Zatrzymujemy się przy ołtarzu, w którym spoczywa Ojciec Święty Jan Paweł II. Przy sarkofagu wieniec złożyli nawet kibice Legii Warszawa – oczywiście w kształcie herbu swojej drużyny. Przechodzimy obok figury św. Piotra. Gdy spoglądam na sufit, co chwila widzę promienie światła wpadające do wnętrza bazyliki. Muskają ściany niczym palce Pana Boga.
Nad głównym ołtarzem wznosi się majestatyczny baldachim Berniniego. Brąz użyty do wykonania go pochodzi z Panteonu. Śmiejemy się, że to taki recykling.
Wchodzimy też na kopułę. Stojąc w kolejce obawiamy się, że o. Marcin zafundował nam wejście po schodach – a my ledwo stoimy ze zmęczenia, i tak nam się oczy kleją... Na szczęście jedziemy windą. Potem i tak trzeba pójść po ponad 300 schodach. Miejscami jest rzeczywiście ciasno. Ale widok wspaniały. Patrzymy na plac św. Piotra, zaglądamy za mury Watykanu. Zwracam szczególną uwagę na ogrody. Taka wielka plama zieleni, wszystko starannie przystrzyżone – aż by się chciało pochodzić takimi alejkami, niestety my, zwykli śmiertelnicy, możemy tylko o tym pomarzyć.
Schodząc, zatrzymujemy się na chwilę na dachu. Jest możliwość skorzystania z toalety, na chwilę wszyscy siadamy w cieniu. Część osób narzeka na zmęczenie, widać, że entuzjazm do zwiedzania słabnie. Decyduję się na wyjęcie krówek, które trzymam na "czarną godzinę" – wszyscy chcą się częstować. Przy okazji ktoś z rodziców opowiada, jak kiedyś chciał poczęstować krówkami współpracowników. Hindusi, widząc rysunek krowy na papierku, odmawiali.
Schodzimy z kopuły i udajemy się do Muzeów Watykańskich. O. Marcin rozdaje nam słuchawki i odbiorniki, zwięźle odpowiada o głównych eksponatach. W muzeach tłum. Właściwie nigdzie się nie zatrzymujemy, jest tylu ludzi, że nie można stanąć. Wszyscy chcą zobaczyć Kaplicę Sykstyńską. My też oczywiście do niej wchodzimy. Patrzymy na freski Michała Anioła, niektórzy starają się zrobić ukradkiem jakieś zdjęcie, mimo że pracownicy muzeów co chwila powtarzają znane nam już "No foto" i "Silenzia".
Po tym jedziemy metrem na Piazza del Poppolo, gdzie spotykamy się z siostrą Sarą ze zgromadzenia sióstr miłosierdzia. W domu, który siostry prowadzą w Rzymie, jest ich tylko trzy. Jemy obiad i trochę odpoczywamy. Siostry opowiadają o swoim charyzmacie, o tym jak niosą pomoc innym. Ich szczerość i dobroć jest tak wzruszająca, że aż łzy napływają do oczu. Chcąc się odwdzięczyć, śpiewamy "Barkę".
Pod wieczór idziemy jeszcze na spacer po mieście, zachodzimy też do dzielnicy, gdzie znajdowało się getto. O. Marcin widzi, że ciężko nam się zwiedza, dlatego wyjątkowo zarządza powrót na godzinę 9.00 wieczorem. O 10.30 niektórzy są już w łóżkach!
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/2832-pielgrzymka-grup-m%c5%82odzie%c5%bcowych-z-parafii-%c5%9bw-kazimierza-w-toronto-do-rzymu-2#sigProId4a5a97c105
Piątek, 20 września
Drugi raz wyprawiamy się poza Rzym. Tym razem do Tivoli, renesansowego miasta położonego 60 kilometrów na północny wschód od stolicy Włoch. Znajduje się tu Villa d'Este – rezydencja kardynałów wpisana na listę zabytków UNESCO. Główną atrakcją jest ogród z tysiącem fontann. Każdy z nas dostaje mapkę, bo po ogrodach mamy spacerować sami. Co ciekawe, patrząc na mapę, ma się wrażenie, że ogród jest ogromny. W rzeczywistości nie jest jednak taki duży. Znajduje się na zboczu, dzięki czemu woda spływa grawitacyjnie, do zasilania fontann nie potrzeba specjalnych pomp.
W ogrodzie znajduje się jedna fontanna organowa, która gra co dwie godziny. Akurat jesteśmy tu w takim momencie, że wystarczy poczekać jakieś 20 minut. Jestem jednak trochę zawiedziona. Fontanna owszem gra, ale chyba nastawiałam się na coś bardziej spektakularnego. Młodzież zwiedza ogród i fontanny intensywnie – jeden z chłopaków na własnej skórze przekonuje się, że woda jest rzeczywiście mokra.
Obiad jemy w restauracji przy głównym placu, po czym mamy około 45 minut czasu wolnego. Okazuje się, że jest to aż za dużo, bo akurat wypada pora sjesty i sklepy są pozamykane. Miejscowość okazuje się mało turystyczna, są tu tylko trzy sklepy z pamiątkami. Ale za to udaje mi się kupić owoce.
