W poniedziałek, 30 września, zmarł w szpitalu St. Michaels w Toronto Bogdan Łabęcki.
Poznałem go bliżej kilkanaście lat temu na jakiejś imprezie polonijnej. To znaczy widywałem go już wcześniej na różnych imprezach, ale z nim nie rozmawiałem. Nieco później przyszło mi jakoś napisać tekst o jednej z polonijnych imprez kulturalnych.
Potrzebowałem więcej informacji, potrzebowałem opinii kogoś, kto dłużej ode mnie przebywał w Kanadzie. Przyszła mi do głowy osoba Bogdana Łabęckiego. Przecież on przyjechał do Kanady prawie 20 lat przede mną, przecież Bogdan jest ciągle obecny na różnych imprezach, powinien więc mieć jakieś wiadomości, jakąś opinię?
Zadzwoniłem do Bogdana. Bogdan na moje pytania powiedział: no to wpadnij, pogadamy. Wpadłem do Bogdana.
Okazał się być skarbnicą wiedzy na temat specyfiki wydarzeń kulturalnych w Polonii kanadyjskiej. Jego opinie były zawsze bardzo trafne. Później przyszło mi pracować przez parę lat w sąsiedztwie jego miejsca zamieszkania.
Wpadałem do niego do domu w czasie przerwy obiadowej. Rozmawialiśmy, a może raczej staraliśmy się rozmawiać, bo Bogdan wiecznie otrzymywał dziesiątki telefonów, o wydarzeniach w Polonii, również o polityce i oczywiście o Polsce. Bogdan był patriotą polskim aż do bólu. Jego mottem było: Nie dzielić się! Nie chodzić po sądach!
Nie zawsze zgadzałem się do końca z opiniami Bogdana, co nie znaczy, że były to opinie niesłuszne. Po prostu były inne.
Mnie się jego opinie przydawały, bo pomagały mi popatrzeć na pewne sprawy okiem drugiej osoby, pomagały mi w przyjęciu jakiegoś zrównoważonego osądu. Dobry osąd przy pisaniu różnych tekstów jest bardzo ważny.
Bogdan wyglądał i zachowywał się młodziej, niż faktycznie miał lat. Bogdan Łabęcki był osobą bardzo żywą i inteligentną. Obie te jego cechy, o czym wielu nie wie, były bardzo przydatne, czy więc zbawienne dla Polonii.
Otóż Bogdan bywał obecny, przychodził na wiele imprez politycznych szczebla federalnego, prowincyjnego i miejskiego.
Obserwowałem Bogdana, jak na takich spotkaniach zawsze umiał zagadnąć, przeprowadzić krótką kurtuazyjną rozmowę, umiał być dowcipny.
Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był dobry w public relations. Często na takich spotkaniach było tylko parę osób z Polonii, a on był właśnie jedną z tych osób. Było to bardzo ważne że tam był, bo gdyby nie było tam Bogdana i jeszcze jednej dodatkowej towarzyszącej mu często osoby, którą ze sobą przyprowadzał, zabierał, podwoził, to na takich spotkaniach nie byłoby nikogo z Polonii. Z podwożeniem przez Bogdana pamiętam takie zdarzenie.
Spotkaliśmy się kiedyś przypadkowo na imprezie w budynku sejmu prowincji Ontario Queens Park. No i Bogdan mówi, podwiozę cię do domu i jeszcze pójdziemy po drodze na kawę. Pogadamy.
– Słuchaj Bogdan, pojadę metrem.
– No nie, nie będziesz jeździł metrem. Podwiozę cię, bo jeszcze i tak Krysię podwożę.
Jak tu odmówić naleganiom dobrego znajomego? Jedziemy.
Nagle Bogdan mówi do siebie: O cholera, mam spotkanie w Oakville za pół godziny. Wiesz co? Jesteś już blisko domu, to ja ciebie tu zostawię i ja jadę dalej.
Bogdan spełniał rolę reprezentanta Polski, Polaków i Polonii bardzo dobrze. Nie marnował czasu na emeryturze. Ostatni raz rozmawiałem z Bogdanem na początku września na imprezie "Gońca" w parku Paderewskiego.
– Wpadnij do mnie, powiedział Bogdan. – Pogadamy.
Mnie, ale nie tyko mnie, bo i całej Polonii, będzie Bogdana brakowało.
Janusz Niemczyk