KOMUNIKAT
Dr Józef Malinowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przygotowuje edycję wspomnień prof. Tadeusza Grabowskiego – historyka i teoretyka literatury. W związku z prowadzonymi pracami poszukuje członków rodziny syna profesora – Zbigniewa Grabowskiego, prozaika i eseisty (1903–1974), który zmarł 6 marca 1974 roku w Toronto.
Osoby, które mogłyby udzielić informacji o krewnych (dzieciach, wnukach), pisarza proszone są o kontakt pod niżej podanym adresem:
Dr Józef Malinowski
Kierownik Biblioteki Wydziału
Filologii Polskiej i Klasycznej
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
w Poznaniu, ul. Fredy 10
61-701 Poznań
Tel. +48 61 829 46 88
Tel.+48 669 405 676
Email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
***
Kilka tygodni temu powstał ciekawy projekt, który polega na przygotowaniu bezpłatnie prostej strony internetowej dla firmy lub instytucji, która nie posiada jeszcze swojej witryny w Internecie. Po wykonaniu strony istnieje możliwość przeniesienia jej na inny serwer lub pozostawienie na serwerze autora projektu.
Inicjatorem akcji jest Mateusz Pawłowski, absolwent Technikum Administracyjnego przy SOSW dla Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej w Chorzowie.
Szkołę skończył w czerwcu 2016 roku. Mateusz ma 22 lata i jest osobą niewidomą. Zorganizował on już 2 konkursy plastyczne dla dzieci. Jeden w 2015 roku pt. „Pieniądz przyszłości”, a drugi w 2014 roku pt. „Kreatywne dziecko”. W każdym konkursie wzięło udział ponad 700 osób. Mateusz przeprowadził też akcję społeczną polegającą na pozyskiwaniu gadżetów szkolnych od sponsorów i przekazywaniu ich dla instytucji i potrzebujących dzieciaków.
Jeśli są Państwo zainteresowani bezpłatną stroną internetową, to prosimy o kontakt telefoniczny pod numerem 505904182. Zapraszamy także na stronę projektu
www.enet.ovh
***
Z Polski
Ja jestem w Polsce w okolicach Kazimierza Dolnego. Wracam wkrótce. Tu, gdzie jestem, nie działa telewizor. Również komórki nie mają tu zasięgu z powodu specyficznej konfiguracji terenu. Dlatego kontaktuję się ze światem zewnętrznym albo telefonem stacjonarnym, albo przez Internet. Jako osoba ze świadomością, zdaję sobie sprawę, jakie to ukropne zacofanie, no i ten ciemnogrut. Dlatego w ramach samokrytyki przyznaję jednak, że czuję się tu dobrze, jako że nie jestem miejskim, lecz wiejskim jnteligentem. Dlatego ja to lubię. Rano o świcie budzi mnie chałas dobywający się z gardzieli piejącego kura. Po całych dniach słychać gdakanie wszędobylskich kur składających jaja gdziekolwiek w sposób wysoce niesubordynowany. Kury dziobią tu wszędzie coś, co jest niemożliwe do zewidencjonowania i co tylko im się zachce wbrew wszelkim zasadom higieny. Przez gdakanie przebija się kwakanie ociężale człapiących kaczek, beztrosko kiwających się ze swoistą sobie duma, o zgrozo, po lokalnej drodze, zamiast posłusznie prawu unijnemu pozostawać w obrębie wyznaczonego ogrodzenia. Chaotyczne poruszanie się kur czy kaczek, po tej jednak ciągle niewybrukowanej unijnymi funduszami drodze jest niewątpliwym zagrożeniem dla unijnego porządku. Ponadto tu i ówdzie ciągle jeszcze słychać niekontrolowane poszczekiwania psów, którym wydaje się, że pilnują swoich zagród. Tymczasem wzmacniają one tylko dodatkowo ciągle jeszcze niekontrolowany szum. Szum ten powiększany jest przez tzw. śpiew dzikiego ptactwa. Świadczy to jako żywo o zaniedbaniach u nas, gdy chodzi o znajomość prawa unijnego. Chociaż, co trzeba przyznać, dostrzega się nawet wśród ludzi coraz większe zrozumienie tegoż prawa. Więc jest nadzieja, że kiedyś dościgniemy, a może nawet prześcigniemy to prawo unijne.
Pozdrawiam,
wiejski filozof
Bartek
Od redakcji: Tylko wiejska filozofia to prawdziwa filozofia.
***
Szanowny Panie,
Gratulacje dla p. Aleksandra Kopacza z racji tak wspaniałego osiągnięcia sportowego. Należy odnotować, że nasz syn John Sokolowski, ur. w 1975 r. na Miramichi NB, był w reprezentacji Kanady w bobslejowej dwójce na Olimpiadzie w Salt Lake City w roku 2002.
John Sokołowski
Od redakcji: Szanowny Panie, nic tak nie cieszy jak polski sukces.
***
Szanowna Redakcjo,
Nawiązując do poprzedniego listu, bardzo dziękuję za ofiarowanie pomocy na łamach „Gońca”. Będę próbował zorganizować emerytów polsko-kanadyjskich w celu założenia stowarzyszenia. Ponieważ przez wiele lat, które spędziłem na wypisywaniu listów, petycji do rządu polskiego, polityków, czuję się upokorzony brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi, zainteresowania, zaczynam wątpić, czy obecny rząd jest rządem polskim. Podaję mój e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. oraz telefon 905-912-2812. Zapraszam wszystkich do zorganizowania spotkania i propozycji.
