Potem zjawił się u nas ksiądz, bardzo energiczny, który dziesięć lat odsiedział na Syberii. Bardzo energiczny był – dzisiaj to jest normalne, ale na tamte czasy... – od razu boisko zrobił, kobietki patrzyły, jak on z nami w piłkę nożną gra. Ale to przyciągało nas. Ale za to trzeba było płacić w szkole. Ja uczyłem się dobrze, była taka tablica wyróżniających się uczniów i pewnego razu za to, że chodzę do kościoła, nauczycielka wzięła za ucho i wyprowadziła i zerwała publicznie przed szkołą.
Dlatego że chodziłem do kościoła, byłem wierzący, byłem ministrantem. Kazała, żeby rodzice przyszli, mama pytała, coś ty tam nabroił? Gdyby tak było to jeszcze coś byś w domu ode mnie dostał ale za to, ja nie pójdę...
Skończyłem szkołę, poszedłem na studia w Grodnie; uniwersytet, fizyka, matematyka, to był nauczycielski uniwersytet. Tylko rok studiowałem, bo w gazetach zaczęli pisać, jakiż to będzie wychowawca sowieckiej młodzieży komunistycznej, który chodzi regularnie do kościoła?! Wówczas było w Grodnie tylko dwóch księży.
Pojechałem do Leningradu na politechnikę, tam mnie nikt nie pytał, nikt nic nie mówił, chociaż wiedzieli dużo. Mimo to, że jak się to mówi "miasto wielu rewolucji", a jednak w tym sensie można było.
Skończyłem politechnikę, i taki system był w Związku Radzieckim, że trzeba było odpracować pięć lat tam, gdzie poślą. Posłano mnie do Wilna, i to po prostu była taka Opatrzność Boża. Wtenczas było dziesięć kościołów otwartych w Wilnie, księży może ze dwudziestu w sumie, to było coś niezwykłego. Pojechałem do Kowna, trafiłem na jakieś nabożeństwo, pierwszy raz w życiu biskupa zobaczyłem.
A tych księży coraz mniej i mniej na Białorusi, przyjeżdżam do domu, do Grodna, ksiądz chory, nie ma nabożeństwa itd. I jakoś tak jeden, drugi ksiądz mi mówi, wiesz, może do seminarium byś poszedł, nie żenisz się... (śmiech). Koledzy moi mówią, wiesz, na Litwie jest w Kownie seminarium , może by to jakoś było...
A pewnego razu wziąłem modlitewnik mamy, wszystkie modlitewniki były jednakowe, bo ciocia przywiozła cztery, z Polski, z Częstochowy, dla mamy, dla ojca, dla siostry i dla mnie, chwyciłem ten modlitewnik, poszedłem do kościoła i okazało się, że to nie mój modlitewnik, tylko mamy. W tym modlitewniku znalazłem obrazek, na którym była modlitwa matki o powołanie kapłańskie dla syna.
Mama ani razu mi nie powiedziała, w ogóle, ale tak zrozumiałem. Zacząłem modlić się...
Rozpocząłem już studia doktoranckie. W pracy dobrze się układało, nawet wynalazek taki miałem z grupą inżynierów. Na i potem wielkie uroczystości Matki Boskiej Ostrobramskiej, cały tydzień, które przypadają 16 listopada. No i pewnego wieczoru wyszedłem z Ostrej Bramy... Wszystko mi się układa dobrze, ale coś nie tak. Idę do seminarium! Tak się zaczęło.
Trzeba było litewskiego nauczyć się, poszedłem do seminarium, skończyłem, pracowałem w tej samej Ostrej Bramie. Pięć lat, byłem wikariuszem, potem w Druskiennikach trochę, potem znowu w Wilnie. Zrobiłem licencję, zrobiłem doktorat na fakultecie w Kownie – bo tam był fakultet teologiczny przy seminarium, i w 88 roku już władze pozwoliły mi wrócić na Białoruś.
Pracowałem w Grodnie, byłem proboszczem dwóch parafii, a potem, w 89 roku, papież mianował mnie biskupem dla katolików na Białorusi. Niedługo tam pracowałem, półtora roku tylko, ale to był bardzo owocny czas, bo stary system już się łamał. W tym czasie odzyskałem 97 kościołów, trochę księży przyjechało do pomocy z Polski, założyłem seminarium w Grodnie, wydałem też takie obrzędy Mszy Świętej po białorusku, 50 tysięcy, potem ponad 90 tysięcy takiego krótkiego katechizmu po białorusku. Problem był w tym, że to wszystko przywoziło się z Polski, jest literatura, ale po białorusku nie było, więc to wydałem.
