farolwebad1

Porady

Porady

piątek, 15 wrzesień 2017 00:35

Sponsorowanie rodziców 2017

Napisane przez

Izabela Embalo        Spełniam prośbę niektórych czytelników i przybliżę dziś program sponsorowania rodziców. Program jest o tyle ważny, iż pozwala na łączenie się rodzin w Kanadzie. Rodzice także często spełniają bardzo ważną rolę w życiu rodziny, a zwłaszcza dzieci-wnuków. Pomagają w ich wychowaniu i są nierozłączną częścią całej rodziny.

        W zeszłym roku program zmienił się drastycznie, ponieważ by mieć szansę na sponsorowanie rodziców, należy zostać wylosowanym. A zatem zaczynamy od rejestracji zgłoszenia-intencji zasponsorowania rodzica lub rodziców. Dotyczy to także dziadków. 

piątek, 08 wrzesień 2017 15:14

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Zdesperowany

Napisane przez

marketsu

Ten około 50-letni Litwin, o szpakowatej brodzie, ale ciągle kruczoczarnych, gęstych włosach na głowie, kiedy pojawił się w areszcie imigracyjnym, po prostu śmierdział. Strażnicy starali się go przekonać, że powinien wziąć prysznic, a robocze ubranie, w którym przybył, po prostu wyprać. W końcu to zrobił i już wyglądał przyzwoiciej, mimo że ciągle miał na nogach robociarskie, brudne buty.
Po dwóch dniach od przybycia do aresztu miał pierwszą rozprawę imigracyjną, w trakcie której powiedział, że chce jak najszybciej wracać do swojego rodzinnego kraju. Miał już dość ośmioletniego pobytu w Kanadzie.
Przybył tutaj jako turysta do swojej siostry, która wcześniej uzyskała w Kanadzie status stałego rezydenta. Zaprosiła więc jedynego brata w odwiedziny. Tym bardziej że był on właśnie po rozwodzie, a córką zajmowała się jego była żona.
Artitchkonis był człowiekiem otrzaskanym w świecie, a w każdym razie w Europie. Jeszcze za czasów sowieckich zajmował się handelkiem. Ale kiedy Litwa uzyskała niepodległość, wrota otworzyły się szerzej dla tego przedsiębiorczego człowieka. Najpierw uprawiał on handel, jeżdżąc między republikami sowieckimi. Później zaczął jeździć systematycznie do Polski. Poznał prawie wszystkie większe jej miasta, gdzie handlował na bazarach, a później nawiązał kontakty z hurtownikami i im sprzedawał towary, jednocześnie zaopatrując się w towar, który wiózł z powrotem do swojego kraju. Nie narzekał na polskich celników. Mówił, że byli w porządku.
Najgorzej wyrażał się o celnikach rumuńskich. Ci, jak twierdził, jak nie dał łapówki, potrafili oskubać ze wszystkiego. Ludność tego kraju też dawała mu się we znaki. Kilkakrotnie został okradziony lub oszukany przy sprzedaży towarów, czy też wymianie pieniędzy. Sam tego nie doświadczył, ale widział ludzi zrozpaczonych, którzy zostali kompletnie ograbieni z pieniędzy na zasadzie tzw. przewałki.
Polegało to na tym, że Rumun (najczęściej Cygan rumuński) przekazywał walutę zachodnią jako zapłatę za walutę rumuńską. Klient kwestionował, że brakuje jakiejś drobnej kwoty. Wówczas handlarz brał te pieniądze z powrotem, ale kiedy kończył przeliczanie i dodawał brakujący banknot, któryś z jego kumpli krzyczał: „policja, policja!”. Wówczas wszyscy się rozbiegali. Klient, kiedy wpadł gdzieś do bramy, aby się ukryć, zaczął ponownie przeliczać otrzymane od handlarza pieniądze, a wówczas okazywało się, że tylko na wierzchu były dobre banknoty. W środku były pocięte gazety.
Już po uzyskaniu niepodległości przez Litwę Artitchkonis jeździł głównie do Niemiec przez Polskę, ale dotarł też do Francji i Holandii. Wiedział, jaki towar gdzie idzie, gdzie i za ile wymieniać poszczególne waluty. Był on zawodowym handlarzem, ale detalistą. Nigdy nie dorósł do roli hurtownika lub posiadacza samochodu, którym mógłby przemycać większą ilość towaru.
Mówił dość dobrze po polsku. Ukończył w rodzinnym Kownie szkołę średnią. Dobrze znał historię Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wiedział, kto to był Mickiewicz, i potrafił zacytować z „Pana Tadeusza” początek Inwokacji: „Litwo, ojczyzno moja”. Uważał się za Litwina, ale jednocześnie nie miałby nic przeciwko temu, aby została odtworzona dawna Rzeczpospolita.
Wyleciał z Warszawy do Toronto, gdzie odebrała go siostra z małą córeczką na ręku. W mieszkaniu poznał jej męża. Mieszkał u nich przez pierwsze trzy miesiące. Szwagier pomógł mu znaleźć pracę. Były to na początek prace dorywcze przy rozbiórkach, porządkowaniu, malowaniu itp. Artitchkonis kompletnie nie znał angielskiego, tak więc był zdany na pomoc siostry i jej męża. Ale po pewnym czasie zaczął dogadywać się, głównie z Polakami. To oni z kolei byli jego przewodnikami po lewych robotach.
Artitchkonis nie miał zezwolenia na pracę. Po trzech miesiącach skończyła mu się wiza turystyczna i od tego czasu żył już nielegalnie w Kanadzie. Zmienił wielu pracodawców, ale żaden z nich nie zapytał go o SIN. Wypłacano mu wynagrodzenie czasami czekiem, a często gotówką. Miał swoje konto w banku, tak więc nie miał problemów z wymianą czeków na gotówkę.
Po trzech latach tułaczki po różnych budowach i firmach dostał stałą pracę w firmie budowlanej, której właścicielem był Kanadyjczyk irlandzkiego pochodzenia. Miał przez dziewięć miesięcy w roku pełen pakiet zamówień remontowo-budowlanych. Artitchkonis był jego stałym pracownikiem w okresie trwania sezonu budowlanego.
