Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
W niedzielę, 24 sierpnia, napisałem poprzedni list, a dziś znów piszę kolejny! W poprzednim przypomniałem 75. rocznicę podpisania w Moskwie niemiecko-sowieckiego tajnego układu, który stał się przede wszystkim fundamentem wpierw (1 września) niemieckiego, a później (17 września) sowieckiego uderzenia na Polskę w 1939 r. Tak więc dzień dzisiejszy ma swoistą wymowę, i to nie tylko w historii naszego narodu, ale i w szerszym, bo przypomina, w jakich to okolicznościach rozpoczęła się II wojna światowa, w następstwie której III Rzesza została pokonana, a Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich jako inicjator rozpętania tej wojny stał się, obok Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, państwem zwycięskim. Polska, której siły zbrojne aktywny brały udział w czas jej trwania, poniosła nie tylko olbrzymie straty demograficzne i materialne, ale poniosła też duże straty terytorialne. Podobnie Niemcy w czas wojny utraciły sporo ludności i poniosły znaczne straty materialne, ale poza tym poniosły też straty terytorialne, i tu w pewnym zakresie losy narodu polskiego i niemieckiego zrównane zostały, co jest swoistym paradoksem, którego się nie dostrzega, który całkowicie pomija się, acz fakt to istotny i w Norymberdze na ławach oskarżonych, prócz przedstawicieli III Rzeszy, winni też zasiadać czołowi przedstawiciele ZSRS. Tak się jednak nie stało, a następstwa tego stanu rzeczy do dziś odczuwa nie tylko Polska, ale i inne kraje, w tym i ostatnimi czasy Ukraina.
Ogłoszenie przez Ukrainę niepodległości i kształtowanie się polsko-ukraińskich relacji na różnych płaszczyznach, w tym i na płaszczyźnie wzajemnych urazów, które nie tak odległa przeszłość obu naszych nacji przykuwa uwagę różnych stron, i to nie zawsze nam przychylnych, ale te kwestie nie tylko, że nie zostały w należnym stopniu wyjaśnione, ale nawet nie podjęto właściwych kroków w kierunku ich przebadania. Winę za ten stan rzeczy ponoszą przede wszystkim kręgi historyczne obu stron. Pewne kroki w kierunku złagodzenia obustronnych urazów poczyniły w ubiegłym roku określone kręgi związane z Kościołem rzymskokatolickim i Cerkwią greckokatolicką, ale to wszystko niezbyt wiele wobec ogromu potrzeb, które nieustannie się ujawniają po jednej i drugiej stronie kordonu granicznego. Tam, po stronie ukraińskiej, dostrzega się trudności związane z oddaniem rzymskokatolikom kościoła Marii Magdaleny we Lwowie czy podnosi się jakieś nieistotne problemy związane z cmentarzem Orląt we Lwowie, a u nas, w Polsce, burzy się opinię społeczną informacją, iż granica zachodnia Ukrainy winna się opierać o Sandomierz, Rzeszów, a nawet Kraków. Komuś na tym zależy, aby nie wygasły polsko-ukraińskie antagonizmy, których tragiczne następstwa i ja też mam w swej pamięci!
"Gazeta Polska Codziennie" z 29 sierpnia opublikowała artykuł Roberta Tekielego pod dość wymownym tytułem: "Czy czas na »Nienawiść«?"! Problem w tym, iż Wojciech Smarzowski jął się nakręcenia filmu, "w którego tle będą dzieje pogromów na Kresach. W lutym (tenże reżyser – SFG) dostał cztery miliony złotych, (a więc – SFG) najwyższą dotację spośród wszystkich filmów finansowanych w tym rozdaniu przez Instytut Sztuki Filmowej". Z relacji reżysera wynika, iż "nie będzie (to – SFG) czarno-biała historia", bo oddziela on "banderowców od Ukraińców", ale w tym filmie będzie "również o akcjach odwetowych Polaków". Słowem, rzec można, iż Wojciech Smarzowski w filmie swym ukaże nienawiść strony ukraińskiej do strony polskiej i odwrotnie, ale nie ma najmniejszej wzmianki o tym, czy w filmie tym ukazana zostanie działalność służb specjalnych po jednej i drugiej stronie konfliktu tego, a to sprawa istotna, bo jego następstwa nietrudno dostrzec i dziś na tych kresowych rubieżach.
