Wczoraj w London jeden z witających mnie Polaków powiedział, że przeżywamy czasy posmoleńskie. Jest w tym określeniu bardzo wiele prawdy. Jest oczywiste, że na co dzień tego możemy nie dostrzegać, jest oczywiste, że na co dzień zajmujemy się tym, czego od nas wymaga życie, co jest zawarte w tej łacińskiej sentencji mówiącej, że primum vivere, deinde philosophari, najpierw trzeba przede wszystkim żyć, załatwić sprawy podstawowe, potem się zastanawiamy nad sprawami szerszymi. To jest zupełnie naturalne. Ale gdzieś z tyłu głowy ta sprawa dramatu smoleńskiego nam przez cały czas przypomina o tym, że całe życie Polski się zmieniło w ciągu tych kilkunastu sekund, że wszystko się wywróciło do góry nogami, te nadzieje, jakie mieliśmy po 89 roku, iż oto będziemy mogli wreszcie po dwustu latach nieustannego strachu, nieustannego zagrożenia, nieustannego bycia poddanym presji z obu stron wielkich mocarstw i kwestionowania naszego prawa w ogóle do życia, znowu tamten straszliwy dzień powrócił.
Jakkolwiek byśmy ten dzień odpędzali, jakkolwiek byśmy zagadywali tę rzeczywistość, to nikt nie jest już w stanie zmienić tego, że znowu na Polskę spadło coś, co jest wyjątkowe na świecie, ale wyjątkowe w sensie tragizmu, że musimy mieć świadomość, iż taka tragedia, w której w ciągu kilkunastu sekund śmierć poniosło całe kierownictwo państwa, śmierć poniosło całe szefostwo wojska, śmierć poniosło całe centrum elity narodu, że taka tragedia nie zdarzyła się nigdy. Po prostu nigdy żadnemu narodowi. Bez względu na to, czy mówimy o czasach wojennych, czy mówimy o czasach pokojowych, nigdy jeszcze, ani w pokoju, ani w wojnie, żaden naród, żadne państwo takiego straszliwego ciosu nie otrzymało. Jest w tym coś, co sprawia, że – powtarzam jeszcze raz, możemy próbować o tym nie myśleć, możemy normalnymi potrzebami życia od tej pamięci, od tego straszliwego obrazu się odwracać, ale tak czy inaczej on nas dosięgnie.
I dlatego właśnie, zajmując się różnymi rzeczami, tak jak to jest w normalnych obowiązkach poselskich, ta sprawa jest centrum mojego zainteresowania. Stało się tak, że mi pan premier Jarosław Kaczyński powierzył tę funkcję zajęcia się sprawą smoleńską, że jestem zapewne jedynym żyjącym czynnym politykiem polskim, który kierował swego czasu służbami specjalnymi. Służbami cywilnymi, a także specjalnymi służbami wojskowymi. Są politycy, którzy mają doświadczenie dotyczące służb cywilnych, są tacy, którzy mają doświadczenie kierowania służbami wojskowymi, ale faktycznie tak się złożyło, że tylko na mnie spadło to doświadczenie kierowania jednymi i drugimi. A w tej sprawie, nie przesadzając roli służb, nie mitologizując roli służb oczywiście i nie czyniąc z tego jakiegoś nadzwyczajnego problemu czy nadzwyczajnej wiedzy, bo jest bardzo wiele mistyfikacji, często wytwarzanych przez same służby, które chętnie otaczają się taką otoczką tajemnicy, po to żeby łatwiej czynić z siebie nadludzi, którzy mają w rękach władzę życia i śmierci. Tak oczywiście nie jest, to są normalni ludzie, czasami z większymi słabościami i większymi problemami niż ci, którzy zajmują się na przykład sprzedażą gazet. Naprawdę, to nie jest tak, że to są jacyś specjalni nadludzie. Niemniej przeto, jest to pewna specyficzna wiedza i specyficzna grupa, która w Polsce, szczególnie po roku 1939 odgrywa przez całe te dziesiątki lat szczególne znaczenie, olbrzymie znaczenie.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/3018-kr%c3%b3tki-opis-czas%c3%b3w-posmole%c5%84skich-spotkanie-z-pos%c5%82em-antonim-macierewiczem#sigProId36a1c75104
Można powiedzieć, że to znaczenie wzrastało w ciągu tych kilkudziesięciu lat i wcale się to nie zmieniło po roku 1989.
