– A co będzie, jeśli przegrasz, jakie masz plany po wyjściu na wolność?
– Byłam już wielokrotnie aresztowana za podchodzenie do kobiet, które są bezpośrednio zagrożone poddaniem się aborcji. I jeśli Pan Bóg nadal będzie mi udzielał łaski, bym mogła Go w ten sposób spotykać, będę to robić.
Nawet jeśli przegramy, mam nadzieję na odwołanie się od tego wyroku. To zresztą nie ma żadnego związku z tym, że te matki dzieci nienarodzonych są wciąż pozostawiane samym sobie, w czasie kiedy najbardziej potrzebują miłości i wsparcia. Bóg pokazał mi tę drogę i mam nadzieję być wierna i nadal udzielać wsparcia matkom i dzieciom, które każdego dnia zagrożone są śmiercią.
Poza tym chciałabym spotkać się z rodziną – od ponad dwóch lat nie widziałam większości mojego rodzeństwa, mam więc nadzieję pojechać na zachodnie wybrzeże i się z nimi zobaczyć. Mam też nadzieję odwiedzić siostry zakonne w Illinois, u których kiedyś mieszkałam. Później jednak chcę powrócić do służby matkom, które chcą poddać się aborcji...
– Czy policja dobrze się do Ciebie odnosiła podczas aresztowań? Co jest najtrudniejsze, co najbardziej przeszkadza w więzieniu?
– Jeśli chodzi o policję, to generalnie odnoszą się do mnie poprawnie, szanując moją godność. Było kilka przypadków, kiedy jakiś policjant był szorstki, ale i tak nie doznałam żadnych wówczas obrażeń, czasem daje się zauważyć sympatię, choć nie do tego stopnia, by odstępowali od aresztowania – (śmiech).
W więzieniu najtrudniejszą rzeczą jest niemożność uczestniczenia w codziennej Mszy Świętej i regularnego przystępowania do sakramentów, choć mamy dwóch księży, którzy przychodzą tak często, jak tylko mogą, za co jestem bardzo wdzięczna.
Oczywiście, trudno też jest znosić separację, trudno mi jest kontaktować się z ludźmi, z którymi bym chciała, jak wiesz, mogę tylko dzwonić na numery telefonów stacjonarnych.
– Mary, podkreślałaś wiele razy, że jesteś zainspirowana tym, co robiła Linda Gibbons. Kiedy ją spotkałaś pierwszy raz?
– Poznałam Lindę około 15 lat temu, w Kolumbii Brytyjskiej. Słyszałam, że przez wcześniejsze 20 lat podchodziła do kobiet na chodniku przed klinikami aborcyjnymi. Potem w Kanadzie utworzono strefy wokół klinik, które uniemożliwiły rozmowę z takimi kobietami nawet w miejscu publicznym.
Linda uznała, że choć prawo czyni to nielegalnym, ona nadal jest zobligowana do pomocy tym kobietom, by ratować ich dzieci. To mną wstrząsnęło, że była gotowa zaryzykować areszt, czyniąc to, co uznała za właściwe, nawet jeśli prawo stwierdzało, że jest to teraz zakazane. Spotkałyśmy się później w Nowym Jorku, spędziłyśmy jakiś czas z Joan Andrews. Linda nadal działa. Byłam w klasztorze, kiedy Linda po kilkuletnim okresie pielęgnowania ciężko chorego ojca, który ostatecznie zmarł, powróciła do swej działalności.
Pomyślałam wówczas, że dobrze będzie przeprowadzić się do Ontario, aby być bliżej Lindy, abyśmy się mogły wzajemnie wspierać. Ona jest dla mnie ogromnym wsparciem i inspiracją. Choćby przez to, jak wiele razy pomagała kobietom; również w więzieniu przez swą życzliwość wobec osadzonych kobiet i personelu. To uczyło mnie, jak być cierpliwą, jak bardziej kochać, szanować, jak okazywać serce.
– Wiem, że kopia obrazu Czarnej Madonny, Królowej Polski, nawiedziła więzienie w Milton. Możesz nam opowiedzieć o tym przeżyciu?
