Nie jest to może najzdrowsza propozycja na nadchodzący weekend, ale jeśli nie zbierzemy się w kupę i nie wyjedziemy w piękne okoliczności przyrody (i niepowtarzalnej), to warto zebrać dzieci, a może nawet i małżonkę (lub męża) na 40. już torontońską wystawę motoryzacyjną w Metro Convention Centre.
Wiele będzie atrakcji. W tym roku Volkswagen funduje zniżkowy bilet rodzinny za 44 dol. dla dwóch osób dorosłych (nie musi przecież być kobieta i mężczyzna) i dwójki dzieci w wieku 7-12 lat).
Również dzięki uprzejmości "Twojego lokalnego dealera VW" ( w naszym przypadku jest nim p. Arek Wolski z Martin Grove Volkswagen) możemy za darmo oddać mniejsze dzieci w opiekę przedszkolną w Volkswagen Children's Playcare Centre – będzie tam przebieranie się malownie obrazków i inne zajęcia (przechowalnia dzieci jest na poziomie 600 w Metro Convention).
W dzień rodzinny 18 lutego będziemy mogli skorzystać z wielu dodatkowych atrakcji
Oczywiście, jak zawsze podczas torontońskiej wystawy będziemy mogli dotknąć, obejrzeć i wsiąść do wielu mniej i bardziej egzotycznych modeli. Również tych "zwykłych", którymi prawdopodobnie w przyszłości będziemy jeździć.
Jak podczas detroickiej wystawy samochodowej, tak i w trakcie naszej torontońskiej wiele będzie o alternatywnych napędach. Producenci rzucają się dzisiaj w hybrydy inne mieszane koncepcje. Dlatego pozwolę sobie nieco sprowadzić na ziemię hybrydową euforię.
Otóż, jest dla mnie rzeczą oczywistą, że hybrydy są rozwiązaniem drogim i trującym środowisko naturalne – ślepą uliczką rozwoju motoryzacji. – Napęd elektryczny – i owszem, fajnie – także napęd na sprężone powietrze – być może, zobaczymy; napęd wodorowy – bardzo duże "być może", ale czemu nie...?
Natomiast hybryda to jest taki pozszywany do kupy frankenstein, którego żaden szanujący środowisko naturalne kierowca nie powinien kupować. Dlaczego?
Bo spaliny wydzielane przez samochód w trakcie jego czasu życia to jedynie część "trucia", jakie związane jest z produkcją, użytkowaniem, a następnie zezłomowaniem auta. Powiedzmy, że jest to jedynie ta część "użytkowa". Na hybrydy przypada natomiast bardzo dużo trucia podczas samej produkcji – trzeba do nich zmontować dwa silniki, a następnie włożyć całkiem pokaźną baterię. Przy tym wszystkim jest w cholerę wożenia surowców, materiałów i podzespołów.
Jakby tego było mało, wiele części samochodowych (oczywiście nie tylko do hybryd) wytwarzanych jest dzisiaj w krajach "brudnych", gdzie nie przestrzega się norm ochrony środowiska w przemyśle.
A więc coś, co rzekomo ma odwoływać się do naszego poczucia odpowiedzialności za klimat planety, truje bardziej atmosferę niż normalny spalinowy, oszczędny samochód, jakich wiele w ofercie koncernów – jak choćby wspomniany Volkswagen wypuszczający na rynek amerykański superoszczędne dieslowe jetty i golfy.
Niestety, nacisk stereotypów, jakimi karmią nam głowy w telewizorach, jest przemożny, dlatego nawet tak zdroworozsądkowe koncerny jak VW nie uchroniły się przed owczym pędem i od 2013 roku oferują w Ameryce hybrydę benzynowo elektryczną jetty (szczerze mówiąc, chyba ciekawsza byłaby hybryda dieslowa).
Samochód pod względem realnego zużycia paliwa niewiele odbiega od TDI, a do tego wozi ze sobą zestaw bateryjek, zajmujący spory kawał bagażnika. Ponadto za hybrydę zapłacimy o 3885 dol. więcej niż za poczciwy Comfortline TDI (23990). Dla porównania TDI pali na autostradzie 5,5 l na sto, zaś hybryda 4,9 – i to w warunkach optymalnych.
Po co robić takie auta? Już wyjaśniam – dla image'u, czyli po polsku, wizerunku. To nic, że takich hybrydowych jett sprzedawać się będzie kilka procent, no nic, że auto takie w ostatecznym rozrachunku truje środowisko o wiele więcej niż wycyzelowany diesel – ważne, że się chwalimy hybrydą.
No więc zobaczmy, czym się je tę nową jettę.
Tu pozwolę sobie sięgnąć po autoblog.ca, gdzie Seyth Mersma, który przejechał się tym autem, opisuje model. Co najciekawsze, testowana hybryda w jeździe mieszanej paliła mu ok. 6,5 l na sto...
Volkswagen wcisnął w niej w komorę silnika 1,4-litrowy turbodoładowany silnik benzynowy i 20 kW silnik elektryczny ciągnący 220-woltowy prąd z 60-ogniwowej baterii litowojonowej. Łącznie auto dysponuje 170 końmi mocy. Podczas jazdy testowej przyspieszenie było bardzo dobre – lepsze od fabrycznie zakładanego. – Jetta rozpędzała się do 60 mil na godz. w ok. 8 sekund.
Osoby, które miały z hybrydą do czynienia, zgodnie twierdzą, że od strony dynamiki jazdy hybryda jest tak samo zrywna jak pięciocylindrowa 2,5-litrowa jetta. Silnik elektryczny jest w stanie uciągnąć auto sam, ale nawet jeżdżąc po mieście w tym trybie, musimy uważać, żeby nie wydrenować baterii za szybko – tak więc tryb elektryczny raczej tylko pomaga poprawiać ekologiczne osiągi hybrydy.
Osoby, które miały możliwość jeździć priusem i hybrydą jetty, zgodnie twierdzą, że jetta ma bardziej sportową charakterystykę. Siedmiostopniowa skrzynia biegów dopełnia wrażenia płynności przyspieszania.
Oczywiście, jeśli ktoś chce mieć wspaniałego konia roboczego, którego momentu zamachowego silnika nic nie przeskoczy, to kupi TDI.
Jak już wspomniałem, podczas wymagającego 500-kilometrowego testu hybrydowej jetty w mieszanej jeździe średnie użycie benzyny wynosiło 6,5 litra na sto. Czy rzeczywiście opłaca się w tym celu wozić ze sobą dwa silniki i ciężki akumulator? Według mnie, nie. TDI jest absolutnym faworytem, gdy chodzi o oszczędnego szanującego środowisko i lubiącego "niemiecką" jazdę kierowcy.
Na dodatek, jeśli weźmiemy ołówek i zaczniemy liczyć wartość deprecjacji samochodu, to niestety biorąc pod uwagę konieczność wymiany po kilku latach baterii w hybrydach, TDI okaże się dużo lepszy dla naszego portfela.
Być może jestem do hybrydowej jetty uprzedzony, ale słowo daję, nie lubię rzeczy robionych na pokaz, zwłaszcza samochodów produkowanych w tym celu.
A niestety jest to jedyne uzasadnienie tego, dlaczego w ogóle Volkswagen uruchomił produkcję tego modelu, No bo chyba nie po to, by udowodnić, że VW potrafi takie auta robić – w to nikt nigdy nie wątpił.
Tak więc życzę Państwu miłego długiego weekendu i do zobaczenia na świętującej w tym roku 40 lat wystawie motoryzacyjnej w Toronto
Z motoryzacyjnym pozdrowieniem
Wasz Sobiesław.