Po ślubie z mężem, Adam stale chciał, żebyśmy wyjechali do innych krajów, ale nie mogliśmy dostać paszportu, wobec tego przez Polservis wyjechaliśmy do Algierii i z Algierii chcieliśmy gdzieś emigrować. Akurat okazało się, że najlepsza nasza koleżanka była w Kanadzie i ona nas sponsorowała. Gdy przyjechaliśmy tutaj, to w pierwszym roku Adam dostał pracę za 27 tysięcy...
Ja wtedy organizowałam dom i zaczęłam od razu się uczyć, tak że te egzaminy zdałam w ciągu dwóch lat, co było bardzo dobre, po prostu podchodziłam co pół roku do jednego egzaminu. Zawsze byłam dobrą studentką...
– Chwali się Pani, że jest systematyczna i zawsze się dobrze uczyła?
– Tak, zawsze byłam dobra, i z matematyki, i z polskiego. Tak że zdałam to wszystko od razu. Pracowałam jako dental assistance, co mi się też przydało. I potem zaczęłam pracować, przez pięć lat, najpierw jako associate w różnych gabinetach, pracowałam nawet w dental emergency service na Yonge i St. Clair, bo – zapomniałam o tym powiedzieć – w Polsce miałam jeszcze dwie specjalizacje z chirurgii.
Jestem w tym dosyć dobra. Ale nie lubię takich zabiegów jak zęby mądrości, bo to jest dla mnie zbyt traumatyczne.
W 91 roku dostałam licencję i w 95 otworzyłam gabinet.
– Przy Keele i Finch, gdzie wtedy mieszkało bardzo wielu Polaków, którzy świeżo przyjechali...
– Dlaczego tam? Najpierw myśleliśmy o Bloor Village, ale ktoś mi powiedział, że tam jest doktor Kowalewski. Pojechaliśmy do niego, był bardzo miły, i mówi: słuchajcie, jest tu pełno Polaków, a nie ma dentysty. Wtedy była tam jeszcze polska parafia.
http://www.goniec24.com/wywiady-gonca/item/3367-jestem-pod-wra%c5%bceniem-m%c5%82odych-ludzi-andrzej-kumor-rozmawia-z-dr-joann%c4%85-horodyski#sigProId97ad8de89d
– Czy po zębach widać, jak się Polacy zmieniali?
– Na początku mieliśmy bardzo dużo polskich pacjentów i gabinet po prostu był za mały na tę liczbę. To były lata 95-96, gdzie było jeszcze bardzo dużo emigracji polskiej, tak że mnóstwo próchnicy, to były głównie dziury w zębach. Mieliśmy przede wszystkim młode rodziny z dziećmi, przychodziło dużo dzieci i ogłaszałam się jako family dentist.
To było zupełnie inne leczenie. Obecnie prawie nie mam dzieci, a te, które miałam, podrosły i to już dorośli ludzie i mają inne leczenie. Obecnie zmieniłam nazwę gabinetu z family dentistry na general dentistry, general cosmetic and implants. Dzisiaj pacjenci są starsi i raczej chcą mieć robione korony, implanty czy makeover.
– Makeover – to kosmetyka całej jamy ustnej i ładny wygląd zębów, wybielanie, wyrównywanie?
– Tak. Stąd zupełnie inny profil mojej praktyki. Bardzo dla mnie ciekawa i budująca rzecz, to że w tej chwili 60 – 70 proc. pacjentów to są polscy pacjenci. Czasami przychodzi pacjent, pamiętałam go takiego małego, a tu nagle taki wielki. Często w naszym polskim środowisku partnerami są też Polacy. Nasza córka na przykład ma polskiego męża, urodzonego tutaj, ale z polskiego środowiska.
Mamy w naszym polskim środowisku tylu młodych ludzi, takich po dwadzieścia parę lat, którzy naprawdę są bardzo dobrze ustawieni zawodowo, przeszli przez uniwersytety...
