Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Poniższy tekst pochodzi z krótkiego wywiadu z Simo Hayha – najlepszym strzelcem wyborowym w historii.
" ...Dyscyplina, spryt i wytrzymałość są tu najważniejszymi cechami.
Zadaj sobie takie pytania – Czy masz gorący temperament? Czy gniewasz się szybko? Złość powoduje impuls do przyspieszenia uderzeń serca, lub wręcz drżenia rąk, może spowodować nieostrożne lub nieracjonalne zachowania, z których wszystkie są złe. Lubisz polować? Lubisz polować sam? Czy kiedykolwiek spędziłeś (lub spędziłaś) cały tydzień w spokoju? Bez telewizji, telefonu, przyjaciół, rodziny, gdzie nie ma nic? Czy kiedykolwiek obozowałeś sam? Na odludziu, gdzie nikogo nie ma? Czy istnieje różnica stanu psychicznego w pierwszym dniu i ostatnim takiej wyprawy? Dlaczego tyle pytań? Pytanie to pobudzenie do myślenia i planowania. Możesz porzucić misję bez strzelania, bo grozi »pudłem«, mimo kilkudniowych podchodów? Szansa na strzał może trwać tylko trzy sekundy. Marzenie, żartowanie, nieuwaga lub bezmyślność spowoduje utratę możliwości tych wyżej wymienionych trzech sekund.
O ile polowanie na sarenkę czy niedźwiadka niesie jakieś drobne ryzyko uszczerbku na zdrowiu, na polu walki snajper sam może być odstrzelony, jeśli nie będzie wystarczająco przebiegły i ostrożny. Co oznacza słowo "przebiegły"? Dla snajpera to jest wszystko, a to wpływa na wszystko, co on robi. Snajper musi zdecydować, gdzie się ustawić, jak się tam dostać, jak wyjść, co zabrać ze sobą, jak się zakamuflować, gdzie umieścić alternatywny sprzęt, i co zrobić, jeśli coś złego się stanie. Musi być w stanie myśleć przez całą sesję, od początku do końca, i ustawić ją w sposób, który przyniesie efekty, czyli dobrze zaplanować. Tak jak szpieg musi być najbardziej »niepozorny«, tak snajper musi być »niewidzialny«, czyli umiejętnie maskować swoją kryjówkę.
No i spostrzegawczość, by nie stać się samemu trofeum. Wyrastające w ciągu »chwili« w oddali kępki trawy czy krzaczków to zły znak. Spostrzeżenie takich »nadprzyrodzonych« zjawisk może ocalić życie, bo ta niepozorna dodatkowa kępka trawy czy listków to ukryty snajper.
Każdy, kto oglądał działania snajperów w telewizji, zobaczył setki sposobów, aby to zrobić. Najczęściej są to pokazane metody z wieloma błędami, lub wręcz bezmyślne i skazane na niepowodzenie.
Celność jest ostatnim elementem. Trening idący w wiele tysięcy sztuk amunicji..."
Z tego karabinu porucznik Rob Furlong z Princess Patricia's Canadian Light Infantry (PPCLI) zastrzelił taliba z odległości 2,430 metrów.
Witold Jasek, komendant ZS Strzelec
kontakt: vitowitold@@hotmail.com
Piknik przy ognisku, zabawa na całego w Barrie
Napisane przez Beata JasekJuż drugi raz Polonia kanadyjska mogła zabawić się na rozległej polanie Związku Polaków w Kanadzie Gr. 43 w Barrie w środku zimy, w mroźny lutowy dzień. Impreza ta zgromadziła licznie uczestników w całym przekroju wiekowym, bo najmłodsi bawili się nie gorzej od tych, którzy "zjedli więcej chleba". Organizatorzy zapewnili mnóstwo atrakcji zimowych. Pogoda naprawdę dopisała – świeciło słońce przez cały dzień – na niebie nie zawisła ani jedna chmurka. Dzień wcześniej spadł obfity, kilkunastocentymetrowy śnieg, zapewniając zaśnieżenie całego terenu ZPwK w Barrie, co najbardziej ucieszyło narciarzy, gdyż trasy prowadzące przez las zapewniały piękne, pełne zimowych uroków widoki. Narciarze jeździli po ustalonych trasach biegowych lub, wytyczając, tworzyli swoje własne w pobliskich lasach, gdzie można nierzadko zauważyć ślady stad saren żyjących w tej okolicy.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7756#sigProId48ab2e8ae0
Doceniono polską parafię p.w. św. Trójcy
Napisane przez Wiesław Wyrzykowski
Warto wybrać się do muzeum w Windsor (254 Pitt St.) na wystawę poświęconą historii katolicyzmu w tym mieście. Co szczególnie ważne dla nas, Polaków, organizatorzy docenili także nasz wkład. Niestety, jak uczy nas życie, często nasz dorobek jest pomijany czy przedstawiany wręcz w negatywnym świetle. Mam na myśli publikacje prasowe, książki, filmy, czy nawet takie – zdawałoby się wspaniałe – pomysły jak "polska strona w Internecie", która już na dzień dobry pouczała o "polskich obozach koncentracyjnych".
Fot. Sylwia Bobryk http://www.sylwiabobryk.com/
Dla każdego właściciela jakiegokolwiek biznesu jest rzeczą oczywistą, że aby jako tako prosperować, musi trafić w potrzeby swoich klientów. W wielu wypadkach nie jest to jednak takie proste. Istnieją całe szkoły uczące, jak rozpoznać potencjalnych odbiorców swoich produktów czy serwisu. Mało tego, wśród odbiorców tych samych produktów czy serwisu trzeba jeszcze wyróżnić podgrupy klientów dysponujących mniejszym lub większym budżetem, przyzwyczajeniami oraz różniących się jeszcze wieloma innymi czynnikami.
Ponieważ jest to tekst poświęcony fotografii, posłużę się przykładem z tej dziedziny, a konkretnie z dziedziny fotografii ślubnej i portretowej. Wiadomo, że ktoś zajmujący się fotografią ślubną musi szukać klientów wśród potencjalnych nowożeńców. Ale gdy chce osiągnąć sukces, łatwiej mu będzie obracać się w środowisku kulturowym zbliżonym do tego, które zna. Co nie znaczy, że nie można przekraczać barier kulturowych, jednak trafienie w estetykę innej kultury jest zawsze dużo trudniejsze.
Dalszym, równie trudnym zadaniem będzie określenie możliwości finansowych przyszłych klientów, a tym samym ustawienie siebie w pewnym obszarze cenowym. Wielu fotografów zaczyna od niskich cen, co z góry określa ich klientelę, licząc na to, że w miarę upływu czasu uda im się bezboleśnie przeskoczyć na wyższy poziom. Niestety, jak pokazuje doświadczenie, jest to niezwykle trudne i praktycznie rzecz biorąc, zmiana klienteli równa się otwarciu nowego biznesu.
Piszę o tym wszystkim dlatego, aby uświadomić wszystkim uprawiającym jakąkolwiek działalność artystyczną, w tym przypadku amatorską (zawodowcy dobrze o tym wiedzą), że jedną z najtrudniejszych decyzji jest określenie, do kogo nasze dzieła adresujemy. Może to być wyłącznie rodzina, może to być krąg bliższych i dalszych znajomych. Mogą to być osoby zupełnie obce, znające się mniej lub bardziej na fotografii, a na których opinii jakoś nam zależy. Mogą to być potencjalni klienci na tzw. "art show", którym chcemy nasze dzieła sprzedać, i wreszcie właściciele galerii, o których reprezentację się staramy.
