Ale ta wystawa mówi o początkach katolicyzmu w Windsor, jego rozwoju i dniu dzisiejszym. Oczywiście nie przedstawia całego obrazu – co jest niemożliwe do ujęcia w ramach skromnej prezentacji – ale daje pewne wyobrażenie o tym, jak przez ostatnie 300 lat Kościół katolicki wrastał w życie mieszkańców Windsor. Aby mieć pełny obraz, należy sięgnąć po inne materiały, opracowania, zajrzeć na stronę diecezji London, dekanatu windsorskiego itd. Wydaje mi się, że "Windsors Catholic Heritage" jest dobrym punktem wyjścia do poszerzenia wiedzy na ten temat.
Cieszy, że wśród ośmiu parafii, które przedstawiono, znalazła się polska, p.w. św. Trójcy; dodam, że jest nie tylko krótki opis, ale także kilka interesujących zdjęć, kilka ważnych dat – bo to nie tylko założenie parafii, budowa kościoła, ale także przypomnienie, że w roku 1965 przybyły do Windsor, do parafii św. Trójcy, siostry urszulanki. Na zdjęciu widzimy grupę sióstr otaczających ówczesnego proboszcza, śp. ks. Wawrzyńca Wnuka ( mija prawie 50 lat, a mimo to jestem w stanie rozpoznać kilka sióstr: Magdalenę Budniak, Małgorzatę Górską, Pawłę Ryniec). Inne zdjęcie, którego wcześniej nie widziałem, przedstawia grupę parafian w roku 1917, są wśród nich żołnierze w mundurach, prowadzący akcję werbunkową do Armii Polskiej we Francji, tzw. Błękitnej Armii gen. Hallera. Ponieważ wystawa została zorganizowana we współpracy z archiwum diecezji London, stąd powyższe zdjęcie, a i wskazówka, że w przyszłości warto się tam wybrać.
Ale warto też zatrzymać się przez chwilę przed innym, pokazującym montowanie dzwonów na wieży kościoła p.w. Różańca Świętego w roku 1984. Niestety, w roku 2007 (w stulecie ufundowania parafii) kościół został zamknięty, a parafia rozwiązana. Jest to tylko jeden z przykładów współczesnego nam zjawiska: likwidowania parafii, zamykania kościołów, odchodzenia wiernych od Kościoła.
To nie kościoły odchodzą od wiernych, ale wierni przenoszą się w inne okolice (wczoraj), albo odchodzą od praktyk (dzisiaj), posługując się milionem wymówek.
Przed laty byłem na spotkaniu z pasterzem Polonii, abp. Szczepanem Wesołym, padły słowa, że biskupi zamykają kościoły, że jak tak można itp. Abp Wesoły powiedział wtedy: to wy opuszczacie swoje parafie, przenosicie się w lepsze okolice i kto ma kościoły utrzymywać, jeżeli was już w nich nie ma? Zabiera się Najświętszy Sakrament i idzie dalej, za wami, tam gdzie wy jesteście.
To było w Detroit, gdzie jedną z takich akcji przeprowadził kardynał Szczoka (później awansował do Watykanu), jaka była wówczas atmosfera, opowiadał mi pewien krewki weteran. Schwycił mnie przy tym za kołnierz koszuli, ścisnął tak, że nie mogłem oddychać, mówiąc: tak go, panie, chwyciłem, ale nic nie dało, zamknął nam kościół...
Parafii p.w. św. Trójcy zamknięcie nie grozi, ale co będzie za lat 15? Pamiętam, że przed laty moja koperta na niedzielną ofiarę miała numer 800 i coś jeszcze, dzisiaj jest to numer 530: ubyło 300 kopert, a każda koperta to nie tylko pojedyncza osoba, ale całe rodziny... W akcji likwidowania parafii biskup ordynariusz zamachnął się na inną parafię polonijną – Matki Bożej Zwycięskiej w Chatham – którą tworzył wspomniany ks. W. Wnuk.
