farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Miła pani

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

        Kiedy Rani, czyli Księżniczka, stawiła się w porcie lotniczym do wydalenia, nie zdradzała jakiegoś szczególnego poirytowania czy niezadowolenia z faktu, że musi opuścić Kanadę. Nie wydano wobec niej decyzji o deportacji, bo w wyznaczonym jej terminie kupiła bilet powrotny do Lahore w Pakistanie. Leciała przez Arabię Saudyjską liniami saudyjskimi. Co ciekawe, na tle większości innych kobiet szykujących się do wejścia do samolotu, nie miała żadnego nakrycia głowy. Ona, pochodząca z kraju w 90 procentach muzułmańskiego, nie była muzułmanką. Ona była Hinduską. Była ubrana w barwną sukienkę wskazującą na jej przywiązanie do kultury swoich przodków, ale ładna twarz tej około 50-letniej kobiety była odsłonięta, uśmiechnięta, włosy ładnie falowały. 

 

        Kiedy pierwotne Indie podzieliły się na te dzisiejsze i Pakistan, w skład którego wchodził również dzisiejszy Bangladesz, nastąpiła częściowa wymiana ludności. Muzułmanie przenosili się do Pakistanu, a Hindusi do Indii. Po obu stronach granicy pozostała jednak duża liczba ludności o odmiennej religii niż większości zamieszkałej w danym kraju. W Indiach pozostała ogromna liczba muzułmanów, tak że dzisiaj, przy dużej dzietności w tych rodzinach, jest to największa liczba ludności muzułmańskiej zamieszkałej w jednym kraju. Pozostała też w Pakistanie pewna liczba Hindusów. W czasach kolonialnych wielu z nich stanowiło podporę brytyjskiego rządu kolonialnego i byli wysyłani również do części kraju zamieszkanego głównie przez muzułmanów. Takim urzędnikiem wyższego szczebla był przodek Rani. Z kolei jej ojciec zrezygnował z kariery urzędniczej i wziął się za biznes. Szło mu tak dobrze, że zrezygnował z przeniesienia się do Indii, choć jako Hindusowi, w zakresie zamieszkiwania wśród swoich, byłoby mu łatwiej. Biznes się jednak dobrze kręcił. Nie był nadto nadmiernie religijny i w  swoich podróżach zagranicznych nawet nie nosił tradycyjnych szat. Ubierał się po europejsku. Podobnie jego dwaj synowie. Natomiast żona nosiła szaty Hinduski i tego wymagała od swojej jedynaczki, czyli Rani. Jest to dość popularne imię w tej części świata. Znam jedną Rani, którą, dla żartu, nazywam Maharani, czyli Królową. Po dżentelmeńsku tłumaczę jej, że z jej urodą tytuł książęcy jest za niski. Podobnie Anastazję, pracującą w urzędzie imigracyjnym, a będącą pochodzenia rosyjskiego, nazywam Great Princess, czyli Wielką Księżną. W rozmowie zdradziła, że znana jest jej legenda, że najmłodsza córka cara ocalała z pogromu całej pozostałej rodziny z rąk bolszewików i w kolejnych pokoleniach odradza się, aby pewnego dnia wrócić na tron Rosji. I jeszcze jedna dygresja dotycząca tego urzędu. Otóż pracują tam kobieta i mężczyzna, oboje pochodzenia polskiego i noszący takie same nazwiska. Kiedy zapytałem, czy są małżeństwem, zaprzeczyli, mówiąc, że nie są w ogóle spokrewnieni. Niemniej, czasami spotykając ich oboje na korytarzu, mówię do nich: „małżonkowie znowu na randce, zamiast wydajnie pracować dla dobra nowej ojczyzny”. 

        Wracając do Rani. Pochodząc z dobrze sytuowanej rodziny, mogła wybierać, co chce z sobą począć, po ukończeniu elitarnej, prywatnej szkoły średniej. Mogła wyjść za mąż, bo przy jej urodzie, majątku i pozycji ojca, mogła wybierać z dużego grona kandydatów. Kiedy powiedziała rodzicom, że chce studiować, nie oponowali, widocznie uważając, że na studiach, lub w tym okresie, pozna swoją miłość.

        Rani wybrała psychologię. Była zdolną studentką i w normalnym terminie ukończyła studia. W trakcie ich trwania wybierała też przedmioty nadobowiązkowe, równe kursy, które wzbogacały jej wiedzę. Ku rosnącemu zmartwieniu rodziców jakość nie było z jej strony większego zainteresowania którymś z przystojnych młodzieńców, z którymi spotykała się na przypadkowych, lub nawet w tym celu organizowanych przez jej rodziców czy znajomych przyjęciach. Sympatie były, ale miłość nie dała o sobie znać. Może rodzaj wykształcenia, swobodnego patrzenia na świat powodował, że Rani dość krytycznie postrzegała ciągle konserwatywną rolę mężczyzny w jej kręgu kulturowym. Ona czuła się wyzwolona, pragnąca pełnego partnerstwa. 

