farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 30 czerwiec 2017 07:34

Przyjeżdża Trump

Napisane przez

pruszynskiPrzyjeżdża Trump

        Za 14 dni będzie w Warszawie szef USA, ale już pod „Marriottem” stoi ileś czarnych mercedesów. Okazuje się, że są przeznaczone dla Secret Service, która już przygotowuje wizytę wodza. Ciekawy jestem, ile wizyta Trumpa będzie kosztowała i czy opłaci się skórka za wyprawkę.

piątek, 30 czerwiec 2017 07:34

Okrucieństwa faszystowskiego reżymu

Napisane przez

michalkiewicz        Podnoszący w Polsce głowę faszystowski reżym bije wszelkie rekordy okrucieństwa. W porównaniu z nimi bledną nawet okrucieństwa popełniane przez fanatyków w Państwie Islamskim, bo cóż ci fanatycy robią? Obcinają swoim wrogom głowy, co może wygląda na okrutny spektakl, ale nie da się ukryć, że ma charakter jednorazowy – na co zwrócił już dawno uwagę Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc: „Darmo – co człek raz stracił, tego nie odzyszcze”, zatem raz odciętej głowy nie da się obciąć po raz kolejny. 

        Tymczasem faszystowski reżym w Polsce swoje ofiary szatkuje po kawałku, co jest gorsze od śmierci, niczym obowiązek słuchania kompozycji „Nergala”, czyli pana Adama  Darskiego, uważanego za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie, sławne również w świecie ze słynącego z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego. 

Nic więc dziwnego, że już w początkach marca organizacje broniące na świecie praw człowieka wystosowały apel do Jana Klaudiusza Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, żeby zrobiła ona z Polską porządek, jako że poziom ochrony praw człowieka w naszym nieszczęśliwym kraju urąga wszelkim standardom. Panu Janowi Klaudiuszowi Junckerowi nie trzeba będzie dwa razy tego powtarzać, więc tylko patrzeć, jak rozpocznie się w Polsce kolejna kombinacja operacyjna – oczywiście dopiero wtedy, gdy się wyjaśni, jakie właściwie będą następstwa wizyty w Warszawie prezydenta USA Donalda Trumpa. Bo wizyta ta, związana z uczestnictwem amerykańskiego prezydenta w Forum Państw Trójmorza, może doprowadzić do reaktywacji heksagonale – ale uzupełnionego i poprawionego, to znaczy – ze Stanami Zjednoczonymi jako protektorem – co mogłoby doprowadzić do trwałego osłabienia niemieckiej hegemonii w Europie Środkowej. Wtedy też można by przeprowadzić wspomnianą kombinację operacyjną, ale mogłoby to okazać się znacznie trudniejsze niż nawet w grudniu ubiegłego roku, więc nie wiadomo, czy Niemcy by się na to zdecydowały, zwłaszcza gdyby stare kiejkuty zdezerterowały ze służby w niemieckiej BND i zaciągnęły się do razwiedki amerykańskiej. Inna sprawa, że stare kiejkuty mogą czuć się zaniepokojone perspektywą utraty „zdobyczy”, które tak pracowicie sobie nakradły, poczynając od drugiej połowy lat 80., aż do dnia dzisiejszego. Nie mówię już o spółkach nomenklaturowych, ani nawet Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, na który pod koniec lat 80. Polska wyłożyła 1700 mln dolarów. 

        Długi wykupiono, ale tylko za 60 mln dolarów, a 1640 mln gdzieś się rozeszło – oczywiście nie bez śladu, bo powstało przecież wiele starych rodzin, których potomstwo opowiada się za modelem demokracji kierowanej, w którym obywatele-suwerenowie wprawdzie głosują, ale zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni, to znaczy –  gronem ubeckich dynastii, wokół których w obronie demokracji kicają autorytety moralne, a nawet pan mecenas Roman Giertych. 