Zimą zwykle nie było pracy w tej firmie, więc Artitchkonis albo w ogóle nie pracował, albo zajmował się dorywczo malowaniem mieszkań lub biur. Te prace zwykle załatwiali mu koledzy – Polacy, z którymi najczęściej pracował. To pozwalało mu na doskonalenie znajomości języka polskiego.
Artitchkonis wyprowadził się od siostry po roku. Wynajął wraz z kolegą dwusypialniowy apartament, ze wspólną używalnością kuchni i łazienki. Płacili oni po połowie czynsz wynoszący miesięcznie 850 dolarów. Zarobki jego pozwalały mu na pokrywanie tych kosztów bez problemów. W ostatnich dwóch latach Artitchkonis głównie zajmował się remontowaniem starych domów. Zwykle właściciele zlecali poprawę murarki i pokrycie frontonów domów kamieniem lub jego imitacją. Nadawało to tym domom lepszy wygląd, a cena ich natychmiast rosła. Artitchkonis lubił tę pracę i uważał się w tym zakresie za dobrego fachowca. Zarabiał dobrze, ale sporo z tego przelewało się, tak że nie miał jakichś większych oszczędności.
Poszukiwał jakichś sposobów zalegalizowania swojego pobytu w Kanadzie. Z rozmów z innymi, a szczególnie Polakami, będącymi w podobnej jak on sytuacji, dowiedział się, że w zasadzie nie ma szans na uzyskanie statusu uciekiniera politycznego. Jedyną szansą było zawarcie małżeństwa z kobietą mającą stały pobyt w Kanadzie. Czynił w tej sprawie rozeznanie. Naturalnych związków z kobietami, które nadawałyby się do tego, nie miał spotkał. Wprawdzie miewał jednorazowe kontakty seksualne z kobietami, ale zwykle było to związane z pobytami w knajpach. Lądowały one u niego, lub też on u nich. Zabawa się kończyła i znajomość również.
Po pięciu latach pobytu w Kanadzie poznał w końcu pewną Polkę, która robiła mu nadzieje. Miała ona jednego syna w wieku sześciu lat. Była rozwiedziona. Pracowała ciężko jako sprzątaczka w jakiejś firmie, a nadto sprzątała domy prywatne. Artitchkonis spotykał się z nią wielokrotnie. Zapraszał ją do restauracji, fundował obiady. Ale jego dążenie do większego zbliżenia ona odrzucała. W końcu zaproponował jej zapłacenie pewnej kwoty za zawarcie z nim fikcyjnego związku małżeńskiego. Ona zgodziła się na to, ale zażądała zapłacenia jej od razu dwunastu tysięcy dolarów. Artitchkonis nie miał tej kwoty. Proponował, że w miarę jak będzie postępowało załatwianie ich sprawy, czyli zawarcie związku małżeńskiego, załatwianie sponsorowania i pobytu jego w Kanadzie, będzie jej płacił ratami. Negocjował też z nią niższą kwotę. Ona stanowczo nie zgadzała się na to. Żądała zapłacenia jej jednorazowo dwunastu tysięcy dolarów, i to zanim zawrze z nim związek małżeński. Po trwających rok przetargach Artitchkonis w końcu zrezygnował z tej możliwości zalegalizowania swojego pobytu w Kanadzie.
Kolejne dwa lata przebiegały bez zakłóceń. Ale Artitchkonis przeżywał coraz większy kryzys. Siostra się rozwiodła z mężem. Tak więc jej dom też nie był ostoją dla niego. Coraz częściej żal i tęsknotę za krajem topił w alkoholu. Pracował ciężko, czuł się samotny, opuszczony, bez związków z kulturą i obyczajami swojego rodzinnego kraju. Angielski znał tylko w zakresie możliwości porozumienia się w pracy. Litwinów kolegów nie miał. Pozostali tylko Polacy, którzy byli w nie lepszej sytuacji niż on. Najpierw libacje alkoholowe były organizowane w piątki, po zakończeniu pracy, i trwały do niedzieli. Później zdarzały się i w dni powszednie, po zakończeniu pracy. Aż nadszedł ten newralgiczny dzień.
Artitchkonis poszedł z kolegą z pracy na kolację do polskiej jadłodajni. Nawet się nie przebrali. W tym lokalu tolerowano obecność pomęczonych robotników, często przychodzących w ubraniach roboczych, bez kąpieli, przynoszących różne zapachy z ich miejsc pracy. Artitchkonis był „w dołku”. Po wypiciu większej ilości wódki powiedział koledze, że idzie zgłosić się na policję. Ten, mimo zamroczenia alkoholowego, starał się go odwieść od tego zamiaru. Nic nie pomogło. Artitchkons udał się do najbliższej komendy policji i powiedział, że jest nielegalnie w Kanadzie i aby go aresztowali i odesłali do jego kraju rodzinnego. Policjanci pragnący bezproblemowo zakończyć swoją zmianę radzili mu, aby udał się do swojego mieszkania i przespał po zakrapianej alkoholem libacji. Ten jednak upierał się przy swoim. Co mieli zrobić? Zadzwonili po oficerów imigracyjnych, a ci, po sprawdzeniu danych Artitchkonisa, aresztowali go i przywieźli do aresztu imigracyjnego.
Artitchkonis ze zrozumieniem znosił warunki aresztu. Najbardziej dokuczał mu zakaz palenia papierosów. Chodził nerwowo wokół placu, gdzie inni grali w koszykówkę i piłkę nożną. Poznał tam jednego Polaka, z którym trochę rozmawiał. Znajomi przywieźli jego rzeczy osobiste do aresztu. Mówił, że na Litwie sytuacja się poprawiła i że da sobie radę. Tęsknił za córką, teraz już kilkunastoletnią panną. Po kilku tygodniach pobytu w areszcie wyleciał z Kanady i po dobie, po ośmiu latach przygody z Kanadą, miał już być w Kownie.

piątek, 08 wrzesień 2017 14:27

ABC oferty

Napisane przez

maciekczaplinskiPo tygodniach poszukiwań trafiamy na nasz „wymarzony” dom. Czas złożyć ofertę.

