– Chciałbym zapytać o to, co widzimy na ulicach, ideologię gender, protesty przeciwko obronie życia poczętego. Można odnieść wrażenie, że jednak jest duże napięcie społeczne, że jest walka między koncepcjami człowieka, koncepcjami państwa.
– Tak. Z tym że powiedzmy sobie szczerze, że jest to jednak pewien określony procent ludzi. To zawsze było.
– Czy to jest margines?
– Ja nie mówię, że margines, ale pewien procent w mniejszości, choć bardziej krzykliwy.
Gdy spojrzymy na obronę życia – to dobrze, że obecnie organizuje się też coraz więcej marszy dla życia, dla rodziny, dla dziecka. Na przykład, cały program, który dzisiaj – oczywiście ktoś powie – jest związany z obecnym rządem, 500 plus na drugie dziecko czy na każde kolejne dziecko, ale już to nawet sprawia, że demografia zaczyna być bardziej pozytywna. I to przy całym proteście ludzi źle rozumiejących wolność, tych ruchów antykościelnych, antyżyciowych, aborcyjnych.
Bo proszę zauważyć, oni nie przyjmują odpowiedzialności przed Bogiem, za to kim dzisiaj są i co dzieje się z poczętym dzieckiem czy w ogóle z człowiekiem, który przecież ma prawo do życia nie tylko ze względów religijnych, bo prawo do życia jest prawem człowieka. I powiem też, że tego rodzaju ruchy są finansowane nie wiadomo z jakich środków, z jakich ośrodków, nie tylko w Polsce, ale nawet i z zagranicy. Jeśli na przykład Fundacja Batorego jest wspomagana przez koncern Sorosa i innych, i dopiero teraz to wychodzi na jaw, to muismy zrozumieć, że ta walka toczy się nie tylko na naszej płaszczyźnie społecznej.
– I nie tylko wewnątrz Polski.
– I nie tylko wewnątrz Polski. Jeśli dopiero teraz naród jako wspólnota usłyszał, jak są skoncentrowane media, że nawet blisko 90 procent czasopism jest w rękach takich koncernów, jak Axel Springer, jak Bauern, pomijając inne zewnętrzne wspomagania, to zrozumiemy, że to kształtowanie opinii publicznej przez media, jakoś wymknęło się nam z rąk; że ta repolonizacja mediów musi nastąpić jako proces odzyskiwania zdolności kształtowania opinii publicznej poprzez nasze środowiska. Nie tylko katolickie, ale w ogóle społeczne w Polsce. Bo bez tego ludzie się będą zawsze dzielić, wychodzić na ulice, będą krzyczeć na siebie nawzajem.
– Czy nie jesteśmy my, katolicy, za mało stanowczy, za mało radykalni w protestowaniu przeciwko tym, którzy obrażają uczucia religijne? Jak na przykład przedstawienie „Klątwa” – jedno z wielu, które przestrzeń publiczną zawłaszczają w bluźnierczy sposób. Zbiera się podpisy, są jakieś petycje, ale przecież to stanowi naruszenie prawa polskiego, czy tutaj nie powinno być więcej stanowczości?
– Skłaniam się do pozytywnej odpowiedzi, dlatego że może katolicy przyzwyczaili się, iż byli zawsze zepchnięci na margines w sprawach medialnych, społecznych, czy nawet tych wystąpień publicznych na ulicach, że to się zostawiało politykom. Dzisiaj, kiedy znowu słyszymy od niektórych polityków, że kiedy wchodzą do urzędu czy Sejmu, to sumienie zostawiają za drzwiami, bo „trzeba szukać jakiegoś kompromisu”, chociażby właśnie aborcyjnego, czy to zawłaszczanie przestrzeni publicznej poprzez takie czy inne spektakle czy wystąpienia, zbyt mało jest stanowczego głosu katolików, zarówno w mediach, jak i również w ruchach, które nie powinny się dawać zakrzyczeć, bo przecież większość narodu to katolicy.
– Naród jest w większości katolicki, a jaki jest jego stan moralny? Mieliśmy 40 czy więcej lat komunizmu, potem okres takiego zamieszania, pogubienia się, zachłyśnięcia tym, co oferuje cywilizacja konsumpcyjna, a jak to wygląda dzisiaj?
