Do kraju z sowieckiej Rosji przedarł się przez Azję. W Polsce poświęcił się działalności pisarskiej i pracy naukowej w szkołach wyższych. W 1942 nawrócił się z kalwinizmu na katolicyzm. W 1943 wstąpił do Stronnictwa Narodowego. Pod okupacją pracował dla polskiego państwa podziemnego. Zmarł w 1945 z powodu choroby serca. Armia Czerwona ekshumowała jego zwłoki, by upewnić się, czy aby na pewno wróg towarzysza Lenina jest na pewno martwy.
Ossendowski był autorem ponad 100 książek (142 przekłady na 19 języków) porównywanych z dziełami Conrada, Londona, Kiplinga i Hemingwaya.
Wiele powstało na kanwie autobiograficznej. Jego książka o wodzu sowieckiej rewolucji "Lenin" doprowadziła do wymazania go ze zbiorowej świadomości Polaków przez reżim komunistyczny. Ossendowski jak większość niekomunistycznych pisarzy zniknął z kart opracowań naukowych, jego książki wycofano z bibliotek i zniszczono.
"Pod smaganiem samumu" Antoniego Ferdynanda Ossowskiego przybliża czytelnikom rzeczywistość arabskiej Afryki 1925 roku. Podczas lektury czytelnicy poznają Algier – rozwijające się i nowoczesne miasto, pełne zabytków będących niemymi świadkami dramatycznych historii bohaterów minionych epok. Nocne życie arabskiej metropolii. Na kolejnych kartach książki znajdują się opisy algierskiego rolnictwa, przemysłu wydobywczego, socjologiczne opisy miast, proletariatu, lumpenproletariatu i dzielnic rozpusty.
Ossendowski barwnie opisuje swoją podróż samochodem z Algieru na Saharę. Mijane wsie, inwestycje kolonistów, tubylców arabskich i murzyńskich, nieliczną społeczność żydowską. Piękno przyrody, florę i faunę pustyni. Urzekające współistnienie nowoczesnych domów tubylców i osad nieprzerwanie istniejących od starożytności. Dramat rosyjskich uchodźców wygnanych z domów terrorem bolszewickiej rewolucji.
Niezwykle ciekawe są opisy żydowskiego i arabskiego okultyzmu. Popularności herezji wśród muzułmanów. Arabskiego folkloru. Bogactwa różnic – kulturowych, etnicznych, plemiennych, regionu. Wszystko zilustrowane jest dramatycznymi historiami napotkanych osób.
Z Algierii, przez pustynię, Ossendowski wraz z czytelnikami dociera do Tunezji. Mijane po drodze zabytki kultury Rzymu stają się dla niego okazją do przybliżenia czytelnikom historii starożytnej rejonu. W Tunezji autor spotyka się z aktywnością społeczną kobiet, powszechną aktywnością polityczną Tunezyjczyków, w tym niestety z aktywną komunistyczną indoktrynacją.
Wyjeżdżając z Tunezji, autor opisuje społeczność chrześcijańską, w Algierii tamtejszą Polonię. Niezwykle ciekawe są antyislamskie opinie Ossendowskiego. Pisarz stwierdza, że: "Ani porozumienia, ani wspólnych dróg z islamem być nie może". Zdaniem Ossendowskiego, muzułmanie dążą do islamizacji całego świata, ich nienawiść do niemuzułmanów wynika z Koranu. Według Ossendowskiego, islamiści dążą do zniszczenia cywilizacji Zachodu, a dla osiągnięcia swoich celów będą kłamać. Konflikt Zachodu z islamem jest, według pisarza, nie do uniknięcia. Wyjątkowo politycznie niepoprawnie brzmi opinia Ossendowskiego o tym, że należy utrzymać kolonializm, bo bez niego kolonie pogrążą się w anarchii i nędzy.