Warto wiedzieć o kilku sprawach. Oferta kupna i sprzedaży oraz sam proces negocjacji jest bardzo obszernym tematem. Dziś podam tylko kilka podstawowych informacji.

Pisemna oferta kupna jest zwykle inicjowana przez agenta reprezentującego kupujących. Przygotowywana jest ona na standardowych formularzach opracowanych przez Real Estate Board. Formularze te opracowane są przez prawników i w poszczególnych punktach zawarte są typowe paragrafy chroniące obie strony. Modyfikowane są tylko te elementy oferty, które w formie pisemnej określają warunki na jakich potencjalny klient gotowy jest kupić wystawioną na sprzedaż nieruchomość.

Wstępna oferta zawiera takie detale, jak proponowana cena, proponowany depozyt, warunki, jeśli jest to oferta warunkowa, dzień przejęcia nieruchomości oraz tak zwane inclusions – czyli określa, jakie sprzęty gospodarstwa domowego zawarte będą w cenie.
 
Depozyt, który towarzyszy ofercie, wynosi zwykle 3-5 proc. ceny wywoławczej. Jeśli oferta zostanie zaakceptowana, to depozyt przekazywany jest firmie reprezentującej właścicieli i umieszczany na specjalnym koncie – Trust Account.
 
Oferta jest ważna tylko przez określony okres. Może to być tydzień, mogą to być dosłownie godziny. Jeśli nie zostanie ona rozpatrzona w tym czasie, to traci swoją ważność.
 
Właściciel domu, który otrzymuje ofertę, może w określonym ofertą czasie: zaakceptować ją bez zmian, dokonać zmian i zaproponować kupującym swoje warunki, nazywane jest to counter-offer, lub jeśli oferta nie jest do zaakceptowania, pozwolić jej wygasnąć.
 
Jeśli oferta złożona przez kupujących rokuje nadzieję na szczęśliwe zakończenie, zwykle następują zmiany i oferta wraca do kupujących. Nazywa się to sign-back lub counter-offer.
 
Zwykle oferta krąży pomiędzy dwoma stronami przez jakiś czas. Za każdym razem strona robiąca zmiany zwykle przedłuża czas na akceptację oferty.
 
Negocjacje zwykle trwają, dopóki jedna ze stron nie zaakceptuje wszystkich warunków w składanej jej ofercie. Nie ma limitu co do liczby counter-offers, ale zwykle wystarczają 2 – 4 tury negocjacji, by uzyskać kontrakt akceptowany przez obie strony.
 
W procesie negocjacji biorą udział dwie strony – kupujący i sprzedający nieruchomość. Strona, która w końcowym efekcie akceptuje warunki drugiej strony – podpisuje na ofercie confirmation of acceptance. Wszelkie zmiany w ofercie po tym stadium – mogą być dokonywane tylko poprzez inny dokument zwany  amendment to agreement.
 
Zaakceptowana oferta trafia do prawnika – który od tego momentu reprezentuje swoich klientów aż do zakończenia transakcji.
 
Należy pamiętać, że wszystkie negocjacje i uzgodnienia muszą być na piśmie.

Inaczej proces negocjacji przebiega, kiedy mamy kilka ofert, z którymi musimy konkurować. Sytuacja, w której mamy kilka ofert na jeden dom, nazywana jest multiple offer situation. Z perspektywy sprzedających dom jest to wymarzona okoliczność. Kilku chętnych na ten sam dom to niemalże gwarancja sprzedaży domu szybko i często ponad wystawioną cenę. Najczęściej wystarczy przeanalizować wraz z agentem wszystkie oferty i wybrać najlepszą.
 
Z perspektywy kupujących jest to dużo bardziej skomplikowana i denerwująca sytuacja i chciałbym poświęcić jej trochę uwagi.
 
Jeśli znajdą Państwo dom i okaże się, że jest na niego kilka ofert, należy zdawać sobie sprawę, że zwykle cena sprzedaży będzie wyższa niż w przypadku pojedynczej oferty. Dlatego należy zadać sobie pytanie, jak bardzo nam zależy na kupowanym domu?
 
Jeśli jest to przeciętny dom, jakich wiele, to można albo zrezygnować ze składania oferty, albo złożyć ofertę zgodną z Państwa osobistym odczuciem wartości.
 
Natomiast jeśli dom, na który chcą Państwo składać ofertę, jest tym jedynym i wymarzonym domem spełniającym wszystkie (lub prawie wszystkie) oczekiwania, to sytuacja się zmienia. Warto wówczas zastanowić się, jak grać, by wygrać?
 
Należy pamiętać, że w przypadku kilku ofert zwykle wygrywają te, które mają najmniej warunków oraz oferują najwyższą cenę. Przed prezentacją oferty wiemy, ile ogólnie ich będzie. Jeśli mamy do czynienia z jedną konkurencyjną ofertą, strategia może wyglądać inaczej niż w przypadku pięciu konkurencyjnych ofert.
 
Oferty bezwarunkowe, oferujące datę przejęcia oczekiwaną przez sprzedających oraz oferujące dobrą cenę, mają największe szansę akceptacji.
 
Oferty warunkowe na załatwienie pożyczki lub inspekcję domu – zwykle nie mają wiele szans na akceptację.
 
Żaden z agentów przynoszących ofertę nie wie, jaką cenę i jakie warunki oferuje konkurencja. Jedynie właściciele sprzedawanego domu i ich agent mają pełny przegląd sytuacji. Dla kupujących oznacza to dość duży stres oraz odrobinę hazardu. Każdy tysiąc dolarów dodany do oferowanej ceny zwiększa szansę. Jeśli walczą Państwo o wymarzony i unikatowy dom, warto czasami zapłacić trochę więcej. Wszak dodatkowe na przykład 5000 – stanowi tylko około 22 dol. w miesięcznych spłatach. Oczywiście należy do końca zachować zdrowy rozsądek. Czasami nie warto poddać się emocjom. Agent real estate znający rynek powinien być tutaj bardzo ważnym doradcą.
 