Już w Rzymie idziemy na lody, po czy zwiedzamy kościół Il Gesu, który stał się modelowym kościołem barokowym. Od tego czasu zaczęto budować świątynie na planie krzyża z kaplicami bocznymi usytuowanymi w osobnych wnękach. Przy kościele znajduje się też kolegium jezuitów z pokojami św. Ignacego Loyoli.
Zanim pójdziemy na kolację, czeka nas jeszcze wizyta w jednym szczególnym miejscu – w klasztorze Sióstr Miłosierdzia w Watykanie. Do klasztoru prowadzą drzwi w murach watykańskich, okazuje się, że przechodziliśmy przy nich już tyle razy. Siostry zostały sprowadzone do Watykanu przez Jana Pawła II. Obecnie pomagają bezdomnym i ubogim, udzielają też schronienia 38 kobietom w trudnych sytuacjach życiowych. W kaplicy, w której tego dnia o. Marcin odprawia Mszę św., modliła się Matka Teresa wraz z Janem Pawłem II.
Wstępujemy też na chwilę do kościoła Santa Maria in Trastevere – najstarszego kościoła parafialnego w Rzymie. Niespodzianka czeka nas w zakrystii – na ścianach wiszą portrety kard. Stefana Wyszyńskiego i kard. Józefa Glempa. Okazuje się, że to kościół tytularny polskich kardynałów. O. Marcin tłumaczy nam, że każdy kardynał ma swój kościół w Rzymie i przyjeżdżając, pierwszą i ostatnią mszę odprawia właśnie w swojej świątyni.
Na obiad tradycyjna włoska pizza, a następnie – również tradycyjne na naszej pielgrzymce – wieczorne chodzenie po mieście.
Sobota, 21 września
Wstajemy rano i pierwsze kroki kierujemy do bazyliki św. Piotra. Dziś mamy Mszę św. na grobie Jana Pawła II. Odprawiają ją o. Marcin i o. Paweł Ratajczak, który przebywa w Rzymie na studiach doktoranckich. Przyjeżdżają też nasze znajome siostry miłosierdzia.
Następnie schodzimy do grót watykańskich, do podziemi bazyliki. Wchodzimy do podziemnych kaplic, które zostały otwarte całkiem niedawno – w 2005 roku. Freski, które się w nich znajdują, odkryto przypadkowo, gdy zaczął odpadać tynk. Ks. Luigi, który nas oprowadza, z przejęciem pokazuje nam mozaikę, której autorem był Giotto. W grupie znajdują się jednak tacy, na których imię to nie robi żadnego wrażenia, ze zdziwieniem zastanawiają się, kim był Giotto.
Zatrzymujemy się też w polskiej kaplicy z mozaiką Matki Boskiej Częstochowskiej, w miejscu, w którym często modlił się Jan Paweł II. Papieżowi bardzo zależało na koronacji obrazu. Gdy korony były już gotowe, ich uroczyste nałożenie miało się odbyć 1 kwietnia 2005 roku. Wtedy jednak Ojciec Święty był zbyt chory, by tego dokonać. Oddelegował więc jednego z kardynałów. Jak wiemy, zmarł następnego dnia.
Z bazyliki wychodzimy tylnym wyjściem do Watykanu. Przechodzimy obok domu, w którym mieszka papież Franciszek, a następnie kierujemy się na plac św. Piotra. Wychodzimy przez bramę, z której korzystają tylko pracownicy Watykanu. Wstrzymujemy na chwilę oddechy – salutuje nam gwardia szwajcarska!
Potem ciąg dalszy odkrywania tajemnic Watykanu. Idziemy do Kongregacji do spraw zakonów i instytutów świeckich. Kongregacja to takie nasze ministerstwo – to akurat zajmuje się zakonami, zatwierdza charyzmaty, wszelkie zmiany w zakonach, przechowuje kopie ślubów wieczystych i zakonnych, a także dokumentację dotyczącą przypadków wystąpienia z kapłaństwa czy unieważnienia sakramentu małżeństwa.
Rozmawiamy z jednym z księży, którzy tu pracują. Zaglądamy też do archiwów, które mimo prób komputeryzacji pozostają jeszcze w formie papierowej. Na krótki czas spotykamy się z sekretarzem kongregacji. Przed wyjściem jeszcze wychodzimy na taras, z którego rozpościera się widok na plac św. Piotra.
Następnie przechodzimy do biura prasowego Watykanu. Siadamy w sali, w której odbywają się konferencje. To tu o. Marcin pracował przez trzy lata swojego pobytu w Rzymie. Teraz mówi nam, na czym polega rola komentatora. Gdy Ojciec Święty wypowiada się w danej sprawie lub wydaje jakiś dokument, najpierw odbywa się ogólna konferencja prasowa. Następnie dziennikarze dzielą się na mniejsze grupy i wtedy zadają pytania, na które odpowiadają właśnie komentatorzy, prezentując oficjalne zdanie papieża. Potem czytamy w takich przypadkach, że "Watykan powiedział" – wiemy wtedy, że wypowiedź padła z ust występującego bezimiennie komentatora.