– Na pewno zagrożenia są większe, niż to było za komunizmu, dlatego że wtedy były bardziej jasne kryteria, które pokazywały nam, co jest złem. Kościół był tutaj też bardzo jasnym nauczycielem.
Powiem tak: kolejne pokolenie w badaniach będzie się wypowiadało za najwyższymi wartościami związanymi z rodziną i z religią, ale jednocześnie, chociażby w ostatnich latach, mamy do czynienia z zaniżeniem odpowiedzialności moralnej choćby w sensie niepodejmowania decyzji łączenia się w sakramentalne związki małżeńskie, lecz tworzenia luźnych związków, „na próbę” itd. Podobnie, jeśli chodzi o rozwody; niestety, 30 procent rozwodów następuje w bardzo krótkim czasie, czyli rok, dwa, trzy lata po zawarciu związków małżeńskich, nagle są rozejścia, i to dramatyczne, bez powrotów. Od strony moralności jest to dla nas bardzo mocne zagrożenie, również jako wspólnoty narodowej czy kościelnej.
Wydaje mi się, że to zachłyśnięcie się taką wolnością przenosi demoralizację i również dehumanizację, bo mamy bez przerwy spór o prawo do zabicia dziecka pod sercem matki. A przecież nie powinniśmy nawet na ten temat dyskutować, skoro wiemy, i Bóg objawia nam w Dekalogu, „nie zabijaj”.
Dziecko to jest przyszłość każdej rodziny i każdego narodu i dlatego albo się określamy po stronie Boga, wiary katolickiej i odpowiedzialności, albo przyznajemy, że to już nie jest naszym dziedzictwem.
Tak więc niestety, te zagrożenia idą. Nawet komunizm, jako władza polityczna, atakował nas od strony ideologicznej, ale nie podważał moralności. Dzisiaj wszyscy ci liberałowie, czy to w Polsce, czy na Zachodzie, chcą – przez demoralizację – zdobyć sobie ten naród; wystarczy zapewnić różne formy wyżycia się, dać narkotyki, odwieść od norm moralnych, a wtedy już nie będzie wspólnoty, czyli ludzie odejdą od wartości.
– Również wewnątrz Kościoła słyszymy głosy za dopuszczeniem Komunii dla rozwodników czy dopuszczeniem związków niesakramentalnych, że świat to wymusza, bo ludzie i tak się tak zachowują. Czy Kościół powinien zmodyfikować swoje stanowisko, czy to dotychczasowe nie jest zbyt radykalne, przestarzałe, bo przecież tak też mówią w wielu wypadkach również ludzie Kościoła?
– Ja jestem akurat tutaj głosem Kościoła, który opowiada się za tą dotychczasową nauką Kościoła i wierności Biblii i wypracowanej przez wieki tradycji Kościoła.
Magisterium, które było związane z Rzymem, dla nas, dla mojego pokolenia, również pasterzy, te przekazy, jak Pawła VI „Humanae vitae” czy Jana Pawła II „Familiaris consortio”, dotyczące rodziny, małżeństwa, sakramentów świętych, są jasne. Mamy obowiązek po tej stronie nie tylko stanąć, ale się zdecydowanie wypowiadać.
Propozycje, które idą nawet od strony Episkopatów, chociażby Niemiec czy Malty czy jeszcze innych, one są dzisiaj takim polem zmagań. Przy całej trosce o ludzi, których – jak mówimy, nie wykluczamy, bo to oni sami wychodzą przez swoją postawę niekonsekwencji związanych chociażby z życiem moralnym itd. – przypominać musimy, na jakich warunkach mogą oni powrócić do uczestnictwa w sakramentach świętych w Kościele; żeby ten głos Kościoła rzeczywiście był budowany na fundamencie jedności wiary. Bo najpierw musi być jedność wiary, a dopiero będzie jedność moralności. Jeśli nie położymy fundamentu poprzez wiarę, to moralność będzie nam się chwiać. Dlatego uważam, że ten najbliższy czas będzie nas weryfikował, po której stronie się opowiemy. Wierzę, że Opatrzność Boża również odegra tu swoją rolę.
– Europa przeżywa czas zamieszania, między innymi związanego z napływem imigrantów, którzy w większości nie są chrześcijanami i nie chcą mieć z chrześcijaństwem nic wspólnego. Słyszymy o tym, że ci imigranci mają być również rozlokowywani w Polsce. Jakie jest stanowisko Kościoła? Czy to są ludzie, którym należy pomagać, przyjąć do domu, przyjąć do parafii, czy są też to ludzie, przed którymi – jeśli nie szanują naszej kultury naszych wartości – powinniśmy się bronić, by ocalić nasz sposób życia?
– Zobowiązanie uczynków miłosierdzia, tak jak mówimy, nakarmić, napoić, ubrać, w dom przyjąć – ono się nie zmienia.
Politycy, mając swoje cele, zaczęli zapraszać tych emigrantów – pomijam sprawę, gdy ktoś ucieka, bo grozi mu śmierć – to tutaj co nas obowiązuje? Nas obowiązuje roztropność, czyli szukanie wspólnego dobra, ocalając tych, którzy prawdziwie są zagrożeni. Z kolei teraz politycy poprzez wystąpienia, nawet te związane z Kościołem czy z Ojcem Świętym, obarczają nas moralną odpowiedzialnością za nieprzyjmowanie tych mas, tysięcy ludzi, nieakceptujących naszej kultury, naszego systemu wartości i stanowiących zagrożenie terrorystyczne.
– Czy nie mamy tu do czynienia z manipulacją polityczną, użyciem tych ludzi jako narzędzia do zmiany oblicza kontynentu?
– Tak, do zmiany całego systemu i oblicza kontynentu, budowanego na wartościach. Dlatego nawet wczoraj w homilii wspomniałem przemówienie, orędzie papieża do polityków krajów europejskich związanych z Unią, orędzie, które było bardzo jasne w rocznicę 60-lecia traktatów rzymskich, a później ani w jednym wystąpieniu – nikt nie wspomniał o wartościach chrześcijańskich, o tych ojcach założycielach, którzy budowali na chrześcijańskim fundamencie Europy; nikt nie zacytował przemówienia Franciszka ze Strasburga, nikt nie zacytował Jana Pawła II, który dla unifikacji Europy, i to w tym dobrym kierunku, wypowiadał się i działał... To znaczy, że to jest nie tylko kłamstwo, to jest manipulacja, próba włączenia Kościoła do gry politycznej. Jednocześnie ci imigranci, o których teraz mówimy, przychodząc z różnych motywów i racji, oni występują przeciwko cywilizacji nie tylko Europy, ale przede wszystkim chrześcijaństwu, nie uznają religii chrześcijańskiej jako prawdziwej religii, która szuka nie tylko dobra w wymiarze ziemskim, ale również w wymiarze zbawienia jako życia wiecznego. Ta manipulacja, niestety, jest coraz bardziej wyraźna.
To, co musimy też podkreślać – to że Polska od lat przyjmuje milion czy więcej uciekinierów ze Wschodu, z Ukrainy, i ludzie ci już są zasymilowani, pracują, w swoich kościołach się modlą, czy to będzie greckokatolicki, czy prawosławny, czy katolicki, to dlaczego Europa tego nie widzi, tylko przerzuca czy chce przerzucać rzesze emigrantów? Dlaczego Europa nie widzi pomocy również Kościoła, w tym wypadku Caritas, która od lat wspomaga ludzi i rodziny – papież teraz podziękował Caritasowi w Polsce, za pomoc dla rodzin w Syrii – konkretnie tam, na miejscu, dając środki do życia. Dlaczego się tego nie widzi, tylko mówi się przyjmijcie do siebie, przyjmijcie tutaj w swoje domy tych, co teraz przejdą z rejonu Bliskiego Wschodu czy Azji lub Afryki do Europy, i co będzie? Nie tylko kolejna wędrówka ludów, ale kolejne starcie cywilizacji.
– Czy to nie jest wielkie rozczarowanie ten projekt europejski, który miał fundamenty czy założenia chrześcijańskie, który miał jednoczyć nas wszystkich na gruncie wspólnych wartości? Pamiętam, za czasów komunizmu myśleliśmy o Europie Zachodniej jako czymś wyższym pod względem cywilizacyjnym. A dzisiaj okazuje się, że ta Europa została uprowadzona przez kogoś, w innym kierunku.
– Tak, dlatego że jeśli w początkach, jeszcze w latach 50., Unię Europejską budowano na wspólnocie węgla i stali, czyli na rzeczach, które były wyznacznikiem dobrobytu, to dzisiaj mówi się na ten sam temat, ale już się nie określa tego, co było u założycieli – jedności ducha, nie podkreśla wartości, które były związane z cywilizacją chrześcijańską w Europie, mówi się jedynie o wspomaganiu takich czy innych rozwiązań ekonomicznych, no to jest naprawdę – tak jak Pan to określił – odwrócenie statku, który dryfuje, ale nie wiadomo dokąd. Nie ma określonego celu, na razie wszystko zmierza do zatracenia wartości, w celu uzyskania jakiegoś spokojnego dobrobytu.
– Księże Arcybiskupie, był Ksiądz tutaj w wielu parafiach polonijnych, wśród mieszkających tu Polaków, jakie wrażenia, jak to się porównuje do Polski?
– Myślę, że tutaj – jak odkrywam to po raz pierwszy – jest większa więź pomiędzy parafiami jako wspólnotami związanymi z księżmi, którzy pracują w duchu polskiej tradycji kościelnej, a więc życie sakramentalne w sensie Eucharystia, spotkania, czy to związane z Bożym Narodzeniem, czy z Wielkanocą, czy z różnymi świętami zarówno religijnymi, jak i państwowymi. A w Polsce chyba dlatego, że mamy to na co dzień, to ta wartość parafii jako wspólnoty jest mniejsza.
Tutaj widzę, że tęsknota, na pewno obecna w każdym z was, tu już mieszkającym obywatelu Kanady, ona daje taki dodatkowy wiatr duchowy, żeby właśnie wspólnoty parafialne były siedliskiem czerpania sił duchowych ale i pomocy, jeden drugiemu pomaga. Te organizacje polonijne – ja tu widzę – w Kanadzie chyba są nawet może mocniejsze przy parafiach. Tu widzę w kościele, mówi się o kilkudziesięciu wspólnotach, poczynając od nawet dzieci czy to młodzieży, są wspólnoty modlitewne – coś pięknego, co będę o was też świadczył, że czy w jednym, czy w drugim kościele są adoracje wieczyste, czyli ciągle trwa modlitwa przed Najświętszym Sakramentem.
To są przykłady nie tylko że pozytywne, ale zobowiązujące nas, żebyśmy ten kontakt wzajemny, chociażby tak jak moja tutaj obecność, kiedy udzielam sakramentu bierzmowania ludziom młodym, żeby był coraz większy. I wtedy będzie nam pomagała również od strony wewnętrznej, dojrzalszej przekazywać to w przyszłe pokolenie.
– Księże Arcybiskupie, dziękuję bardzo i życzę siły ducha, niech Pan Bóg prowadzi w opiece nad tą stolicą duchową naszego wielkiego narodu, prawie 60-milionowego...
– ...rozrzuconego po całym świecie. Bardzo dziękuję za podkreślenie, że jesteśmy razem w takiej dużej liczbie narodu, bo rzeczywiście ograniczanie nas, że Polakami jesteśmy w tej rzeczywistości tylko granic Polski, ale właśnie tutaj, poza granicami, jesteśmy też tym samym narodem.
I powiem tak, że zawsze jestem bardzo wdzięczny wam jako rodakom, kiedy przybywacie na Jasną Górę, która jest takim miejscem rzeczywistym naszej kolebki poza tym chrzcielnym miejscem, czy to Gnieznem, czy Poznaniem, ale jest takim miejscem jedności. I tak jak to odkrywamy od pokoleń, że tam przy Maryi zdobywamy przedziwną pomoc i obronę. I tego również życzę Polakom tutaj, żeby to zapatrzenie i ta nasza wspólna modlitwa, chociażby Apelu Jasnogórskiego, poprzez środki społecznego przekazu, Telewizję Trwam, żeby była naszym coraz większym skarbem i taką siłą.
– Bardzo dziękuję.