        Warto wspomnieć i o szwajcarskim Sezamie, w którym Skarby Labiryntu zostały pracowicie uciułane z walorów kradzionych z Peweksu przez co najmniej 18 lat (przykładowy transfer z jednego tylko dnia opiewał na 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów – i tak przez 18 lat!). Kiedy rewelacje na ten temat ukazały się w tygodniku „Wprost”, ówczesny prezydent Kwaśniewski zagroził, że jeszcze jedno słowo, a zarządzi „lustrację totalną”. Na takie dictum Jacek Kuroń i Karol Modzelewski wysłali mu list z propozycją zakopania wojennego topora, byle tylko premier Józef Oleksy podał się do dymisji – co wkrótce nastąpiło.

        Przypominam o tym wszystkim nie tylko dlatego, że nad tamtymi aferami zaciągnięto szczelną zasłonę, której nie śmie uchylić ani niezależna prokuratura, ani wścibskie Centralne Biuro Antykorupcyjne, ani nikt inny – co dowodzi, że nawet okrucieństwo faszystowskiego reżymu ma swoje granice, których nikt nie ośmiela się przekroczyć – ale również dlatego, że poddany męczeństwu przed sejmową komisją badającą aferę Amber Gold pan Maciej Plichta, zwany „Maciejem P.”, na pytanie o pieniądze, czyli 850 mln złotych, które zostały wyprowadzone ze spółki w nieznanym kierunku – i dopiero potem niezależna prokuratura wszczęła tak zwane „energiczne  kroki” – odparł, że nie ma Polakom nic do zwrócenia. I ja mu wyjątkowo wierzę, bo według mojej ulubionej teorii spiskowej, odcięty od stryczka pan „Maciej P.” był tylko parawanem, za którym lody w Amber Gold kręciły stare kiejkuty i to one schowały szmal w „miejscach niemożliwych do wykrycia” – jak kiedyś pan red. Bronisław Wildstein ustalił miejsce, w którym Saddam Husajn ukrył swoją broń masowej zagłady.  Jakże tedy „Maciej P.” może oddać „Polakom” pieniądze, skoro ich nie ma, skoro był tylko parawanem? W przeciwnym razie, to znaczy – gdyby nie był parawanem starych kiejkutów, to czyż znane w świecie z niezawisłości sądy w Gdańsku przymykałyby oczy na jego nieprawości? Czy niezależna prokuratura patrzyłaby na jego wybryki przez palce? Czy służyłby u niego sam premierowicz Michał Tusk? Czy dygnitarze Platformy Obywatelskiej z województwa pomorskiego ciągnęliby po lotnisku samolot OLT niczym ruscy burłacy barki na Wołdze? A jakże! Jeśli zaś przyjmiemy, że przedsięwzięcie było zorganizowane przez starych kiejkutów, to wszystko staje się jasne i zrozumiałe – podobnie jak w przypadku męczeństwa pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą zaczynają pogrążać zeznania świadków powołanych przed komisję badającą aferę wokół tak zwanej reprywatyzacji w Warszawie i innych miastach. Ta afera również byłaby niemożliwa bez parasola ochronnego, jaki nad złodziejami rozpostarły stare kiejkuty – oczywiście nie bezinteresownie – bo mafia nigdy nie działa bezinteresownie. 

        Tymczasem faszystowski reżym, chociaż nie zna miary w okrucieństwie i zadawaniu męczeństwa swoim ofiarom, jak dotąd tylko krąży wokół starych kiejkutów, nękając podstawione przez nich płotki w rodzaju „Marcina P.”, a nawet grubsze karpie w rodzaju Donalda Tuska czy pani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Czy przed uderzeniem bezpośrednim powstrzymują go ustalenia w Magdalence, że „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”, czy też okoliczność, że  po 18 czerwca 2015 roku, kiedy to w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa „Most” z udziałem przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii z naszego nieszczęśliwego kraju oraz ważnych ubeków z Izraela, którzy nastręczyli Amerykanom wciągnięcie starych kiejkutów na listę „naszych sukinsynów”, co zapewniło im immunitet respektowany – jak dotąd – również przez faszystowski reżym, który – gdyby wiedzę o nim czerpać z żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, albo ze stacji telewizyjnych, które podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkuty – jest w swoim okrucieństwie jeszcze gorszy od funkcjonariuszy Państwa Islamskiego, chociaż – o ile mi wiadomo – tamci nie tolerują przypadków odmowy zeznań ani odmowy stawienia się przed komisją, tylko od razu obcinają opornym głowy, podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju męczennicy reżymu korzystają z warunków znacznie bardziej komfortowych.