Mam w ręku publikację Anny Dzieduszyckiej-Machnik "Sokołów koło Stryja. Miasteczko, którego nie ma" (Kraków 2013). Autorkę miałem możność osobiście tu poznać w 1955 r., gdy z obecnym swym mężem i dwojgiem innych adeptów studiów archeologicznych penetrowali południowe rubieże Środkowego Roztocza, ale gdyby nie ta publikacja (z jakże wymowną dedykacją...!) nic bym nadal nie wiedział o tym, iż mamy za sobą czasy, których kulisy do dziś jednoznacznie nie zostały ukazane w najnowszej historii Polski i Ukrainy, a tu, na naszych oczach wyrastają nowe problemy! Wyłania się nowy groźny konflikt, który, nie daj Boże, może stać się zaczątkiem III wojny światowej. Świat zachodni jednak, w tym i Republika Federalna Niemiec, nie dostrzega istoty problemu i jak w 1939 r. z pobłażaniem patrzy na dzisiejsze poczynania strony rosyjskiej na obszarach południowo-wschodniej Ukrainy.
Dobrze, Panie Redaktorze, iż za Pańskim staraniem zamieszcza "Goniec" szersze informacje nie tylko na temat sytuacji na terenie Ukrainy, ale też jawią się na łamach tygodnika tego pewne kwestie, które w równym stopniu tyczą też Polski oraz krajów nadbałtyckich, a więc Litwy, Łotwy i Estonii, których wspólnotę losów w porę dostrzegł Prezydent Najjaśniejszej nam Rzeczypospolitej prof. Lech Kaczyński. Rangę jego zachodów zlekceważono u nas. Zlekceważono i na Zachodzie. Nie zlekceważono jej jednak w Moskwie i stąd jest, jak jest. "Super Expres" z 1 września już na pierwszej stronie podał: "Donald Tusk wybrany na prezydenta Europy"! Na stronie następnej widnieje znów: "Tusk królem Europy", a na trzeciej, zdradzając "sekretny plan Tuska", podano, iż za "5 lat będzie (on – SFG) prezydentem Polski". Mnie natomiast za celowe wydaje się tu przytoczenie starego polskiego przysłowia – nie mów hop dopóki nie przeskoczysz! Nie sądzę, by ostatnie wypowiedzi nowego przewodniczącego Rady Europejskiej na temat rosyjskich poczynań na terenie południowo-wschodniej Ukrainy życzliwie były przyjmowane w Moskwie, a co za tym idzie, by w tamtejszych annałach nie zostało to zanotowane. Przyszłość pokaże, jak to będzie, a jak było, to wiemy i pamiętamy to wielce wymowne w swej treści zdjęcie, jak to na płycie smoleńskiego lotniska rosyjski prezydent ściskał polskiego premiera w 2010 r. Był to na pewno wielce wymowny uścisk! W przyszłości zdjęcie to na pewno trafi do podręczników historii Polski, ale wpierw trzeba będzie zadbać o to, by przedmiotowi temu przywrócone zostało należne mu miejsce w polskich szkołach. Na dziś istotne staje się pytanie, kto zostanie premierem polskiego rządu i kiedy odbędą się najbliższe wybory parlamentarne.
Siadając do maszyny, by list ten do Pana napisać, zakładałem, iż poruszę w nim swe myśli, które na bazie 75. rocznicy uderzenia niemieckiego na Polskę nasuwają mi się, a nadto, iż przywołam swe wspomnienia związane z tym, iż w 1939 r. miałem po raz pierwszy przekroczyć próg szkoły.
Niestety, niemiecko-sowieckie tajne porozumienie z 23 sierpnia 1939 r. wycisnęło i w mym życiu swoiste piętno, ale o tym, jak czasu i sił mi starczy, może napiszę odrębnie. Teraz myślę nieustannie o XIX Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich w Szczecinie i żal mi bardzo, iż nie będę mógł w nim uczestniczyć, ale trudno! Dziękuję jednak Bogu za to, iż doczekałem tych lat, które mam za sobą, że chodzę i trzeźwo myślę, bo to też istotne.