– To dzieci naszego pokolenia, które przyjechało w latach 80.?
– Tak. Ostatnio parę razy był u mnie młody chłopak, ma dwadzieścia pięć lat, pracuje w Air Canada, lata na Jazz. Mówi tak sobie po polsku, twierdzi, że woli po angielsku. Ja mówię, czy jest OK, jeśli będą do ciebie mówiła po polsku, żebyś trochę miał kontaktu z językiem? To jest dla mnie naprawdę duża przyjemność.
Faktycznie jest tu dużo inteligencji z Polski, z wyższym wykształceniem, niektórzy robią to, co robili w Polsce, inni przekwalifikowali się, ale nadal to są dobre, polskie rodziny . Znałam rodzinę, gdzie najpierw umarł nagle ojciec; dawno temu, dzieci były wtedy w liceum, a potem nagle umarła matka.
Te sieroty wychowały tutaj ciotki. Oboje się wykształcili. Dziewczynka właśnie wychodzi za mąż, jest nauczycielką, piękna kobieta. Chłopak pojechał do Polski na jakieś wesele w małym miasteczku i przywiózł sobie żonę Polkę. Trochę mi jej w tej chwili żal, bo w Polsce pracowała w marketingu, widać, że z charakterem dziewczyna, pozytywnie przebojowa. Strasznie się tu męczy.
– Dlaczego?
– Usiłuje znaleźć pracę w marketingu.
– Pani jest świadkiem tych przemian, bo przecież tylu ludzi przewija się przez Pani fotel, tylu ich przechodzi przez Pani gabinet.
– I tyle słyszę historii. Na przykład to dostałam od młodego chłopaka ileś lat temu. Przyjechał do Kanady, kończył studia, nie zaczął w Polsce pracować, postanowił, że przyjedzie do Kanady. A tu zaczął pracować na budowie u jakiegoś znajomego wujka, okropne.
Miał ból zęba i tak się znalazł u mnie. Pytam, chłopaku, co ty robisz tutaj? Albo zdecyduj się, i rób studia i wejdź w środowisko, z którego jesteś, albo wracaj do Polski! Wrócił do Polski!
Jestem pod wrażeniem tych młodych ludzi, którzy idą do przodu, z jakichś małych miasteczek. Mam takich dwóch chłopaków. Załatwili sobie z Polski asystenturę na York University. Obydwaj sprowadzili sobie żony, bardzo fajne dziewczyny. Jedna ma dziecko, nie pracuje, a druga poszła do pracy i teraz ma dwójkę dzieci, pracuje w banku. Fantastyczne. Jeden zrobił karierę i postanowił, że zostaje na York University, a drugi, który był bardziej przebojowy, jak skończyła się praca na uniwersytecie, zaczął pracować w średniej wielkości firmie software'owej. Znalazł sobie potem taką bardzo znaną firmę i fantastycznie daje sobie radę.
– Po prostu jesteśmy niesamowicie prężnym środowiskiem, ludzie, młodzi, bardzo dobrze sobie radzą.
– To jest bardzo budujące.
– Ci młodzi ludzie nie wyrzekają się Polski, nie zapominają, nadal czują się Polakami.
Wróćmy do zębów. Chciałbym zapytać, jak to się zmieniało przez lata? Pani przeniosła niedawno gabinet, unowocześniła wyposażenie; jak się zmieniała technika naprawiania zębów przez te wszystkie lata?
– To, co mi się podoba w Kanadzie, a czego nie ma w Europie i absolutnie nie ma w Polsce, to że jest profilaktyka. Profilaktyka polega na tym, że nie czekamy, aż pacjent ma ubytek, ma kanałowe leczenie, ma do usunięcia zęby albo ma tak zaawansowaną paradontozę, że zęby wyjmuje rękami, tylko staramy się zapobiegać.