Stanisław Michalkiewicz

piątek, 23 czerwiec 2017 15:08

Od szczęścia nie ma ucieczki

Napisał

kumorszary        No i zrobiło się wielkie aj-waj – w naszym świecie tysiąca ócz wszystko, jak wiadomo, jest nagrywane, nagrał więc ktoś w Mississaudze matkę chłopca w przychodni, gdy domagała się „białego lekarza”, który „nie ma żółtych zębów”. 

        Z tymi zębami to tak po prawdzie nie wiem, o co chodzi, sam mam żółte i od lat tłumaczę mojej Pani Dentystce, którą do wybielania ręka swędzi, że to jest w moim przypadku normalne, bo przecież to Murzyni mają zęby białe... Czemu mam więc poprawiać po Panu Bogu? 

        Filmik, jak to w dzisiejszym świecie bywa, zaczął żyć własnym youtubowym (i nie tylko) życiem, „rozsławiając” Mississaugę po całym świecie. Pani zresztą wizerunkowo pasuje jak ulał do stereotypowego obrazu „rasistki” – deczko roztyta blondyna obdarzona głosem o wysokich częstotliwościach, holująca za sobą latorośle w sportowym dżerseju i bejsbolówce. Po prostu, nie da się lepiej.

Incydent dał początek wielu internetowym pyskówkom, no bo z lekarzami każdy miał do czynienia, w naszym tutejszym przypadku białymi, żółtymi, szarymi – wszystkimi, jacy są pod słońcem – jako że jesteśmy zewsząd, to i lekarzy mamy zewsząd. 

        Czy domaganie się – w nerwach – „białego” lekarza to rasizm? – Może, ale nie musi. 

        Moje osobiste, rodzinne przypadki z lekarzami są „zdywersyfikowane”, jak całe GTA; mój lekarz „domowy” jest Arabem z Bliskiego Wschodu, pediatra mojego dziecka – super człowiek – jest Hindusem, kardiolog dziecka – jak to mówią Chorwaci, absolutnie perwaja liga – i to nie tylko kanadyjska, ale światowa – jest białym mężczyzną ze Szwajcarii; operację dziecku robił również – absolutny top fachu – biały Niemiec; żonie operację sknociła w Trillium biała kobieta, a poprawiał po niej zespół białych, a dziecku kiedyś wyraźnie dopiero co wysmażona lekarka rodem z Bangladeszu nie rozpoznała na pogotowiu zapalenia płuc, cały czas pytając, „co powiedział lekarz pediatra?”. Jak widać, moje rasowe doświadczenia z tutejszą służbą zdrowia nie układają w jednorodny schemat. Jest i tak, i tak.

        Natomiast to, co jest niepokojące, to że lekarzy mieliśmy brak, i kolejne rządy prowincyjne obiecywały coraz bardziej „udrożnić” i przyspieszać proces nostryfikacji dyplomów, jest to tym bardziej niepokojące w przypadku dyplomów z takich krajów, jak Indie, gdzie dokumenty różnych szkół (podobnie jak swego czasu na Ukrainie) można kupić na targu. 

        A zatem, kiedy trafimy na lekarza, który np. mało tłumaczy, albo jest wprost niemiły, często gdzieś tam z tyłu głowy rodzi się niepokój, że być może jest on po prostu NIEDOKSZTAŁCONY.