Parafia w Windsor powstała w 1917 r., a może nawet rok wcześniej, w każdym bądź razie w roku 1917 biskup Fallon poświęcił kamień węgielny, a na Wielkanoc 1918 r. odprawiona została pierwsza Msza św.
Ilu Polaków podjęło dzieło budowy kościoła? Na pierwszym zebraniu było około 60 osób, pierwsza zbiórka przyniosła 137 dol., ale był zapał i pożyczka w wysokości 18 tys. dol.
Były to inne czasy, kiedy się rozejrzeć po Windsor, łatwo się zauważy, jak liczne są w mieście kościoły, tak, część już zamknięta, część sprzedana i służą innym celom, ale ich architektura jest jednoznaczna: to była wcześniej świątynia. Licznie napływający do Windsor (a przecież jest to zjawisko powszechne, tak było w Toronto, Chicago, Detroit) imigranci wznosili swoje świątynie, aby móc się modlić we własnym języku. I nie żałowali pieniędzy, np. parafia (już nieistniejąca) p.w. św. Anny: w roku 1912 liczyła 35 rodzin i miała... 39 tys. długu. W roku 1970 zbudowano nowy kościół za 225 tys. W roku 2001 parafię św. Anny połączono z parafią Naszej Pani Różańcowej, aby w roku 2007 zamknąć historię obu parafii. A przecież kościół św. Anny udzielił nam gościny w okresie generalnego remontu kościoła p.w. św. Trójcy. Polska parafia przetrwała, kościół, po przebudowie, przyciąga oko ciekawym rozwiązaniem architektonicznym, a mimo to kopert na ofiarę ubywa.
Dodam, że nie jest to proces dotyczący tylko Kościoła katolickiego, różne odłamy protestanckie mają ten sam problem. Jest to zjawisko, niestety, powszechne. Chrześcijaństwo się cofa, a że próżni być nie może – wypełniają ją muzułmanie. W Europie Zachodniej buduje się dzisiaj więcej meczetów niż kościołów! Pewnego dnia może dojść do tego, że na najwspanialszych europejskich katedrach pojawi się islamski półksiężyc...
Na początku było słowo, tj. Detroit
Trudno uwierzyć, ale w pewnym momencie historii Ameryki Północnej można było odnieść wrażenie, że będzie to kolonia francuska, ale tak się nie stało. Chociaż np. przez długi czas mówiąc Quebec, miano na myśli ogromne obszary Ameryki, zwłaszcza po atlantyckiej stronie.
W każdym bądź razie Francuzi założyli Fort Ponchartrain, bodaj w 1701 r., który później nazwano Detroit, co już znacznie łatwiej się wymawia. W Detroit powstała najstarsza parafia, p.w. św. Anny, która była centrum życia religijnego dla całej okolicy. Okolica... dzicz, ludzi jak na lekarstwo, w forcie też tylko garstka, ale takie były początki.
Właśnie do Detroit w roku 1728 przybył jezuita Armande de la Richardie, aby zająć się Huronami; była to niezależna od parafii św. Anny misja. Chrześcijaństwo nie przyjmowało się zbyt łatwo wśród Indian, np. w Huronii, czyli na terenach Georgian Bay, współczesne Midland, ochrzczono około 100 czerwonoskórych, ponadto współplemieńcy byli wrogo nastawieni do tych, którzy przyjęli chrzest.
Dlatego jezuita w roku 1742 przeniósł misję na wyspę na rzece Detroit, tam jego Indianie nie byli już tak napastowani, niemniej jednak kilka lat później, przeniósł się z nimi na kanadyjski brzeg (mniej więcej w tym miejscu, gdzie dzisiaj stoi jeden z potężnych filarów podtrzymujących most). Był to rok 1746, przy misji wzniesiono pierwszy, skromny kościół, później było ich jeszcze kilka, ale ważne jest to, że w roku 1767 z misji Huronów utworzono parafię. Warto w tym miejscu dodać, że w Windsor znajduje się najstarszy w południowo-zachodnim Ontario kościół. Piękny rzeczywiście, ale zaczyna się sypać i skąd dzisiaj wziąć 10 mln dol. na remont?