Finałowa cena w przypadku kilku ofert może znacznie przekroczyć cenę wywoławczą. W różnych rejonach miasta i w różnych kategoriach cenowych ta nadwyżka może wyglądać inaczej. W Mississaudze w przypadku domów do 600.000 tys. – często przekracza 50.000 dol. Natomiast w okolicy na przykład Bloor/Princ Edward zdarzają się przebitki nawet o 200.000 tysięcy dol. Wszystko wynika z podaży i popytu. Wszystkie te rejony, w których domy bywają kupowane na spekulację przez kontraktorów i gdzie buduje się domy na zamówienie – zwykle osiągają wyższe ceny.
 

piątek, 08 wrzesień 2017 09:52

Kanadyjskie obywatelstwo po rodzicach

Napisane przez

Izabela EmbaloKonsultowałam niedawno klienta, któremu urodziło się dziecko poza Kanadą, na Filipinach. Żona Filipinka nie dostała wizy, urząd imigracyjny nakazał wystąpić z wnioskiem o sponsorowanie, ale klient, który jest obywatelem Kanady, strasznie ubolewał, że żona nie może do Kanady przywieźć ich 2-letniego, chorowitego synka, który wychowuje się w bardzo trudnych warunkach na Filipinach. Tutaj, dzieckiem chwilowo mogliby się zaopiekować rodzice mężczyzny. Zdziwiła mnie bardzo ta sytuacja, ponieważ dziecko po ojcu obywatelu posiada już nadane prawem kanadyjskie obywatelstwo. Niestety, brak informacji na ten temat uniemożliwił Kanadyjczykowi przywiezienie dziecka do Kanady, by mogło wychowywać się w o wiele lepszych warunkach.
Poradziłam, by wystąpić o dokument potwierdzający kanadyjskie obywatelstwo. Tak się też stało, dziecko bezproblemowo otrzymało kanadyjski dowód obywatelski oraz paszport, co umożliwiło połączenie się dziecka i ojca w Kanadzie.
Żona czeka na wizę pobytową, więc miejmy nadzieję, że rodzina będzie niebawem w komplecie. Ta opisana sytuacja zainspirowała mnie do opisania istniejących przepisów.
W świetle kanadyjskiego prawa, dziecko urodzone po 14 lutym 1977 roku z rodzica obywatela Kanady posiada automatycznie kanadyjskie obywatelstwo. Nie musi też ubiegać się o kanadyjskie obywatelstwo, jedynie o dowód jego posiadania z racji obywatelstwa rodzica.
Ale uwaga, dzieci obywatela czy obywatelki, którzy uzyskali obywatelstwo w ten właśnie opisany prosty sposób (po rodzicu), nie mają już takich samych praw. Prawo uzyskania kanadyjskiego obywatelstwa po rodzicach dotyczy tylko PIERWSZEGO POKOLENIA.
Trzeba bardzo uważać z interpretacją tych przepisów. Słyszę często, jak ludzie przekazują sobie te informacje – zasadę, że dziecko urodzone poza Kanadą z rodzica obywatela jest także obywatelem... no właśnie nie zawsze. Prawo to obowiązuje od 2009 roku. Znam bowiem wcześniejsze przypadki uzyskania obywatelstwa po dziadku, które niestety zostały odebrane, w dodatku prawem działającym wstecz. Na szczęście, od 2012 roku prawo nie może działać retroakcyjnie w tym przypadku. Ale to temat na zupełnie inny artykuł.
Chciałabym także potwierdzić, że dziecko urodzone w Kanadzie jest także obywatelem i jest bez znaczenia, czy rodzice są obywatelami, stałymi rezydentami, czy nawet nieudokumentowanymi imigrantami. Przepis ten nie jest zmieniony.
Instrukcję, jak uzyskać dowód posiadania kanadyjskiego obywatelstwa przez dziecko urodzone z rodzica czy rodziców obywateli poza Kanadą, znajdą Państwo na stronie:


http://www.cic.gc.ca/english/citizenship/proof-how.asp
Izabela Embalo
licencjonowany doradca imigracyjny
Kanada
tel./text. 416-515-2022
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 01 wrzesień 2017 16:02

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Odrzucana

Napisane przez

Ta około 25-letnia kobieta mogłaby uchodzić, z uwagi na kolor skóry, za Murzynkę. Ale miała naturalnie proste włosy, co kontrastowało z kręconymi włosami innych Murzynek. Mogłaby uchodzić za ciemną Tamilkę ze Sri Lanki lub z południa Indii. Zaskoczyła jednak kucharzy w areszcie imigracyjnym, kiedy zażądała podawania jej jedzenia koszernego. Sprawa zaczęła się powoli wyjaśniać, kim jest ta czarnoskóra piękność.
Mówiła trochę po angielsku. Ale twierdziła, że jej pierwszym językiem jest hebrajski. Z dokumentów wynikało, że przybyła z Izraela. Była więc Falaszką. Plemię to zamieszkiwało przez tysiące lat tereny dzisiejszej Etiopii. Niewyjaśniona jest do końca historia wyznawania przez to plemię religii mojżeszowej, w wersji prawie identycznej do tej, jaką wyznają Żydzi. Plemię to, liczące około trzydziestu tysięcy osób, żyło w izolacji od innych, zamieszkujących te regiony północno-wschodniej Afryki. Byliby tam żyli dotąd, gdyby nie problemy wewnętrzne i interwencja z zewnątrz.
Najpierw powstały problemy ustrojowe w ich rodzinnym kraju. Etiopia znalazła się pod dyktaturą komunizującego wyższego oficera, który przejął władzę w wyniku zamachu stanu. Stał się on najwierniejszym synem matki wszelkiego komunizmu, czyli Związku Sowieckiego. Kraj ten łożył niemałe sumy na podtrzymanie tego reżimu. Szczególnie była potrzebna pomoc wojskowa, bo Etiopia znalazła się w stanie wojny z sąsiednim krajem.
Ale nie zaniedbywano też spraw ideologicznych. Etiopia miała stać się poligonem doświadczalnym dla rozprzestrzenienia się ideologii i praktyki komunistycznej na kontynencie afrykańskim. Jak cierń uwierali więc przywódcom tego kraju ortodoksyjni wyznawcy Jahwe, którzy nawet nie dopuszczali na teren swoich siedlisk instruktorów mających zasiać wśród nich ateizm.