        W naszym coraz bardziej rozbełtanym społeczeństwie, podobnie jak niegdyś w socjalizmie, mamy całe instytucje działające na zasadzie „punktów za pochodzenie”, mamy rasizm w działaniu. No bo jeśli traktujemy ulgowo Murzyna, tylko dlatego że jest czarny – to jak to nazwać?! To zaś podkopuje zawodowe standardy, wpuszczając do systemu lekarzy, którzy muszą uczyć się na ludziach. I pół biedy, gdy są zdolni. 

        Tak to jest, gdy polityka, pod postacią politycznej poprawności, wtrąca się nie tam gdzie trzeba. A specjalistów od wtrącania się mamy całe chmary i co chwila ktoś krzyczy, że tym czy tamtym trzeba „ułatwić”, żeby było po równo i sprawiedliwie. Dotyczy to wszystkich dziedzin zawodowych, i nawet jeśli polityczna poprawność nie jest skodyfikowana w postaci instytucjonalnych ulg, to dzisiaj aż strach się bać donosów do Trybunału Praw Człowieka i dla świętego spokoju przepuszcza się na oko tych co trzeba. I to jest problem!

        Niestety, próżno o tym czytać w mediach głównego nurtu – my tu w „Gońcu”, jako ostatni Mohikanie i tak skazani na wymarcie – jeszcze o tym piszemy, ale w głównym nurcie obowiązuje już Łysenko i o genetyce nie pogadasz, że sparafrazuję stalinowskie obyczaje.  

        W ramach walki z rasizmem doszliśmy i do tego, że na największym kanadyjskim uniwersytecie organizuje się rasistowską uroczystość rozdania dyplomów dla Murzynów, podobno po to, aby mogli świętować pokonanie rasistowskich barier. 

        Wzbudza to u mnie dużą wesołość i szczerze przyznam, że im jestem starszy, tym lepiej się bawię, bo nie tak dawno takie numery nawet komediantom do głowy nie przychodziły, a tu proszę, komedię nam grają całkiem darmo. 

        Jak tak dalej pójdzie, to proszę się nie dziwić, że ludzie wszystkich ras i wyznań uciekać będą spod noża lekarzom, którzy dyplom mają za pochodzenie. Taki jest właśnie skutek tzw. akcji afirmatywnej; kiedy zamiast brać się z problemami za bary, szyjemy cesarzowi niewidzialne szaty. 

        A na koniec cytat z Jesse Jacksona, ku pamięci w ramach walki z rasizmem: There is nothing more painful to me at this stage in my life than to walk down the street and hear footsteps and start thinking about robbery. Then look around and see somebody white and feel relieved.... 

        Drodzy kanadyjscy soc-inżynierowie – jesteście otumanieni własną ideologią, kneblujecie usta wrzaskiem i policją. Chcecie leczyć złamanie ręki środkami przeciwbólowymi, a tymczasem wkrada się gangrena.

        Biała kobieta w nerwach chciała do swego dziecka białego lekarza mówiącego po angielsku. No to się nam kurcze blade porobiło; założę się, że niedługo będziemy mieli dla takich kursy deradykalizacyjne połączone z pomocą farmakologiczną. Już w Sowietach zamykali dysydentów w psychuszkach. Bo tylko ludziom nienormalnym może się nie podobać – w Kraju Rad – najlepszym państwie pod słońcem! Historia kołem się toczy.

        Po prostu, Drogi Czytelniku, od szczęścia nie ma ucieczki.

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany poniedziałek, 03 lipiec 2017 07:31

        Ponad rok temu odbyło się zorganizowane przez Kanadyjską Radę Mediów Etnicznych spotkanie z szefem ontaryjskiej Partii Nowych Demokratów (NDP), panią Andreą Horwath. To było dosyć ciekawe spotkanie. Miało ono miejsce zaraz po spotkaniu z federalnym ministrem do spraw imigracji Johnem McCallumem. Wówczas pani Horwath jako centrum swojej wypowiedzi postawiła walkę z rasizmem, homofobią i antysemityzmem.             