Takie były początki katolicyzmu w Windsor i okolicach, pamiętajmy, że detroicka parafia św. Anny podlegała w tym czasie biskupowi Quebecu, że ogromne obszary były pustkowiem, a osadnictwo dopiero zaczynało stawiać pierwsze kroki. Przez długi czas np. nie podejmowano dzieła nawrócenia Indian, łowiono ryby, pozyskiwano od Indian skóry i tym się głównie zajmowano. Dopiero w 1610 r. ks. Jesse Fleche podjął dzieło chrystianizacji tubylców. 24 czerwca 1610 r. ochrzcił wodza Membertou wraz z żoną i grupą krewniaków, ale na ile był on katolikiem? Chciał łączyć katolicyzm z szamanizmem, podtrzymywał poligamię, ale w dokumentach pozostał jako pierwszy ochrzczony Indianin.
Pięć lat później pojawili się w Kanadzie franciszkanie, jeden z nich, ojciec Joseph Le Caron, założył misję w okolicach dzisiejszego Thunder Bay i tam 12 sierpnia 1615 r. odprawił pierwszą Mszę św. na terenach Ontario.
Franciszkanie doszli do wniosku, że z Indian najpierw trzeba stworzyć Francuzów, ludzi w miarę cywilizowanych, osiadłych, a dopiero ich chrystianizować. Ci, którzy zajmowali się pozyskiwaniem skór i którzy byli w tym czasie siłą, nawet nie chcieli o tym myśleć: Indianie uprawiający ziemię? Mają polować i dostarczać skóry! Franciszkanie nie podołali obowiązkom, poprosili o pomoc jezuitów, którzy zapisali w historii Kanady piękną kartę. W sumie stracili 22 członków zakonu, z czego sześciu (?) zostało kanonizowanych. Jezuici mieli inne podejście do Indian, trzeba ich nawracać takimi, jakimi są. Początkowo odnosili nawet sukcesy, ale na dłuższą metę i ich misja skończyła się klęską, dlaczego? O. Jean de Brebeuf podał trzy powody: niemoralne życie Indian, tradycje plemienne i straszliwe żniwo chorób przyniesionych przez białych. Do tego doszła ludobójcza wojna z Irokezami. Summa summarum z 20 tys. Huronów schroniło się w Quebecu w roku 1650 zaledwie 300 Indian.
Pierwszy krzyż w Kanadzie
Do brzegów Kanady, jak się powszechnie przyjmuje, dobił w 1497 r. John Cabot. W następnych latach pojawiali się inni żeglarze, wg historyków w roku 1534 została odprawiona pierwsza Msza św. w dziejach Kanady. Mszę odprawiono w dniu 11 czerwca 1534 r. w Bonne Esperance w pobliżu St. Paus River w Quebecu.
Ale można znaleźć informacje, że pierwszy krzyż na ziemi kanadyjskiej postawili... wikingowie! Znane są ich nazwiska, znane są daty ich wypraw. Mało tego, podają inni, że już w VI wieku irlandzki mnich, znany jako St. Brendan the Navigator, podróżował po północnym Atlantyku i mógł dotrzeć do brzegów Ameryki. Ale to trudna do zweryfikowania opowieść, znane są natomiast imiona wikingów, którzy na pewno u wybrzeży Kanady przebywali, np. w roku 986 Bjarni Herjolfsson. Ale historię chrześcijaństwa łączymy z imieniem Leifra Eirikssona. Jego ojciec był kolonizatorem zachodniej Grenlandii, a on sam przebywał przez jakiś czas na dworze katolickiego króla Norwegii Olafa Tryggrasona (995-1000). Król Olaf polecił mu szerzyć chrześcijaństwo na Grenlandii. W drodze powrotnej Książę Leifr zboczył z kursu i dotarł zapewne do Labradoru, gdzie przezimował. Po powrocie na Grenlandię królewicz podjął dzieło szerzenia Ewangelii, natomiast jego młodszy brat, Thorvald, z grupą 30 śmiałków osiadł w miejscu zimowania Leifra. W wyniku walk z tubylcami Thorvald odniósł śmiertelne obrażenia, czując, że śmierć się zbliża. Rozkazał się pochować pod dwoma krzyżami – jeden miał stanąć nad głową, drugi na stopach, stąd miejsce to nazwano Krossaness; prawdopodobnie było to Cape Porcupine na Labradorze.
