Facebook włączył się w „ratowanie społeczeństwa” przed „brunatną falą nienawiści” kasując konta „ekstremistom”, w tym byłej kandydatce na burmistrza Toronto, byłej dziennikarce telewizji REBEL Faith Goldy.
Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia z cenzurą, lecz „z troską o prawdziwą inkluzywną wolność słowa” i dopuszczenie dyskryminowanych głosów do debaty publicznej. Jakoś nie słychać, aby konta na FB kasowano lewackim ekstremistom propagującym przemoc fizyczną wobec oponentów czy też murzyńskim rasistom. Tutaj nie ma równości, tutaj są równiejsi.
Jesteśmy świadkami kolejnej odsłony Kulturkampfu wymierzonego w podstawy koncepcji otwartego społeczeństwa. Jednym z fundamentów demokracji jest wszak możliwość głoszenia skrajnych opinii i debatowania.
Wiadomo jednak, że demokracja demokracją, ale „ktoś rządzić musi”... Nie wolno więc pozwolić żeby przy pomocy tak zwanych mediów społecznościowych propagowały się jakieś idee i poglądy „wkładające patyki w koła nieubłaganego postępu”, „hamując marsz historycznej konieczności”.
Jeśli więc kłóci się to z logiką, tym gorzej dla logiki. Przysłuchiwałem się wczoraj dyskusji w radiu CBC, w której pewna lewicowa pani polityk stwierdziła, że „oczywiście każdy ma własną prawdę, wynikającą z jego doświadczeń”; po czym na tym samym oddechu uznała, że nie można przecież pozwolić na szerzenie kłamstw i „dyskutować z faktami”. Skoro każdy ma „swoją prawdę” to co to jest kłamstwo?!! Tu pani polityk wyjaśniła, że - na przykład - „faktem, z którym się nie dyskutuje jest to iż homoseksualizm nie jest chorobą” dlatego uznawanie go za schorzenie jest... kłamstwem.
Jak widać, choć „każdy ma swoją prawdę”, to „jedna prawda” jest prawdziwsza od drugiej....
Tutaj warto przytoczyć artykuł 125 stalinowskiej konstytucji Związku Radzieckiego z 1935 roku: Zgodnie z interesami ludu pracującego i w celu umocnienia ustroju socjalistycznego prawo gwarantuje obywatelom ZSRR: wolność słowa, wolność druku, wolność zgromadzeń i wieców, wolność pochodów ulicznych i demonstracji.
U nas też tak będzie: „Zgodnie z interesami i w celu umocnienia...”.
Kierownicy naszego systemu w naturalny dla siebie sposób uznają nas za nieodpowiedzialnych idiotów, których ktoś musi trzymać za gardło. Bardzo pouczająca jest tu lektura książeczki Eduarda Bernaysa Engineering of Consent z 1947 roku; na YouTubie są filmiki na ten temat.
Dowiemy się z nich na czym polega współczesny ustrój polityczny i dlaczego demokracja nie może być autentyczna. Wynika to z założenia, że człowiek jest niezdolny do podejmowania racjonalnych decyzji o sobie samym, a już tym bardziej o państwie czy gospodarce, dlatego wpływ wyborców na te rzeczy musi być pozorny.
Mówi się o tym otwartym tekstem, zaprzęgając psychologię społeczną do „wymanipulowania” pożądanych zachowań.
Idzie więc o to, żeby tak to wszystko poukładać, by ludzie popierali i akceptowali zmiany mimo tego, iż ich nie rozumieją; żeby popierali to, co im się tam do popierania pokaże.
Kto więc jest prawdziwym „kierownikiem”, suwerenem? Elita „starszych i mądrzejszych”, czyli ci, co zawsze.
Tutaj kółko się zamyka, dlatego jeżeli ktoś ma jakiekolwiek rozeznanie sytuacyjne, widzi jak bardzo bezsilne są demokratyczne próby wpływania na rzeczywistość - one są możliwe tylko „do pewnego stopnia” i do pewnego pułapu.
Demokrację po prostu się organizuje, a jej instytucje kontroluje... Inaczej mogłoby dochodzić do „bardzo nieodpowiedzialnych sytuacji” - tłumaczą kierownicy, wskazując, że przecież Hitler doszedł do władzy demokratycznie; jakże możemy więc puszczać ważne rzeczy na żywioł, skoro ludzie mają tak niebezpieczne inklinacje? Trzeba ich trzymać za frak! Ostatnio usłyszałem nawet bardzo ładne stwierdzenie o konieczności „kontroli przekazu politycznego w celu uniknięcia zewnętrznych wpływów na przebieg wyborów”. Słowem: musimy kontrolować, bo inni będą manipulować...
Współczesna demokracja coraz częściej rezygnuje z przekonywania na rzecz ordynarnego manipulowania i uwarunkowania poprzez wychowanie. Niezależnie od tego, jak by to nazywać miłymi dla ucha słówkami, idziemy dziarsko do kolejnego totalu. Na razie dosyć miękkiego, choć na horyzoncie majaczą już ośrodki reedukacyjne...
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!