            Jako przykład problemów rasistowskich podała swoją rozmowę z dwoma studentkami niebiałymi, które skarżyły się jej, że na uniwersytecie są prześladowane przez wykładowców uniwersyteckich, że mają niskie oceny, a były w szkole średniej dobrymi studentkami. Nie miały wcześniej problemów z nauką, a teraz nie mogą dostać dobrych stopni. Po tej wprowadzającej do dyskusji wypowiedzi, z ponad 80 osób obecnych na sali ponad połowa wyszła. 

        Tu trzeba wyjaśnić, że olbrzymią większość członków Rady Mediów Etnicznych stanowią osoby niebiałe. Co ciekawe, praktycznie wszyscy biali członkowie pozostali na sali. Dlaczego tamci inni wyszli? Być może uznali, że po spotkaniu z ministrem do spraw imigracji pani Horwath nie ma nic ciekawego do powiedzenia? Być może uznali, że sprawy rasizmu w Ontario w stosunku do tego, co ci dziennikarze widzieli w krajach swojego pochodzenia, są nie tak straszne, jak przedstawia to pani Horwath? Według mnie jednak, pani Horwath nie odrobiła pracy domowej. Nie dopytywała się więcej, jak to jest z tym, że nagle absolwenci szkół średnich nie mogą sobie dać rady na pierwszym roku uniwersytetu.

Ja osobiście skłaniam się ku twierdzeniu, że dzieje się tak, ponieważ nauczyciele w Kanadzie nie chcą mieć kłopotów, wobec tego unikają konfrontacji. Najprościej przedstawiłbym to unikanie konfrontacji w taki sposób, że tam gdzie komuś należałaby się dwója, tam stawiają trójkę, tam gdzie powinna być trójka, tam dają czwórkę, tam gdzie powinna być czwórka, tam dają piątkę. Trudny sprawdzian dla uczniów kończących szkoły średnie w Kanadzie przychodzi na uniwersytecie. Program uniwersytetów podlega pewnym normom ogólnoświatowym. Uprzywilejowująca sytuacja, w której nauczyciel jest niejako w obowiązku nauczyć ucznia, już na uniwersytecie się kończy. Tutaj uczeń musi się uczyć. Musi dopasować się do norm i minimum narzuconych przez uniwersytet. Na uniwersytecie dochodzi więc do zderzenia przyzwyczajeń i oczekiwań ucznia wyniesionych ze szkoły podstawowej i średniej i oczekiwań i wymagań uniwersytetu wobec tegoż ucznia.

        Po wprowadzeniu zrobionym przez Andreę Horwath rozgorzała gorąca dyskusja. Właściwie wszyscy kierowali swoje pytania i wypowiedzi w taki sposób, by zwrócić uwagę pani Horwath na to, że sprawy rasizmu wcale nie są sprawami najważniejszymi dla osób mieszkających w Ontario. Z tego spotkania pamiętam również to, że bardzo mało osób, które pozostały na spotkaniu, podeszło do niej, by zrobić sobie z nią pamiątkowe zdjęcie. Robienie sobie zdjęcia z zaproszonym politykiem jest tradycją takich spotkań.

        Wówczas, rok temu, na zakończenie tamtego spotkania, widziałem zaskoczenie na twarzy pani Horwath.

        Od tamtego czasu minął ponad rok i w poniedziałek, 12 czerwca, w ratuszu miasta Toronto odbyło się ponownie spotkanie z Andreą Horwath, szefem NDP. Tym razem pani Horwath w swoim zagajeniu nie mówiła o problemach rasizmu. Mówiła natomiast o problemach finansowych prowincji Ontario. Mówiła o tym, że liberałowie, który rządzą od 14 lat w prowincji Ontario, doprowadzili do tego, że Ontario ponosiło straty finansowe. Tak było w przypadku projektu budowy elektrowni gazowej, tak było w przypadku budowy tak zwanych elektrowni wiatrowych, elektrowni słonecznych. Z programów tych liberałowie wycofali się, ale w międzyczasie mieszkańcy Ontario ponieśli koszty tych nieudanych projektów. 

