ruch wizowy między Polską a Kanadą. Obecnie, kiedy nastąpiła liberalizacja, liczba tych czynności spadła, ponieważ większość osób w Kanadzie posiada uregulowany status, albo landed immigrant, albo obywatelstwo kanadyjskie. Te osoby, które mają obywatelstwo kanadyjskie, zaczęły jeździć z paszportami kanadyjskimi i kontakt z urzędem nie jest potrzebny.
– A ile jest przypadków interwencji konsulatu? Polacy przyjeżdżają do Kanady bez wiz, ale mają często problemy na lotnisku. Czy te sprawy "docierają" do konsulatu, czy są zgłaszane przez kanadyjskie służby?
– Wszystkimi zgłoszonymi przypadkami zajmujemy się, mamy uruchomioną linię alarmową, na którą można dzwonić 24 godziny na dobę. Zgłaszane są przypadki osób, które poproszą władze kanadyjskie, żeby powiadomić konsulat, lub też zwrócą się o to ich rodziny. Podejmuję wtedy "interwencję". Odmowa wjazdu jest suwerenną decyzją władz kanadyjskich, nie możemy jej zmienić ani w nią ingerować, ale uzyskujemy informację, co było przyczyną niewpuszczenia na terytorium Kanady. Te przypadki, które do nas docierają, są analizowane i staramy się uzyskiwać informacje o powodach, ale to jest wszystko, co możemy zrobić.
– Od jakiegoś czasu w gestii Ministerstwa Spraw Zagranicznych znajdują się środki, dawniej będące w gestii Senatu, na pomoc dla organizacji polonijnych i szkolnictwa polonijnego. Jak to wygląda, jaką politykę polonijną Polska prowadzi? Mnożą się zarzuty, że konsulaty czy placówki polskie za granicą ingerują w życie polonijne, wybierając sobie te organizacje czy tych ludzi, których "bardziej lubią", wpływając na działanie organizacji polonijnych czy kształt życia polonijnego.
– Zmieniły się zasady finansowania działalności polonijnej kulturalnej i promocyjnej. Środki, które były do dyspozycji Senatu, przeszły do MSZ-etu. W tej chwili sytuacja wygląda tak, że organizacje występują z projektami...
– W jaki sposób można się ubiegać o takie środki, jakie są kryteria przyznawania wsparcia przez państwo polskie? Na ile jest to proces transparentny?
– Takie projekty składa się do konsulatu. Projekt musi zawierać opis i kosztorys przedsięwzięcia.
– Kto może go złożyć? Osoba prywatna, grupa osób prywatnych? Organizacja polonijna? Jak się definiuje w tym wypadku organizacje polonijne?
– Każdy podmiot, który chciałby coś interesującego zrobić, może złożyć wniosek o dofinansowanie projektu działalności kulturalnej, promocyjnej, edukacyjnej. Każdy podmiot może taki wniosek złożyć i my jako konsulat opiniujemy je i przekazujemy do MSZ-etu, gdzie jest specjalna komisja oceniająca, które projekty warte są zrealizowania, i przyznaje na nie środki.
– To mają być projekty "celowe", a nie dofinansowanie bieżącej działalności – jak to jest? Bo słyszymy, że jakaś gazeta polonijna na Ukrainie czy Białorusi upada, ponieważ nie ma środków z Polski.
– Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jeżeli porównujemy Kanadę czy Stany Zjednoczone, a Ukrainę lub Białoruś. Tam sytuacja jest taka, że te państwa są biedne, organizacje są biedne i tak naprawdę mogą liczyć tylko i wyłącznie na wsparcie państwa polskiego. Jeżeli państwo polskie im tych środków nie dostarczy, to znikąd ich nie dostaną. Tu sytuacja jest o tyle lepsza, że Polonia jest zamożniejsza i jest w stanie część rzeczy sfinansować samodzielnie. Ale nie wyklucza to również starania się o dofinansowanie. Więc na pewno ciężar i preferencje idą na Wschód, ale nie tylko tam. W tym roku wiele inicjatyw polonijnych otrzymało dofinansowanie właśnie tutaj, w Kanadzie. Myślę, że podobnie było również w Stanach Zjednoczonych.
– Te listy, kto ile dostał, są oczywiście jawne, można taką informacją uzyskać?
– Proszę mi wybaczyć, ale nie znam jeszcze tak dokładnie tych przepisów, jestem tutaj dopiero drugi tydzień.
– Zakładam tak, sądząc po standardach kanadyjskich...
– Myślę, że tak. Rozliczamy się z MSZ-etem, wszystko jest transparentne, jawne. Natomiast jeżeli chodzi o jakąś publikację zewnętrzną, kto, co, ile, to w tym momencie nie chciałbym się wypowiadać na ten temat, bo nie sprawdzałem tego.
– Czy w ramach tych środków można liczyć na materiały pomocne w nauce języka polskiego, promocji Polski...
– Są środki np. w ramach projektów, jest wiele możliwości ich uzyskiwania. Jednym z naszych celów jest również docieranie do odbiorcy kanadyjskiego i promowanie Polski, ale są to głównie materiały promocyjne, a nie edukacyjne.
– Chodzi mi o materiały historyczne, "tożsamościowe".
– Jeżeli chodzi o szkolnictwo polonijne, szkoły sobotnie, bo na tym skupia się głównie nauczanie języka polskiego tutaj, to zarówno dofinansowujemy je, jak również częściowo zaopatrujemy w książki z Polski. Mamy na to środki i to robimy.
– Czy przez konsulat można z takiej dystrybucji otrzymać również materiały Instytutu Pamięci Narodowej; IPN produkuje filmy, wytwarza wiele materiałów edukacyjnych – czy te materiały są osiągalne tutaj dla szkół polonijnych?
– Musiałbym zapytać kolegi, który zajmuje się działalnością polonijną – jest jeszcze za wcześnie, bym wiedział dokładnie o takich sprawach.