Panu, Panie Redaktorze, oraz Pańskim współpracownikom życzę wszelakiej pomyślności w dalszym życiu i pracy na rzecz kanadyjskiej Polonii, a w szczególności na rzecz młodego pokolenia, by emocjonalnie wiązało się z Polską, a ziemią swych ojców i dziadów, którą w różnych okolicznościach musieli niejednokrotnie opuścić bez odrobiny nadziei, że kiedyś do niej powrócą.
Stanisław Fr. Gajerski
Cieszanów, 1 września 2014
•••
Dzisiaj jest mądrzejsze od wczoraj, ale czy mądre?
Ostatnio zmarł angielski aktor i reżyser Richard Attenborough. W obu rolach brał udział w wielu filmach, odnosząc zasłużone sukcesy. Dodatkowo przyjaźniąc się z księżną Dianą, pisał dla niej teksty przemówień. Był więc na pewno wszechstronnie uzdolniony. Przeżył ponad 90 lat, choć ostatnich sześć na wózku inwalidzkim, bo nieszczęśliwie spadł ze schodów. Bezwzględna grawitacja matki ziemi.
Jako aktor wystąpił m.in. w "Parku Jurajskim". Realistyczne ujęcia robiły takie wrażenie, że moja znajoma musiała wyjść z kina z dwojgiem dzieci, tak były przerażone krwiożerczymi jaszczurami. Choć fikcyjna, historia była konsultowana z naukowcami specjalistami od dinozaurów. Film sugerował, że ożywienie wymarłych gatunków zwierząt może się w przyszłości zdarzyć. Czy jednak tak?
Przypomnę – w zastygłym bursztynie zachowały się utopione w nim kiedyś owady (co nie jest rzadkością). Gryzły one i ssały przedpotopowe bestie i w swoich żołądkach zachowały ich krew. Naukowcom w laboratorium (filmowym) udało się uzyskać z tej krwi DNA, czyli kod genetyczny dinozaurów, i pobudzić je do funkcjonowania. Rzeczywiście są prowadzone takie próby z DNA dobrze zachowanego w lodach mamuta syberyjskiego. Uzyskany materiał ma być wszczepiony do jaja słonicy. Jako surogat mother ma ona urodzić mamuto-słonia kosmatego. Na razie o sukcesach tego eksperymentu nie słychać i właściwie nie ma pewności, czy w ogóle jest on możliwy. DNA to delikatny łańcuszek. "Park Jurajski" powstał stosunkowo nie tak dawno, a już od tego czasu nauka poczyniła znaczne postępy. Udowodniono, że niesłusznie przedstawiano w filmie groźne jaszczury na podobieństwo właśnie dużych jaszczurek i krokodyli. Niektóre z nich były bowiem stałocieplne i okryte piórami. To była droga wiodąca do ptaków.
Przez analogię i pokrewieństwo można wnioskować, że wcale nie tak czarno-szare, mogły być niektóre bardzo kolorowe. Widok takiego jurajskiego parku byłby więc zgoła inny. Stałocieplność nie jest dawana za darmo. Trzeba dodatkowego okrycia i częstego przyjmowania pokarmów dla zachowania energii. Krokodyl w swojej rzece może czekać parę miesięcy, aż antylopy i zebry w sezonowych wędrówkach w poszukiwaniu zielonej trawy będą musiały tę rzekę przekroczyć. One czekać nie mogą, jeść muszą.