I w 91 roku papież posłał do Moskwy. Wtenczas w całej Rosji było tylko siedmiu – ośmiu księży, cztery kościoły, dwie kaplice i wszystko. Otworzyłem seminarium w Petersburgu, założyłem kolegium teologiczne, kilka wydawnictw, Caritas, no struktury zaczęły się rozwijać. Kiedy potem cztery diecezje powstały, to wszystko dzieliło się po trochu, w tym czasie liczba księży zwiększyła się gdzieś tak do 270, liczba sióstr zakonnych prawie 400.
Wydaliśmy ponad 600 tytułów książek o charakterze religijnym w języku rosyjskim. Powstały nowe struktury, katedra piękna w Moskwie itd.
Ale w 2007 roku papież mi kazał jechać do Mińska, więc teraz tam pracuję w Mińsku, metropolita mińsko-mohylewski.
– Jak wygląda sytuacja Kościoła na Białorusi, a jak w Rosji, i jaki jest stosunek władz? Jak to wygląda, jeśli chodzi o władze państwowe i Cerkiew?
– Sytuacja w Rosji i na Białorusi trochę jest podobna i trochę inna. Prześladowanie Kościoła na Białorusi było bardzo silne, a jednak było minimum około 60 księży, ok. 120 kościołów otwartych, nawet w najgorszym czasie.
W Rosji zostało tylko dwóch księży, w Moskwie i Leningradzie w najgorszych czasach, i tylko dwa otwarte kościoły, w Moskwie i Leningradzie. Potem już, w 91 roku, było około siedmiu księży i trochę więcej zaczęło pracę. Więc ogromny teren i dlatego to spustoszenie duchowe większe było w Rosji niż na Białorusi. Na Białorusi też, zależy gdzie, wschód czy zachód, bo na wschodzie to księży zupełnie nie było, a na zachodzie to przeważnie grodzieńskie województwo, witebskie, troszkę brzeskie. W takim Mińsku do 88–89 roku nawet nie było księdza czy czynnego kościoła. Ale Litwa była bliżej i ludzie jeździli na Litwę.
I tam i tam są struktury, i tam i tam są cztery diecezje. Liczbę katolików w Rosji... my tak szacowaliśmy gdzieś na półtora miliona. Plus minus półtora miliona jest też na Białorusi, z tym że półtora miliona na 140 milionów mieszkańców w Rosji, a na Białorusi półtora miliona na 10 milionów mieszkańców, nawet nie na dziesięć, na dziewięć i pół, to jest 15 proc., to jest zupełnie inna proporcja.
Tradycja jest na Białorusi znacznie większa, Kościół jest tutaj zakorzeniony.
– Czy Kościół na Białorusi nie jest bardziej zakorzeniony przez polski żywioł, przez Polaków, którzy tam mieszkali i mieszkają?
– Tak, Polaków, Litwinów. Kościół istnieje, przecież Białoruś, chrzest, przecież parafie już były w końcu X w., to jest ogromna historia. Dlatego w tym sensie na Białorusi jest znacznie więcej katolików, Kościół jest znacznie mocniejszy, więcej parafii, więcej księży. Dzisiaj mamy około 500 parafii i około 500 księży, z których około 130 to księża z Polski.
W Rosji władze odnosiły się, powiedzmy, normalnie, jakichś wielkich trudności tam nie było. Księża przyjeżdżali, u mnie byli księża z 23 krajów świata, bo nie było swoich księży – swoich było bardzo mało – poczynając od Australii, kończąc na Argentynie. Nawet jeden ksiądz obecnego papieża Bergoglio pracował, jeszcze dzisiaj pracuje w Niżnym Nowgorodzie. To ciekawy ksiądz, skończył medycynę, skończył architekturę, skończył sztukę, potem skończył seminarium i przyjechał do Rosji pracować (śmiech).
– A władze Rosji stwarzają jakieś problemy, wizowe itd.?
– To znaczy specjalnie nie. Różnie, ale jakoś tak specjalnie nie było. Dosyć łatwo jest, tam jest trochę inne ustawodawstwo.
Na Białorusi wielki problem to mała liczba kościołów
– A jak jest ze zwrotem kościołów?