– To była taka wielka łaska. Polski ksiądz, który do mnie napisał, poddał to pod uwagę miejscowych księży. Mój przyjaciel John Bulsza dowiedział się, jak można by było to zorganizować, i porozumiał się z ojcem Peterem Westem, który odpowiedział, że bardzo chciałby tu przybyć i odprawić Mszę św.
Było to przepiękne przeżycie; byli strażnicy, którzy przyszli z własnej woli; pozwolono też przyjść 10 osadzonym kobietom. Pielgrzymka obrazu odbywa się w intencji życia i rodziny. Ojciec West wygłosił homilię, w której mówił za Janem Pawłem II o wielkiej miłości Bożej, do każdego z nas od poczęcia do naturalnej śmierci. Mówił też o rzeczywistości aborcji i potrzebie mówienia o tym przez kobiety. Mówił z wielką prostotą. Kobiety były poruszone do łez. Jedna pracownica z personelu medycznego więzienia zaraz potem mi dziękowała, również jedna ze strażniczek podziękowała mi następnego dnia. To był dar samego Pana Boga, naprawdę podarunek od Pana Boga.
– Chciałem Ci powiedzieć, że w Polsce jest wiele osób zainteresowanych procesem i właśnie dzisiaj przekazano petycję w Twojej sprawie przedstawicielom ambasady kanadyjskiej w Warszawie. Tak więc proces naprawdę odbija się szerokim echem. Dlatego chciałem prosić o słowo do naszych Czytelników. Co chciałabyś im powiedzieć?
– Od mojego przyjaciela dostałam kopię wystąpienia waszego byłego prezydenta Lecha Wałęsy, który przemawiał w Rzymie i powiedział, że kiedy komunizm był najsilniejszy, nikt nie przypuszczał, że może upaść, i to nawet bez wojny atomowej. "Bo liczono siły, biorąc pod uwagę te 200 tys. żołnierzy okupujących kraj, a nie siły Pana Boga i ducha".
Te słowa bardzo mnie zachęciły i dodały mi otuchy. W naszym kraju – Kanadzie, i w innych krajach Zachodu, gdzie aborcja jest mocno zakorzeniona, wiele osób uważa iż walka z nią jest beznadziejna i powinniśmy ograniczać się do prób zapewnienia choćby tej minimalnej ochrony dzieciom nienarodzonym, jaką można uzyskać. Tak jest, ponieważ ludzie patrzą na sondaże, na to jak głęboko jest zakorzenione (zło), a nie uświadamiają sobie, jak wielka jest moc modlitwy i jak wiele może Bóg zdziałać, jak wiele może zdziałać Duch św. Dlatego powinniśmy pamiętać, by być wiernym Bogu, ufać Mu, a nie sądzić, że wszystko pozostanie tak, jak jest obecnie.
Aborcja może istnieć w tym kraju i we wszystkich pozostałych, gdzie uległa instytucjonalizacji tylko dzięki czynnemu lub biernemu wsparciu przez ludzi. Dlatego jeśli stawimy opór, jeśli odrzucimy nacisk, aby tak czy inaczej na nią przyzwalać...
To dotyczy nawet więzienia, gdzie personel medyczny może odmówić asystowania przy aborcji.
Możemy przyjmować taką postawę tak w Kanadzie, jak i w Polsce. I tutaj znów przykład idzie od Polaków; ufność Bogu i modlitwa mogą pokonać Goliata, Goliata komunizmu w Polsce, czy Goliata aborcji, i pogardy dla dziecka w łonie matki. Przykład dali ludzie w Polsce – przetrwali i pokazali nam, by nie kalkulować ludzką miarą, lecz zdać się na Boga; nie ulegać naciskom, by iść na kompromis.
– Mary, jesteśmy z Tobą, jesteś w naszych modlitwach, do zobaczenia jutro (...)
– Przepraszam, ale nasza rozmowa zaraz zostanie przerwana...
(rozmawiał Andrzej Kumor)