– Przepraszam, że tak Pana męczę, ale przychodząc z pytaniami do konsulatu, mam zawsze listę problemów.
– Będziemy mogli o tym porozmawiać za trzy miesiące, gdy się dokładniej zorientuję.
– W takim razie kolejne pytanie. Krąży pogłoska o "czarnej liście". Chodzi o to, że polski MSZ nie chce utrzymywać kontaktów z pewnymi działaczami polonijnymi, konkretnie działaczami, którzy mają związki z Unią Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej czy jej prezesem Janem Kobylańskim. Dotyczy to na przykład działaczy polonijnych w Ottawie. Czy jest coś takiego jak "czarna lista"? Czy są jacyś obywatele polscy czy działacze polonijni, z którymi dyplomacja polska nie chce utrzymywać kontaktów? Jak wiemy, ma to miejsce na Białorusi, gdzie MSZ nie chce utrzymywać kontaktów z działaczami oficjalnych organizacji polonijnych popieranych przez tamtejsze władze.
– Nic nie wiem o istnieniu tutaj, w Toronto, "czarnej listy" osób współpracujących z USOPAŁ-em czy z innymi organizacjami, nic na ten temat nie słyszałem. Moim zadaniem, celem, jaki sobie postawiłem, jest zaangażowana, partnerska i pełna współpraca ze wszystkimi środowiskami polonijnymi bez selekcjonowania na tych "lepszych", "gorszych", na tych, z którymi powinno utrzymywać się kontakty, i na tych, z którymi nie należy. Reprezentuję urząd, urząd reprezentuje państwo polskie; jesteśmy otwarci na Polonię i będziemy współpracować ze wszystkimi środowiskami. Nic nie słyszałem, jakoby tutaj w Toronto taka lista miała funkcjonować.
– Wie Pan, poprosiłem o ten wywiad, ale trochę oczekiwałem, że Pan zwoła jakąś konferencję prasową. W tym mieście liczba tzw. polonijnych środków przekazu jest imponująca. Gdyby zsumować nakład magazynów, wychodzi co najmniej 50-60 tys. różnego rodzaju periodyków , są programy radiowe i telewizyjne. Dlaczego Pan nie zaczął od konferencji prasowej?
– Codziennie spotykam się z wieloma osobami, politykami, działaczami polonijnymi. W żaden sposób nie pomijam osób związanych ze środkami masowego przekazu. Planowałem zrobić takie spotkanie z przedstawicielami środków masowego przekazu w troszeczkę późniejszym terminie. Może w grudniu postaram się zorganizować nie tyle konferencję, ale spotkanie. Część z państwa już poznałem podczas różnych uroczystości, w których miałem okazję w tych pierwszych dniach uczestniczyć. Chciałbym zaprosić państwa wszystkich do konsulatu na takie spotkanie, jeszcze w troszeczkę późniejszym terminie. Zacząłem od spotkań z przedstawicielami Polonii, politykami.
– Ale udzielił już Pan wywiadów...
– Tak, udzieliłem. Jest pan drugą osobą, której udzielam wywiadu, wcześniej, w ubiegłym tygodniu, była pani Bonikowska z "Gazety".
– Na koniec chciałem zapytać o konkretną sprawę. Pan zajmował się wizami, sprawami paszportowymi. Słyszałem o osobie, która miała polski paszport, przez długi czas go nie odnawiała i nagle okazało się, że wymaga się od niej potwierdzenia obywatelstwa polskiegoJaka to jest procedura? Czy obywatelstwo można w jakimś sensie utracić przez zaniedbywanie odnawiania paszportu polskiego?
– Nie, obywatelstwa nie można utracić przez zaniedbywanie odnawiania paszportu, tak to nie działa. Natomiast generalnie sytuacja wygląda tak, że jest oczywiście procedura potwierdzania posiadania obywatelstwa polskiego bądź jego utraty.
Organem kompetentnym do tego jest wojewoda ostatniego miejsca zamieszkania w Polsce, a jeżeli ktoś nie mieszkał w Polsce, to wojewoda mazowiecki. Natomiast tę procedurę stosuje się – mamy dużo tych przypadków – do osób, które po raz pierwszy występują o paszport polski, a są już dorosłe, dlatego że tak są skonstruowane przepisy, bez tego nie ma możliwości wydania pierwszego paszportu osobie, która jest już pełnoletnia. Dopóki nie jest pełnoletnia, pomimo tego, że nic się nie zmienia (w polskim prawie jest prawo krwi, wystarczy więc, że jedno z rodziców tej osoby posiada obywatelstwo polskie), posiada to obywatelstwo automatycznie. Więc dopóki jest dzieckiem, to można bez żadnej procedury – poza oczywiście umiejscowieniem aktu urodzenia, który musi być wpisany w polskie księgi stanu cywilnego, wydać taki paszport. W momencie, kiedy ta osoba staje się osobą pełnoletnią, nie ma możliwości wydania jej tego dokumentu bez stwierdzenia posiadania obywatelstwa polskiego. Tak są skonstruowane przepisy.
Tych przypadków jest dużo. Jeżeli chodzi o osoby, które przez iks lat nie odnawiały polskiego paszportu, to wszystko zależy od tego, czy figurują w krajowych bazach danych.
– Pan mówi o systemie PESEL?
– Systemie CEWUP i systemie PESEL. CEWUP to jest system, w którym znajdują się wszystkie wydane paszporty począwszy od paszportów granatowych, ale tylko te, które były zaraz przed bordowymi, czyli od lat 90–92.
– Czyli jeśli ktoś ma paszport wydany w 82–83 roku, to tam go nie będzie?
