Trudno wyliczyć wszystko, ale dla Polaka, który przeżył Drugą Wojnę Światową w Polsce, dla jego dzieci i wnuków, to są obrazy znajome. Okrutnie znajome. Tak bardzo okrutnie, że nawet nie chce się do nich powracać myślą. Usuwa się je raczej w niepamięć. Ale nawet i wtedy – powracają. Powracają nagle i nie znoszą uników. Trzeba je przyjąć i przeżyć na nowo: opowiedzieć komuś, napisać, namalować, wyrzeźbić. Wyrzucić z siebie, po to, by móc dalej żyć. Jak cały cykl wstrząsających rysunków Mariana Kołodzieja, który powróciwszy do życia po niemal śmiertelnym wylewie, pod sam koniec życia, w pośpiechu i milczeniu rysował obrazy z Oświęcimia, w którym spędził całą wojnę i nigdy potem nikomu nie opowiadał o koszmarze tam przeżytym.
Maja Trochimczyk jest Polką, która przybywszy na ten kontynent, opanowała język angielski do tego stopnia, że jak sama mówi, woli w nim się poruszać. Uważa go za bardziej giętki i elastyczny niż polski, znakomicie układający się w wiersz, w metaforę poetycką. I choć urodziła się w Warszawie pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, studiowała muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim i opuściła Polskę dopiero w 1987 roku, to jednak znalazłszy się w Montrealu, a potem w Kalifornii, gdzie do dziś mieszka, przeniosła się poniekąd wyobraźnią i wrażliwością w język tego kontynentu. Pisze i występuje publicznie po angielsku. Zasadniczym tematem jej prac jest muzyka polska, elementy historii i dydaktyki muzycznej, taniec i folklor. Zajmuje się także fotografią i reżyserią teatralną. Wydała kilka tomików poetyckich. Wśród nich, jak sama przyznaje, Slicing the Bread powstał nagle, nieoczekiwanie dla niej samej, gdy w trakcie pracy nad jakąś większą publikacją naukową, powróciły nieoczekiwanie wspomnienia rozmów z najbliższymi, dialogi, słowa, obrazy czasu wojny przywoływane przez rodzinę z różnych okazji i bez okazji nawet. A byli w tej rodzinie wojskowi walczący na frontach obronnych 1939 roku i rozstrzelani w Katyniu. Byli księża, którzy zginęli w Dachau, i partyzanci kresowi, byli powstańcy warszawscy i sanitariuszki. Wspomnienia niekoniecznie miłe, wypierane dotąd z pamięci dziecka, młodej kobiety, emigrantki. Musiała to napisać, wyrzucić z siebie, wypowiedzieć, zamknąć w wierszu ból przodków i niezrozumiałe dla niej samej cierpienie narodu, który ją zrodził. I tak powstał niezwykły tomik wierszy, w którym poetycka narracja w języku angielskim zderza się z pojedynczymi słowami, zwrotami polskimi, które najwidoczniej tylko w tym języku przodków mogły zaistnieć w wierszu.
Dwadzieścia pięć wierszy Mai Trochimczyk jest opowieścią o wojnie, o głodzie, bólu, niewoli i śmierci. Lecz także o tym, co stało się potem. O poniżeniu i niewoli przyniesionej Polakom przez Sowietów. O życiu pod komuną. O drodze do szkoły małej dziewczynki, która sylabizuje napisy na murach upamiętniające śmierć niewinnie rozstrzeliwanych przez Niemców mieszkańców Warszawy. Dziewczynki, która być może wolałaby o tym wszystkim nie słyszeć, nie wiedzieć, zapomnieć. Choć lepiej by wiedziała na przyszłość, jak uniknąć, ukryć się przed biciem i sikawkami ORMO w latach Solidarności. Przed aresztowaniami MO. Przed inwigilacją SB.
Autorka pisze swe wiersze dla angielskojęzycznego czytelnika. Ale zapewne najwierniejszych czytelników znaleźć może wśród Polonii, posługującej się oboma językami. Wśród rodaków, których wrażliwość na podobnych była kształtowana doświadczeniach.
Warto zajrzeć do tomiku poetyckiego Mai Trochimczyk Slicing the Bread.
Zofia Reklewska-Braun
Maja Trochimczyk Z TOMU SLICING THE BREAD -- FRAGMENTY
„Her mother’s hunger. One huge pot of water
with some chopped weeds – komesa, lebioda –
she taught her to recognized their leaves,
just in case –“
“Don’t ever throw any bread away, her mother said.
Remember, war is hunger.”
***
Don’t say anything. Don’t look them in the eye.
Walk briskly, purposefully,
as if you have reason to go somewhere.
Keep your head high. Don’t run.
If they are coming towards you,
turn a corner, turn again.
Go inside an apartment block,
pretend you live there.
Walk up the stairs to the top floor.
Look out the staircase window
to see if you are followed.
***
Born twelve years after the war ended,
she practiced her mother lessons,
Germans, Soviets, the O.R.M.O., the M.O.
The enemy was there, watching.
You never know when the war will come,
Her mother said. You have to be ready.
Most things are unimportant.
You must take your gold, your family jewels.
Diamonds will buy you food.
Gold will save your life. Forget silver; too heavy.
Take sturdy boots with two pairs of socks’
A warm, goose-down comforter on your back,
One picture, no books. Leave it all.
You will have to walk, sleep in a ditch, walk.
Pack lightly What you carry, will protect you.
From starving, from freezing. That’s what matters
Goose-down and gold. Hunger and snow.
She still has her goose-down coverlet,
useless in California. Her mother squished it
in to a suitcase the first time she came to visit.
The down came from geese plucked decades ago
in Bilewicze, by her grandma Nina.
Diamonds? She sold her rings
to pay for the divorce, keep the house
with pomegranates and orange trees.
Her shoes are useless too –
A rainbow of high heels in the closet.
***
Her son, with eyes wide open,
Snuggles up to her during the evening’s summer
Bon-fire at the lakes in the Mazury district.
It used to be East Prussia. The red -brick houses
Are different from carved wooden planks
Of her ancestral village in Podlasie.
They are on vacation –camping, sailing.
The waves murmur on the lakeshore. The sand is still warm. Pines whisper above them.
The war – a distant shadow.
Why is he suddenly so afraid?
There is a loud crowd at the next fire-pit.
Curled into a ball, with his head on her lap
He listens to their foreign voices.
Mom, are these Germans?
Are they going to kill us?
Maja Trochimczyk, Slicing the Bread, Children’s Survival Manual; Finishing Line Press; Georgetown, Kentucky; 2014