piątek, 01 wrzesień 2017 15:51

Jak inwestować w real estate

Napisane przez

maciekczaplinskiJest wiele sposobów inwestowania w nieruchomości. Najbardziej typowy to kupno nieruchomości, by w niej zamieszkać i powoli ją spłacać. Mamy dach nad głową i jednocześnie w chwili spłacenia domu – znaczne zabezpieczenie finansowe poparte wartością nieruchomości. Ale istnieje też spora liczba inwestorów, którzy już zbudowali equity i chcą je zainwestować ponownie w real estate, bo są przekonani, że jest to pewna i bezpieczna inwestycja.
Ja osobiście podzieliłbym inwestowanie w nieruchomości na kilka głównych nurtów:

• Kupowanie nieruchomości z zamiarem remontu lub budowy nowego domu.
• Kupowanie nieruchomości z zamiarem wynajmowania w dłuższym okresie.
• Kupowanie nowych nieruchomości z planów z nadzieją na przyrost wartości.
• Inwestowanie w pożyczki hipoteczne – najczęściej tak zwane drugie lub trzecie hipoteki.

piątek, 01 wrzesień 2017 14:59

Porady imigracyjne: Wiza czy superwiza?

Napisane przez

Izabela EmbaloCzęsto otrzymuję pytania od Państwa, czy lepiej i wygodniej jest załatwić dla rodzica/rodziców wizę, czy superwizę? Jakie są różnice pomiędzy tymi wnioskami? Otóż zależy to od indywidualnych okoliczności. Superwiza jest przyznawana na dłuższy okres, a zatem jest o tyle wygodniejsza, że nie trzeba jej przedłużać po 6 miesiącach, jak to się zazwyczaj dzieje ze zwykłą wizą turystyczną. Super wiza daje także poczucie komfortu, ponieważ wiemy, że nasi rodzice mogą w Kanadzie przebywać przez dwa lata. Wiza turystyczna może być z wielu przyczyn odmówiona, a zatem nie mamy takiego stresu, jak w przypadku procedur przedłużających legalny status.
Z praktycznego punktu widzenia, należy jednak przeanalizować sytuację sponsora w Kanadzie i sprawdzić, czy wymogi są spełnione. Przede wszystkim w przypadku superwizy należy spełnić określone prawem kryteria dochodowe. Jeśli nie mamy wystarczającego dochodu w ostatnim roku (12 ostatnich miesięcy), superwiza może zostać odmówiona (zbyt niskie dochody). Urząd dokładnie sprawdza zarobki osoby zapraszającej. Obowiązujące dochody można sprawdzić na stronie www.cic.gc.ca.
Kryteria dochodowe mogą każdego roku ulec zmianie, więc lepiej się upewnić, jakie są aktualne wymogi prawne w procesie otrzymania superwizy.
Podanie może podpisać także współmałżonek, a zatem dochody mogą być sumowane.
Ja osobiście radzę, by lepiej nie ryzykować i nie składać wniosku o superwizę, jeśli dochody nie są wystarczające. Lepiej w takiej sytuacji poprosić o przedłużenie wizy. Zazwyczaj w przypadku rodziców, urząd imigracyjny skłania się ku temu, by przedłużać pobyt czasowy rodzicom kilkakrotnie. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie.
Oczywiście wniosek wizowy należy odpowiednio umotywować i dołączyć dokumentację, która potwierdzi, że rodzic/rodzice będą mieli zapewnione w Kanadzie zakwaterowanie i wyżywienie. Jednak w przypadku podania o przedłużenie wizy, nie sprawdza się dokładnie dochodów sponsora. Nie ma także wymogu finansowego i to jest właśnie ta najistotniejsza różnica pomiędzy procedurą wnioskowania o wizę i superwizę.
Osoby ubiegające się o superwizę muszą także okazać się ubezpieczeniem zdrowotnym, nie ma takiego wymogu przy ubieganiu się o przedłużenie wizy. Choć ja zalecam, by dokument posiadania prywatnego ubezpieczenia zawsze dołączyć.
Mała praktyczna rada, można poprosić urzędnika o dłuższe niż sześć miesięcy zezwolenie na pobyt. Ja często otrzymywałam wizę na rok, udawało mi się nawet otrzymać przedłużenie czasowego pobytu dla rodziców na dłuższy okres pobytu, i nie występując o superwizy, a jedynie korzystając z o wiele prostszej procedury wizowej.

Izabela Embalo
licencjonowany doradca
tel. 416-5152022
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Curyk M 9264O tym, że rodzice zobowiązani są do alimentowania dzieci, i o tym, że często jedno z byłych małżonków jest zobowiązane do płacenia alimentów drugiemu, pisałam już w poprzednich artykułach. Dzisiaj odpowiem na często zadawane mi pytanie: „Skąd mogę wiedzieć, ile on lub ona ma mi płacić, skoro nie wiem, ile zarabia?”.