Wszyscy ci adresaci będą oceniali zdjęcia wg różnych kryteriów i na pewno to co zachwyci mamę słodkiego bobaska z sąsiedztwa, może nie zyskać uznania w oczach właściciela galerii (chociaż nic nie wiadomo). Jest to oczywiście przykład skrajny, ale dość dobrze ilustrujący przesłanie tego artykułu, który ma za zadanie rozwianie paru mitów.
Pierwszy to taki, że wszystkim podoba się to samo. Nawet wśród adresatów tak popularnego tematu jak krajobraz jest całe mnóstwo rozmaitych gustów. Przeciętnego odbiorcę zachwyci ostre kolorowe zdjęcie łatwo rozpoznawalnego motywu, natomiast ten sam krajobraz po przetworzeniu w stronę abstrakcji znajdzie już mniej zwolenników.
Pół biedy, jeśli fotograf tworzy dla siebie, gorzej, jeśli chce swoje dzieło sprzedać np. na art show. Musi wtedy wstrzelić się w gust potencjalnego klienta, często wbrew sobie.
Znany amerykański fotograf i autor Alan Broit pisze w jednej ze swych książek "Marketing Fine Art Photography", że motywy zdjęć, które chcemy sprzedać, muszą być estetycznie atrakcyjne, ale nie zbyt, jak się wyraził, "artsi".
W ocenie zdjęć wielką rolę odgrywają też zmiany kanonów estetycznych w czasie. To, co zachwycało i zaskakiwało wczoraj, już dzisiaj takie atrakcyjne nie jest. Stąd też należy unieważnić następny mit, który zachęca do bezrefleksyjnego kopiowania dawnych mistrzów. Jest to oczywiście cenne ze względów czysto szkoleniowych, natomiast może się okazać, że to, co było kiedyś świeżym spojrzeniem, dzisiaj jest już banałem.
A skoro o banale mowa, to trzeba wspomnieć o zasadzie, że im dany temat jest bardziej znany, tym trudniej jest przedstawić go w sposób oryginalny. Dlatego też warto jest poświęcić czas na przemyślenie, jak pokazać coś, co każdy widział już dziesiątki razy, lub znaleźć temat mniej wyeksploatowany.
Wspomniałem wyżej o pewnym estetycznym kanonie zmieniającym się w czasie. Jeśli chcemy, aby nasze zdjęcia zostały życzliwie przyjęte przez jak najszersze grono odbiorców, warto poznać współczesny estetyczny kanon. Dlatego zachęcam do odwiedzania jak największej liczby galerii internetowych, ale również jak ktoś ma możliwości, tych realnych. Nie tylko fotograficznych, ale prezentujących ogólnie sztuki wizualne.
Kiedy mówię o "odbiorcy", nie mam na myśli wyłącznie odbiorcy komercyjnego. Odbiorcą może być np. własna rodzina. Ponieważ każdemu jest miło, gdy jego praca spotyka się z życzliwym przyjęciem, dlatego warto tego odbiorcę poznać. Co nie znaczy, że zawsze trzeba robić coś pod jego gust. Można grać, jak to się mówi, na kilku fortepianach. Z wakacji możemy przywieźć zarówno zdjęcia tzw. pamiątkowe, jak i bardziej ambitne. Aby były poprawnie skomponowane. Czasem poprawnie skomponowane rodzinne zdjęcie jest więcej warte niż takie, które nieudolnie sili się na artystyczne.
Trzeba być też przygotowanym na krytykę naszych dokonań. Jeśli jest to krytyka życzliwa, która pozwoli na poprawę naszych zdjęć, warto się jej przysłuchać. Przy czym osoba krytykująca wcale nie musi być ekspertem fotograficznym. Wystarczy, że zwróci uwagę na niektóre aspekty estetyczne, często wyczuwając je intuicyjnie. Jestem często świadkiem oceny zdjęć na konkursach klubowych, przez było nie było ekspertów fotografii. Owszem, potrafią wykazać błędy techniczne czy czysto formalne, ale zdarza się czasem, że mają niewiele do powiedzenia gdy idzie o przekaz danego zdjęcia. Zwyczajnie brakuje im pewnej ogólnej erudycji.
W związku z tym ważna jest też nasza reakcja na krytykę. Na pewno nie może ona być w rodzaju ; "a co ty tam wiesz, nie zrobiłeś w życiu żadnego zdjęcia...". Może i nie zrobił, ale może świetnie wyczuć jego klimat i opowiedzieć o swoich odczuciach.
Podsumowując – nie każdemu muszą się nasze zdjęcia podobać i nie należy z tego powodu rozdzierać szat. Jeśli są wykonane poprawnie oraz zgodnie z naszymi odczuciami, nie powinniśmy się ich wstydzić, choćby to były nawet rodzinne zdjęcia z wakacji.
Wojciech Porowski
Nie jest to może najzdrowsza propozycja na nadchodzący weekend, ale jeśli nie zbierzemy się w kupę i nie wyjedziemy w piękne okoliczności przyrody (i niepowtarzalnej), to warto zebrać dzieci, a może nawet i małżonkę (lub męża) na 40. już torontońską wystawę motoryzacyjną w Metro Convention Centre.
Wiele będzie atrakcji. W tym roku Volkswagen funduje zniżkowy bilet rodzinny za 44 dol. dla dwóch osób dorosłych (nie musi przecież być kobieta i mężczyzna) i dwójki dzieci w wieku 7-12 lat).
Również dzięki uprzejmości "Twojego lokalnego dealera VW" ( w naszym przypadku jest nim p. Arek Wolski z Martin Grove Volkswagen) możemy za darmo oddać mniejsze dzieci w opiekę przedszkolną w Volkswagen Children's Playcare Centre – będzie tam przebieranie się malownie obrazków i inne zajęcia (przechowalnia dzieci jest na poziomie 600 w Metro Convention).
W dzień rodzinny 18 lutego będziemy mogli skorzystać z wielu dodatkowych atrakcji
Oczywiście, jak zawsze podczas torontońskiej wystawy będziemy mogli dotknąć, obejrzeć i wsiąść do wielu mniej i bardziej egzotycznych modeli. Również tych "zwykłych", którymi prawdopodobnie w przyszłości będziemy jeździć.
Jak podczas detroickiej wystawy samochodowej, tak i w trakcie naszej torontońskiej wiele będzie o alternatywnych napędach. Producenci rzucają się dzisiaj w hybrydy inne mieszane koncepcje. Dlatego pozwolę sobie nieco sprowadzić na ziemię hybrydową euforię.
Otóż, jest dla mnie rzeczą oczywistą, że hybrydy są rozwiązaniem drogim i trującym środowisko naturalne – ślepą uliczką rozwoju motoryzacji. – Napęd elektryczny – i owszem, fajnie – także napęd na sprężone powietrze – być może, zobaczymy; napęd wodorowy – bardzo duże "być może", ale czemu nie...?
Natomiast hybryda to jest taki pozszywany do kupy frankenstein, którego żaden szanujący środowisko naturalne kierowca nie powinien kupować. Dlaczego?
Bo spaliny wydzielane przez samochód w trakcie jego czasu życia to jedynie część "trucia", jakie związane jest z produkcją, użytkowaniem, a następnie zezłomowaniem auta. Powiedzmy, że jest to jedynie ta część "użytkowa". Na hybrydy przypada natomiast bardzo dużo trucia podczas samej produkcji – trzeba do nich zmontować dwa silniki, a następnie włożyć całkiem pokaźną baterię. Przy tym wszystkim jest w cholerę wożenia surowców, materiałów i podzespołów.
Jakby tego było mało, wiele części samochodowych (oczywiście nie tylko do hybryd) wytwarzanych jest dzisiaj w krajach "brudnych", gdzie nie przestrzega się norm ochrony środowiska w przemyśle.