Czy ta kwestia, czy ta wiedza, czy to doświadczenie ma znaczenie przy analizie tragedii smoleńskiej, czy nie – na to ostatecznie odpowie przyszłość.
Ale nie ma wątpliwości, że jest ona niezbędna. Ja tu nie twierdzę, że wystarczająca, w żadnym wypadku. Być może wiedza dotycząca funkcjonowania silników lotniczych jest tutaj ważniejsza niż wiedza dotycząca służb specjalnych, ale jedna i druga jest z pewnością przydatna do analizowania tego, co się zdarzyło.
Czasy posmoleńskie charakteryzują się tym, iż stajemy znowu wobec pytania o to, czy i w jakim kształcie może przetrwać i jakie działania są niezbędne, by przetrwało państwo polskie. Tak naprawdę jest. I z tą świadomością do całej tej problematyki podchodzimy. Oczywiście, nasi wrogowie też są tego w pełni świadomi, więc proszę, żeby państwa nie dziwiło ani nie gorszyło to, że na zespół parlamentarny, także na mnie osobiście nieustannie od rana do nocy z mediów różnych sypią się same potwarze, ataki, różnorodne wymysły i różnorodne przede wszystkim kłamstwa. To jest tylko świadectwo tego, że nasi wrogowie świadomi są, jak ta sprawa jest ważna, jak ta sprawa jest kluczowa. I bez względu na to, czy podają to w formie grubych kpin z naszej pracy, czy podają to w formie ataków na naszą pracę, tak czy inaczej jest to świadectwo, iż zbliżamy się do wyjaśnienia tej tragedii, tej katastrofy.
Czasami mówi się – i bardzo mnie to bulwersuje – iż po trzy i pół roku mniej wiemy na temat tej katastrofy niż było to na początku. Mniej na ten temat podaje do wiadomości publicznej rząd Donalda Tuska, to jest prawda. Najchętniej w ogóle by o tym nie mówił. I marzy o tym, żeby w ogóle nad tą sprawą zapadła cisza trumienna. Takie jest stanowisko rządu Donalda Tuska.
Ale wiedza na temat przebiegu tej tragedii, w ciągu tych trzech i pół roku, jest w sposób zaskakujący duża. Ja naprawdę nie marzyłem o tym, gdy zacząłem się tą problematyką zajmować, że minie zaledwie trzy i pół roku i ja będę mówił, bez względu czy to jest Warszawa, czy to jest Toronto, czy to jest Chicago, czy to jest Londyn, będę mógł przedstawić społeczeństwu, przedstawić słuchaczom, przedstawić Polakom, ale także przedstawić w Parlamencie Europejskim dosyć dokładny i szczegółowy opis przebiegu wydarzeń, także w wizualizacji zrekonstruowany na podstawie bardzo szczegółowych, precyzyjnych danych pokazujących, jak minuta po minucie, sekunda po sekundzie to się działo. (...)
Ale przede wszystkim, nie sądziłem, że minie tak niewiele czasu, gdy będziemy mogli precyzyjnie powiedzieć, dlaczego doszło do tej katastrofy. Nie dlatego, w sensie wywodu politycznie ideowego, bo to było banalne w jakimś sensie i jasne od samego początku. Nie trzeba strasznie wielkiej filozofii, żeby zrozumieć, dlaczego dochodzi do tak straszliwej tragedii, w której ginie prezydent Rzeczpospolitej, który jako pierwszy po czasach wielkich polskich polityków, takich jak Piłsudski, Dmowski, podjął tę wielką myśl, będącą fundamentem polskiej racji stanu. Nie będącą myślą lewicową, prawicową, liberalną, konserwatywną, ale fundamentem polskiej racji stanu, czyli myśl o stworzeniu wokół Polski przestrzeni dobrobytu i wolności, porozumienia państw i narodów. Od Odry do Kaukazu i od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.