– Nie zawsze, zaraz panu powiem, jak ta sytuacja wygląda. Jeżeli ktoś miał paszport wydany w 1982 roku, siłą rzeczy tej osoby w tym systemie nie będzie, ale możemy napisać pismo, wysłać faks do urzędu wojewódzkiego – wydawcy tego dokumentu paszportowego – o potwierdzenie wydania oraz o potwierdzenie braku przeciwwskazań do wydania paszportu (zrzeczenia się obywatelstwa, jego utraty i tak dalej). Urzędy z reguły odpowiadają nam pozytywnie.
– Przepraszam, czy można utracić obywatelstwo polskie, nie zrzekając się go?
– Po 90 roku można było otrzymać decyzję konsula o zmianie obywatelstwa na obce, jednocześnie nie oddać paszportu. Teoretycznie mogło być tak, że osoba posiadająca paszport z 82 roku, w 83 roku wystąpiła do konsula w Berlinie o wyrażenie zgody na zmianę obywatelstwa, utraciła polskie, a teraz z tym polskim paszportem przychodzi i jej tam w tej bazie paszportowej nie będzie. Musimy więc potwierdzić, że ta osoba nie utraciła obywatelstwa polskiego. Jeżeli urząd wojewódzki nam potwierdzi, to paszport wydajemy. W niektórych przypadkach jest tak, że urząd wojewódzki też już tych danych nie ma, bo zarchiwizował lub przekazał i nic nie może potwierdzić. W tym momencie taka osoba musi wystąpić z wnioskiem o stwierdzenie posiadania obywatelstwa polskiego.
To nie są częste przypadki. To są pojedyncze przypadki. Dotyczy to paszportów wydanych przed 90 rokiem. W różnych urzędach wojewódzkich różnie to wygląda, część urzędów wojewódzkich wszystkie stare akta wysłał do archiwum IPN i nie są w stanie potwierdzić; inne województwa mają je u siebie i nam to potwierdzają.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
Oświata polonijna: Katolicka Szkoła Polska im. Romka Strzałkowskiego
Napisane przez Leszek WątróbskiPierwsze próby powołania do życia szkoły polonijnej na terenie Grecji podjęto w połowie lat osiemdziesiątych. W roku 1988, z inicjatywy ks. Stanisława Móla, doszło tam do powstania pierwszej polskiej szkoły w Atenach, która przyjęła imię Romka Strzałkowskiego i działała przy parafii rzymskokatolickiej, zaś w roku 1994 otwarto drugą polską szkołę przy Związku Polsko-Greckim im. Iwanowa Szajnowicza.
Szkoła im. Romka Strzałkowskiego powstała oficjalnie we wrześniu roku 1997. Została powołana rozporządzeniem ministra edukacji narodowej. Placówka ta, podobnie jak wiele innych tego typu szkół na całym świecie, była finansowana przez MEN i działała w oparciu o identyczne dla wszystkich polskich szkół przepisy. Myśl zorganizowania lokalu szkolnego dla dzieci polskich pojawiła się w greckim środowisku imigracyjnym w roku 1985. W tym też roku kuria arcybiskupia greckiego Kościoła katolickiego w Atenach oddała na cele emigracji jedną ze swoich sal, znajdujących się na parterze ich budynku. Sala ta stanowiła tzw. ochronkę dla dzieci imigrantów polskich w wieku przedszkolnym i podstawowym. Był to zalążek polskiej szkoły w stolicy Grecji. Ochronka została zarejestrowana w roku 1986 w Polskiej Macierzy Szkolnej w Londynie. Na patrona placówki wybrano Romka Strzałkowskiego – trzynastoletniego ucznia, który zginął w czerwcu 1956 roku, w trakcie zamieszek na ulicach Poznania. Wkrótce, z powodu trudności lokalowych, działalność ochronki zawieszono. W obliczu narastających problemów polska imigracja w Atenach, w marcu 1987, rozpoczęła rozmowy z greckim Caritasem o umożliwieniu adaptacji budynku Caritasu przy ul. Kapodistriou 52. Budynek ten miał być kontynuacją ochronki dla polskich dzieci i jednocześnie miał umożliwić w przyszłości zorganizowanie oficjalnej szkoły polskiej. We wrześniu 1987 roku polscy imigranci poinformowali Caritas o liczbie dzieci chcących uczęszczać na zajęcia szkolne oraz o ramach czasowych, w których zajęcia należałoby prowadzić. 21 września zawarta została umowa pomiędzy imigracją a Caritasem, regulująca sytuację oświatową polskich emigrantów. Na mocy tego porozumienia grecki Caritas udostępnił dzieciom uchodźców polskich trzy pomieszczenia przez pięć dni w tygodniu.
Opłata za uczęszczające dziecko do ochronki wynosiła 3000 drachm, z czego 1000 drachm pobierał Caritas. Nauczyciele zobowiązani zostali do sprzątania pomieszczeń i toalet, w których odbywały się zajęcia. Pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo dzieci i za ewentualne szkody wyrządzone przez nie mieli ponosić nauczyciele. W takich warunkach i na takich zasadach miała zaistnieć i funkcjonować Wolna Szkoła Polska w Atenach.
We wrześniu 1987 roku udostępniono polskim uczniom budynek Caritasu, by kilka dni później go zamknąć. W końcu zaś września, tego samego roku, przekazano polskim imigrantom następującą informację:
Stowarzyszenie Caritas, po rozpatrzeniu problemu, zdecydowało się na wycofanie oferty udostępnienia budynku przy ul. Kapodistriou 52 z następujących przyczyn: ww. budynek jest nieodpowiedni do użytkowania go w charakterze szkoły; istnieją przeszkody prawne związane z niespełnieniem wymogów bezpieczeństwa i higieny przez ww. budynek; Stowarzyszenie Caritas winno być otwarte dla wszystkich kategorii ludzi, którzy potrzebują pomocy, dla wszystkich narodowości uchodźców. Działalność jego jest ukierunkowana na zaspokojenie potrzeb ludzi bezrobotnych lub znajdujących się w stanie nędzy materialnej".