A więc coś, co rzekomo ma odwoływać się do naszego poczucia odpowiedzialności za klimat planety, truje bardziej atmosferę niż normalny spalinowy, oszczędny samochód, jakich wiele w ofercie koncernów – jak choćby wspomniany Volkswagen wypuszczający na rynek amerykański superoszczędne dieslowe jetty i golfy.
Niestety, nacisk stereotypów, jakimi karmią nam głowy w telewizorach, jest przemożny, dlatego nawet tak zdroworozsądkowe koncerny jak VW nie uchroniły się przed owczym pędem i od 2013 roku oferują w Ameryce hybrydę benzynowo elektryczną jetty (szczerze mówiąc, chyba ciekawsza byłaby hybryda dieslowa).
Samochód pod względem realnego zużycia paliwa niewiele odbiega od TDI, a do tego wozi ze sobą zestaw bateryjek, zajmujący spory kawał bagażnika. Ponadto za hybrydę zapłacimy o 3885 dol. więcej niż za poczciwy Comfortline TDI (23990). Dla porównania TDI pali na autostradzie 5,5 l na sto, zaś hybryda 4,9 – i to w warunkach optymalnych.
Po co robić takie auta? Już wyjaśniam – dla image'u, czyli po polsku, wizerunku. To nic, że takich hybrydowych jett sprzedawać się będzie kilka procent, no nic, że auto takie w ostatecznym rozrachunku truje środowisko o wiele więcej niż wycyzelowany diesel – ważne, że się chwalimy hybrydą.
No więc zobaczmy, czym się je tę nową jettę.
Tu pozwolę sobie sięgnąć po autoblog.ca, gdzie Seyth Mersma, który przejechał się tym autem, opisuje model. Co najciekawsze, testowana hybryda w jeździe mieszanej paliła mu ok. 6,5 l na sto...
Volkswagen wcisnął w niej w komorę silnika 1,4-litrowy turbodoładowany silnik benzynowy i 20 kW silnik elektryczny ciągnący 220-woltowy prąd z 60-ogniwowej baterii litowojonowej. Łącznie auto dysponuje 170 końmi mocy. Podczas jazdy testowej przyspieszenie było bardzo dobre – lepsze od fabrycznie zakładanego. – Jetta rozpędzała się do 60 mil na godz. w ok. 8 sekund.
Osoby, które miały z hybrydą do czynienia, zgodnie twierdzą, że od strony dynamiki jazdy hybryda jest tak samo zrywna jak pięciocylindrowa 2,5-litrowa jetta. Silnik elektryczny jest w stanie uciągnąć auto sam, ale nawet jeżdżąc po mieście w tym trybie, musimy uważać, żeby nie wydrenować baterii za szybko – tak więc tryb elektryczny raczej tylko pomaga poprawiać ekologiczne osiągi hybrydy.
Osoby, które miały możliwość jeździć priusem i hybrydą jetty, zgodnie twierdzą, że jetta ma bardziej sportową charakterystykę. Siedmiostopniowa skrzynia biegów dopełnia wrażenia płynności przyspieszania.
Oczywiście, jeśli ktoś chce mieć wspaniałego konia roboczego, którego momentu zamachowego silnika nic nie przeskoczy, to kupi TDI.
Jak już wspomniałem, podczas wymagającego 500-kilometrowego testu hybrydowej jetty w mieszanej jeździe średnie użycie benzyny wynosiło 6,5 litra na sto. Czy rzeczywiście opłaca się w tym celu wozić ze sobą dwa silniki i ciężki akumulator? Według mnie, nie. TDI jest absolutnym faworytem, gdy chodzi o oszczędnego szanującego środowisko i lubiącego "niemiecką" jazdę kierowcy.
Na dodatek, jeśli weźmiemy ołówek i zaczniemy liczyć wartość deprecjacji samochodu, to niestety biorąc pod uwagę konieczność wymiany po kilku latach baterii w hybrydach, TDI okaże się dużo lepszy dla naszego portfela.
Być może jestem do hybrydowej jetty uprzedzony, ale słowo daję, nie lubię rzeczy robionych na pokaz, zwłaszcza samochodów produkowanych w tym celu.
A niestety jest to jedyne uzasadnienie tego, dlaczego w ogóle Volkswagen uruchomił produkcję tego modelu, No bo chyba nie po to, by udowodnić, że VW potrafi takie auta robić – w to nikt nigdy nie wątpił.
Tak więc życzę Państwu miłego długiego weekendu i do zobaczenia na świętującej w tym roku 40 lat wystawie motoryzacyjnej w Toronto
Z motoryzacyjnym pozdrowieniem
Wasz Sobiesław.
Podstawowe informacje o prowadzeniu działalności gospodarczej w Polsce
Napisane przez Monika Skrzypek-PaliwodaPrzedstawiam Państwu kolejny artykuł z cyklu "Powroty". Do tej pory w jego ramach ukazały się następujące artykuły: "Obywatelstwo polskie dla dzieci urodzonych w Kanadzie", "Polskie dokumenty tożsamości", "Rozwód w Kanadzie i jego skutki prawne w Polsce", "Jak nabyć spadek w Polsce – zasady dziedziczenia", "Zachowek – ochrona osób najbliższych przed pominięciem w testamencie", "Jak nabyć własność nieruchomości w Polsce, nie będąc jej właścicielem – instytucja zasiedzenia", "Podział majątku małżonków po rozwodzie – według prawa polskiego", "Testament w Polsce – jak sporządzić ważny dokument", "Ustalenie ojcostwa dziecka – według prawa polskiego", "Obowiązek alimentacyjny wobec dziecka – według prawa polskiego", "Darowizna w Polsce – czyli jak skutecznie przekazać majątek najbliższym za życia", "Dział spadku – według prawa polskiego", "Podatek od spadków i darowizn w Polsce", "Obowiązki alimentacyjne między byłymi małżonkami", "Kontakty z dzieckiem po rozwodzie według prawa polskiego", "Zapis windykacyjny – nowy sposób rozporządzania majątkiem po śmierci", "Sposoby uniknięcia zapłaty zachowku – w świetle polskiego prawa spadkowego", "Odrzucenie spadku jako sposób na uniknięcie długów spadkowych", "Konto bankowe w Polsce – co się z nim dzieje po naszej śmierci?", "Intercyza w Polsce jako sposób na uniknięcie długów współmałżonka", "Spadek po dalekim krewnym – skutki podatkowe", "Bezpieczne przedświąteczne zakupy i inwestycje w Polsce – zanim podpiszesz, czytaj umowy!!!" oraz "Czy rodzice mogą korzystać z prywatnego majątku dziecka w Polsce".
W dzisiejszym artykule omówię problematykę prowadzenia działalności gospodarczej. Przedsiębiorcami prowadzącymi we własnym imieniu działalność gospodarczą lub zawodową są: osoby fizyczne, osoby prawne i jednostki organizacyjne niebędące osobami prawnymi, którym odrębne ustawy przyznają zdolność prawną. Za przedsiębiorców należy także uznać wspólników spółek cywilnych w zakresie wykonywanej przez nich działalności.
Wszyscy przedsiębiorcy podlegają wpisowi do Ewidencji Działalności Gospodarczej bądź do rejestru przedsiębiorców zwanego Krajowym Rejestrem Sądowym. Warunki podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej przez osoby fizyczne na terenie Rzeczypospolitej Polskiej regulują przepisy ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Organem ewidencyjnym jest wójt, burmistrz lub prezydent miasta, a wniosek o wpis do ewidencji podlega opłacie. Przedsiębiorcy polscy są wpisywani do ewidencji prowadzonej przez gminę właściwą dla miejsca zamieszkania przedsiębiorcy.
