W hołdzie polskim weteranom wieńce złożono w imieniu: Placówki 126 SWAP, Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Chatham-Windsor, Polsko-Kanadyjskiego Klubu Biznesmenów i Profesjonalistów, a także harcerzy.
MPP Teresa Piruzza w swoim krótkim wystąpieniu przypomniała, że jej rodzina pochodzi z okolic Monte Cassino, a więc okoliczności związane z krwawymi walkami nie są jej obce.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/3032-w-ho%c5%82dzie-polskim-weteranom#sigProId24c70a11ec
Dodam przy okazji, że oprócz pomnika Polskiego Weterana na cmentarzu Heavenly Rest windsorska Polonia posiada jeszcze jedną pamiątkę związaną z drugą wojną światową, a mianowicie tablicę wmurowaną w ścianę Domu Polskiego (2005 rok), która upamiętnia punkt werbunkowy do Wojska Polskiego, który istniał w Windsor; dowódcą był gen. Duch.
Co prawda w latach drugiej wojny światowej napływ ochotników nie był już tak spontaniczny jak przed dwudziestu laty, kiedy to przez Niagara-on-the-Lake przeszło około 20 tys. rodaków, aby udać się do Francji i walczyć o niepodległą, trzeba jednak pamiętać, że po podpisaniu porozumienia z Sowietami pojawiła się szansa na wyprowadzenie z "nieludzkiej ziemi" setek tysięcy Polaków. Ostatecznie z gen. Andersem wyszło znacznie mniej, ale to z nich utworzony został II Korpus, który później tak dzielnie walczył m.in. pod Monte Cassino.
Wspominając rok 1918, odzyskanie niepodległości przez Polskę, tworzenie ochotniczej armii, która pod dowództwem gen. Hallera walczyła także o powojenne polskie granice, dodam, że miałem szczęście poznać Jana Marca, ochotnika z Detroit, który służył w Błękitnej Armii.
Komendant Okręgu VI SWAP, Edward Bućko, zaprosił mnie do wzięcia udziału w delegacji, która odwiedziła sędziwego weterana, aby wręczyć mu okolicznościową plakietę ufundowaną z okazji setnych urodzin. Być może nawet posiadam gdzieś w szufladach kliszę ze zdjęciami z tej wzruszającej uroczystości.
Niestety, z grupy, która spotkała się z Janem Marcem, pozostałem tylko ja... modląc się zatem przy pomniku Polskiego Weterana dodawałem "wieczne odpoczywanie" także z myślą o nich.
"Śpij kolego w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie..." – i świeży grób posypywano ziemią z Polski...
I może jeszcze jedna refleksja związana z dziejami weteranów na ziemi amerykańskiej. Otóż ochotnicy, którzy w latach I wojny światowej walczyli w Błękitnej Armii i wrócili do Ameryki, nie mogli liczyć na pomoc rządu, nie byli częścią armii amerykańskiej. A po wojnie, jak po wojnie – wracali chorzy, okaleczeni, często nie mogący pracować. I często-gęsto skazani byli na wegetację, dlatego powołano do życia Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce, aby wzajemnie sobie pomagać. Kiedy po zakończeniu II wojny światowej pojawiła się liczna grupa nowych weteranów, pojawiły się też problemy z przyjmowaniem ich do placówek SWAP... Czy to nie dlatego powołano do życia SPK? Stowarzyszenie Polskich Kombatantów?
Z czasem to weterani drugiej wojny światowej stanowili o sile organizacji, ale historia się powtórzyła: szeregi coraz szybciej zaczęły się przerzedzać, a nowych członków nie przybywało, a przecież można było zmienić regulamin i przyjmować np. byłych żołnierzy, którzy emigrowali do USA i Kanady. Nie mówię o politrukach, o oficerach, ale poborowych, którzy nie mieli nic wspólnego z ideologią komunistyczną.
Z drugiej strony, trzeba się pogodzić z tym, że organizacja weterańska – SWAP – przechodzi do historii. Pozostają po niej np. takie pomniki jak w Windsor czy Jackson (Michigan), gdzie po rozwiązaniu placówki fundusze przeznaczono na budowę pomnika. Podobnie będzie w Windsor, kiedyś odejdzie ostatni weteran, ale miejscowa Polonia modlić się będzie po polsku przy pomniku Polskiego Weterana. No, chyba że i polskiego kapłana zabraknie! Odpukać w niemalowane drewno...
Tekst i zdjęcia
Leszek Wyrzykowski