W roku 1988 polscy jezuici rozpoczęli starania o reaktywowanie szkoły. Na nową siedzibę przeznaczono jednopiętrowy budynek przy ul. Smyrnis 28 i w październiku 1988 roku odbyła się oficjalna inauguracja nowego roku szkolnego w Katolickiej Szkole Polskiej im. Romka Strzałkowskiego, nad którą opiekę sprawowała Polska Macierz Szkolna w Londynie.
W tym samym czasie funkcjonował już Punkt Konsultacyjny przy Ambasadzie RP. Było to miejsce, w którym języka polskiego, geografii i historii Polski uczyły się dzieci pracowników dyplomatycznych oddelegowanych z kraju do pracy w Grecji. Rok szkolny 1989/1990 rozpoczął się tam 18 września z 439 uczniami.
Z ogłoszeń duszpasterskich, z marca 1990, można się było dowiedzieć o nowych pięciu zasadach obowiązujących w Katolickiej Szkole Polskiej. I tak:
1. Na końcu każdego miesiąca wywieszona będzie pełna lista wpływów i rozchodów finansowych szkoły, co będzie można sprawdzić na tablicy ogłoszeń w szkole;
2. Opłata za naukę powinna być dokonywana do 15. dnia miesiąca poprzedzającego, np. 15 listopada za grudniowy miesiąc nauki;
3. Za nieterminowe wpłaty będzie najpierw stosowana kara finansowa, a później będzie dziecko skreślone z listy uczniów;
4. W związku z tym, że nauczyciele i obsługa szkoły pobierają stałą pensję miesięczną, opłata za naukę pobierana jest w całości, niezależnie od frekwencji ucznia;
5. Ewentualne nadwyżki przeznaczone będą na potrzeby szkoły i dzieci, o czym rodzice będą na bieżąco informowani.
Początki polskiej placówki oświatowej wzbudzały duże zainteresowanie ze strony ambasady polskiej w Atenach. Miało to swój wyraz w spotkaniach zarówno z przedstawicielami szkoły, księżmi, jak i polskimi emigrantami. W listopadzie 1989 roku, na jednym z takich spotkań odnotowano co następuje:
Od nowego roku szkolnego nie jest to już szkoła kierowana przez Komitet Rodzicielski, który poprzednio był przeciwny przyjmowaniu jakiejkolwiek pomocy od państwa polskiego. Na czele szkoły, jako formalny i rzeczywisty opiekun, stanął ksiądz Wit Pasierbek, który od trzech miesięcy kieruje polską parafią rzymskokatolicką w Atenach. Ks. W. Pasierbek i jego pomocnik ks. Wacław Rusiniak opowiadają się zdecydowanie za korzystaniem przez szkołę z możliwie daleko idącej pomocy państwa polskiego. Zapewniają, że taka sama jest opinia kierownictwa szkoły (kierowniczki i jej zastępców) oraz pracujących w niej polskich pedagogów i większości członków nowego Komitetu Rodzicielskiego.
Niewątpliwie na zmianę stanowiska w tej kwestii zasadniczy wpływ wywarły zmiany w kraju, a przede wszystkim powołanie na premiera T. Mazowieckiego. Ambasada polska miała wiele propozycji co do rozwiązania pojawiających się wciąż nowych problemów. Planowano zorganizowanie nowych podręczników szkolnych, lektur, kolonii letnich na terenie Polski. Pojawiła się nawet propozycja powstania szkoły prywatnej w Atenach, która miała działać za zgodą greckich władz. Kolejne lata przyniosły kilka zasadniczych zmian i wciąż powiększającą się liczbę uczniów, a także nauczycieli. Normą stawały się letnie kolonie, z których korzystało coraz więcej dzieci. W roku szkolnym 1900/1991 nastąpiło uregulowanie statusu prawnego budynku szkoły:
W nowym roku szkolnym (…) zależna będzie od Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie. Tak jak dotychczas, patronat nad szkołą sprawować będą księża jezuici z parafii Serca Jezusowego w Atenach. Opłata za naukę utrzyma się na stałym poziomie zbliżonym do dotychczasowego. Świadectwa wydawane przez szkołę uznawane będą w Polsce, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, jak i w innych krajach.
Rok szkolny 1991/1992 był pierwszym, w którym szansę nauki zgodnie z programem nauczania dostały także dzieci mieszkające wraz z rodzicami na wyspach greckich. Zdawały one co 2 – 3 miesiące egzaminy w Szkole Polskiej w Atenach, z materiału wcześniej przerabianego w domu z rodzicami.
W roku szkolnym 1992/1993 zwiększyła się zdecydowanie liczba pomieszczeń szkolnych. Udostępniono też wcześniej remontowane drugie piętro, gdzie znajdowała się biblioteka, świetlica i dodatkowe sale. Dzięki temu dzieci nie musiały już uczęszczać do szkoły na trzy zmiany. Zakupiono nowe książki do biblioteki jako pomoce dydaktyczne oraz telewizor i magnetowid.