Osoby zagraniczne z państw członkowskich Unii Europejskiej i państw członkowskich Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) mogą podejmować i wykonywać działalność gospodarczą na takich samych zasadach jak przedsiębiorcy polscy. Podlegają one rejestracji w ewidencji prowadzonej przez gminę właściwą według głównego miejsca wykonywania tej działalności na terytorium RP. Właściwy organ, dokonując oceny spełnienia wymogów niezbędnych do podjęcia i wykonywania działalności gospodarczej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, uznaje wymogi, jakie spełnił przedsiębiorca mający siedzibę na terytorium jednego z ww. państw, aby na terytorium tego państwa mógł podjąć lub wykonywać działalność gospodarczą, w szczególności uznaje certyfikaty, zaświadczenia lub inne dokumenty wydane przez właściwy organ państwa, które potwierdzają spełnienie warunków podjęcia i wykonywania działalności gospodarczej. Dotyczy to również ubezpieczenia i gwarancji odpowiedzialności zawodowej.
Pozostałe osoby mają prawo podejmowania i wykonywania działalności gospodarczej tylko w formie spółek komandytowej, komandytowo-akcyjnej, z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjnej, a także przystępowania do takich spółek, nabywania ich akcji i udziałów, o ile umowy międzypaństwowe nie stanowią inaczej.
Wszyscy przedsiębiorcy w Polsce podlegają od 2001 r. wpisowi do Krajowego Rejestru Sądowego, który jest scentralizowaną, informatyczną bazą danych składającą się z trzech osobnych rejestrów:
1. rejestru przedsiębiorców,
2. rejestru stowarzyszeń, innych organizacji społecznych i zawodowych, fundacji oraz publicznych zakładów opieki zdrowotnej,
3. rejestru dłużników niewypłacalnych.
Zadaniem Krajowego Rejestru Sądowego jest powszechne udostępnienie szybkiej i niezawodnej informacji o statusie prawnym zarejestrowanego podmiotu, najważniejszych elementach jego sytuacji finansowej oraz sposobie jego reprezentowania.
Ponadto Krajowy Rejestr Sądowy zawiera inne, istotne dla obrotu gospodarczego, dane o przedsiębiorcy, w tym między innymi: informacje o zaległościach podatkowych i celnych, zaległościach wobec ZUS, wierzycielach i wysokościach niespłaconych wierzytelności. Rejestr Dłużników Niewypłacalnych (RDN) stanowi dodatkowe źródło wiedzy o zadłużonych osobach fizycznych, z którymi prowadzenie wspólnych interesów może się wiązać z podwyższonym ryzykiem. Dla każdego podmiotu wpisanego do KRS sądy prowadzą odrębne akta rejestrowe (w postaci papierowej), które obejmują w szczególności dokumenty potwierdzające informacje wpisane do rejestru, a także wzory podpisów osób upoważnionych do reprezentowania podmiotu. Każdy zainteresowany może w siedzibie właściwego sądu, bez ograniczeń przeglądać akta rejestrowe podmiotów wpisanych do rejestru. W przypadku składania wniosku o wpis lub zmianę wpisu w rejestrze przedsiębiorców wnioskodawca składa:
1. wniosek o wpis albo zmianę wpisu do krajowego rejestru urzędowego podmiotów gospodarki narodowej (REGON);
2. zgłoszenie płatnika składek albo jego zmiany w rozumieniu przepisów o systemie ubezpieczeń społecznych (ZUS);
3. zgłoszenie identyfikacyjne albo aktualizacyjne do urzędu podatkowego wraz ze wskazaniem właściwego naczelnika urzędu skarbowego pod rygorem zwrotu wniosku.
Niektóra działalność w Polsce wymaga koncesji. Dotyczy to m.in. wydobywania kopalin, wytwarzania i obrotu materiałami wybuchowymi i amunicją, wytwarzania, magazynowania i obrotu paliwami ciekłymi i energią, ochrony osób i mienia, rozpowszechniania materiałów radiowych i telewizyjnych, przewozów lotniczych oraz prowadzenia kasyn gry. Organem koncesyjnym jest zazwyczaj właściwy minister. Organ koncesyjny kontroluje sposób korzystania udzielonej koncesji i może ją w każdej chwili cofnąć, gdy stwierdzi naruszenie warunków jej udzielenia. Przedsiębiorca, który zamierza wykonywać działalność koncesjonowaną, zawsze może wystąpić do organu koncesyjnego z wnioskiem o udzielenie promesy (gwarancji) jej udzielenia.
Przedsiębiorcy działający na rynku polskim podlegają kontroli przestrzegania prawa, tj. m.in. prawa pracy, prawa podatkowego, celnego i innych. Przedsiębiorca poszkodowany niezgodną z prawem kontrolą ma prawo domagać się od państwa odszkodowania. Organy kontroli muszą za każdym razem uprzedzić przedsiębiorcę o zamiarze przeprowadzenia kontroli i mogą ją rozpocząć dopiero po 7 dniach od zawiadomienia. Podjęcie kontroli jest możliwe dopiero po okazaniu legitymacji służbowej i upoważnienia do przeprowadzenia kontroli. W razie nieobecności kontrolowanego przedsiębiorcy lub osoby przez niego upoważnionej, kontrola może być przeprowadzona w obecności pracownika przedsiębiorcy lub przywołanego ad hoc świadka. Kontrolujący ma obowiązek poinformować przedsiębiorcę o jego prawach i obowiązkach jako kontrolowanego. Kontrolę przeprowadza się w siedzibie przedsiębiorcy i w godzinach jego pracy. Wyjątkowo, za zgodą kontrolowanego, kontrola może być przeprowadzona w siedzibie organu kontrolującego. Przedsiębiorca ma obowiązek prowadzić książkę kontroli oraz przechowywać upoważnienia i protokoły kontroli. Nie można podejmować i prowadzić kontroli więcej niż jednej działalności przedsiębiorcy. Czas trwania wszystkich kontroli u jednego przedsiębiorcy w danym roku nie może przekroczyć:
1) w odniesieniu do mikroprzedsiębiorców – 12 dni roboczych;
2) w odniesieniu do małych przedsiębiorców – 18 dni roboczych;
3) w odniesieniu do średnich przedsiębiorców – 24 dni roboczych;
4) w odniesieniu do pozostałych przedsiębiorców – 48 dni roboczych.
Kontrola może być przedłużona jedynie z przyczyn niezależnych od organu kontroli i wymaga uzasadnienia na piśmie. Przedsiębiorca może wnieść sprzeciw wobec podjęcia i wykonywania przez organy kontroli czynności z naruszeniem prawa, a następnie zażalenie na sposób jego rozpatrzenia. Na ten czas kontrola ulega wstrzymaniu z mocy praw.
Dla wykonywania działalności gospodarczej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przedsiębiorcy zagraniczni mogą tworzyć oddziały z siedzibą na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Oddział taki działa wyłącznie w zakresie działalności przedsiębiorcy zagranicznego. Przedsiębiorca zagraniczny musi ustanowić w oddziale osobę upoważnioną do reprezentacji. Przedsiębiorca zagraniczny może rozpocząć działalność w ramach oddziału po uzyskaniu wpisu oddziału do rejestru przedsiębiorców. Dla takiego oddziału przedsiębiorca musi prowadzić oddzielną rachunkowość w języku polskim i zgodnie z polskimi przepisami o rachunkowości.