Ale wracając do uzyskanego postępu w rozszfrowywaniu tajemnic DNA, logicznie wnioskowano, że nowy organizm to nowe DNA. Bo przecież Tyranosaurus rex, ogromny zębaty drapieżnik, różni się diametralnie od kurczaka spacerującego w poszukiwaniu ziarna, nasionek – po wiejskim podwórku. Badania jednak wykazały, że nie wyrzuca się starych ubrań. One ciągle wiszą w szafie, tylko się ich nie używa. To zupełnie nowe, nieoczekiwane spojrzenie na genetykę. Ofiarę dla nauki spełniły właśnie kurczaki, a ściślej ich rozwijające się w jajach zarodki. To wdzięczny, tani, stosunkowo łatwy do obserwacji materiał. Okazało się, że miłe, żółte wielkanocne pisklątko w swoich fazach rozwojowych przed wykluciem ujawnia cechy swoich przodków dinozaurów. Na pewnym etapie pojawiają się zawiązki zębów wyraźnie widziane pod mikroskopem. Ich rozwój jest jednak blokowany i zanikają. Zaczyna rosnąć jaszczurczy ogon, ale też otrzymuje instrukcję – stop. Zastąpią go długie pióra. Nie jest jeszcze znany mechanizm blokowania poszczególnych cech rozwojowych, ale naukowcy, operując zmianami temperatury i stosując środki chemiczne, uzyskali dłuższy wzrost zębów, a ogonek otrzymał parę dodatkowych kręgów. Zły drapieżnik próbował się wydostawać, ale został zatrzymany w szufladce przez matkę naturę. Widocznie wie ona, co robi. Może działa na zlecenie Kentucky Fried Chicken?
Ale okazuje się, że "mały tyranozaurus" jednak jest, drzemie, ukrywa się w kurczaku, tylko jego rozwój jest blokowany. Nie potrzeba więc, jak na filmie, odtwarzać dinozaurów z ich zastygłej przed milionami lat krwi. Wystarczy otwierać i zamykać odpowiednie "drzwiczki" w łańcuchu DNA. Jeśli naukowcy znajdą do nich klucze, to może z jednego jajka wykluje się wspomniane żółte kurczątko, a z drugiego Tyranosaurus rex. Lub ryba!
Jest żart – "Mamo, ta kura się na mnie patrzy!". Czyżby dzieci instynktownie wyczuwały, że czubata kokoszka to w istocie groźny drapieżnik, który się nie ujawnia? Ewolucja to skomplikowany proces. Nie potrzeba wielkiej przebudowy organizmu. Właściwe otwieranie i zamykanie szufladek spowodowało, że po podwórku spaceruje drób, a nie dinozaury. Te liczne kiedyś i pełne sukcesów zwierzęta to nie nasi przodkowie. Ssaki rozwinęły się z innej gałęzi gadów, długo zdominowanej przez bardziej postępowe dinozaury. Należy wnioskować, że i my mamy swoje szafy z nieużywanymi już ubraniami. U ludzkich embrionów np. zawiązują się (potem eliminowane) skrzela. Są panowie pokryci gęstym włosem na całym ciele. Zdarza się też, że komuś, choć to bardzo rzadkie, wyrośnie mały ogonek. Czasem widocznie szufladka się nie domknie. Może trzeba by pomyśleć nad nową, bardziej prawdziwą wersją "Parku Jurajskiego"? Kolorowego i pierzastego, takiego jak naprawdę wyglądał.
Inną – z innej biologicznej szuflady – ciekawostką jest odkrycie w ludzkim mózgu bardzo niewielkiej i głęboko w środku ukrytej części tego organu odpowiedzialnej za naszą świadomość. Przy badaniach nad epilepsją wyłączono tę część. Osoba pozostała przytomna, mogła wykonywać polecenia, ale była jak robot – nie miała świadomości, że istnieje. "Myślę, więc jestem" powiedział filozof Kant. Niektórzy uważają, że może to być siedlisko ludzkiej duszy. Tu biologia splata się z filozofią. Ale czy możemy sobie uświadomić, czym jest świadomość istnienia? Czy mają ją zwierzęta? Im więcej nauka odkrywa zagadek, tym więcej nowych kwestii się pojawia. Trudniejszych.
Młodemu Albertowi Einsteinowi odradzano zajmowanie się fizyką, bo przecież w tej dziedzinie wszystko już zostało odkryte i opisane. A który mądry człowiek powiedział – "Wiem, że nic nie wiem"?