Polecamy pacjentom program, recall exam, czyli wizyta u higienistki związana z czyszczeniem i sprawdzeniem. Robimy zdjęcia, żeby sprawdzać, czy nic się nie dzieje w środku. Generalnie nie robi się tych zdjęć rutynowo, tylko w zależności od tego, jaka jest potrzeba. Pewne zdjęcia są bardzo ważne i staramy się robić je co kilka lat, tak jak np. Panorex, te duże zdjęcia, dlatego teraz przeszłam na digital. Nie mam żadnych wywoływaczy, filmów, wszystko jest robione za pomocą sensorów. Idzie to wszystko przez komputery, jest specjalne oprogramowanie. To jest jakby częścią profilaktyki.
Jeśli chodzi o dentystykę w Kanadzie, nie ma dużo próchnicy. Rzadko zdarzają się pacjenci, którzy mają dużo ubytków. Raczej znajdujemy ubytki u nastolatków, którym się nie chce myć zębów.
– Czy, według Pani, jest to zasługa fluorowania wody, bo wielu ludzi jest przeciwko temu, że jednak ten fluor, który jemy w zupie, w kompotach, we wszystkim, może powodować różne zmiany chorobowe wewnątrz organizmu, czy jednocześnie działa antypróchniczo?
– Są tu dwie rzeczy. Fluor jest ważny, i dlatego nie ma próchnicy, bo woda jest fluorowana od kilkudziesięciu lat.
Wierzę w to, że to jest kontrolowane, jest na ten temat dyskusja, są badania. Jestem za fluorem, dlatego że próchnica to nie tylko problem z zębami, przez próchnicę tracimy układ żucia.Próchnica to nie jest tylko kwestia tylko zębów, ale całego organizmu. W Polsce uczono nas myśleć tylko okonkretnym zębie. Tu się myśli o wszystkich zębach i o całym organizmie.
– W Europie jest inaczej?
– Mam czasami pacjentów wracających z Polski i czasami dentystyka w Polsce jest fantastyczna, czasami jest poniżej krytyki.
– Spotyka się Pani z dentystyką turystyczną, bo część ludzi mówi: pojadę sobie do Polski, zrobię zęby, tam jest taniej, Niemcy się tam leczą... Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
– Nie robiłabym tego. Wczoraj miałam pacjenta, który leczył zęby w Rosji. Powiedział, że już więcej nigdy tego nie zrobi. Musimy zdejmować to, co tam było zrobione, a implanty europejskie – to zależy – jedne są OK, a inne bardzo niedobre. Zależy jak się trafi. Wiem, że na przykład matka mojego pacjenta w Warszawie potrzebowała implantów, powiedziałam, co u niej jest potrzebne, i miała to zrobione. I jest zadowolona i jest wszystko w porządku.
– To jest loteria?
– Tak, zwłaszcza jeśli ktoś szuka tanich serwisów. Jestem przeciwna i moje serwisy nie są tanie, dlatego że używam dobrego laboratorium.
– Pamiętam srebrne plomby, nie używa się ich już?
– Od wielu, wielu lat nie używam, mimo że mówi się, że te metalowe plomby potrafią przetrwać wiele lat. Uważam, że powinniśmy wybierać takie rzeczy, które nie są zagrożeniem dla organizmu. Do końca nie wiemy, co powoduje rtęć. Robię tylko białe plomby. Jeśli chodzi o białe plomby, nie kupuję materiałów, które są na wyprzedaży, po prostu pracuję tymi materiałami, które lubię i o których wiem, jak mogę ich używać.
My wszyscy, dentyści i lekarze, musimy ciągle się uczyć i uczęszczać na wykłady, seminaria. To jest najlepszym źródłem wiedzy o nowych materiałach, nowych metodach. Próbuję też nowych materiałów. Jak znajduję coś nowego, z czego jestem zadowolona, to zaczynam używać właśnie tego materiału.
Moje laboratorium nie jest najtańsze. Poza tym używam w koronach i protetyce metali półszlachetnych lub szlachetnych.