Przedsiębiorcy zagraniczni mogą tworzyć również przedstawicielstwa z siedzibą na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Zakres działania przedstawicielstwa może obejmować wyłącznie prowadzenie działalności w zakresie reklamy i promocji przedsiębiorcy zagranicznego. Utworzenie przedstawicielstwa wymaga wpisu do rejestru przedstawicielstw przedsiębiorców zagranicznych prowadzonego przez ministra właściwego do spraw gospodarki.
Należy zaznaczyć, iż Polska jest wciąż postrzegana przez zagranicznych przedsiębiorców jako kraj atrakcyjny gospodarczo. Zachęcam więc rodaków do inwestowania w Polsce i uzyskiwania z tego powodu znacznych dochodów. Należy jednak pamiętać, iż dobrze jest jak najlepiej zaplanować swój biznes, aby w przyszłości uniknąć problemów. Stała współpraca z polskim adwokatem, już od początku działalności daje większą gwarancję uzyskania końcowego sukcesu.
Monika Skrzypek-Paliwoda
Adwokat prowadząca w Polsce Kancelarię Adwokacką SEMPER LEX Prawo i Podatki
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
tel. 660-464-896
Michalkiewicz o Żydach
Stanisław Michalkiewicz jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez Żydów polskich publicystów. Nie bez racji. Raz po raz, z ogromnym humorem i talentem literackim, w swoich felietonach Michalkiewicz udowadnia, że są w relacjach Polaków z Żydami rachunki krzywd, których filosemicka dłoń nie przekreśli.
Nakładem wydawnictwa von Borowiecky ukazał się kolejny zbiór felietonów Michalkiewicza. Tematem przewodnim "Herrenvolk po żydowsku" są Żydzi. Felietony Michalkiewicza poprzedza kalendarium stosunków Polaków z Żydami w latach 1981–2011, zajmuje ono 50 z 269 stron publikacji. Z kart kalendarium czytelnicy dowiedzą się o bliskiej współpracy Jaruzelskiego z Żydami od czasów stanu wojennego, antypolskiej kampanii nienawiści wobec Polski i Polaków rozkręcanej pod koniec lat osiemdziesiątych przez "Tygodnik Powszechny", lojalności rządów po transformacji ustrojowej wobec interesów żydowskich, szerzeniu nienawiści do Polski i Polaków przez środowisko "Gazety Wyborczej", przekazaniu majątku wartego 10.000.000.000 dolarów z budżetu państwa gminom żydowskim, żądaniach amerykańskich Żydów chcących przejąć majątek Polaków wart 65.000.000.000 dolarów, niedopuszczeniu przez Lecha Kaczyńskiego do przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem, co pozwoliło chronić kłamstwa Grossa, filosemityzmie Marka Jurka i Lecha Kaczyńskiego, prożydowskiej polityce PiS.
W tekstach swoich felietonów Michalkiewicz nieustannie przypominał o realiach relacji Polaków z Żydami, walce Żydów z odrodzeniem niepodległej Polski w 1918 roku, badaniach księży Trzeciaka, Pranajtisa i Kruszyńskiego nad Talmudem, żydokomunie, realizmie Zofii Kossak wobec zagrożenia żydowskiego, udziale Żydów w zbrodniach komunistycznych, nadreprezentacji Żydów w komunistycznym aparacie terroru, odpowiedzialności komunistów za pogrom kielecki, prześladowaniu kardynała Kaczmarka przez komunistów za jego szczerość w mówieniu o udziale Żydów w komunistycznych zbrodniach – i udziale Tadeusza Mazowieckiego w prześladowaniu kardynała, odpowiedzialności emigrantów marcowych za zbrodnie stalinowskie, prześladowaniu historyków piszących o realiach relacji Polaków z Żydami – Jerzego Roberta Nowaka i Dariusza Ratajczaka, atakach Żydów i filosemitów na Radio Maryja, filosemityzmie PiS, szkodliwej dla Polski i Polaków działalności Adama Michnika i Jana Tomasza Grossa, uzależnieniu USA od Żydów, nazistowskiej polityce Izraela wobec narodu palestyńskiego, żydowskiej kampanii obwiniania Polaków o holokaust czy destruktywnej roli "Gazety Wyborczej" szerzącej wśród Polaków poczucie winy z powodu rzekomego antysemityzmu i narzucającej swoistą cenzurę polskiej debacie publicznej.
Felietony Michalkiewicza są też źródłem sentencji, które na trwałe zadomowiły się we współczesnej polszczyźnie. To z Michalkiewicza pochodzi definicja "Gazety Wyborczej" jako "żydowskiej gazety dla Polaków", "pełniącego w Polsce obowiązki Stalina red. Adama Michnika", czy antysemityzmu – "antysemitą jest każdy, kogo nie lubią Żydzi". Komentując dzień judaizmu w Kościele katolickim i jego hasło przewodnie, "kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka też judaizm", Michalkiewicz stwierdził, że "sam Jezus Chrystus też spotkał judaizm i, jak wiadomo, tego spotkania nie przeżył". Opisując "Gazetę Wyborczą", Michalkiewicz stwierdził, że "w środowisku »Gazety Wyborczej« dominują stalinowcy w pierwszym, drugim, a nawet trzecim pokoleniu". Pisząc o emigrantach marcowych, stwierdził, że marcowa "emigracja, szacowana na 16 tys. osób, obejmowała w większości dawnych komunistycznych funkcjonariuszy, często zbrodniarzy". Zdaniem Michalkiewicza, Żydzi "Kościoła katolickiego od dwudziestu wieków nienawidzą" – przejawem tej nienawiści jest nienawiść Żydów do lefebrystów.
•••
Cecylka Knedelek, nowa niefeministyczna lektura dla małych dziewczynek
Nakładem wydawnictwa Jedność ukazały się dwie książeczki z przygodami Cecylki Knedelek. Ich autorką jest Joanna Krzyżanek, ilustracje są dziełem Zenona Wiewiurka.
W "Cecylka Knedelek i ulica Naleśnikowa" mali czytelnicy poznają Cecylkę Knedelek i jej rodzinne miasto. Cecylka, głucha na feministyczną propagandę, spełnia się, robiąc naleśniki, podobnie też czynią i jej koleżanki. Każdy robi naleśniki na swój własny sposób. Zamiast w manifę, grupa rówieśnicza Cecylki angażuje się w konkurs na najsmaczniejszy naleśnik. W smażeniu naleśników bierze też udział gęś Waleria, niestety jej smakołyki zostają zrabowane przez mrówki nie znające szacunku dla własności prywatnej.
Wstrząsającą historię o naleśnikach uzupełniają liczne dokładne i całkiem poważne przepisy na naleśniki przeznaczone dla ich mam albo starszych sióstr. Przepisy na: naleśniki z truskawkami, szpinakiem, szparagami, malinami, bananami, borówkami lub grzybami, owoce smażone w naleśnikowej panierce, naleśniki z równych rodzajów mąki i w różnych kształtach, gofry z ciasta naleśnikowego.
W "Cecylka Knedelek i kanapki z kanapy" wszyscy przyjaciele Cecylki dokonują ważnych zmian w swoim życiu: oddają za małe ubrania, postanawiają jeść szpinak, czy jak gąska Waleria iść do szkoły. Dramatyczną i pełną zaskakujących zwrotów akcję uzupełniają przepisy na kanapki – w różnych smakach i fantazyjnych kształtach, na zimno i na ciepło.
•••
Trójmiejska anarchistyczna kontrkultura lat osiemdziesiątych
Nakładem Narodowego Centrum Kultury ukazały się dwie pozycje autorstwa Pawła Konjo Konnaka. Jedną z nich jest wybór jego wierszy "Nikt nie odda się za zupę", a drugą jego autobiografia "Gangrena – mój punk rock song".