Prawodawcy ontaryjscy zdają sobie sprawę z tego, że obowiązki alimentacyjne nie są możliwe do wyegzekwowania, jeżeli druga strona nie ma pełnego obrazu sytuacji finansowej byłego małżonka lub partnera. Stąd ustawowy obowiązek pełnego ujawnienia przez obie strony swojej sytuacji finansowej (financial disclosure), bez względu na to, czy strony biorą udział w procesie sądowym, prowadzą negocjacje przez swoich prawników, czy też biorą udział w mediacji. Jeżeli sprawa trafia do sądu, to strona spóźniająca się z przedstawieniem swojej sytuacji finansowej może musieć płacić koszty sądowe drugiej strony. Jeżeli negocjuje się podpisanie umowy separacyjnej (ale także małżeńskiej lub poprzedzającej wspólne zamieszkanie), to umowa taka może być w przyszłości uznana przez sąd za nieważną, jeżeli jedna ze stron, lub obie strony, zataiły ważne informacje finansowe. Informacje finansowe muszą być wymienione na samym początku negocjacji lub procesu sądowego, a potem muszą być często aktualizowane.

Utarły się złe stereotypy co do przywar niektórych narodów. Niemcy czy Amerykanie często powtarzali „pijany jak Polak”. Anglicy przywarę tę przypisywali Irlandczykom. Polacy raczej tę przypadłość wiążą z obyczajami swoich wschodnich sąsiadów. Czy ktoś łączył ten szczególny pociąg do alkoholu z jakimś narodem południowoamerykańskim?
Pamiętam, jak przed kilkoma laty przejeżdżałem w upalny dzień, około godziny 11:00 rano, w pobliżu dzielnicy slamsów na pięknej wyspie Margarita, będącej częścią Wenezueli. Tuż przy szosie stało czterech tubylców i pociągało z litrowej butelki dużymi haustami rum. Po dwóch szybkich kolejkach butelka została osuszona.
Ale zupełnie nie kojarzyłem problemu pijaństwa czy alkoholizmu z Gwatemalą. Ktoś mógłby mieć nawet trudności z usytuowaniem tego kraju na kuli ziemskiej. Jest to kraj położony w Ameryce Południowej, gdzie dominuje ludność indiańska lub mieszańcy indiańsko-hiszpańscy, bowiem była to kiedyś kolonia Hiszpanii. W każdym razie językiem oficjalnym w tym kraju jest hiszpański. I takim posługiwał się Mario.
Ten trzydziestoletni, postawny, silnie wyglądający mężczyzna o rysach indiańskich, ale z kroplą krwi hiszpańskiej, został przywieziony do aresztu imigracyjnego w stanie zupełnego upojenia alkoholowego. I to w poniedziałek. W Polsce mówiło się o szewskich poniedziałkach, czyli przedłużonych weekendach tej profesji, z uwagi na to, że po libacji niedzielnej, jeszcze nie byli zdolni do pracy w poniedziałek. Ale żeby Gwatemalczycy coś o tym słyszeli?
Mario pochodził z terenów wiejskich, gdzie bieda jest normalnym zjawiskiem. Każdy stara się przeżyć kolejny dzień, nie mając większej nadziei na wyraźną poprawę swojego losu w najbliższej, a nawet dalszej przyszłości. Wprawdzie nawet te tereny wiejskie zaczynają się już powoli cywilizować, ale przebiega to niezwykle powoli w takim kraju jak Gwatemala. Kraj ten bowiem nie ma jakichś środków, które dawałyby mu szanse szybkiego postępu. Bo nie ma w tym kraju ani ropy naftowej, ani srebra, ani terenów ulubionych przez turystów, tak jak w innych krajach tego regionu, które powoli wydobywają się z nędzy.
Pewien postęp w Gwatemali wynika z programu edukacyjnego. Nie są to wielkie efekty, bo ani nie powstał tam nowy Harvard, ani nawet nie rozwinął się zbyt dobrze powszechny program edukacyjny na przyzwoitym poziomie. Ale upowszechnione zostało szkolnictwo podstawowe i powstało trochę szkół średnich. Pozostają jeszcze kursy zawodowe. Taki ukończył Mario. Po ukończeniu szkoły podstawowej, wywodząc się z biednej, wielodzietnej rodziny, nie miał szans na jakieś dalsze kształcenie się. Pociągała go jednak szoferka. Zarobił trochę pieniędzy, pracując u bogatszych rodaków, głównie przy budowach jako robotnik niewykwalifikowany. Odłożone pieniądze zainwestował w kurs samochodowy. Po pół roku uzyskał prawo jazdy uprawniające go do prowadzenia ciężarówek. Ale ze znalezieniem pracy nie było łatwo. Chętnych do pracy w tym zawodzie jest tam sporo, ale ciężarówek nie aż tak dużo.
Mario postanowił zmienić miejsce zamieszkania, gdyż w swojej okolicy nie widział możliwości zatrudnienia w wybranym zawodzie. Przeniósł się do miasta. Tam uzyskał pracę w firmie budowlanej. Po kilku miesiącach właściciel pozwolił mu wykonywać krótkie kursy ciężarówką, kiedy kierowca tam zatrudniony był nie obecny. Mario sprawiał się dobrze i w końcu został zatrudniony na pełnym etacie kierowcy. Miał dwadzieścia kilka lat i wydawało mu się, że dopiero teraz życie stanęło przed nim otworem.
Wyższe zarobki usytuowały Mario w lepszej kategorii pracowników. Musiał jednak wkupić się do tego grona. Odbywało się to głównie po tygodniu pracy. Mario urządził libację dla kolegów. Wtedy pierwszy raz się upił. Śmiano się z niego, że ma słabą głowę, więc musiał wykazać, że tak nie jest. Następne libacje już były składkowe. Mario bardziej uważał i zakończyło się bez złych następstw. Wciągnął go ten tryb: ciężka praca w ciągu tygodnia i libacja po wypłacie.