Na początku roku szkolnego program pracy szkoły zakładał, iż placówka ta winna przede wszystkim spełniać rolę edukacyjną, a następnie kulturotwórczą, a w dalszej kolejności – konsolidującą środowisko emigracji polskiej w Atenach. Nie można się było natomiast zgodzić z funkcją, w jakiej widziało szkołę wielu rodziców, a więc "przechowalni". Na szczęście, większość rodziców nie traktowała szkoły w podobny sposób. Szkoła była przyparafialna, chociaż parafia nie była wyłącznie polską placówką duszpasterską, jak wielu sądziło. Na każde przedsięwzięcie, każdą inicjatywę, każdy krok poza szkołą trzeba było uzyskać zgodę gospodarzy parafii, a więc greckiego proboszcza. Od 1994 r. program nauczania w szkole im. Strzałkowskiego został dopasowany do wymogów i norm polskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej i od tamtej pory był on taki sam jak w Polsce. Ponadto świadectwa szkolne otrzymywane przez dzieci opatrzone były pieczątką szkoły przy ul. Tynieckiej w Warszawie, ponieważ Szkoła Polska w Atenach została afiliowana do jednej z warszawskich szkół. W roku 1994 powstała także druga polska szkoła przy Niezależnym Związku Polsko-Greckim. Szkoła ta nosiła imię Iwanowa Szajnowicza i mieściła się przy ul. Wiktora Hugo. Jednak fakt istnienia kilku placówek edukacyjnych działał destrukcyjnie zarówno na nauczycieli, jak i uczniów. Taki stan rzeczy nie sprzyjał nastrojom w środowisku polonijnym, ale przede wszystkim miał negatywny wpływ na sam proces dydaktyczny. W owym czasie najważniejszą rzeczą było stworzenie państwowej szkoły polskiej w Atenach i uzyskanie prawa do wydawania świadectw uprawniających do kontynuowania przez dzieci nauki w Polsce. Nauczyciele, by tego dokonać, nawiązali współpracę z Ministerstwem Oświaty i Wychowania w Polsce. Egzaminy były przeprowadzane ze wszystkich przedmiotów. Na wszystkich poziomach nauczania przeprowadzała je komisja składająca się z nauczycieli wydelegowanych z Warszawy z MOiW. To pozwalało na otrzymywanie polskiego świadectwa przez uczniów. W 1996 r. doszło do połączenia rad pedagogicznych (ze szkół R. Strzałkowskiego i I. Szajnowicza).
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
9 i 10 października 2012 r. w Calgary i Toronto miał miejsce Szczyt Gospodarczy, w którym wzięli udział przedsiębiorcy z Kanady i Polski.
Inicjatorami i zarazem organizatorami tego przedsięwzięcia są Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej oraz Canadian Employers Council. Pod patronatem Ernst and Young Polska, Ernst and Young Canada.
– Kanadyjsko-Polski Szczyt Gospodarczy to wydarzenie bez precedensu, ponieważ przedsiębiorcy z obu krajów spotkają się po raz pierwszy od przeszło 65 lat – podkreślał wagę wydarzenia prezes Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Malinowski. – Podjęliśmy decyzję o zorganizowaniu misji gospodarczej do Kanady nie bez powodu – kraj ten został bowiem uznany przez Ministerstwo Gospodarki za jeden z pięciu najbardziej perspektywicznych rynków dla naszego kraju.
Wtorkowe obrady w Calgary były poświęcone energetyce. Kanada jest światową potęgą w tej dziedzinie, dlatego też może być doskonałym partnerem gospodarczym dla Polski, dla której poprawa bezpieczeństwa energetycznego, zróżnicowanie źródeł energii oraz podnoszenie efektywności energetycznej są strategicznymi celami.
W środę w eleganckich wnętrzach Royal York Hotel przy Front Street w Toronto liczni przedsiębiorcy, jak również przedstawiciele administracji polskiego rządu z resortów: skarbu, środowiska, finansów, infrastruktury, rolnictwa i gospodarki, wzięli udział w Forum Gospodarczym. Reprezentowane było wiele branż, m.in.: petrochemiczna i energetyka (przedstawiciele takich firm, jak KGHM, Tauron, Azoty Tarnów), transportu i komunikacji (PKP Cargo, Polska Żegluga Morska, OT Logistics), wydobywczej oraz górniczej (Kompania Węglowa), finansowo-bankowej (Bank Gospodarstwa Krajowego, Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych), a także maszyn, urządzeń i chemii dla rolnictwa, art. rolno-spożywczych, turystyki i rekreacji, turystyki medycznej, mebli i wyposażenia wnętrz.
Klimat inwestycyjny w obu krajach jest bardzo sprzyjający. Według raportu A.T. Kearney, Polska w 2010 r. uplasowała się na 6. miejscu na świecie pod tym względem. Na tak wysoką pozycję wpłynęły: stabilność rynku finansowego, elastyczny rynek pracy oraz stale wzrastający popyt na polskim rynku, co przełożyło się na zainteresowanie ze strony inwestorów kanadyjskich. Polska znalazła się na 11. miejscu wśród państw UE pod względem wartości eksportu do Kanady i na 14. miejscu pod względem wartości całkowitego importu z Kanady.
Polska jest jednym z najstabilniejszych i najprężniej rozwijających się rynków europejskich. W 2009 r. jako jedyne państwo w Unii Europejskiej nie uległa ona recesji, odnotowując przy tym wzrost gospodarczy.
Odzwierciedleniem stabilnej sytuacji w Kanadzie i Polsce są wyniki dwustronnej wymiany handlowej. Łączne obroty wymiany handlowej pomiędzy oboma krajami wzrosły w ubiegłym roku o 40 proc. – do poziomu 1,7 mld CAD. Stało się tak przede wszystkim za sprawą eksportu z Polski do Kanady, który osiągnął w 2011 roku rekordową wysokość – blisko 1,5 mld CAD.
O komentarz na temat wzajemnych stosunków poprosiliśmy przewodniczącego Canadian Employers Council Normana Cote:
Goniec: Dlaczego Polska? Kanadyjski minister finansów właśnie ostrzegał przed kryzysem w Europie, dlaczego, Pana zdaniem, Polska jest dobrym miejscem do inwestowania?
– Polska przez lata przechodziła tyle kryzysów, że Polacy wiedzą, jak sobie z nimi radzić. I mimo że przeżywamy bardzo głęboki kryzys, który nadal trwa, Polska radzi sobie z nim względnie dobrze – biorąc pod uwagę trudności, jakie mają wszystkie kraje. Kanada – podobnie jak Polska – była w stanie wyjść z kryzysu obronną ręką. Nasza gospodarka, choć może dzisiaj nie rozkwita, to jednak w porównaniu z większością krajów europejskich i Stanami Zjednoczonymi jest w bardzo dobrym stanie.