I co więcej, prezydent, któremu udało się, dzięki wielkiemu talentowi, dzięki wielkiemu uporowi, ale także dzięki zrozumieniu, iż jest to, co się nazywa w społeczeństwach anglosaskich "window of oportunity", szczelina możliwości, która się nagle pojawia, w której trzeba zaangażować wszystkie siły, żeby to, co najważniejsze dla danego narodu, danego państwa, zrealizować. I to Lech Kaczyński znakomicie rozumiał, że rządzi, jest prezydentem, kiedy jest pewna przestrzeń możliwości zrealizowania polskich aspiracji, polskich szans i polskiej perspektywy historycznej, której nie było wcześniej i której może nie być w przyszłości (...). Symbolem tego działania, które się rozkładało na bardzo wiele szczegółowych inicjatyw, rozmów, decyzji etc., była oczywiście wyprawa gruzińska, jeżeli tak można to nazwać. Ten moment kiedy podczas agresji Federacji Rosyjskiej na Gruzję, gdy wojska rosyjskie już docierały do stolicy Gruzji, to właśnie Lech Kaczyński po przeprowadzeniu całego szeregu rozmów dyplomatycznych głównie ze Stanami Zjednoczonymi, głównie z panem prezydentem Bushem, ale także z panem prezydentem Sarkozym, który był wtedy szefem Unii Europejskiej, doprowadził do porozumienia wszystkich szefów państw Europy Środkowej i wraz z nimi udał się do Gruzji, by tam na wielkim wiecu w centrum stolicy powiedzieć, że wojska rosyjskie będą zatrzymane przez całą społeczność wolnego świata i że nigdy wolny świat i że nigdy Polska się nie zgodzi na to, by agresja militarna była sposobem rozwiązywania konfliktów, i że NATO będzie broniło Gruzji. I wojska rosyjskie rzeczywiście musiały się cofnąć.
Oczywiście, tych działań, które do tego doprowadziły, był cały konglomerat, była cała panorama różnorodnych działań, od tego wiecu, przez podróż pana prezydenta Sarkozy'ego do Moskwy i rozmowy z Putinem, przez rozmowy, które prowadziła również pani Condoleezza Rice z Putinem, po wiec, o którym mówiłem, i wreszcie po wysłanie okrętów amerykańskich w kierunku wybrzeży czarnomorskich Gruzji. A więc mieliśmy – powtarzam – całą paletę tych działań. Ale centrum tych działań, ale osią tych działań, ale człowiekiem, który je organizował od rana do nocy przez wiele, wiele tygodni i miesięcy, był prezydent Polski Lech Kaczyński. I warto sobie z tego zdawać sprawę.
I są tacy na świecie, bo niestety i Polacy – najczęściej jest tak, że wśród Polaków najchętniej przyjmuje się ten kpiarski ton: a cóż on tam mógł zrobić, ale przecież on w ogóle nie miał żadnego znaczenie, to było w ogóle takie... taka sobie wyprawa, która po prostu miała być może jakieś propagandowe znaczenie, ale w rzeczywistej polityce to nie odgrywało żadnego znaczenia.
Przy wielu z tych rozmów w ciągu poprzedzających tę sprawę miesięcy, byłem osobiście. I mogę być świadkiem – było więcej osób oczywiście, nie tylko ja. Chcę powiedzieć, że bez prezydenta Lecha Kaczyńskiego wojska rosyjskie by Gruzję zajęły. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. My często przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Ale są dwa narody i dwa ośrodki państwowe, które świetnie rozumieją, że jest inaczej.