Metale szlachetne dają lepszy odcień. Przy dziąśle to daje taki efekt, choć i tak nalewamy na to porcelanę, ale z jakiegoś powodu żółty metal – nie wiem dlaczego – daje lepszy kolor. Rutynowo używam metali półszlachetnych, dlatego że są twardsze i nie mają ołowiu.
– Czyli znowu, chce Pani, żeby zęby nie truły.
– Tak, choć czasami nie mamy wyboru. Na przykład używamy kwasów do zrobienia plomby i muszę ich używać, bo taka jest technika. Ale gdziekolwiek mam wybór, że mogę używać nawet droższych materiałów, ale z korzyścią dla zdrowia pacjentów, zawsze ich użyję, bez dyskusji. Pacjent jest najważniejszy. Staram się być uczciwa wobec pacjentów i taki jest cały mój zespół.
– Mówiła Pani, że wybierając stomatologię, nie wiedziała Pani za bardzo, co ze sobą zrobić, czy to się stało Pani pasją?
– Gdy zaczęłam studiować, porwała mnie wiedza medyczna, choć nigdy nie chciałam być lekarzem. Zafascynowała mnie wiedza medyczna, fizjologia, biochemia, anatomię to trzeba było wkuć po prostu, histologia, czyli nauka o tkankach, ulubiona przeze mnie. Biochemia też była bardzo piękna. Potem dentystyka była dosyć nudna. W Polsce był taki kompleks; że nie jesteś lekarzem... ja na szczęście nigdy nie chciałam być lekarzem.
– Kto się nie dostał się na medycynę, szedł na stomatologię...
– Tak było. Moja ciotka, czyli siostra mojego ojca i moja chrzestna matka, mówi do mnie: Joasiu, próbuj, może weźmiesz moją praktykę. Ona była taką bardzo prominentną dentystką w Warszawie, leczyła Gierka, pracowała w lecznicy rządowej, aktorów itd. Ale tak prawdę powiedziawszy, dopiero jak tu przyjechałam, przeszłam przez egzaminy, które były całkowicie dentystyczne. I nagle poczułam się dentystką. Mnie to zafascynowało, że mogłam przyjmować i starego człowieka, że wiedziałam, co zrobić z małym dzieckiem, i nauczyłam się protetyki.
– Tutaj podchodzi się bardziej praktycznie?
– Tak, prestiż zawodu dentysty jest bardzo wysoki. Tu poczułam się dentystą. W Polsce umiałam chirurgię, ale nie potrafiłam podjąć decyzji na przykład chirurgiczno-protetycznych, bo nie wiedziałam, co z tym faktem zrobić, choć notabene bardzo mi ta chirurgia tutaj pomogła i pomaga, dlatego że nie boję się nagłych wypadków, ropni i takich różnych historii. Natomiast nie potrafiłam podjąć prostej decyzji, np. które zęby trzeba usunąć. A tu podejmuję ogólną decyzję.
Przychodzi pacjent i nie patrzę na jeden ząb, tak jak w Polsce, tylko co jest najlepszego u tego pacjenta.
Jeśli chodzi o moją pozycję w dentystyce w tej chwili mam bardzo dużo przyjemności, czuję się kompetentna.
Z tym że jestem osobą, która stale chciałaby się uczyć, ciągle uważam, że mogłabym wiedzieć więcej.
Stale mówię moim pacjentom, że jestem uczciwa wobec nich, nie robię tego byle jak. Czasami Tatiana mówi, dlaczego pani tę plombę byle jaką robi godzinę czy dwie? A ja mówię: Tatiano, muszę, bo nie mogę inaczej. Mam takie pewne przemyślenie, uważam, że to bardzo ważna sprawa. Czasami uważa się, że zawód dentysty jest taki bardzo mechaniczny.
– Rzemieślniczy?