– Negocjowany jest układ o wolnym handlu między Kanadą a Unią Europejską. W jaki sposób poprawi to obecną sytuację?
– Wolnocłowa wymiana handlowa zawsze przynosi korzyści stronom. Dowodem na to są nasze doświadczenia w wolnym handlu z USA i Meksykiem. Mamy wynegocjowane kolejne porozumienia z niektórymi państwami Ameryki Południowej, zobaczymy, jakie będzie ich znaczenie, bo zostały podpisane rok czy dwa lata temu, ale ogólnie rzecz biorąc, NAFTA miała bardzo pozytywny wpływ i mamy nadzieję, że to samo będzie można powiedzieć o innych układach wolnocłowych, w tym z Europą.
– Jakie są najbardziej interesujące obszary współpracy Kanady i Polski? Wiem, że wczoraj odbył się szczyt energetyczny...
– Energetyka, przemysł wydobywczy i usługi finansowe to sektory, w których w Kanadzie jesteśmy bardzo dobrzy. Sektor bankowy w Kanadzie jest bardzo silny, jeśli nie najsilniejszy na świecie, to jeden z najsilniejszych; to samo można powiedzieć o naszym sektorze energetycznym. Więc to są atuty, bardzo pomocne w kontaktach z naszymi polskimi przyjaciółmi.
- A jak na tym może skorzystać drobna przedsiębiorczość, bo przecież – tu, w Kanadzie, jest to główna część, z której pochodzi najwięcej podatków. W jaki sposób ci drobni biznesmeni mogą skorzystać na współpracy między Polską a Kanadą?
– Ma pan rację, drobni przedsiębiorcy zatrudniają w Kanadzie 85 proc. pracowników, tylko 15 proc. pracuje dla wielkich korporacji. Bardziej ożywione kontakty między krajami pozwalają drobnym przedsiębiorcom na nawiązanie współpracy z organizacjami w Polsce, aby wykorzystać istniejące nisze.
– Często słyszymy o korupcji w nowych krajach Unii Europejskiej, Bułgarii, Rumunii, Polsce, jakie jest Pana zdanie, w jaki sposób wpływa to na prowadzenie biznesu?
– Korupcja jest wszędzie. Pytanie, do jakiego stopnia. Nawet Kanada nie jest wolna od korupcji, jesteśmy we względnie dobrej sytuacji, ale zawsze tu czy tam pojawiają się problemy z korupcją. Podobnie w Polsce, ale ogólnie rzecz biorąc, poziom korupcji w Polsce nie jest tak wysoki jak w innych krajach, z którymi mamy do czynienia. Nie chcę wymieniać ich nazw, ale z pewnością w porównaniu z innymi krajami europejskimi korupcja w Polsce nie jest największa.
•••
Przed wejściem na salę obrad spotkaliśmy znanego polonijnego przedsiębiorcę Witolda Manitiusa z firmy Polimex.
Goniec: Co Panu daje udział w tej konferencji, jakie korzyści Pana firma może odnieść?
Witold Manitius: Mam nadzieję, że jest to kolejne nowe otwarcie w stosunkach polsko-kanadyjskich, w których generalnie widać ożywienie, w związku z tym mamy nadzieję na możliwości dla nas. Z krótkiej informacji, którą otrzymałem, widzę dla swojej firmy możliwości, gdy chodzi o promowanie wyjazdów do Polski w zakresie turystyki i turystyki medycznej oraz możliwości świadczenia usług w przewozach pomiędzy Kanadą a Polską.
– Turystyka medyczna to głównie sanatoria?
– Nie tylko, również zabiegi. W Polsce powstaje całkiem przyzwoita infrastruktura, która jest bardzo konkurencyjna cenowo.
– Ale tu mamy OHIP.
– Mamy OHIP, ale najwyraźniej tendencja jest taka, że coraz mniej w ramach OHIP-u dostajemy za swoje pieniądze. Wiele rzeczy zrobiono w Polsce na dobrym poziomie i one są konkurencyjne cenowo. Czasem może się okazać, że lepiej coś zrobić w Polsce niż tu na miejscu. Weźmy usługi dentystyczne. Sam ostatnio potrzebowałem mieć zrobiony pewien zabieg i poważnie brałem możliwość zrobienia go w Polsce. Gdyby oferta polska była mi lepiej znana, gdybym miał lepszą wiedzę, to może właśnie tam bym go zrobił.
Generalnie uważam, że między Polską a Kanadą jest wiele możliwości, szczególnie w kontekście ostatnio negocjowanej umowy o wolnym handlu, CEFTA.
– Czy Pana dzisiejsze zapory celne jakoś dotykają?
– Mnie nie, bo ja nie jestem w handlu, natomiast moich klientów, tak. Dwa tygodnie temu byłem na prezentacji, gdzie negocjator z ramienia rządu kanadyjskiego oficjalnie oświadczył, że 98 proc. produktów, które są przewożone między Europą a Kanadą, bardzo szybko zostanie zwolnione z cła. To by miało bardzo duże znaczenie.
Umowa o wolnym handlu, która ma być podpisana przed końcem tego roku, stanowi olbrzymi potencjał dla firm, przede wszystkim dla firm europejskich, dla których rynek kanadyjski jest bardzo atrakcyjny. Jest oczywiście też potencjał dla firm kanadyjskich, ale przede wszystkim dla europejskich, jak polskie, produkujących dobrej jakości towary, które obecnie są drogie na rynku kanadyjskim, albo ich w ogóle nie ma. Natomiast to otwarcie, które nastąpi po podpisaniu tej umowy, to potężne wsparcie towarów europejskich w tym samym momencie, kiedy towary z Dalekiego Wschodu, a głównie z Chin, zaczynają być coraz droższe. A mamy do nich uprzedzenia co do jakości i innych problemów.