– Wszystko jest zwrócone, nie ma co już zwracać. Nie wiem, może jeden czy dwa zostały.
W Mińsku w centrum stoi kościół, gdzie jest archiwum, ale on do celów duszpasterskich jest nie tak bardzo potrzebny, może specjalistycznych, gdyby zakon chciał wziąć. 50 metrów od katedry, a w centrum miasta kto dzisiaj mieszka? Dzisiaj wszyscy mieszkają poza centrum i tam trzeba budować kościoły...
Taki Mińsk, dwa miliony mieszkańców, 300 tysięcy katolików, ale mamy tylko cztery kościoły, i to w centrum. Ale mamy już dziesięć placów pod budowę.
I tutaj powiedzmy jakichś takich trudności nie ma... no, trzeba chodzić, trzeba starać się o to, ale otrzymujemy, przynajmniej ja otrzymuję te pozwolenia na budowę. Dziesięć placów, i to za darmo było, my nic za to nie zapłacimy.
Poza tym tutaj była ta pielgrzymka, ja tam na sam koniec przyszedłem do Midland. Ale u nas pielgrzymki idą też, u nas jest taki Budsław, takie sanktuarium maryjne, 400 lat w tym roku obchodziliśmy, to było 40 tys. ludzi, z których 10 procent pieszo przyszło, i to z różnych zakątków Białorusi. Oczywiście, uzgadniamy z władzami, ale dają pozwolenie, my idziemy sobie. I to nawet jeszcze, jak tutaj zobaczyłem, to trochę nie tak jest.
U nas, idziemy normalnie drogą, z przodu jest radiowóz milicji, z tyłu jest karetka pogotowia, i to są rejony, rejon kończy się i drugi rejon przejmuje. I to jest bardzo fajne, znaczy dla bezpieczeństwa, to też za darmo wszystko jest u nas.
– Tutaj trzeba by było za to płacić, dlatego tego nie ma.
– No właśnie. Teraz nocujemy w szkołach, oczywiście wszyscy nie zmieszczą się w szkołach, ale pozwalają nam nocować w państwowych szkołach czy stawiamy obok namioty.
Procesja Bożego Ciała to idzie centralną ulicą miasta; w tym roku 12 tysięcy ludzi szło.
Ołtarzyki gdzie? Pierwszy ołtarzyk na placu Zwycięstwa, stoi ogromny pomnik z gwiazdą sowiecką na górze, tutaj ogień wieczny pali się, straż honorowa, a u nas stoi ołtarz, śpiewamy Ewangelię, modlimy się itd.
Tak że to trwa długo, w tym roku ponad cztery godziny trwało, nuncjusz odprawiał, z tłumaczeniem. Oczywiście trzeba starać się o pozwolenie, no ale myślę, że wszędzie trzeba się o pozwolenia starać. W tym sensie jest normalnie.
Największy problem, to że ograniczona jest liczba księży z Polski. To jest taki może największy problem. Władza chce, żeby byli księża swoi, dwa seminaria są. Liczba tych księży zwiększa się, bo jeżeli dwadzieścia lat temu było 60 księży swoich, to dzisiaj jest już ponad 300, więc to jest...
– A czy też jest nacisk władzy na odprawianie nabożeństw w języku białoruskim, czy Polacy, którzy mieszkają na Białorusi, mogą swobodnie modlić się w języku polskim?
– Zależy od miejscowości. Więc grodzieńskie województwo, brzeskie troszkę czy witebskie, znaczy sam zachód, bo witebskie sięga aż na wschód, tam więcej nabożeństw odprawianych jest po polsku.
W Mińsku są nabożeństwa po polsku, ale większość po białorusku. Ale jeżeli już pojedziemy na wschód, w wielkich miastach jest po polsku Msza Święta i po białorusku. Ale są Msze Święte jeszcze i po angielsku, włosku i po litewsku, bo są niektóre miejscowości, gdzie dużo Litwinów mieszka.