Zbiór poezji "Nikt nie odda się za zupę" zawiera współczesne wiersze Pawła Konjo Konnaka będące zapisem życia jego i innych przedstawicieli kultury, płciowości ludzkiej, III RP zakorzenionej w PRL. Brzydota i bezsens będące kontestacją konformizmu zawarty w tej poezji mógł być rewolucyjny w ostatniej dekadzie PRL. Dziś wiersze te są blade i zwyczajne wobec rzeczywistości, której ton nadaje estetyka narracji posła Grodzkiego.
"Gangrena – mój punk rock song" to prawie 500-stronicowy album formatu A4. Wspomnienia o życiu artystycznym trójmiejskiej anarchistycznej kontrkultury lat osiemdziesiątych są ważnym dokumentem epoki. Zilustrowane zdjęciami z epoki wspomnienia autora o PRL przybliżają czytelnikom: realia ekonomiczne PRL, pop kulturę Polski ludowej, scenę alternatywną, zjawisko muzyki disco, niedostępność koncertów, płyt i sprzętu odtwarzającego, skandalicznie kiepskie wykonanie urządzeń w PRL, absurdy propagandy sukcesu w latach siedemdziesiątych, gospodarkę niedoboru, kartki, kolejki, sprowadzane z zagranicy czasopisma porno, niezapomniane erotyczne momenty w pop kulturze PRL, dżinsy będące marzeniem każdego młodego człowieka w PRL, fascynacje Zachodem, lektury młodzieży, naturalną niechęć do PRL i komunizmu, beznadzieje życia codziennego. Czasy: liceum, karnawału solidarności, stanu wojennego, konspiracyjnych drukarni, uniwersytetu, rewolucji wideo, ruchu anarchistycznego, Totartu. Subkultury: poppersów, punków, nazi punków, hipisów, konformistów, dla których PRL był normą. Co ciekawe z narracji i ilustracji kolejny raz wynika że w historii Polski, nawet w historii polskich anarchistów i kontestatorów, kobiety jakiejkolwiek roli nie odgrywały.
Jan Bodakowski
Tęsknota do kraju lat dziecinnych – do ścisłej ojczyzny – jest godna pochwały, ale – czy ci Polacy "uciekinierzy" czują choćby w drobnej mierze jakąś więź wewnętrzną, jakąś choćby cząstkową przynależność do tego Mińska i Mińszczyzny, gdzie przyjęto ich przed dwoma laty z otwartymi ramionami, gdzie cackano się z nimi, gdzie ich karmiono, pojono, opierano? Chyba nie... Toteż rdzenni mińczucy chmurzą czoła i z rozterką w duszy słuchają miodopłynnych frazesów o ojczyźnie, o 3 maja, a hufcach narodowych, o tym że nie rzucim ziemi skąd nasz ród...
Jak wieś przyjęła rewolucję? W guberniach wielkoruskich i na Ukrainie gromiono, rabowano i palono dwory. "Nad popieliskami, nad gniazdami ziemiańskimi, nad Rusią ziemiańską wił się dym czarny". Na Białorusi było zupełnie inaczej. Wieś przyjęła postawę spokojną i wyczekującą. Aż do późnej jesieni, czyli do przewrotu bolszewickiego, nie było na Białorusi ani jednego "pogromu". Parobcy i robotnicy dniówkowi pracowali normalnie, słuchając rozkazów właściciela, rządcy i ekonoma. Powstały wprawdzie w każdej wsi komitety, ale te komitety obserwowały tylko i kontrolowały, nie wtrącając się do cyklicznych prac na polach i łąkach. Gorzej było z lasem: kradzieże leśne odbywały się jawnie. Las baćkowski stanowiący samotną wyspę w promieniu kilku wiorst był zawsze pokusą dla sąsiednich wiosek, a teraz cierpiał straszliwie. Kraść budulec lub opał przyjeżdżały "kolosy" z wiosek bardzo odległych. Pani Irteńska nakazała leśnikom, aby tylko upominali chłopów, że rozkradają "dobro publiczne". Upomnienia były rzecz prosta grochem o ścianę. Ale sielanka trwała: gdy Tadeusz spacerując po lesie ze strzelbą, spotykał chłopa wywożącego drzewo, ten po staremu czapkował paniczowi i nawet robił minę zawstydzoną. Tadeusz chodził jednak do lasu coraz rzadziej: spotkanie ze złodziejem leśnym, lub nawet tylko daleki odgłos siekiery nie należały do przyjemności.
Sielanka trwała, choć nikt – poza wierzącymi w cuda, nie łudził się. Chłopi byli święcie przekonani, że niebawem zagarną całe "pańskie" dobro, ziemianie zastanawiali się, czy i co uda im się unieść ze zbliżającej się zagłady. Najskromniejsze bowiem programy ówczesnych partii politycznych przewidywały nie wykup, ale odebranie całej ziemi "obywatelskiej" bez żadnego odszkodowania. W Petersburgu toczyło się wesołe przelicytowanie się w radykalizmie społecznym. Była moda na "polewienie", tj. równanie na lewo całej myśli politycznej. Tyle tylko, że partie skrajnie lewe chciały wszystkiego zaraz, a partie prawe troszkę potem.
Sielanki nie było w majątkach położonych blisko frontu. Tam panoszyli się żołnierze, a oficerowie byli bezsilni. Żołnierze kradli więc wszystko, co się dało: taszczyli z lasu drzewo na opał, łamali na opał parkany, kradli drób i statki domowe, otrząsali zielone jabłka z drzew. Zresztą przed rewolucją działo się w majątkach przyfrontowych to samo. Gdy Zbynio Czechowicz powiedział starej na pół głuchej babie dworskiej.
– A słyszałaś babka? Nasi wzięli Erzerum.
Na to odpowiedziała smutno kiwając głową:
– Oni wszystko zabierają, paniczu. Miałam stare wiaderko i to mi zabrali.
Dużo kłopotu z żołnierzami frontowymi miała pani Tadeuszowa Bochwicowa z majątku Florianów pod Baranowiczami. (Majątek ten przeszedł do historii literatury polskiej, jako miejsce "wczasów" Elizy Orzeszkowej i Władysława Stanisława Reymonta). Florianów nie miał lasu i miał niedużo ziemi ornej. Jego ozdobą i głównym źródłem dochodu był wspaniały sad owocowy z 6 tysiącami drzew na obszarze 20 dziesięcin. Stacjonujący we Florianowie żołnierze biwakowali w sadzie pod jabłoniami, rozkładali ogniska, nad którymi wytrząsali wszy z koszul, śpiewali pieśni, grali na harmonii, obżerali się zielonymi jabłkami. Pani Bochwicowa błagała ich, aby nie otrząsali jabłek, wskazując na szkodliwość niedojrzałych owoców dla zdrowia, no i powołując się też na niedopuszczalność marnowania "dobra publicznego". Żołnierze słuchali upomnień z dobrodusznym humorem i żuli zielone jabłka z głośnym mlaskaniem. W pewnej chwili jeden z nich zirytował się jednak i krzyknął na kolegę harmonistę:
– A cóż to stara nie daje nam spokoju! Dimka, a zagraj no jej Ojrę!
Pani Bochwicowa opowiadała później w Mińsku:
– Cóż miałam zrobić? Oni grali Ojrę, a ja poszłam do domu. Starałam się tylko nie iść w takt.
Pani Bochwicowa opowiadała z humorem i słuchacze się śmieli. A jednak amatorzy symbolów mogliby dojrzeć coś głębszego w tym widoku zacnej pani Bochwicowej starającej się nie iść w takt sołdackiej Ojry. Owego lata 1917 usiłowanie, by nie kroczyć w takt zwycięskiego marsza rewolucyjnego, usiłowanie nieśmiałe, naiwne, zabawne – było właściwie jedynym wyrazem protestu ze strony klasy, którą wkrótce miano ochrzcić pogardliwym mianem "wystraszonej inteligencji i niedorżniętych burżujów".
