Był to pomysł raczkujący w dobie dot.com, rozpasania giełdowo-finansowego; w Internecie na serwerach komputerowych powstawać zaczęły wydumane krajobrazy urbanistyczne, w których za całkiem realne pieniądze wypracowane w świecie można było kupować sztuczne majątki – domy, hotele, centra handlowe; kupować w nadziei, że uczestników zabawy będzie więcej i popyt na atrakcyjne nieruchomości wirtualnego świata wzrośnie.
Ot, taka gra w Monopol posunięta o jeden most dalej.
Wydawało się to wszystko czystą głupotą i fanaberią.
Tymczasem, gdy się człowiek dobrze zastanowi, okaże się, że dzisiejszy rynek finansowy, z jego wykładniczo skomplikowanymi narzędziami handlu ryzykiem, niewiele odbiega od tamtej niby-rzeczywistej przestrzeni do zabawy.
Wszak pieniądz nie wymaga już żadnego materialnego nośnika i jest sprowadzony do elektronicznego rejestru kont "ma" i "winien"; do informacji.
Wykreowane przez ten pieniądz instrumenty finansowe tworzą wirtualną rzeczywistość, w którą zaklinana jest niczym wąż fujarką realna ludzka praca; tworzą tak "kosmiczne" niby-bogactwo, że nie da się go przełożyć na żadne materialne posesje czy dobra. Gdyby dzisiejszy pieniądz zaklęty w piramidach ubezpieczeń kontraktów na ubezpieczenia kontraktów począł szukać realnych bogactw, ziemi, surowców, fabryk, budynków, placów, złota... okazałoby się, jaka jest prawdziwa wartość nagromadzonych środków, nastąpiłaby ich nagła dewaluacja.
Na dobrą sprawę nikt nie wie, ile jest obecnie pieniądza w obiegu (o ile można jeszcze mówić o czymś takim jak "obieg" pieniądza), więc jeśli ten "pieniądz" zacząłby szukać towaru", trzeba byłoby łapać szybko co pod ręką i uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Dzisiejsza giełda niewiele przypomina tę sprzed kilkudziesięciu lat. Możliwość natychmiastowego przemieszczania miliardów dolarów w tę i we w tę po całym świecie, zautomatyzowanie i skomputeryzowanie handlu oraz właśnie wielość i powszechność instrumentów finansowych do handlowania ryzykiem; wszystko to w połączeniu z modelowaniem matematycznym procesów ekonomicznych sprawia, że jesteśmy świadkami wciągnięcia wszystkich ludzi w spekulacyjne superkasyno, na którym stawką są nie tylko oszczędności emerytalne drobnych ciułaczy, ale istnienie bądź nieistnienie całych sektorów jak najbardziej konkretnej gospodarki zatrudniającej jak najbardziej realnych ludzi.
Co więcej, można zaryzykować twierdzenie, że ten nadrealny rynek służy dzięki zręcznej manipulacji pozbawianiu większości ludzi efektów ich pracy w majestacie prawa i autorytetu państwa.
Oderwanie pieniądza od jakiegokolwiek realnego wyznacznika wartości pozwala elitom świata tworzyć bogactwo z niczego i sprzedawać je opakowane w różne uprzedzenia i wyobrażenia.
Stany Zjednoczone od lat sprzedają własny sen o potędze pod postacią obligacji państwowych podpartych li tylko zaufaniem do amerykańskiej siły i zmyślności.
Obligacje te tworzone są z niczego prostym "fiat", pozwalają "na wiarę" finansować wojny i mocarstwową politykę państwa emitującego.
Mówi się otwarcie, że tylko system pieniądza z niczego w sytuacji coraz większego przyrostu liczby ludności i ekspansji gospodarczej jest w stanie każdego z nas zaspokoić wizją bogactw, motywując do pracy i posłuszeństwa.
Zwolennicy tego systemu twierdzą, że służy bardzo dobrze utrzymaniu pokoju społecznego i pozwala hierarchizować nadzieje ludzi na konkretne towary, tworząc piramidę porządkującą świat po wyrugowaniu arystokracji i naturalnych elit ludzi dobrze urodzonych.
Dzisiejszy system pieniądza tworzy po prostu planszę gry, w której jesteśmy w stanie handlować nadzieją na bogactwo, czyli możliwość decydowania o losach innych.
Jak widać, system ten ma o wiele bardziej dalekosiężny cel, niż wynikałoby to tylko z praw ekonomii. W pewnym sensie można go również opisywać jako narzędzie dominacji, w którym wbrew głoszonym deklaracjom karty są znaczone.
Trzeba sobie z tych faktów zdawać sprawę, jeśli chce się bardziej rozumieć system polityczny państw wysoko uprzemysłowionych i mechanizmy sterowania pozostające do dyspozycji elit świata.
Trzeba ten system rozumieć, ponieważ po rozpadzie komunizmu Polska została weń również wpisana; i nie można rozpatrywać prawdziwej niezależności bez wypracowania jakiejś formy relacji przyszłego, wolnego państwa polskiego wobec tego systemu.
Nadal na świecie są kraje, które to urządzenie relacji odrzucają – z reguły są one zaliczane do narodów "terrorystycznych" i umieszczane na liście bliskich i dalszych celów wojennych – tak miało to miejsce w Libii, Syrii, Iranie, zobaczymy, co stanie się z Rosją i Chinami pozostającymi w "szarych strefach" tegoż globalnego ułożenia gry.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!