– Tak. A ja uważam, że wymaga inteligencji. Są proste plomby i są bardzo trudne plomby, i to nie polega na tym, żeby tylko zakitować ząb, ale on musi działać, to musi być szczelne, musi pracować. Czasami jest to bardzo trudne. Nawet nie mówię o trudnych przypadkach diagnostycznych, tylko o prostej plombie.
– Pani mówiła o implantach, czy implant to jest ząb do końca życia?
– Generalnie, traktowałabym implant jako ząb do końca życia. Ja robię fazę protetyczną i pracuję z moim chirurgiem, z którym robimy implanty. Mam do niego zaufanie, on jest z Syrii, tu wykształcony, pracuję z nim od dwudziestu lat, jest to bardzo dobry operator. Robi planowanie komputerowe operacji, co daje dużo większą akuratność, skraca czas, skraca gojenie, zmniejsza powikłania. Nie trzeba odchylać całego dziąsła, robi się tylko nacięcie. Każdy pacjent przed implantami ma robione zdjęcie tomograficzne, a w tej metodzie dodatkowo komputer planuje trójwymiarowo, pod jakim kątem wejść, jak daleko wiercić, wszystko jest kalibrowane. Jest to fantastyczna metoda.
Jestem bardzo dużą entuzjastką implantów. Implanty są na całe życie, z tym że muszą być dobrze rozplanowane. Najczęściej jeśli zakładamy, że jest dobry operator, czyli chirurg lub ortodonta, i dobre laboratorium, to powinno to wytrzymać do końca życia. Jedyna rzecz, że czasami pacjent ma bardzo ciężki zgryz, np. zgrzyta zębami, ma nieuregulowany zgryz, to jedno z głównych powodów, że te implanty nie działają, że mogą się złamać. Z tym że to także da się zreperować w takim przypadku. Generalnie u zdrowego pacjenta to jest to leczenie z wyboru, nie każdy musi mieć implanty, rozważamy różne opcje..
– Czy jest nadzieja, że kiedykolwiek będzie leczenie próchnicy bez wiercenia?
– Myślę, że raczej dojdzie do tego, że nie będzie próchnicy. Wprawdzie początkową próchnicę można już leczyć laserem, ale generalnie to trzeba mechanicznie wyjąć. Jest w tej chwili – ja jeszcze tego nie mam – komputerowe dozowanie znieczulenia, ale ludzie w większości nie lubią wibracji.
Chciałabym jeszcze pokazać moje hobby. Od lat moim hobby jest kosmetyka, i nie mówię tu o makeover za 20 tys. dol. Owszem mogę to zrobić, ale to są bardzo inwazyjne procedury.
Na przykład lumineers, na które mam licencję. Mam bardzo dużo pacjentów, u których robię małe rzeczy, bonding. Nie wysyłam do technika, nie robię wycisków, tylko sama dolepiam kompozyt i zmieniam kształt zębów. Tylko żeby to robić, te zęby muszą mieć potem życie. Jestem w tym naprawdę dobra.
Zaczynam od reshaping. Ludzie mają nierówne zęby, zwłaszcza dolne, i te zęby dodają dziesięć lat więcej. Wystarczy, że ja to podpiłowuję, zrobię kształt.
– Odmładza Pani człowieka?
– Naprawdę odmładzam. I nawet panowie potrafią przyjść. Przychodzi pacjent i mówi: chcę mieć lepszy uśmiech, a nie chcę mieć braces, bo nie mam na to pieniędzy, a jadę na ślub. Co możemy zrobić? Ja to nazywam adult nobraces orto. I wtedy robię, proszę popatrzeć na zdjęcia, takie rzeczy, po trzech wizytach. Pacjent był tak szczęśliwy. Spiłowałam zęby, żeby móc wszystko przyklejać, i potem nadbudowywałam kompozyty. Ten sam pacjent przysłał swoją mamę.
– Pani doktor, moglibyśmy jeszcze długo rozmawiać i o zębach, i o polskich losach. Dziękuję bardzo za rozmowę. I życzę sukcesu w nowej lokalizacji!