Towary europejskie słyną z jakości, dlatego jest to olbrzymi potencjał dla firm europejskich, w tym dla polskich, że mogą przeskoczyć konkurencję azjatycką. Przykład mebli, które w tej chwili są oclone na poziomie 9 – 15 procent. Całkowite zniesienie tych ceł to 15 proc. oszczędności dla importera, podczas kiedy jego konkurent sprowadzający z Chin nie ma oszczędności, tylko musi się liczyć z faktem wzrostu kosztów...
Za tydzień dalsza część relacji
Ilona - Latasz LOT-em?
- Tylko LOT-em.
- Dlaczego?
- Dlatego, że jak lecę bezpośrednio, czuję się dobrze. Mimo tego, że masę osób narzeka na warunki w Locie, ja mam złe doświadczenia z innymi liniami. Leciałam Lufthansą, podobno jedne z najlepszych linii - zaginął mi bagaż, cztery dni czekałam, żeby mi go dostarczyli. Poza tym spóźnił się samolot, nie zdążyłam na ten "przesiadkowy". W związku z tym teraz już wsiadam tutaj, wysiadam w Polsce i mam święty spokój.
- Czy przez to, że będą dreamlinery, będziesz chętniej latała?
- A zdecydowanie! Tylko żeby ceny były takie w miarę normalne...
Tadeusz - Lata Pan do Polski LOT-em?
- Nie.
- Nigdy LOT-em, czy nigdy do Polski?
- Niczym nie jeżdżę, ani Air Canada,ani niczym, bo miałem zawał i nie mogę latać samolotem.
- Latał Pan wcześniej LOT-em?
- Tak, kilka razy byłem LOT-em.
- Bo właśnie LOT teraz wymienia samoloty, ciśnienie w tych samolotach jest wyższe...
- Chętnie bym poleciał, ale nie mogę jeszcze latać.
Piotr Hoffmann - Latasz LOT-em do Polski?
- Szczerze mówiąc, bardzo rzadko latam LOT-em, ponieważ latam do Krakowa; latam do Wiednia liniami austriackimi, bo jest mi dużo wygodniej; lecę do Wiednia, gdzie mam godzinę, czasami półtorej przerwy, gdzie wypijam sobie na Schwechat doskonałe piwo i za godzinę jestem w Krakowie. Po prostu, wygoda!
- Gdy będą dreamlinery, będziesz bardziej skłonny, by polecieć LOT-em?
- Przynajmniej spróbuję. Zapowiada się ładnie.
- Cena decyduje?
- Wygoda. Mogę jechać do Krakowa na bardzo krótki czas, najwyżej tydzień, chodzi mi głównie o to, by jak najmniej czasu stracić, być z moją mamą, która kończy już swoje życie i trzeba jej jak najwięcej czasu poświęcić. Bardzo się cieszę, że flota się powiększy i będziemy nowocześniejsi. Szczerze mówiąc, latałem LOT-em i były jakieś zdezelowane samoloty wypożyczane od Rumunów albo od Ukrainy. To mnie nie rajcuje - przepraszam.
- Bo jeżeli LOT...
- To polski...
Krystyna - Chciałem zapytać, czy lata Pani LOT-em do Polski?
- Latałam LOT-em do Polski, ale ostatni raz leciałam liniami KLM i byłam bardzo zadowolona. Duże samoloty, świetna obsługa, dużo tańsze bilety.
- A czy gdy Pani wybiera bilet, to głównie patrzy Pani na cenę?
- LOT teraz wymienia samoloty, chwali się tym, że będzie miał najnowocześniejszy sprzęt. Raczej wcześniej nie kierowałam się ceną biletów, tylko jako Polak, patriotka latałam polskimi liniami, ponieważ chciałam wspierać polski biznes. Natomiast z roku na rok te polskie linie lotnicze są gorsze, dlatego ostatnio latałam KLM-em. Różnica 100 dolarów nie jest duża. ale ostatnio było to 350 dol. taniej, więc to jest poważna kwota. Obsługa świetna, wszystko free. Nie piję alkoholu, ale alkohol też był za darmo - naprawdę - dobre linie!
- Czyli raczej nie wróci Pani do LOT-u?
- Nie powiedziałabym, że nie wrócę, ponieważ są nowe samoloty, mam nadzieję, że będą tańsze w obsłudze i z kolei będą tańsze bilety, albo przynajmniej w miarę konkurencyjne z innymi liniami. Normalnie popieram polski biznes, polskie linie lotnicze i chciałabym by to były polskie linie, a nie tylko polska marka, ale jeżeli to jest różnica 350 dol., to jest coś nie tak.
Ala - Lata Pani LOT-em do Polski?
- Latam. - LOT będzie teraz wprowadzał nowe samoloty, chętniej będzie Pani wybierała LOT, czy raczej decyduje cena?
- Trudno mi powiedzieć, chyba będę leciała LOT-em, bo bez przesiadek... Chyba że jest bardzo duża różnica w cenie to wtedy trzeba się zastanowić. - A jest Pani zadowolona z LOT-u.?
- Nie mam żadnych skarg, ale nie byłam w Polsce trzy lata, więc nie wiem, czy coś się złego nie wydarzyło.
- Ale gdy Pani latała, wszystko było dobrze?
- Wszystko było dobrze.
Wiadomości z Kanady i Toronto z nr. 41/2012
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-Augustyniak/Andrzej KumorInterwencja w Libii zdestabilizowała cały region
Dakar Podczas pobytu w Senegalu premier Kanady Stephen Harper stwierdził, że misja państw Zachodu w Libii, autoryzowana przez Organizację Narodów Zjednoczonych i przeprowadzona w ramach NATO, zakończyła się pełnym sukcesem.
Jednak afrykańscy rozmówcy kanadyjskiego gościa wskazywali na efekt domina, który wypadki libijskie spowodowały w zachodniej części Afryki. Libijscy islamiści, dobrze uzbrojeni, przenikają obecnie do Mali, gdzie zaopatrują w broń i pomagają tamtejszym radykałom.
