Formuła "Alfabetu" nawiązuje oczywiście do "Abecadła Kisiela" lub do "Alfabetu Wildsteina", z tym że książeczka Kisielewskiego – wydana w roku 1988 – nie może być niedoścignionym wzorem tego gatunku. Pisana jeszcze w epoce cenzury, unika szlifowania prawdy, jej autor stara się pozostać obiektywny, ale nie może być nim do końca. Oto próbki: "Daniel Passent – niewątpliwie dobre pióro, czasem bywa odważny... Czasem drażni okropnie uległością i wazeliną...". Albo "Wojciech Jaruzelski – mmh... to trzeba by cały poemat napisać... Ja myślę, że on jest człowiek bojowy. To znaczy boi się..." (niestety ciąg dalszy rozczarowuje, ale autor nie mógł drażnić dyktatora). O ile wspominki Kisiela o swych "modelach" są często rozgadane, to "Alfabet Wildsteina" jest wzorem lakoniczności i precyzji, a tworzony obecnie nie musiał też owijać w bawełnę. Dla przykładu jedna tylko perełka (a jest ich więcej): "Adam Michnik – motyl opozycji, z którego wykluła się poczwarka III RP"! Ano właśnie, nie dość że prawda to jeszcze podana z wdziękiem.
Takiej eleganckiej ironii nie brakuje też u Seawolfa, z tym że litery jego "Alfabetu" są bardziej rozbudowane, ponieważ nie pisze wyłącznie o osobach, lecz porusza również problemy Kraju, a zatem jego hasła stają się minifelietonami. I u niego skrzą się diamenty sarkazmu, jak np. w tym akurat krótkim haśle: "John Kennedy – prezydent. Wzór Donalda Tuska. Konkretnie, to jedno zawołanie, które chciałby powtórzyć, zawołać pod Bramą Brandenburską: Ich bin ein Berliner!". A zaraz po Kennedym idzie hasło "Kielecki pogrom", w nim na str. 87/8 Seawolf opisuje, co stało się naprawdę w Kielcach i dlaczego: reżim chciał odwrócić uwagę świata od wyników sfałszowanego referendum, a także ukazać tzw. problem "endekofaszystów", podczas gdy pogrom był naprawdę prowokacją LWP i NKWD, zaś żołnierze... odbierali broń Żydom! Jeśli o Kielcach mowa, to w innym haśle "Sukces" (str. 189) Seawolf pisze o wiadukcie w tym mieście, który zawalił się już po godzinie od zbudowania! Najwidoczniej cement rozrzedzony korupcją nie wytrzymał. Spękane szosy też są dowodem afer, zaś minister dróg był z zawodu piekarzem, bowiem Tusk nie lubi rządu fachowców.
Historycznych dygresji jest mniej u Seawolfa, bo "Alfabet" jest jakby przewodnikiem po dżungli III RP, wielce egzotycznej dla polskiej emigracji, ale i Polakom osiadłym w Kraju sporo wyjaśnia. I Autor robi to z cudowną ironią, a czarny humor jest maleńką anestezją na ból spowodowany hiobowymi wieściami o dewastacji naszych stoczni albo o rozmontowaniu polskiej armii (bo generalicję sprzątnięto pod Smoleńskiem). O lustracji Seawolf pisze bez ogródek: "Lustracja – ...matka naszych klęsk, wszystkie inne są konsekwencją. Daliśmy się sterroryzować łajdakom wyjącym przeciwko zoologicznemu antykomunizmowi... Większość z nich (...) okazywała się właśnie agenciakami SB..." (str.109). Ba, a któż stał za PO? Przypomina to Seawolf z sarkastycznym wdziękiem: "...jak Gromosław (Czempiński!) spadło na nas wyznanie, kto zakładał Platformę Obywatelską, potem (...) oficjalnie u boku Palikota pojawia się generał Dukaczewski" (str. 97). Należy tu przypomnieć, że ten wychowanek WAT-u w latach 1976–82 pracował w Sztabie Generalnym, następnie był attache wojskowym w Waszyngtonie, a takie stanowisko powierzano zaufanym. Po roku 1989 był głównym specjalistą WSI, wrogiem lustracji i protegowanym prezydenta Kwaśniewskiego. Mimo różnych skandali lubi go też obecny "prezydęt", jak o Komorowskim wyraża się Seawolf, i – choć nie ma osobno takiego hasła – to o gajowym i jego First Lady czytamy w kilku miejscach, a hasło "Dziadzia..." wprowadza tajemniczą Annę Komorowską. W "Alfabecie" są hasła osobowe lub problemowe, jak np. "Język miłości" (wypowiedzi tuskoidalne ilustrują raczej nienawiść), "Nord Stream" (o gazociągu w porcie w Świnoujściu) albo "Miłość Ojczyzny", gdzie znów Seawolf parska czarnym sarkazmem: "Zadeklarujmy, że naszych bliskich pochowamy bez zaglądania do ich trumien i im też nakażemy, by nie zaglądali do naszej".
Autor nieraz pisze, jak bardzo Tragedia smoleńska zmieniła Polskę, a nawet polemiki na witrynach internetowych, kiedyś toczone przeważnie w stylu przekomarzań.