Na zakończenie dodam, że ponad 21 lat temu zakładałem w Hamilton Klub Żeglarski „Zawisza Czarny”. Nazwisko tego rycerza kojarzy się z odwagą, honorem, które to przymioty ktoś chce nam zabrać.
Pozdrowienia, Ignac Głowacki Dziękuję redakcji „Gońca” za ofiarowaną pomoc.
***
Szanowna Redakcjo skurczonego i wołającego o pomoc finansową (reklamy) „Gońca”!
Nie podoba się, że piszę ręcznie? To trudno. „Jak się nie podoba na brudno, to i na czysto trudno.” Kiedyś do polonijnych gazet (hej, dawno zapomnianych!) pisałem na maszynie „Echo”, kilka innych, „Słowo Solidarność” – cześć ich pamięci!
Pisałem na maszynie, ale się w końcu „popsła”. To też było oryginalne z angielskimi czcionkami. Kiedyś ówczesny redaktor „Gazety” puścił, może „z uwagi na niewielkie możliwości kadrowe”, mój tekst bez polskich znaków. W nim Gołąbek (opozycjonista) stał się Golabkiem, a Łódź to była Lodz. Bełz był mi przychylny, w odróżnieniu (... – ocenzurowane).
Pochwalają mnie. Dostaję listy i telefony nawet z Polski. Ani jednej krytyki. Chociaż jako prawdziwa cnota bym się jej nie bał!
Nawet „Angora” (PO z odchyleniem lewackim) mnie drukuje. Ostatnią kartkę z Polski jako corpus delicti załączam. Ma się ten polot (choć niemaszynowy!). Pochwał nie przechowuję.
Za przeprosiny (opuszczenia) bardzo dziękuję. Rzecz w tym, że kiedy one się ukazały, to mój felieton, w którym je żartobliwie wytykam, był już od dobrych paru dni w skierowanej do was poczcie. Droga bowiem – od pomysłu do przemysłu jest długa. Z High Parku do Mississaugi. Od wysłania mego manuskryptu do druku upływa ca 10 dni. Gdyby przeprosiny przyszły, nim wysłałem felieton „Obyś żył”, tobym się z tego ustępu wycofał. A propos – teraz w Polsce ustępy, czyli wygódki, czyli sławojki, czyli szalety (nie Swiss!) nazywane są ToiToi. Też ładnie. Brejza ToiToi!
Co do błędów. Któż ich nie popełnia? Z rozpędu napisałem „Ziemia Obiecana” Żeromskiego, ale na szczęście zdążyłem zwrócić ją Reymontowi. Ale Olbromski w powieści pomylił mi się z Olbrychskim w filmie. Ot, oszibka! Podobieństwo nazwisk nie tłumaczy. Opinie, że powtarzam określenia S. Michalkiewicza, są nieco przesadzone. Otóż „resortową Stokrotką” została nazwana Olejarka w książce „Resortowe dzieci” (polecam), a p. Michalkiewicz używa fraz obecnie w politycznym polskim języku powszechnych – i ten język mi się podoba.
Kiejstudy czy Kiejkuty who cares? Przepraszać ponownie nie ma za co. Raczej przydałoby się oświadczenie, że NDecja miała więcej racji niż Marszałek „żubr litewski” (którego – jak mówiono w czasie okupacji, bo przedwojnia aż tak nie pamiętam – obsiadły żydowskie wszy!).
„Goniec” nam się skurczył, ale za friko idzie jak ciepłe bułeczki. Szastu prastu i w sobotę go już w wielu sklepach nie ma! Brawo! Uznanie dla pracy p. Kumora! Dodam w tym ToiToi (ustępie), że zamiast uszczypliwego „Od redakcji” można było raczej jeszcze zmieścić choć ze dwa cytaty o Żydach z Marksa. Bo uszczypliwy to ja – a nie mnie!
Myślę, że czynię pewien mały wkład do „Gońca”. W sklepach często pytają mnie, czasem na ulicy – dlaczego ostatnio pan nie pisze? Piszę, piszę, ale cykl produkcyjny trwa. Wysyłam dopiero (tak jak dzisiaj, w piątek, 8 VI), jak zobaczę, że poprzedni felieton jest wydrukowany. Bo inaczej, zdarzyło się, że jak Pan dostał dwa, to jednego nie puścił. Tygodnie przelatują.
Nie jestem krytykiem literackim, ale niektórych tekstów bym nie dawał. Nudy lub bzdury lub tak pozawijane zdania, że nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Jeden „ciągliwy” tekst nadaje się raczej do „Wróżki” albo „Zwierciadła” – spirytystów.
Znowu upłynie pół miesiąca lub więcej, niż mój felieton „Strachy na Lachy” się (ewentualnie) ukaże, niektóre rzeczy mogą się mocno zmienić.
Jestem z natury optymistą, bo życie mnie tego nauczyło, ale po lekturach pańskich m.in. „Obym się mylił” i p. S. Michalkiewicza – myślę, że może nie mam racji. Dotyczy to także lizusostwa Kaczyńskich w stosunku do Izraela. Wstyd mi za nich. Po co to robią?
Rządy Boba Rae – NDP pamiętam. To był disaster taki, że Bob uciekł potem do liberałów! Ale lud zapomniał. To było dawno.
Ostojan
8 VI 2018