Wśród autorów tekstów na kartach "Jedwabne spór historyków wokół książki Jana T. Grossa «Sąsiedzi»" znaleźli się: Paweł Machcewicz, Andrzej Żbikowski, Marek Chodakiewicz, Sławomir Radoń, Tomasz Strzembosz, Piotr Gontarczyk, Bogdan Musiał, Marcin Kula, Norman Finkelstein, Thomas Urban, Bogdan Musiał.
Jak wynika z opublikowanych artykułów, Łomżyńskie z Jedwabnem było terenem dwunarodowym. W miastach mieszkali Polacy i Żydzi. Wsie w 100 proc. były polskie, połowę mieszkańców wsi stanowiła szlachta zagrodowa – mająca taki sam status ekonomiczny jak włościanie, ale posiadająca silną świadomość narodową. Po agresji sowieckiej na Polskę w 1939 roku sowiecka propaganda, głoszona często ustami żydowskich agitatorów, była prowokacyjna i niedorzeczna – wbrew twierdzeniom Sowietów, w Łomżyńskiem nie było Ukraińców i Białorusinów do wyzwalania. Silna świadomość narodowa spowodowała żywiołowy rozwój polskiego podziemia w okupowanym przez Sowietów Łomżyńskiem.
W dyskusji o Jedwabnem Gross i jego epigoni przemilczeli udział późniejszych żydowskich ofiar w sowieckim aparacie terroru po 17 września 1939.
Żydzi w 1939 roku w Jedwabnem entuzjastycznie witali Armię Czerwoną. Entuzjazm Żydów był owocem ogromnej sympatii Żydów dla ZSRS i nienawiści do Polski. Nie jest prawdą teza o strachu Żydów przed Niemcami, Niemcy byli sojusznikami ZSRS, z którym Żydzi sympatyzowali. Żydzi na terenach okupacji niemieckiej usiłowali witać Niemców – Niemcy jednak nie życzyli sobie entuzjazmu Żydów. Żydzi w Jedwabnem natychmiast włączyli się w sowiecki aparat terroru, którego ofiarami byli w Jedwabnem Polacy. Żydzi w sowieckim aparacie terroru stosowali wobec prześladowanych Polaków: aresztowania, rekwizycje, więzienie. Żydzi tworzyli dla NKWD listy Polaków przeznaczonych do likwidacji – bezpośredniej i za pomocą deportacji, odzierali z dobytku i ubrań deportowanych Polaków, przejmowali miejsca pracy deportowanych Polaków. Żydzi zajmowali się rabunkiem i rekwizycją na rzecz Sowietów – w czasie pierwszej okupacji Żydzi stanowili 70 proc. sowieckich biurokratów, zajmowali się szerzeniem sowieckiej propagandy i agitacji. Pod sowiecką okupacją Żydzi nieustannie manifestowali swój tryumf nad Polakami i entuzjazm dla okupanta, obelżywie traktowali Polaków, donosili na Polaków do NKWD.
Atak armii niemieckiej na ZSRS był dla Polaków wyzwoleniem od śmierci i tortur z rąk Sowietów i ich żydowskich kolaborantów. Polacy mieli powody, by czuć ulgę i radość z powodu końca sowieckich wywózek, mordów i prześladowań.
10 lipca 1941 akcją likwidacji Żydów w Jedwabnem, a także w Radziłowie i Tykocinie, kierował komisarz kryminalny Hauptsurmfuhrer Hermann Schaper. Schaper, jak wielu innych zbrodniarzy nazistowskich, po wojnie pozostał bezkarny – z braku wystarczających dla niemieckich sądów dowodów. Sprawą jego odpowiedzialności za zbrodnie podczas II wojny światowej w Łomżyńskiem zajmowała się niemiecka prokuratura w 1964 i 1965 oraz sądy w 1974 (w oparciu o dokumenty SS z archiwum MSW w Warszawie) i 1976 roku. Odpowiedzialność Schapera za eksterminację Żydów w Łomżyńskiem ustaliło Centrum Dokumentacji Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu koło Stuttgartu na podstawie ustaleń z 1963 z biura śledczego do ścigania zbrodni nazistowskich przy sztabie policji izraelskiej. Żydzi z Radziłowa na zdjęciach rozpoznali Schapera.
Według świadków wydarzeń 10 lipca 1941 roku, dwa tygodnie po wkroczeniu Niemców i rozpoczęciu niemieckiej okupacji, do Jedwabnego przybyło 69 gestapowców i wielekroć więcej żandarmów niemieckich – zeznająca w procesie Polaka dostała polecenie od Niemców przygotowania 69 porcji obiadowych dla gestapowców.