        Dalej pani Horwath mówiła o sprawach studentów i projekcie NDP polegającym na likwidacji oprocentowania pożyczek studenckich. Krytykowała sprzedaż przedsiębiorstwa zajmującego się przesyłem energii elektrycznej, czyli Hydro One, mówiła o sprawie szpitali w Ontario. Krytykowała to, że szpitale w Ontario są wykorzystywane w ponad 100 proc. ich możliwości. Powiedziała, że z analiz wynika, że szpitale powinny być tak planowane, żeby były wykorzystywane w 85 proc. ich możliwości. W tej chwili okres oczekiwania na przyjęcie w poczekalni w wielu szpitalach jest stanowczo zbyt długi i tu podawała przykłady.

        W sprawie przedsiębiorstwa przesyłu energii Hydro One powiedziała, że w tej chwili udziały prywatnych inwestorów we własności Hydro One są w granicach 60 proc.

        NDP proponuje odkupienie udziałów prywatnych inwestorów w Hydro One za dywidendy wypłacane przez to przedsiębiorstwo. Stwierdziła, że sprzedaż Hydro One za niską cenę 5 miliardów dolarów przyniosła duże straty Ontaryjczykom, ponieważ utracili oni kontrolę nad przesyłem własnej energii elektrycznej, nie mówiąc już o tym, że jest nadwyżka produkcji energii elektrycznej w Ontario.

        Andrea Horwath skrytykowała duży dług prowincji Ontario. W tej chwili Ontario wypłaca corocznie około 40 miliardów dolarów odsetek. Ale według analiz, ten koszt może bardzo szybko wzrosnąć do 95 miliardów dolarów.

        Na tym zakończyła się część wstępna i nastąpiły pytania. Dziennikarz „Gońca” powiedział, że z tego, co słyszał, to sprzedaż Hydro One była tak ustawiona, że inwestorzy ze wschodniego wybrzeża USA kupili udziały w Hydro One, ale w zamian wykupili część długu prowincji Ontario i w ten sposób przez jakiś czas zapewniają niskie oprocentowanie długu prowincji Ontario. Więc jeśli miałoby miejsce odkupienie przez rząd prowincji Ontario udziałów w Hydro One, to wówczas jest prawdopodobne, że dług ontaryjski musiałby być odnawiany na wyższy procent. Więc mamy tu do czynienia z tak zwanym paragrafem 22. Jak prowincja Ontario odkupi udziały w Hydro One, to w konsekwencji dług ontaryjski byłby odnawiany na wyższy procent. Jeśli się tego nie zrobi, to koszt energii sprzedawanej Ontaryjczykom będzie rósł.

        Druga sprawa, do której odniósł się dziennikarz „Gońca”, to kwestia umowy handlowej między Kanadą i Stanami Zjednoczonymi (NAFTA). Otóż po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa podatku na importowane przez Stany Zjednoczone z Kanady drewno budowlane, podatku w wysokości 15 proc., następnego dnia wartość dolara kanadyjskiego spadła o prawie 2 centy. Naokoło słyszy się głosy osób pytających się o to, czy NAFTA (układ o wolnym handlu z USA) jeszcze obowiązuje? Pytanie jest takie, że według mnie, społeczność, mieszkańcy prowincji Ontario, nie zdają sobie sprawy z tego, że zmieniły się warunki polityczne, w jakich żyjemy, że warunki są niesprzyjające, że trzeba inaczej się rządzić, że nie można już tak bezkrytycznie przyjmować wszystkich obietnic wyborczych liberałów, ale czy elity polityczne, czy pani koledzy politycy rozumieją to, że zmieniły się warunki polityczne i gospodarcze?

        Andrea Horwath: Jeśli chodzi o wykupienie z powrotem udziałów w Hydro One, to tutaj nie mamy jakiegoś dokładnego planu. Nie wiemy, po jakiej cenie wykupywalibyśmy te akcje. Nie wiem też, jakie są warunki, jaka była umowa dotycząca sprzedaży prywatnym inwestorom Hydro One. 

        Jeśli chodzi o drugie pytanie, o sprawę umowy o wolnym handlu między Kanadą i USA, to Amerykanie nie tylko złamali układ o wolnym handlu w przypadku podatku na drewno budowlane, Amerykanie wycofali się jeszcze z paru innych klauzul tej umowy.