Petersburg obradował, rządził, wydawał odezwy. Rada delegatów żołnierskich i robotniczych też obradowała, rządziła, wydawała odezwy.
Gadano. Na garstkę bolszewików patrzano z lekceważeniem, tym bardziej, że ich "putsch" lipcowy z łatwością stłumiono, a Lenin skrył się gdzieś bez śladu. Czy go zresztą szukano? Partie zasiadające w Rządzie Tymczasowym i w radzie delegatów uważały bolszewików za błądzących, ale miłych sercu socjalistycznemu braci. Bano się piekielnie nie ponownego powstania bolszewików, ale "czarnej reakcji". Bolszewików potępiono za "putsch" lipcowy nie dlatego, że byli bolszewikami, ale dlatego, że swym zamachem mogli utorować drogę reakcji z restauracją monarchii włącznie. Zamykano oczy na fakt, że bolszewicy, choć pobici w lipcu w czasie powstania, de facto już zwyciężyli. Front był na razie biernie, ale wyraźnie probolszewicki. Żołnierze nie chcieli się bić. Myśleli o pokoju i o tym, aby zdążyć do rodzinnych wiosek, zanim cała ziemia nie zostanie podzielona. Nie było jeszcze masowych dezercji, ale zarządzona w czerwcu przez Kiereńskiego ofensywa zakończyła się fiaskiem. Znikł wszelki cień dyscypliny wojennej. Nad "propozycją" dowództwa, aby zaatakować okopy niemieckie, komitet pułkowy naradzał się całą dobę i albo uchwalał atak, albo go nie uchwalał. Jeżeli uchwalał atak, to zdarzało się, że pułk sąsiedni uchwały nie uznawał i nie ruszał się z miejsca.
Zjawiły się bataliony szturmowe, tj. bataliony złożone z żołnierzy, którzy chcieli się bić z Niemcami. Nazywano je też batalionami śmierci. Żołnierze tych batalionów mieli na ramieniu czarne opaski z trupią główką. Z batalionów śmierci nic nie wyszło. Miały służyć do zawstydzania zwykłych batalionów, które nie chciały się bić, i porywać te bataliony do ataku bohaterskim przykładem. Przykłady nie znalazły naśladowców. Batalion śmierci wracał z ataku zdziesiątkowany, bo bataliony sąsiednie zwykłe – nie ruszały się z okopów.
Były też baterie śmierci. Do jednej z nich należał praporszczyk Jaś (Icek) Święcicki. Przyjeżdżał do Mińska na parę dni urlopu, paradując z opaską z trupią główką na ramieniu.
Zjawiły się wreszcie bataliony kobiece. Miały one do reszty zawstydzić tchórzliwe serca męskie. Niestety kobiety szły do ataku z wielkim wrzaskiem, ginęły – a mężczyźni w okopach śmieli się z tego "dziurawego wojska" i ani im się śniło atakować Niemców.
Gdzieś w końcu lata dreszcz nadziei przebiegł przez klasę "wystraszonej inteligencji i niedorżniętych burżujów". Andrzej Węcławowicz, podporucznik (kornet), który wtedy pracował w Mińsku w oddziale radiotelegraficznym frontu zachodniego, aż się zarumienił, gdy przeczytał rozszyfrowaną przez podoficera depeszę: "Generał Korniłow ruszył na Piotrogród". Pochód wodza naczelnego Korniłowa z Mohylowa na stolicę stanowi jedną z niejasnych kart rewolucji rosyjskiej. Jedni twierdzą, że Korniłow działał na własną rękę, aby zrobić porządek w stolicy, a przede wszystkim rozpędzić radę delegatów żołnierskich, usunąć rząd Kiereńskiego i przywrócić dyscyplinę wojskową. Inni powiadają, że pochód Korniłowa był ukartowany wspólnie z Kiereńskim, lecz że Kiereński w ostatniej chwili zląkł się, zdradził generała i obwołał go buntownikiem. Czy było tak czy owak – jest zupełnie nieważne, bo pochód Korniłowa, choćby poparty przez Kiereńskiego, musiał się skończyć fiaskiem. Był spóźniony o kilka miesięcy. Gdyby nawet dzielnemu generałowi udało się zrobić porządek w stolicy, należy wątpić, czy wpłynęłoby to na zmianę nastrojów doszczętnie zdemoralizowanego i rozbałwanionego frontu ciągnącego się na przestrzeni paru tysięcy wiorst.
Zaczęła się jesień. Z chłodami znikły ostatnie powiewy rewolucyjnej wiosny. Zaczęły się dezercje z frontu. Pociągi były zapchane żołnierzami, którzy albo wracali do domu "dzielić ziemię", albo spekulowali tym lub innym towarem dźwiganym w workach. Nazywano ich "mieszocznikami". Wagony śmierdziały machorką, suknem sołdackim i niemytymi ciałami. Pasażerów obłaziły wszy. Miasta, miasteczka i wsie gotowały się do wyborów do konstytuanty.
"W nocy czarnej, we krwi, w męce; z lat zamieci, wojny, tuszy, krzywd, nadziei; z bankietów, więzień, wyborów, toastów – chmurą śnieżnej krupy przedzimowej niesiony – wstawał Październik" (Słowa przytoczone w tym rozdziale kursywą i w cudzysłowie są wzięte z noweli Władimira Lidina "Powiest' o mnogich dniach").
Rozdział IX
"ZA MIASTEM WOLNOŚĆ"...
Doszukiwanie się przyczyn wypadków zwanych dziejowymi, tj. wypadków wstrząsających życiem całego roju ludzkiego, jest – jak już wspomniałem parę razy – bezcelowe i nawet szkodliwe. Bezcelowe – jedynym bowiem, dość względnym celem takich rozrywek umysłowych jest utrzymanie na kuli ziemskiej kilku tysięcy katedr historii. Szkodliwe – bo "nauka" o związku przyczynowym zdarzeń historycznych kieruje myśl ludzką na fałszywą drogę, ogłupia maluczkich i wbija im w umysły zniekształcony obraz tego, co nazywamy historią. Związek przyczynowy to łańcuch logiczny, a historią rządzi wszystko prócz logiki i sensu. Co rządzi historią? – Nie wiem. Może Opatrzność, może "prawa historyczne" (które Lew Tołstoj "namacywał", ale których nie odkrył, ale które oczywiście "odkryli" marksiści), może przeznaczenie, może – co najprawdopodobniejsze – przypadek lub mówiąc ściślej – wypadkowa przypadków. Wszystko – tylko nie rozum i nie logika.
Nauka historii zbliży się może kiedyś do zrozumienia "przyczynowości" zjawisk historycznych, jeżeli narodzi się jakiś Freud czy Jung "historyczny" i nauczy nas psychoanalizy podświadomości zbiorowej, badając mroki psyche roju ludzkiego i kreśląc "prawa" rządzące snami (na jawie) ludzkiej gromady (Już po napisaniu tego rozdziału przeczytałem w "Kulturze" paryskiej (lipiec–sierpień 1962) uwagi Pawła Hostowca o "mechanizmie zbiorowych zaburzeń równowagi psychicznej". Badanie tego "mechanizmu" jest chyba równoznaczne z psychoanalizą podświadomości zbiorowej?). Wykrycie takich "praw" nastąpi nieprędko i chwała Bogu, że nieprędko. Szczęście jednostek i narodów polega na tym, że nie znają dnia ani godziny. Gdy dowiemy się o dniu i godzinie, życie straci dla nas wszelki urok i sens.