A oto inny przykład jego swoistego stylu na pograniczu kpiny pod hasłem "Łoziński" (Przedostatnia nadzieja Sekty Pancernej Brzozy i Świętej Półbeczki): "Dlaczego ekspert i dlaczego w sprawie Smoleńska? Miało to głębokie uzasadnienie. Łoziński pisał dużo o wschodnich sztukach walki, a samolot leciał wszak na wschód. No i widział kiedyś na wsi, jak rąbali brzozę, twarda była, że nie wiem" (str.111). Seawolf nieraz wyśmiewa naiwny upór "ekspertów" rządowych utrzymujących, że to brzoza stała się przyczyną katastrofy, pomijając obłąkaną rosyjską tezę o naciskach i winie pilota.
Pod hasłem "Zdrajcy" czytamy: "Motywy Putina, Anodiny, Szojgu, Miedwiediewa, Krasnokutskiego, tego sołdata niszczącego dowody łomem, są nietrudne do wytłumaczenia, a nawet zrozumienia, gdyż służą oni swemu państwu w takim samym koszmarnym kształcie, w jakim jest od stuleci..." (str. 221). Dalej Seawolf próbuje przeniknąć motywy strony polskiej, które "kazały im podjąć grę z Putinem i wystawić znienawidzonego Prezydenta na czysty strzał...", a w innym miejscu sądzi, że rozmowa na sopockim molo może być matką wszystkich rozmów (str. 145).
Oczywiście wszystko ma w tej książce wyborne proporcje, a Autor ukazuje przede wszystkim sytuację Polski po roku 1989, jeszcze bardziej zdewastowanej, rozbrojonej, skorumpowanej, niepraworządnej i przenikniętej agenturą. Z ogromną wnikliwością przybliża nam te niewesołe sprawy, a obserwatorem polskiej rzeczywistości został już w grudniu 1970, gdy będąc pacholęciem, z okien mieszkania oglądał pochód stoczniowców niosących na drzwiach ciało zastrzelonego kolegi. To przeżycie – jak napisał – ukształtowało go na zawsze, z pewnością też wyostrzyło jego oko.
Celność jego spostrzeżeń imponuje, na przestrzeni całej książki proponowałbym korektę zaledwie jednego hasła – o Rokicie (str. 165), gdyż Autor, wyliczając jego grzechy, zapomniał o największym. Oto Rokita w noc czerwcową 1992 r. gorączkowo apelował o przyśpieszenie głosowania nad wnioskiem o dymisję rządu Olszewskiego (patrz film "Nocna zmiana"), a tym samym wzniósł się na szczyty antypolskości, podczas gdy tejże nocy posłowie na Sejm – nominalnie Polacy – wbili sobie sami nóż w plecy!
Z okazji hasła o Bratkowskim poznaliśmy ofiary represji, zamordowanych bez kul. Dodajmy tu jeszcze księdza Isakowicza-Zaleskiego (str. 70), który przeżył esbecki zamach w PRL-u, a niedawno (czego Seawolf nie mógł dopisać, bo Pan wezwał go do siebie) został ranny w dziwnym wypadku drogowym, lecz opuścił już szpital. A na stronie 102 czytamy o samochodzie, który uderzył w jadącą na rowerze minister Annę Fotygę, na szczęście nie pozbawiając jej życia. Seawolf wspomina też ofiary Seryjnego Samobójcy (jak Michniewicz, Lepper, gen. Petelicki) i nieraz podaje przykłady niesłychanej niepraworządności III RP, jak np. pisząc o Staruchu – uwięzionym liderze kiboli, do którego nie dopuszcza się adwokata, a aresztowano też narzeczoną Starucha za to tylko, że siedziała na innym miejscu, niż wskazywał jej bilet! O arogancji wobec prawa mówi też hasło "Spisek grafologów" i ze stylem właściwym dla Seawolfa: "Niewinność Grasia nie ulega wątpliwości. Przecież jest z PO. Nic zatem dziwnego, że prokuratura roztropnie umorzyła sprawę" (str. 183) Inne przypadki łamania praw czytelnik odkryje sam, jak i inne sensacyjne sprawy.
"Alfabet" powinien trafić pod wszystkie strzechy, jest bowiem znakomitym przewodnikiem po bagniskach III RP, przynosi też kilka ważkich refleksji o dziejach kraju, osaczonego przez odwiecznych wrogów (vide np. hasło "Igelstroma lista"). Seawolf był blogerem również nurkującym w historię narodu, nie tylko obserwatorem współczesności. Swój "Alfabet" kończy hasłem o "Żołnierzach Przeklętych", pisząc, że nie lubi nazwy "wyklęci" i woli "niezłomnych". I ma z pewnością rację, on sam też niezłomny wilk morski i wielki patriota, teraz na odwiecznej warcie prowadzi okręt Ojczyzny, dryfujący w pełnej wirów cieśninie stulecia.
Marek Baterowicz
I jeszcze przypominam link do zakupu "Alfabetu Seawolfa"; naprawdę warto...
http://sklep.slowaimysli.pl/alfabet-seawolfa-p-2.html