Było to Einsatzkommando SS Zichenau Schrottersburg (Einsatzkommando Urzędu Policji Państwowej Ciechanów Płock). Była to jedna z wielu akcji likwidacji Żydów – podobne miały miejsce w końcu czerwca w Wiznie, 5 lipca w Wąsoczy, 7 lipca w Radziłowie leżącym 15 km od Jedwabnego, 10 lipca w Jedwabnem, w sierpniu w Łomży leżącej 18 km od Jedwabnego, 22 sierpnia w Tykocinie leżącym 30 km od Jedwabnego, 4 września w Rutkach leżących 20 km od Jedwabnego, Zambrowie leżącym 35 km od Jedwabnego. W wielu z tych miast Niemcy palili Żydów w stodołach.
Ten sam schemat SS wykorzystywało w likwidacjach Żydów od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego – na Litwie, Białorusi, Ukrainie i w Mołdawii. W pogromach Niemcy starali się wykorzystać lokalny margines społeczny i antysemitów.
W Jedwabnem Niemcy spalili mniej niż 250 Żydów – około 150 w stodole – innych miejsc egzekucji nie znaleziono. By Żydzi nie uciekali z płonącej stodoły, Niemcy strzelali do Żydów – świadczy o tym 100 łusek znalezionych przez IPN w maju 2001 w ruinach spalonej stodoły. Łuski po amunicji znalezione w Jedwabnem były łuskami do niemieckich karabinów Mauser z 1938 i niemieckich pistoletów Walter używanych przez niemieckich oficerów.
Jedwabne nie było podczas II wojny światowej terenem walk jednostek niemieckich – łuski więc najprawdopodobniej pochodziły z masowego mordu.
Wbrew polskiemu prawu nie przeprowadzono ekshumacji – zadbał o to ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. Brak ekshumacji uzasadniano protestami społeczności żydowskiej, było to dziwne tłumaczenie, bo w innych miejscach zbrodni na Żydach ekshumacje przeprowadzono.
Żołnierzom niemieckim w pogromie pomagali cywilni przedstawiciele niemieckich władz lokalnych Jedwabnego przywiezionych do Jedwabnego przez Niemców.
Niemcy usiłowali biciem i bronią palną zagonić Polaków do pilnowania Żydów na rynku w Jedwabnem – wielu Polaków pomimo grożącej śmierci z rąk Niemców uciekało z miasta, by nie pomagać Niemcom. Polacy nie byli świadomi celów Niemców. Z rynku Niemcy zapędzili Żydów do stodoły i ich tam spalili. Polacy pomimo grożącej im i ich rodzinie karze śmierci – tylko w okupowanej Polsce Niemcy zabijali za pomoc Żydom, pomagali Żydom i ukrywali Żydów przed Niemcami.
Podczas powojennego procesu oskarżeni o mord w Jedwabnem twierdzili, że podczas śledztwa byli torturowani przez komunistycznych śledczych.
Torturami wymuszono na nich przyznanie się do winny i obciążenie innych odpowiedzialnością za mord. Sąd 10 spośród 22 oskarżonych uniewinnił, wydał 1 wyrok śmierci – zresztą niewykonany. 11 osób skazał na kilkunastoletnie wyroki, choć uznano, że byli terrorem przez Niemców zmuszeni do pilnowania Żydów. Wymuszone przez UB zeznania były tak niewiarygodne, że komunistyczny sąd uznał je za niewystarczający dowód. Sąd apelacyjny spośród 12 skazanych 2 uniewinnił. Niewątpliwymi zbrodniarzami byli przywiezieni przez Niemców polskojęzyczni kolaboranci Marian Karolak (komisaryczny burmistrz z nadania niemieckiego okupanta) i Karol Bardoń (niemiecki żandarm, Volksdeutsch, funkcjonariusz niemieckiej policji pomocniczej zajmującej się aresztowaniem Polaków).
Tekst na ten temat ukazał się pierwotnie na portalu Prawy.pl http://www.prawy.pl/
67. rocznica pogromu kieleckiego
4 lipca 1946 w Kielcach z polecenia Sowietów został zainscenizowany pogrom Żydów. Miał on na celu usprawiedliwiać okupację Polski przez komunistów. Temu ciekawemu wydarzeniu, które do dziś jest wykorzystywane do szkalowania Polski i Polaków, poświęcona jest książka Krzysztofa Kąkolewskiego "Umarły cmentarz".
Zdaniem Krzysztofa Kąkolewskiego, za pogrom odpowiadał Wydział IV NKWD, tak zwana Jewsekcja, czyli wydział żydowski. Pogromem, który miał miejsce w Kielcach na ulicy Planty 4 lipca 1946, kierował Michał Aleksandrowicz Diomin. Ze strony polskojęzycznej za pogrom odpowiadał generał Korczyński.
Kieleccy Żydzi mieszkali w kamienicy na ulicy Planty 7. W jednej klatce mieszkali Żydzi syjoniści, którzy mieli emigrować do Palestyny, a w drugiej klatce Żydzi z UB i PPR. Pogrom dotyczył tylko Żydów syjonistów, Żydom komunistom nic się nie stało.
