To będzie krótki list, napiszę w nim parę słów - jak w piosence
Tak już długo korzystający z uroków życia na torontońskim bruku (a ściślej rzecz ujmując, dziurawym po zimie asfalcie), bo w Kanadzie upłynęła połowa mego życia, miewam czasami wątpliwości, czy my - Polacy mieszkający tu za wielką wodą - mamy moralne prawo do komentowania tego, co dzieje się w naszej pierwszej Ojczyźnie, ciągle nam wszak bliskiej. Zwłaszcza tej obecnej, patriotycznej wreszcie.
Ostatnio na szczęście te moje wahania zostały rozwiane podczas wizyty u nas pary prezydenckiej. Podczas niej padły słowa pokrzepiające nas, że tam, w kraju, nie tylko słuchają naszych opinii, ale też proszą o ich wyrażanie. świat się kurczy i głos emigracji do Polski łatwo dociera. Circa jedna trzecia Polaków mieszka wszak poza granicami i już samo to daje nam prawo tego głosu. Dodam tu „żartobliwym mimochodem”, że jest to mile widziane szczególnie przez obecne władze nad Wisłą, bo dziura w tym murze robiona przez zwolenników(niczki) odeszłej koalicji, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Piszę, oczywiście, o polityce i nie bez powodu coraz liczniejszych w niej przedstawicielkach lepszej (?) połowy ludzkości.
Reminiscencje na tę okoliczność wywołała właśnie ostatnia wizyta z Polski dostojnych gości. Witanych serdecznie przez polonusów i „polonijki” (polonoski?). Truizmem jest stwierdzenie, że panie postrzegają nasz najlepszy ze światów nieco odmiennie, inaczej niż mężczyźni, a ich reakcje na zdarzenia są czasem dla nas zaskakujące. Ta damska specyfika działań może wywoływać też niekiedy komiczne efekty, nawet we wcale niewesołych sytuacjach. I jest skuteczna często.
Posłużę się tu paroma przykładami zachowań, w których odmienny gender daje się wyraźnie zauważyć. No to avanti!
W ciągle zimnym niestety Toronto, przyjemnie byłoby może przenieść się do słonecznej, zawsze gorącej Libii. Aż trudno uwierzyć, że tylu smagłych (i też gorących!) chłopców próbuje się przenieść - czyli przepłynąć - do chłodnej i coraz chłodniej przyjmującej ich Europy. Tam jednak temperamenty im nie stygną i próbują nawiązywać dość bezpośrednie kontakty ze skąpo (wg nich) ubranymi dziewczynami. A te - jak to kobiety - mają na sprawy nieco inny punkt widzenia. Zupełnie niezrozumiały - bo przecież młode chłopaki są jak trza! Ale o romantycznych emigrantach może innym razem, a teraz wróćmy myślami do Libii. Tamże nasz jedyny, wypróbowany (?) prawdziwy sojusznik USA (kto zaprzeczy - nie widzę, nie słyszę), zachowując się jak słoń w składzie porcelany, nieźle drzewiej namieszał. Spuszczono Arabom i Berberom razem z bombami nieco demokracji. A one - niewdzięczne ludy - zaatakowały i spaliły amerykański konsulat w Benghazi, zabijając przy okazji konsula. Za poważne zaniedbania w ochronie tego obiektu (i innych placówek dyplomatycznych) odpowiedzialna była elokwentna i energiczna ówczesna sekretarz stanu Ms. Hillary Clinton. Dzielna to kobieta i polityk z aspiracjami (może już wkrótce „prezydenta” USA?). Oburzony Kongres powołał w Waszyngtonie odpowiednią komisję i wezwał na przesłuchanie rzeczoną Hilarkę. A ona... po prostu uciekła, nie stawiła się! Dżentelmeni nie zdecydowali się doprowadzić jej siłą i w efekcie damski unik się powiódł, a rzecz powoli wyciszono. Czy takie rozwiązanie przyszłoby do głowy chłopu? Płeć piękna ma swoje przywileje i nie waha się z nich korzystać. Jest tu, trzeba przyznać, szczypta humoru, choć może nie dla rodziny konsula. To ci baba!
Lecz zostawmy Hilarkę - wszak przysłowie mówi - jedna jaskółka wiosny jeszcze nie stanowi. Czy ta jaskółka zaćwierka brzydkiego męskiego szowinistę Trumpa? Czas pokaże.
Inny gorący - też pod różnymi względami - kraj, Filipiny. Niedawno skrócono tam o głowę Bogu ducha winnego turystę z Kanady i już ostrzą maczetę na następnego. Brrr!