Reportaż z Hiroszimy 1946
Nakładem wydawnictwa Zysk ukazał się reportaż Johna Herseya "Hiroszima". Autor napisał go na podstawie swojej podróży, którą odbył w 1946 roku, rok po zrzuceniu bomby przez Amerykanów, do spopielonej amerykańską bombą atomową Hiroszimy. Reportaż został oparty na relacjach sześciu ocalałych z atomowego holokaustu osób, w tym ocalałych jezuickich misjonarzy. Wydanie polskie jest uzupełnione relacjami o dalszym życiu sześciu ofiar, zebranymi po 40 latach od pierwszej podróży.
W sierpniu 1945, w czasie trwania II wojny światowej, USA zrzuciło bombę uranową na japońskie miasto Hiroszima. W wybuchu atomowym zginęło od razu 100.000 osób. 25 proc. ofiar zginęło od temperatury w czasie wybuchu, 50 proc. od fali uderzeniowej, 25 proc. od promieniowania. 100.000 osób zostało rannych, większość była silnie poparzona. Nie było komu udzielać pomocy rannym. Ze 150 lekarzy w Hiroszimie, zginęło 65, a 85 było rannych. Z 1780 pielęgniarek zginęło lub było poważnie rannych 1654. Wszystkie szpitale uległy zniszczeniu.
Ofiary najpierw oślepił błysk. Potem fala uderzeniowa zmiotła budynki razem z ofiarami. W gruzach drewnianych domów od przewróconych kuchni rozpoczęły się pożary. Pożary ogarnęły zgliszcza całego miasta. Pomimo że od lat dwudziestych w Japonii budowano budynki odporne na trzęsienia ziemi, to z 90.000 budynków wybuch zniszczył 68.000.
Promieniotwórczy podmuch spalał na ludziach ubrania. Białe ubrania odbijały część promieniowania, czarne je wchłaniały i wypalały rany na ciele. Przez kilka godzin po wybuchu ludzie konali pod płonącymi ruinami i od napromieniowania. Fetor ropiejących ran przepełniał miejsca, gdzie znajdowali się ranni. W bezmiarze cierpienia ofiarom usiłowali pomagać misjonarze katoliccy. Po drugim ataku atomowym Amerykanów, na Nagasaki, gdzie zrzucono bombę plutonową, Japonia skapitulowała. W pierwszych dniach po wybuchu nikt nie wiedział, co się stało. Z czasem wielu tych, którzy przeżyli, zapadło na chorobę popromienną – głównym objawem był brak sił. W kolejnych fazach następowały biegunki, gorączka, krwawienia, spadek odporności – nie goiły się rany, ludzie nie zdrowieli z chorób. Część chorych zmarła, część przeżyła. Promieniowanie wzmogło tylko rozwój roślin. Po latach napromieniowani częściej niż reszta populacji zapadali na nowotwory, choroby genetyczne i inne schorzenia.
Ofiary bomby atomowej żyły w nędzy. Nie otrzymywały żadnej pomocy, nawet bezpłatnej pomocy leczniczej. Musiały ponosić ogromne koszty leczenia. W wyniku napromieniowania częściej chorowały. Pracodawcy nie chcieli zatrudniać ofiar, bo ofiary nie miały sił, chorowały i cierpiały na syndrom pourazowy. Dopiero w 1957 Japonia zaczęła udzielać pomocy ofiarom. Niestety, większość ofiar nie mogła skorzystać z tej pomocy, bo nie miała dokumentów, że są ofiarami wybuchu. Ofiary ze strachu przed utratą pracy ukrywały swoją przeszłość.
Niezwykłą wartością "Hiroszimy" jest przybliżenie polskim czytelnikom realiów życia w Japonii w latach II wojny światowej. Zaskakująco europejskiego życia.
Szczególnie interesujące są opisane w reportażu losy duchownych katolickich, katolickich ośrodków pomocy i szkół.
Jan Bodakowski