Po pierwsze są to Gruzini, dla których Lech Kaczyński jest ich bohaterem narodowym. W Warszawie nie ma jego placu, w Warszawie nie ma jego pomnika, w Warszawie nie ma jego ulicy, a w Gruzji są. Są place, są nabrzeża, są pomniki i każdy Gruzin, gdy tam się pojedzie, pamięta, że to Lech Kaczyński ich uratował.
No i jest drugi naród, a zwłaszcza druga elita państwowa, która też o tym pamięta, która wyciągnęła dokładnie odwrotne konsekwencje, to jest elita rosyjska, która też była w pełni świadoma, że bez Lecha Kaczyńskiego, bez Prawa i Sprawiedliwości, bez tej myśli państwowej, niepodległościowej, która jest przez tę formację reprezentowana, bez tego oni by problem tzw. bliskiej zagranicy rozwiązali już dawno i nie mieliby tej kwestii. Nie byłoby takiego problemu i Polska wróciłaby do tej funkcji, jaką pełniła przez ubiegłe dwieście lat, czyli przedpola niemieckiego i przedpola rosyjskiego.
Takiego terenu, przez który się przewalają wojska, wpływy, interesy, ale które w istocie jest tylko rodzajem że tak powiem, materiału, którego się używa. Czasami niezłej poezji, innym razem niezłej muzyki, pięknych kobiet, bardzo wspaniałych wzruszeń, ale znaczenia politycznego nie ma żadnego. Otwarta równina, którą trzeba brać w planach strategicznych z punktu widzenia przejścia przez nią. Dwie, może trzy przeszkody wodne, które trzeba uwzględnić wtedy, kiedy się planuje atak czołgów. Koniec, nic więcej, zero. Nazwa, która kiedyś coś przypominała, ale państwem, ale podmiotem to ten obszar miał nie być, a był, jest i mam nadzieję, że jeszcze będzie.
Mówię o tym wszystkim, żeby państwa wprowadzić w całą tę problematykę, nie przesądzając – co chcę bardzo jasno podkreślić – kto doprowadził do tragedii smoleńskiej, bo ja tego nie wiem. Ja mogę różne rzeczy przypuszczać, ja mogę mieć różne hipotezy, podejrzenia, ale nie jestem tutaj po to, żeby państwu przedstawiać moje podejrzenia, przypuszczenia, hipotezy. Ja państwu będę przedstawiał wyłącznie fakty, które zostały przez nas, przez zespół parlamentarny, już stwierdzone.
Często, ze względu na to spojrzenie, które państwu zarysowałem, jesteśmy oskarżani o to, że jesteśmy antyrosyjscy, że nasze myślenie jest warunkowane uprzedzeniami wobec Rosji. To nieprawda. Nie tylko że nie jesteśmy antyrosyjscy, ale i mamy świadomość, że w samych elitach Rosji, tej Rosji, która obecnie istnieje – nie mówię o Rosji sowieckiej, nie mówię o Rosji carskiej, mówię o obecnej Rosji, o Federacji Rosyjskiej – że w samych elitach tej Rosji są silne ośrodki, które są świadome tego, co się stało, i które dążyły i dążą do wyjaśnienia tego, co się stało. Ba, były gotowe nawet na wielkie ryzyko z tym związane i dały świadectwo tego ryzyka i dają to świadectwo przez cały czas. Produkt tego, film, który został zrobiony, zaraz państwu pokażę, żebyście państwo zobaczyli, jaka jest gigantyczna różnica między ludźmi, którzy z tamtej, rosyjskiej strony patrząc na tragedię smoleńską, mają pełną świadomość i odważyli się tego samego dnia, 10 kwietnia 2010 roku, dać zmaterializowany wyraz tej świadomości. Największa rosyjska agencja informacyjna, RIA Nowosti, 10 kwietnia wyprodukowała film w trzech wersjach językowych: po rosyjsku, po niemiecku i po angielsku. Więc jak widzicie państwo, dla całego świata. To był film, którego funkcją było pokazanie, co się naprawdę zdarzyło pod Smoleńskiem.