Problem jest w tym, że Ewangelię głosimy w języku zrozumiałym, żeby człowiek rozumiał, i ja tutaj widzę pięknie po polsku ludzie rozmawiają, czy to może emigracja niedawna, nie wiem, jak to jest. Niestety, u nas jest dosyć słabo. Są te szkoły, w Grodnie jest szkoła i w Baranowiczach, kilka szkół jest. Ale znowu jest taki problem, jak tam skończy dziecko tę szkołę, to ono nie zda egzaminów na uniwersytet, jego słownictwo jest zupełnie inne. Ja też polskiego języka sam się uczyłem. Urodziłem się w polskiej rodzinie, wszyscy, rodzice, babcie itd., no ale się nie rozmawiało po polsku, polski był tylko w kościele. No rozumie się itd., ale tak żeby normalnie rozmawiać, to ja sam się uczyłem polskiego. Jeszcze byłem na politechnice, poszedłem do biblioteki, szukałem jakiejś książki polskiej na politechnice w Leningradzie, i tam ją znalazłem (śmiech).
– Co to była za książka?
– "Preria" Fenimore'a Coopera po polsku (śmiech) (od red. – powieść przygodowa o Dzikim Zachodzie). Znalazłem słownik i tak wertowałem. Potem telewizja, jakoś to poszło. Są msze po polsku, ale zależy gdzie, w Grodzieńskim więcej po polsku niż po białorusku.
– A stosunki z Cerkwią?
– Na Białorusi stosunki bardzo dobre, po prostu takie robocze, pomagamy jeden drugiemu.
Jest fakultet teologiczny prawosławny, ale tam też studiują nasi studenci. Tam wykłada dwóch naszych księży. I każda konferencja prawosławna taka większa, ja albo inny ksiądz jest obecny, tak samo nasze konferencje – oni są obecni.
Wielkanoc, Boże Narodzenie – zawsze jest obecny przedstawiciel prawosławnego Kościoła, ja też idę do nich. Teraz były uroczystość 1025-lecia chrztu Rusi, patriarcha przyjechał i inni, więc byliśmy zaproszeni na wszystkie uroczystości, jakie się odbyły.
Więcej, wspólnie prosząc, wiele razy zwracając się do władzy, otrzymaliśmy pozwolenia założenia w niektórych abortariach punkty konsultacyjne.
Razem tam siedzi nasz ksiądz, czyli nasz człowiek, i z prawosławnej Cerkwi też. Prowadzimy razem te konsultacje, katolik przychodzi, prawosławny przychodzi. I to jest dobra sprawa. Dalej, było w swoim czasie według prawa białoruskiego dwanaście przyczyn, kiedy ciężarna kobieta mogła zwrócić się w sprawie aborcji. Myśmy zwrócili się do władzy wspólnie, oddzielnie pisaliśmy, wspólnie, i teraz jest ta liczba przyczyn zmniejszona tylko do trzech.. Sami byśmy tego nie zrobili, ale z Cerkwią prawosławną to się udało. Więc w tym sensie jest tak dobra współpraca. W tym sensie mamy dobre stosunki.
Wracając do stosunków z władzą, z mass mediami bardzo dobre relacje. Na dzień dzisiejszy mamy średnio w miesiącu trzy godziny 40 minut w centralnej telewizji, Kościół katolicki ma. Regionalne jeszcze są, nie wiem, ile tam jest.
– I to jest też transmisja Mszy Świętej czy to są programy?
– To są programy, transmisja Mszy Świętej jest tylko w Wielkanoc i na Boże Narodzenie, na żywo. A tak czy to na mszy, uroczystości jakieś zrobią, może całą ulicę, uroczystości w Budsławiu były, zrobią, pokażą, takie reportaże. Zależy od ważniejszych świąt, w miesiącu mamy raz albo dwa razy tzw. słowo pasterza po dziesięć minut.
Po tym kościoły na Białorusi, inne programy, w sumie to wychodzi średnio trzy godziny 40 minut, i nic nie płacimy za to.
Mamy radiową mszę z katedry, 45 minut, w każdą niedzielą. Dalej, teraz od września zaczynamy nowy program, 12 minut, wydarzenia z życia Kościoła katolickiego z tygodnia. I to będzie w języku białoruskim i w języku polskim. Oni sami zaproponowali. Chcieli po angielsku, i po rosyjsku jeszcze, ale w końcu w tych dwóch językach będzie. Bo to jest międzynarodowe radio Białoruś.
I to jest bardzo ważne dla nas, bo to jest nowa, wielka ambona. Jakichś tam trudności ja po prostu nie widzę.
– Ksiądz Arcybiskup jest w ogóle człowiekiem światowym, widzi Polaków mieszkających w bardzo wielu miejscach na świecie. Jak wypada to porównanie, jakie problemy tutaj dostrzega? Co się tak narzuca w porównaniu z tą duchowością, która się odradza niemal na pustyni, którą Sowiety zrobiły?