Trwało to pięć lat. Aż cała ta sielanka została gwałtownie przerwana. Któregoś dnia Mario jechał ciężarówką z materiałami budowlanymi i w terenie lesistym, w biały dzień, został zatrzymany przez grupę uzbrojonych mężczyzn. Byli to tzw. bandidos, czyli jakby rozbójnicy, głoszący jednak hasła wyzwolenia socjalnego narodu spod jarzma kapitalizmu. Celując z karabinów, kazali wyjść Mario z ciężarówki. Kiedy to uczynił, dostał kopniaka (chyba za to, że wysługuje się kapitaliście) i kazano mu biec. Myślał, że to jego koniec, że zostanie zabity. Faktycznie, oddano w jego kierunku kilka strzałów, ale chyba bez zamiaru zabicia go.
Kiedy Mario wrócił do firmy bez ciężarówki, został natychmiast wyrzucony z pracy. Tłumaczenia co do okoliczności, w jakiej stracił samochód, nie pomogły. Właściciel powiadomił policję, Mario był przesłuchiwany, ale ciężarówki nie odnaleziono. Prawdopodobnie, po jakichś przeróbkach, została sprzedana za tanie pieniądze w innej części kraju i zasiliła fundusze „rewolucjonistów”.
Mario miał pewne oszczędności i paszport. Postanowił opuścić kraj, nie widząc miejsca dla siebie. Uznał, że jest młody, zdrowy, silny, bez zobowiązań, a więc da sobie radę. Musiał mieć jednak paszport z wizą. A takiej nie miał w swoim paszporcie i miał wątpliwości, czy uzyska takową. Kupił więc paszport z wizą amerykańską, najprawdopodobniej komuś skradziony. Bez trudu kupił bilet na samolot do Stanów Zjednoczonych. Amerykanie nie zorientowali się, że paszport jest nie jego. Jakoś udało mu się przejść kontrolę graniczną. Znalazł się na ulicy. Nie znał języka angielskiego, nie miał znajomych, do których mógłby zwrócić się o pomoc. W jego kraju jednocześnie mówiono, że Amerykanie, po ujawnieniu się, że chce się pozostać w ich kraju, natychmiast wysyłają danego delikwenta z powrotem do domu.
Mario obrał więc kierunek na Kanadę, który to kraj cieszył się lepszą opinią wśród biedoty gwatemalskiej. Mario za ostatnie pieniądze kupił bilet na autobus i stawił się na granicy kanadyjskiej w Niagara Falls. Tutaj został zatrzymany w areszcie, ale na drugi dzień przesłuchano go przy pomocy tłumacza. Mario zwrócił się o przyznanie mu statusu uciekiniera politycznego. Pobrano od niego odciski palców i wypuszczono.
Atutem Mario był fakt, że w Toronto mieszkała już od dwóch lat jego starsza siostra, która uzyskała prawo stałego pobytu w Kanadzie. Mario przybył do niej. Ona zaopiekowała się nim. Zaprowadziła go do urzędu imigracyjnego, gdzie Mario miał się meldować. Ona też skontaktowała go z krajanami, którzy pomogli mu uzyskać pracę na budowie. Tylko dzięki nim mógł funkcjonować, bo nie znał w ogóle angielskiego i nie miał „głowy” do tego języka. Po kilku miesiącach Mario wyprowadził się od siostry i zamieszkał wraz z kolegami z pracy.
Najpierw czuł, że powinien się wkupić do tego nowego grona kolegów, którzy byli tak życzliwi dla niego. Tak więc z pierwszej wypłaty pozostało mu niezbyt dużo, kiedy zafundował kolegom libację alkoholową. Zostało to dobrze ocenione przez kolegów. Odtąd po każdej wypłacie odbywała się składkowa popijawa.
Mario zaniedbał zupełnie kontakty z urzędem imigracyjnym. A ten słał wezwania do stawienia się na „stary” adres. Bowiem Mario, wraz z jednym kolegą, wynajął pokój w innym miejscu, bliższym do miejsca pracy, którą ówcześnie wykonywali.
Praca na budowie spowodowała, że ręce Mario stwardniały, były całe w bliznach, paznokcie wyżarte przez cement i chemikalia. Picie alkoholu „zagęściło się”. Po czterech latach pobytu w Kanadzie Mario wraz z kolegami pił dwa – trzy razy w tygodniu. Po jednej z takich libacji, będąc kompletnie pijany, chciał wejść do sklepu, aby kupić jakąś wodę do picia. Było to w pobliżu miejsca zamieszkania jego siostry. W drzwiach sklepu słaniającego się Mario zatrzymali policjanci, którzy od razu powiedzieli mu, że jest poszukiwany przez urząd imigracyjny.
Na drugi dzień okazało się, że słanianie się Mario wynikało nie tylko z zamroczenia alkoholowego, ale również z tego, że skręcił sobie nogę. Kiedy był pijany, to prawie nie czuł bólu, ale kiedy trochę otrzeźwiał, to bardzo go to bolało. Postanowiono zawieźć go do szpitala. Lekkie bujanie w vanie i chwilowy brak świeżego powietrza spowodowały, że Mario tuż przed wyjściem z pojazdu zwymiotował, zabrudzając całą podłogę. Pojazd wymagał gruntownego mycia. Sam też był cały w wymiocinach. Został zaprowadzony do ubikacji, celem umycia się. W szpitalu, po wstępnej rejestracji, Mario poczuł ponownie narastające torsje. Zdążył jednak do ubikacji. Zwymiotował i poczuł się już lepiej.
Lekarz po zbadaniu nogi Mario stwierdził jedynie jej skręcenie i nawet nie skierował go do zrobienia zdjęcia. Mario wrócił do aresztu: brudny, śmierdzący wymiocinami, odrażający. Wieczorem telefonicznie powiadomił siostrę o miejscu swojego pobytu. Ta przywiozła mu jego rzeczy do przebrania się. Wykąpał się i poszedł spać. Dalsza walka o pozostanie w Kanadzie w zasadzie nie miała sensu. Mario ukrywał się przez trzy lata przed władzami imigracyjnymi. Podjął jeszcze próbę uzyskania zwolnienia z aresztu, ale prośba ta została oddalona. Po kilku tygodniach został odesłany do kraju rodzinnego. Czy zdoła wyleczyć się z choroby alkoholowej?
Aleksander Łoś