I takie reminiscencje ogarnęły moją świadomość istnienia, gdy przypomniał mi się głośny kiedyś film "Park Jurajski" i jego aktorzy żywi i wyimaginowani.
Ostojan
PS Jeśli ktoś się interesuje, a nie czytał, to polecam książkę "Samolubny gen". Autor dowodzi w niej, że właśnie geny, te mikroskopijne łańcuszki węglowo-wodorowe, rządzą światem. One są w rzeczywistości instrumentem, a my tylko zewnętrzną powłoką do ich przekazywania, takim futerałem na skrzypce. Ta teoria tłumaczy, dlaczego Darwinowi nie wszystko się w jego teorii ewolucji zgadzało. On nie wiedział o istnieniu genów, chociaż w tym samym czasie pracował nad tym zagadnieniem czeski mnich Mendel. Ot, nie było Internetu. Każdy sobie rzepkę skrobał.
Jeżeli się gen dobrze obuduje ciałem urodziwym, które potrafi zainteresować sobą inne ciało, a w nim inny gen, to oba przetrwają, a nawet się zmodyfikują. A potem przychodzi pani Selekcja i zadecyduje, czy następne pokolenie spodoba się – wszak ciągle zmieniającemu się – środowisku. Nie ma zmiłuj się! Jeśli nie, to na śmietnik. Ale czasem można się zakamuflować i może przeczekać, bo panta rhei i przyjdzie moda na gady lub płazy?
•••
Szanowny Panie Redaktorze,
Tak jak Panu wcześniej pisałem, zaprosiłem Mary Wagner do Polski. Zrobiłem już plan wizyty Mary w Polsce, który może Pan rozpropagować wśród Polonii.
2 X Czwartek – Przylot Mary Wagner do Warszawy (przyleci z Amsterdamu o 16.25 po południu). Warszawa jest jeszcze na 100 proc. nieustalona, ale planuję.
3 X Piątek, Warszawa (konferencja prasowa, spotkanie w Soli Deo)
4 X Sobota, Warszawa (u bp. Hosera, u prof. Chazana, w Radiu Niepokalanów, premiera filmu o Mary Wagner!)
5 X Niedziela, Białystok i Sokółka.
6 X Poniedziałek, Gdańsk (Karmelici)
7 X Wtorek, Torunń, Radio Maryja. Spotkanie ze studentami WSKSiM o godz. 15. Ustaliłem już w tej sprawie z o. Benedyktem Cisoniem. (Od 18.15 live w Rozmowach Niedokończonych w TV Trwam i Radiu Maryja)
8 X Środa, Szczecin – katedra, godz. 18.00
9 X Czwartek, Wrocław (g.14.00 Liceum Salezjanów – spotkanie z młodzieżą oraz 19.00 spotkanie u Oblatów)
10 X Piątek, Jasna Góra (o godz. 11 u bp. Depo, spotkanie w auli seminarium, Mary na Apelu Jasnogórskim mówi Zdrowaś Mario, transmisja w TV Trwam)
11 X Sobota, Kraków (godz. 19 spotkanie w Bazylice Franciszkanów, wizyta w Kurii, Łagiewniki). Planujemy spotkanie u kard. Dziwisza.
12 X Niedziela, Rzeszów – u mnie w parafii o godz. 9, Marsze za Życiem (Dębica godz. 11 i Gorlice godz. 13, wtedy są Msze św., a Mary ma przemawiać po Mszach) i Krosno (19.00)
13 X Poniedziałek, Kolbuszowa, St. Wola, Nisko, Nowa Dęba
14 X Wtorek, Rzeszów (godz. 19 –duża katecheza audiowizualna), seminarium duchowne
15 X Środa, Jarosław, Przeworsk
16 X Czwartek, godz. 8.30. Przed Sądem (moja rozprawa z Pro-Familia), Liceum Prezentek w Rzeszowie, Łańcut (fara)
Założyłem stronę, więc proszę wspomnieć o niej, bo tam będę dodawał wszelkie materiały i zdjęcia z wizyty Mary w Polsce: https://www.facebook.com/marywagnerpolsce?fref=ts.
Pozdrawiam,
Jacek Kotula