        Najpierw podjęła pracę w prywatnej poradni psychologicznej, gdzie podglądając sposoby pracy właściciela i kilku starszych kolegów, doskonaliła swój warsztat pracy. Jako jedyna kobieta w tej poradni, zaczęła mieć coraz więcej klientek, głównie z klasy średniej, które przychodziły do niej z problemami, których sama chciałaby uniknąć, gdyby miała wyjść za mąż  za jednego z mężczyzn jej pochodzenia. Kobiety te, coraz lepiej wykształcone, czuły się zdominowane przez swoich małżonków, którzy jak w dawnych Niemczech kultywowali kulturę trzech K: Kirche, Kuche, Kinder (kościół, kuchnia, dzieci).  Mając już dość dużą grupę stałych klientek, Rani otworzyła własną firmę porad psychologicznych. Miała wówczas 30 lat. Drzemało w niej ciągle pragnienie dzielenia życia z mężczyzną, ale kilka krótkich romansów nie dawało jej pewności, że może być szczęśliwa, będąc w roli kobiety uszczęśliwiającej wybranka, który jednocześnie nie pozwalał by się jej samorealizować. Pochłaniała ją praca. Przychodziły zlecenia z różnych instytucji państwowych, gdzie jej profesjonalna opinia miała decydować o losach i kobiet, i mężczyzn, którzy zawiedli ich oczekiwania, a nawet dopuszczali się wobec nich agresji. 

        Rani, już samodzielna finansowo, zaczęła jeździć na konferencje krajowe i  międzynarodowe, gdzie przy doskonałej znajomości języka angielskiego, czerpała garściami wiedzę przydatną dla jej pracy zawodowej. Sama zaczęła publikować w pismach popularnych i zawodowych, dzieląc się swoimi doświadczeniami. Zaczęto ją zapraszać jako wykładowczynię na konferencje zawodowe. To wszystko tak pochłaniało jej czas i zainteresowania, że coraz bardziej oddalała się od momentu, kiedy kobieta, szczególnie w jej kręgu kulturowym, powinna wyjść za mąż, mieć dzieci i ciepły dom rodzinny.  

        Zdesperowana, postanowiła wyrwać się z tego kręgu biznesowo-zawodowego i wyjechać na stałe za granicę. Wybrała Kanadę. Była tu wcześniej na jednej konferencji psychologów i bardzo spodobał się jej luz, swoboda bycia, a jednocześnie wiedząc o dużej imigracji  do Kanady z jej kręgu świata, widziała dla siebie miejsce do spełnienia się zawodowego. Pozostawiła poradnię w ręku doświadczonej współpracownicy i wyleciała do Kanady. Tu podała, że przyleciała w celu turystycznym i bez problemu dostała trzymiesięczną wizę turystyczną. Nie miała tu nikogo bliskiego, ale zwróciła się o pomoc do jednego z uczestników konferencji w Kanadzie, który tu mieszkał na stałe, a też był hinduskiego pochodzenia. Ten miał pewne opory, bo na przeszkodzie jej zatrudnienia był fakt, że Rani nie miała stałego pobytu w Kanadzie, zezwolenia na pracę, ubezpieczenia zdrowotnego. Ale zaryzykował. Przysyłał jej na początek niezasobne kobiety, które przychodziły głównie z problemami rodzinnymi. Później poszerzał się krąg jej pacjentek, a zaczęli też przychodzić małżonkowie, którzy uznawali wizytę u psychologa jako ostatnią dla nich szansę posklejania rozpadającego się małżeństwa. 

        Za poradą właściciela przychodni, w której była zatrudniona, udała się do adwokata hinduskiego pochodzenia, któremu zleciła sprawę zalegalizowania jej pobytu w Kanadzie. Obiecał jej to załatwić, pobierając wielotysięczną zaliczkę. Po złożeniu wniosku Rani, nie niepokojona przez nikogo, wciągała się coraz bardziej w pracę zawodową. Nie zauważyła, że wokół niej zaczęli kręcić się mężczyźni w podobnym wieku. Rozmawiała z nimi swobodnie, umawiała się nawet na pójście na rodzinno-towarzyskie przyjęcia, ale nie pozwalała na jakikolwiek krok dalej. 

        Po roku przyszła decyzja odmowna. Rani udała się do swojego adwokata, który obiecał jej złożyć odwołanie, które, według niego, na pewno da pozytywny skutek. Zażądał dużo większej kwoty niż poprzednio za tę usługę. Rani już miała pewne doświadczenie w tych sprawach. Rozmawiała ze znajomymi, którym mogła zaufać, o swojej sytuacji. Wiedziała, że jej szanse na zalegalizowanie pobytu w Kanadzie są znikome, a więc blef pana adwokata poznała od razu. Chciał wyciągnąć od niej jak najwięcej pieniędzy. Rani pozostawiła go w niepewności, oświadczając, że po przemyśleniu całej sprawy z nim się skontaktuje. Po rozmowie telefonicznej z rodziną w Pakistanie, po rozmowie z właścicielem poradni, który był dla niej bardzo życzliwy, postanowiła sama zgłosić się do urzędu imigracyjnego z biletem powrotnym. Dokumenty zostały skompletowane i Rani stawiła się z bagażem na lotnisku do powrotu do swojego rodzinnego kraju. Ze swoim pracodawcą uzgodniła wcześniej, że wzajemnie będą sobie przysyłali pacjentów z ich kręgu kulturowego. Rani bowiem miała do czego wracać. Jej przychodnia nadal funkcjonowała, choć nie tak dynamicznie jak w czasie jej pobytu w Lahore. Wracała, ale nie czuła, że zmarnowała czas. Nabrała nowych doświadczeń. 

        Jednego tylko żałowała, że nawet tutaj, w Kanadzie, mimo ciągle ładnej powierzchowności, nie mówiąc o doświadczeniu zawodowym, nie potrafiła znaleźć mężczyzny bliskiego swemu sercu. 

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.