Chociaż może trzeba by było powiedzieć nad Smoleńskiem, bo ten film pokazuje, co się zdarzyło nad Smoleńskiem, ten film pokazuje, jak nad Smoleńskiem wybucha samolot z prezydentem na pokładzie. To ten film pokazuje. I ten film nam przysłano, przekazano. Jesteśmy od kilku miesięcy jego dysponentami. Po to, żebyśmy mieli świadomość, że to nie jest tak, że w Rosji, w elitach rosyjskich dominuje wyłącznie kłamstwo smoleńskie, że to nie jest tak, jak chciał pan regent wówczas, Władimir Putin, że wszyscy w Rosji uważają, że ci piloci nie znali rosyjskiego, cztery razy próbowali lądować, pijany generał wymusił na niedouczonych polskich pilotach samobójstwo, a z tyłu za nimi stał taki jakiś bliżej niezdefiniowany prezydent, który za wszelką cenę chciał lądować, dlatego że myślał, że dzięki temu wygra wybory prezydenckie. Że ta wizja kłamstwa smoleńskiego, które było nam wtłaczane do głowy od pierwszych minut po tragedii smoleńskiej, jeszcze tam w Katyniu to słyszałem podawane przez ówczesne media rosyjskie – że ta wizja, ta teza, ta wersja jest wersją tylko części elit rosyjskich, ale wcale nie całej. Że są takie elity rosyjskie i są tacy ludzie, i to tak wysoko postawieni w strukturze państwa rosyjskiego, że mogli sprawić, że najważniejsza agencja informacyjna rosyjska taki film wyprodukowała i że go wyprodukowała w tych wersjach językowych, że go przeznaczono na eksport, że go przeznaczono jako element propagandowy, informacyjny, taki który ma pokazać całemu światu, co ta elita myśli. Że ta elita, mówiąc krótko, przekazuje taki oto komunikat: my chcemy zbadać to, co się naprawdę zdarzyło, my wiemy, że ten samolot wybuchł w powietrzu, i my nie chcemy, żeby ta krew spadła na naród rosyjski i na nowe państwo rosyjskie, bo nie chcemy, żeby Polaków i Rosjan tak podzieliła ta krew, jak podzieliła krew katyńska. I nie chcemy, żeby przez następne dziesiątki albo i stulecia dzieliła nas tajemnica smoleńska. Taki jest przekaz tego filmu. On został zrobiony bardzo precyzyjnie na podstawie – to jest króciutki film, on ma dziesięć sekund, żebyście państwo mieli jasność, ale w tych dziesięciu sekundach jest po prostu wszystko, dlatego siła tego przekazu jest po prostu niebywała – ten film został zrobiony na podstawie pierwszych analiz prokuratorów rosyjskich i nie był jedynym gestem ze strony tej części elit rosyjskich, były jeszcze dwa, o których trzeba powiedzieć. Po pierwsze, mniej więcej w tym samym czasie, o godzinie dwunastej w południe – a myślę, że wtedy zapadła decyzja o zrobieniu tego filmu, on był puszczony jedyny raz w telewizji rosyjskiej, o 21.19, ale został puszczony w całej Federacji Rosyjskiej – otóż w tym czasie, kiedy zapadła ta decyzja, bo myślę, żeby go puścić o godzinie 21, musiano go zacząć robić koło południa, wczesnym popołudniem, w tym samym czasie do kancelarii pana premiera Donalda Tuska i do kancelarii pana marszałka wpłynął list elektroniczny, mail od jednej z najwyżej postawionych w państwie, Federacji Rosyjskiej, osób, która proponowała podjęcie wspólnego śledztwa, wspólnego działania, żeby wyjaśnić tę tragedię.