– Mnie trudno powiedzieć, jakie tu są problemy, trzeba byłoby pożyć i zobaczyć. W Kanadzie jestem drugi raz, pierwszy raz byłem, jak była wizyta papieża, w 2002 to było.
Nabożeństwo, które było wczoraj, w Midland, masa ludzi była, z piętnaście tysięcy mogło być – dziewięć i pół tysiąca Komunii rozdali. Ja naprawdę nie mogę uwierzyć. W Stanach Zjednoczonych bywam dosyć często i nie mogłem uwierzyć, że tylu ludzi się nazbiera. To jest kultura amerykańska, szybko musi być, przyjechali, odjechali, tak jak jakiś konwejer to działa...
Świat zachodni, Europa Zachodnia, widzimy, że dzisiaj przebija się sekularyzm.
– Czy to nie jest podobne zagrożenie do bolszewickiego? Bolszewicy może to robili innymi metodami...
– To jeszcze może jest gorzej. Bo tam wszyscy wiedzieli, kto jest wróg i gdzie jest wróg itd., i to jednoczyło wszystkich.
Weźmy samą Polskę, jak wszyscy byli zjednoczeni, a jak dzisiaj wszyscy rozbici.
A krzyż potrzebny? Mówią, że niepotrzebny! Kto to kiedyś w ogóle słyszał?! Teraz te związki homoseksualne, to znowu w Polsce głowy podnoszą, też o tym się gada. Kto by o tym kiedyś pomyślał? Prymas powiedział, koniec, święte było. W ogóle nie mieściło się głowie.
Dzisiaj jest nowe prześladowanie chrześcijaństwa, nowe prześladowanie religii. Religię chcą zepchnąć na peryferie życia, religia powinna zostać tylko – według mniemania polityków – sprawą prywatną człowieka, ale jak ja widzę reklamę alkoholi, jak ja widzę reklamę papierosów, mówi się dzisiaj o narkotykach lekkich, może dozwolić, nie dozwolić i w niektórych krajach pozwalają, to co? I seks w kulturze. Telewizja, Internet itd. to co, to prywatna sprawa?
A jakie prawa są przyjmowane?! Prawa, które godzą w Prawo Boże, przeciwne Prawu Bożemu, i to w sposób demokratyczny, nic nie powiesz, wszyscy przegłosowali tak?
Związek Sowiecki też mówił że jest państwem demokratycznym.
– Tutaj nikt nikogo nie zmusza. Czy na przykład my nie możemy zrozumieć takiej rzeczy. Moskwa nie ma tej parady gejów, w Petersburgu nie ma, w Kijowie nie ma, w Mińsku nie ma, a w Warszawie jest.
Jak to jest? My zadajemy sobie takie pytanie. Na kim się wzorować?
– O to chodzi właśnie, zawsze patrzyło się na Polskę, wzorowało; najmocniejszy Kościół, ostoja.
Nawet w Rosji, kiedy tam pracowałem, częściej tę prasę śledziłem, niejeden raz mówiło się, że Polska jest ostoją chrześcijaństwa, ostoją katolicyzmu w Europie. Dzisiaj widzimy, jak odchodzi.
Na Zachodzie jeszcze bardziej to jest. Dlatego to zagrożenie widzę i to jest widoczne zagrożenie, dlatego troska Jana Pawła II, Benedykta XVI i obecnego Franciszka o nową ewangelizację to jest pierwsze zadanie stojące dzisiaj przed Kościołem. Stoi tutaj (w Kanadzie), ale też i u nas stoi, bo do nas też to przychodzi. Powiedzmy, mało, jeszcze publicznie tego nie ma, ale zaczyna się mówić. Tutaj nie postawi się tej granicy, tamy nie można postawić.
– A czy nie jest tak, że na Wschodzie chrześcijaństwo może być mocniejsze? Bo tak patrząc z zewnątrz, Europa odchodzi od chrześcijaństwa, a tam, gdzie chrześcijaństwo było prześladowane, gdzie katolicyzm był prześladowany, nagle okazuje się, że jest w lepszej sytuacji.
– Dzisiaj jest tak, jak będzie jutro, trudno powiedzieć.
Chcemy uczyć się tutaj, patrzeć, żeby nie powtórzyć tych samych błędów, żeby drugi raz na te same grabie nie nastąpić.
– Księże Arcybiskupie, dziękuję bardzo.
Rozmawiał Andrzej Kumor