        Moi koledzy politycy mówią do mnie: popatrz, Kathleen Wynne (premier Ontario) jeździ do USA i tam rozmawia z gubernatorami poszczególnych stanów USA na tematy gospodarcze. Jak ona się stara! Ale ja im odpowiadam: To jest przecież jej praca! Ona za to jest odpowiedzialna za to, by na te tematy z Amerykanami rozmawiać!

        Po tej odpowiedzi pani Andrei Horwath pytanie zadała dziennikarka ze społeczności afrykańskiej: Co liberałowie z tego mają, że oddali Hydro One prywatnym inwestorom? Przecież jeśli spojrzymy na te 5 miliardów dolarów, to jest to raczej nieduża kwota, za którą Hydro One zostało sprzedane.

        Andrea Horwath: Tak, 5 miliardów dolarów to nie jest duża kwota z tytułu sprzedaży Hydro One. Myślę, że liberałowie utrzymali się przy władzy i że utrzymali wpływy. Zmieniły się zasady składania donacji na cele polityczne i dwaj politycy, minister finansów Charles Sousa i minister do spraw energii (Glenn Thibeault, przyp. autora) otrzymali dużo donacji po 10.000 dol. od dających donacje. Dużo z tych donacji dali prywatni inwestorzy, którzy kupili udziały w Hydro One.

        Pod koniec spotkania pojawiły się dwie kwestie. Ktoś ze społeczności dziennikarzy, zdaje się z Ameryki Południowej, zadał pytanie o to, jakie plany ma NDP wobec dużej liczby biednych dzieci, które mieszkają w Toronto? Pani Andrea Horwath powiedziała, że NDP uważnie przygląda się temu problemowi,  rosnącej liczby biednych dzieci w Toronto, i że NDP docenia wagę tego problemu.

        Później, na zakończenie już, przewodniczący stowarzyszenia dziennikarzy etnicznych, pan Thomas Saras, podziękował pani Andrei Horwath za spotkanie i podziękował jej za to, że za sprawą Nowych Demokratów liberałowie zapowiedzieli wprowadzenie w Ontario minimalnej stawki płacy w wysokości 15 dolarów za godzinę.

        Jakie są moje ogólne wrażenia ze spotkania z Andreą Horwath?

        Przede wszystkim każdy polityk składa obietnice wyborcom. Tak jest, ponieważ naturalnym celem polityka jest utrzymanie się przy władzy. Chodzi o to, na ile te obietnice są realistyczne. Pani Andrea Horwath przyszła tym razem o wiele lepiej przygotowana do spotkania niż na poprzednie, które miało miejsce ponad rok temu. Być może wymusiły to na niej zmienione okoliczności ekonomiczne Ontario? Nie można już składać wyborcom obietnic bez pokrycia, bo możliwości zaciągania pożyczek przez prowincję Ontario się skończyły. W momencie gdyby procenty poszły w górę, to koszty obsługi długu gwałtownie by skoczyły, co z kolei spowodowałoby uniemożliwienie (zapłaty) obsługi szeregu programów socjalnych itp. Mieliśmy więc na tym spotkaniu do czynienia z trochę inną osobą niż przed rokiem.

        Inna moja obserwacja z tego spotkania jest taka, że na opinie mieszkańców Ontario wpływa to, skąd pochodzą, z jakich krajów. Polacy, szczególnie ci którzy przyjechali w fali emigracji posolidarnościowej, stanowią wyjątek wśród tych, którzy zjechali się do Ontario, a szczególnie tych, którzy przyjechali do Toronto. My, osoby pochodzenia polskiego, jesteśmy niewielką grupą, która ma poglądy konserwatywne tak w sferze kulturowej, jak i na płaszczyźnie ekonomicznej. Na przykład wśród moich kolegów ze Stowarzyszenia Inżynierów spotkałem wiele osób, które były sceptycznie nastawione do sprawy montowania elektrowni wiatrowych i słonecznych w Ontario. Nie ten klimat, nie to nasłonecznienie, brak wiatrów itd. Mieliśmy rację. Jak wiemy, liberałowie gwałtownie w ubiegłym roku wycofali się ze wszystkich tych kosztownych i nieekonomicznych projektów. Ale odbiły się one na kosztach energii, kosztach płaconych przez Ontaryjczyków.