A o godzinie 10 wieczorem tego samego dnia doszło do konferencji wspólnej polskich prokuratorów, którzy tam byli, i rosyjskich prokuratorów pod kierownictwem zastępcy prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej, pana generała Bastrykina. Mamy jej protokół, więc nie mówię z przypuszczeń, nie mówię z domniemań, referuję państwu dokument, którym dysponuję, on był opublikowany w Białej księdze, to nie jest żadna tajemnica, to nie jest tak, że ja państwu przekazuję coś, co mam pod stołem, i tylko państwu pokazuję takie malutkie fragmenciki, to jest dokument, który opublikowaliśmy, i obie strony, zarówno prokuratorzy rosyjscy, jak i prokuratorzy polscy, potwierdzili fakt tej konferencji i że takie ustalenia miały miejsce. A te ustalenia były niezwykłe, bowiem one stwierdzały, że prokuratorom polskim udzielono na ziemi Federacji Rosyjskiej, na obszarze smoleńskim, tych samych uprawnień, którymi dysponowali prokuratorzy rosyjscy. Rosyjscy mogli wszystkich przesłuchiwać, mogli brać udział we wszystkich analizach i badaniach, mogli dokonywać analizy całego wraku, całego terenu tej katastrofy, a przede wszystkim mogli wziąć udział w sekcji zwłok. Żadnej z tych czynności nie zrealizowano, chociaż zobowiązuje do tego Kodeks postępowania karnego Rzeczpospolitej Polskiej i chociaż mieli na piśmie zagwarantowaną taką możliwość.
Można się zastanowić, dlaczego tak się stało, dlaczego do tego doszło. (...)
Wybrane pytania z sali:
– Jakie były lub są związki Komorowskiego z WSI?
– Część w tej sprawie została opisana w raporcie z likwidacji WSI, jeśli chodzi o początek tego procesu, i każdy z państwa może sobie to spokojnie przeczytać bez mojej filmowanej, ewentualnie później powtarzanej odpowiedzi z naszego spotkania w Toronto, więc tej części nie będę powtarzał. Za to druga część też jest znana. Pan prezydent Bronisław Komorowski, jako wiceminister obrony narodowej, był zwierzchnikiem WSI, a zwłaszcza kontrwywiadu, i mianował szefów tej struktury spośród ludzi, którzy pracowali przedtem w WSW i II Zarządzie Sztabu Generalnego, i jest odpowiedzialny za utrzymywanie tego komunistycznego kształtu, którego istotą było to, że bazował na ludziach kształtowanych przez GRU i przez KGB, i wielokrotnie wyrażał swoje poparcie dla właśnie takiej struktury włącznie z głosowaniem przeciwko rozwiązaniu WSI i utworzeniu nowych służb od początku. W związku z tym można powiedzieć, że jego związki z WSI były na tyle silne, że uznał on za stosowne wielokrotnie zarówno przed rozwiązaniem WSI, jak i po rozwiązaniu WSI, zarówno przed ujawnieniem afery o nielegalnym handlu bronią z terrorystami arabskimi przez WSI, jak i potem, wyrażać dla nich podziw, sympatię i pomagać im.
– Czy jest cień szansy na zawarcie sojuszu, choćby praktycznego, z Ruchem Narodowym?