Ponadto biuro prasowe przygotowuje co tydzień biuletyn wydawany w różnych językach. Co ciekawe, dobór materiałów jest różny w zależności od zainteresowań odbiorców.
Na koniec jedziemy do Ostia Antica – miejsca, w którym Tyber uchodzi do Morza Śródziemnego, gdzie w starożytności znajdował się port. Teraz z owego portu pozostały tylko ruiny. Nie mamy jednak czasu na zwiedzanie ich. W planach było plażowanie, będziemy mieć na razie tylko możliwość popatrzenia na plażę. Autobusem podjeżdżamy do współczesnej Ostii, wchodzimy do dość nowej bazyliki św. Moniki, a następnie idziemy w kierunku morza. Przyznam, że miasto robi na mnie raczej średnie wrażenie, wydaje mi się zaniedbane. Plaża... Przy ulicy, ogrodzona, z motelami i leżakami ustawionymi jeden przy drugim. Spragnionych plażowania ten widok jednak nie zniechęca, wręcz przeciwnie. Po intensywnym chodzeniu po mieście wiele osób chciałoby odpocząć.
Niedziela, 22 września
Na porannej Mszy św. gościmy w domu generalnym ojców oblatów. Ojcowie stoją wokół ołtarza, doświadczamy ich poczucia wspólnoty i braterstwa. Po Mszy rozmawiamy z Generałem zakonu, po czym na chwilę przechodzimy na taras, który znajduje się na dachu budynku. Dom oblatów jest najwyżej położonym domem zakonnym w Rzymie. Widok jest rzeczywiście wspaniały, a bazylika św. Piotra – jak na wyciągnięcie ręki.
Następnie przechodzimy na plac św. Piotra na Anioł Pański. Ojciec Święty jest jednak na południu Włoch, z pielgrzymami w Rzymie łączy się za pośrednictwem telewizji.
Po modlitwie grupa się dzieli. 10 osób z o. Marcinem zostaje w Rzymie, reszta jedzie na plażę. Ja zostaję. Nasza grupa ma przykazane, że w niedzielę nie możemy robić zakupów. Idziemy na obiad w pobliże Watykanu. O. Marcin mówi, że to restauracja, którą upodobali sobie dziennikarze obserwujący wydarzenia w Stolicy Piotrowej. Nasz duszpasterz był tu też kiedyś z Benedyktem XVI. Jesteśmy pod wrażeniem i zadajemy szereg pytań o zwyczaje papieskie i możliwości wychodzenia z Watykanu.
Na kawę przechodzimy do kawiarni św. Eustachego, niedaleko Panteonu. Dziś w środku gwarno, lokal jest chętnie odwiedzany. Kawa rzeczywiście bardzo dobra. Pijemy ją na ulicy przed kawiarnią – za miejsce siedzące przy stoliku trzeba dodatkowo zapłacić.
Skoro już jesteśmy tak blisko, to oczywiście idziemy do Panteonu. Kolejny raz dziwimy się, że taka budowla przetrwała do naszych czasów. Z zaciekawieniem stajemy na środku i patrzymy, którędy odpływa woda, która w czasie deszczu dostaje się do środka przez otwór w kopule. W podłodze są dziury. Aż szkoda, że nie pada!
W kościele Matki Boskiej od Aniołów niespodziewanie spotykamy jedną z naszych parafianek. Nie dość, że świat taki mały, to jeszcze wszystkie drogi prowadzą do Rzymu... Kościół jest o tyle ciekawy, że znajduje się w nim bardzo dużo kryształowych żyrandoli. Jesteśmy ciekawi, jak wyglądają, gdy są zapalone. O. Marcin idzie do zakrystii, żeby zapytać, czy da się je zapalić choć na chwilę. W odpowiedzi słyszy, że nie, ponieważ... jest niedziela!
W hotelu spotykamy się z resztą grupy, która zażyła słońca w Ostii. Idziemy na pożegnalny obiad i na plac św. Piotra. Symbolicznie żegnamy się z Rzymem, stojąc w miejscu zamachu na Jana Pawła II. Odmawiamy dziesiątkę różańca w intencjach, z którymi przyjechaliśmy na tę pielgrzymkę.
Poniedziałek, 23 września
I to już ostatni dzień. Pobudka, śniadanie, Msza św., pakowanie. Jeszcze ostatnie zakupy, ostatnia pizza i ruszamy na lotnisko. Czas pożegnać się z wiecznym miastem. Dziękujemy o. Marcinowi za pracę, jaką włożył w zorganizowanie tej pielgrzymki, za jego duchową opiekę i trud włożony w to, abyśmy mogli wzrastać w wierze. Każdego dnia poruszaliśmy inny temat – mówiliśmy o miłości, miłosierdziu, ofierze, służbie, wytrwałości, powołaniu, wspólnocie i misyjności. Mamy nadzieję, że te "cegiełki" pozwolą nam budować silny fundament wiary, a czas spędzony w Rzymie przyniesie obfite owoce.
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak