Dlaczego tu jest ryzyko dla badacza? Oczywiście, nie twierdzę, że ktoś dokona zamachu na mnie czy moją rodzinę, chociaż mam takie groźby, że wrócę do Polski w trumnie. Telefony tego typu regularnie odbiera moja żona, kiedy jestem w Stanach Zjednoczonych i ujawniam kolejne nazwiska. W związku z tym zapewne wielu historyków doszło do wniosku, że lepiej zajmować się osobami, które działały przed wojną, może nawet przed I wojną światową, a nie tymi, którzy ewentualnie jeszcze tutaj żyją i działają.
Dlaczego jest ryzyko? Otóż ludzie, którzy współpracowali z SB, czy to jako tajni współpracownicy, czy kontakty operacyjne, czy kontakty informacyjne, obawiają się tego, że po ujawnieniu twardych dowodów ich agenturalnej działalności, gospodarze, czyli np. Amerykanie czy Kanadyjczycy, mogą wszcząć wobec nich procesy deportacyjne, odebrać im obywatelstwo. Mówiłem na spotkaniu o Chińczyku, który stracił niedawno obywatelstwo USA z tego tylko powodu, że był członkiem Komunistycznej Partii Chin i nie przyznał się do tego w czasie procedury przyznawania obywatelstwa.
– Pan uważa, że ci ludzie obawiają się, że tutejsze władze podejmą działania na podstawie tego, że ktoś skłamał na przykład w oświadczeniach składanych przy uzyskiwaniu obywatelstwa, tymczasem są to bardzo trudne rzeczy, zwłaszcza tutaj, w Kanadzie. Może w przypadku ludzi, którzy byli przestępcami wojennymi, to jakoś funkcjonuje. Jak ktoś był zbrodniarzem wojennym w różnych miejsca świata – to tak. Natomiast nie słyszałem o przypadku, takim o którym Pan mówi, żeby kogoś deportowano, dlatego że był jakimś donosicielem.
– A zna pan jakiś przypadek byłego tajnego współpracownika, który został ujawniony i dokumenty zostały zaprezentowane w Kanadzie? Mówimy o Polakach.
– Nie.
– Więc widzi pan.
– Wiem o przypadkach szpiegów i wtedy kogoś tam wydalano z Kanady.
– Skoro nie zna pan takiego przypadku, a ja nie znam w Stanach Zjednoczonych takiego przypadku, którym by się zajęła Polonia – zaraz powiem, co mam na myśli – no to nie możemy powiedzieć, jak się zachowają władze amerykańskie i kanadyjskie. Bo, z formalnego punktu widzenia, współpraca z obcym wywiadem na terenie Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, jest przestępstwem. Pytanie jest tylko tego rodzaju, czy znajdzie się ktoś, kto na przykład – po pierwsze – powiadomi prokuraturę, po drugie – będzie wywierał presję na prokuraturę i władze danego kraju, aby podjąć działania natury prawnej. Moim zdaniem, jeżeli się ktoś znajdzie, na przykład Kongres Polonii czy to w Stanach, czy w Kanadzie, to wówczas prokuratura z definicji będzie się zajmować takim przypadkiem.
Na spotkaniu podawałem przykład oficera Homeland Security, który ze mną dosyć długo rozmawiał, czyli Amerykanie się tą sprawą interesowali czy interesują.
Kwestią tylko jest udowodnienie, a mam na myśli twarde dowody, a po drugie, wywarcia presji, czyli stworzenia grupy, która będzie lobbowała na rzecz postawienia tych ludzi przed sądem. Nie znam na tyle prawa kanadyjskiego czy amerykańskiego i nie wiem, czy w takim przypadku zastosowana będzie w pierwszej kolejności procedura sprawdzania, czy dana osoba nie skłamała w czasie otrzymywania na przykład obywatelstwa – jeżeli to obywatelstwo ma, albo stałego pobytu, czy zostanie postawiona przed sądem jako przestępca – bo to jest przestępstwo. No i w wyniku tego postępowania, jeżeli zostanie wszczęte, rzeczą logiczną jest, że taka osoba będzie wydalona. No bo jak straci obywatelstwo, to wiadomo, że będzie wydalona. I to jest, powiedziałbym, poezja tej sprawy, według mnie. Bo największą karą dla człowieka, który ma 60 – 70 lat, jest zamożny, ma obywatelstwo amerykańskie czy kanadyjskie, będzie nie więzienie, tylko wydalenie go ze Stanów czy Kanady.
– Ja z tym nie będę polemizował, ale sam pan mówi, że organizacje polonijne są „bogate” w agenturę i nawet w sytuacji, gdyby taka grupa nacisku miała powstać, to się założę, że będzie tam dwóch, trzech albo czterech agentów, którzy na początku będą bardzo „za”, a potem wszystko będzie jakoś grzęzło. Agentura, przyjeżdżając tutaj, pierwsze, co robiła, to obsadzała miejsca, które miały jakieś znaczenie dla lobbowania, dla interesu polskiego itd. – po to żeby to rozbijać.
– To co my zrobimy wtedy? Sprawdzimy właśnie te osoby. I może się okazać, że ma pan rację, że jest duże prawdopodobieństwo, że będą takie akcje prowadzone, bo sam obserwuję działania przeciwko mnie osób, które są opisane w mojej książce, więc wiadomo, że mają interes w tym, żeby podkładać mi nogę np. przy organizacji spotkań itd. Ale sądzę, że z tym Polonia może sobie poradzić. Poza tym trzeba pamiętać jeszcze jedno, że te osoby teraz – moim zdaniem – nie będą się tak bardzo, żeby użyć kolokwialnego zwrotu, wychylać, bo od razu będą podejrzane i od razu mogą być sprawdzone.
– Wręcz przeciwnie, będą uciekać do przodu, będą bardzo za, tylko że później, kiedy będzie przychodził czas decyzji konkretnych postanowień, to...
– Ale przede wszystkim, co ja zrobię. Jeżeli państwo będziecie sobie życzyć, żeby prowadzić badania – a na to się zanosi, że życzycie sobie – to ja będę wszystkich sprawdzał po kolei, zaczynając od pana itd. Wszystkich należy sprawdzić, bo na przykład kilka miesięcy temu jadłem kolację z bardzo sympatycznym staruszkiem w Los Angeles, a później okazało się, że to jest tajny współpracownik, więc być może panowie też byliście tajnymi współpracownikami. Oczywiście żartuję, ale...
– Gdzie można to sprawdzać, jakie są źródła, gdzie są w Polsce te dokumenty? Dobrze byłoby, gdyby takie rzeczy były ogólnie dostępne, bo to wtedy przyspieszyłoby cały proces.
– Zgoda, oczywiście. Tylko niestety polski system ipeenowski działa tak, jak tu pan wspomniał wcześniej, że tylko wybrani mają dostęp. To znaczy ja bym tutaj nie tragizował, bo jeżeli ktoś jest dziennikarzem, badaczem, to może sobie w tych aktach grzebać. Problem polega na czym innym, że nie ma dziennikarzy ani historyków – o czym już mówiłem – którzy by się chcieli tym tematem zająć, tak jak ja to robię. I w związku z tym, tak jak powiedziałem na spotkaniu wczoraj, nie traktuję tego jako „full time job”, bo nie mam na to czasu, bo muszę się czym innym zajmować, swoją pracą – te badania przez osiem lat posuwały się bardzo wolno. A druga sprawa, że system – o czym też mówiłem – ipeenowski działa w ten sposób, że on nie ułatwia, tylko utrudnia badania. Bo jeżeli czegoś szukam i znajduję 150 odpowiedzi na jedno pytanie, to muszę te 150 odpowiedzi sprawdzić, żeby dojść do właściwej. I to jest bardzo czasochłonne i cieszyłbym się, gdyby inni ludzie też się tym zajmowali, zwłaszcza ci, którzy pracują albo pracowali w IPN-ie.
– No właśnie, IPN z urzędu ma się tego rodzaju rzeczami zajmować.
– Teoretycznie.
– Powstają pewne publikacje dotyczące funkcjonowania wywiadu PRL na przykład, w latach 50., 60., właśnie wspomniał pan o agencie Maleszce, jest taka para agentów, Gontarczykowie...
– Znam ich osobiście nawet.
– ...którzy rozbijali organizację w Niemczech, możliwe że nawet zamordowali księdza Blachnickiego, byli ostatnimi osobami, które go widziały.
– Ta pani Gontarczyk pracowała później w Polsce, i to na jakimś odpowiedzialnym stanowisku.
– Takich ludzi było mnóstwo. Wysyłanych właśnie w różnego rodzaju ciekawe miejsca, gdzie funkcjonowały organizacje niepodległościowe czy gdzie przyjeżdżali ludzie z kraju i można było uzyskać o nich i ich działalności informacje przez zagranicę. Gdzie są te materiały? Czy one są w wywiadzie, czy zostały przekazane do IPN-u, czy one były w aktach SB? Jak to wygląda od tej archiwalnej struktury?
– No wygląda źle. Oczywiście to nie są dane jakieś dokładne, ale szacunkowo bym powiedział tak, że może 10 proc. akt dotyczących zagranicznej działalności SB, czyli działalności I wydziału SB, jest dostępne w IPN-ie dla takich badaczy na przykład jak ja. Następnie są dwie inne kategorie dokumentów, do których ja, jako badacz zewnętrzny, nie mam dostępu. Po pierwsze, to są dokumenty, które są w IPN-ie, ale z jakichś powodów, o których ja nie wiem, nie są dostępne badaczom zewnętrznym, tylko pracownikom IPN-u – o czym Cenckiewicz na przykład mówił. I że on, jako pracownik IPN-u, miał do nich dostęp, a ja na przykład nie. Jest trzecia grupa dokumentów, których jest najwięcej i które są najbardziej interesujące. To są te, które się znajdują w archiwum wyodrębnionym, czyli mówiąc wprost, są utajnione ze względów rzekomo bezpieczeństwa państwa polskiego, co jest bzdurą. Bo utajnianie informacji o kapusiach, którzy donosili na nas, czy to w Polsce, czy w środowisku polonijnym, może się przyczynić do zwiększenia bezpieczeństwa, a nie jego zmniejszenia. Natomiast, jak należy przypuszczać, w Magdalence jednym z punktów porozumienia komunistów czerwonych i różowych było to, że pozostawią agenturę w spokoju. Między innymi tych tajnych współpracowników, którzy działali w środowisku polonijnym. I najważniejsze dokumenty zostaną niedługo już ujawnione – mam taką wielką nadzieję – wskutek zmiany ustawy o IPN.
– Ale tam jest wciąż to sito polegające na tym, że ci oficerowie ABW będą przeglądać te akta, czyli to oni będą decydować, a nie historycy, co będzie ujawnione, a co nie.
– Tak. No właśnie. I tutaj jest największa obawa, bo już słyszę z różnych stron wątpliwości – zresztą sam je mam – czy ten proces ujawniania będzie się odbywał selektywnie? Kto o tym będzie decydował naprawdę?
– Tak jak pan powiedział, to jest pytanie o Magdalenkę, czy te porozumienia z Magdalenki nadal obowiązują w Polsce...
– Ja myślę, że nie PiS, że PiS jednak nie będzie się stosował do tych porozumień, bo sam przecież krytykuje okrągły stół, i słusznie. W związku z tym obawiam się czego innego, że jeżeli będzie to sprawdzał nowy już szef IPN-u i szefowie wszystkich służb typu ABW, wywiady itd., bo oni decydują, czy dany dokument może czy nie może zostać opublikowany, to – po pierwsze – będzie to trwało bardzo długo, bo tych akt jest dużo. Po drugie, pytanie, czy oni będą stosować jakieś zasady nie historyczne, a polityczne. Czyli na przykład powiedzmy, że kolega tutaj jest działaczem, znajomym albo kolegą pana Kaczyńskiego, no i szef IPN-u już podpisze odtajnienie, a później jakiś polityk zobaczy, że to jest kumpel Kaczyńskiego, no i dokumenty się nie ukażą.
– Ale jaka byłaby podstawa prawna takiego działania? Nie ma takiej?
– Ależ oczywiście, że jest. Jest podstawa prawna – zagrożenie bezpieczeństwa państwa polskiego. W dalszym ciągu jest coś takiego. Dlatego szefowie służb to przeglądają, żeby nie wyszło na światło dzienne coś, co może faktycznie zagrozić bezpieczeństwu. Oczywiście, że tak może być. Bo załóżmy, że jest jakiś tajny współpracownik, który kiedyś działał na rzecz SB w Kanadzie, w Niemczech, obojętnie gdzie, i on dzisiaj pracuje w dalszym ciągu dla jakichś polskich służb. No to rzeczą oczywistą jest, że nie powinniśmy go ujawniać, ze względu na jego bezpieczeństwo. I tu musimy już przymknąć oko.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to jest moralnie naganne, że nie ujawnia się gościa, który był kapusiem. No ale z drugiej strony, jeżeli on pracuje dla wywiadu polskiego dzisiaj, no to byłoby głupotą zdradzanie jego nazwiska, prawda?
– Ale pojawia się również argument, że tego rodzaju ujawnianie akt nie tylko zdejmuje przykrycie z agentów byłych, ale ujawnia metody pracy. Co pan powie na taki zarzut?
– I bardzo dobrze. My powinniśmy właśnie poznać bardzo dokładnie metody pracy SB i innych służb specjalnych, bo to pokazuje cały obraz funkcjonowania systemu komunistycznego. Ze względów historycznych jest to niezwykle ważne. Ja tu nie widzę żadnych związków z dzisiejszym dniem. Chociaż mam bardzo krytyczne zdanie o służbach dzisiaj. One odgrywają bardzo negatywną rolę, nie przyczyniają się do wzmocnienia, lecz do osłabienia bezpieczeństwa państwa polskiego, podam przykład słynnych kelnerów. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że to był pomysł kelnerów, te podsłuchy. Więc na pewno za tym stały służby specjalne. Można, oczywiście, tutaj mieć wątpliwości, czy to były polskie, czy rosyjskie, czy izraelskie, ale jakieś służby za tym stały. Ja bym jednak stawiał na polskie, chociaż mimo że mówię polskie, to mam duże wątpliwości, czy to są, czy były polskie służby. Jeżeli te służby będą w taki sposób nadal działać – a tak bym obstawiał, że tak będzie dalej, bo nie rozwali się, mówiąc brzydko, służb – co jest konieczne. Mówię o starych służbach, które chodziły na pasku PO do pewnego czasu. Jak widać, nawet się zbuntowali w przypadku PO i wystąpili przeciwko PO, zakładając im podsłuchy, więc jeżeli nadal część oficerów będzie pracowała w służbach, albo nawet jak nie pracuje, a ma przecież możliwości wywiadowcze, ma sprzęt...
– Ma informacje napływające z różnych stron, więc może je analizować.
– No i ci ludzie, nawet jako osoby prywatne, mają możliwości, żeby wykonywać dalej pewne zadania.
– Czy mówi pan, że to jest państwo w państwie?
– Tak.
– I że dalej działa lojalność grupowa, biorąca górę nad lojalnością państwową?
– Tak, absolutnie tak. Dlatego że weryfikacja, która została dokonana latem 90 roku, weryfikacja starych oficerów SB i innych służb, ona miała charakter komediowy. Sam widziałem sposób weryfikacji. Na iluś tam, kilkudziesięciu pracowników w Dąbrowie Tarnowskiej Służby Bezpieczeństwa, weryfikacji nie przeszedł jeden, nawiasem mówiąc, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Natomiast wszyscy pozostali przeszli do pracy albo w policji, albo do UOP-u.
– Mówi pan cały czas o archiwach SB, ale ludzie, którzy byli tutaj, już nie podlegali pod SB, jaka to była struktura?
– Jak najbardziej podlegali. Właśnie chodzi o to, że jeden z wydziałów SB, pierwszy, on się zajmował zagranicą.
– To nie był wywiad, tylko Służba Bezpieczeństwa?
– To był rodzaj wywiadu, tylko że formalnie była to część Służby Bezpieczeństwa, ale działają za granicą. I najciekawsze rzeczy, które ja znalazłem, to są właśnie z tego wydziału. Natomiast do wywiadu wojskowego to za bardzo nie miałem dostępu, bo te dokumenty po prostu nie znajdują się w archiwum dostępnym. One są właśnie w tym zbiorze zastrzeżonym. I to będą dopiero hity historyczne, o ile zostaną ujawnione.
– Nie odpowiedział pan na pytanie o system „Polonia”, czy panu wiadomo, co się z tym stało?
– We wszystkich możliwych sprawdzeniach nie znalazłem czegoś takiego, co byłoby pomocne w moich badaniach i co by się wiązało z tym systemem. Być może wynika to z tego, że system poszukiwania dokumentów w IPN-ie, jak powiedziałem, jest bardzo skomplikowany i utrudniający życie historykowi. Jeżeli na przykład wpisalibyśmy hasło niebędące nazwiskiem i imieniem, jakieś inne hasło, załóżmy „system Polonia” czy „rezydentura SB w Toronto”, to może nam coś wyjść, ale to są informacje bardzo ogólne, zupełnie niewnoszące czegoś ciekawego. I z mojego doświadczenia wynika, że bardziej skuteczną metodą badania tych dokumentów są hasła imienne, czyli imię, nazwisko.
– I data urodzenia.
– Data urodzenia jest konieczna, bo tych nazwisk podobnych może być dużo i tajnych współpracowników może być dużo o tym samym nazwisku, zwłaszcza jeżeli nazwisko jest popularne. Mało tego, powiem, że ten wspomniany przeze mnie tajny współpracownik z Los Angeles, ten sympatyczny staruszek, on ma nazwisko nietypowe, ale ja się wstrzymuję z ujawnieniem tego nazwisko, dlatego że nie mam dokładnej daty urodzenia. I zawsze jest ryzyko. Chciałbym po prostu mieć stuprocentową pewność, zawsze tak robię, że to chodzi właśnie o tego Jana Kowalskiego, a nie o innego Jana Kowalskiego.
– Wszyscy się domyślamy, że PRL usiłował tutaj rozbijać jedność Polonii, żeby Polonia nie mówiła jednym głosem, żeby nie była w stanie przeprowadzać różnych akcji proniepodległościowych i innych, ale czym ci ludzie byli zadaniowani, czyli o co głównie agenturze SB chodziło?
– Zaczynając od takich podstawowych zadań, klasycznych, jak zbieranie i przekazywanie informacji o swoim środowisku, o organizacjach, w których działali, a skończywszy na bardzo już wyrafinowanych operacjach wpływu, kiedy chodziło esbekom o to, aby Polonia uzyskiwała informacje, na których zależało PRL-owi, żeby były przekazywane. Tak jak mówiłem, to były takie pasy transmisyjne, głównie to byli dziennikarze, właściciele stacji radiowych, telewizyjnych polonijnych, gazet, którzy informowali w taki sposób Polonię, który odpowiadał esbekom. Zabawne i smutne zarazem jest to, że ci ludzie wykazywali w tym bardzo dużo swojej inicjatywy, esbecy specjalnie nie musieli ich instruować. Oni przekazywali obraz PRL-u jako państwa demokratycznego, sprawiedliwego, jak np. robił to Bob Lewandowski. Tu trzeba od razu dodać, przy tym nazwisku, że była to bardzo znana postać w Chicago. Prowadził i radiową stację, i telewizyjną. I on nie był tajnym współpracownikiem, on niczego nie podpisał, natomiast współpracował z SB nieformalnie i wyrządził znacznie więcej szkody niż wielu tajnych współpracowników formalnych.
– Na jakiej podstawie pan to mówi? Gdzie są te informacje, w aktach SB?
– Tak, oczywiście. Są bardzo dokładne relacje ze spotkań z Lewandowskim oficerów SB zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce. Bo wielu tych właścicieli biur podróży, rozgłośni itd. podróżowało do Polski. I zachowały się bardzo szczegółowe relacje z rozmów. Można się trochę uśmiać z postawy tych polonusów, ponieważ oni byli strasznie gorliwi, bym powiedział, że byli nawet nadgorliwi. Nie musieli wielu rzeczy robić, a sami wykazywali inicjatywę wobec esbeków i proponowali sami, że podejmą takie a takie akcje.
– A co z pozyskiwaniem funduszy? Tutaj, tak jak w różnych ośrodkach polonijnych, mieliśmy podobne afery finansowe dotyczące banków spółdzielczych polonijnych, wyprowadzania pieniędzy z tych instytucji. Czy SB, czy PRL interesowały się tego rodzaju instytucjami, gdzie życie polonijne się koncentrowało, bo każdy szedł z pieniędzmi czy z przekazami pieniężnymi do kraju?
– Co ciekawe, jest mnóstwo informacji o właścicielach biur podróży, którzy dostawali na przykład specjalne koncesje na operowanie na terenie PRL-u, i oni oczywiście odnosili korzyści materialne dosyć spore, ponieważ mieli specjalne uprawnienia. Natomiast jeżeli chodzi o te instytucje takie bardziej poważne, jak banki, to ja osobiście nie znalazłem żadnej informacji, ale podejrzewam, że przyczyna jest bardzo prosta. To już mieściło się w kategorii dokumentów zastrzeżonych. No i na to trzeba poczekać parę miesięcy, mam nadzieję.
Jeżeli PiS zachowa się uczciwie i ujawni większość dokumentów polonijnych, które dotychczas są zastrzeżone, to jestem pewien, że w środowisku polonijnym dojdzie do trzęsienia ziemi. Oczywiście, że może i większość tych ludzi nie żyje – mówimy o starszym pokoleniu...
– Były też lata 90., 80.
– ...ale jednak sporo tych osób zostało. I tak jak podawałem przykład Jarmakowskiego, który w tej chwili działa intensywnie w KOD-zie, być może będą właśnie informacje o tych ludziach, o których dopiero zacząłem zbierać informacje. Co jest ciekawe, że na temat Jarmakowskiego – żeby pozostać przy tej osobie, która nie była tajnym współpracownikiem, ale współpracowała nieformalnie, spotykając się potajemnie z rezydentami SB z konsulatu PRL-u w Chicago w drugiej połowie 89 roku – w pewnym momencie urywa się ślad. I tak jest często, że w dziwaczny sposób dokumenty kończą się na jakiejś tam dacie i tak to nie pasuje za bardzo do całej historii. Można odnieść wrażenie, że część tych dokumentów dalsza została albo zniszczona, albo przeniesiona. Ja sądzę, że one są właśnie w archiwum zastrzeżonym. I w związku z tym zapewne będziemy mieli wiele bardzo ciekawych informacji dotyczących dalszej działalności tych ludzi.
Oczywiście problem jest z rokiem 90. No bo na tym powinno się skończyć. Ja się obawiam, że może się skończyć na 89. Dlaczego mówię, że to jest ważne? Ponieważ do 90 roku istniała SB, do lata. Bardzo dużo ciekawych operacji oni przeprowadzali w 89 i w 90, na przykład przeciwko polskim przedsiębiorcom w Chicago. A niektórzy zabawnie twierdzą, w tym historyk Cenckiewicz, że niesłuszne są zarzuty wobec na przykład Jarmakowskiego, że spotykał się z rezydentami SB z konsulatu PRL-u, bo to był rok 89. No i co z tego, że był rok 89, skoro SB działała do lata 90 roku i na przykład werbowała dziennikarzy amerykańskich w Chicago jeszcze w 90 roku. Na takich samych zasadach jak w PRL-u. Zresztą państwo polskie nazywało się wtedy PRL, a nie Polska.
– Kończąc, pan się zwrócił z apelem o to, żeby ludzie, którzy podejrzewają, że ktoś był agentem, żeby po prostu zwrócili się do pana, przesłali dane, że pan może podjąć się tej pracy.
Podczas spotkania padła propozycja utworzenia funduszu, który by wspierał pana działalność. Czyli że jeżeli ktoś podejrzewa – oczywiście to nie ma być tak, że jeżeli ktoś komuś zrobił krzywdę albo kochanka żony usiłuje pogrążyć, to wtedy do pana wysyła. Chodzi o sprawy, które rzeczywiście są w jakiś sposób istotne. Może się wtedy do pana zwrócić. Jak się z panem skontaktować?
– Najlepiej przesyłać te informacje na mój adres e-mailowy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Ewentualnie można do mnie zadzwonić, jeśli ktoś sobie życzy: +48-601-255-849.
– Zapraszamy i zachęcamy do wspierana działalności pana Ciesielczyka w sposób bardzo konkretny – finansowy.
– Jest to istotne, dlatego że, jak mówię, nie jestem pracownikiem etatowym IPN-u i moja praca jest ograniczona czasowo w IPN-ie. Gdybym miał większe możliwości czasowe, to wtedy ta praca będzie się posuwała szybciej do przodu. Niezależnie od tego, jak to się wszystko ułoży, jeżeli chodzi o organizacje, i tak będę to badał, tylko że w tych warunkach, w jakich działam obecnie, będzie to trwało dłużej.
– Dziękuję bardzo.