Rzekomą ofiarą Żydów miał być Henio Błaszczyk, według Kąkolewskiego syn konfidenta UB infiltrującego NSZ. Henio, wyuczony przez UB roli ofiary, zeznał milicjantom, że był wraz z innymi polskimi dziećmi więziony w piwnicy kamienicy na ulicy Planty 7 – w rzeczywistości kamienica nie miała piwnicy. Henio zeznał także, że Żydzi zamordowali jedenaścioro dzieci i wytoczyli z nich krew. Z komisariatu MO wyszła grupa złożona z: milicjantów umundurowanych i po cywilnemu, rzekomej ofiary, jej rodziny i sąsiadów. Grupa, idąc, zachęcała mijanych ludzi, by się do niej przyłączali – było to niezwykłe, bo w tamtych czasach wszelkie zgromadzenia były surowo zakazane.
Po wejściu do klatki schodowej syjonistów, zginąć miało dwóch milicjantów. Po wyniesieniu zabitych przybyły kolejne jednostki wojska i KBW, Polacy i Rosjanie, w mundurach i po cywilnemu, bojówka ORMO PPR z fabryki Stowarzyszenia Huty Ludwików. Rozpoczęła się wymiana ognia między syjonistami a tłumem funkcjonariuszy. Komuniści liczyli na możliwości rabunku, zdzierali ubrania nawet z żydowskich trupów. Z terenu walk uciekali cywile, by nie zostać postrzelonym. Rejon pogromu był otoczony przez wojsko uzbrojone w ciężkie karabiny maszynowe, postronni nie byli dopuszczeni w rejon walk. Wojsko nie dopuściło, by zgodnie z prawem komendę nad nim przejął prokurator Jan Wrzeszcz. Po pogromie prokurator Wrzeszcz sprzeciwił się obwinianiu narodu polskiego za pogrom kielecki, za co był prześladowany przez prasę komunistyczną, został też aresztowany i zamknięty w jednej celi z gruźlikiem w ostatnim stadium choroby, by się zaraził.
Do klatki zamieszkanej przez syjonistów, omijając klatkę zamieszkaną przez żydokomunę, weszli funkcjonariusze wojska, Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego i Urzędu Bezpieczeństwa. W klatce syjonistów komuniści rozpoczęli brutalną pacyfikację syjonistów. Syjoniści byli wyprowadzani z budynku i oddawani w ręce bojówki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej złożonej z członków Polskiej Partii Robotniczej. W ataku na syjonistów brali też udział: agenci Smiersza Polacy i Rosjanie, bandy pozorowane udające z rozkazu UB oddziały podziemia antykomunistycznego i zajmujące się terrorem kryminalnym, kryminaliści, którym za udział w pogromie obiecano zwolnienie z więzień.
Funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i Informacji Wojskowej przybyli spoza miasta wmieszali się po cywilnemu i w mundurach w tłum, i wznosili antysemickie okrzyki. Kilku funkcjonariuszy odgrywało role kobiece. Komuniści, którzy chcieli obarczyć odpowiedzialnością za pogrom andersowców, księży i harcerzy, głosili, że generał Anders wydał wyrok śmierci na wszystkich Żydów w Polsce. W tłumie gapiów w czasie pogromu kilku bezpieczniaków nosiło mundury II Korpusu generała Andersa. Z tłumu gapiów bezpieka wyłapywała potencjalnych przyszłych oskarżonych.
W pogromie wzięło udział 400 wojskowych, bezpieczniaków i milicjantów, oraz około 30 członków PPR. Liczbę ofiar szacuje się na od 5 do 72. Nie wiadomo, gdzie pochowano ofiary, nie wiadomo, w jakich godzinach dokładnie trwał pogrom.
Oskarżeni o udział w pogromie niewinni Polacy byli torturowani podczas przesłuchań. UB wymuszało zeznania. Zeznania świadków były sprzeczne, adwokatom uniemożliwiono obronę oskarżonych. Niewinnie oskarżonych po pokazowym procesie komuniści zamordowali.
Kuria kielecka przekazała do USA raport o tych wydarzeniach, raport ten przez władze USA został utajniony. Raport kurii stwierdzał, że pogrom był dziełem komunistów. W sześć lat po pogromie komuniści zemścili się na inicjatorze raportu biskupie Kaczmarku, wytaczając mu proces w 1953 roku.
W PRL komuniści zacierali ślady swojej zbrodni. W latach siedemdziesiątych w Kielcach zlikwidowano żydowski cmentarz. Od lat osiemdziesiątych komuniści ponownie rozpętali akcję pomawiania Polaków o odpowiedzialność za pogrom. By ostatecznie zatrzeć ślady swoich zbrodni, komuniści spalili 30 sierpnia 1988 archiwum SB w Kielcach.