Brak logicznego związku przyczynowego nie znaczy jednak, że w pewnych okolicznościach i na pewien dystans nie możemy – przewidywać. Jeżeli wybuch rewolucji lutowej był dla wszystkich – nie wyłączając Włodzimierza Iljicza Lenina – niespodzianką, to zagarnięcie władzy przez bolszewików powinno było być do przewidzenia już w pierwszych tygodniach po wybuchu rewolucji lutowej. Nie chodzi tu o żadne "przyczyny"! Jeżeli siedzę w wątłym kajaku bez wioseł i prąd Niagary niesie mnie ku wodospadowi, nie potrzebuję snuć wątku przyczynowego, aby wiedzieć, że tylko cud może mnie uratować od runięcia w otchłań wodną.
Rosja kierowana przez Rząd Tymczasowy była właśnie takim kajakiem unoszonym ku przepaści. Rząd był tak rozgadany i tak własnym gadaniem otumaniony, że albo nie wiedział, co się dzieje, albo czekał cudu. No i wyrażając się kolokwialnie – doczekał się.
cdn
Tydzień temu opowiadałeś o nowym projekcje w Etobicoke. Czy miałeś zainteresowanych tym projektem? Czy nadal jest szansa skorzystania z zakupu poza kolejką?
Zainteresowanie jest ogromne. W ciągu tylko jednego tygodnia sprzedano prawie 1/3 wszystkich domów, które będą budowane. To zainteresowanie spowodowało, że budowniczy podniósł już ceny od 50.000 do 80.000 dol. Przewiduje się, że zrobi to ponownie jeszcze raz, zanim domy będą oferowane dla szerokiej publiczności. Przypominam, że tylko do 16 lutego mogą Państwo odwiedzać Sales Office, które jest zlokalizowane na 300 Valermo Dr. w Etobicoke, i za naszym pośrednictwem jako agentów real estate i dokonać zakupu. Po tym czasie możemy oczywiście nadal pomagać, ale obawiam się, że w tempie, w jakim te domy się sprzedają, niewiele ich pozostanie na oficjalne otwarcie sprzedaży. Więcej informacji mogą Państwo uzyskać, dzwoniąc do mnie pod numer 905-278-0007 albo odwiedzając stronę internetową www.valhome.ca.
Domy, o których opowiadałeś, na Valermo, to oczywiście nowe domy. Nowe domy budowane w Ontario są pokryte specjalną gwarancją. Na czym ta gwarancja polega i jakie elementy są nią objęte?
Rzeczywiście, w Ontario już od 1976 r. funkcjonuje prywatna korporacja nazywana TARION, która zabezpiecza prawa nowych właścicieli domów zgodnie z Ontario New Home Warranties Plan Act. Korporacja ta jest finansowana całkowicie ze składek płaconych przez budowniczych nowych domów. Każdy budowniczy musi być według prawa zarejestrowany w tej korporacji i każdy nowo budowany dom musi być rejestrowany w programie NHWP – oczywiście odpłatnie.
Każdy nowy dom pokryty jest jedno-, dwu- i siedmioletnią gwarancją.
Roczna gwarancja zabezpiecza przed:
– defektami w wykonawstwie i użytych materiałach budowlanych; dom musi być zbudowany zgodnie z Ontario Building Cod oraz nadawać się do zamieszkania;
– roczna gwarancja zabezpiecza również przed niezatwierdzonymi przez kupujących zamianami w zastosowanych materiałach wykończeniowych oraz opóźnieniami w przekazaniu domu.
Dwuletnia gwarancja pokrywa:
– penetrację wody przez tak zwaną "building envelope", czyli fundamenty, okna, drzwi czy uszczelnienia;
– defekty w wykonawstwie lub materiałach użytych w systemach elektrycznym, ogrzewczym oraz hydraulicznym;
– defekty w wykonawstwie oraz w zewnętrznych materiałach wykończeniowych;
– poważne defekty strukturalne;
– naruszenia sekcji Ontario Building Code dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa.
Siedmioletnia gwarancja pokrywa:
– główne elementy konstrukcyjne, które mają do czynienia z przenoszeniem ciężarów konstrukcji, czyli belki konstrukcyjne, kolumny czy ściany piwniczne;
– pokrywa ona również poważne defekty w wykonawstwie i materiałach, które mogą utrudniać bezpieczne zamieszkanie w domu.
Posiadacz nowego domu w ciągu pierwszego roku od jego przejęcia musi być dwukrotnie formalnie poproszony przez budowniczego o wyszczególnienie tych wszystkich uszkodzeń i niedoróbek, które są objęte roczną gwarancją. W tym też czasie możemy dochodzić naszych praw i roszczeń wynikających z opóźnień w przejęciu nieruchomości.
Uszkodzenia pokryte przez dwu- i siedmioletnią gwarancję można zgłaszać w każdej chwili do końca odpowiedniej gwarancji.
Jeśli budowniczy nie zareaguje na zgłaszane usterki, NHWP pomoże zorganizować naprawy lub będzie pomagał w negocjacjach z budowniczym.
Słyszałam też, że New Home Warranty Program (NHWP) zabezpiecza również przed utratą depozytu?
Rzeczywiście, kupujący nowy dom ma gwarancję, że depozyt do 40.000 dol. jest zabezpieczony dla tak zwanych freeholds, do 20.000 dol. dla condominium. Kupujący condominium ma dodatkową gwarancję wynikającą z Condominium Act, na dodatkowe 20.000 dol. depozytu.
Oprócz utraty depozytu ONHWP (Ontario New Home Warranty Program) zabezpiecza przed niezatwierdzoną przez kupujących zamianą materiałów wykończeniowych oraz urządzeń. Jeśli kupujący w procesie zakupu mieli możliwość wyboru płytek, dywanów, drewnianej podłogi, kolorów pomieszczeń, rodzaju kuchni oraz innych materiałów i zostały one zastąpione przez budowniczego bez zgody kupujących, to mają oni prawo dochodzić swoich praw i odszkodowania. Budowniczy, jeśli nie może dostarczyć materiałów zgodnie ze wcześniejszym wyborem, musi poinformować kupujących i zorganizować spotkanie, by przedyskutować zmiany. Jeśli kupujący nie zareaguje na pisemną propozycję spotkania, budowniczy ma prawo zamienić brakujące materiały z innymi podobnej jakości lub wyższej.
ONHWP zabezpiecza również kupujących przed kosztami wynikającymi z opóźnienia przekazywanej nieruchomości. Budowniczy ma prawo opóźnić przekazanie domu do 5 dni bez obowiązku poinformowania kupujących oraz bez rekompensaty finansowej. Budowniczy ma obowiązek poinformować na 65 dni przed przejęciem domu o opóźnieniu, które będzie powyżej 15 dni. Budowniczy ma wówczas prawo jednorazowo przedłużyć takie zamknięcie aż do 120 dni. W przypadku kiedy spodziewane opóźnienie jest mniejsze niż 15 dni, budowniczy może poinformować o nim 35 dni przed datą, która była wyznaczona jako data zamknięcia transakcji.
W wypadku gdy budowniczy nie dopilnuje powyższych formalności – może być odpowiedzialny za Państwa koszty utrzymania w wysokości do 100 dol. na dzień do maksymalnej sumy 5000 dol.
Jeśli kupujący dom wynajmuje apartament i może w nim pozostać do zamknięcia transakcji, to opóźnienie nie jest dużym problemem. Jeśli jednak sprzedało się własny dom i należy go opuścić w określonym czasie, to opóźnienie w przejęciu nowego domu może być bardzo poważnym problemem.
Maciek Czapliński
Mississauga
905-278-0007