        Gdybym mógł pokusić się o ogólną opinię, to nasze środowisko polonijne od dawna patrzyło sceptycznie na wydawanie pieniędzy na tego typu projekty, jak elektrownie wiatrowe, czy też budowa elektrowni, a później rezygnacja z jej budowy. No, ale politycy kupowali sobie za takie plany głosy wyborców. 

        Inną sprawą też jest to, że do Toronto zjeżdżają się ludzie z różnych krajów, którzy mają często zupełnie inny pogląd na małżeństwo, na rolę ojca w rodzinie, na to do czego służy państwo. Jest wiele grup społecznych o bardzo niskim zrozumieniu swoich obowiązków wobec państwa i na odwrót, wobec rodziny. To wszystko przekłada się na taki pogląd, „że państwo powinno dać”, i na pewna gettowość w sposobie patrzenia na politykę. Tutaj przykładem mogą być środowiska muzułmańskie, które przeważająco głosują na liberałów pomimo bardzo konserwatywnych religijnych poglądów. Czyli, żeby nam było dobrze, a inni jak sobie zrobią, to ich sprawa. My w naszych społecznościach się zabezpieczymy i przetrwamy. I echo tego typu poglądów, wypowiadanych w różnym kontekście, słyszy się na wszelkiego rodzaju spotkaniach z politykami.

        Przez to, że ludzie o takich poglądach zmienili strukturę społeczną Toronto, liberałowie mogli zdobyć czas na wprowadzenie swojej rewolucji kulturalnej w różnych jej odmianach, na zalegalizowaniu eutanazji kończąc. Zdobyli na to wystarczająco dużo czasu, by wprowadzić w życie wszystkie potrzebne ku temu zapisy w prawie, i na to, żeby te zapisy się ugruntowały jako elementy kultury i zdobyły akceptację społeczną. Nie chcę być złym prorokiem, ale teraz śmiało mogą oni oddać władzę komukolwiek, bo przepisy rewolucji kulturalnej już weszły do konstytucji, już weszły do kodeksów i prawa niższego rzędu, już weszły do obyczajów. Problem w tym, że liczba tych, którzy pracują, albo inaczej, tych, którzy chcą pracować, gwałtownie się zmniejszyła. 

        Usłyszane na tym spotkaniu pod adresem liberałów słowa krytyki za rozrzutność są długo spóźnione. Z drugiej strony, również słowa te nie trafiają na podatny grunt. Jest olbrzymia grupa mieszkańców prowincji Ontario, ale szczególnie w GTA, którzy po prostu nie wiedzą lepiej, wiedzą tylko, że państwo ma dać. Na to wszystko na dodatek nakłada się również olbrzymie zadłużenie przeciętnego Kanadyjczyka.

Janusz Niemczyk

piątek, 23 czerwiec 2017 14:57

Gabinet osobliwości

Napisane przez

ostojan        „Krzywa statystyczna wskazuje, że najwięcej jest ludzi normalnych, przeciętnych. Opada w dwie strony. Po lewej są nawiedzone oszołomy, a po prawej wybitni wybrańcy losu.”

        Od dawna toczą się spory historyków o rolę jednostki w polityce. „Wieszcz-oszołom” rewolucji bolszewickiej Majakowski pisał: „Jednostka zerem, jednostka bzdurą, sama nie ruszy pięciotonowej kłody choćby i wielką była figurą...”. Wiemy, mądrzejsi o pokolenia, jak bardzo się w tym wierszowanym ustępie mylił. Sam zorientował się za późno i popełnił samobójstwo. A kacapską kłodą mocno potrząsnął pewien Gruzin. Należało im się!

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.