– A ja nie zauważyłem żadnego posła z tej formacji w Sejmie. Znaczy się z całym szacunkiem oczywiście. Bardzo bym się cieszył, jeżeli rzeczywisty polski ruch narodowy miałby dużą pulę posłów w Sejmie i oczywiście wtedy różnorodne sojusze byłyby możliwe. Ale mówiąc serio, chcę powiedzieć rzecz następującą. Celem Prawa i Sprawiedliwości jest doprowadzenie do takiej sytuacji, w której będziemy, dysponując absolutną większością, mogli w pełni odpowiadać za realizację programu, jaki Polsce i Polakom przedstawiamy. Celem jest sytuacja, w której będziemy w pełni odpowiadali za to, co robimy. I nie będzie tak, że wprawdzie obejmujemy władzę, zapowiadając zasadniczą zmianę, ale później będziemy musieli zawrzeć sojusz z Palikotem, Pawlakiem albo kimś jeszcze, i w związku z tym jeśli chodzi o wieś, to zostawimy ją w gestii pana Pawlaka i będziemy patrzyli, jak PSL niszczy polską wieś, albo jeżeli chodzi o przemysł, to będziemy patrzyli, jak go niszczy SLD. Itd. itd. Tak nie będzie. My mamy obowiązek po tych dwudziestu latach destrukcji polskiej gospodarki zmienić kraj, tak jak go zmienił u siebie pan Viktor Orban. On w ciągu czterech lat władzy rzeczywiście uniezależnił Węgry od obcego kapitału, rzeczywiście spłacił zadłużenie, rzeczywiście zmienił konstytucję, rzeczywiście zmienił kraj, wydobył go z najgłębszego kryzysu, w jakim ten kraj się znajdował. Dlatego, bo dysponuje 70-procentową większością w społeczeństwie i w Sejmie, dlatego może działać. Chociaż jest nieustannie pod ogniem brutalnej krytyki, chociaż są różnorodne rezolucje Parlamentu Europejskiego przeciwko niemu, chociaż ma całą prasę przeciwko sobie, to ponieważ ma za sobą naród, może zmieniać Węgry, może wydobywać kraj z kryzysu. My, jeżeli nie będziemy mieli takiej większości, to nie warto, żeby się brać w ogóle za zasiadanie na ministerialnych stanowiskach. Dlatego że być ministrem tylko po to, żeby mieć limuzynę i nazywać się ministrem, to jest po prostu bez sensu. To jest marnotrawienie czasu, nadziei i zaufania narodu. Minęło tak wiele czasu, tyle za nami prób, że doskonale wiem, co by się działo, gdybyśmy w takiej sytuacji przejęli rządy. Nie minęłyby trzy miesiące i ludzie by słusznie powiedzieli: im zależało tylko na stanowiskach, im zależało tylko na stołkach, im zależało tylko na tytułach, oni tyle samo warci co ci od Donalda Tuska. No więc my nie chcemy takiego obrotu wydarzeń, my chcemy Polskę naprawdę zmienić. W związku z tym nie ma na razie perspektywy wchodzenia z kimś w koalicję. Jest apel do narodu, by po dwudziestu latach doświadczeń naród wreszcie podjął decyzję, gdzie naprawdę chce iść. Czy chce iść w tę stronę, która prowadzi – jak mówi pan Radosław Sikorski – do stworzenia państwa europejskiego, czy chce iść w tę stronę, która doprowadziła do zniszczenia całego polskiego przemysłu, czy chce iść w tę stronę, która teraz niszczy polskie rolnictwo, czy chce iść w tę stronę, którą symbolizuje katastrofa i dramat smoleński, czy chce odbudowy Polski i już.
Goniec: Panie Ministrze, tylko dwa pytania. Czemu Pan sądzi, że to państwo, które jest zagrożone przez to, co się stało, jeszcze wciąż istnieje?
– Ja w ogóle nie rozumiem pytania. W państwie parlamentarnym, państwie demokratycznym mamy podział władz i oczywiście można i należy bardzo krytycznie ustosunkować się do działania władzy administracyjnej, którą reprezentuje pan Donald Tusk, a można mieć krytyczny stosunek do działania pana prezydenta Komorowskiego czy prokuratury, ale państwem jest także parlament, państwem jest także Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości, państwem polskim w jego zakresie kompetencji jest także zespół parlamentarny. I uprzejmie proszę nie traktować pana Donalda Tuska za człowieka, który jedynie reprezentuje państwo polskie, bo on jeżeli w ogóle reprezentuje, to bardzo źle.
Goniec: Kogo osądzić za zdradę?
– To są odpowiedzi, na które odpowiemy na sali sądowej, a formułowanie dzisiaj takich opinii wydaje mi się przedwczesne.