Sytuacja w regionie Sahel pogarsza się. Podczas odwiedzin w miejscowej siedzibie przedstawicielstwa ONZ w Dakarze, kanadyjską delegację zapoznano z sytuacją – coraz bardziej zdestabilizowaną przez bojowników przenikających z Libii. W marcu w Mali miał miejsce zamach stanu i północ kontrolowana jest teraz przez frakcje islamistyczne.
Sytuację pogarsza susza, brak żywności i brak skutecznej kontroli granicy. Coraz bardziej zakorzenia się Al-Kaida, której działalność finansowana jest przez porwania dla okupu oraz handel bronią i ludźmi.
Premier Harper wykorzystał spotkanie z przedstawicielami ONZ do ogłoszenia zwiększenia pomocy dla kobiet i dzieci w Senegalu, również poważnie dotkniętym przez suszę. W ciągu trzech lat Ottawa skieruje kanałami agencji ONZ dodatkowo 20 mln dolarów pomocy. Konserwatywny rząd do tej pory przeznaczył na pomoc finansową dla ludności Sahelu 57,5 mln dol.
Premier Harper rozpoczął w miniony wtorek podróż po krajach afrykańskich. Kulminacją wizyty jest udział w spotkaniu przywódców krajów frankofońskich w Kongu. Szef rządu wraca do Kanady w poniedziałek.
Osoby nieposiadające kanadyjskiego obywatelstwa lub pobytu stałego muszą uzyskać zezwolenie na pracę, aby zatrudnić się w Kanadzie. Zatrudnienie nielegalnie pracowników grozi różnymi konsekwencjami, między innymi grzywną w wysokości 50.000 dolarów.
Zezwolenia na pracę wydają kanadyjskie placówki zagraniczne na podstawie zatwierdzenia oferty pracy (Labour Market Opinion), i nie tylko, w lokalnym Biurze Zatrudnienia w Kanadzie (Human Resources Development Canada), choć niektóre programy są zwolnione z tego wymogu, np. SWAP. Obywatele krajów bezwizowych, w tym Polacy, mogą się starać o wizę pracowniczą na granicy, jeśli ich pracodawca otrzymał zgodę na zatrudnienie.
Procedura związana z poświadczeniem oferty pracy ma na celu potwierdzenie deficytu kadrowego osób posiadających pobyt stały w Kanadzie, które mogłyby podjąć pracę na oferowanym stanowisku. Niektóre rodzaje pracy nie wymagają posiadania Labour Market Opinion. Na przykład osoby wyjeżdżające do oddziałów swojej firmy macierzystej, pracownicy związani z działalnością charytatywną, naukowcy, profesorowie oraz osoby nominowane przez władze prowincyjne w Kanadzie są zwolnione z obowiązku posiadania Labour Market Opinion przed złożeniem wniosku o zezwolenie na pracę.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku wybierających się do Kanady do pracy w charakterze personelu duchownego, niektórych badaczy naukowych, dziennikarzy, prezenterów oraz sportowców i ich trenerów, którzy są zatrudnieni przez pracodawcę poza granicami Kanady.
JAK UBIEGAĆ SIĘ O ZEZWOLENIE NA PRACĘ?
Ubiegający się o zezwolenie na pracę musi złożyć odpowiednio umotywowany wniosek, dokumentację wraz z opłatami i ofertę pracy od pracodawcy w Kanadzie – dokument ten powinien zawierać informacje dotyczące proponowanego stanowiska pracy, zakresu obowiązków, wynagrodzenia oraz okresu zatrudnienia. W przypadku posiadania potwierdzenia oferty pracy przez Biuro Pracy w Kanadzie (Labour Market Opinion), należy dołączyć ten dokument do wniosku o autoryzację zatrudnienia.
Ważne jest, by udokumentować posiadane kwalifikacje zgodnie z wymaganiami określonymi w ofercie pracy oraz potwierdzenie oferty pracy. Zaleca się również załączyć aktualne CV oraz zaświadczenia z poprzednich miejsc pracy i/lub kopię świadectw ukończenia szkół lub kursów.
Ponadto, należy dostarczyć świadectwo niekaralności z kraju swojego obywatelstwa, jak również ze wszystkich krajów, w których aplikant zamieszkiwał przez okres sześciu miesięcy lub dłuższy. Może zaistnieć konieczność odbycia rozmowy kwalifikacyjnej z urzędnikiem wizowym.
Niektóre osoby wybierające się do pracy w Kanadzie muszą wykonać badania lekarskie. W razie takiej konieczności, formularze badań lekarskich zostaną wydane po złożeniu i rozpatrzeniu wniosku. Konieczność przejścia badań lekarskich może wydłużyć rozpatrywanie wniosku o kilka tygodni. Współmałżonkowie pracowników zagranicznych, posiadających kontrakt pracy w Kanadzie (przyjeżdżających już do zatwierdzonego przez kanadyjski urząd pracy pracodawcy), mogą otrzymać wizę pracy oraz ubezpieczenie medyczne rządowe.
Towarzyszące pracownikom tymczasowym dzieci uczęszczające do szkół podstawowych lub średnich w Kanadzie muszą otrzymać zezwolenie na naukę. W przypadku wyjazdu do prowincji Quebec, o zezwolenia na naukę należy starać się po przyjeździe do Kanady.
Dzieci uczęszczające do żłobków i przedszkoli nie wymagają zezwoleń na naukę.
mgr Izabela Embalo
Licencjonowany doradca prawa
imigracyjnego, licencja 506496
Notariusz-Commissioner of Oath
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ LUB WIZAMI PROSIMY O KONTAKT:
tel. 416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Świadczymy niedrogie usługi notarialne.
Przyjmujemy wieczorami i
w niektóre weekendy