Po raz trzeci wikingowie przybyli do Kanady w 1010, w grupie żeglarzy była wdowa po jednym z braci Leifra. Wikingowie osiedli w ujściu Rzeki Św. Wawrzyńca, wytrwali tam trzy lata, w tym czasie Gutrid urodziła syna, Snorri. Porwano także dwóch tubylczych malców, których ochrzczono i miały to być pierwsze chrzty w Kanadzie.
Często powtarzam słowo pierwszy, pierwsza – ale takie były początki. Mnie jednak zastanawia, dlaczego się podaje, że pierwsze chrzty były tubylczych dzieci, a nie syna Gutrid? Może Eskimosi zostali porwani, zanim kobieta urodziła? Biorąc pod uwagę, że przebywali w Kanadzie trzy lata, takie wytłumaczenie ma sens.
A zatem od pobytu wikingów do wyprawy Giovanniego Cabote (Johna Cabota) upłynęło 500 lat!
Diecezja London
W roku 1650 w Nowej Francji można się było doliczyć 1700 osadników wzdłuż brzegów Rzeki Św. Wawrzyńca i około 300 w Acadii, czyli na wschodnim wybrzeżu, dzisiejszy Nowy Brunszwik, Nowa Szkocja. Ludzi mało, tereny ogromne, ale porządek musi być, prawda? Dlatego arcybiskup Rouen we Francji, skąd wypływały statki do New France, rościł sobie prawo do ustanowienia administracji. I tak w roku 1649 ustanowił wikariuszem generalnym Nowej Francji przełożonego jezuitów, a w 1657 identyczną funkcję nadał ks. Queylus! Doszło do sporu i ostatecznie ks. Queylus został przełożonym w Montrealu.
Ale tak naprawdę dopiero biskup Francois de Laval został głową Kościoła kanadyjskiego, jako wikariusz apostolski, odpowiedzialny bezpośrednio przed Rzymem; dziś mówimy Watykan, ale wówczas istniało jeszcze Państwo Kościelne. Laval przybył do Quebecu w 1659 r., to dzięki niemu wprowadzono podział administracyjny. Kiedy w roku 1688 r. Laval zmarł, pozostawił 24 parafie, 102 księży i 97 sióstr; F. Laval został wyniesiony na ołtarze w roku 1980.
Ponieważ osadników przybywało, a wśród nich katolików, z czasem pojawiła się potrzeba ustanowienia nowych diecezji, najpierw z Quebecu "wykrojono" diecezję Kingston w roku 1826. Diecezja objęła tereny aż po Windsor. W roku 1841 ustanowiono diecezję Toronto, jako część diecezji Kingston – pierwszym biskupem został ks. Michael Power.
Wreszcie w roku 1856, kosztem Toronto, powstała diecezja London, pierwszym ordynariuszem został ks. Pierre-Adolphe Pinsoneault (1856-–1866). Niestety, nie był to dobry wybór, nie mógł się odnaleźć w dopiero powstającej diecezji, gdzie znaczną część wiernych stanowili imigranci z Wysp Brytyjskich. Pomimo tego, że diecezja była biedna, biskup miał śmiałe, iście pańskie plany. Nie tylko przeniósł siedzibę biskupa z London do Sandwich (dziś dzielnica Windsor), ale pobudował prawdziwy pałac, godny francuskiego księcia, ponadto kosztem 1500 dol. przygotował statek do podróżowania po Thames River – w ten sposób planował docierać do wiernych.
Ostatecznie zmuszony został do zrezygnowania z godności biskupa ordynariusza, a siedziba biskupów powróciła do London.