Swego - nie tak odległego - czasu prezydentowała (spadek po mężu) tam pani Imelda Markos. Tak, to ta, co miała w szafie 500 par butów na wysokim obcasie! Ludziom nie dogodzisz i pewnego razu pod prezydenckim pałacem w Manili zebrał się tłum malkontentów, ichniego KOD-u, tyle że w tzw. Trzecim świecie nie wystarczają np. transparenty „Duda, to ci się nie uda!”. Ludzie mający tylko po jednej parze sandałów-klapek są często bardzo radykalni (vide kanadyjski turysta). Ochrona prezydentki nerwowo przebiegała pałacowe apartamenty - gdzie Imelda? Zniknęła jak kamfora! W końcu znaleziono ją. Schowała się pod łóżkiem! Na szczęście skończyło się na strachu. Czyż to nie urocze? I zabawne też! Może dziecinne, ale skuteczne.
Mamy w Polsce (czas przeszły dokonany) premierkę Kopacz. Putin w ramach swojej pokojowej polityki wysyła tu i tam zielonych ludzików. Konferencja prasowa w Warszawie. Na pytanie dziennikarza, co szef rządu zamierza zrobić, jeśli konflikt zbrojny dotknie Polski - pada odpowiedź - wezmę dzieci i zamknę się z nimi w szafie! Żart? Być może. A może nie?
Mamy już maj 2016. Szykuje się wizyta pary prezydenckiej w Kanadzie. Ważna wizyta. Polonijne media szykują się do relacjonowania tego wydarzenia. Z małym (?) wyjątkiem. Bo cóż czyni wydawczyni jednego z torontońskich tygodników? Zamyka sklepik. Cotygodniowe weekendowe wydanie się w tym tygodniu wyjątkowo nie ukaże. W ten sposób ku zadowoleniu paru osób, periodyk „wykręci się” od zrelacjonowania wizyty. Spryt kobiecy? No bo jak sprawę przedstawić, kiedy jest się sercem i duszą oddaną odeszłej koalicji? I safandule Bulowi K.? A tu entuzjazm dla młodej, fotogenicznej pary prezydenckiej. Trzeba by relacjonować pozytywne, patriotyczne wypowiedzi Prezydenta Dudy i tutejszych oficjeli. A tygodnik (nie potrzeba chyba wymieniać nazwy?) przekonuje naiwną i nieuświadomioną Polonię, że to, co się w Polsce obecnie dzieje, napawa grozą! Sodoma i Gomora oraz siedem grzechów głównych! Nic dziwnego, że wydawczyni et consortes próbują i nas „tą grozą napawać!”. Można by coś ujemnego wyszukiwać. Np. niezastąpiony Michnik wcisnął swoje trzy grosze, stwierdzając, że Trudeau „chłodno” przyjął Andrzeja Dudę. Niezawodna Gazeta - „tą razą” - Wybiórcza! Buty zdjąć i palce lizać!
Można by i tak... ale taki gotowy temat w gotowy schemat tutaj by rodził pewien dylemat. Polonusy gremialnie (ja też tam byłem) oklaskiwali i wiwatowali na cześć Prezydenta! A właściciele polskich (tak, tak) biznesów dających reklamy - z których tygodnik żyje - to też polonusy. Zamknąć oczy i iść pod prąd w zaparte to ryzykowny interes. Skoro ani dobrze (obiektywnie), ani źle (subiektywnie) relacjonować nie można, pozostaje tylko damski unik. Bo wchodzenie pod łóżko raczej tu właśnie nie wchodzi w rachubę. Uciec lepiej na tydzień na np. grillowanie, a sklepik czasowo zamknąć. Poeta mylił się, mówiąc - kobieto puchu marny, ty wietrzna istoto... Ale nie mylił się, radząc, że trzeba z żywymi naprzód iść, bo laury PO/PSL są już zwiędłe. Audyty i dywan odkryty! Gęsie pióro drży mi w ręku z lęku, bo w tym ustępie chyba mocno narażam się (niektórym niepoprawnym) paniom. Ryzyk fizyk! Jakie będą następne „zagrania”, jaka damska logika - zgadnąć trudno. Ciekawa, oryginalna, czasem zabawna? Uwidim.
Jak już, to już, jeszcze jedną panią dopiszę, to aktorka Krystyna Janda. Długonoga, ale jak mówią złośliwi - a gdzie ich nie ma - nawet najpiękniejsze nogi się gdzieś kończą. Otóż dzielna Krysia założyła jeszcze za jego prezydentury prywatny (?) teatr z dużym finansowym poparciem śp. Lecha Kaczyńskiego. Kobieta zmienną jest. Janda, niestety, włączyła się mocno w kampanię prezydencką B. Komorowskiego. Cóż, kiedy aktor mocno się politycznie angażuje, to ryzykuje, że znajdzie się w opozycji. A opozycja to niewygodna pozycja - szczególnie kiedy teatr utrzymują nie dochody z biletów, ale granty rządowe. Hadko!
Drżącą ręką podpisuję ten tylko z pozoru szowinistyczny list, bo kocham brunetki, blondynki i wszystkie was dziewczynki! Bo choć z kobietami wielka bieda - to bez kobiet żyć się nie da!
Janko Ryzykant
Toronto, maj 2016