 

piątek, 25 sierpień 2017 17:29

Mirabella

Napisane przez

maciekczaplinskiDziś chciałbym napisać na dwa zupełnie różne tematy. Pierwszy temat nasunęło samo życie. Drugi dotyczy nowego projektu w bardzo ciekawej lokalizacji. Zacznijmy od „życiowego” tematu.
To jest bardzo ciekawa historia, która przydarzyła mi się ostatnio i, moim zdaniem, jest warta opisania, bo może pobudzić do myślenia. Jak Państwo pamiętają, kilka razy pisałem o downsizing. Często sugerowałem takie rozwiązanie, by sprzedać droższy dom w Toronto (lub okolicy) i kupić znacznie mniejszy dom (lub mieszkanie) dla siebie. Zwykle powstaje pytanie, jak bezpiecznie zainwestować nadwyżkę, która może być bardzo znacząca? Czy włożyć na spekulacyjne inwestycje obiecujące wysokie zwroty? Czy włożyć pieniądze „bezpiecznie” do banku, ale na bardzo niski zwrot? Moim zdaniem, żaden z tych pomysłów nie jest godny zainteresowania. Ja osobiście uważam, że inwestycja w drugą nieruchomość, przynoszącą stały miesięczny zysk, jest najlepszym rozwiązaniem. Nie tylko mamy stały dochód, ale również, jak wskazuje historia, nieruchomości przyrastają na cenie i po jakimś czasie wartość naszej inwestycji może się podwoić, czy nawet potroić.
To rozwiązanie jest niezwykle atrakcyjne, ale często potencjalni „inwestorzy”, będąc często w już zaawansowanym wieku, boją się angażować w rental properties z obawy przed problemami z lokatorami. Z mojego doświadczenia wynika, że tak naprawdę problemy nie są wcale takie częste, jak się o tym mówi, ale… zawsze jest taka możliwość i często ludzie się tego obawiają.
Otóż klienci, o których opowiadam, po rozmowie ze mną wpadli na trochę inne rozwiązanie. Otóż mają oni dwójkę dorosłych dzieci, które dotychczas mieszkają z nimi pod jednym dachem i chcą się uniezależnić. Od dawna myślą o kupnie „własnego” condo, ale jak to zwykle bywa, nie mają zbyt dużo odłożonych pieniędzy, a uzyskanie pożyczki dla młodych ludzi zwykle jest skomplikowane. To, co zrobili moi klienci, jest niezwykle proste. Sprzedany dom pozwolił im kupić całkiem niezły bungalow poza miastem. Część pieniędzy pozostawili w banku na wyjazdy i przyj

TOWERS

emności. Natomiast byli w stanie również kupić dwa mieszkania na wynajem, czyli inwestycję. Z tym że zamiast wynajmować je ludziom obcym, wynajęli je swoim dzieciom. Umowa jest taka, że początkowe ceny wynajmu są trochę preferencyjne, by pomóc dzieciom wystartować (ale to tylko w pierwszym roku). Później spłaty są normalne (principle i interest).
Moi klienci są szczęśliwi, bo nie tylko pomogli wystartować dzieciom w posiadaniu własnych mieszkań, ale również mają stały dochód. To rozwiązanie ma też kilka innych zalet. Po pierwsze, uczy odpowiedzialności młodych ludzi. Moi klienci mogliby dać gotówkę dzieciom do ręki, by kupiły nieruchomość. Ale to często powoduje, że pieniądze są trwonione i mój klient zostałby bez dochodu „na stare lata” Taka forma pomocy uczy dyscypliny młodych ludzi, a rodzice zawsze mogą zapisać im to mieszkanie na własność w swoim testamencie.
Czyli reasumując, dwie pieczenie na jednym ogniu. Stały dochód i pomoc dzieciom!
A teraz chciałbym napisać trochę na temat nowego projektu.
Kilka dni temu zostałem zaproszony do sprzedaży nowego codominium z planów. W tym tygodniu mam spotkanie z przedstawicielem firmy deweloperskiej i po tym spotkaniu (pewnie za tydzień) będę mógł podać więcej szczegółów. Według zapewnień, jakie otrzymałem, klienci „doma

LOCATION

tor team” będą mieli:
• Uprzywilejowany akces do najlepszych cen i dobrych rzutów mieszkań.
• Bardziej w czasie rozłożoną strukturę wpłat,
• Prawo do odsprzedaży przed przejęciem unitu,
• Bezpłatną usługę prawnika, by przejrzeć dokumenty zakupu,
• Zamrożone maksymalne koszty płacone na zamknięcie.
Ten nowy projekt, pod nazwą Mirabella Condos, jest zlokalizowany na 1926 Lake Shore Blvd. West w Toronto.
Będą to dwa 38-piętrowe budynki. Mieszkania będą 1-, 2- i 3-sypialniowe z balkonami. Piękną sprawą jest to, że mieszkania od strony południowej będą miały widok na jezioro Ontario i Toronto, a mieszkania od północy na High Park. Oczywiście w tym przypadku im wyżej, tym lepiej!
Fantastyczna lokalizacja:
• Bezpośredni akces do Lake Shore Waterfront z parkami oraz plażami,
• Dostęp do High Park,
• TTC w zasięgu ręki,
• Szybki dojazd do downtown, CNE, BMO Field czy Ricoh Coloseum,
• 5 minut do Go Station na Exhibition.
Ceny mieszkań będą od 350 tys. dol. do 1 miliona.
Podatki w takiej sytuacji około 1 proc. ceny zakupu, maintenance około 50 centów od stopy kwadratowej.
Budynek będzie znakomicie wyposażony i będą tam niezwykle rozbudowane facilities.
Jak wspomniałem, dużo więcej szczegółów będę mógł podać już wkrótce. Mówię dziś o tym po to, by zainteresowane osoby już teraz kontaktowały się ze mną w bardzo prosty sposób. Wystarczy wysłać mi krótki e-mail lub zadzwonić do mnie a ja będę wpisywał Państwa na listę. Wkrótce również będzie można zapisywać się poprzez moją stronę internetową. Przypomnę mój e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.