Ponieważ pałac biskupi w kilka lat obrócił się w ruinę, zastanawiam się, jakich materiałów użyto, na pewno nikt nie sięgnął po wydaną w połowie XVII w. książkę pt. "Krótka nauka budownicza dworów, pałaców, zamków, podług nieba i zwyczaju polskiego" (w Krakowie u Wdowy y Dziedzicow Andrzeia Pietrkowczyka, I.K.M. Typog. RokuP. M.DC.LIX), w której czytamy: "Wszystkich, którzy są kondycyi po temu i majętność mają z lasami, namawiam, aby sobie cegielnie budowali. Rzecz mała, nie kosztowna, a barzo potrzebna. Co bowiem łacniejszego jako szopę postawić, słomą pokryć i przy nim piec z surowej cegły, który się sam potym wypali. A takie jest niedbalstwo w tem polskie, że nigdzie, tylko przy mieście i to wielkim, cegły nie dostaniesz, jak rzeczy drogiej i kosztownej. I z tego niedbalstwa pochodzi, że tak rzatkie mury w Polszcze i komin z gruntu murowany, zwłaszcza gdzie kamienia nie masz, jest tak wielkiej wagi jak colossus w Rzymie albo pzramis egipska. O rzemieślnika być też może łacno. Prędko się tego leda chłop nauczy i w tym rzemieśle poranu uczeń, mistrzem być może po obiedzie. Gliny też, rozumiem, dostanie wszędzie, a częstokroć drew aż nazbyt" .
Właściwie w Kanadzie po dziś dzień cegła to rarytas, powszechna jest plastikowa płyta na ściany, albo – ostatni pomysł – styropian smarowany cementem.
Powróćmy do XXI wieku
Wspomniałem, że wystawa jest w sumie skromna, garść dokumentów, tablica chronologiczna, plansze prezentujące poszczególne parafie, ale będąc w muzeum, warto zwrócić uwagę na monstrancję, kielich i patenę, które były własnością ks. Wilfrida Langlois – pochodzące z roku 1915. Prawdopodobnie był to prezent rodziny z okazji święceń.
Są to rzadkiej urody przedmioty, np. na kielichu i jego podstawie mamy przedstawioną Drogę Krzyżową.
Mówiąc o Kościele katolickim w Windsor, trzeba pamiętać, że jest to zarazem dekanat, w skład którego wchodziły 33 parafie. Ile pozostało? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ natrafiłem na różne dane, wg niektórych mamy wciąż 24 czynne parafie, inne mówią, że zaledwie 14. W każdym bądź razie obserwujemy na pewno znaczny ubytek.
A skoro już mowa o parafiach, na stronie Polonia Windsor, gdzie jest link do parafii św. Trójcy, umieszczono zdjęcie, które na pewno nie przedstawia wnętrza windsorskiego kościoła... Może kościół w Windsor jest skromny, ale po przebudowie prezentuje się naprawdę dobrze; w środku zaledwie jedna nawa, ale nasza, własna – a na zdjęciu jakaś katedra z trzema nawami...
Z innych materiałów wynika, że w ostatnich latach na terenie diecezji London zamknięto 63 parafie. Inna smutna informacja? W latach 1998 i 1999 zlikwidowano katolicki system oświaty w Nowej Fundlandii i w... Quebecu! W tym samym Quebecu, gdzie 86 proc. mieszkańców przyznaje się do katolicyzmu.
Mamy za to w Kanadzie 63 diecezje łacińskie, 8 obrządku wschodniego, wikariat wojskowy i około 80 biskupów. Najmniejsza diecezja – Moosonee w Ontario, liczy poniżej 5 tys. wiernych, największe – Toronto i Montreal mają po 1,5 mln wiernych.
W Ontario katolicy stanowią około 37 proc. mieszkańców. Jukon i Kolumbia Brytyjska mają zaledwie 20 proc. katolików.
W roku 1914 mieszkało w Windsor około 300 Polaków, informacja z wystawy podaje, że w roku 1918 było 100 rodzin, albo 500 dusz. Dziś jest nas przeszło 10 tys. i... jakoby nas wcale nie było!
Leszek Wyrzykowski